Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2016, 21:32   #37
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Imogen i Natalie


Imogen rozpędziła samochód i trafiła w pierwsze ogrodzenie. Przez ułamek sekundy myślała, że nie udało się i drewniany płot wygrał z pędem sedana. Jednakże rozległ się trzask i deski ustąpiły! Wyjechali z ruin na teren domku jednorodzinnego.


Znaleźli się na podwórku. Na zielonej trawie dwóch chłopców - niewiele starszych od Solvi - bawiło się jakimiś dziwnymi zabawkami na podobieństwo piłek. Ich matka w szarym sweterku spokojnie siedziała na drewnianej ławce, spoglądając na pociechy. Kiedy Imogen z głośnym hukiem pojawiła się na niegdyś bezpiecznym terytorium, przebudziła w kobiecie rejestr gwizdkowy.

Cytat:
Napisał Liam
Zimbabwe jest piękne, przysięgam. Pojechaliśmy z Marisol na północny zachód od Chinhoyi, jak na tamte standardy dużego miasta. Są tam przepiękne jaskinie, wypełnione kobaltowo błękitną wodą. Idealne miejsce do nurkowania. Tak wtedy myśleliśmy.
Olander zdołała zrobić manewr w niewielkiej przestrzeni pomiędzy matką, a jej dziećmi. W następnej minucie pokonała kolejne ogrodzenie. Tym samym wyjechała na drogę.
- Jedź prosto! - krzyknęła Anneke.

Rzeczywiście, gdyby teraz Imogen postanowiła wyhamować i skręcić na główną drogę, wyjechaliby prosto na policję. I najprawdopodobniej dwa opancerzone, czarne sedany wiozącego rannego mężczyznę zostałyby zatrzymane. W końcu te pojazdy były znakiem rozpoznawczym mafii Bogdana Goreleva.

Cytat:
Napisał Liam
Tamtejsi w różny sposób nazywają to miejsce. Chirorodziva, co w wolnym tłumaczeniu znaczy Jezioro Upadłych. Inni nazywają jaskinię Jeziorem Nietoperzy, niektórzy mówią o Matni Mroku. Jednak najbardziej właściwą okazała się nazwa Jezioro Śpiących. Właśnie oni w trakcie naszego pobytu postanowili się przebudzić. I w ten sposób rozpoczęła się nasza przygoda z IBPI.
Stanowczo nie było czasu na rozrysowywanie drzewek decyzyjnych i rozważania wszystkich za i przeciw. W rezultacie Imogen nie zwolniła, lecz wjechała w ogrodzenie kolejnego domostwa. Przejechała przez pusty dziedziniec i rozpędziła samochód na płot znajdujący się w tyle domu.

- GTA, bitches! - Chen wreszcie podłapał nastrój.

Sharif i Alice


Sharif szedł przed siebie, przecinając mrok ostrym blaskiem. Strumień płynący z latarki wyglądał niczym ostrze miecza świetlnego, jednakże było to tylko złudzenie. Niestety w rzeczywistości Irakijczyk był bezbronny. Bolała go głowa po części przykryta na w pół skrzepłą krwią. Widok Tiny wstrząsnął nim, jednakże teraz scena zdawała się bardzo odległa, co najwyżej wyśniona. Mógłby uwierzyć, że to tylko koszmar, gdyby nie ludzie za jego plecami, którzy również byli świadkami zdarzenia.

Alice wygląda jak gnijąca panna młoda, przystrojona w welon pajęczyn i kurzu. Sama bardzo pasowała do obecnego otoczenia i w żadnym wypadku to nie był komplement. Szła ramię w ramię obok wychudzonego Rosjanina, na którym wisiał obszerny kombinezon wojskowy. W tej chwili znajdowali się w pewnej odległości za Khalidem i mężczyzna nie wyczuwał ich obecności. Bardzo trudno było odpędzić myśl, że jest kompletnie sam pośród ciemności.

W przygniatającej ciszy mógłby uwierzyć, że słyszy krzyki z dalekiej przeszłości. Rozganiał latarką nicość, gdyż formowały się w niej obrazy stare, lecz bynajmniej nie zapomniane. Monotonia drogi porwała go w wir rozmyślań i wspomnień.

W tym czasie Alice próbowała oczyścić włosy z pajęczych nitek, spoglądając w nikły, świecący punkcik w oddali, który sygnalizował miejsce pobytu Sharifa.
- Czy możesz mi przypomnieć, czego tutaj tak właściwie szukamy? Wyjścia? - Pyotr zapytał szeptem, jak gdyby obawiając się, że przebudzi czyhających w cieniu lokatorów tunelu. - I proszę, już nie śpiewaj - zwrócił na nią wzrok. - Proszę.

Nagle rozległ się krzyk Khalida. Światełko latarki spadło i zgasło niczym zdechły robaczek świętojański.

Imogen i Natalie


Yvonne Williamson spierała się przez telefon z redaktorem naczelnym.
- Magnusie, reportaże na światowym poziomie nie powstały poprzez trzymanie się bezpiecznych rozwiązań - tłumaczyła protekcjonalnym tonem. - W ten sposób nigdy nie zdobędziemy Pulitzera. Jestem we właściwym miejscu i czasie, by uwiecznić prawdziwe poltergeisty w domu Lilliane Mole. Sowieci śpiewają ody do Stalina dosłownie tuż za rogiem, a ty chcesz, abym po prostu wróciła do studia? - pokręciła głową z niedowierzaniem. - A może wolisz wysłać na moje miejsce tych parszywych gryzipiórków z Przypadek? Nie sądzę!... czyż tak, Magnusie? Powiem ci tylko tyle, że Yvonne Williamson nie odrzuca szansy, kiedy ta puka do jej drzwi.

Rozległo się nerwowe krzątanie. Jeden z techników podbiegł prędko do dziennikarki i podał jej krople waleriany rozpuszczone w szklance wody.
- Jeżeli zaczyna mówić o sobie w trzeciej osobie, to wiedz, że jest naprawdę źle - ktoś inny wytłumaczył Lilliane. - Och nie, już za późno…
Yvonne Williamson wściekle okładała parasolką pluszowego łosia z Happy Meala, leżącego na stoliku obok. Mała dziewczynka rozpłakała się, po czym zaczęła krztusić połkniętą frytką, natomiast jej matka z paniką w oczach wpatrywała się w oblicze zagłady. Współpracownicy Yvonne z trudem wyprowadzili ją z baru. Lilliane westchnęła ciężko, spoglądając na zasiniałe dziecko, które upadło na podłogę. Z wahaniem ruszyła za dziennikarką.
- Powinnam była wiedzieć, że nic z tego nie wyjdzie - mruknęła do siebie ze smutkiem, myśląc o remoncie domu.

Mole wyszła na zewnątrz. Yvonne zaczepiła przypadkową parę, która miała wejść do baru i gestem kazała kamerzyście nagrywać.
- Dzień dobry, nazywam się Yvonne Williamson i chciałabym zadać państwu kilka pytań - przywołała na twarz telewizyjny uśmiech. Aż trudno było uwierzyć, że tuż przed chwilą mordowała pluszowe zwierzęta. - Czy mają państwo chwilę czasu?
- Tak właściwie to…
- To cudownie - dziennikarka pokiwała głową. - Chciałabym porozmawiać na temat lokalnego anturażu. Czy mieszkacie państwo w tej dzielnicy?
- Tak, tutaj niedaleko - młoda blondynka odparła niepewnie.
- Czy to bezpieczne środowisko? Czy zdarzają się bójki, kradzieże, gwałty, bezeceństwa? Jak często? Czy są na porządku dziennym? - Yvonne kiwała głową, niezbyt subtelnie sugerując odpowiedź.
Małżeństwo spojrzało po sobie.
- Tak właściwie to nie - przystojny brunet wzruszył ramionami. - Na szczęście nie możemy się uskarżać. Bardzo tu spokojnie. Blisko sklepy, mało hałasu. Ashley, nasza córeczka, uczęszcza do lokalnego przedszkola i nigdy nie musieliśmy martwić się o jej dobrobyt. Być może moje słowa wydadzą się przesadzone, jednakże nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego miejsca do życia - uśmiechnął się urokliwie.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi - jego żona pokiwała głową. - To dlatego, bo udzielamy się w lokalnej parafii.
- Wszyscy tutaj dbamy o siebie i bezpieczeństwo jest sprawą priorytetową. Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem czegoś niepokojącego.

Yvonne Williamson nie kryła zawiedzenia.
- Czy aby na pewno? Czy nie jest tak, że przymykają państwo oko na pewne sprawy? Albo wstydzą się opowiedzieć o zagrożeniach, które w każdej chwili mogą zaatakować Bogu ducha winnych mieszkańców?
Młoda para pokręciła głowami.
- Możemy zaświadczyć, że najbliższa okolica to najbezpieczniejsze miejsce pod…

Trzask!
Czarny, opancerzony sedan rozwalił najbliższe ogrodzenie, brutalnie wdzierając się na parking fastfoodu. W niebo poleciały odłamki płotu - deseczki, drzazgi i gwoździe. Tumany pyłu wzniecone przez tylne koła gwałtownie wznosiły się ku przestworzom, tworząc swoistą woalkę dymu przysłaniającego blask okolicznych świateł elektrycznych.
- Wiedziałam! - krzyknęła uradowana Yvonne Williamson.
Rozpędzony sedan próbował skręcić, jednakże wpadł w poślizg. Rozległ się zgrzyt hamulców, niestety kierowca nie zdołał na czas zatrzymać pojazdu. W rezultacie przednia maska niefortunnie uderzyła w przystojnego bruneta, ojca małej Ashley.
- Nagrałeś to? - Yvonne zwróciła roziskrzony wzrok na kamerzystę.

Rozległ się wysoki, donośny pisk mężatki - do tej pory szczęśliwej.
Drugi sedan zatrzymał się tuż za pierwszym.
- Nagrywaj Rosjankę za kierownicą! - krzyknęła Williamson.

Imogen ujrzała zwrócone na nią oko kamery. Pośród tego wszystkiego przypomniała sobie, że jej wizerunek w żadnym wypadku nie powinien zostać uwieczniony na nagraniu. Nie mogła pozwolić na to, by znajomi z poprzedniego życia ujrzeli jej twarz w telewizji. Przecież oficjalnie leżała w grobie!

Tymczasem Natalie powoli dochodziła do siebie po gwałtownym hamowaniu. Przetrzymała torbę z Solvi i kukłą. Niemowlę rozpłakało się w środku, co zważając na okoliczności… naprawdę nie było niczym dziwnym. Douglas podniosła wzrok i ujrzała stojącą nieopodal kobietę, która wydała się przedziwnie znajoma. Dopiero po chwili zrozumiała, że ma przed sobą Lilliane - tajemniczą postać, której portret wisiał w salonie ruin Bogdana Goreleva. Płacz Solvi jednak na moment odwrócił odwagę Natalie. Rozwarła torbę i zauważyła rumiane, domagające się powietrza dziecko kwilące obok… połamanej kukły. Drąg, na którym zetknięto głowę czarownicy, złamał się w pół w trakcie hamowania!

Tymczasem Imogen zauważyła, że Liam przestał opowiadać o swoim życiu. Powoli gasł. Mieli coraz mniej czasu, by zawieźć go do szpitala.
- Proszę, niech ktoś pomoże mojemu mężowi! - młoda blondynka płakała nad leżącym u jej stóp mężczyzną.

Można było odpowiedzieć na apel kobiety, jednakże… Liam miał coraz mniej czasu! Należało jak najszybciej zawieźć go do szpitala. Na dodatek wewnątrz sedanów nie było miejsca na kolejnego poszkodowanego - już teraz z trudem mieścili się wszyscy. Możliwość zapakowania potrąconego przez Imogen mężczyzny w żadnym razie nie istniała. Na dodatek nieznajoma dziennikarka filmowała całe zajście. Czy naprawdę najlepszą opcją było zwyczajne wycofanie samochodu i wyjechanie na główną ulicę - jak gdyby nigdy nic? Z drugiej strony… Marisol przysięgała, że zemści się na rodzinach Imogen i Natalie, jeżeli Liam nie pozostanie na pozycji bezwzględnie priorytetowej. Chociaż… czy naprawdę należało się obawiać gniewu kobiety?

Czasu na podjęcie decyzji było bardzo mało.

Alice i Sharif


Pyotr i Alice pobiegli przed siebie. Sharif kazał im zawracać na wypadek niebezpieczeństwa, jednakże zdawało się, że to nie potwór zaatakował Irakijczyka. Wnet znaleźli się w dużym pomieszczeniu, wypełnionym starymi, połyskującymi rdzawo beczkami. Sharif trafił na przegniłą podłogę i znalazł się w korytarzu poziom niżej. Wszystko wskazywało na to, że podziemne, naturalne korytarze pod obrzeżami Portland zostały zagospodarowane przez człowieka. Bez wątpienia infrastruktura zdawała się znacznie starsza od domu Lilliane, jak i reszty dzielnicy.
Jakie tajemnice kryła w swych obrzeżach?

- Wszystko w porządku - rzekł Khalid, zapytany o stan zdrowia.
Nie, żeby coś zamortyzowało jego upadek. Jednak nie skręcił sobie karku, co zdawało się dobrą nowiną. Nawet niczego nie złamał. Jedynie czuł się obolały… to znaczy bardziej, niż wcześniej.
- Spróbuj się podciągnąć - Pyotr podał rękę, dochodząc na skraj wyrwy.
Niestety, Khalid znajdował się zbyt nisko. Dłoń Rosjanina w żaden sposób nie dosięgnęła mężczyzny. Co więcej, donośne trzaski podłogi sygnalizowały, że dalsze próby mogły skończyć się spektakularną porażką.
Sytuacja zdawała się dodatkowo dramatyczna, bo znajdowali się wystarczająco nisko, by nie było zasięgu w komórce. Co znaczyło, że życie Sharifa zależało w decydującej mierze od Alice i Pyotra.

Khalid rozejrzał się. Znajdował się w naturalnym korytarzu i zewsząd otaczała go skała. Co więcej, odniósł wrażenie, że słyszy gdzieś niedaleko szum wody. Mógł zapuścić się w dalszą eksplorację w poszukiwaniu wyjścia - tunel był drożny z obu stron. Z drugiej strony… co, jeżeli się zgubi i nie będzie potrafił wrócić do punktu, w którym teraz się znajdował? W ten sposób straciłby kontakt z Alice oraz Pyotrem i pozostałby naprawdę sam.


Alice natomiast mogła próbować znaleźć coś przydatnego w pomieszczeniu, w którym znajdowała się, lub też przejść w dalszy korytarz. Albo wrócić do ruin Goreleva w poszukiwaniu pomocy. Ewentualnie mogła uznać, że podziemiom przyda się błędny rycerz i zapomnieć o Irakijczyku.

Jednak najbardziej deficytowym towarem w tej chwili było światło. A to Sharif posiadał latarkę i komórkę z przydatnym widgetem, w odróżnieniu od Alice i Pyotra. Niestety pojemność baterii telefonu nie była nieskończona - już teraz wskaźnik ukazywał mniej, niż czterdzieści procent. A co do stanu naładowania latarki można było jedynie snuć przypuszczenia.
 
Ombrose jest offline