Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2016, 20:11   #26
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
– Bez obaw, Lily. Wszystko będzie dobrze – zapewnił mężczyzna z zarostem i, pochylając się na stołem, uspokajająco poklepał swoją „siostrzenicę” po dłoni. Ciężko było oszacować, czy taktyka wychowanki Henry’ego odniosła zamierzony skutek, czy też siedzący przed dziewczyną starszy pan zdecydował się dać dziewczynie wystarczająco dużo swobody, aby sama zawiązała sobie pętlę na szyi. Do tego dochodził również ból, który poczuła, gdy zetknęła palce z tymi należącymi do rozmówcy. Nie. „Poczuła” było tu nieodpowiednim słowem. Zasłyszała go w syku swoich nowych lokatorów. Brzmieli oni jak ktoś, kogo właśnie poddawano przypalaniu rozgrzanym prętem. Odgłos cierpiętniczego skwierczenia przeszedł w skowyt skatowanego psa, a Snoa stracili na niedawnej wylewności.
- Doskonale wywiązała się pani z umowy, panno Springer. Tu kończy się nasza współpraca.

Powiedział wujek Ben i przytaknął swojemu ochroniarzowi. Młodszy z mężczyzn sięgnął do kieszeni marynarki, wyciągnął z niej niewielką kopertę i z wypraktykowanym uśmiechem wręczył ją Vervie. Lily zastanawiała się, czy facet równie profesjonalnie aplikował ludziom metal między oczy. A konkretniej ołów z tej szwedzkiej zabawki, którą trzymał za pazuchą. Całe szczęście więc, że miłośniczka miękkich używek nie posłużyła do sprawdzenia tej teorii. Zamiast tego zgięła się w pół i podziękowała swojemu pracodawcy jak skromna i dobrze wychowana młoda dama. Którą przecież była. Co z tego, że takie zachowanie stało w zupełnej opozycji do jej wcześniej przedstawionego wizerunku? Zieleń z Banku Państwowego wzięła górę nad botaniczną ideologią? A może to po prostu to wrodzony wdzięk wiśniowego dżentelmena tak łagodził obyczaje? Tak czy owak, hippiska wzięła swoje wynagrodzenie i czmychnęła szybciej niż pewien błękitny ptak z kreskówki Warner Bros. Młoda Azjatka poczuła się kapkę oszukana, ale uczucie zdrady prędko ją opuściło – znała w końcu moc pieniądza.

- Bardzo wiele przeszłaś i wycierpiałaś, moja mała. Rozumiem to. Czy chciałabyś odpocząć jeszcze kilka dni? Dojść do siebie i poukładać sobie na spokojnie wszystkie wydarzenia zanim zajmiemy się rodzinnymi problemami? Przyznam, że sytuacja w mieście jest skomplikowana, ale nie chciałbym rzucać Cię od razu na głęboką wodę… – wychrypiał opiekuńczo Ben, kiedy drzwi już się zamknęły. Chyba miał zamiar znowu dotknąć jej dłoni, ale ta, niespodziewanie zarówno dla niego jak i dla właścicielki, drgnęła w czymś na kształt nerwowego tiku, co powstrzymało gest w połowie drogi.

Lily zagryzła wargi. Stąpała po kruchym lodzie, i to na kilka sposobów. I w tym sensie, że w każdej chwili mogła stracić grunt pod nogami, ale także w tym, że cała ta sytuacja zdawała się przypominać jeżdżenie czołgiem z kolczastymi gąsienicami po niewinnym śniegu; gdzie białym puchatym są oczywiście Snoa. Jeśli chciała mieć w nich przyjaciół, powinna zminimalizować takie sytuacje, a dla tych na które pozwoli, mieć dobre wytłumaczenie.
Wpływ Wujka Bena przypominał jej efekt, jaki generowała część Ojców i Matron przestępczych rodzin w mieście; był to efekt reputacji, szacunku i nabytej dostojności. Symptom wszystkiego, co pozwoliło im osiągnąć i utrzymać swoją pozycję.
Z jakiegoś powodu, to jak oddziaływał Ben na Vervę wydawało jej się podobne konceptualnie, ale...osiągnięte nieco innym medium? To była tylko intuicja, ale intuicja to po prostu inne piętro zagłębienia percepcji. Mając odpowiednio dużo czasu na introspekcje, będzie mogła położyć swoje uczucia na rzeźni...na operacyjnym stole i zrozumieć skąd się wzięły, dokąd prowadzą.
A do tego czasu, jak uczyła stara mądrość, należało ufać przeczuciom.

Dla Rodziny warto było. I będzie.
Może brzmiało to patetycznie, ale to prawda; wszystko co miała zawdzięczała Wujkowi, Morsowi, ciotkom, wujeczkom, kuzynom i reszcie “rodziny”. Żyli w swoim małym, własnym świecie, nie podlegając regułom wiążącym resztę społeczeństwa; może nie łączyły ich więzi krwi, ale to dobrze, bo lojalność tworzyła rodzinę mocniejszą niż jakakolwiek genetyka.
Dlatego była zwyczajnie gotowa na to że kiedyś umrze pomagając swoim. To byłaby dobra śmierć, taka z sensem i znaczeniem.
Może dlatego teraz, zamiast uciekać w siną dal i zostać mniszką na samotnej górze ciesząc się odzyskanym życiem, bezczelnie ryzykowała je raz jeszcze zbrojąc się i planując odwet...nie, nie odwet. Akcje ratunkową.
Już miała potwierdzać swoją gotowość, ale…
-...chętnie sama wskoczyłabym w nurt rzeki już teraz w tej chwili, ale nie ufam swojemu ciału. Po takiej przerwie będę potrzebowała dnia lub dwóch żeby się rozruszać, upewnić się że mogę polegać na swoich odruchach i że próbując się komuś odwinąć sama sobie nie zrobię większej krzywdy niż jemu.
Odsunęła się trochę, splatając ramiona na brzuchu i kładąc dłonie tuż przed łokciami. Tak, jakby problemem nie była osoba po drugiej stronie stołu, tylko jej własne poczucie bezsilności; w końcu dla niej, jej ciało było narzędziem pracy w równym stopniu co umysł. Bez jednego z nich była bezużyteczna; chyba naturalne byłoby, gdyby perspektywa takiej niepełnosprawności zamknełaby ją w jej małej prywatnej muszelce, prawda? Może Ben to uszanuje i nie będzie więcej wyciągał do niej ręki.

- Wiem, że każdy dzień zwłoki może oznaczać zwłoki. Postaram się wrócić do formy najszybciej jak tylko się da.
Miała tylko nadzieję, że nawet rozdzieleni, wszyscy się gdzieś zaszyli i czekają aż niebezpieczeństwo przeminie, lub pojawi się okazja by uciec z miasta. Szczególnie miała nadzieje, że Jackie jest cała i zdrowa, bo raz że przydałby się jej magik od komputerów, a dwa...dwa. Dwa. Tego.
Zagryzła wargi. Ciekawe czy Snoa mogli zdecydować się nie patrzeć, jeśli by ich ładnie poprosić. Musiała naprawdę wracać do formy, jeśli TO był teraz jej największy problem. Wujek Ben, wojny mafijne, demony czy tam lodowe skrzaty w głowie! Zen i skupienie, Lily!
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 03-01-2017 o 19:40.
Highlander jest offline