Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2016, 20:31   #68
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Pozostałą część poranka Erven próbował złapać Yangjaes’a i porozmawiać w luźnej atmosferze o magii
Yangjaes został znaleziony w bibliotece świątyni wiedzy uparcie czegoś poszukując w jej zapiskach. Caly czas mruczał pod nosem. “Niebieski owad”, “pasożyt” lub “zaraza”.
Erven podszedł spokojnym krokiem do Yanga.
- Mistrzu Yang, szukałem pana... - zakomunikował - ...ale widzę, że pan zajęty. Może mógłbym jakoś pomóc?
- Zapewne ty jesteś Erven Sharsth. Wstyd się przyznać, ale pomimo 600 lat na karku dopadła mnie amnezja. I co gorsza, ze środowiska, w którym żyję. Słyszałeś kiedyś o małym niebieskim owadzie, pasożycie który bardzo szybko się rozmnaża w ciele nosiciela? Pamiętam, że kiedyś o nim słyszałem, więc może znajdę jakieś informacje w tych zbiorach.
- Proszę - pojawiła się bibliotekarka z kolejnymi 3 książkami. - Sprawdzę jeszcze w dwóch alejkach.

- Dziękuję. - rzekł Yang. - Zasiądź - nakazał Ervenowi - Przez najbliższe godziny raczej się stąd nie ruszę, więc możemy też porozmawiać, przy okazji poszukiwań.
- Pamiętasz może jak ten owad wygląda? - zapytał Erven siadając na krześle przy stole - Chodzi mi o obraz mentalny tego insekta.
- Jak niebieski żuk. Rozmiar w okolicach dłoni. Niegroźny, żeruje na dużych istotach, czymś większym od niedźwiedzia. Poszukuje jego środowiska naturalnego.
- Tak. Tylko pytanie czy widzisz go dokładnie w swoim umyśle. Jeśli tak, mogę spróbować sięgnąć po obraz, jeśli się na nim skupisz” i “zobaczyć go” Twoimi oczami. To powinno ułatwić poszukiwania.
Do biblioteki weszła Echo. Jako, że nie podążała tuż za Ervenem zgubiła go po tym jak wszedł do budynku. Poza tym starała się niczego nie przewrócić co tylko ją spowalniało. Usiadła niedaleko aby nie przeszkadzać, ale jednocześnie móc posłuchać o czym rozmawiają.
- Hmm. Czyżbyś... raczej nie znajdziesz w tych zasobach namalowanego obrazu, a jedynie szkic. Szukaj po opisie. Po może przypomnę sobie nazwę jeśli ją usłyszę.
Erven skinął głową. Yang widzieć uznał tą wiedzę za zbyteczną. Dalsze nakłanianie do tego nie miało sensu.
- Zatem starodawna moda. - stwierdził wzruszając ramionami. - Choć widzieć oznaczałoby znajomość szczegółów. Zatem dobrze. Zobaczmy co mają te księgi.
Po tych słowach sięgnął po jedną z nich i zaczął ją wertować. Nie planował przepytywać mężczyzny z biegu. Odczeka chwilę, a potem weźmnie go na warsztat. Przy odrobinie szczęścia to on zapyta go w czym rzecz.
Yang odłożył kolejną księgę na stos sprawdzonych i rozmasował zmęczone oczy.
- Więc w czym rzecz? - zapytał otwierając kolejną i przeglądając spis treści. - W końcu specjalnie tutaj przyszedłeś by mnie znaleźć.
- Zainteresowała mnie pańska przemowa Mistrzu. - odpowiedział Erven wertując księgę - Jednak czuję niedosyt. Interesuje mnie życie i poczynania waszego przodka. Można powiedzieć, że mam głód wiedzy.
- Cóż więc chciałbyś wiedzieć? Uprzedzę, że mój przodek, o którym wspomniałem, nie miał wielu osiągnięć.
- Wszystko. Każdy szczegół się liczy. - odpowiedział lekko z czarującym uśmiechem białowłosy - Jaki był, co robił w wolnym czasie, gdzie wędrował... - zatrzymał się tutaj przy jednym opisie. - ...a nie, to inny ptak. Tak czy inaczej, opowiadaj. Jak coś będę dopytywał.
Echo przeniosła swoje spojrzenie na elfa. Oczy delikatnie jej błysnęły.
Elf zaczął opowiadać. O początkach, dorastaniu, ambicjach i zwyczajach swojego przodka. Na elfie standardy był raczej samotnikiem. Swoją małżonkę znalazł poprzed rodzinne konszachty. Ich związek też był raczej zwyczajny. Opowiadał o podróżach jakie odbył jego przodek. Morskich przygodach, niezbadanych terenach. Ponownie wspomniał o tym o czym mówił już na wykładzie.
- ... a potem przyszedł czas wojen. Z zapisków wynikało, że walki toczyły się wszędzie i wszelakie. Walczyły smoki, demony, anioły, tytani, bogowie bestie i wszelkie rasy. Okres prawdziwego zamętu. Elfy jak zwykle chciały pilnować swego domu i spokoju, lecz nie mogły pozostał w pełni neutralne. Zapewne wieści o dokonaniach przodka się rozniosły i dlatego stał się celem. Mugen. Największe osiągnięcie jego życia, zniknęło w czasie. Jestem prawie pewien, że zginął z ręki aniołów. Wiesz dlaczego?
- Nie będę zgadywał, choć mam swoje przypuszczenia. - odpowiedział ludzki mag - Dla czego pragnęli jego śmierci i się do niej przyczynili?
- Zapewne nie miałeś jeszcze styczności z elfami. Ba. Mało kto miał od ponad 500 lat. Anioły to byty przesączone czystą energią przeobrażoną w światło. Jak możesz się domyślić... istoty z czystem mocy nie powinny mieć kształtu, nawet jeśli powinien być od dostosowany do sposobu ich istnienia. Jednak taka forma jest wielce niestabilna. Dlatego anioły wyewoluowały z form pierwotnych do tych bardziej stabilnych - prawie humanoidalnych. Na przykład twoja znajoma. Jej forma stabilna pozwoliła jej zachować część swojego pierwotnego wyglądu. Ta forma posiada Core, co na nasze byłoby Rdzeniem Magicznym. Ponieważ jest to najstabilniejsze źródło mocy. A teraz całe powiązanie. Mugen pozwala posiąść nieograniczoną moc magiczną, kosztem zniszczenia wewnętrznego rdzenia magicznego. Oczywiście dla ludzi nie jest to moc ostateczna. Zniszczony rdzeń już nie powróci. W przypadku aniołów. Pozwala im powrócić do formy pierwotnej. Tak jak i u ludzi jest to okresowe, może w dłuższym spektrum. Nie zmienia jednak to faktu, że forma pierwotna jest niestabilna i ulega powolnemu rozproszeniu. Nie zdziwiłbym się jeżeli anioły znały już tą metodykę, choć Mugen zapewne zapewnia jej długotrwałość. Jednak mój przodek zapewne nie poprzestał na takim rozwiązaniu i poszukiwał... zamiennika kontraktu. Czegoś co pełniło by rolę zapłaty na dostęp do Mugen. Sposobu użycia czegoś innego... może nawet czyjegoś rdzenia magicznego jako zapłaty. Resztę zapewne jesteś w stanie wydedukować.
Echo nawet nie drgnęła kiedy Yang zarzucił oskarżeniem. Siedziała nieruchomo czekając na to co zrobi Erven.
Erven pokiwał powoli głową. To miało sens i nie czuł potrzeby dzielić się swoimi doświadczeniami z “zapłatą”. W sumie to nie miał zamiaru dzielić się z nikim, ale o tym sza.
- To w sumie logiczne, choć nie mnie oceniać dawne dzieje. - odpowiedział trzeźwo wpatrzony gdzieś w dal po czym skupił swoje spojrzenie na elfie. - Podejrzewam, że Avgadro odnalazł zapiski pańskiego przodka. Z opisu człowieka którego spotkałem wynika, że to był on i… wygląda na to, że posiadł pradawną magię. Coś do czego dążył pański przodek.
- Ach... Avgadro. Tak. Ten Człowiek... mógł być do tego zdolny. - rzekł z lekką irytacją połączoną z oczywistością. - Nie widziałem go w świątyni. Nareszcie mu się zmarło?
- Zaginął bez śladu. - odpowiedział lekko Erven wzruszając ramionami. - Nikt nie wie gdzie jest, ani co się z nim stało. Równie dobrze można powiedzieć, że Umarł. Nie brzmisz, jakbyś za nim przepadał… coś osobistego?
- Badaliśmy podobne dziedziny, parę... naście... lat temu. On jednak usilnie poszukiwał mocy. Z resztą, demonizm, nekromancja, klątwy i wszystko co złe nie było mu obce. Ale póki działał dla dobra stolicy nikt mu nic nie zarzucał. My elfy raczej trzymamy się od takich dziedzin z daleka. No może z drobnymi wyjątkami. Było jeszcze parę... dziesiąt innych powodów i sprzeczek. To chyba kwestia charakterów i jego “silnej racji”.
Delikatny uśmiech zawitał na twarzy ludzkiego maga. Wyglądało na to, że on i Avgadro nie byli wcale tacy różni, a całkiem podobni.
- Rozumiem. Powiedz mi proszę, czy słyszałeś, lub wiesz cokolwiek na temat “Venitas”, lub “Throne of the Fallen”? Obiły mi się te pojęcia o uszy, ale nic mi nie mówią. Czy mogę liczyć na Twoją mądrość?
- Venitas... brzmi bardzo... pos’ intte arrenise [elf. coś tajemniczego z pogranicza legend]. Może bym coś wiedział gdybym znał choć jakieś nawiązanie, czego się to tyczy. Ale muszę przyznać... 600 lat i dawno nie słyszałem czegoś takiego. Z kolei to drugie, czy to nie czasem to dawne przymierze ludzkich władców?
- Raczej nie. Pierwszy licz jakiego zgładziłem zapytał mnie czy chcę zasiąść na “Throne of the Fallen”. Drugi ostatnim tchem nieżycia wyszeptał “Venitas”. Wiesz coś może na ten temat? O Pretendentach, Kluczach, czy Ścieżce?
- No, jak byk stare przymierze. O! - krzyknął podnosząc książkę - A nie, to śluz. - odparł beznamiętnie odkładając ją na stertę i biorąc następną. - Sam miałem być częścią tamtego przymierza. No może nie do końca. Brano mnie pod uwagę, ale wiesz... czasy uprzedzeń i innych dziwactw. Bodajże było to pięciu wysoko postawionych urzędników, w tym królowie i nadworni magowie. Magów było bodajże dwóch, z czego jeden pełnił funkcję nadzorcy dawnych terenów Rockviel. Dlatego można go liczyć jako władcę. Pomijając cały skład tych imbecyli. O co tam szło? Wybacz to historia sprzed 500 lat. Byłem wtedy jeszcze dość młody. Artefakt. Tak z pewnością artefakt. Banalota - boga dusz? A może któregoś ze złych bogów? To była korona dająca pełną władzę nad umysłami poddanych. Bardzo silny artefakt, ale do ograniczonej grupy celów. Zapewne byłąby z tego nie mała armia szkieletów teraz. - wzruszył ramionami. - Zapewne w końcu się o niego pozabijali, a ostatni który go miał zabrał go ze sobą do grobu. Resztę można zrzucić na zmiany w tym świecie i przepływ mocy tworzący dziwne prawa i działania.
- Ostatnia seria książek. - pojawiła się bibliotekarka z tym razem odręcznymi raportami.
Erven pokiwał głową. To wiele mówiło. Nadal nie było to to czego szukał, ale był bliżej. O wiele bliżej swojego celu.
- Zatem sprawdźmy co jest w tych raportach. Musi tu coś być.*
- Popatrzmy popatrzmy. - bibliotekarka dosiadła się do stolika i zaczęła je przeglądać. - Bestia w paski. Gargulec. Śluz, ostatnio Arne wspominał o jakimś w lesie. Kot. Wilk. Nory królika. Korniki. A! To do działu administracji.
- Korniki. Kor... ni... ki. - powtórzył elf przekładając strony. - Koryntian. Czy to nie była jedna z odmian niebieskiej gąsienicy. Tej od tunelowego bulgotu?
- Tak. - odparła bibliotekarka. - Ale nie wytwarza tej samej substancji. Ta odmiana jest fluorescencyjna i trująca.
- To jest to! Która książka?
- Ta w rękach pana Ervena.
Erven wertował księgę, aż w końcu znalazł to czego szukali i zgłębił się w lekturze..

lokalizacja ruiny otoczone pruchnem, z wysoką wilgotnością i zacienieniem. Tereny odizolowane od otwartych przestrzeni, częsciowo jaskiniowe. Śladowa obecność naturalnyc źródeł magicznych)
Echo po raz pierwszy od początku rozmowy wstała i podeszła do czytających. Zajrzała na stronice książki aby zobaczyć owada.
- Czy mogę wiedzieć czemu poszukujesz tego owada?|
- Mamy problem z pewnym demonem. Zarówno pod względem rozmiaru jak i sposobu likwidacji. Dlatego poszukuję czegoś mniejszego. Naturalnego wroga - pasożyta.
- Jakikolwiek demon jestem gotowa do pomocy. W końcu jesteśmy naturalnymi wrogami. Jak duży jest ten demon i gdzie go znajdę? - anielica nagle się ożywiła.
- Las to tydzień, dwa drogi w jedną stronę. - powiedział Erven przyglądając się opisowi stworzenia - Nie zdążymy przed rozpoczęciem inwazji jeśli tam się udamy. Ten insekt powinien dać sobie dzielnie radę.
- O demona pytasz. Pełno macek i wielkości... ja wiem... 4-5 sosen.(20-30 metrów). A gruby jak dwa budynki .
- Jak mamy zdobyć tego pasożyta i zarazić nim demona? Mogąc latać jestem w stanie szybko dotrzeć na odpowiednie miejsca - Echo zdawała się odpowiadać w wojskowym stylu.
- Pamiętaj, że mamy już misję od Naczelnego Dowódzctwa. - powiedział Erven - Jeśli nie będą ze sobą kolidować możemy wziąć i tą, ale przed tygodniem musimy wrócić.
Echo milczała chwilę kalkulując coś w głowie.
- Latając mogę w ciągu jednego dnia przelecieć odległości, które mogłyby zająć kilka dni na piechotę. Wszystko zależy czy uda nam się od razu odnaleźć pasożyta.
- Zatem podjęte. Sprawdźmy gdzie są najbliższe lokacje tego organizmu i ustalmy punkt odbioru.*
- Co jest o nim napisane? - w końcu zapytał Yang przysłuchując się rozmowie. - Doceniam wasze ambicje, i nie mógłbym was prosić o pomoc w tej sprawie, skoro to nasza prywatna sprawa.
- Walka z demonami musi być uskuteczniana na każdym froncie. Przecież jeśli elfy zostałyby pokonane cała reszta byłaby w zagrożeniu - odpowiedziała szczerze Echo.
- Szkoda, że las nie podzieli waszego pomysłu... - zamruczał do siebie Yang. |
Echo spojrzałą na moment na elfa zastanawiając się co powiedział. Spojrzała na biblioterkarkę.
- Przepraszam, ale czy jest w tym budynku miejsce odosobnione?
- Sale medytacyjne. Pan Erven powinien znać ich lokalizację. - wyjaśniła kobieta.
Echo kiwnęła głową w podzience
- Czy mogę was dwóch poprosić o towarzyszenie? Wierzę, że mam coś co może wspomóc nasze starania w nadchodzącej wojnie.
Anielica spojrzała na Ervena oraz Yanga. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ciepłego i zachęcającego.
- Każda pomoc jest warta swej ceny. Rozumiem mistrzu, że idziesz z nami? - zapytał jeszcze dla pewności Yanga.
Elf kiwnął głową i anielica poprosiła aby Erven zaprowadził ich do sali. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi anielica usiadła naprzeciwko mężczyzn powiodła wzrokiem po ich twarzach i zaczęła mówić.
- Przybyłam tutaj ledwo wczoraj, ale czasu nie ma wiele. Wierzę, że możecie dać radę zmienić przebieg wojny na nasza korzyść.
Echo zaczęła świecić, blask był znacznie mocniejszy niż zwykle. Jej forma zaczęła się zmieniać, rosnąć i powiększać. Świetlisty kształt zdradzał nieco oślepionym mężczyznom wygląd anielicy. Pomiędzy czterema parami skrzydeł kotłowały się ledwo zarysowane zwierzęce głowy. Rude włosy, teraz rozświetlone, falowały na boki. Płaszcz rycerzy rozwiał się odsłaniając ciało przypominające ludzkie. Ciepły złoty blask bił od całej postaci anielicy. Nie dało się jednak dostrzec szczegółów.
- Zawierzam wam część zwoju, który posiadam - Echo sięgnęła do swojej szyi zdęmującz niej tubę. Wyciagnęła dłonie przed siebie oddając go Ervenowi i Yangowi.
- Wierzę, że wy możecie zrobić z nim więcej dobra niż ja i moi bracia. Przyjmijcie Mugen.
Erven przez chwilę przyglądał się anielicy ze stoicką twarzą po czym odebrał od niej zwój mówiąc.
- Zdajesz sobie sprawę, że im mniej osób to wie tym bezpieczniejszy jest ten świat?
- Świat w tym momencie nie jest ani trochę bezpieczny. Poza tym ufam, że wykorzystacie go do słusznych celów. Moi bracia i siostry nie będą zadowoleni z tego co właśnie uczyniłam. Postaram się, aby ich gniew spadł na moją osobę. Wątpię jednak, aby pozwolili zatrzymać wam ten zwój. Dlatego poproszę was, aby uniknąć obustronnej śmierci, abyście oddali go… - Echo zawiesiła głos. - Ale nie nie będę was powstrzymywać przed ewentualnym kopiowaniem.
- Czas nas goni. Lepiej jeśli go skopiuję od ręki. - stwierdził człowiek - Nie powinno to zająć długo.
Następnie zwrócił się do elfa.
- Im mniej nas wie o tym zwoju i im mniej osób ma wgląd w jego zawartość tym lepiej. Rozumiem, że zgadzamy się w tej kwestii?
- Nie sądzę by czar mego przodka był kluczem do końca wojny, ale z pewnością będzie nieoceniony. Choć koszt jego użycia będzie niebagatelny. Rozumiem, że drugi zwój mają twoi pobratymcy. - stwierdził Yang w stronę Echo - Wierzę, że po niego przyjdą. Wtedy... nie chcę źle wróżyć... ale wojna rozpocznie się na całego. Sądzę że przynajmniej tutejsi profesorowie i mistrzowie powinni go zobaczyć. Ja zadowolę się tym. - tu na znak pokazu wyciągnął z kieszeni pojedynczą kartę i dotknął nią zwoju.
Karta zalśniła złotym blaskiem. A gdy przyciemniała efl schował ją z powrotem do kieszeni.
- Może w ramach podziękowania... zdradzę wam pozycję lasu w nadchodzącym konflikcie. Wojny nie unikniemy, choć byśmy chcieli, lecz jednogłośnie zdecydowaliśmy, że musimy uniknąć walki na wielu frontach. Dlatego las zamierza wykorzystać Terraji Ultimate Magic - Dragons Vein. Widzę w waszym oczach brak wiedzy, wiedzcie jednak że las jest świadomy konsekwencji. Zapewne Tallawen będzie wam mógł więcej powiedzieć na ten temat. Na mnie już pora.
Erven chciał powiedzieć “Podróżuj w cieniu”, ale zapewne zostałoby to opacznie zrozumiane, więc zadowolił się uśmiechem i krótkim...
- Oby nasze następne spotkanie odbyło się w sprzyjających okolicznościach. - po czym spojrzał na Echo i skinął jej głową. Pora była skopiować zwój.
Anielica w krótkim rozpryśnięciu światła powróciła do swojego lwiego wyglądu. Zdawała się zmęczona.
- Bywaj w pokoju - pożegnała się z elfem. Łapą wstrzymała jeszcze Ervena nim i ten zaczął wychodzić.
- Poczekaj proszę. Mogę ci pomóc z jeszcze jedną rzeczą. Przynajmniej pośrednio. Poszukujesz pewnych rzeczy. Jest szansa, że będę mogła pokazać nam jak one wyglądają. Przynajmniej będziemy wiedzieć że je odnaleźliśmy - wyjaśniła anielica. Ponownie siadając na podłodze łapą dotknęła wciąż wiszącego na jej szyi amuletu.
- Tronie, bądź łaskaw spojrzeć jednym ze swych tysiąca oczu na świat nas otaczający. W swej dobroci odnajdź dla nas i ukaż wizerunek Throne of the fallen oraz Vanitas.|
Obrazy zaczęły się ukazywać. Różne miejsca na świecie, krainy lodu i ognia, krainy porośnięte lasami i te skąpane w bagnach. Jeden obrazów wskazał ruiny i kamienny tron przed którym spoczywał piedestał z koroną. Tron zamknął swe oczy nie znajdując nic więcej.|
- To lokalizacje Kluczy. - stwierdził Erven - Pierwsze trzy są już zdobyte. Jeden był w ruinach w lesie, drugi w ruinach w Popielnej Dolinie. Trzeci jest mi nieznany. Tak czy inaczej zostały dwa, a Korona mnie nie interesuje. Od takiej władzy ludzie łatwo dostają w głowę. Tak więc, jak natrafimy na jeden z kluczy chciałbym, byś ty dokonała czynu na jego strażniku. Wtedy tytuł Pretendenta przejdzie i na Ciebie Echo. Na zachętę powiem, że jednym z Pretendentów jest Gremory… demonica. Droga do Korony ukaże się kiedy zostanie jeden z pretendentów na polu bitwy, a że mnie to nie interesuje, to zostaniemy we dwoje.
Echo nie wydawała się przekonana do końca.
- Niech będzie. Zrobię to, ale tylko po to aby nie wpadło to w łapy demonów.
Mogła zostać i strażnikiem tejże mocy, lub czymkolwiek to jest. Akurat nie korzystanie z wątpliwej mocy było dla anielicy czymś łatwym.
- Skopiuj zwój i odwieś mi go na szyi. Wrócę do Auli po tym jeśli nie masz nic przeciwko.
- Zatem niech tak będzie. - stwierdził Erven - Mnie czeka kolegium, mamy mało czasu.
Po tych słowach ruszył szybkim krokiem w kierunku scryptorium.
Pół klepsydry później miał dwie kopie dokumentu starannie spisane co by ustrzec się błędów i już był w drodze powrotnej by oddać oryginał Echo. Wszedł do sali medytacyjnej i z uśmiechem podszedł do niej.
- To co? Wieszamy?
Anielica pochyliła głowę do człowieka aby łatwiej mu było sięgnąć.
- Utrzymanie prawdziwej formy jest męczące. Jeśli mógłbyś - Echo poczekała, aż Erven zawiesi zwój z powrotem na szyi.
- A więc spotkamy się wieczorem. Powodzenia.
- Do wieczora. Powinniśmy się widzieć przez chwilę. Planuję zobaczyć co u naszych wybitnych uczniów, więc nie obiecuję, że wrócę szybko. - odpowiedział mag wieszając zwój z powrotem na szyi anielicy - Nie przemęczaj się.
Erven usłyszał ciche podziękowanie od Echo i skinął jej głową, i już go nie było. Trzeba było zwołać walne kolegium wszystkich profesorów i mistrzów. Czas naglił.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline