Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2016, 07:50   #70
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Zadbała o każdy detal stroju swojego i Eleanor z drobiazgowością, z jaką Namiestnik planuje działania wojenne. Obecnie kroczyła z wdziękiem, wsparta na ramieniu młodego Baratheona, kunsztowna, przyciągająca wzrok ozdoba każdego mężczyzny, któremu zechce towarzyszyć choć przez chwilę. Eleanor niniejszym została wmanewrowana w podpieranie się na usłużnym ramieniu ser Addena, bo Milly dopadła Lyonela gdy tylko przekroczył próg, oplotła go spojrzeniami i wiotką, białą rączką jak bluszcz, pilnując, by nie wyrwał się ani na moment. I zaiste ciężko było przejrzeć, czy młodszej lady nie spodobało się to spoufalanie, czy też ogólnie, cała sytuacja. Co jakiś czas na twarz Eleanor wypływał ukrywany z trudem kwaśny grymas, bliźniaczo podobny do tego na obliczu ser Addena. Milly uważała, że są uroczy. Jak korniszon i papryczka w ocćie, stworzeni dla siebie.
Skłoniła głowę w kierunku Lyonela.
- Zachwycające… czy można liczyć dziś na tańce, czy to raczej źle widziane? - szepnęła do swego towarzysza. - Zechcesz mi ser, wskazać pokrótce, kto jest kim? Nie chciałabym przynieść wstydu naszemu przyjacielowi towarzyską gafą.
-Oczywiście, nie tylko tańce. Impresario królewski, na pewno o wszystko zadbał. Będzie to jedno z wydarzeń sezonu, nawet jeżeli sami zaintersowani woleliby coś innego - odpowiedział szczerze Lord, po czym szeptem zaczął opisywać mijanych gości, gdy ktoś zbliżał się do nich przedstawiał go i Mildrith, wymieniał parę uprzejmych słów. Kątem oka Milly widziała, że podobnie działo się w przypadku ser Addena i Eleanor. Nagle jeden z białych płaszczy stojących przy ścianie zagrodził tej parze drogę.
-Patrzcie, czyżby ktoś złapał wilka we wnyki - usłyszał Lady Seaver, chciała się odwrócić, ale zauważyła że rycerz z Gwardii Królewskiej zaśmiał się i uchwycił Snowa w żelaznym przyjacielskim uścisku. Następnie ukłonił się
-Nazywam się ser Roland Crakehall …. Miło mi poznać.
- Nie zastawiamy wnyków na wilki w Reaver Rest - odpaliła gwardziście Eleanor z godnością, zanim Milly zdążyła wystąpić z dworską ripostą. - Zapraszamy je do stołu, by jadły i piły razem z nami. Eleanor Seaver. Także mi miło.
Dopasowana szczelnie do ramienia Baratheona Milly zdusiła uśmiech. Podała gwardziście dłoń do pocałowania.
- Mildrith, żona Seathana Seavera. Jeden z wilków przy stole Reaver Rest - nachyliła się lekko i dokończyła figlarnie mrużąc oczy. - Oswojony i z przyciętymi pazurami.
Obróciła się do rycerza z Północy.
- Pozwolisz, że zostawię cię wśród przyjaciół, panie? Widziałam herb Mallisterów, chciałabym się wywiedzieć o losy mego brata.
//Rycerz oczywiście się zgodzi, bo jakżeby inaczej . Mallisterowie są reprezentowani w osobie ich dziedzica i jakiegoś wuja …
Mildrith wymanewrowała Baratheonem w lekkim tumulcie, jaki otoczył gwardzistów, i wzięła kurs na srebrnego orła na błękitnym tle, rozpościerającym skrzydła na wamsie młodszego z przybyszy z Seagardu. Wiekiem pasował na dziedzica… jak on miał na imię… jak on miał na imię... Nie pamiętała, ale był to drobny szkopuł. Istotne było, że razem z Seathanem uznali ten ród za ważny w przyszłych sojuszach. I wsadzili już stopę między odrzwia ich bramy.
