Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2016, 22:45   #258
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, Akademia Jedi, gabinet Brianny
Nikt nie odpowiedział, kiedy się zaanonsowała. Śluza nie była zablokowana, więc gdy kobieta lekko dotknęła panelu, drzwi się rozsunęły. W środku było pusto, a pomieszczenie ewidentnie nosiły ślady niekontrolowanej złości. Akurat Hayes bardzo dobrze wiedziała jak one wyglądają.
- Laurienn? - usłyszała zza swoich pleców. Brianna zbliżała się sprężystym krokiem. - Coś potrzeba? Jeśli pilne, to będzie musiało poczekać - minęła Rycerz i weszła do swojego biura. Podniosła jednen z swoich mieczy świetlnych i z niesmakiem spojrzała na wgniecienie na środku rękojeści.
- Mistrzyni, zachowaj proszę spokój - odparła do niej Hayes przyglądając się jej uważnie.
- Przecież jestem spokojna! - odpowiedziała gwałtownie.
Laurienn skrzyżowała ramiona na piersi.
- Słyszałam o wiadomości od tego najemnika... Zwolnił się ze współpracy z Akademią - zaczęła Jedi, spokojnym tonem.
- Ach, czyli tak tchórz, że nie chciał mi… nam powiedzieć tego prosto w twarz? - był bardzo wzburzona, po tych słowach Jedi jakby się uspokoiła. - W każdym razie - głos się jej trochę łamał. - Mam potrzebę by z nim osobiście porozmawiać. - przełknęła ślinę.
- Tak, wiem i doskonale ciebie rozumiem - Laurie podeszła bliżej do Mistrzyni i położyła jej dłoń na ramieniu, w geście dodania otuchy. - Jednak on nie jest wart twojego gniewu Mistrzyni - dodała spoglądając jej prosto w oczy.
- Wiem- podtarła rękawem nos. - Mimo wszystko to co zrobił jest bardzo nieuczciwe w stosunku do nas - szybko dotarło do niej, że pochopne postępowanie w tej chwili w niczym nie pomoże. Zapewne potrzebowała kogoś kto jej to powie.
Laurienn bez słowa objęła Briannę.
- Wiem, Mistrzyni, ale to tylko i wyłącznie najemnik. On nie kieruje się sercem tylko pieniędzmi, albo tym co dla niego wygodne - powiedziała cicho.
Echani objęła ją i mocno uścisnęła, aż Koreliance zatrzeszczały żebra.
- Och przepraszam, zapomniałam się - odsunęła się kładąc rękę na brzuchu Hayes.
Laurie oparła się o Mistrzynię i wzięła kilka głębokich oddechów, bo od uścisku Brianny aż zrobiło jej się słabo.
- Eh, wszystko w porządku - westchnęła Hayes starając się uśmiechnąć.
- Jeszcze raz najmocniej przepraszam - była bardzo zmartwiona. - Jestem beznadziejna, przychodzisz ze mną pogadać, a ja prawie ci krzywdę zrobiłam…
- Nie, nie - machnęła ręką Hayes uśmiechając się. - Każdemu mogą puścić nerwy w takiej sytuacji.
Brianna westchnęła.
- Co Mical zamierza zrobić z tym arkanianinem? On przecież dużo o nas wie - przeszła do konkretów.
Laurienn wzruszyła ramionami.
- To świeża sprawa, ledwo co dowiedzieliśmy się i na razie oceniamy wszystkie za i przeciw odnośnie tego czy on nam zaszkodzi czy nie - wyznała Jedi.
- Mhm - pokiwała głową. - Muszę trochę posprzątać u siebie. Pogadamy później - potrzebowała chwili dla siebie. Hayes uśmiechneła się i ją zostawiła.
Miała wszak jeszcze pewną fioletowoskórą twileczkę do ogarnięcia.

Tatooine, Anchorhead, okolice kosmoportu
Na froncie często używało się stwierdzenia, że “bitwa wisi w powietrzu”. Było to specyficzne przeczucie, które czuli głównie starzy weterani, ale i nowym rekrutom ono się często udzielało. Trudno było określić, co się na to składało, ale zapytani żołnierze odpowiadali najcześciej, że powietrze stawało się jakby bardziej ciężki. Potęgowała się również cisza, w której każdy krok, każdy brzęk stali wydawał się głośny jak łoskot powodowany przez lawinę.
Teraz było to samo. Zarówno Cyrus jak i naprany chemią Aaron odczuwali to wzrastające napięcie. Dłoń na rękojeści broni, wskazujący palec głaszczący mimowolnie język spustowy.
Jednocześnie zabrzmiały komunikatory obu mężczyzn, znajduących się po przeciwnych krańcach ulicy, przy której mieścił się magazyn. Mira była na pozycji. Pora na fajerwerki.
Ktoś ich jednak uprzedził, nim zdołali choćby wychylić się zza ich kryjówek.
Rodianin, którego sprowadził Parker, wyszedł na środek ulicy i właśnie potrącił z bara jednego z przechodniów.
Ledwo na siebie spojrzeli, już było wiadomo co wydarzy się dalej. Obaj sięgnęli do pasa po broń. I w tym momencie obserwujący to Cyrus mógł dostrzec niesamowitą szybkość swojego najemnika.
Twitch wystrzelił potrąconemu przezeń przechodniowi bolta w twarz, nim ten zdążył wyciągnąć swoją broń z kabury. Szalony rodianin zaniósł się śmiechem.
Tymczasem Parker miał okazję poczuć zimny pot na plecach. Twitch strzelił do człowieka Huttów, a wszyscy ludzie Czerwonych sięgnęli po broń zaalarmowani.
W tym czasie jego najemnik wycelował do siedzącego przy wejściu do burdelu bramkarza. Jeden strzał i kolejny trup osunął się na ziemię. Kolejny człowiek Huttów. Rodianin ponownie zawył ze śmiechu.
Cały plan zaczynał brać w łeb. Z budynków z pobocznych ulic zaczynali się zbiegać ludzie Motty. W tym momencie niezbyt zorientowani ludzie Czerwonych popełnili błąd. Zaczęli strzelać do Twitcha i każdego innego osobnika, który pojawił się w zasięgu ich wzroku. Zaczęły latać granaty, które wznieciły pył. Rozgorzała regularna bitwa, w której praktycznie każdy strzelał do kadżego. Jakby iskra padła na beczkę prochu.
W tym momencie ani Kelevra ani Martell nie wystrzelili choćby raz. Nie mieli w sumie pojęcia, co tu się do cholery właśnie stało. Dlaczego Krayt zareagował tak nerwowo? Na przypuszczenia nie było czasu. Obok Cyrusa przebiegł jakiś weequay z dwoma pistoletami w rękach. Najemnik odruchowo nacisnął spust i ściągnął go jednym trafnym boltem. Nawet nie wiedział po czyjej stronie była jego ofiara. Pył po eksplozjach granatów przesłonił wszystko. Wśród tego bolty latały zewsząd i we wszystkie strony jednocześnie. Tak idealnego chaosu nie można było zaplanować.
Przysłowiowa rozpierducha na całego wyrównała szanse obu stron potyczki. Siedząc w swoich kryjówkach byli zupełnie bezpieczni przed zabłąkanymi pociskami. Z drugiej strony wytworzenie w tych warunkach korytarza podejścia pod magazyn było w tych warunkach prawie niemożliwe. Kolejne minuty mijały, a odpowiedź od Miry nie nadchodziła.
Nagle, tuż za rogiem zaułka w którym siedział Parker, wybuchł granat odłamkowy. Ściana go osłoniła, ale w przejście zatoczył się poszatkowany Bith. Sekundę później jego głowa eksplodowała trafionym boltem. Okrzyki zwiastowały, że zaraz zbiegnie się tutaj co najmniej kilku najemników jednej z walczących stron.
Tymczasem Martell i Goel mieli zupełnie czystą pozycję. Centrum bitwy zdawało się przesuwać w stronę Parkera. Dzięki temu Aaron rozstawił na trójnogu swoje działko i mógł strzelać precyzyjnymi seriami, kosząc każdego kto wychylił się z tumanów kurzu i dymu. Zozin przyczaił się i pilnował jego pleców. Problem był to, że mandaloriańska łowczyni nagród nadal nie dawała sygnału o swojej sytuacji. Z biegiem czasu Krayt powinien odzyskać kontrolę nad sytuacją, lub po prostu Hutt interweniuje i przerwie tą bezsensowną z jego punktu widzenia strzelanine.
Czas zaczynał działać na niekorzyść najemników Akademii Jedi.

Coruscant, lądowisko Akademii Jedi
Wielu bardzo mądrych Mistrzów poświęciło długie lata studiów na temat badania Mocy i jej wpływu na jej użytkowników. I nie chodziło tutaj o oczywiste fakty takie jak pogrążanie się w Ciemnej Stronie.
Wielu mędrców zadawało sobie pytanie - czy Moc ma swoją wolę? Czy działa wedle jakiegoś planu? Czy posiada świadomość? Skoro otacza nas wszystkich, to czy jednocześnie nie pcha nas w jakimś określonym kierunku? Jak wytłumaczyć niektóre wydarzenia, jak nie wpływem Mocy właśnie?
Patrząc na wydarzenia ostatnich lat. Czyż to nie był wpływ Mocy, że Revan przetrwał zdradziecki atak Malaka, po którym był jedynie nieprzytomny? Dzięki temu przecież Rada Jedi mogła wyczyścić mu pamięć, wgrać nową tożsamość, co ostatecznie przełożyło się na zwycięstwo. Wystarczyło jednak, że Malak ponowił atak by zniszczyć zupełnie okręt dowodzenia swojego Mistrza i wszystko by wyglądało inaczej.
Wiele takich pytań pojawiało się przez całą historię Galaktyki, Republiki i współistniejących z nimi Jedi i Sith. Wszyscy ci mędrcy próbowali zrozumieć, czy da się wyjaśnić okoliczności niesamowitego przypadku. Takiego, który wręcz zdawał się niemożliwy.

To samo pytanie zadawał sobie teraz Zhar-kan Sol.

- Uchu, ale mamy towarzystwo - mruknęła Emily
Na lądowisku, do którego dziewczyna prowadziła właśnie ich statek, czekał komitet powitalny składający się z Wielkiego Mistrza Micala, Mistrzyni Brianny, oraz rycerzy Jedi Jona Baelisha i Laurienn Hayes.
Ich specjalnym gościem nie był Nilus, tylko nieduży frachtowiec, z którego wychodziła właśnie zgrabna, fioletowoskóra twilczeka.
Lekki frachtowiec z floty HK Logistics był dla wszystkich zaskoczeniem. Nikt oprócz Mistrzyni Visas się go tu nie spodziewał, a i ona sama również nie była świadoma zamieszania jakie miała tym spowodować.
- Nie mam czasu, muszę odebrać jeden dysk z Akademii, nie marudź to będzie chwila - mruknęła arkanianinowi kilka dni wcześniej Em, w odpowiedzi na jego prośbę o wcześniejsze wysadzenie. Trudno było to wynegocjować z droidem zabójcą za plecami.
Osadziła miękko Nilusa na płozach i zeskoczyła z fotelu pilota.
- Chodź przywitamy się z wszystkimi! - zagaiła najemnika wesoło.

- Wzywałaś siostrę? - pytanie to, skierowane do Laurienn padło jednocześnie z ust Micala i Ban. Oboje spojrzeli na siebie z mieszaniną zdziwienia i rodzącej się wrogości. Jon i Brianna wzruszyli jedynie ramionami, kiedy z rampy frachtowca zbiegła młoda Hayes.
- Cześć wszystkim! - ominęła mistrzów i wpadła w ramiona starszej siostry. - Jeeeej, wkrótce będę ciocią! - była naprawdę zadowolona. - A, przywiozłam ze sobą też Zhar-kana. Coś dziwnie niechętny był przylotowi tutaj.
Brianna i Yuthura jak na zawołanie odwróciły się w kierunku rampy Nilusa.
Choć wydawało się to niemożliwe na lądowisku zrobiło się dziwnie ciasno, a atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 27-12-2016 o 22:55.
Turin Turambar jest offline