Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2016, 20:09   #9
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
9 listopada 2016r., Środa, 02:18,
Phoenix, hotel "Golden Nook".


[media]http://grandpiano.vn/public/files/khachhang/jrcfwba3.jpg[/media]

David poczuł w końcu jak jest budzony ze swojego snu, w który zapadł na siedzisku pasażera w vanie Aarona, jaki prowadziła Nadezhda. Zajęło im całkiem długo dotarcie do hotelu,, gdzie ulokowała się z Arcanistą, z powodu kiepskiej umiejętności prowadzenia jakiegokolwiek samochodu i braku znajomości topografii Phoenix. Jechała więc dość powoli, starając się nie rozbić po drodze, niemniej w końcu dojechali.

Nie baczyła na senność Szwajcara, chciała jak najszybciej znaleźć się w pokoju hotelowym. Była zaskoczona, że jej ochroniarz wciąż, pomimo otumanienia snem, najwyraźniej utrzymuje trzeźwość umysłu, rozglądając się uważnie po otoczeniu, nie z paranoją jak jego klientka, a z czystym profesjonalizmem. Dawało to jej pewne poczucie bezpieczeństwa...

David zobaczył przed sobą wysoki budynek, którego sam wygląd świadczył o tym, że zajmowanie w nim pokoju musiało kosztować konkretne sumy. Jednocześnie miał niejasne wrażenie, iż wie kto wyłożył pieniądze za takie zakwaterowanie… Sam budynek był biały, oświetlony kulami światła uczepionymi jego fasady, z wejściem sporych rozmiarów i oszklonym szybem windy. Praktycznie wszystkie okna pokoi były pozbawione poświaty świetlnej, co nie dziwiło zważając na porę. Nadezhda została bez problemów wpuszczona do środka, a po krótkim wyjaśnieniu obecności Davida i jemu nie czyniono problemów.

Po przejechaniu windą dziesięciu pięter (a ta podróż szybko zaczęła usypiać przemęczonego ochroniarza) dotarli pod odpowiednie drzwi, które otworzyła z otrzymanego, drugiego klucza i wprowadziła Davida do środka, a powitało ich ciche chrapanie.

Nadezhda skrzywiła się na to i pokręciła głową. Przekazała Szwajcarowi, aby poszedł na małżeńskie łóżko, po czym podeszła do leżącego na kanapie Arcanisty, śpiącego w najlepsze.

- Skaranie z tymi domorosłymi, pseudo łowcami, nie mającymi żadnego doświadczenia… - mruknęła niezadowolona zachowaniem mężczyzny, jak nauczycielka zirytowana kolejną niezdaną klasówką krnąbrnego ucznia - Milcz teraz i obserwuj, a zobaczysz coś ciekawego. - szepnęła jeszcze do siedzącego na łóżku Davida.

Skrzyżowała ręce na piersi i wypowiedziała głośniej imię śpiącego, a gdy to nie przyniosło rezultatu, zabrała walającą się na podłodze torbę Arcanisty, uniosła ją nad niego i bez wahania upuściła ją na klatkę piersiową Aarona.

- Wstawaj, głupcze. Mamy komary w hotelu. Doktorek powiadomił swoich. - warknęła.

David zorientował się, iż faktycznie, ten mężczyzna na kanapie jest zupełnie innym człowiekiem z wyglądu niż prezentował się jeszcze niedawno…

Oboje musieli przyznać, że Arcanista był relatywnie szybki, w chwilach stresowych. Momentalnie przerzucił sobie torbę przez ramię i ruszył do drzwi. Niestety chwile stresowe najwyraźniej odbierają Aaronowi również zdolności koordynacji ruchowej. Odbił się trzy razy od zamkniętych drzwi i dwa razy od otwartych zanim ruszył przez korytarz. Wrócił dopiero po kilku sekundach, kiedy najwyraźniej adrenalina z niego zeszła. Spojrzał na Nadezhdę i na Davida.
- Cześć David… - ziewnął - Ona sobie ze mnie jaja robiła, prawda?
- Ta. - odmamrotał mu ochroniarz już z pozycji śpiąco-śniącej, zajmując jego miejsce sprzed minuty na kanapie. Tylko skórzana kurtka została na hotelowym wieszaku wraz z rękawiczkami - Dajcie mi dwie godziny… ustalcie… co z NHopeC… - na koniec jeszcze poruszał ustami i mówił jakieś słowa, ale były zupełnie niezrozumiałe.
Obydwoje zobaczyli dziwną zazwyczaj niewidzianą rzecz, to jest jednoznacznie zarejestrowali moment w którym Szwajcar jeszcze nie spał i moment od razu potem gdy już całkiem odpłynął.
Nadezdha spojrzała na śpiącego Davida i z pewnym wahaniem wzięła zrzucony na podłogę koc przez spanikowanego Aarona. Jednym ruchem rzuciła na go na Szwajcara tak, aby przynajmniej po części go nakrył.
- Ty… - zwróciła się do Arcanisty, siadając na łóżku - ...jesteś zwykłym tchórzem i nigdy nie będziesz prawdziwym łowcą.
Aaron ziewnął.
- Dziewczyno, budzisz mnie w środku nocy, opowiadasz wcześniej co to ten twój Vsevolod nie potrafi i teraz DZIWISZ mi się, że obecnie zakładam, że jak mamy kłopoty pod tytułem "Pijawki", to musimy zmienić lokację.
- Jesteś tchórzem. - powtórzyła Rosjanka zrzucając z siebie płaszcz - Twoją pierwszą reakcją jest paniczna ucieczka. Myślisz, że budzenie cię w środku nocy podczas której, będąc SAM, spać nie powinieneś, to coś dziwnego? Czy ty sobie wyobrażasz, że komary nie przyjdą, bo będą dbały o twój dobry sen? Uciekałeś bez opamiętania, nawet nie wiedząc GDZIE dokładnie mogą oni być i co będzie z resztą nas. Może wróg czaił się już za drzwiami? - skrzywiła się - Jeżeli to twoje Arcanum posiada w swoich szeregach tylko takie osoby jak ty - to nie powinniście nazywać się Łowcami.
- No cóż, nie powstrzymywaliście mnie. Poza tym ucieczka, nawet paniczna w przypadku zagrożenia nie jest tchórzostwem. Jest nim na przykład chowanie się za innymi, samemu ratując skórę. Ponownie, nie jesteśmy Łowcami, tak jak ty to rozumiesz. Eksterminacja supernaturali nie jest naszym celem, więc w większości nas ignorują. Poza tym, tak sobie pomyślałem. Skąd wiesz, że ja to ja?
Nadezdha przez moment milczała, aby w końcu uśmiechnąć się nieprzyjemnie.
- Nie jesteś komarem, a już na pewno nie jesteś moim panem, ale dla pewności… - sięgnęła pod poduszkę wyjmując kołek i wstała z łóżka - ...przekonajmy się.
-Wątpię, aby twój ochroniarz na to przystał.
- Widzę, że twoją jedyną umiejętnością obrony to kryć się za innymi, jak sam określiłeś,
Aaron uśmiechnął się.
- Tylko, gdyby tobie nie zależało na jego opinii, moje słowa nie miałyby znaczenia.

Nadezdha parsknęła z rozbawieniem.
- Nie dość, że nie wiesz o mnie nic, to jeszcze jesteś parszywym tchórzem, który nie widzi nic poza drogą swojej ucieczki. Jak się tak boisz to nie idź z nami dalej ponad dowiezienie nas i sprzętu do Salt Lake. Będzie ci ciepło, przytulnie i bezpiecznie przy tym twoim komputerze.
- O ta, bo pozwolę ci zwiać po tym co mi zrobiłaś z twarzą. Przestań próbować mnie obrażać, bo ci nie wychodzi. Jaki plan mamy na razie? Jedziemy bezpośrednio do Salt Lake, czy jednak chcecie coś zrobić z New Hope?
- New Hope jest ważne, a po tej zabawie w motelu powoli robię się głodna… - spojrzała twardo na Aarona - I ja cię nie próbuję obrażać. Ja tylko mówię prawdę.
- Wątpię czy znasz znaczenie tego słowa. - Aaron westchnął - Więc idziesz na własne polowanie, czy masz gdzieś butelkę z dawką?
- David i tak będzie chciał zająć się tymi komarami, a ja po prostu przy okazji zajmę się jednym z tych zbiorników Vitae, gwarantując sobie nie tylko szybką przekąskę, ale także prowiant na drogę.
- Więc dajmy Davidowi odpocząć. - Aaron się przeciągnął - A do tego czasu co ty chcesz robić?

- Zakładam, że ty dalej byś pospał? Droga wolna, ja poczytam, bo ciężko mi spać póki słońce nie wstanie, a ktoś musi czuwać nad tym, aby nie wybili całej trójki. - wzruszyła ramionami - Szwajcar mówił, że ponoć ty mógłbyś posłuchać jednej zagadki i powiedzieć co o tym myślisz, a skoro jeszcze trochę do powitania słoneczka to mogę ci i powiedzieć. - mruknęła - Mój pan od dziesięcioleci bawi się w tego berka, ale nadużyciem byłoby stwierdzenie, że nie było go pięćdziesiąt lat w jego pięknej domenie, więc większość czasu raczej wysyłał w pogoń wszystko, co tylko tam się dało… ale kto docenia upartość ghoula? Chociaż z drugiej strony mój staż u niego mógł dać mu trochę do myślenia… - machnęła ręką - Sprawa jest taka, że teraz najprawdopodobniej ruszył się AŻ do Stanów i wątpię, aby było to przypadkowe, skoro ja właśnie też tutaj się pojawiłam. Salt Lake City? Jakiś szpital? O co chodzi? Jego NAPRAWDĘ przez cały czas jak tam byłam nie interesowała zabawa dzieci, na co to właśnie wygląda, a i wątpię, aby nagle obudził się w nim duch podróżnika, który go wyciągnął z Europy, z dala od Rosji. Nie wiem jednak co on ma zamiar tym zyskać, jeżeli wciąż mu chodzi o mnie, a jeżeli nie, to jego pojawienie się wraz ze mną byłoby zbiegiem okoliczności na miarę światową, a jeżeli jednak to coś skierowane jest we mnie, to… JAK on ma zamiar zrealizować swoje plany, jakiekolwiek dokładnie one nie są? Jaki jest zamysł mojego pana?
- Byłego pana… - upomniał ją Aaron - Może to nie on stoi za sprawą ze szpitalem. Znaczy, brał w tym udział, ale nie on jest dyrygentem. Być może robi komuś przysługę, aby później mieć pomoc przy złapaniu ciebie. - Arcanista ziewnął - Zastanawiam się co mu zrobiłaś, że goni cię tak długo? Ucieczka ghoula to nic co by zmusiło tak starego wampira do pogoni przez dekady. Co do tego co go zmusiło do przybycia tutaj… rodzina? Wiem, że jest stary, ale może jego stwórca się tu pojawił… albo stwórca jego stwórcy. Słyszałem, że niektóre pijawy są w stanie odczuć niestrawności tych co są starsze.
- Szczerze, wręcz bardzo szczerze, wątpię aby Stwórca mojego BYŁEGO pana, albo jego Stwórca, jeszcze bytowali, na pewno patrząc po tym najstarszym, ale nigdy nie usiedliśmy przy wódce porozmawiać o więzach rodzinnych. A mój pan… Czy robiłby komuś przysługę? On może być na to za dumny, jak to każdy dziad, chociaż z tym to nie wiadomo. Nie wiem też czy pozwoliłby sobie na bycie dyrygowanym, skoro nawet dawał po łapach Sabatowi, jak jego entuzjaści przyłazili do niego z roszczeniami. I uciekali w najlepszym wypadku, gdy pan był w łaska...wszym nastroju. Lub po prostu chciał by coś tych kretynów pogoniło.
- Może pijawy odkryły jakiś artefakt Tzimisce? Wiem, że jest trochę okultystycznych bibelotów, które potrafią sprawić, że Tremere poczuje mrowienie gdzie dawno go nie czuł. Może Tzimisce, też mają coś takiego. Przepis na dwudziestometrowego ghoula, który słucha się i może ci robić za mobilny dom…
- Nic nadzwyczajnego, a raczej większość ciekawych rzeczy dla Tzimisce to Europa Wschodnia pewnie zawiera. Będę pamiętać, że kiedy dojdzie do zjazdu towarzyskiego z moim panem to muszę zapytać go o powód jego przybycia.
- "Wiesz, stwierdziłem, że ten okres męczenia psychicznego i fizycznego, które u mnie przeżyłaś musiały być okropne, ale odkąd znalazłem się w Bogu nie mogłem przestać myśleć o tym, żebyś mi przebaczyła." - Aaron starał się brzmieć jak najbardziej "Rosyjsko".