Lyonel był doskonałym towarzyszem. Młody, uprzejmy, towarzyski i wysoko postawiony, uśmiechał się serdecznie, gdy Mildrith przedstawiała Mallisterom ich oboje. Jednak lady Seaver brakowało Craiga. Jego milcząca, ale zawsze wyczuwalna drwina wobec dworskich machinacji pomagała jej zachować dystans. Wobec innych i wobec siebie.
-Lordzie, Lady. - powiedział młody mężczyzna kłaniając się lekko widząc jak się zbliżali -Jestem Allex Mallister, a ten starszy mężczyzna obok mnie to Ser Joseth Mallister. Miło mi was poznać Lordzie Lyonelu i Lady Seaver.
- Żałuję jedynie, że poznajemy się dopiero teraz - Mildrith nie pozostała dłużna, a dygając z wdziękiem przed starszym Mallisterem ustawiła się bokiem, by zerknąć na poczynania Eleanor i Addena, pary dobranej w garncu octu. Po wstępnej wymianie uprzejmości zagadnęła dziedzica o nowego wychowanka.
- Ów Tybolta Lannistera imiennik - nie dodawała, że przez niego osobiście polecony. Mallisterom na pewno się to utrwaliło. O ile jej młodziutki brat był uprzejmy i postępował subtelnie, o tyle ojciec się nie patyczkował, wywalił Mallisterom na stół list polecający z pieczęcią z lwem zaraz po tym, jak dostał go do rąk.
-A. Obiecujący młody chłopak. Jest nadzwyczaj miły … Trochę za cichy, ale może to kwestia przeprowadzki. Na pewno dobrze sobie poradzi pani - odpowiedział o dziwo starszy z dwójki szlachciców.
- Obawiam się, ser Josethu, że cichość to jeden z filarów charakteru mego brata - rzekła Milly z lekkim stropieniem. - W niczym to rzecz jasna nie wadzi. Mężczyzna może być dworny i grzeczny, byle nie był urzeczniony. Może być małomówny i cichy… byle nie był zahukany i potulny. Ojciec mój i ja, a także mój małżonek wielkie nadzieje pokładamy w jego pobycie u rodziny waszej w Seagardzie. Liczymy, że wasz przykład życia pod zagrożeniem żelaznych rajdów nauczy go drapieżności - Palec Mildrith oparł się na szponach srebrnego orła na piers rycerza.
-Postaramy się pani, postaramy się. Wszakże oddawanie synów na naukę, to starożytna tradycja. Wiadomo, że ojciec nie może nauczyć wszystkiego. Gdy wróci do was, będzie prawdziwym mężczyzną … rycerzem.
Milly nagrodziła dziedzica i jego wuja najpiękniejszym z uśmiechów.
- Niezwykle mnie to cieszy… a czy korzystając z tego, że los postanowił spleść nasze ścieżki, czy pozwolilibyście, szlachetni panowie, odwdzięczyć się skromną kolacją? I, być może, przechadzką po nabrzeżu portowym? Mój pan mąż ma oczy zwrócone ku morzu, jak i wy… rozmowa z kimś obznajomionym ze statkami i żeglowaniem uczyniłaby ze mnie lepszą żonę - spojrzała na szlachciców z nadzieją.
Młodszy spojrzał pytająco na wuja, który pokiwał głową na zgodę.
-Oczywiście, będziemy zaszczyceni przyjmując pani zaproszenie.

Podziękowała z gracją i pozwoliła się poprowadzić ku młodemu mężczyźnie w szatach barwy słońca i czerwonych piasków dornijskiej pustyni. Morgan Martell był najstarszym synem księcia Dorne… i jeśli był starszy od Mildrith, to najwyżej o dwa lata. Rozmowa była tak samo przelotna jak ta z Maekarem, która nastąpiła zaraz po niej. Chwilę dłużej pomówił z nimi Daeron.

Potem zaś Mildrith wymanewrowała młodego Baratheona w przyniesienie sobie wina. Sama zaś, kręcąc w smukłych palcach nóżką pustego pucharu, ustawiła się w wykuszu okiennym i oddała się obserwacji królewskiego Namiestnika. Śledziła ruchy, manieryzmy i gesty… wszak było to zbyt daleko, by dosłyszeć słowa. Patrzyła też, którzy służący, obsługując jego talerz i kielich, zatrzymują usta na dłużej przy namiestnikowskim uchu.
 
Asenat jest offline