Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2016, 17:39   #70
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dziwiło kuglarkę, że nie wyrwała się z niego z krzykiem, a dospała do jego końca. Może to była wina poduszki. Takiej ciepłej, sprężystej i twardej zarazem. Pokrytej siatką tatuaży.

Klatka piersiowa Thaneeekrryyysta. Kuglarka śpiąc tuliła się do nagiego - szybkie zerknięcie w dół pod kocyk, którym byli przykryci - tylko półnagiego czarownika. Miał spodnie, a ona była na szczęście w ubraniu. Był to niewątpliwy postęp. Wszak po wczorajszej nocy obudziła się naga z równie nagą elfką. Tym razem była przynajmniej ubrana, a czarownik nie był całkiem nagi. Było jednak wystarczająco dużo golizny, by twarz i uszy elfki przybrały czerwony kolor. W dodatku obudziła się w jego komnacie, w jego łóżku i z jego osobą w jego łóżku. Na szczęście nie sama, bowiem jej fajkowy lisek spał sobie na kocyku którym byli przykryci.

„Cojatutajrobięcoontutajrobiolabogacholerajasna dupaaaa...”

Tak jak myśli przewaliły się przez rozczochraną główkę elfki, tak samo jej ciało wykonało gwałtowny ruch, jak gdyby to upadek z łóżka na twardą podłogę był jej milszy od tego tulenia się do nagiego mężczyzny. Oh, z pewnością Paniunia, albo jakakolwiek inna tutejsza szlachcianka zachwycałyby się widokiem Ruchacza tuż po przebudzeniu i ani myślałyby o ucieczce z jego objęć. Ale nie Eshte, nie. Ona powinna już się była nauczyć, że Grauburg nie sprzyja słodkim i beztroskim drzemkom. A to strażnicy potem próbują przestawić jej wóz, albo budzi się u boku nagiej kapłanki, albo czarownik wykorzystuje drzemkę przeciwko niej, albo tak jak teraz – ona odnajduje się z nim w jednym łóżku! I jeszcze te obrzydliwe sny..

Ten, z którego co dopiero się wyrwała, nie tylko wypełnił ją niechęcią i wstrętem. Kuglarka wprawdzie miała drobne piersi, jednak reagowały one na bodźce równie mocno oraz.. wyraźnie, co i te wylewające się z ram dekoltów. Teraz ku swojemu niezadowoleniu odkryła, że cała ekscytacja z sennych pieszczot prawie przebijała się przez jej bluzkę. Zawstydzona szybko skrzyżowała na niej ręce, aby nikt nie dostrzegł tej bezwolnej reakcji jej ciała.
Na pewno istniało wytłumaczenie dla tego koszmaru. Może zaszkodziło jej jedzenie z balu, lub tamtejsze wino. Może Wiedźma lub Paniunia w swej wściekłości rzuciły na nią klątwę. Musiała być jakaś magia, przebrzydłe sztuczki, albo.. albo.. podstęp.

Eshte spojrzała podejrzliwie na śpiącego Thaaaneeekryyysta.. znaczy, bardziej podejrzliwie niż dotąd. Coś bez większego echa zakończyło się to całe polowanie na strzygi. Była odporna na ich śpiew, kręcenie biodrami i machanie cyckami pod nosem, więc musiały znaleźć inny sposób, aby ją dopaść. Nie znała się na wampiórach, ale możliwym było, że ten jakoś zdołał przybrać postać czarownika dla uśpienia jej czujności, nie? Co za naiwność! Od razu przejrzała cały misterny plan tych potworów. Nikt nie będzie się tak nią zabawiał!