Nadezhda nie uśmiechnęła się nawet delikatnie, a Aaron mógł sobie zdać sprawę, że jeszcze nigdy nie widział, aby uśmiechała się szczerze rozbawiona czy szczęśliwa.
- A ja w ramach przeprosin za wszystko, błagając o wybaczenie win, sprezentuję was, jako nowe obiekty do badań. Piękny plan.
- Słyszałem gorsze. Trafił mi się kiedyś w ręce dziennik jakiegoś zmarłego Łowcy. Tak jak ty, spijał pijawy, aby walczyć z nimi dłużej. Ostatni wpis wyglądał "Schodzę do ścieków, znaleźć gniazdo Obrzydliwych. Jest dzień, więc będą się chować." Najwyraźniej uważał, że słońce dochodzi do tuneli kanalizacji.
- Powinny spać i tak, ale od czegoś i oni mają ghoule. Niemniej, jestem w szoku, że on w ogóle był w stanie spić choć jednego będąc takim kretynem. Może komary tylko się z nim bawiły? To nie takie trudne, jak się wydaje…
- Ta słyszałem teorie, że "tolerują" istnienie Łowców, bo to dla nich źródło rozrywki. Mam jeszcze jedną teorie co do tej afery ze szpitalem w Salt Lake. Nie planowaliśmy się tam udać, dopóki nie usłyszeliśmy o tym… co jeżeli on zakłada, że BĘDZIEMY na tyle głupi, aby iść do oczywistej pułapki? Wiesz, odwrócona psychologia.
- A jeżeli zakłada, że my zakładamy, że on zakłada, że my będziemy głupi i tak dalej? - parsknęła - Do tego czemu mówisz w liczbie mnogiej? Wy tu jesteście na doczepkę, ja łażę sama, wstępując po przekąski.
- No to może skończyły mu się pomysły i zrezygnował z subtelności. - wzruszył ramionami Aaron - Jedyne co dla mnie ma sens, to to, że on brał jakiś pośredni udział w tej masakrze, ale nie jest tym, który zyskuje na niej.
- W teorii jeżeli ja się nie zbliżę tylko pójdę w swoją stronę, to on też powinien tam poleźć, prawda? Wtedy nikt nie ucierpi od niego więcej.
- Więc gdzie się udasz? Na Saharę? Gdziekolwiek on nie pójdzie, jeżeli będzie chciał ciebie wywabić, to pewnie wykorzysta innych. Nie mówię, że jesteś odpowiedzialna za to, ale tak to będzie wyglądało.
- Nie było mnie w Meksyku, Kanadzie… Australii… Ogólnie to dużo tego zostało, a zawsze mogę się wracać po moich śladach żeby się tym bardziej wściekł, bo mam wielką nadzieję, że jego wiekowe nerwy buzują złością. Względem ghoula. Który uciekł Starszemu Tzimisce. - na jej twarzy wykwitł uśmieszek, ale był to jedynie ironiczny uśmieszek - Będę się przemieszczać szybciej niż normalnie, to go tym bardziej wyprowadzi z jego jak wielkiej równowagi i nie będzie miał głowy myśleć nad skomplikowanymi planami na bazie zupełnej improwizacji. Wiesz, że mój pan praktycznie cały czas był tak przerażająco-lodowato opanowany i spokojny? Nawet jak był zły na sługi i stosował kary to jego prawdziwy nastrój dało się wyczuć co najwyżej po subtelnych zmianach w głosie. Zdarzyło się kilka razy coś poważnego i wtedy było naprawdę, ale to naprawdę źle, ale ogólnie to na swoje własności nie wpadał w furię. To było raczej poniżej niego.

- Więc… chcesz go wyprowadzić z równowagi do tego stopnia, żeby wpadł w niekontrolowany szał? Jeżeli ci się uda… no to jeżeli to przeżyję i znajdę dostatecznie dużo ciebie, aby było co pochować, to napiszę ci na nagrobku: "Spełniła szaloną ambicję".
- Gdyby dał się ponieść szałowi to byłoby także pewne zwycięstwo dla mnie. Oni nie lubią wpadać w szał, w sumie to każdy wampir nie lubi, a jak pracujesz usilnie nad tym, aby opanować zakusy swojej natury i wydaje ci się, że już, już jesteś tego blisko, a wszystko daje w łeb przez jakiegoś ghoula… Tak to byłoby słodkie. - wyraźnie rozmarzyła się - Pokazać każdemu z tych komarów jacy słabi, łatwi do manipulacji, przewidywalni i możliwi do pokonania są… a tym bardziej jemu. O własnych siłach…
- Masz rozmarzony wzrok.. - zauważył Aaron.
- Chyba mogę mieć jakiekolwiek marzenia, czy tego też mi nie wolno? - warknęła Nadezhda wyrywając się z błogiego stanu i patrząc gniewnie na Arcanistę.
- Oczywiście, że wolno… wyglądałaś po prostu słodko… marząc o tym jak stłamsić pradawne zło…
- Nie wierzysz, że da się manipulować tymi manipulatorami od siedmiu boleści?
- Młodymi może, ale ci starsi… bawią się w to o wiele dłużej. Może się skończyć na zapętleniu, on manipuluje, twoje manipulowanie, jego manipulowanie, twoim manipulowaniem, jego manipulacji…
- Czy takiego Księcia uważasz za starszego?
- Księcia? Nie, ale takiego Vsevoloda, wampira na temat którego są LEGENDY…. to już na pewno starszy.
- Większość tych starych siedzi sobie u siebie. Ja się bawię tym, co mogę zjeść, a resztę schować na później.
- Niepokojące… - mruknął Aaron - Rodzice nie uczyli, by nie bawić się jedzeniem?
- Rodzice nie uczyli mnie spijać krwi tego, co spija krew śmiertelnych. Stare dzieje…

- Fakt… - Aaron westchnął i się przeciągnął - Więc, co planujesz poczytać?
- Nic co by cię zainteresowało. Nie traktuje o komputerach i grach.
- Och, proszę mam szersze zainteresowania niż te dwie rzeczy.
- Zanudziłoby cię. Traktuje o rzeźbiarstwie rosyjskim…
- Rzeźbisz?
Ghoulica zapatrzyła się w przestrzeń.
- W sumie to trochę…
- W czymś innym niż ciało mam nadzieję?
- W glinie.
- Och… no tak, trochę zrozumiałe. Erm, zakładam, że rzeźbiłaś przed Vsevolodem… osiągnęłaś coś w tej dziedzinie? Na zasadzie uznanie… sławę?
- Nie rzeźbiłam przed staniem się ghoulem. Nic nie osiągnęłam, traktowałam to jako odstresowujące hobby.
- Zważając sytuację, nie dziwię się. Rzeźby czy garnki?
- Rzeźby. - mruknęła trochę grobowo.
- Hm….Chcesz, żebym kupił ci trochę gliny? Na pewno znajdzie się w okolicy jakiś sklep z tym.
Nadezhda spojrzała z podejrzliwością na Aarona.
- Po pierwsze - sam nie kupisz dobrej gliny. Po drugie - czego chcesz?
- Po prostu porozmawiać. Nie jesteśmy na najlepszej stopie… miałem nadzieję trochę… poprawić stosunki?
- To już bez znaczenia. - kobieta spojrzała przelotnie na śpiącego Davida - Popatrzę sobie na obrazki w książkach, poczytam i też będę miała radość. Nie muszę rzeźbić, bo i tak nie ma warunków czy czasu. - zawiesiła wzrok na swoich dłoniach - Stare czasy zastępują nowe.
- Co nie znaczy, że należy zapomnieć o starych. - Aaron się uśmiechnął - Dobrze, już nie będę cię męczył… jesteś po prostu trochę fascynująca. Tyle przetrwałaś, tyle opowieści pewnie masz.

Nadezhda spojrzała tym razem z realnym smutkiem na Aarona, czymś skrzętnie tłumionym w sobie.
- Nie zapomnieć o starych… - utkwiła wzrok w zapisanych cyrylicą kartkach - I nie każda opowieść jest warta wysłuchania. - chyba chciała coś jeszcze dodać, ale tylko położyła papier na miękkiej pościeli łóżka i zapytała - Musimy jakoś zdecydować jak się zabieramy za klinikę. Ja na pewno chcę jednego dla siebie.
- Mam kłopot z pomysłem "zniszczmy klinikę". Na pewno pomagają też ludziom…
- Nie wiemy ile tam jest komarów i czego chcą. Skąd wiesz, że pomagają? Skąd wiesz, że "na pewno"? Trochę krwi w lekarstwie nie zabija, co? - machnęła ręką - Musimy złapać jakiegoś, może tego tam twojego głównego, wypytać, wypić, zamieść. Może to twoje Arcanum coś będzie wiedziało o tym indywiduum? Jak na razie nawet nie mamy pojęcia z czym się mierzymy. Oczywiście stara, dobra metoda na "złapmy jakiegoś, zakołkujmy i załatwmy sobie informacje" także może zadziałać i… - nagle spojrzała jakby ją olśniło - ...to może nie być taki głupi pomysł… Taaak… Ten wygląda… Nawet lepiej… - mruczała do siebie nie precyzując jaki pomysł chodzi jej po głowie.
- Czemu mam wrażenie, że powinienem się niepokoić? - Aaron przyglądał się przez chwilę Nadezdzie po czym spojrzał na Davida - Jemu, też chcesz zrobić lifting?
- Na razie to nie jest konieczne, chociaż zobaczymy. Pewnie będzie się bronił jak głupi, ale co tam… - spojrzała Aaronowi prosto w oczy, a w jej wejrzeniu było coś bardzo niepokojącego… - Czy wiesz co to jest Maskarada w Maskaradzie?
Aaron się chwilę zastanowił.
- Mogę zgadywać? Śmiertelnik udaje wampira?
Ghoulica jedynie uśmiechnęła się (znowu z jakimś nieprzyjemnym wydźwiękiem tego grymasu) na odpowiedź Aarona.
Aaron uniósł brew.
- Jak masz niby zamiar to zrobić? Nawet jeżeli zmienisz swoje kły jakoś, to ciągle jest sprawa z pulsem, temperaturą… no i niektóre potrafią ci wejrzeć w duszę czy coś takiego i wykryć czy jesteś śmiertelny czy nie.
Tym razem uśmiech Nadezhdy był rozbawiony, ale nie w sposób, który kojarzyłby się z beztroską radością. Ona po prostu wydawała się być rozbawiona ironią tego wszystkiego.
- Wszystko co podajesz to tylko nic nie znaczące detale. - skrzyżowała nogi na łóżku - Wiesz jak najłatwiej jest komarom polować? Udając śmiertelników. A jak ghoulowi polować na komary? Odwrócić ich własną metodę. Owca polująca na wilki.
Aaron zamrugał kilka razy.
- Co.. ale… jak… - Arcanista wziął głęboki oddech. Podbiegł do swojej torby i wyciągnął z niego notes i długopis po czym wrócił do Nadezhdy - Opisz mi WSZYSTKO. Przedstaw cały plan. to będzie super, jeżeli zwykli śmiertelni będą w stanie to zaaplikować…
- Wiesz, jeżeli to rozgłosisz wszem i wobec to padną moje plany, nie sądzisz? Do tego pamiętaj, że wampiry potrafią imitować bycie żywym. Ja mogę sobie zmieniać formę, a kwestia duszy… - przechyliła głowę - To coś siedzi we mnie, co zadziwiło i mojego pana. Chyba taka już natura, że komary niekoniecznie zobaczą we mnie śmiertelnika…
- Rozumiem, tak czy inaczej będzie to ciekawe do nauczenia się.
- Nieważne na razie. Musimy jeszcze porozmawiać z tym tu. - wskazała na Davida - Nie wiem kiedy się obudzi, ale najwyżej go zwalimy z łóżka jak słońce wstanie. Ty się wyspałeś czy ja mam czuwać?
- Idź spać, przyda ci się. Ja… poszukam czegoś na internecie. Może też uda mi się znaleźć informację o szefie New Hope.
- I o tym doktorku, do którego mnie wysłaliście. - padła plecami na łóżko, nakrywając się aż na głowę. - I nie graj w nic, tylko skup się na tym, co się wokół dzieje. Nigdy nie można tracić rozeznania w sytuacji… i kontroli otoczenia... - mruknęła prawie niezrozumiale spod kołdry, a na odchodne dodała - ...chcę wiedzieć jaki komar tu dowodzi...
- Słodkich snów. - Aaron ruszył do komputera i zaczął szukać informacji o członkach przychodni New Hope pod względem ich przynależności do Rodziny, przy okazji zerkając czy jest coś o pijawkowym społeczeństwie w Phoenix. Poszukał też sklepu z narzędziami i przyborami do rzeźby w glinie.


9 listopada 2016r., Środa, 05:52,
Phoenix, hotel "Golden Nook".

Aaron wciąż myszkował po Internecie, gdy zobaczył, że David do niego podchodzi. Dopiero podczas pogrążenia w całkowitej ciszy zauważył, jak cichy w obyciu był jego nowy towarzysz. Skinął mu głową, by nie budzić ghoulicy. Chociaż w oczach widać było zmęczenie i niewyspanie, ruchy ochroniarza sugerowały, że na tę chwilę więcej spać nie potrzebuje i chyba nie jest w stanie. Podał mu klucze.
- Coś wymyśliliście w międzyczasie? - zapytał szeptem.
- Jest mały plan. Jak się okazuje szef New Hope to wampir, Nadezhda mówi, że doktor do którego ją wysłaliśmy też. - Arcanista zerknął w kierunku kobiety leżącej na łóżku - Ona chyba planuje zagrać im na nosie. Udawać jedną z nich.
- Tak, tak działa. - skrzywił się Reitnauer, zakładając rękę na rękę - Jesteśmy na stoprocent pozytywni, że cele to wampiry? - zapytał poważnie, ze znamionami wojskowego żargonu w mowie.
-99% Ponoć już raz zabili szefa New Hope, ale pewnie pomyłka… no chyba, że potrafią wracać. - Aaron wzruszył ramionami.
- Stowarzyszenie przekazało mi, że to tylko podejrzenie. I tak wolałbym nie działać na oślep, jeśli mogą mieć do tego desygnowaną lancę. - zerknął na monitor Arcanisty - Jeżeli to nie problem, wpisz “mahler ressurection” w youtube i wejdź w pierwszy wynik. Wracając do tematu… jestem za likwidacją, ale tylko jeśli nie wejdziemy w ogień krzyżowy o co zapytam, ale co ważniejsze… jak będzie sto procent.
- Tak czy inaczej trzeba będzie sprawę zbadać. - Aaron włączył ponad godzinne nagranie orkiestry. Jego rozmówca skinął głową.
- Nie ukrywam, że moim zadaniem była likwidacja, i ochrona osób ważnych i postronnych. - wyznał, co nie było tajemnicą nawet jak raz rzucić okiem na młodego mężczyznę - W lancy oprócz mnie była detektyw i facet… który był dobry we wszystkim. Zazwyczaj to oni planowani z przełożonymi i ustalali te rzeczy, ufałem im bezgranicznie. - umilkł na chwilę, patrząc trochę nieobecnym wzrokiem na wstawioną na YT tapetę do nagrania Resurekcji. - W… każdym razie. Mamy decyzję co robić, nie plan. Ale chyba łatwo byłoby pośledzić podejrzanego. Zobaczyć gdzie spędza dzień. Pogrzebać w jego śmieciach i przeszłości i dokumentacji medycznej. Zobaczyć co je.
- Pacjentów.
- Musimy to ustalić. - powiedział z naciskiem Szwajcar. - Nie strzelam do ludzi.

- Mam na myśli, że to mi się udało ustalić. Julian otworzył to stowarzyszenie, przemieszcza się między placówkami, podjadając pacjentów. Ponoć wszyscy pracownicy to ghoule.
- W porządku… - David ewidentnie był zaskoczony, nie wiadomo czy sprawnością Aarona czy sytuacją New Hope - W to pierwsze mogę uwierzyć, to ma sens. Ale WSZYSCY pracownicy jako ghoule?
- Tak twierdzi wujek Google i ciocia Wikipedia, a konkretniej takie informacje zsyłają inni Łowcy. Nie mają pojęcia jak mu się to udaje, ale wszyscy, którzy są pracownikami New Hope, to ghoule Juliana… nie wiem czy to samo tyczy się Doctora Andrei, który według Nadezhdy też jest wampirem.
- Zaraz ją obudzę, to ją zapytamy. Na tę chwilę… - młody zmarszczył czoło i potarł zarost na twarzy - ...załóżmy, że faktycznie tak jest. Musi jakoś medycznie lub żywieniowo dystrybuować swoją krew. Nie wiem, dodawać ją do ekspresów do kawy. Trzeba się dowiedzieć jak i to uciąć. Stowarzyszenie musi się dowiedzieć takich rzeczy, twoi zapewne też by skorzystali. Nawet jeśli wszystkich ludzi uderzy odwyk… medialnie będzie to musiało wyjść w ten czy inny sposób. New Hope padnie.
- Tyle ghouli na odwyku… uch, będzie brzydko. Zapytaj przy okazji naszej ekspertki od ghouli, czego możemy się spodziewać, kiedy ich wszystkich nagle walnie głód.
- Wiem doskonale. - uniósł brzeg swojej niedawno gryzionej dłoni - Ale wciąż nie wierzę w tę teorię. Starzy ludzie przestali by się starzeć. Młodzi by doznali cudownych ozdrowień w razie drobnego okaleczenia. Zwolnieni pracownicy masowo mieliby syndrom odstawki. To nie do utrzymania.
- Może nie trzyma ich długo… poza tym, jeżeli faktycznie ośrodki to jego miejsce łowu, KTOŚ by zauważył, że kiedy tylko Julian odwiedza placówkę, nagle pacjenci omdlewają i mają mniej krwi w sobie.
- Dokładnie. Myślę, że coś innego się za tym kryje. - zgodził się Szwajcar, ale nie miał teorii do zaoferowania - Tak czy siak chciałbym, abyśmy złapali go całego, jeśli z obserwacji wyniknie faktycznie że to wampir. Trzeba tylko ustalić kto z nim wówczas będzie rozmawiał…

- Uważam, że Nadezhda ma największe szanse. Jeżeli to pijawka, to może udawać jedną z nich. Jeżeli nie, to wymyśli inną historyjkę.
- Nie wątpię w kompetencje Nadezhdy. Mam natomiast wątpliwość, czy w razie wątpliwości, podzieli się wątpliwościami. Znaczy… wiesz o co mi chodzi. - potrząsnął głową Szwajcar - Chcesz kawy?
- Nie dzięki. Boisz się, że wysadzi placówkę nieważne czy tam są wampiry czy nie?
- Boję się, że będzie skłonna wypić gościa i potem stwierdzić, czy to wampir. - rozejrzał się za czajnikiem, ekspresem… czymkolwiek, nie znajdując niczego. - Zapomniałem, że jesteśmy w pięciogwiazdkowym hotelu… Kiedyś jak, mnie zwolni, zapytam ją skąd ma tyle kasy.
- Ze mnie… -westchnął Aaron - Zadzwoń po obsługę hotelową. Kawa za 200$ mnie nie zabije. Co do picia ludzi… twierdziła, że się zdarzyło… dla utrzymania przebrania. Wiesz, lokalny władca poczęstował pucharkiem.
David wyglądał nietęgo.
- Napiję się w Stabucksie. - zbył temat picia krwi - I tak obsługa za wygląd nie chciała mnie wpuścić, ale zgaduję że dobrze wyglądający facet po czterdziestce z dwudziestolatką aż tak ich nie dziwi. - westchnął, przeczesując jeża na głowie - Słuchaj… plan jak z doktorem zagadać omówmy jak ją obudzę. Chciałem wiedzieć, kto z nim pogada aby dowiedzieć się o tę krew dla wszystkich.
- A jak masz zamiar zapytać o to? "Tak przy okazji, jak udaje ci się utrzymywać te ghoule? A i wiem, że jesteś wampirem." Jeżeli chcesz zapytać o to, on musi uważać, że ta wiedza mu nie zaszkodzi. Dwie opcje, albo któreś z nas się zatrudni i pozwoli na zghoulowanie, albo Nadezhda. Wiem, że to ryzykowne powierzać jej to, ale mamy ograniczone opcje.
- Ta, masz rację. Miałem na myśli kto z nim pogada jak go złapiemy… ale jak mówiłem myślę w dość zamkniętych ramach. - skrzywił się David - Faktycznie, jeśli będzie udawać wampira, może zdoła się po prostu wywiedzieć. W końcu z ciebie jakoś ściągnęła pieniądz.
- Och to była prosta wymiana. Ona zapłaciła za taksówkę, broń, alkohol, przebranie… a raczej operację plastyczną… ja mogę zapłacić za hotel, ubranie, wyżywienie.
- Twój wybór. - rzucił tylko młody Leopoldian, nieudolnie maskując zdegustowanie na “operację plastyczną”. - To co… - skierował spojrzenie na śpiącą kobietę. - Budzę ją?
- Dawaj, ciekawe czy będzie łatwo, czy będę musiał zamówić szlauf.

Szwajcar parsknął śmiechem.
- Postawię ci potem latte w tym Starbucksie. - i podszedł do podwójnego łóżka, które Nadezhda potęgą majestatu i autorytetu z noblesse oblige objęła, wbrew sobie, w posiadanie. Stanął po lewej stronie łóżka, z rękoma za plecami i stojąc prawie na baczność. Black dostrzegł jak momentalnie w młodym człowieku dosyć luźne zachowanie ustępuje zupełnie formalizmowi jaki dotychczas prezentował.
- Réveille-toi, mademoiselle. - powiedział łagodnie.

Wyraz twarzy ghulicy sugerował, że sen bynajmniej nie należał do najprzyjemniejszych. Początkowo nawet nie drgnęła, ale zaraz do Davida doszły ciche, pełne strachu słowa wciąż pogrążonej we śnie Nadezhdy.
- Nic nie zrobiłam, nic, nic, nic, to nie moja wina, to oni…
Twarz jej ochroniarza nie zmieniła wyrazu. Zresztą nawet nie patrzył na kobietę.
- Wachen Sie auf, Fräulein! - powiedział głośniej i nieco dobitniej, dobierając też ostrzejszy język.
Nadezhda zerwała się do pozycji siedzącej rozglądając się przerażona po otoczeniu, jakby kompletnie nie widząc tego, co ma przed oczyma. Spojrzała skołowana na Szwajcara, któremu zasalutowała i powiedziała:
- Ja wohl, gebe ich Bericht!
Szwajcar odsalutował kpiąco.
- Mamy rok 2016, mademoiselle. - powiedział prawie wojskowym tonem, jak gdyby chcąc ją zakotwiczyć z powrotem w rzeczywistości - A ze mnie żaden nazista. Za bardzo się nas bali by zaatakować.
- A jednak… a jednak był plan… - szepnęła przecierając oczy.

Ochroniarz spojrzał tylko przeciągle na Aarona, ale poza tym nic nie powiedział ani się nie poruszył, czekając aż jego chlebodawczyni odzyska w pełni rozeznanie w sytuacji.
Kobieta w końcu uniosła spojrzenie na Davida i fuknęła nieprzychylnie.
- Czego chcesz?
Nieustępliwe spojrzenia skrzyżowały się na chwilę.
- Czas planować, a potem czas działać. Nasz przyjaciel z Arcanum ma cenne informacje.
- Twój plan pewnie kończy się na "zniszczmy wszystko, co już nie powinno się ruszać i co pije ich krew"? Tego uczą twoi, prawda?
- Chętnie posłucham, co zamierzacie zrobić. - skinął głową ku Aaronowi i podszedł z powrotem ku Arcaniście, zostawiając zaspaną ghoulicę samą dopóki się nie zbierze, pozwalając jej opcjonalnie na odrobinę kobiecych przygotowań zanim pokaże się w pełni chwały swojej ofierze dnia wczorajszego.

Po chwili jednak Nadezha zirytowana, jak często było, zerwała się z łóżka, tylko trochę poprawiając, wciąż ewidentnie przeżywająca swoje sny, ale wyraźnie było widać, iż nawet w tym niekoniecznie reprezentatywnym stanie byłaby gotowa na walkę… lub ucieczkę.
- Broń dla nas spokojnie leży w Salt Lake, jakby ktoś pytał, więc raczej nie wejdziemy tam na jakieś drastyczne łowy. - mruknęła - Tak czy inaczej, mnie najbardziej zależy, aby upić co moje i zrobić zapasy na później, więc z łaski swojej zostawcie komara. - spojrzała po obu mężczyznach - Ach, i jakbyście byli ciekawi, to zapłaciłam za zabawki dla nas 20.000$, więc oczekuję zadośćuczynienia za to.
- Hej zapłaciłem za ten hotel. I jedzenie. - mruknął Arcanista - Do tego ja nie chciałem broni.
- Ale będziesz miał, żebyś stojąc przed komarem nie mówił "Nie użyję broni, nie mam jej, bo nie chciałem". To, co zapłaciłeś ma się nijak.
- Ubrania…
Nadezhda zupełnie zignorowała słowa Arcanisty zwracając się do Davida.
- Co do ciebie, to pewnie ci to pociągnę z pensji, ale nie wiem czy to już nie nałoży się na kolejną wypłatę.
- Wciąż nie widziałem dolara zapłaty, więc uwierzę jak zobaczę. - powiedział bez przejęcia ochroniarz.
- Może chce ci płacić w rublach… W sumie na jaką kwotę wy się umówiliście? Z ciekawości pytam.
- Zadowalającą. - odpowiedział po prostu Szwajcar.
- Jesteś pewny? Bo jeżeli ona myśli o rublach, to 100 równa się jakiemuś 1,5 dolara.
- Jeśli nie będzie zadowalająca, to pójdę w cholerę. - uśmiechnął się rozbrajająco ochroniarz, siadając wygodnie w obijanym skórą luksusowym fotelu.
- Natomiast mieliśmy rozmawiać o tych co żerują na ludzkiej krwi, a nie po prostu żerują na ludziach.

- Ja jedyne na czym żeruję to na krwi wampirzej. - wzruszyła ramionami - To co nasz wspaniały członek szacownego Arcanum znalazł w tym swoim ubóstwionym Internecie?
- Julian to wampir, kilkanaście lat temu stworzył to całe New Hope, teraz chodzi między placówkami i żre co mu się podoba. Aha, wszyscy pracownicy to ghoule.
- Ujmujące. Najwyraźniej ktoś będzie płakał nocami za swoim panem i jego Vitae… Czekaj… - spojrzała na Aarona - WSZYSCY pracownicy?
- Takie informacje znalazłem. Trochę dziwne… wątpię, aby jeden wampir MIAŁ w sobie krwi dla tylu.
- Bo nie ma, a nawet gdyby był bardzo stary, to i tak musiałby regularnie do każdej placówki się udawać na karmienie. Wątpliwe, aby miały to być konkretnie jego zabawki do bicia.
- No trzeba to rozgryźć. Załóżmy, że jednak WSZYSCY są od niego uzależnieni. Jaki scenariusz widzisz, kiedy zostaną odcięci od źródła?
- Część się zabije jak poczują śmierć pana, część poleci służyć innemu i spijać jego krew, część zacznie oddawać się innym żądzom dla zapełnienia pustki, jak zbliżenia intymne czy mordowanie, część nawet może być na tyle cwana, aby szukać kogoś, kto będzie handlował Vitae i nawet zacząć samemu polować, ale prawdę mówiąc - tacy rzadko dożywają roku. - skwitowała Nadezhda.
- No chyba, że mowa o tobie. - westchnął Aaron - Więc, możemy mieć nadzieję, że jest dobry w Maskaradzie. Bo masa ghouli zaspokajająca się po mieście… uch, żal mi cywili.
- Zakładamy, że większość nie będzie wiedzieć co się z nimi dzieje. Policja i placówki odwykowe się nimi zajmą. - stwierdził Reitnauer - Klucz to potwierdzić prawdziwość tych informacji… dowiedzieć się, jak jest z ghulami i jak Julianowi się udało… i wtedy złapać go.
- I spić. - uśmiechnęła się słodko ghoulica.
- W twoim przypadku. - rzucił tylko, siląc się by nie epatować dezaprobatą - Ale znowu, to znaczy, że mamy decyzje. Plan to to jak to zrealizujemy. Zdaje się, że obydwoje… - zerknął na Aarona - ...mademoiselle, masz o wiele większe doświadczenie w tym punkcie… łowów. Jak byś się za to zabrała, mając do dyspozycji oprócz swoich... talentów nasze kompetencje?

