Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2016, 23:49   #23
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Revalion przez resztę audiencji nie mógł przestać myśleć o księdze, którą miał w plecaku. Drogę do świątyni Moradina spędził na czytaniu o różnicach między szarymi krasnoludami, a ich (tak jakby) powierzchniowymi kuzynami. Zaczął też wertować stronice w poszukiwaniu opisu miejsca do którego mieli się udać, jednak szybko zaprzestał i wrócił do miejsca gdzie poprzednio skończył.

Pierwszą część wizyty w świątyni również spędził z nosem w książce. Dopiero kiedy jego uszu doszło w jakim kapłanem mają doczynienia, Revalion postanowił, że lepiej będzie poświęcić krasnoludowi pełną uwagę. Przysłuchiwał się z uwagą słowom Samwise i przytaknął z uznaniem, kiedy ten uzyskał od kapłana świetlistą kulę.
- Wielebny Sonnlinorze, jeśli zechciałbyś mnie wysłuchać. - Zaklinacz przejął inicjatywę. - Wiadomym jest, że idziemy w wielce niebezpieczne miejsce, wręcz do leża potwora. Przeciwnicy będą mieli przewagę nie tylko terytorialną, ale najpewniej też liczebną, gdyż jest nas dokładnie ośmiu, a ich… dziesiątki? Setki?
- Brałem kiedyś udział w walce, gdzie towarzyszył mi czarodziej, przywoływacz. Było nas zaledwie trzech i musieliśmy zmierzyć się z co najmniej tuuuzinem prze…

Zaklinacz machnął rękoma chcąc podkreślić ogrom przeciwników z jakimi mieli doczynienia, jednak niestety nie zauważył skrytej Sherrin, którą z rozmachu pacnął dłonią w twarz.
- Na wszystkich bogów, nic ci nie jest? Nos nie wygląda na złamany, ale... - Revalion nie zdołał bliżej przyjrzeć się twarzy dziewczyny, bo dostał siarczystego liścia i kilka uwag o swojej osobie. - Tak, dobrze, okej. Rozumiem. Jesteśmy kwita.
- Na czym to ja… a tak, tuzin przeciwników! - Zaklinacz zachowawczo postąpił krok w bok, z dala od wściekłej piąstki Sherrin. - I wiesz co, wielebny? Przywołańce tegoż maga nas wtedy uratowały! Dosłownie zalał naszych wrogów swoimi tworami: tu magiczny pająk, tam czarcia małpa, ówdzie… no rozumiesz. Gdyby nie jego magia, z pewnością nie przetrwalibyśmy tego dnia! A ja mam takie paskudne przeczucie, drogi wielebny, że i my staniemy przed taką nierówną walką. Gdybyś zatem zechciał podzielić się czymkolwiek, co przeważyłoby w takiej sytuacji…

- Ach, wiem o czym mówisz, młodzieńcze! - Sędziwy kapłan pogładził się po brodzie. - Pamiętam jak wczoraj, kiedy przechodziliśmy wraz z innymi kapłanami po pobojowiskach i zbieraliśmy w większości same trupy. A wiesz co było najgorsze? Ci co przeżyli lamentowali nam, że ich kamraci by przeżyli, gdyby tylko mieli jakieś lecznicze ustrojstwa i nie musieli czekać na nasz ratunek. Czekaj chwilę.
Krasnolud poszedł na zaplecze i po chwili wrócił ze skrzynką, której zawartość brzęczała szkłem. Postawił ją przed wszystkimi i otworzył: w środku były cztery na sześć rządków małych, szklanych fiolek. Zaklinacz, wyjąwszy jedną z nich, stwierdził że zawarta w niej ciecz jest zielona i bulgocze.
- Smaczne to może i nie są, ale dupsko wam uratują jak będzie trzeba! - Kapłan spojrzał zadowolony z siebie. - Miksturki leczące, trzymajta! Nie będą mi więcej mówić, że Sonnlinor nie zrobił wszystkiego, żeby wyprawie pomóc, o!
To powiedziawszy krasnolud podał jeszcze Revalionowi kilka magicznych przedmiotów i pokrótce wyjaśnił co sobą reprezentują. Zaklinacz zaś w kilku słowach wyraził swą wdzięczność i ukłonił się wielebnemu.
 
Gettor jest offline