Nachyliła się nad szlachcicem, a raczej.. nad tym, co się za niego podawało. Dobrą miało maskę, nie sposób było dostrzec żadnej różnicy pomiędzy Ruchaczem, a ukrywającą się bestią. Ale pozostawał jeden, drobny szczegół, który pozwoliłby jej odróżnić potwora od łotra. Dłonią sięgnęła ku niemu, palcem wskazującym ostrożnie unosząc mu górną wargę. Nie będzie żadnych wątpliwości, jeśli błysną mu drapieżne kiełki.
Ale był tylko biały równy rządek ząbków, ładny ale ludzki. Nie tylko to dostrzegła. Thaaneeekrryst bowiem okazał się mieć opatrunek na przedramieniu lewej ręki. Zagapiła się na ten opatrunek i czarownik podstępnie to wykorzystał. Wargi mężczyzny zacisnęły się na palcu dziewczyny pieszczotliwie, wywołując przy tym przerażająco miły dreszczyk przechodzący przez jej wszak nadpobudliwe jeszcze ciałko. Dotarło to czerwieni na jej liczku i wywołało dziwną pokusą podsycaną ciekawością, by pomuskać jego wargi jeszcze bardziej. Niby spał… ale diabli wiedzą z tym Ruchaczem.
Może i nie miał kiełków, ale najwyraźniej chciał ją pożreć! Co zadziwiające, nie było to.. najbardziej nieprzyjemne uczucie jakiego doświadczyła, lecz mimo to odruchowo cofnęła dłoń. Eshte była całkiem przywiązana do swych palców, wszak narzędzi swej pracy.

Nadal nie spuszczała z niego podejrzliwego spojrzenia, i to obróciło się przeciwko niej. Ciekawość bowiem cicho, acz uporczywie kusiła, aby sprawdzić jakie w dotyku są te tatuaże zdobiące skórę czarownika. Wprawdzie lubił dźwięk własnego głosu, ale o tych zdobieniach nie mówił za wiele. Ani o tym, skąd wzięły się na jego ciele, ani czemu miały służyć, ani jakie uczucie towarzyszyło ich.. świeceniu. A przecież kuglarka nie zamierzała się go o to pytać wprost! Jeszcze pomyślałby, że jest dla niej interesujący. Co za bzdury!
Musiała więc sama znaleźć odpowiedź na pytanie, czy te tatuaże były zimne pod palcami, czy może gorące, czy całkiem zwyczajne. A skoro Ruchacz smacznie spał, to nie mógł wnieść sprzeciwu, ani tym bardziej posądzić elfki o jakieś lubieżności względem siebie. Poza tym, ona tylko delikatnie dotknie, mężczyzna nawet nie zauważy.
Znów wyciągnęła ku niemu rękę, opuszkami palców przesuwając wzdłuż malowideł wijących się po jego najbliższym ramieniu.

Poczuła pod palcami skórę mężczyzny, miękką i ciepłą. Nie było to nieprzyjemne doznanie. Może dlatego że to dla odmiany ona wodziła palcami po skórze mężczyzny. A nie na odwrót. Oj, wiele razy podpici mieszczanie i kmiecie próbowali zmacać jej biust, albo zadek. I w przypadku pupy parę razy im się udało. Oczywiście każdemu odpłaciła z nich odpłaciła za tą zniewagę. Ale teraz to jej palce muskały klatkę piersiową mężczyzny wodząc po niej. Linie tatuaży były rzeczywiście odrobinę zimniejsze od nie zamalowanej tatuażem skóry. Ale przyjemne w dotyku… nagle Ruchacz poruszył się płosząc zaskoczoną elfkę. Ale najwyraźniej nadal spał mocnym snem. Bo oczu nie otworzył.

Ona za to przymrużyła srogo oczęta, w napięciu przyglądając się mężczyźnie i jego ewentualnym oznakom przebudzania się. Jeszcze tylko tego jej brakowało, aby nagle otworzył oczy. Już do końca swego życia musiałaby słuchać, jak to niby „go macała” w czasie snu. Nie pozwoliłby jej o tym zapomnieć.
Tymczasem jednak zdawał się dalej smacznie spać, bądź całkiem nieźle stwarzał pozory. Eshte natomiast siedziała przy nim ze skrzyżowanymi nogami, przypominając odrobinę.. kota, któremu w każdym momencie może jakiś chytry pomysł wpaść do głowy. A wiadomo było, że te futrzaki to wredne bestie. Częściowo wprawdzie zaspokoiła swoją ciekawość, ale teraz niemądrze zaczynała zastanawiać się nad.. sprawdzeniem jak daleko ciągną się te jego tatuaże. Niebezpieczna to była pokusa, którą zdołała jednak odepchnąć od siebie na bezpieczną odległość i w zamian skupić się na innej. Chciała, aby Thaaaneeekryyyst znowu zabłysnął tym bladym, niebieskawym światłem. Ale nie wiedziała w jaki sposób go do tego zmusić bez jego pomocy. Czy świecenie było tylko efektem używania magii, czy miał do tego jakieś tajemnicze słowo, by móc popisywać się przed kobietami? Nie wiedziała, więc pozostało jej wypróbować własnego sposobu.

-Czary mary zaświeć się – syknęła, palcem dźgając go w bok przeplatany tatuażami.

Czarowanie nie dało rezultatów, żadnych. Natomiast dźganie, tak.
Ruchacz ziewnął, nieporadnie machnął ręką na oślep odganiając natrętną dłoń kuglarki i marudząc coś pod nosem, nadal z zamkniętymi oczami obrócił się pokrytymi tatuażami plecami do kuglarki. Zachrapał i znów pogrążył się w głębokim śnie.

Elfka nachmurzyła się, po tym jak z ledwością uniknęła uderzenia jego ręką. Już nieśmiało zaczynała sobie myśleć w duchu, że śpiący czarownik wcale nie jest aż tak odrzucający jak ten gadający, uśmiechający się ironicznie i ciągle próbujący ją zmacać. Jednak ten tutaj osobnik nawet przez sen potrafił ją drażnić.
Jego tatuaże nie zabłysły, pomimo tak usilnych starań Eshte, ale za to w jej oczach pojawiły się złośliwe iskierki. Ruchaczowi coś za słodko się spało, aby szybko nudząca się kuglarka miała na to tak po prostu pozwolić. Nie odpuszczała też zbyt szybko, a nadal chciała zobaczyć jak mężczyzna rozbłyska.

-Zaświeć się -powtórzyła, niezbyt przejmując się byciem przeganianą niby mucha. Palcami znów dotykała splotów jego tatuaży, za każdym razem powtarzając -Zaświećsięzaświećzaświeć.
Obudzony chrapnięciem Skel'kel widać uznał to za dobrą zabawę, gdyż dołączył się do elfki, radośnie skacząc i wijąc się po męczonym Thaaaneeeekryście.

Czarownik nagle obrócił się na plecy, chwycił zaskoczoną elfkę za dłoń i przyciągnął do siebie gwałtownie sprawiając, że znów wylądowała biustem na jego torsie.
-Chyba strasznie lubisz się do mnie tulić, skoro ciągle prowokujesz mnie do tego - ziewnął głośno czarownik zerkając zaspanym spojrzeniem na oblicze kuglarki będące bardzo blisko jej twarzy.- Już się wyspałaś, że ciągle mnie szturchasz? Tak się nudzisz beze mnie, co? Całą noc spędziłem na ratowaniu Twojej pupy przed strzygami. A potem musiałem cię tu dźwigać. Mogłabyś być bardziej wdzięczna i dać mi pospać.

Skel’kel zaś zwinnie wypełzł z pomiędzy przytulonej parki w ogóle nie stając w obronie “zaatakowanej podstępnie” elfki.

-Dź.. dźwigać?! -zakrzyknęła Eshte, bardziej oburzona sugestią czarownika o swojej ciężkiej wadze, niż o byciu do niego przytuloną na siłę. Ale i temu dała wydźwięk, próbując unieść się nad jego torsem i przy okazji uderzając weń piąsteczką -Jestem leciutka jak piórko! Jeśli te Twoje mięśnie nie są zaledwie iluzją, to mogłeś mnie unieść jedną ręką! Nie wspominając o tym, że wystarczyło mnie obudzić. Poszłabym sama i spałabym.. też sama, zamiast budzić się w jednym łóżku z Tobą, Ruchaczu - wypowiedziała to takim tonem, jakby z trudem przychodziło jej wyobrażenie sobie gorszej pobudki niż z nim obok siebie. A jako uliczna, wędrowna artystka budziła się już w przeróżnych miejscach i okolicznościach.

- Cóż, jako moja kochanica powinnaś sypiać przy mnie - przypomniał mężczyzna niezbyt wzruszony jej oburzeniem - Żebyś mnie rano mogła obudzić czułymi pocałunkami i pieszczotami. A nie szturchaniem -
Ziewnął szeroko - Zresztą, tak uroczo i mocno spałaś, że nie miałem serca cię budzić. A potem.. tuliłaś się do mnie ochoczo w nocy. Tak jak teraz, tylko z większym entuzjazmem.

- Uważaj sobie czarusiu, bo ktoś jeszcze pomyśli, że całkiem Ci pasuje uliczna artystka w łóżku zamiast pałacowej kochanicy
-burknęła elfka, której wcale nie podobały się takie umizgi ze strony czarownika. Z szyderstwami i złośliwościami potrafiła sobie radzić, ale takie przytulanki nieco ją wyprowadzały z równowagi.
Teraz jeszcze skrzywiła się będąc tak blisko jego twarzy -Uh.. z takim porannym oddechem to tylko jakaś wyjątkowo oddana lub.. zdesperowana kochanica mogłaby Cię całować.

Przyłożyła dłoń do jego policzka, bynajmniej nie w pieszczotliwym geście jakiego oczekiwał. Ona bezceremonialnie przycisnęła palce do skóry mężczyzny, aby odwrócić od siebie jego twarz. Potem zaś sama zsunęła się z jego torsu i uwaliła wygodnie obok. Przeciągnęła się z pomrukiem, nim zapytała -Co wczoraj właściwie się wydarzyło? Miłe miałeś polowanko z rodzinką? Nie wyglądasz na bardzo poturbowanego przez strzygi..

- Są kapłani na zamku.-
przypomniał czarownik odwracając znów twarz w kierunku oblicza elfki -Udało się nam zabić jedną strzygę, drugą przepędzić. Okazało się też, że to kochanice miejscowego wampira ubitego kilka wieków temu. Jak na parosetletnie baby wyglądały całkiem nieźle.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się ironicznie - A co do kochanic… to kto wie. Sprawdzimy jak dobrze sobie radzisz w łożu? Czy też pozwolisz mi jeszcze pospać? Bo ja jestem nieco zmęczony, a chciałbym się przespać przed tym co nas czeka.

- Podobno Twoja rodzinka to żyje takimi polowaniami na bestie, ale Ty teraz sam brzmisz jak parosetletni dziadunio
- odparła Eshte, szczerząc się do niego w krnąbrnym uśmieszku. Nudziarz jeden. Albo parszywy lubieżnik. Nie wiedziała, które było gorsze w jego przypadku.
Poczochrała dłonią swoje włosy, już i tak po śnie ułożone w artystycznym chaosie. Niesforne kosmyczki sterczały w najdziwniejszych kierunkach, miejscami przyprawiając elfkę o istne różki fiołkowej barwy.
-I co takiego nas czeka? Czyżby.. -przetarła rozespane oczy, w których znów zabłysło pragnienie, jakże jednak teraz odmienne - Czyżby tutaj służba przynosiła szlachciurkom śniadanie prosto do łóżka?

- Randka…
- zażartował czarownik i wzruszając ramionami dodał już poważniejszym tonem.- Czeka mnie wyprawa w pobliskie knieje, a że wolę cię mieć na oku zabieram cię ze sobą. Przelecimy się do lasu po zioła i z powrotem.
I pogroził palcem przed nosem kuglarki.- I nie myśl sobie, że możesz odmówić. Przyciągasz kłopoty jak magnes opiłki żelaza. Nie chcę cię znów szukać po całym zamku, tylko dlatego że gdy mnie nie było znów wpakowałaś się w jakąś awanturę.

Za palcem mężczyzny powędrowały oczy Eshte. Ten ruch przyprawił ją o śmiesznego zeza, nim niecierpliwym ruchem odgoniła od siebie jego dłoń.

-Zaraz, zaraz.. -przymarszczyła brwi, bo i wcale nie przypadł jej do gustu pomysł czarownika. Nie tylko naprawdę wolałaby tutejsze śniadanie do łóżka zamiast jakiejś, uh, randki z nim, ale taka wyprawa wiązała z różnymi niebezpieczeństwami! Doprawdy, jak gdyby już nie miała wystarczająco dużo atrakcji.
-Myślałam, że z tym tatuażem i Pierworodnym ciągle łażącym na wolności, nie powinnam ruszać tyłka za mury zamku. Nie mam zamiaru wpaść w jego łapy tylko dlatego, że Tobie się zamarzyły jakieś leśne schadzki -raz jeszcze dźgnęła Thaaneeekryyysta palcem w wytatuowane ramię, co dla odmiany nie miało na celu przyprawienia go o blade lśnienie. Miało być po prostu nieprzyjemne i oskarżycielskie -Chyba nie chcesz mnie oddać temu pięknisiowi, co?

- Podejrzewam, iż twój elfi wielbiciel przebywa w mieście. My polecimy znacznie dalej. Potrzebuję rzadkich ziół i minerałów do realizacji moich planów.
- wyjaśnił Tancrist spokojnie.- Tak więc wyruszyć mogę. Wolałbym z tobą co by mieć cię na oku. Acz ostatecznie mogę poprosić o to siostrę.

Krzywy uśmieszek elfki był wystarczającym komentarzem na propozycję Ruchacza. Mówił więcej niż tysiąc słów. Coś bowiem Eshte czuła, że byłaby o wiele bezpieczniejsza w ramionach Pierworodnego niż pilnowana przez Wiedźmę. Bądź co bądź ten pierwszy chciał ją wykorzystać tylko jako matkę dla dużej gromady swych dzieci, a w przypadku siostrzyczki Thaaneeekryyysta miała wrażenie, że ta niezbyt została oczarowana urokliwym charakterem kuglarki.
Podrapała się lekko po głowie, tym bardziej jeszcze zmierzwiając swe barwne włosy.
-No dobrze, dobrze. Chociaż sądziłam, że nikt nie może teraz wejść ani.. wyjść z zamku, póki szlachciurki sobie nie wyjaśnią wszystkiego – przyjrzała się czarownikowi z rozbawieniem-Czyżbyś zmierzał się wykraść, czarusiu? Niczym złodziejaszek?

-Wylecieć. Zapomniałaś że mam gryfa?
- przypomniał jej czarownik. Bo i miał...dużą złowieszczo wyglądającą bestię, która wydawała się być pół dzika i zawsze wściekła.- Nie powstrzymają mnie. Poza tym ja nie jestem byle szlachciurką. Mam pewne przywileje od niedawna.

- Nie sposób zapomnieć tego Twojego pieszczoszka
- mruknęła twierdząco kuglarka. Bestyjka czarownika rzeczywiście pozostawała w pamięci dłużej niż najbardziej szlachetne z rycerskich rumaków. Szczególnie, kiedy ktoś planował wykorzystać rozpiętość jej skrzydeł w swych własnych występach.

Rozluźniona, pomimo oczywistego towarzystwa Ruchacza tuż obok w łóżku, Eshte nonszalancko oparła jedną nogę o kolano drugiej. Machając nią w powietrzu prezentowała kolorystyczną różnorodność swych pończoszek, tak pewnie niegodną nóżek wysoko urodzonych damulek.

- Cóż, podejrzewam, że zbieranie z Tobą kwiatków będzie przynajmniej odrobinę lepsze, od ponownego słuchania wyrzutów i krzyków jakiejś rozkochanej w Tobie Paniuni -wzruszyła lekko ramionami -A później może w końcu usuniesz mój tatuaż, co?

-Zajmę się nim też.-
potwierdził Ruchacz ale tak jakoś wymijająco, zerkał na majtającą nogę elfki zamyślony.- Wiele się w nocy wydarzyło. Trudno rzec, jakie sprawy przykują moją uwagę.

-Co takiego?
-syknęła Eshte, jakby niedosłyszała lub dawała czarownikowi jeszcze jedną chwilkę na zmianę jego słów. A jej nóżka, ta sama co z taką beztroską kołysała się w powietrzu, teraz nagle zastygła. I coś.. coś w tym bezruchu oraz grymasie na jej twarzyczce podpowiadało, że z przyjemnością doprowadziłaby do spotkania swojej stopy z tyłkiem tego konkretnego szlachcica -Niby co może być ważniejsze od usunięcia niewolniczego znamienia z mojej skóry?

-Niech pomyślę… a tak kwestia trzech strzyg, które przeniknęły do zamku i prawie przekabaciły pół straży i kilku szlachciców, pewien Pierworodny buszujący gdzieś w mieście i powiązania między tymi istotami, kwestia tego jakim cudem te bestie dostały się do zamku i… cóż… posprzątania bałaganu, bowiem owych walk z potworami i przemienionymi przez nich śmiertelnikami nie udało się jakoś ukryć przed gośćmi
.- Tancrist zaczął wyliczać na palcach z ironicznym uśmieszkiem na obliczu.-I nie zapomnijmy o najważniejszym. Niedoszłej pannie młodej, której nieobecność jest zauważalna i rodzi coraz więcej pytań. I tutejszego arcymaga który wykorzystuje ten problem, by dobrać się do artefaktów wampira których śmiertelnik tykać nie powinien. Tak jak więc widzisz droga Eshte… jest mnóstwo spraw, które pośrednio uderzą w ciebie, jeśli nie zostaną odpowiednio rozwiązane.

-Nie uderzy, jeśli piękniś mnie pierwszy znajdzie i zmusi do urodzenia mu armii długouchych bachorków
- burknęła Eshte, ani myśląc przyznać czarownikowi rację. W końcu, gdyby szlachciurki bardziej interesowały się miastem niż własnymi intrygami i zadkami, to może Pierworodnego wcale nie byłoby w Grauburgu, więc ona nigdy nie otrzymałaby podarunku w postaci tatuażu. Właściwie, to teraz pewnie byłaby już daleko od tego chędożonego miasta! Ona najmniej zawiniła w tej całej sytuacji, ale najbardziej cierpiała!
-Wiesz, to nie ja przyszłam do Ciebie błagając o pomoc. To Tobie na przyjęciu Ery wyjątkowo zależało, aby uwolnić mnie od niego i tej klątwy demona - głowę przechyliła i skrzywiła się na nową myśl. Być może znów okazała się głupia, naiwna. - Chyba, że po prostu byłeś pijany. To wiele by wyjaśniało.

-Bo ty panikowałaś i słusznie zresztą. Niemniej twój tatuaż nie jest jedynym moim problemem moja droga
.- westchnął czarownik smętnie.- I nie jest w dodatku łatwy do rozwiązania. Potrzeba czasu i sił. Na jednym i drugim mi obecnie nie zbywa.

-To co według Ciebie ja mam teraz robić? Czekać bezczynnie, aż Ty uratujesz świat i wszystko sobie powyjaśniacie w zameczku?
- zamarudziła w odpowiedzi, ale również bardziej z przygnębieniem niż wyrzutem - Nie mogę tutaj występować, nie mogę się swobodnie poruszać ani choćby wyściubić nosa za mury. To jak więzienie z wygodnymi łóżkami i jedzeniem, które jeszcze nie zaczęło się ruszać.

Aż spiczaste uszka jej leciutko oklapły. Bo jeśli Thaaaneeekryyyysta przerastało usunięcie tej klątwy i tatuażu, to kto mógł jej pomóc? Nie to, żeby tak bardzo wierzyła w jego magiczne zdolności, ale zwyczajnie nie znała żadnego innego czarownika. No.. był jeszcze ten brodacz z balu, jednak on sprawiał wrażenie tego rodzaju maga, który lubił eksperymentować w swoich lochach.

-Pomóc mi przy zbieraniu ziół na początek. Wylecimy poza zamek i miasto, więc będziesz mogła nawdychać się powiewów wolności. Poza tym… nosisz piękne suknie i masz co dzień trzy posiłki dzienne, chodzisz na bale… są gorsze lochy od tych tutaj.- odparł czarownik próbując ją… pocieszyć.

-Ja wiem, że wczoraj to nie mogłeś oderwać ode mnie oczu i łap – i ust także, dodała sobie w obrzydzonym duchu Eshte. Brr – ale mimo wszystko nadal jestem kuglarką. Lubię moją wolność. Mam inne potrzeby niż tutejsze damulki i nie podoba mi się bycie zamkniętą w zamku, niczym w złotej klatce.

-Ooo tak, z pewnością.
- zaśmiał się ironicznie czarownik zerkając na elfkę.- Taka z ciebie była królowa balu, z pewnością ciężko mi było od ciebie oderwać dłonie, gdy siłą i przymusem zaciągnęłaś mnie do tańca, więc kto od od kogo dłoni oderwać nie potrafił?

-Ratowałam się przed spotkaniem z kapłanką!
-zawołała buńczucznie Eshte. A jako, że zwyczajowo nie miała zamiaru dać temu mężczyźnie przyjemności z naśmiewania się z niej, to łokciem bez delikatności uderzyła go w bok -Mam zamiar spróbować i się dobrze bawić, pomimo odgrywania Twojej kochanicy. Szykuj się zatem na jeszcze więcej tańców, Thaaaneeekryyście.

-A właśnie… jakoś nie podałaś szczegółów dotyczących relacji łączących cię z tą kapłanką. A szkoda, może mogłaby jakoś pomóc.
- zamyślił się Ruchacz rozważając całkiem poważnie tą przerażającą opcję. Któż wie jakie “rytuały” zaleciłaby ona w celu pomocy kuglarce. Prawdopodobnie coś bardziej lubieżnego niż kiedykolwiek doświadczył czarownik, o samej Eshte nie wspominając.

-Nie - tak ważne było dla Eshte wybicie mężczyźnie z głowy tego pomysłu, że nawet opuściła obie nogi na łoże, podniosła się i usiadła. Stanowczo potrząsnęła głową, niby mantrę wypowiadając swój sprzeciw, aby Ruchacz usłyszał wyraźnie -Nie, nie, nie, nie. Zapomnij o niej. Moja sytuacja i tak już jest parszywa, nie potrzebuję jeszcze fałszywej kapłaneczki do pogorszenia jej.
- A skąd wiesz że jest fałszywa?
- zamyślił się czarownik i wzruszył ramionami.- Ciężko ją też zapomnieć, to sama musisz przyznać.
Po czym zakrył oczy dłonią dodając - Potrzebna jest nam każda pomoc w tej chwili.

-Ona tylko udaje kapłankę, aby sobie wygodnie podróżować z rycerzykiem i zapijać się winem w wolnych chwilach. Nie pomoże nam z Pierworodnym
-wyjaśniła kuglarka, zwinnie pomijając kwestię prawdziwej profesyji Arissy. Mogłaby tym za bardzo zainteresować czarownika i jeszcze pokusiłby się o sprawdzenie słów Eshte, co... wcale nie obudziłoby w niej zazdrości! Po prostu była tak wspaniałomyślna, że miała na względzie dobro tego świata, któremu mogłoby zagrozić spotkanie dwójki takich lubieżników.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem