Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2016, 22:56   #40
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Pojawienie się mechanicznego smoka oraz jego pewne słowa zdawały się przekonać portowego, urzędnika celnego. Giff kiwnął kilka razy głową i coś na szybko zapisał w swoim kajecie.
- Rozumiem - mruknął pod nosem - Pilnujecie się, bo na “Kciuku” nie jest ostatnio zbyt bezpiecznie. Wielu awanturników się tutaj zjechało. Milicja jest czujna, ale lepiej się nie zapuszczać samemu na dolne poziomy, jak się nie wie, co w trawie piszczy. I nie dajcie się zwieść, tym cholernym amazonkom. Piękne i ponętne Lakshu, ale niejeden się już na tym przejechał. Uważajcie, więc…
Gif zasalutował i opuścił “Złotą Mackę”... hmmm… to znaczy pokład “Srebrnego Szpaka”

***
Przed dzielną czwórką ze Svengardu “Kciuk”, największa i najsłynniejsza wyspa całego archipelagu Gwiezdnych Wysp.
Pamięć Uliego miała się coraz lepiej, a i wielogodzinna lektura “Ducit Astromundi” nie poszła na marne. Mechaniczny smok mógł, więc służyć nie doświadczonym kosmicznym podróżnikom zarówno informacją, jak i radą.

- Gwiezdne Wyspy, to grupa asteroid należących do Przestrzeni Krynnu. - zaczął swój referat Uli - Nie jest to planeta, sensu stricto, ale dzięki magicznym konstrukcją gnomów, może za coś takiego uchodzić. Dzięki sprytnie skonstruowanym mostom i kładkom, asteroidy trzymają się sztywno ze sobą. Niektórzy wierzą, że Gwiezdne Wyspy, to części rozbitej przez rozgniewanych bogów, planety.
“Kciuk” na którym obecnie jesteśmy jest największą asteroidą w całej grupie. Na wszystkich wyspach panuje tropikalny wręcz klimat, więc przydadzą się bermudy i koszule w kolorowe palmy, jak i słomkowe kapelusze.
Svengardczycy spojrzeli po sobie i na swe szare, przybrudzone i wykonane z toporne płótna stroje. Żaden z nich nigdy nie był w ciepłych krajach. Słyszeli o nich tylko opowieści od handlarzy i wioskowego maga, który był nauczycielem Valanda.
- Nie martwcie się - kontynuował smok - Kupicie coś odpowiedniego na targu. “Kciuk” ma ich kilka. “Kciuk” ma też potężny wulkan, który ponoć wybucha niemal codziennie. Mimo, to jest ponoć niegroźny. Tak piszą w przewodniku. NIe mogę jednak tej informacji potwierdzić, gdyż nigdy tutaj nie byłem. O ile nic się nie zmieniło od czasów wydania “Ducit Astromundi”, to “Kciukiem” rządzi niejaki Hiric Hipshot. Ponoć bardzo zaradny i porządny gif. Dba, by na wyspie był porządek, a handel kwitł i wzbogacał mieszkańców. Dlatego też wszelkiej maści handlarze są tutaj mile widziani. Trzeba tylko uważać, żeby nie paradować z bronią na wierzchu, bo nie jest to mile widziane. Swoje siedziby ma tutaj kilka stowarzyszeń i bractw. Zarówno magicznych, awanturniczych, jak i stricte wojskowych. “Kciuk” jest najbardziej rozwinięty, najbogatszy i najbardziej cywilizowany. Nawet nie tyle sam kciuk, co port w którym obecnie przebywamy, czyli Iqtown. Iqtown poza częścią naziemną posiada ponoć także rozległą część podziemną przed którą przestrzegał nasz przyjaciel, Pan Urzędnik. Do podziemnej części lepiej się nie zapuszczać, gdyż rządzą nią przestępcy i łatwo tam stracić nie tylko pieniądze, ale i życie.
Za murami miasta są tylko bezdroża i gęsta dżungla. Poza tubylcami do których należy zaliczyć giffów, grommamy, smokowców, czy gigantów korsarzy, można tutaj spotkać przedstawicieli niemal wszystkich ras. To chyba tyle podstawowych informacji - zakończył Uli.

***

Nie znając, ani miasta, ani żadnego jego mieszkańca czwórka ze Svengardu postanowiła udać się do pierwszej lepszej tawerny, aby wypytać o niziołka imieniem Horacy.
Mieli szczęście, gdyż wystarczyło tylko przejść kilkadziesiąt kroków od miejsca, gdzie zadokowali swój okręt, aby trafić do przybytku, który nosił jakże dumną nazwę “Małpi gaj”
Jego właścicielem był znany i powszechnie lubiany i bardzo gadatliwy Jules.

Stary grommam przywitał awanturników, siedząc leniwie za barem. Ubrany był w białą, opiętą koszulę w wąskie niebieskie paski.
- Co podać? - zapytał bez ogródek Jules - Choć moje bystre oko, starego kapra mówi mi, że zupełnie coś innego sprowadza was w moje skromne progi.
Sentine z grzeczności i dla zachowania pozorów zamówił dla wszystkich po piwie i widząc otwartą postawę karczmarza, zapytał:
- Właściwie masz rację. Szukamy niejakiego Horacego. Niziołka Horacego. To znajomy, naszego znajomego.
- Horacy, Horacy, Horacy - powtarzał karczmarz mieląc, to imię w ustach niczym wyborny tytoń - Niech pomyślę. Dajcie mi chwilę. Stary już jestem i pamięć już nie ta.
Jules zrobił teatralną przerwę i podrapał się w czubek głowy, wykrzywiając przy tym całą rękę.
- Znałem kiedyś jednego Horacego, ale to był niezły skurwiel, więc to pewnie nie on. Z resztą on już nie żyje. Sam go ubiłem, bo musicie wiedzieć, że nie lubię skurwieli.Oj, bardzo nie lubię. Wy mi na skurwieli nie wyglądacie, raczej na porządnych gości. Mam do tego nosa - Jules puknął się wskazującym palcem, kilka razy w nos - A skoro porządni z was goście, to powiem wam, że niziołek Horacy mieszka przy Rybnej 17. To niedaleko stąd. Dwie przecznice prosto, potem dwie w lewo… Z resztą, co wam będę tłumaczył bez sensu. Sam was tam zaprowadzę. Mia, kochanie, przypilnuj interesu. Wychodzę pomóc tym miłym panom.

***

Rybna 17 faktycznie nie była daleko, ale żeby do niej trafić trzeba się było mocno natrudzić. Plątanina uliczek, wąskich przejść i bram potrafiła nieźle zamieszać w głowie. Zwłaszcza tak nie doświadczonym podróżnikom, jak nasza dzielna czwórka ze Svengardu.
Gdy Kalem zapukał do okutych żelazem drzwi, przez długi czas nikt nie otwierał, ani się nie odzywał. Dopiero przy drugiej próbie ze środka dobiegł, stłumiony głos:
- Chwila! Już idę!
I faktycznie po chwili w progu lichej chaty stanął człowieczek jeszcze bardziej mizernego wzrostu niż ich kompan Valand.
- Czego chcecie? - mruknął dość nieprzyjemnie niziołek - Nie znam was.
- Jesteśmy znajomymi Rixdalla. My w jego sprawie. - wyjaśnił Kalem.
- Co ten gamoń, znowu nabroił? Od razu mówię, że nie mam żadnych pieniędzy i nie zapłacę, ani grosza kaucji, czy też innego mandatu, za tego gwiezdnego gamonia. Nic mnie nie obchodzi, że moja siostra jest jego narzeczoną.

Nagle z wnętrza domu dobiegł potworny hałas i pisk. Wśród odgłosu tłuczonych naczyń, szkła i brzęku jakiś metalowych przedmiotów dało się też usłyszeć jakiś zwierzęcy jęk oraz krzyki:
- Łap go Wirax! Łap skurczybyka, póki tamtego nie ma.
- Prądem go!
- Mam! O kuuuurwaaaaaa ściaaaaaaanaaaaaaa!

W następnej chwili połowa frontowej ściany przed która stali nasi bohaterowie runęła na ziemię. Z wnętrza domu, wśród tumanów kurzu, wybiegł gigantyczny brązowy chomik w pomarańczowe paski. Chomik był wielkości dorosłego niedźwiedzia. Miał lśniącą sierść, która zdawała się zmieniać kolor w promieniach słońca. Na dodatek chomik miał na karku, skórzaną obroże oraz mały, srebny dzwoneczek. Jakby tego było mało za obrożę trzymał się kurczowo, jakiś ubrany w czerwony surdut niziołek, a drugi próbował utrzymać się na grzbiecie stwora, poganiając go dodatkowo pociskami z magicznej różdżki.
- Mój Cycuś! - wrzasnął wniebogłosy Horacy - Wy skurwysyny!
Niziołek ruszył za gigantycznym chomikiem i jego porywaczami. Wygrażając pięściami i ciskając srogie obelgi.
- Co tak stoicie? - krzyknął odwracając się do svengardczyków - Łapcie ich! Jak odzyskacie Cycusia, to pogadamy o Rixdallu!



 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 28-12-2016 o 00:10.
brody jest offline