- Prawdę mówiąc tylko raz przez jakiś czas współpracowałam z innymi… - skrzywiła się - Ale jeżeli chodzi o wasze kompetencje… - zerknęła po obu mężczyznach - ...zawsze można coś z tego wyciągnąć. W końcu ty, mój dzielny, sowicie opłacany ochroniarzu, byłbyś w stanie zrealizować plan pod kątem… mniej subtelnym prawda? - znowu na jej twarzy wykwitł słodki uśmiech, po czym zwróciła się do Aarona - Co zaś tyczy się ciebie, grającego po nocach w gry dla dzieci… Jak dobry jesteś w montowaniu zabawek?
- Uwierz mi, dzieci na ogół nie grają w gry, które ja mam. Co do zabawek.... czego oczekujesz? Słońca w butelce ci nie zrobię, ale mogę zrobić wybuchające pióro, czy teleskopową halabardę. - Arcanista się delikatnie przeciągnął - Będę potrzebował trochę czasu co prawda.
- I pewnie gotówki. Policz jej za halabardę. - złożył zamówienie Szwajcar, skinieniem wskazując swoją chlebodawczynię.
- Obetnę ci z pensji. - wzruszyła ramionami Nadezhda.
- Jak tak dalej pójdzie, niedługo ty będziesz płacił jej.
- Nie jestem tak bezduszna, musi mieć za co kupować sobie jedzenie, aby ze mnie nie ciągnąć. - ponownie słodki uśmiech wykwitł na jej twarzy, po czym spojrzała uważniej na Arcanistę - Czasu, hmm? Niezbyt go mamy, więc oczekuję że maksymalnie w ciągu kilku godzin przerobisz moją komórkę na wzór nadajnika, który będzie działał dyskretnie.
- To akurat proste, nadajnikiem już praktycznie jest. Trzeba się tylko do niej podłączyć. - Aaron spojrzał na Davida - Nie spodziewaj się cudów. Nie sprawię, że dwumetrowe drzewce nagle będzie miało pięć centymetrów. Powinno udać mi się skompaktować to gdzieś do 20-30 cm, ale to może zmniejszyć wytrzymałość broni.
- Czekaj, to nie wszystko, geniuszu komputera. - Nadezhda zaczęła szukać komórki w torbie - Chcę też, aby była możliwość zmierzenia parametrów danej osoby, a myślę tu o ciepłocie ciała. - w końcu wyciągnęła swój telefon, który okazał się być chyba najbardziej kosztownym produktem Apple...
- Pomogę ci, ale na razie może zajmij się życzeniem pani, bo ewidentnie ma swoje kaprysy… - Reitnauer pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Żadne kaprysy. Czysty pragmatyzm. - kobieta wzruszyła ramionami.
Aaron delikatnie ujął urządzenie kobiety.
- Szczerze, na wpół spodziewałem się, że dasz mi jakiś relikt z pierwszej generacji komórek. - mężczyzna połączył telefon ze swoim laptopem i zaczął bawić się oprogramowaniem urządzenia.
- Ach, i jedna sprawa. - oparła się o stół - Jeżeli zniszczysz to odkupujesz ten sam model. To prezent w końcu.
- Jeżeli poczekasz rok, to odkupię, to już nie zabawka dla mnie. Nie martw się nie zrobię jej nic… kto ci to dał? Putin?
- My friends with benefits. - wyszczerzyła się.
Aaron zamrugał kilka razy po czym westchnął.
- Aż się zastanawiam, co ty im dajesz w zamian.
- W porządku. Telefon ze zdalnym testem na wampira. Jak chcesz go użyć? - David sprawnie i subtelnie uciął dyskusję, wiedząc, że raczej do niczego dobrego nie doprowadzi - Jaki masz plan?
- Włożę mu go w gardło, przecież się nie udusi, jeżeli jest wampirem. - odparła niewinnie Nadezhda - Dużo zależy jak pan spec załatwi sprawę, ale jeżeli będzie to coś, co będzie działało jak określacz ciepła otaczających osób i takich tam, to jeśli jednocześnie to cudo będzie zapisywało wyniki, wystarczy że sprawdzimy je później, zaś nadajnik… tak na wszelki wypadek, jeżeli mój rycerz w kolorowym, pasiastym wdzianku miałby ratować damę w opresji. Wątpię, aby to miało miejsce, ale zawsze można się ubezpieczyć.
- Więc chcesz się z nim spotkać i takim urządzeniem określić, czy jest wampirem? - uprościł sprawę David, chcąc uniknąć niejednoznaczności.
- W sumie to tak, jeżeli zabawa w rozmówki nie przyniosłaby spodziewanego efektu.
- W porządku. Co jeśli okaże się być wampirem?
- Wtedy zostanie tylko umiejscowić go w odpowiednim miejscu i czasie, po czym nastąpi najlepsza część zabawy. Dowie się tego czy owego, wyciągnie część Vitae, zniszczy. Małe przyjemności cieszą najbardziej, prawda?
- To umiejscowienie w miejscu i czasie to najtrudniejszy punkt. O niego mi głównie chodziło. - ochroniarz nie ustosunkował się do… znamion psychopatycznych tendencji w słowach swojej chlebodawczyni.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline