Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2016, 17:22   #68
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Przyglądała się ponuro wąsaczowi, który okazywał się być nadmiernie sprytny lub.. przesadnie głupi i łatwowierny. Ciężko jej było teraz ocenić. Wiedziała jednak, że wcale go nie polubiła. Zresztą, czego właściwie innego się spodziewała po kimś, kto zdaje się z własnej i nieprzymuszonej woli, pracuje dla tych ekscentrycznych arystokratów. Musiał być szalony!

W pewnym momencie pstryknęła palcami, czemu towarzyszyło trzaskanie kilku bezwiednie wznieconych iskierek.

-To dlatego go wygnali, co? Bo nie potrafi samotnie walczyć z hordami bestii i według rodzinki przynosi im wstyd? -zabłysnęła nagle nową myśli. Bo przecież musiało chodzić o coś niezwykle trywialnego. Szlachciurki słynęły z dramatyzowania.

-No cóż, niezupełnie. Zhańbił się litością. Pozwolił uciec wrogom po bitwie, zamiast ich ścigać i wybić co do jednego. Nie można powierzyć władzy osobie o słabej woli - wyjaśnił mętnie gnom.

-Nooo.. powinien ich był zabić, a potem jeszcze wykąpać się w ich krwi. Pewnie takie zachowanie byłoby bardziej należyte dziedzicowi rodu, co? -mruknęła Eshte w odpowiedzi, tylko trochę zaskoczona słowami wąsacza. Wszak oczekiwała jakiegoś cudacznego powodu tego wygnania, chociaż myślała, że będzie w tej historii więcej.. kobiecych, cycatych demonów przywoływanych i wykorzystywanych przez młodego panicza. Ale równie dobrze mogło się okazać, że jego ojciec takie zachowanie akurat pochwala.

-Nigdy nie zrozumiem tych ludzkich zwyczajów – wzruszyła ramionami w niepojęciu, co też nie było dla niej pierwszym razem w przypadku szlachciurków. Prawie można ją było posądzić o.. bronienie Ruchacza, mimo że ten nie wydawał się bardzo przygnębiony tym całym wygnaniem - Chyba, że to jakimś straszliwym bestiom pozwolił chodzić wolno. Wtedy mogę zrozumieć niezadowolenie jego rodzinki.

-Nie są to ludzkie zwyczaje, a raczej lokalny obyczaj. Rodzinne strony Taelgrimów są niebezpieczne i wymagają stanowczego przywódcy. Ojciec Tancrista, Magnus von Taelgrim uznał go za niegodnego dziedziczenia tronu. Nie było to problemem, gdyż Tancrist nie jest jedynym jego synem, ale pozostając na dworze mógłby knuć intrygi przeciw swym braciom. I z tegoż to powodu został wyrzucony z dworu, oczywiście zachowując tytuł i wraz z pokaźnym majątkiem, co by biedy nie cierpiał
-gnom wyjaśnił skomplikowane relacje dworskie

- Zdaje się, że nie jest też.. lokalnym obyczajem, życie takich rodzin długo i szczęśliwie. Ciągłe intrygi i walka o władzę, zamiast rodzinnych pikników na łonie natury - skwitowała pokrótce elfka, w taki właśnie sposób wyobrażając sobie codzienne życie starych, arystokratycznych rodów. Kiedyś może i małe siostrzyczki zmuszały równie nieletniego Thaaneeekryyysta do zaplatania warkoczy, ale to musiało być w dawnych, bardzo niewinnych dla nich czasach. Teraz Wiedźma nie wyglądała na taką, która komukolwiek pozwala dotykać swych włosów czarnych jak smoła.
Stuknęło coś w okolicy gnomich skarbów, pewno fajkowy lisek zrzucił któryś ze „skarbów” na podłogę, ale Eshte tylko niewzruszona podrapała się za uchem - Aż dziw, że po tym wszystkim postanowił się zwrócić akurat do ojca po pomoc. Może pojawienie się tych strzyg jest większym problemem niż myślałam.

-Strzygi są problemem, zwłaszcza jeśli służą wampirowi. To wtedy jest duży problem, ale my mamy krasnoludzkich łowców potworów toteż umiemy sobie z nimi poradzić - wyjaśnił gnom i zaciekawiony hałasem zerknął w kierunku hałasującego zwierzęcia.- Fajkowy lisek… milutki. To wróżysz z dymu, czy z kuli? Bo to zwierzak kapłanów i wróżbitów.

- W niczym. Jestem kuglarką tańczącą z ogniem, a nie jakąś wróżbitką
-odparła Eshte takim tonem, jak gdyby wąsacz ją obraził swym wysnutym pomysłem o niej, wielkiej artystce, bawiącej się w byle wróżby. Mimo, że zrobił to z czystej niewiedzy. To musiało być niezwykle smutne, ale pewnie nigdy nie miał okazji oglądać któregoś z jej zachwycających występów.
Z zadziwiającą jak na siebie czułością zerknęła w kierunku beztrosko brykającego zwierzaczka. Cóż, to nie tak, że mógł narobić większego bałaganu wśród skarbów gnoma -A ten mały żył samotnie w ruinach warowni tamtego czarownika, co to go ubiłam razem z paniczykiem. On wprawdzie mówił, że te pieszczoszki lubią zapach całopalnych ofiar, ale Skel'kel rozsmakował się również w fajkowym zielu. I tak już ze mną został.

-Lubią dym, ale to nie jest ich jedyna sztuczka. Potrafią pomagać przy wróżebnym transie
- wyjaśnił zamyślony gnom przyglądając się stworkowi.- Artystka tańcząca z ogniem, powiadasz? Uczennica Walhara mistrza Siedmiu Ognistych Smoków? A może występowała w trupie akrobatycznej Rajskie Ptaki Płomieni? Bo szczerze powiedziawszy, jakoś nie kojarzę twego oblicza, a widziałem już trochę akrobatów i mistrzów ognia w swym życiu.

-Nie, nie. Występuję sama. Ale w tych okolicach jestem pierwszy raz, więc dlatego mogłeś o mnie dotąd nie słyszeć
-odparła Eshte niezrażona tym, że jej sława nie dotarła do jego gnomich uszu. No bywały jeszcze gdzieniegdzie takie biedactwa nieświadome jej talentów. Szczęśliwie ona miała dobre serduszko, więc była gotowa we własnej osobie oświecić takie jednostki.
Podekscytowana usiadła inaczej, krzyżując nogi na fotelu i spoglądając na wąsacza z błyskiem w oczach -Kiedy czaruś ze swoją rodziną zajmą się już strzygami, a Grauburg przestanie przypominać ponury grobowiec, bo szlachciurki się dogadają i ucałują na zgodę, to wtedy powinieneś wyjść na ulice. Na własne oczy zobaczyłbyś mój taniec z ogniem.

-Na ulice? Czyż słynnej artystce godzi się występować na ulicy? Nie powinnaś pani być zapraszana na dwory, do zamków na przyjęcia, by błyszczeć swym kunsztem przed gośćmi? Albo chociaż w teatrach lub… przynajmniej w karczmach występować?- zdziwił się zaskoczony jej słowami gnom drapiąc się po czole.- Na ulicy byle chałturnik może tańcować. Każdy w sumie. Osoby twojego talentu winny się wyżej cenić.

- A bo to występowanie na ulicach czyni moją sztukę jakąś gorszą?
-zapytała kuglarka przekrzywiając głowę. Mogła się obrazić za bycie przyrównaną do jakiegoś chałturnika, ale przecież nie zamieniłaby swego wozu na zamkowe wygody. Mogli tu mieć miękkie poduchy, służbę na każde zawołanie i stoły uginające się pod tonami pysznego jedzenia, jednak były tu również obecne męczące Eshte intrygi. Nie miała do tego głowy. Uh, no i jeszcze tutejsze paniunie..
-Zdarzało mi się być zapraszaną na dworskie przyjęcia, ale zostałam wychowana wśród wiecznie podróżujących artystów, akrobatów i wróżbitów. Lubię wolność i nie przepadam za szlachciurkami dyktującymi mi co chcą zobaczyć, a później próbującymi złapać mnie za tyłek. Bo przecież jestem tylko prostą elfką to można, no nie? -swój wywód zwieńczyła dość nieprzyjemnym uśmieszkiem.

-Jest w tym jakaś logika.. więc tu na zamek też cię zaproszono? Bo jakoś przegapiłem chyba twój występ - odparł nieco przepraszającym tonem Benedictus wyraźnie zakłopotany tym faktem.

-Nie, nie. Tutaj jestem tylko jako towarzyszka panicza – cisnęło jej się na usta dodanie „niestety”, ale zdołała je przełknąć na rzecz dalszego odgrywania milutkiej przyjaciółeczki Thaaaneeekryyysta -Właściwie, to nie widziałam jego rodzinki na przyjęciu, a ta siostrzyczka nie należy do takich, co to łatwo gubią się w tłumie, nie? Czyżby nie przepadali za tańcami i muzyką?

-Przecież tam byli. Zresztą ja też.
- wyjaśnił dumnie gnom, a kuglarka przyjrzała się bacznie gnomowi próbując sobie przypomnieć.- Oczywiście inaczej ubrany. Także i von Taelgrimowie dobrali stroje odpowiednie do okazji.

Był? Nie był? Eshte nie była pewna. Tyle tam było ludzi i nieludzi, każde z dziwnym gniazdem z włosów na głowie, każde obwieszone koronkami, wielu w twarzach wypudrowanych ponad zdrowy rozsądek. Niektórzy w perukach. Zbyt wiele osób, by kuglarka mogła zapamiętać kogokolwiek, czy nawet zauważyć.

-Towarzyszka… to brzmi jakbyście byli bardzo blisko. Cieszę się waszym szczęściem.- dodał gnom sięgając do sakiewek przy pasie.- Ale jakbyście chcieli doprawić swoje życie… łóżkowe, odrobiną ognia, to ja mam coś takiego w sam raz.

-Co co co takiego?!
-zakrzyknęła kuglarka nie tylko zaskoczona, ale również wielce zszokowana śmiałością gnoma. Choć może dla niego zaopatrywanie tej rodzinki w tego typu.. specyfiki, było zaledwie częścią codziennych obowiązków. Bynajmniej jednak korzystanie z nich nie należało do zwyczajów Eshte, czemu otwarcie dała wyraz machając w panice rękami oraz tłumacząc – Nie, nie! Nie trzeba! To bardzo miłe, ale raczej nie potrzebujemy...
Reszta jej słów utonęła w żarliwym bełkocie mającym uprzejmie wyjaśnić wąsaczowi, dlaczego jego „usługi” nie będą potrzebne jej i Ruchaczowi. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby wprost mogła powiedzieć jak bardzo ją brzydzi myśl o dzieleniu łoża z tym napuszonym czarownikiem. Tymczasem musiała sobie radzić innymi wytłumaczeniami, które nieznający jej natury gnom mógł wziąć za, haha, przejaw wstydliwości elfki.

-Oj tam… jak to mówią, trzeba sobie życie miłosne urozmaicać. Moja rasa słynie z ciekawości, więc lubi eksperymentować, także w łóżku. Mógłbym wam podpowiedzieć to i owo. -rzekł z uśmiechem Benedictus i dodając cicho.- Oczywiście, w pełni dyskretnie. Wszak to delikatne dla ludzi i krasnoludów sprawy. Cieszy mnie, że tak lgniecie do siebie. Bardzo się bałem, iż Panicz nie odnajdzie się w szerokim świecie, a tu proszę... przygruchał sobie taką ślicznotkę. I to jeszcze światową artystkę!

-No taaaaaaak. Chyba nie najgorzej sobie radzi na tym wygnaniu.. - przyznała ostrożnie Eshte z niejaką ulgą przyjmując to, że gnom zaniechał poszukiwań tego tajemniczego sposobu na.. uh, doprawienie łóżkowego życia jej i Ruchacza. Szczególnie, że w jego ustach takie eksperymenty brzmiały szalenie niebezpiecznie. I przywodziły jej na myśl wszelkiego rodzaju wybuchy w najmniej ku temu odpowiednich momentach oraz miejscach.. no, intymnych. Zaniepokoiło ją to, ale też.. w przedziwny sposób zaintrygowało. W czysto artystyczny sposób, więc zapytała -A często dochodzi do.. wypadków w trakcie tych waszych eksperymentów?

-Zależy o jakich eksperymentach mówimy. W przypadku tych łóżkowych, to raczej nie.
- zaśmiał się wesoło gnom i wyciągnął z pasa małą kunsztownie wykonaną fiolkę.






I otworzył ją… uff, nie wybuchło. Za to gnoma i kuglarkę otoczyła niewidoczna ale wyraźnie wyczuwalna mgiełka fiołkowego aromatu.
Marszcząc nos Eshte powąchała zapach unoszący się w powietrzu. Towarzyszyła jej przy tym olbrzymia doza.. podejrzliwości, w razie gdyby ustrojstwo okazało się mieć działanie podobnemu pyłkowi wróżek, co to go Ruchacz składował w swej komnacie. Nie chciała w szale pożądania i namiętności rzucić się na biednego gnoma. Albo na kogokolwiek innego, aby już być dokładnym.

- Co to takiego? - mruknęła, choć w jej oczkach bardziej interesującym zdawała się ta prześliczna fioleczka niż sam znajdujący się w niej specyfik.

- No cóż. Pachnidło mego pomysłu. Olejek mający pobudzić zmysły i fantazyję.- odpowiedział dumnie gnom. - Bo też ja jestem alchemikiem i uczyłem Panicza tej sztuki.

-Naprawdę? Nie chwalił się, że lubi eksperymentować w taki sposób.. - kłamsteweczko wycisnęło się na wargach elfki. Wprawdzie w komnacie Ruchacza nie znalazła łańcuchów, kajdan czy choćby jednego bicza, ale posiadany przez niego pyłek wróżek mówił sam za siebie. „Ważny składnik alchemiczny”, dobre sobie.
-Ja się nie znam na alchemii. Masz może jakieś specyfiki mogące się przydać w czasie występów? Muzykę zamkniętą w fiolce? Eliksir otwierający cudze kieszenie? A może taki, który przyzywa smoka z płomieni? -podekscytowana, jak gdyby gnom odpowiedział twierdząco na każde z jej pytań, kuglarka uniosła wysoko ręce pokazując wymaganą wielkość owej ognistej gadziny. Niezbyt postawna, zaledwie nieco większa od zdobnego fotela - Albo przynajmniej maść na stare poparzenia?

- Hmmm… to dość wiele różnorakich podejść. I nie wszystkie da się zamknąć w czystej alchemii, ale tak… mam muzykę zamkniętą w mechanicznym pudełeczku, a dokładniej jedną melodię…- wyjaśnił dumnie gnom.- W podręcznej katarynce, po nakręceniu kluczykiem można posłuchać muzyki odgrywanej przez dzwoneczki. Można też wpisać nową melodię w miejsce starej jeśli ma się dość wiedzy i talentu. Niestety mnie tego drugiego brakuje, więc… tylko słucham mej ulubionej. Mam magiczne eliksiry, które pozwalają zionąć ogniem i rękawicę czarów. Nie wiem jednak po czemu tobie potrzebne coś takiego jak eliksir… otwierający cudze kieszenie? Przecież złodziejką chyba nie jesteś?- spytał na koniec nieco podejrzliwie gnom.

-Pfff, no oczywiście, że nie! Jestem artystką! -parsknęła Eshte głośno, w niemałym rozbawieniu na pytanie wąsacza. Cóż za niemądry pomysł mu przyszedł do głowy! Musiało być przez te wszystkie alchemiczne wyziewy.
Ze śmiechu aż paluszkiem otarła niewidoczną łezkę z kącika oka.
- Złodziejką, to żeś wymyślił, naprawdę. Po prostu czasem zdarza się.. że co poniektórzy lubią sobie pooglądać moje tak wyczerpujące występy zupełnie za darmo, bez zaglądania do kieszeni po choćby jedną monetę. A sygnety błyszczą na tłustych paluszkach, prawda -wzruszyła ramionami -Takim skąpiradłom przydałaby się dodatkowa zachęta, nie uważasz?

- No… nie wiem. Jak wspomniałem wielkie artystki opłaca się z góry za ich starania
.- podrapał się po podbródku Benedictus.- Nie mają więc powodu… zaglądać do kieszeni i sakiewek widzów.
Wzruszył ramionami dodając. -A co do poparzeń, to… może? Jestem alchemikiem, nie medykiem, ale może mógłbym coś poradzić. Tyle że nie mam takiej mikstury na podorędziu.

- Oh. Podejrzewam, że przez te wszystkie grauburgowe bestie, jeszcze przez jakiś czas zostaniemy w zamku. Dlatego jeśli wpadnie Ci w ręce taka maść, to będziesz wiedział w czyich komnatach mnie znaleźć - w szerokim uśmiechu błysnęły ząbki elfki, choć tak naprawdę to niezbyt było jej do śmiechu. Wcale nie chciała być w taki sposób tutaj kojarzona. Jako wielka artystka, owszem, ale nie jako kochanica i przyjaciółeczka Ruchacza! Jednak jeśli miała mieć z tego jakieś korzyści, to mogła trochę.. uh, pocierpieć.

-A teraz..-ciało swe pochyliła, aż łokcie wsparła o kolana wygodnie skrzyżowanych nóg. Na splecionych palcach dłoni zaś oparła podbródek, spoglądając na wąsacza z nadzieją -Jestem pewna, że masz w zanadrzu jakieś zabawne historyjki z dzieciństwa paniczyka, co? Przydałoby nam się trochę śmiechu przed kolejnym spotkaniem ze strzygami.

- Och… nie wiem czy powinienem opowiadać.
- zamyślił się gnom wyraźnie zmieszany. - Może najpierw opowiesz cosik o sobie. Wstyd mi że tak niewiele żem słyszał, o tak znanej wszak personie jak ty pani.

Elfka machnęła od niechcenia ręką, kiedy wąsacz zgasił jej zapał.
-E, moje dzieciństwo wcale nie było ciekawe. Dni spędzane na ćwiczeniu się w kuglarstwach i śpiewach przy ognisku, nic wartego opowieści. Teraz moja sztuka mnie kształtuje -następnie rozdziawiła usta w ziewnięciu i z powrotem wtuliła się w ciepłe objęcia fotela. Powierciła się trochę, aż znalazła sobie idealnie przyjemną pozycję i nogi luźno wyciągnęła przed siebie, mówiąc -To był długi i wyczerpujący dzień. A szkoda, bo inaczej może zdołałabym Cię przekonać moimi sztuczkami do opowiadania. Prywatny występ za historyjkę z dzieciństwa czarusia, to chyba nie brzmi najgorzej?

-No… to… ciekawe…
- zamyślił się Benedictus drapiąc się w podbródek - Zgoda.


Gnom się zgodził, ale los chyba elfki nie lubił, bo nie było czasu sfinalizować transakcji. Usłyszeli skrzypienie schodów za sobą, po których jak się okazało schodził nie tylko Ruchacz, ale i jego siostra Wiedźma. A także drobny starzec w zbroi.
Mężczyzna ów miał siwe włosy i pomarszczoną twarz.






Pomiędzy swymi dziećmi niski nestor Taelgrimów wydawał się kruchym słabeuszem, ale jego ruchy były energiczne, a spojrzenie przenikliwe. I tym spojrzeniem przyglądał się w zaciekawieniu.

-To ty jesteś tą pyskatą elfką, co zauważyła strzygi? Muszę przyznać iż cenię sobie śmiałość u niewiast, ale rozsądek też.- zaczął przemowę. - Mój syn twierdzi żeś cenna dla niego i ważna w związku z całym… tym bałaganem. Toteż najlepiej będzie jeśli zostaniesz tu pod strażą, podczas gdy my zajmiemy się porządkowaniem sytuacji.

-Ee.. dobrze?
-bąknęła Eshte zaskoczona, nie tylko samym pojawieniem się tej trójki. Po otwarciu ust przez thaaaneeekryyystowego ojczulka spodziewała się co najmniej jakiejś tyrady, może próby wykorzystania jej ( raz jeszcze ) jako przynęty, a przynajmniej reakcji podobnej, jaką miała Wiedźma na widok kuglarki. A tu zdziwienie, plan okazał się być całkiem jej sprzyjający, o ile nie chciano jej tutaj zatrzymać jako więźnia lub niewolnika. Co więcej, staruszek nawet zwrócił się do niej jednym z wielu imion nadanych Eshte przez lata! Pyskata Elfka, Ruchacz musiał już ją przedstawić swojemu tatusiowi.

-Podobno wy
-skinęła w ich kierunku głową o barwnej czuprynie włosów -Lubicie sobie wojować z przeróżnymi bestyjkami, więc ani myślę wam stawać na drodze ku takiej.. rozrywce.

- To dobrze… ptaki mej córki przypilnują cię tutaj, a dwóch strażników przy wejściu dopilnuje by nikt ci nie przeszkadzał. Benedictusie szykuj swoją rękawicę, będziesz potrzebny.
- stwierdził nieznoszącym sprzeciwu głosem. Sprzeciw jednak nastąpił i to z najmniej spodziewanej strony.
- Ależ miłościwy panie. Nie wolno zostawiać tutaj tak potężnej magiczki, która swoją mocą twego syna ocaliła. Dyć się nie godzi odmawiać jej udowodnienia swych talentów magicznych.- stwierdził z wyraźnym przekonaniem.- I narażać jej na martwienie się o ukochanego, który będzie narażał swe życie w jej obronie.

I sześć oczu skupiło swe spojrzenie na kuglarce: kpiące oczy Ariane, zdziwione spojrzenie Tancrista, oraz zamyślony wzrok ich ojca Magnusa.

Porażona łatwowiernością ( lub sprytem ) wąsacza, elfka w pierwszym odruchu potrafiła się tylko uśmiechnąć szeroko, jak gdyby tym samym chciała bezgłośnie powiedzieć -”Tak, potężna magiczka. To właśnie ja. Macie jakiś problem?”.

-Nooo, ale skoro mój.. ukochany -uh, to z trudem wycedzone słowo smakowało na jej języku niczym.. zepsute jajka, tanie wino pędzone ze szczurów, siuśki podawane w piwnym kuflu -Będzie dzielnie walczył w towarzystwie swojej rodziny, to ja nie będę musiała się o niego martwić. Szczególnie, że dużo dzisiaj używałam magii i teraz jestem wyczerpana. Na pewno sobie poradzi beze mnie, prawda czarusiu?
Zagruchała równie umiejętnie, co niedawno na tym nieszczęsnym przyjęciu, kiedy zmuszona była odgrywać jego kochanicę. Chyba nigdy nie będzie w stanie zmyć z siebie tego poniżenia.

- To prawda. Jest wyczerpana i tu nie będę się musiał martwić o bezpieczeństwo mego kwiatuszka.- rzekł z czułym uśmiechem, ale jego szkiełka okularów błysnęły złośliwie. A on sam podszedł i nachyliwszy się ku siedzącej w fotelu kuglarce pogłaskał ją po głowie i pocałował namiętnie w usta. Esthe nie miała wyboru tylko musiała pozwolić mu się pocałować i odwzajemnić pocałunek. A krępująca sytuacja w jakiej się znaleźli sprawiła, że zapomniała poczuć obrzydzenie z powodu zetknięcia się ich ust.
Potem czarownik nachylił się do jej ucha i znów cmoknął je grożąc przy tym szeptem samej kuglarce.- Bądź grzeczna, bo jak nie to postawię cię w takiej sytuacji, że będziemy się musieli miziać i tulić przez godzinę ku uciesze gawiedzi. I wyglądać na zauroczonych sobą. Nie rozrabiaj. Proszę.

Tymczasem gnom spakował większość swoich rzeczy do poręcznego plecaka i nałożył złotą rękawicę wysadzaną klejnotami na dłoń. A wiedźma otworzyła okno i wysłała część swoich skrzydlatych pupili na zwiad.

- Zawsze tak mówisz, zupełnie jakbym nie potrafiła się zachować czy coś - zamarudziła równie cicho Eshte, w towarzystwie powstrzymując się przed okazaniem swego niezadowolenia z wyczynu czarownika - Jeśli rzeczywiście nie napadnie mnie tutaj żadna strzyga, wampiór, Pierworodny czy inny demon, to obiecuję być grzeczna.
Tyle, że w swoim przekonaniu elfka nigdy nie robiła niczego złego, więc inaczej postrzegała swoją „grzeczność” niż Ruchacz. Teraz jednak wyciągnęła ku niemu rękę, aby w nieco niezręcznym przejawie fałszywej czułości, wytarmosić go za policzek, dodając głośniej ze słodyczą - Przynieś mi jakąś śliczną pamiątkę ze swego polowania, cukiereczku.

- Postaram się.
- rzekł “czule” Tancrist i wyszedł z rodziną oraz gnomem zostawiając elfkę samą. Pomijając oczywiście czarne ptaszyska obserwujące każdy jej ruch. Dobrze chociaż, że Skel’kel… gdzie on był?!
Pobieżne nerwowe rozglądnięcie i bezskuteczne próby nawoływania pupilka potwierdziły rosnące obawy elfki. Skel’kela tu nie było.
Zimny pot spłynął po plecach kuglarki, gdy znalazła prawdopodobną odpowiedź. Benedictus musiał go zgarnąć przypadkiem do swojego plecaka, gdy zbierał swe porozrzucane klamoty, pośród których jej pieszczoch buszował.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem