Pokonanie Tormeila wywołało u drużyny słowotok, który nieco zaskoczył i mocno rozbawił bardkę, która kończyła przeszukiwanie zwłok - nawet jeśli były zwłokami tylko chwilowo. Jak przyszło co do czego, z dala od oczu pryncypała, paladynów i murów miasta jej święci towarzysze okazali się wcale nie tacy święci. Nie dziwiło to Tajgi; taka była ludzka (i nieludzka) natura. No i nieumarły najwyraźniej nie kwalifikował się do kategorii istoty czującej i rozumnej, nawet jeśli nią kiedyś był. Tajdze oczywiście nie robiło to najmniejszej różnicy. Żywego tak samo przywiązałaby w mrowisku jak i nieumarłego. Mimo to starała się nie pchać przywódcy trup-bandziorów w te rybie oczy. Kto wie czego od niej chciał i co mógłby wygadać? Może chodziło o wątpliwy kręgosłup moralny bardki, a może o jakieś przeszłe (lub wcale nie tak dawne) winy, których lepiej nie wspominać przy obozowym ognisku? Zwłaszcza w tym towarzystwie. A Tajga za uszami miala, oj miała. Kręciła się więc w półmroku, zerkając za cieniami i okazjonalnie dorzucając do ognia jakiś marny kijek. Potem zaś skupiła się na wyczynach Kazraka, ciekawa efektu toporologicznego niszczenia magicznego artefaktu. - Czekaj, rzućcie tego-tam obok rogu. Jak wybuchnie to może uwędzi nie tylko krasnoluda, ale i truposza - krzyknęła ze śmiechem do Kazraka oraz towarzyszy, którzy tracili czas na wysłuchiwanie przechwałek pokonanego zbira. |