Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2016, 18:26   #21
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Władca Bolfost-Tor zmarszczył krzaczaste brwi, słysząc kąśliwą uwagę Skowyt wobec jej kompana, lecz nic na ten temat nie powiedział. Chrząknął za to dostatecznie głośno, aby zwrócić na siebie uwagę awanturników, w obawie, że kompletnie pochłonie ich dyskusja o stanie psychicznym Aravona. Gdy już poczuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, sędziwy krasnolud rozpromienił się jak dziecko, któremu kupiono wymarzoną zabawkę.
- W pierwszej kolejności powinniście udać się do świątyni Moradina. To ważne miejsce kultu naszego praojca - rzekł Kurd Długobrody z poważną miną. - Zatym zachowujcie się jak nalyży i trzymajcie tych dwóch z dala od siebie - wskazał pulchnym paluchem Skowyt i Aravona. - Nasi kapłani to bardzo opryskliwe i nieprzyjemne typki, o czym się niedługo sami przekonacie. Ino wciąż mi jazgoczą o pilnowaniu pijaństwa wśród poddanych, a nawyt chcieli bym wprowadził ograniczenia w spożyciu alkoholu! No kto by pomyślał… - Mruknął z niezadowoleniem, ciągnąć się przy tym za swą długą, siwą brodę. Choć bycie władcą bogatego królestwa wydawało się być usłanym laurami życiem, to w rzeczywistości nie do końca tak było. Oprócz rozwiązywania licznych problemów trapiących poddanych, trzeba było jeszcze słuchać kazań zramolałych kapłanów, którzy świętym księgom i tradycjom poświęcali wręcz fanatyczną uwagę. A spróbować postawić się klerowi… nie, Kurd nawet nie chciał tego sobie wyobrażać. Już wolał walczyć z ożywieńcami i mrocznymi elfami jednocześnie, niż za wroga mieć duchowych przywódców ludu.
- Witaj królu - z zamyślenia wyrwał go głos Cliffa - Chętnie byśmy porozmawiali z kilkoma osobami o taktykach jakie stosuje wróg. Różne punkty widzenia pozwalają na dostrzeżenie szerszego obrazu komuś o świeżym spojrzeniu. Więc jeśli ktoś oprócz przewodnika ma w tej materii doświadczenie z nim też byśmy chcieli porozmawiać przed wyruszeniem.
- Przyszlibyście tu ze kilka tygodni wcześniej, a wysłałbym was do generała Dagny, mego kuzyna. To un przewodził wyprawie do Podmroku i najlepiej znał się na bitce z ylfami - odparł król Długobrody, a przez jego szorstką, pozbawioną emocji twarz przemknął cień smutku. Utrata bratniej duszy była bolesnym ciosem dla niego, tym bardziej, że sam nie miał potomka, który mógłby zastąpić go, kiedy przeminą jego dni. - Ale co żem jako młodzik widział to moje. Przeklęty ylfy lubują się w zasadzkach wszelakich. Ich trucizny potrafią w ciągu kilku chwil sparaliżować, pozbawiając jakichkolwiek szans w walce. Nasączają nimi bełty, którymi zasypują zaskoczonego przeciwnika z ukrycia. Ataków spodziewajcie się z każdej strony, nawet stalaktyty nad głową nie muszą być takie puste jak się być wydają. Najgorsze są jednak ich kobity… - powiedział z niekrytą pogardą w głosie i aż wzdrygnęło nim na samą myśl o drowich kapłankach. - Widzisz taką, to jeno bij po mordzie póki ruszać się nie przestanie. A na wszelki wypadek jeszcze rozwal jej łeb o najbliższą skałę, bo żmije mają wyraźne problemy z odchodzeniem w zaświaty. Ino podstęp na każdym kroku… - mruknął władca Bolfost-Tor, po czym spojrzał za siebie, na leżący obok złotego tronu oskard. Była to jego ulubiona broń w walce i im starszy się stawał, tym coraz tęskniej spoglądał w stronę wiernego oręża. Bardzo to niepokoiło starego Zaghara, który był jego zaufanym doradcą i przyjacielem, ale co ten dziad mógł wiedzieć o prawdziwej bitce, skoro większość życia spędził przy księgach? Adrenalina sprawiała, że rany przestawały mieć znaczenie i przyjmowało się je z otwartymi rękoma niczym trofea, a radość z pokonanego przeciwnika, dla wojownika jego pokroju, była niemalże porównywalna z narodzinami syna. Kurd miał jednak obowiązki i nie mógł zawieść swego ludu, dlatego jedynie głośno westchnął i wrócił do rozmowy.
- Duergardy to wypaczone przez piętno Podmroku krasnoludy, więc pojęcie honoru też jest im obce i często podstępnie zakradają się do nieświadomych ich obecności ofiar, ale w przeciwieństwie do ylfów, chętniej stają do walki w zwarciu. Powinni sprawić wam nieco mniej problemów - rzekł król, kończąc na tym swój wywód. Następnie przyłożył do ust dwa palce i bezpardonowo gwizdnął. W odpowiedzi, złocone wrota otworzyły się, wpuszczając do środka dwóch strażników.
- Urdur - zwrócił się do potężnie zbudowanego wojownika o kasztanowej brodzie - poślijże kogoś po Dwariego, żądając aby stawił się w świątyni. Czekać tam będzie na niego grupa najemników z powierzchni.
- Kardur - powiedział do stojącego obok krasnoluda, który charakteryzował się długą, ognistoczerwoną brodą i podobnie jak jego towarzysz, był on elitarnym wojownikiem swego ludu. - Zaprowadzisz ich do świątyni Moradina. Tam przekażesz ich kapłanom i polecisz stosowne przygotowanie do wyprawy. Mam nadzieję, że nie będą skąpić jak to mają w zwyczaju - ostatnie zdanie powiedział już do awanturników. - Niechże bogowie mają was w swej opiece. Wynagrodzę was hojnie, kiedy już zwycięsko wrócicie.


Oba krasnoludy ukłoniły się synchronicznie przed królem. Kasztanowobrody wojownik okręcił się na pięcie i pośpiesznie opuścił salę tronową, a jego towarzysz zbliżył się do najemników i kazał im udać się za sobą. Chwilę później wyszli z królewskiej komnaty i ruszyli w stronę świątyni, po drodze przyglądając się krasnoludom w ich życiu codziennym.
Mieszkańcy Bolfost-Tor najwyraźniej zdążyli się już przyzwyczaić do trudów oblężenia, bowiem wcale nie wyglądali na zrozpaczonych, byli za to bardzo pochłonięci swoimi zwyczajnymi sprawami. A może właśnie dlatego tak pracowali w pocie czoła, aby móc zapomnieć o troskach i choć na chwilę przypomnieć sobie dawne życie? Na to pytanie ciężko było znaleźć jednoznaczną odpowiedź.
Odkąd przełęcz została zablokowana, handel wymienny prawie całkowicie zamarł i jedynie handlarze żywnością nie mogli narzekać na brak klientów, ale skąd oni brali pożywienie w tych warunkach, tego już nie było dane najemnikom poznać. Zauważyli za to, że w murach podziemnej twierdzy schronienie znalazło sporo mieszkańców powierzchni. Po drodze minęli ponad tuzin ludzi, dwóch lub trzech niziołków, a nawet elfa, który wydawał się być wyjątkowo zagubiony. Nie mieli jednak czasu, aby się nad tym długo zastanawiać, bowiem szybko trafili na brukowany dziedziniec otaczający okazałą świątynię.

Świątynia Moradina, Bolfost-Tor
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
12 Uktar, Wieczór

Tak jak mogli się spodziewać, świątynia Moradina urzekała swym przepychem. Wmurowanego w litą skałę wejścia strzegły dwa kolosalne posągi, przedstawiające praojca brodatej rasy, jednakże wnętrze budowli budziło jeszcze większe wrażenie. Wysokie sklepienie, przez które wpadało światło wielkiego paleniska, podtrzymywały liczne kolumny, ozdobione złotem i kryształami wydobytymi z samego serca ziemi. Długie pomieszczenie na każdym kroku usłane było licznymi płaskorzeźbami, ukazującymi początki ludu Moradina i ich niekończące się zmagania, począwszy od zarania dziejów. Na jednej z nich przedstawiony był praojciec krasnoludów, pokonujący w walce złych bogów duergardów i skazujący upadłe klany na wygnanie do czeluści Podmroku. Przechadzając się wzdłuż świątyni można było stosunkowo szybko poznać bogatą historię wyznawców Moradina.
Na samym końcu pomieszczenia znajdował się wysoki ołtarz, przed którym stał pogrążony w modlitwie kapłan. Odziany był w szaty koloru ziemi, na palcach nosił liczne pierścienie, a brodę udekorowaną miał błyszczącymi w świetle paleniska drogocennymi klejnotami. Nawet patrząc z daleka nie trzeba było wytężać wzroku, aby dojść do wniosku, że jest on bardzo stary, nawet jak na standardy krasnoludów. Siwa broda sięgała ziemi i sędziwy kapłan musiał trzymać głowę wysoko, aby nie potknąć się o nią przy chodzeniu, co wcale nie było takie łatwe, zważywszy na wyraźnie wystający garb. Poniekąd dopełniało to obrazu zgryźliwych i zachłannych kleryków, o których opowiedział im wcześniej król. Nawet jeśli ktoś, zaraz po wejściu do świątyni, miał co do tego wątpliwości, to wraz z powitaniem zostały one szybko rozwiane.

- Co to za jedni?! - Huknął stary kapłan, kiedy tylko zauważył nieznajomych u progu świątyni Moradina. Najwyraźniej nie spodobało mu się to, że ktoś śmiał przerywać jego modlitwę. - Jeśli przyprowadziłeś kolejnych pacjentów z odmrożeniami…
- Nie tym razem! - Zagrzmiał rudobrody wartownik, przerywając starcowi jego wywód. Najwyraźniej był już doświadczony w rozmowach z kapłanami i odpowiednio względem nich uprzedzony. - To są najemnicy, o których wspominał król. Mają wyruszyć do Podmroku, spróbować rozbić enklawę i uratować naszych, jeśli wciąż żyją. Król prosił, abyście…
- Ach, król prosi! - Tym razem wszedł mu w słowo kapłan, kłaniając się w prowokacyjnym geście. - To może sam by się tu łaskawie pofatygował i przedstawił swoją prośbę, bo ilekroć ja staram się o audiencję u niego, to jest on niespodziewanie bardzo zajęty! Wysłaliście do Podmroku swych najlepszych wojowników i moich kapłanów. Wszyscy przepadli bez wieści! Wiecie dlaczego? Bo przestaliście podążać drogą wskazaną przez praojca, a to się mści! Moradin się mści, bo wy, gołowąsy, nie przestrzegacie przekazanych nam zasad! Macie gdzieś tradycje, ciągle chlejcie i zachowujecie się jak zwierzęta w obliczu jego świętości!
Strażnik wydawał się cierpliwie znosić kazania i obelgi kapłana, nawet nazwanie go gołowąsem, co w środowisku krasnoludów było poważną obelgą, dzielnie zignorował, pozwalając podstarzałemu kapłanowi powiedzieć wszystko co leżało mu na sercu. W końcu dziad się zmęczył gadaniem i musiał oprzeć się o ołtarz, aby złapać kilka głębszych oddechów. Nadarzającą się okazję sprytnie wykorzystał wartownik.
- Król Kurd Długobrody prosi, abyście przygotowali ich do wyprawy. Dajcie im wszystko co uznacie za potrzebne, bo od tego może zależeć los całego Bolfost-Tor - powiedział ze stoickim spokojem, po czym obrócił się na pięcie i pośpiesznie opuścił świątynię, zostawiając awanturników samych z kapłanem.

- Zero szacunku dla starszych - zagrzmiał kleryk, odprowadzając wzrokiem odchodzącego wojownika, po czym przeniósł swe krytyczne spojrzenie na awanturników. - Ech… No i co ja mam z wami zrobić? - Mruknął wyraźnie niezadowolony i podrapał się po łysej głowie.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 25-12-2016 o 02:37.
Warlock jest offline