Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2016, 12:52   #36
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Scena trzecia: Żabi śpiew

Paulina, Dominik

W ciszy, która zapadła po szaleńczym pościgu za żabką, Niko czuł, jak łomocze mu serce. Płaz wpatrywał się w Paulinę, już zupełnie znieruchomiały. Potem rozległ się brzęk i łomot, gdy puszka ze śrubkami spadła z półki. Za nią stała dorodna ropucha, wpatrując się świdrująco w dwoje dzieci. Zadrżały kajaki stojące pod ścianą, rozkołysały się rowery leżące na środku. Z wnętrza ich wyskakiwało coraz więcej żab, rechocząc jak szalone. Przynajmniej setka płazów zaczęła kłębić się przy drzwiach, przechodząc przez szparę i odcinając im drogę odwrotu. Gdzie ten głupi Michał, który miał stać na czatach? Czemu ich nie ostrzegł przed nadejściem setki żab, które musiał widzieć, jak skakały przez pomost?

Rechot żab nabrał jednostajnego tonu, jakby wszystkie naraz intonowały jedną pieśń w swoim przedziwnym języku. Nie było to jednak radosne "kum kum kum, rade, rade, rade" z "Tajemnicy wiklinowej zatoki", raczej ponura pieśń z czasów, gdy świat był jeszcze młody, zanim podobne im żaby przyglądały się, jak ludzie stawiają Memfis i Babilon.

Naraz pieśń urwała się i nastała ciężka, groźna cisza. I wtedy żabka, trzymana przez Paulinę w rękach uśmiechnęła się, pokazując dwa rzędy ostrych, białych zębów.

-Och, a więc to ta, która tak znęca się nad naszymi braćmi i siostrami! - zawołała. - Nie chcieliśmy interweniować, bo nikt nie wrócił żywy od tych koszmarnych zabaw! Nie chcieliśmy robić krzywdy wszystkim ludzkim dzieciom, odpowiedzialność zbiorowa nie licuje z naszym poczuciem sprawiedliwości. Ale teraz przypatrzcie się jej, siostry i bracia. Oto kat naszych sióstr i braci, od razu grożący mi śmiercią w płomieniach! Teraz już cię znamy, dziewczynko! Zaśniesz w końcu, a ktoś z nas wpełznie ci przez usta do gardła i złoży skrzek w twoich płucach. W końcu umrzesz w męczarniach, ale przez twoje martwe, sine usta wypłyną nasze kijanki, co uraduje nasze poległe siostry i bracia.

-Co z chłopcem Jego też? Jego też? - zarechotała ropucha stojąca na półce, a długi jęzor drgał, gdy wlepiała w Dominika wygłodniałe spojrzenie.

Spowodowało to poruszenie wśród płazów, które wzniosły taki rwetes, że chociaż po części i Dominik, i Paulina, byli w stanie odróżnić pojedyncze ludzkie słowa spomiędzy rechotów i gardłowego gulgotu, zupełnie nie byli w stanie stwierdzić, po której stronie się opowiedzieli. Z kajaków wychodziło coraz więcej żab, nawet bardzo niewyrośnięte płazy, jeszcze z resztkami ogonków wyskakiwały, by lepiej widzieć tę, którą straszono ich, odkąd wylęgły się ze skrzeku.

Michał

Z piwnicy wyłoniła się Kasia, już zupełnie ubrana od dłuższego czasu. W ręku trzymała kartkę do segregatora z "Pocahontas", jedną z tych, które dziewczyny kolekcjonowały i wymieniały się. Nieco zezując, Michał mógł się przekonać, że chyba na tej kartce znajdował się list. Dziewczynka wydawała się bardzo podniecona, i to w taki radosny sposób, zupełnie nielicujący z jej zwykłym przygnębieniem.

-Kasiu, może ciasto zjesz? - zaproponowała mama Michała. Kasia pokręciła głową, nawet nie spojrzała na smakołyk, co jasno wskazywało, jak bardzo zajęta była czymś innym.

-Dziękuję, ciociu, ale muszę już iść! Wrócę na obiad, pa!

-A dokąd tak biegniesz, co? - spytała ciocia Ela, patrząc z rozbawieniem, jak Kasia jeszcze staje przed lustrem w salonie i rzuca sobie krytyczne spojrzenie. No tak, dziewczyny zawsze musiały wyglądać pięknie.

-Spotkać się z kolegą - odpowiedziała rezolutnie Kasia. Ciocia i mama Michała wymieniły spojrzenia, kryjąc uśmiechy.

-Dobrze wyglądasz - upewniła ją mama Michała, używając zdania, którego chyba nigdy nie użyła w stosunku do syna. Kasia uśmiechnęła się radośnie i prawię wybiegła z domku. Jak wryta stanęła na werandzie.

-Eee, Michał, chyba wypadło ci kilka stron z segregatora - rzuciła. To przeraziło Michała tak, że wstał od stołu tak szybko, że uderzył w blat i prawię rozlał cały sok. Nie obchodziło go to jednak. W końcu Księga Wiedzy mogła ucierpieć.

Gdy dobiegł na werandę, okazało się, że to wybieg Kasi, by zwrócić jego uwagę. Wskazała mu palcem w kierunku pomostu, gdzie kłębiły się dziesiątki żab.

Monika

Monika dziękowała losowi, że ten cały Michał i jej brat wymyślili tego całego Łorhammera. Inaczej nie znalazła by wymówki, by nie iść do strasznego domu w lesie. Idąc szybko do domu wujostwa Michała, nagle jej uwagę przykuł ruch na pomoście. Zdziwiona dostrzegła, że praktycznie cały pomost został obsadzony przez żaby, otaczające poza tym budynek wypożyczalni kajaków. Zobaczyła, że na werandzie Kasia i Michał przypatrują się temu samemu zjawisku.

Scena trzecia prim: Straszny dwór

Natalia

Natalia, nieświadoma żabiego zamieszania, ruszyła jak burza do starej chaty w lesie. Minęła szybko dwie kolejne szersze drogi, przechodząc tylko znanymi sobie ścieżkami. Po dziesięciu minutach las iglasty ustąpił kilkunastu dębom, a dalej brzozom oraz tym dziwnym, porośniętym mchem malutkim podłużnym pagórkom. Przeszła z nabytą ostrożnością obok dziwnych schodów wgłąb ceglanego, podziemnego pomieszczenia dawnej piwnicy domu, który stał tutaj przed wojną. Ostrożność wynikała z tego, że zdarzało się, że ziemia się zapadała i można było wpaść do piwnicy nawet trzy metry wgłąb.

Musiała przejść obok opuszczonego dworku. Główna aleja, wysadzana bukami, gdzieniegdzie zachowała nawet resztki bruku, chociaż ogólnie pozabierali je po wojnie, wykorzystując do naprawy drogi do Kortumowa. Dwór już czerniał nad nią, wysoki, dwupiętrowy budynek o trzech skrzydłach. Natalia nie znała się na architekturze i jej stylach, ale spiczasty dach i wykończenia okiennic przypominały jej zamek z "Pięknej i Bestii", tylko oczywiście pomniejszony i bez murów. Główne wejście stało jak ziało pustką, bo drzwi dawno zbutwiały i zapadły się. Chociaż przejść przez nie było ciężko, bo zarosło ostami i cierniem mniej więcej na wysokość metra. Natalia, gdy już wchodziła do dworu - nie było tam nic ciekawego, w sumie, bo splądrowano go po wojnie - to zawsze używała niskich, parterowych okien.

Dwór jej jednak dzisiaj nie interesował. Alka najczęściej spotykała w chacie będącej dawniej jakimś budynkiem gospodarczym. Piętrowy, drewniany budynek trzymał się całkiem nieźle, pomimo tego, że od przeszło pół wieku nikt nie dokonał tam żadnych remontów. Pachniał teraz mocno wilgocią, ale to chyba normalne po takiej burzy.
 

Ostatnio edytowane przez Cooperator : 26-12-2016 o 12:58.
Cooperator jest offline