Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2016, 18:26   #21
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Władca Bolfost-Tor zmarszczył krzaczaste brwi, słysząc kąśliwą uwagę Skowyt wobec jej kompana, lecz nic na ten temat nie powiedział. Chrząknął za to dostatecznie głośno, aby zwrócić na siebie uwagę awanturników, w obawie, że kompletnie pochłonie ich dyskusja o stanie psychicznym Aravona. Gdy już poczuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, sędziwy krasnolud rozpromienił się jak dziecko, któremu kupiono wymarzoną zabawkę.
- W pierwszej kolejności powinniście udać się do świątyni Moradina. To ważne miejsce kultu naszego praojca - rzekł Kurd Długobrody z poważną miną. - Zatym zachowujcie się jak nalyży i trzymajcie tych dwóch z dala od siebie - wskazał pulchnym paluchem Skowyt i Aravona. - Nasi kapłani to bardzo opryskliwe i nieprzyjemne typki, o czym się niedługo sami przekonacie. Ino wciąż mi jazgoczą o pilnowaniu pijaństwa wśród poddanych, a nawyt chcieli bym wprowadził ograniczenia w spożyciu alkoholu! No kto by pomyślał… - Mruknął z niezadowoleniem, ciągnąć się przy tym za swą długą, siwą brodę. Choć bycie władcą bogatego królestwa wydawało się być usłanym laurami życiem, to w rzeczywistości nie do końca tak było. Oprócz rozwiązywania licznych problemów trapiących poddanych, trzeba było jeszcze słuchać kazań zramolałych kapłanów, którzy świętym księgom i tradycjom poświęcali wręcz fanatyczną uwagę. A spróbować postawić się klerowi… nie, Kurd nawet nie chciał tego sobie wyobrażać. Już wolał walczyć z ożywieńcami i mrocznymi elfami jednocześnie, niż za wroga mieć duchowych przywódców ludu.
- Witaj królu - z zamyślenia wyrwał go głos Cliffa - Chętnie byśmy porozmawiali z kilkoma osobami o taktykach jakie stosuje wróg. Różne punkty widzenia pozwalają na dostrzeżenie szerszego obrazu komuś o świeżym spojrzeniu. Więc jeśli ktoś oprócz przewodnika ma w tej materii doświadczenie z nim też byśmy chcieli porozmawiać przed wyruszeniem.
- Przyszlibyście tu ze kilka tygodni wcześniej, a wysłałbym was do generała Dagny, mego kuzyna. To un przewodził wyprawie do Podmroku i najlepiej znał się na bitce z ylfami - odparł król Długobrody, a przez jego szorstką, pozbawioną emocji twarz przemknął cień smutku. Utrata bratniej duszy była bolesnym ciosem dla niego, tym bardziej, że sam nie miał potomka, który mógłby zastąpić go, kiedy przeminą jego dni. - Ale co żem jako młodzik widział to moje. Przeklęty ylfy lubują się w zasadzkach wszelakich. Ich trucizny potrafią w ciągu kilku chwil sparaliżować, pozbawiając jakichkolwiek szans w walce. Nasączają nimi bełty, którymi zasypują zaskoczonego przeciwnika z ukrycia. Ataków spodziewajcie się z każdej strony, nawet stalaktyty nad głową nie muszą być takie puste jak się być wydają. Najgorsze są jednak ich kobity… - powiedział z niekrytą pogardą w głosie i aż wzdrygnęło nim na samą myśl o drowich kapłankach. - Widzisz taką, to jeno bij po mordzie póki ruszać się nie przestanie. A na wszelki wypadek jeszcze rozwal jej łeb o najbliższą skałę, bo żmije mają wyraźne problemy z odchodzeniem w zaświaty. Ino podstęp na każdym kroku… - mruknął władca Bolfost-Tor, po czym spojrzał za siebie, na leżący obok złotego tronu oskard. Była to jego ulubiona broń w walce i im starszy się stawał, tym coraz tęskniej spoglądał w stronę wiernego oręża. Bardzo to niepokoiło starego Zaghara, który był jego zaufanym doradcą i przyjacielem, ale co ten dziad mógł wiedzieć o prawdziwej bitce, skoro większość życia spędził przy księgach? Adrenalina sprawiała, że rany przestawały mieć znaczenie i przyjmowało się je z otwartymi rękoma niczym trofea, a radość z pokonanego przeciwnika, dla wojownika jego pokroju, była niemalże porównywalna z narodzinami syna. Kurd miał jednak obowiązki i nie mógł zawieść swego ludu, dlatego jedynie głośno westchnął i wrócił do rozmowy.
- Duergardy to wypaczone przez piętno Podmroku krasnoludy, więc pojęcie honoru też jest im obce i często podstępnie zakradają się do nieświadomych ich obecności ofiar, ale w przeciwieństwie do ylfów, chętniej stają do walki w zwarciu. Powinni sprawić wam nieco mniej problemów - rzekł król, kończąc na tym swój wywód. Następnie przyłożył do ust dwa palce i bezpardonowo gwizdnął. W odpowiedzi, złocone wrota otworzyły się, wpuszczając do środka dwóch strażników.
- Urdur - zwrócił się do potężnie zbudowanego wojownika o kasztanowej brodzie - poślijże kogoś po Dwariego, żądając aby stawił się w świątyni. Czekać tam będzie na niego grupa najemników z powierzchni.
- Kardur - powiedział do stojącego obok krasnoluda, który charakteryzował się długą, ognistoczerwoną brodą i podobnie jak jego towarzysz, był on elitarnym wojownikiem swego ludu. - Zaprowadzisz ich do świątyni Moradina. Tam przekażesz ich kapłanom i polecisz stosowne przygotowanie do wyprawy. Mam nadzieję, że nie będą skąpić jak to mają w zwyczaju - ostatnie zdanie powiedział już do awanturników. - Niechże bogowie mają was w swej opiece. Wynagrodzę was hojnie, kiedy już zwycięsko wrócicie.


Oba krasnoludy ukłoniły się synchronicznie przed królem. Kasztanowobrody wojownik okręcił się na pięcie i pośpiesznie opuścił salę tronową, a jego towarzysz zbliżył się do najemników i kazał im udać się za sobą. Chwilę później wyszli z królewskiej komnaty i ruszyli w stronę świątyni, po drodze przyglądając się krasnoludom w ich życiu codziennym.
Mieszkańcy Bolfost-Tor najwyraźniej zdążyli się już przyzwyczaić do trudów oblężenia, bowiem wcale nie wyglądali na zrozpaczonych, byli za to bardzo pochłonięci swoimi zwyczajnymi sprawami. A może właśnie dlatego tak pracowali w pocie czoła, aby móc zapomnieć o troskach i choć na chwilę przypomnieć sobie dawne życie? Na to pytanie ciężko było znaleźć jednoznaczną odpowiedź.
Odkąd przełęcz została zablokowana, handel wymienny prawie całkowicie zamarł i jedynie handlarze żywnością nie mogli narzekać na brak klientów, ale skąd oni brali pożywienie w tych warunkach, tego już nie było dane najemnikom poznać. Zauważyli za to, że w murach podziemnej twierdzy schronienie znalazło sporo mieszkańców powierzchni. Po drodze minęli ponad tuzin ludzi, dwóch lub trzech niziołków, a nawet elfa, który wydawał się być wyjątkowo zagubiony. Nie mieli jednak czasu, aby się nad tym długo zastanawiać, bowiem szybko trafili na brukowany dziedziniec otaczający okazałą świątynię.

Świątynia Moradina, Bolfost-Tor
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
12 Uktar, Wieczór

Tak jak mogli się spodziewać, świątynia Moradina urzekała swym przepychem. Wmurowanego w litą skałę wejścia strzegły dwa kolosalne posągi, przedstawiające praojca brodatej rasy, jednakże wnętrze budowli budziło jeszcze większe wrażenie. Wysokie sklepienie, przez które wpadało światło wielkiego paleniska, podtrzymywały liczne kolumny, ozdobione złotem i kryształami wydobytymi z samego serca ziemi. Długie pomieszczenie na każdym kroku usłane było licznymi płaskorzeźbami, ukazującymi początki ludu Moradina i ich niekończące się zmagania, począwszy od zarania dziejów. Na jednej z nich przedstawiony był praojciec krasnoludów, pokonujący w walce złych bogów duergardów i skazujący upadłe klany na wygnanie do czeluści Podmroku. Przechadzając się wzdłuż świątyni można było stosunkowo szybko poznać bogatą historię wyznawców Moradina.
Na samym końcu pomieszczenia znajdował się wysoki ołtarz, przed którym stał pogrążony w modlitwie kapłan. Odziany był w szaty koloru ziemi, na palcach nosił liczne pierścienie, a brodę udekorowaną miał błyszczącymi w świetle paleniska drogocennymi klejnotami. Nawet patrząc z daleka nie trzeba było wytężać wzroku, aby dojść do wniosku, że jest on bardzo stary, nawet jak na standardy krasnoludów. Siwa broda sięgała ziemi i sędziwy kapłan musiał trzymać głowę wysoko, aby nie potknąć się o nią przy chodzeniu, co wcale nie było takie łatwe, zważywszy na wyraźnie wystający garb. Poniekąd dopełniało to obrazu zgryźliwych i zachłannych kleryków, o których opowiedział im wcześniej król. Nawet jeśli ktoś, zaraz po wejściu do świątyni, miał co do tego wątpliwości, to wraz z powitaniem zostały one szybko rozwiane.

- Co to za jedni?! - Huknął stary kapłan, kiedy tylko zauważył nieznajomych u progu świątyni Moradina. Najwyraźniej nie spodobało mu się to, że ktoś śmiał przerywać jego modlitwę. - Jeśli przyprowadziłeś kolejnych pacjentów z odmrożeniami…
- Nie tym razem! - Zagrzmiał rudobrody wartownik, przerywając starcowi jego wywód. Najwyraźniej był już doświadczony w rozmowach z kapłanami i odpowiednio względem nich uprzedzony. - To są najemnicy, o których wspominał król. Mają wyruszyć do Podmroku, spróbować rozbić enklawę i uratować naszych, jeśli wciąż żyją. Król prosił, abyście…
- Ach, król prosi! - Tym razem wszedł mu w słowo kapłan, kłaniając się w prowokacyjnym geście. - To może sam by się tu łaskawie pofatygował i przedstawił swoją prośbę, bo ilekroć ja staram się o audiencję u niego, to jest on niespodziewanie bardzo zajęty! Wysłaliście do Podmroku swych najlepszych wojowników i moich kapłanów. Wszyscy przepadli bez wieści! Wiecie dlaczego? Bo przestaliście podążać drogą wskazaną przez praojca, a to się mści! Moradin się mści, bo wy, gołowąsy, nie przestrzegacie przekazanych nam zasad! Macie gdzieś tradycje, ciągle chlejcie i zachowujecie się jak zwierzęta w obliczu jego świętości!
Strażnik wydawał się cierpliwie znosić kazania i obelgi kapłana, nawet nazwanie go gołowąsem, co w środowisku krasnoludów było poważną obelgą, dzielnie zignorował, pozwalając podstarzałemu kapłanowi powiedzieć wszystko co leżało mu na sercu. W końcu dziad się zmęczył gadaniem i musiał oprzeć się o ołtarz, aby złapać kilka głębszych oddechów. Nadarzającą się okazję sprytnie wykorzystał wartownik.
- Król Kurd Długobrody prosi, abyście przygotowali ich do wyprawy. Dajcie im wszystko co uznacie za potrzebne, bo od tego może zależeć los całego Bolfost-Tor - powiedział ze stoickim spokojem, po czym obrócił się na pięcie i pośpiesznie opuścił świątynię, zostawiając awanturników samych z kapłanem.

- Zero szacunku dla starszych - zagrzmiał kleryk, odprowadzając wzrokiem odchodzącego wojownika, po czym przeniósł swe krytyczne spojrzenie na awanturników. - Ech… No i co ja mam z wami zrobić? - Mruknął wyraźnie niezadowolony i podrapał się po łysej głowie.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 25-12-2016 o 02:37.
Warlock jest offline  
Stary 25-12-2016, 23:22   #22
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Kapłani to dość osobliwe środowisko. Sam wiem o tym najlepiej i wiedział także o tym Samwise. Sam wyznaje wiarę w Akadi i choć na co dzień trudno to dostrzec, jest kapłanem. Dość dobrze poznał to środowisko i osoba w postaci starszego kleryka nie wywoływała w nim strachu.

Być może coś w rodzaju kłótni, jaka wywiązała się przed obliczem króla, co do której wątpliwości nie ma, że Samwise uznał za przejaw braku profesjonalizmu... a może obawy przed kolejnym ekscentrycznym zachowaniem Aravona, które tutaj mogłoby nie zostać zrozumiane, spowodowało, że tym razem nasz bohater postanowił zabrać głos i zrobił to jako pierwszy. Mimo, że chłopak ten jest z natury cichy i skromny, często potrafił zadziwić gdy się już odezwał.


Milczący przez całą rozmowę z królem Samwise, teraz wystąpił naprzód by się wypowiedzieć. Głos Samwise’a był wyjątkowo spokojny, świadczący, że nie pobudza w nim stresu rozmowa z wiekowym kapłanem i że wewnętrzne utargi nie interesują go w najmniejszym stopniu.

– Czcigodny Sonnlinorze, niezależnie od relacji jakie łączą Was z królem Długobrodym, w tej sprawie cel obu stron jak i nasz jest jednakowy. O ile to możliwe, odnajdziemy kapłanów i wojowników o których była mowa. Niedługo wyruszymy do Podmroków, a Król skierował nas tutaj, bowiem potrzebujemy rady oraz odpowiedniego wyposażenia. Jako rasa zamieszkująca podziemia i borykająca się z Podmrokami od wieków, najlepiej wiecie co może okazać się przydatne. Mam kilka sugestii, choć myślę, że Wasze doświadczenie wzbogaci je o wiele cenniejszymi wskazówkami i pomocą.

Samwise chwycił kciuk lewej ręki i w miarę jak mówił zaczął wyliczać.
Wiem, że plugawe stworzenia żyjące w Podmrokach brzydzą się jaskrawym światłem, słyszałem wiele o krasnoludzkich inżynierach i ich wynalazkach, jesteście także kapłanem więc magia światła nie jest zapewne dla was tajemnicą. Z pewnością Sonnlinorze, byłbyś w stanie pomóc nam wykorzystać tę słabość. – tutaj Sam chwycił za swój palec serdeczny – Król wspomniał o truciznach jakimi posługują się wrogowie. Odtrutki zwiększą nasze szanse. Dysponuję dwiema, lecz może się okazać że to nie dość, a też nie znam trucizn jakimi się posługują i nie wiem na ile okażą się przydatne. Co do szkieletów... – trzeci palec został objęty dłonią – Posiadam błogosławioną wodę, lecz tutaj mam wątpliwości... czy w Podmrokach także widywano ożywieńce? Jeśli tak, niewątpliwie przyda się jej więcej, jeśli nie, mógłbym zostawić co mam, by ułatwić walkę tu, na powierzchni. Liczę także na inne rady, które razem pozwolą nam pogonić wszelkie plugastwa tam, gdzie ich miejsce.

Sędziwego kapłana najwyraźniej zaskoczyła elokwencja oraz wiedza Simwise'a, bowiem przez dłuższą chwilę stał tam jak wryty i próbował przetrawić słowa wyznawcy Akadi. Poznał go po świętym symbole, zawieszonym na naszyjniku, wiszącym obok srebrnej gwiazdy. Zazwyczaj skrytym w fałdach ubrań, lecz teraz wyglądającym nieśmiało spod odchylonego płaszcza.
Zgadza się – powiedział w końcu skrzekliwym, słabym głosem starca. – Istoty zamieszkujące Podmrok obawiają się światła słonecznego, a my, Sonnlinorzy, jak to właściwie mnie nazwałeś, tworzymy przedmioty ułatwiające walkę z przeciwnikiem. Chodźcie za mną. Myślę, że mam coś co się wam przyda.

Kapłan ruszył wolnym krokiem, minął ołtarz i wdrapał się po schodach do znajdującego się na tyłach korytarza, który prowadził do pokoi mieszkalnych. Najemnicy minęli kilka par drzwi, aż w końcu starzec otworzył zamknięte na klucz pomieszczenie. Wewnątrz było ciemno, lecz po chwili rozpalił znajdujące się na pustej beczce świece.

Był to mały, zabałaganiony schowek, pełen wydawałoby się bezużytecznych przedmiotów. Powolne ruchy kapłana były irytujące, lecz w końcu odnalazł poszukiwany przedmiot. Była to kryształowa kula przykryta starą, podziurawioną płachtą, którą starzec wręczył wyznawcy Akadi.
Wystarczy zrzucić płachtę, a rozbłyśnie z siłą słońca – wytłumaczył sędziwy kapłan.

Samwise przyjął podarunek, dziękując niemym, delikatnym ukłonem. Chwile przyglądał się przedmiotowi, lecz nie odrzucił płachty, by sprawdzić działanie przedmiotu.
Już samo to będzie niesłychanie przydatne. Wiesz Sonnlinorze, gdzie moglibyśmy zaopatrzyć się w odpowiednie odtrutki, skuteczne przeciw truciznom Podmroków?

Wszystkie nasze zapasy odtrutek dawno się skończyły. Powinniście udać się do Kompanii Kupieckiej Boriego i tam popytać.

Samwise skrupulatnie zanotował w pamięci ową nazwę i zadał już ostatnie pytanie.
Rozumiem, a sprawa ożywieńców w Podmrokach?

Widywano nieumarłych, czasem towarzyszyli drowom podczas ich wypraw, a czasem były przyzywane przez inne, nieczyste i potężne siły. Trudno mi powiedzieć czy się na nich natknięcie, ale jeśli potrzebujecie, to mogę poświęcić wasze zapasy wody.

Skoro nie widuje się w podziemiach większej ilości nieumarłych, to moje zapasy, powinny wystarczyć. – odparł kapłan Akadi – O ile moi towarzysze nie zechcą się zaopatrzyć, to nie będzie to konieczne.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 25-12-2016 o 23:26.
Rewik jest offline  
Stary 26-12-2016, 23:49   #23
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Revalion przez resztę audiencji nie mógł przestać myśleć o księdze, którą miał w plecaku. Drogę do świątyni Moradina spędził na czytaniu o różnicach między szarymi krasnoludami, a ich (tak jakby) powierzchniowymi kuzynami. Zaczął też wertować stronice w poszukiwaniu opisu miejsca do którego mieli się udać, jednak szybko zaprzestał i wrócił do miejsca gdzie poprzednio skończył.

Pierwszą część wizyty w świątyni również spędził z nosem w książce. Dopiero kiedy jego uszu doszło w jakim kapłanem mają doczynienia, Revalion postanowił, że lepiej będzie poświęcić krasnoludowi pełną uwagę. Przysłuchiwał się z uwagą słowom Samwise i przytaknął z uznaniem, kiedy ten uzyskał od kapłana świetlistą kulę.
- Wielebny Sonnlinorze, jeśli zechciałbyś mnie wysłuchać. - Zaklinacz przejął inicjatywę. - Wiadomym jest, że idziemy w wielce niebezpieczne miejsce, wręcz do leża potwora. Przeciwnicy będą mieli przewagę nie tylko terytorialną, ale najpewniej też liczebną, gdyż jest nas dokładnie ośmiu, a ich… dziesiątki? Setki?
- Brałem kiedyś udział w walce, gdzie towarzyszył mi czarodziej, przywoływacz. Było nas zaledwie trzech i musieliśmy zmierzyć się z co najmniej tuuuzinem prze…

Zaklinacz machnął rękoma chcąc podkreślić ogrom przeciwników z jakimi mieli doczynienia, jednak niestety nie zauważył skrytej Sherrin, którą z rozmachu pacnął dłonią w twarz.
- Na wszystkich bogów, nic ci nie jest? Nos nie wygląda na złamany, ale... - Revalion nie zdołał bliżej przyjrzeć się twarzy dziewczyny, bo dostał siarczystego liścia i kilka uwag o swojej osobie. - Tak, dobrze, okej. Rozumiem. Jesteśmy kwita.
- Na czym to ja… a tak, tuzin przeciwników! - Zaklinacz zachowawczo postąpił krok w bok, z dala od wściekłej piąstki Sherrin. - I wiesz co, wielebny? Przywołańce tegoż maga nas wtedy uratowały! Dosłownie zalał naszych wrogów swoimi tworami: tu magiczny pająk, tam czarcia małpa, ówdzie… no rozumiesz. Gdyby nie jego magia, z pewnością nie przetrwalibyśmy tego dnia! A ja mam takie paskudne przeczucie, drogi wielebny, że i my staniemy przed taką nierówną walką. Gdybyś zatem zechciał podzielić się czymkolwiek, co przeważyłoby w takiej sytuacji…

- Ach, wiem o czym mówisz, młodzieńcze! - Sędziwy kapłan pogładził się po brodzie. - Pamiętam jak wczoraj, kiedy przechodziliśmy wraz z innymi kapłanami po pobojowiskach i zbieraliśmy w większości same trupy. A wiesz co było najgorsze? Ci co przeżyli lamentowali nam, że ich kamraci by przeżyli, gdyby tylko mieli jakieś lecznicze ustrojstwa i nie musieli czekać na nasz ratunek. Czekaj chwilę.
Krasnolud poszedł na zaplecze i po chwili wrócił ze skrzynką, której zawartość brzęczała szkłem. Postawił ją przed wszystkimi i otworzył: w środku były cztery na sześć rządków małych, szklanych fiolek. Zaklinacz, wyjąwszy jedną z nich, stwierdził że zawarta w niej ciecz jest zielona i bulgocze.
- Smaczne to może i nie są, ale dupsko wam uratują jak będzie trzeba! - Kapłan spojrzał zadowolony z siebie. - Miksturki leczące, trzymajta! Nie będą mi więcej mówić, że Sonnlinor nie zrobił wszystkiego, żeby wyprawie pomóc, o!
To powiedziawszy krasnolud podał jeszcze Revalionowi kilka magicznych przedmiotów i pokrótce wyjaśnił co sobą reprezentują. Zaklinacz zaś w kilku słowach wyraził swą wdzięczność i ukłonił się wielebnemu.
 
Gettor jest offline  
Stary 27-12-2016, 10:12   #24
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Nie lubił świątyń. Nie ważne, czy byłaby to strażnica Helma, czy może wręcz harem Sune. Opanowywało go w takim miejscu zawsze wrażenie, iż jest obserwowany, lecz to nie było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że w tym miejscu on nigdy nie będzie gwiazdą spektaklu, nie będzie grał pierwszych skrzypiec, gdyż wszystko to kradła siła wyższa. Ta przeklęta siła wyższa, która tak często psuła finalny efekt występu poprzez wybawienie od śmierci. A może tak właśnie miało być? Taki był scenariusz? Wątpił w to bowiem to właśnie ON jest tutaj reżyserem! Ale czy na pewno? Może to właśnie umyślne figle bogów, by... no właśnie, by co? Odebrać mu sztukę? Możliwość występowania? A może... wręcz przeciwnie? Może Wielki Oghma daje mu tym samym znak, by nie stał w miejscu, by nie ugrzązł w banale, trywialnej formie sztuki aktorskiej? Tak! To zapewne było właśnie to! Oto bowiem Wielki Oghma znów obdarzył to swoim błogosławieństwem inspiracji!



Aravon przysłuchiwał się rozmowie toczonej z sędziwym kapłanem. Już na pierwszy rzut oka stwierdził, że z niego nie byłoby aktora w żadnym calu. ogólnie starcy nie nadawali się do występów. Zupełny brak finezji, giętkich ruchów i silnych głosów, zaś o szybkim, za szybkim, umieraniu nie wspominając. Nieee... Szkoda na takiego kogoś zachodu, bowiem i tak zawsze wyjdzie coś niegodnego uwagi widza. Widz bowiem chce doświadczyć czegoś żywego! Pełnego ekspresji! Nie zaś powłóczenia starczymi członkami, które za grosz nie mają już w sobie grama życia, czy aktorskiej pasji w wyrażaniu emocji, a zwłaszcza cierpienia i bólu!

Jedna jednak rzecz ujęła aktora. Będzie więcej rekwizytów! Ba! I to jakich rekwizytów! Będzie oto taki, który zapewni jedną z najważniejszych cech dobrego spektaklu! Dobre oświetlenie sceny! Mrok ma swój urok, lecz nie może być całkowity, bowiem wtedy widz nie może sobie zdać sprawy z kim ma do czynienia! Nie dowie się kto jest gwiazdą! Do czegoś takiego nie można w żadnym razie pozwolić! Zaprawdę ekscytowała go ta myśl, bowiem oto wystarczyło kilka gładkich słówek, by ten stary dziad dał im to czego potrzebują!

W pewnym momencie rozmowy Aravon zakręcił się w swoim zwyczajowym piruecie. Twarz jego jak zawsze w takim momencie zdobiła inna niż wcześniej maska, ta zaś była inna niż te stosowane do tej pory. Najważniejszym elementem, który ją wyróżniał był brak ust, a więc wyrażała milczenie? Skrytość? Zapewne coś w tym guście, aczkolwiek nikt z obecnych nie mógł mieć całkowitej pewności, co też może się kryć za ubraniem akurat tej maski. Mogli co najwyżej snuć domysły. Niech więc snują! Domysły i spekulacje to prawo każdego jednego widza! Niech ma swoją wizję przyszłych wydarzeń! Cechą prawdziwego aktora jest bowiem umiejętność stworzenia spektaklu tak, iż myśli widza pomknął w zupełnie innym kierunku, niźli akcja potoczy się naprawdę! Zapewnia to nieskończoną dozę zaskoczenia, która trzyma obserwatora w ryzach napięcia! Taaak! Jakże wspaniały będzie ten spektakl z drowami! Nie mógł się już tego doczekać, zaś milcząca maska doskonale skrywała jego rozemocjonowanie.
 
Zormar jest offline  
Stary 28-12-2016, 23:26   #25
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Co do jednego Liv mogła się zgodzić - skoro król prosi, to mógłby choć raz zrobić to osobiście. Z drugiej strony oczywiście było to niedorzeczne, by król biegał po całej twierdzi i każdego błagał osobiście o przysługi czy inne wykonanie zobowiązań. Mimo wszystko mogłoby to być miłą odmianą, szczególnie jeśli miał z kapłanem niejakie utarczki. Elfka nigdy nie rozumiała, jak można przez długie lata trzymać w sobie urazę i gniew do drugiej istoty, która, jeśli coś przeskrobała, to zapewne nie zrobiła tego z premedytacją. Duma niektórych była jednak ogromna jak rosnąca, gigantyczna purchawka, gotowa w każdej chwili pęknąć i narobić wokół jeszcze większego zamieszania, niż było wcześniej.

Livenshyia była spokojną kobietą, donikąd się nie spieszącą, niektórzy mogliby nazwać ją powolną. Ona jednak po prostu była nader stonowana. Nie zdołała znowu przebić się przez nawał pytań, słów oraz ekspresji, jaki ponownie wylał się z towarzyszy. Najwięcej jak zawsze miał do powiedzenia rudowłosy chłopak i ten drugi czarodziej, który był właścicielem najsłodszego nietoperka jakiego zielony oczy elfki widziały!
- Jakieś specyfiki do grotów strzał może będą? Usypiające, trujące, głęboko raniące? - spytała niezbyt głośno, kiedy wokół nastała mała pauza ciszy. Była ona naprawdę niewielka i Livenshyia ledwo co się w nią zmieściła. Wymagało to od niej wiele refleksu oraz spostrzegawczości, choć nie każdy musiał to zauważyć. Ona jednak była niziutka i niegłośna, i gdyby nie płomienny kolor włosów, być może stałaby się niezauważalna.

Kiedy uzyskała odpowiedź, nie mogła się powstrzymać i wyciągnęła rękę, aby posmyrać pazurkiem nietoperza po jego główce. Uśmiechnęła się przy tym, a nawet wykrzywiła zabawnie minę. Początkowo potraktowała chowańca jak osobny byt, całkowicie ignorując obecność jego właściciela, Revaliona, jednak po chwili zreflektowała się.
- Ops, wybacz! - podskoczyła niemal, cofając się o krok, aby zachować dystans i nie naruszać czyjejś przestrzeni osobistej. Nawet nie zorientowała się, kiedy podeszła tak blisko mężczyzny, ponieważ jej wzrok był zbytnio skoncentrowany na nietoperzu.
- Cudowny stworek - zakomplementowała stworzonko, przenosząc spojrzenie soczyście zielonych oczu, na zaklinacza.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 28-12-2016, 23:46   #26
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Tak mówisz? - Revalion zmrużył błękitne oczy i podstawił palec, pozwalając Paskudowi się do niego capnąć. Nietoperz był zdecydowanie niezadowolony z faktu, że pieszczoty się skończyły i próbował wyciągnąć szyję w kierunku Livenshyi.
- Jesteś pierwszą osobą, która tak uważa. Zdecydowanie cię polubił, spodziewaj się, że będzie regularnie próbował ucapić się ciebie i domagał się uwagi.
Zaklinacz drugim palcem podrapał nietoperza po skrzydle - tam gdzie jego więź ze zwierzęciem podpowiadała mu, że Paskuda najbardziej w tamtym momencie swędzi.
- Chcesz go potrzymać? Wystarczy wystawić palec.
 
Gettor jest offline  
Stary 29-12-2016, 00:05   #27
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Elfka uśmiechnęła się szeroko, patrząc na nietoperza. Zazdrosny dinozaur szturchnął pyszczkiem jej dłoń, jednak kobieta jedynie poklepała go po płaskim łbie i tyle było z poświęcenia uwagi kolorowoskóremu towarzyszowi, którego dostała w podarku od Skowyt. Zdawało się, że uśmiech Liv była na tyle duży, że ledwo mieścił się na jej wąskiej, trójkątnej twarzy, przy czym dodatkowo tworzył na policzkach widoczne dołeczki.
- Zaczepna bestyjka! - skomentowała rozbawiona kobieta, kiedy chowaniec przyczepił się do palca zaklinacza. Nie odczuwała ona nietaktu z powodu ignorowania mężczyzny, a poświęceniu uwagi wyłącznie jego stworzeniu.
- A to można uważać inaczej? Przecież jest śliczny. A jaki mądrala - mówiła dalej, wyszczerzając zęby w jeszcze większej radości. Dopiero ostatnie słowa Revaliona sprawiły, że przeniosła spojrzenie na niego, odrywając się całkowicie od nietoperza. Przynajmniej na chwilę. Nachylona dotąd nad małym potworkiem, wyprostowała się podekscytowana.
- Naprawdę mogę?! - wysunęła gwałtownie dłoń przed siebie z wystawionym palcem wskazującym. Gest był szybszy od pytania, co przywodziło pewne wątpliwości, co do samego jego zadania. Uradowana czekała na to, co Revalion obiecał, czyli uczepienie się nietoperza do palca.
- Do Żmija też się może przyczepiać, jeśli chce! On niegroźny, choć trujący. Do rany przyłóż! - wspomniała o swoim dinozaurze, choć nie zdawała sobie sprawy ze sprzeczności płynących z wypowiadanych słów. Według niej Żmij był kochanym zwierzęciem, które krzywdę może zrobić wyłącznie w chwili zagrożenia; jego lub Liv. Widać było, że elfka naprawdę lubi zwierzęta, a przez całą tą sytuację, zapomniała zupełnie, że podczas gdy ona miło spędza czas w towarzystwie nowopoznanego czarodzieja, gdzieś obok toczy się rozmowa na tematy znacznie ważniejsze i znaczące.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 29-12-2016, 00:34   #28
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Uważaj, bo może łaskotać. - Ostrzegł ją Revalion przekazując nietoperza "z palca do palca". Widząc jak elfka jest absolutnie zafascynowana jego chowańcem, zaklinacz odgarnął włosy zasłaniające mu oczy i zainteresował się chwilowo gadzim towarzyszem elfki.

Dinozaur bezskutecznie próbował zaczepiać swoją panią i łypał wściekle na Revaliona. Zupełnie jakby to była jego wina, że Livenshyia przestała się interesować Żmijem.
- Do-obry zwierzak... - Zaklinacz nawet samego siebie by nie przekonał tym stwierdzeniem. Słowo się jednak rzekło i wystawił rękę, by powoli spróbować pogłaskać dinozaura. Ten zasyczał i wydał z siebie nieprzyjemny pomruk. - Taak, bardzo dobry zwierzak. Kochany Żmijek, piękna bestyjka, no chodź no tu...
Położył dłoń na głowie dinozaura i natychmiast ją cofnął, bowiem w przeciwnym razie już by jej nie miał.
- Osz tyy...y... no tak, twoje, nie dotykać. Jasne, rozumiem. - Zaklinacz pomasował dłoń, której w gruncie rzeczy nic się nie stało, ale oczyma wyobraźni już widział jak Żmij sobie ją przeżuwa.

W międzyczasie Revalion przegapiał istne przedstawienie, jakie Paskud robił zawieszony na palcu elfki. Mały nietoperzy chowaniec był zdecydowanie inteligentniejszy od innych ze swojego gatunku i wykorzystywał to, żeby się przypodobać swojemu najnowszemu źródłu drapania i pieszczot. Prostował i wykrzywiał skrzydła, bujał się na boki, zupełnie jakby próbował nadawać jakieś znaki dymne. Tylko bez dymu. Nietoperz pochwalił się nawet swoim niespotykanym zmysłem równowagi i obrócił się na palcu elfki, efektywnie stając do góry.
- Zdecydowanie dobrze się bawi. - Skomentował Revalion, patrząc się jednak na elfkę nieco rozmarzonym tonem. - I to nawet nie ja go wybrałem, sam na mnie wpadł w jaskini i nie chciał puścić.
 
Gettor jest offline  
Stary 29-12-2016, 01:57   #29
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Nie powinien gryźć, ja tresowałam jeszcze jak był taki.

Nagle, prawie znikąd, pojawiła się pół-orczyca i wskazała dłonią najniżej, jak potrafiła. Wynurzyła się jak ta przyzwoitka broniąca cnoty towarzyszki, akurat wtedy, kiedy wyraźnie kleiła mu się rozmowa. Zaraz za nią zjawił się również jej jaszczur, ten bydlak, który pazurem u nogi mógłby prawdopodobnie jedynym szarpnięciem rozerwać gardło.
Aż dziw brał, że obie kobiety - Liv i Skowyt - zdawały się dosyć dobrze znać. Pasowały do siebie jak pięść do nosa i chyba wyłącznie posiadanie dinozaura jako towarzysza nadawało tutaj jakiejś spójności i sensu całości, która tak to wiele go nie miała.

Nietoperz nie słucha. Ty zbyt mało stanowczy, nie stanowić władzy w stadzie. Musisz dominować.

Należałoby dodać, że Skowyt nie miała pojęcia o więzi, jaką czarodziej dzielił ze swoim chowańcem. Nie przeszkadzało to jednak w zaprezentowaniu, jak jej zwierzak był posłuszny. Warknęła, wydała krótką komendę po orczemu i Strzęp bez zastanowienia, wszedł między jej nogi, położył się na ziemi i nawet nie pomyślał, żeby oderwać od niej łba, który był teraz skierowany prosto na buty zaklinacza.

Nie było takie stworzenie, którego Skowyt by nie wytresowała. Potrafię wielki jaszczur, to i potrafię nietoperz.

Była to chyba propozycja wytresowania Paskuda. Raczej nie podryw, który nawet, jeżeli gdzieś tam tlił się wcześniej w oddali, zgasł na ten moment zupełnie, przygnieciony przez masywną stopę pół-orczycy.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 29-12-2016 o 02:00.
kinkubus jest offline  
Stary 29-12-2016, 11:13   #30
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Co? - Revalion kompletnie nie rozumiał co się właśnie wydarzyło.
- Co? - Powtórzył, kiedy Skowyt zaprezentowała mu władzę, jaką ma nad swoim dinozaurem i zaproponowała wytresowanie Paskuda. Dopiero po chwili trybiki zaczęły się ruszać i zarówno zaklinacz jak i jego nietoperz zrozumieli co się działo i o co chodziło pół-orczycy.

Pierwszym odruchem Revaliona było krzyknięcie "Paskud, uciekaj, ratuj się!", jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. Nietoperz natomiast spłoszył się (zapewne poprzez więź jaką dzielił z zaklinaczem) i odczepił się od palca Livenshyi, by następnie pognać gdzieś pod sufit.
- Paskuda nie trzeba tresować, on nie jest pierwszym lepszym zwierzęciem! - Obruszył się w końcu Revalion. - Łączy nas specjalna więź. Ja czuję to co on, on czuje to co ja. Jesteśmy złączeni na zawsze więzami losu i z każdym dniem rozumiemy się coraz lepiej jak partnerzy, nie jak mistrz i sługa.

Paskud musiał wyczuć powagę sytuacji i przyleciał posłusznie do zaklinacza, czepiając się skrawka ubrania na piersi.
- Jest bardziej jak dziecko, które z każdym dniem rozwija się coraz bardziej i rozumie coraz więcej. - Wyjaśnił, głaskając nietoperza. - Jego się nie tresuje, jego się wychowuje.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172