Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2016, 19:14   #360
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Tankred, Svein:
- ... wesoło. - zabrzmiało ostatnie słowo wypowiedziane przez Tankreda, gdy ktoś zaczął grać wesołą muzykę w tym dziwacznym budynku. W momencie, gdy oddaliliście się od budynku to zniknęły również hałasy powodowane przez wściekły tłum - tak jakby dom stał opuszczony i martwy od wieków. Jedynymi dźwiękami jakie słyszycie to chrzęst żwiru pod waszymi butami, bo i muzyka, no i te dziwne, niepokojąco mechaniczne odgłosy dobiegające z budynku. Z wyjątkiem tego panuje idealna cisza. Żadnego ptactwa, żadnego rykowiska - żadnego niczego dobiegającego z budynku. Przemieszczając się w stronę zabudowy gospodarczej, gdzie wcześniej pozostawiliście swój wóz i starego przewodnika zachowywaliście się cicho. Obaj zaciskaliście w dłoniach broń, a Tankred dodatkowo oświetlał drogę latarnią. Wbrew straszeniom iluzjonisty żaden demon was nie zaatakował po drodze. Podeszliście do wrót stodoły, żeby je otworzyć, gdy nagle cisza została przerwana przez krzyk osoby stojącej za bramą. Svein cofnął rękę, którą już trzymał na metalowym elemencie służącym do otwierania wrót (wystarczy pociągnąć). Towarzyszyła mu jakaś kobieta trzymająca kuszę i mierząca do was. Za nimi stoi wóz. Zupełnie nie słyszeliście, aby podjechali, a jeżeli tam ciągle stali przy bramie to bez oświetlenia. Teraz ich widzieliście, choć światło waszej latarni nie sięga aż tak daleko.



- Milicja Obywatelska! - zrobił krótką, acz wyraźnie zaznaczoną pauzę i dodał tonem nieznającym sprzeciwu - Stać, kurwa! - Svein lepiej, a Tankred gorzej, ale obaj znali to zawołanie. Jeden ze skorumpowanych pojebów ze straży miejskiej Middenheim (czasem też robiący za strażnika dróg) z jakiegoś powodu nazywał siebie - i swoją formację - Milicją Obywatelską, choć z obywatelskością to mieli tyle do czynienia, że żyli - oficjalnie - ze zrzutki obywateli. Po chwili mężczyzna - a nazywał się Frederick Colonsky - czujnie spojrzał na was i dodał - Ach, to wy. Co tutaj się odpierdala? Podejdźcie do płota jako i ja podchodzę. - ostatnie zdanie powiedział z wyraźnym akcentem kislevskim. Być może był z Kisleva, chuj go tam wie. - Nie ja trzymam palec na spuście, więc bez numerów.

Heinrich, Dmytko:
Ocknęliście się, gdy ktoś krzyknął - Milicja Obywatelska! - i po krótkiej pauzie - Stać, kurwa! - rozpoznaliście to sformułowanie i głos jako należące do jednego z pojebów ze straży miejskiej Middenheim (czasem też robiącego za strażnika dróg). Potem mówił do kogoś jakby go znał. Wy tym czasem znajdujecie się w stodole, w której zostawiliście wóz. Trzeba powiedzieć, że macie ostro przejebane. Ktoś niewiadomo jak i niewiadomo kiedy rozebrał was do naga i związał wam za plecami dłonie. Stykacie się ramionami. Na domiar złego ktoś wam założył na szyi pętle wisielcze, a lina gdzieś tam znika przy suficie. Najgorsze jest to, że stoicie na końcówce wozu, którym tutaj przyjechaliście, a jego dyszla jest przyczepiona do wrót - jeżeli ktoś je chociażby lekko uchyli to wy zadyndacie! Wasze konie stoją z boku. Nie ma drugiego wozu (tego od pewnie nieumarłego starucha) i koni od tamtego wozu. Nie ma tu nikogo więcej żywego - nadal są truchła koni jakie wcześniej tu widzieliście.

Otto, Edgar:
Wpadliście na siebie na korytarzu. Otto miał w ręku sztylet i prowadził przed sobą iluzjonistę do schodów, a Edgar ze swoim bratem właśnie wyszli z toalet, w której nie znaleźli Dmytka (ani nawet śladu po nim). Z odgłosów dochodzących z dołu wynika, że nikt jeszcze nie wdarł się na pierwsze piętro. Na drodze do pokoju panny młodej stoi Ottowi jedynie Edgar i jego brat, choć ciężko powiedzieć, żeby to była przeszkoda skoro do tej pory współpraca tak dobrze układała się. Z oczu iluzjonisty Balzaka lecą łzy, ale nic nie mówi. W pokoju, z którego właśnie wyszedł iluzjonista i Otto na podłodze zalegają krwawe pozostałości po pannie młodej, a po reszcie nie ma zupełnie śladu - otwarte okno sugeruje, że uciekli tamtędy... albo zostali wciągnięci w coś niepokojącego tak jak to się stało z Dmytkiem, bo ten nie miał żadnej drogi ucieczki z toalet innej niż wrócić na korytarz. Tym czasem szczątki Awerroesa - które jeszcze przed chwilą tu leżały w jednym kawałku - teraz ścielą niemal całą podłogę korytarza zupełnie jakby ktoś go pokroił na tysiące maluteńkich fragmentów, a potem rozrzucił po korytarzu. Jego złe i martwe oko patrzy na was Otto i Edgar.
- Wszyscy tu zginiemy. - wydusił z siebie iluzjonista Balzak.
 
Anonim jest offline