Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2016, 21:39   #61
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Seathan miał zamiar budować sojusz z Geroldem Lannisterem. Brat namiestnika zachodu miał duże wpływy i nieograniczone niemal fundusze. Nie pełnił co prawda najwyższych urzędów.... jednak był tym koniem, na którego postawił Seathan. Przynajmniej na razie. Ich interesy i cele wydawały się zbieżne. Seathan wziął drakkar wraz z załogą i popłyną do "żelaznego dziadka" jak pieszczotliwie nazwał w myślach Gormonda Goodbrothera. By nie wzbudzać podejrzeń wypłynął pod banderów Seaverów by później zmienić płótno na bardziej odpowiednie.


Barwy jego dziadka. W porcie czekała na niego asysta zbrojnych. Nikt wszak nie spodziewał się wizyty. Seathan stosował ten fortel w przeszłości by choć częściowo uchronić wiedzę o swoim przybyciu. Przed obserwatorami z daleka. Którzy mogliby chcieć go przechwycić. W stronę powrotną z reguły dostawał eskortę. Młody dziedzic dotarł w porze kolacji, stąd wieczerza jaką odbył z dziadkiem była miła przyjemna i nie obfitowała w żadne spektakularne wydarzenia czy wieści. Później obaj krewniacy udali się na krótki spacer. Z dale od wścibskich oczu, a gdyby nawet takie były... byli z dala od ich uszu.

Seathan ponformował dziadka, że słyszał na zachodzie ale i od ludzi pokroju Ser Addena Snow... Informację o zakończeniu kryzysu. Co według interpretacji Seathana, będzie oznaczało wcześniej czy później inwazję i kres rebelii. Bo zachowanie Dagona było rebelią, nawet jeśli niektórzy bali się użyć tego słowa. Interwencja pociągnie za sobą wielu zabitych, kres pewnych rodów i problemy dla wysp. W męstwo żelaznych ludzi nie wątpił, co podkreślił. Ba sam nim po części jest i takim się czuje… nie da się jednak wygrać ze wszystkimi.
Prada stara jak Westeros.

Seathan jako dziedzic rodu zaczynał mieć wpływy, chciałby pomóc rodzinie matki i ludziom u których się wychował. Dobro żelaznych wysp a zwłaszcza rodu Goodbrotherów... leży mu na sercu. Wyłożył te wszystkie słowa dziadkowi przy szumie fal na brzegu. I spytał...

- Jak z tym problemem chcesz sobie poradzić? Nie zwykłeś być noszony przez prądy życia i wydarzeń niczym deska z rozbitego statku. Co planujesz wraz z podobnie ci myślącymi Lordami i kapitanami? Chciałbym pomóc w tej dotyczącej nas wszystkich sprawie.

- Drogi chłopcze. Dagon jest królem zasiadającym na Morskim Tronie, ale oficjalnie buntu nie podniósł. Wszyscy wiedzą co robi, ale oficjalnie ciężko temu przeciwdziałać. Zgadzam się jednak, że coś zrobić trzeba. - chwila cisza zawisła między nimi. Jakby stary Lord porządkował myśli. - Syn Dagona, Rorik. Ma posłuch wśród lordów, brał udział w łupieskich wyprawach jest osobą patrzącą w przyszłość - wie, że możemy walczyć z całym Westeros.
Podziela twoją opinię, moją i innych niezadowolonych z obranego kursu. Chcesz pomóc? Potrzebujemy funduszy, aby przekonywać innych lordów.

Seathan podrapał się po brodzie.
- Rorik brzmi ciekawie dziadku. Brzmi jak lekarstwo na gorące głowy, oszalałe z gorączki złota pochodzącego z grabieży. Zbierze kilku lordów o ile zdobędzie fundusze. - zamyślił się - Jestem w stanie wspomóc tak słuszną sprawę, wojna i pokój wszystko ma swoją cenę. Tylko jak chcecie zastąpić ojca.. Synem? Nadal rozsądni będą w mniejszości, nawet jeśli się zjednoczą.
- Dagon grabi i będzie grabił, dopóki ktoś nie położy temu kresu. Zawsze może zginąć w bitwie. Może nawet będzie musiał, on i paru mu podobnych. Jeżeli stan rzeczy potrwa jeszcze kilka lat, to uderzą na nas wszystkimi siłami. Nie powstrzymamy ich. Każdy z nas obłowił się, ale trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć dość … chciwość zgubą głupców
- Będzie musiał i obaj to wiemy. Nie możecie tego również dokonać własnymi rękami. Chce Cię przestrzec, że odwet jest bliżej niż kilka lat. Moglibyśmy jednak wybrać dziadku mniejsze zło. Dla Ciebie, dla mnie i obu naszych krain. Pomogę zdobyć złoto dla waszej sprawy. Rorik zdobędzie dla siebie poparcie. Co ułatwi mu wygrania wyścigu o schedę po Dagonie. Pytanie brzmi czy Rorik jest gotowy na takie kroki? Potrzebne byłyby informacje, miejsce następnego ataku Dagona i zapalczywych Lordow. Tam położylibyśmy temu kres. Znam Lannistera który zalatwiłby ta sprawę dla nas.
- Złoto zawsze ułatwi sprawę, przekona niezdecydowanych. Wzmocni Rorika. Czy on jest na to gotowy? Jeszcze nie, ale pracujemy nad nim. Nad resztą pracujemy, ale nie zdarzy się to w ciągu najbliższych paru miesięcy
- Żeby zdobyć dla was złoto. Muszę coś zaoferować ze strony żelaznych wysp. Twojej, Rorika...
- Czego potrzebujecie? Mogę przekazywać wam informacje dotyczące poczynań Dagona. Może to wam pomóc skoordynować obronę i wyczekać odpowiedniego momentu
- Tyle wystarczy, to spowoduje zobowiązanie mnie w tej sprawie u Lannistera. Ciebie również dziadku, będzie bowiem chciał wiedzieć czemu ma wierzyć tym informacją. Jaka droga chcesz przekazywać informacje? - powiedział już niemal szeptem. Byli sami z daleka od jakichkolwiek uszu. Spacer za murami nie był komfortowy, jednak bezpieczny. - Jakiej kwoty potrzebujecie?
- Trzysta może czterysta złotych smoków, na początek powinno wystarczyć. Informacje będę przekazywał przez wiernych ludzi. To najbezpieczniejszy sposób, nie powierzę wszakże tych informacji listom. Możesz mu przekazać to co ci powiedziałem. Uważam, że Dagona trzeba powstrzymać nim nas zatopi. Kurs jaki obrał, może tylko skończyć się katastrofą, ale sam Greyjoy nie zmieni swojego postępowania. Gdy twój kapitan wiedzie ciebie i okręt na rafy, możesz go powstrzymać. Prawo Żelaznych Ludzi jest proste, szybkie i sprawiedliwe … chociaż w tym co zamierzamy, nic prostego nie jest. Mam nadzieję, że ten twój Lannister okaże się godny zaufania.
- My dziadku mamy wspólną krew. Twoja córka powiła mnie na świat. Twoi synowie są mi wujami. Razem przejdziemy przez sztormy życia. Nasze rody wspólnie działając osiągną więcej. Lannister jest Lannisterem. Nie liczę, że okaże się godny zaufania. Jestem wręcz pewien, że jest przeciwnie. Wiem jednak, że nasze interesy twoje, moje i jego są zbieżne w tej sprawie. To daje nam gwarancje których potrzebujemy.
- No cóż. Jeżeli nie możemy liczyć na nic lepszego, to chyba to powinno nam wystarczyć.
- Chciałbym zobaczyć bękarta i jego matkę nim odpłynę. Mam dla niego trochę podarunków i dla niej też. W jednym z worków będzie czterysta smoków dziadku. Zadbaj by zabrał go z komnaty dyskretny człowiek.
-Aha … Widzę, że zachód cię czegoś też nauczył … - dziadek podniósł się ze swojego miejsca -Chodź zaprowadzę cię do chłopca.

Gormond zaprowadził wnuka do jego morskiej żony. Ten tytuł gwarantował kobiecie bezpieczeństwo. Dziadek dbał też o jej dyskretne przebywanie na terenie zamku. Miała komnatę, ciasną i na uboczu ale własną choć dzieloną z bękartem. Synem Seathana.... Seaver nie byłby sobą gdyby chłopaka nie doglądał. Był jego krwi, kobietę wiązała z nim zawiła historia. Była mu kiedyś pocieszeniem w samotności a on jej tarczą przed surowym światem. Nic większego ich nie łączyło, przynajmniej z jego strony. Skrzynię z prezentami postawiono w rogu komnaty. Seathan zamienił kilka słów z kobietą. Uprzejmych i troskliwych. Nie mógł jej dać tego czego chciała. Swej obecności, ni swego ciała. Nie mógł jej zabrać na zachód... Zasadniczo obiecał jej, że zapewni jej lepszą przyszłość gdy zostanie Lordem Reaver Rest. Znajdzie jej męża, da jej wybory. Był wierny swojej obecnej żonie, więc nic innego dać czy obiecać nie mógł. Chłopcu wręczył zabawki, drewniany miecz był jednym z darów. Co mógł dać dwuletniemu chłopcu? Nadzieję na lepsze życie... Spędził z nimi trochę czasu...

Był duży jak na swój wiek...




Gdy się mu przyglądał myślał o przyszłości.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 05-11-2016 o 00:15.
Icarius jest offline  
Stary 26-11-2016, 17:42   #62
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Była zadowolona. Podobał się jej dom Addena. Podobał się jej zapach Przystani, woń rzeki, morza, starych fortun i starych kłamstw. A służka zapewniła, że jutro przyniesie jej świeżych ryb z targu. Zastanawiała się, czy rycerz z Północy też w tym gustuje, w owocach morza i owocach wielkiej polityki, kiedy się okazało, iż niezależnie od gustów, jest już w fortuny i kłamstwa uplątany. Inaczej nie byłby wzywany ledwie zeskoczył z siodła.
- Oczywiście, ser, dziękuję za gościnę - zaszczebiotała do gospodarza. - A kiedy do nas powrócisz?
-Mam nadzieję, że ta sprawa nie zajmie zbyt wiele czasu Jednak muszę udzielić staremu przyjacielowi wsparcia. W tym wypadku nie będę panem swojego losu, ale mam nadzieję, iż w ciągu najpóźniej paru godzin powrócę.
- Będziemy wyglądać niecierpliwie twego powrotu - zapewniła Milly ciepło.

Kilka godzin było czasem wystarczającym, by Milly zdążyła wziąć kąpiel, poznać rozkład pomieszczeń, wypytać delikatnie służbę o ser Addena oraz napisać list do małżonka. Majordomusa o dostępne w dzielnicy rozrywki zamierzała pociągnąć za język na sam koniec. Eleanor dobrze zrobi parę godzin nudy i odpoczynku.

Plany podboju Czerwonej Twierdzy, ze szczególnym uwzględnieniem Wieży Namiestnika, pani Seaver postanowiła zacząć układać nazajutrz. Wujaszek Carlin spędził na wygnaniu wiele lat. Jeden dzień więcej niewiele zmieni.

Był już wieczór, gdy fusłysząła tumult na dziedzińcu. Wyglądając przez okno dostrzegła trzy postacie. Rycerz podawał swój płaszcz jednemu ze strażników. Druga postać postąpiła podobnie, i po herbie oraz wieku poznała, iż to Lyonel Baratheon. Trzecia postać coś rzekła tej dwójce i odwróciła się na pięcie, wychodząc za bramę. Jeden ze strażników zamknął ją... ku wyraźnej uldze dwójki rycerzy. Adden poprowadził Lyonela prosto do swojego domu. Po kilku minutach zaś do drzwi Milly grzecznie zapukał majordomus, informując, iż Ser Adden zaprasza na kolację, na której będą mieć szlachetnego gościa.

Pojawiła się w sali wieczernej- nie za szybko, ale i niezbyt opieszale. Ot, czas, który zajmuje wprawionemu septonowi odśpiewanie wstępnej chwalby do siedmiu nowych bogów. Zaszeleściła na schodach jedwabiami, otaczającymi jej sylwetkę jak czerwona mgła. Podeszła do rozmawiających cicho mężczyzn, od ostatniego stopnia więżąc gościa w sieci spojrzeń. Uwolniła go dopiero, gdy stanęła przy rycerzu z Północy.
-Pozwolicie że przedstawię tutaj obecnych. Szlachetna Lady Mildrith Seaver wraz z członkami swojej rodziny jest moim gościem. Zobowiązałem się udzielić jej pomocy w pewnej sprawie, a to mój drogi przyjaciel Lord Krańca Burzy Lyonel Baratheon - wymieniony podnósł się i dworsko ukłonił się pani Seaver.
- Radam ci, lordzie, jak i nasz szlachetny gospodarz - obdarzyła Baratheona powłóczystym spojrzeniem oraz dłonią do ucałowania. - Do wieczerzy czas jakiś upłynie - zwróciła się do Addena - może spełnimy po pucharze za to miłe spotkanie pod twym gościnnym dachem? I… nie ukrywam, żem ciekawa, co się dzieje w stolicy i na dworze.
-Ohh oczywiście - Adden skinął na służącego, który zaczął rozlewać wino do pucharów. Tymczasem Adden wskazał miejsca przy małym stole, gdzie zasiedli wszyscy. Lyonel uśmiechał się lekko do Mildrith.
-Słyszałem, iż przybyłaś z moim drogim przyjacielem drogę, aż od wybrzeża. Mam nadzieję, że nie zanudził cię pani zbyt bardzo? Ser Snow potrafi uśpić człowieka, jeżeli ten nie będzie ostrożny - Lyonel zażartował, widać było, że dobrze się tutaj czuł.
Mildrith zakręciła winem w kielichu.
- Doprawdy? - spojrzała na Addena z udawanym spłoszeniem. - Och, ser, przepraszam, że drogę całą nie dałam ci dojść do słowa - błysnęła zielonymi oczami, tym razem ze zgrozą równie udawaną jak płochliwość. - Czy chciałeś mi powiedzieć coś, nawet nudnego?

-Mogę zapytać, jakaż to ważna sprawa spowodowało, że postanowiłaś pani ruszyć w takim … ponurym towarzystwie.
Adden podniósł wzrok do góry jakby spodziewając się tych słów, nie powiedział jednak nic, zamiast tego skupiając się na swoim winie.
- Siostrze mego męża pragnę pokazać stolicę i tyle reszty świata, ile przypływa tu na statkach - odparła Milly i spoważniała. - To ta przyjemna część… nie wiem, miły lordzie, czy chcesz psuć sobie wieczór, słuchając o tej drugiej, pełnej trosk i zgryzot.
-Oho. Raczej nic nie popsuje mi tego wieczoru, ale nie chcę przysparzać pani dodatkowych trosk. Nie namawiam więc do snucia tej opowieści, jednak jeżeli potrzeba dodatkowej pary uszu, to służę pomocą.
- Zacny ser Adden - Milly przykryła oczy wachlarzami poczernionych rzęs - zna już tę historię… zapewnił mnie, że sprawa krewniaka naszego nie jest z góry przegraną, toteż pozwalam sobie żywić pewne nadzieje.
Pochyliła się, dolewając Baratheonowi wina własną ręką, a przy okazji pozwalając mu na nieco głębsze spojrzenie między jej ściśnięte w dekolcie piersi.
- Czy nie zanudzimy cię, ser, powtórnie opowiadając tę samą ponurą historię o żywotach złamanych złymi decyzjami?
-Ależ oczywiście, że nie. Proszę opowiadać.
Skorzystała skrzętnie. Nie ukrywała właściwie niczego, ze szczególnym uwzględnieniem złego stanu zdrowia głowy rodu, która chciałaby zjednoczyć rodzinę nim zamknie oczy na zawsze. Po różanym policzku Milly na koniec opowieści potoczyła się samotna, kryształowa łza i pomknęła ku wdzięcznej, delikatnej linii szczęki.
- A wy jak sądzicie, panie, czy możemy liczyć na łaskę królewskiego wybaczenia? - spytała Baratheona.
-Hmm. Cięzko powiedzieć pani. Jestem pewien, że w tej sprawie zwróci się do swojego Namiestnika i to jego rada będzie najważniejsza. Czy ten się zgodzi? Nie wiem … Być może … Chociaż obawiam się pani, że Bloodraven zażąda jakieś ceny. To nie jest człowiek, którego da się przekonać wzruszającymi historiami … On żyje konkretami…
- A w jakiż konkretach zwykł gustować królewski Namiestnik? - westchnęła Mildrith.

Przyszły Lord Krańca Burzy wzruszył ramionami -Będzie chciał czegoś w zamian od waszego rodu. Może żołnierzy, może pomocy w przyszłości. Jestem prawie pewien, że zaoferuje taką wymianę …
- Jakimż jest człowiekiem? Dochodziły nas najbardziej fantastyczne opowieści… lecz plotka rośnie zawsze oddalając się od źródła.
-Ma tysiąc i jeden oczu - powiedział Adden -I dodatkowo jest magiem. Nie słyszałaś o tym pani? - po tych słowach Lyonel wybuchnął śmiechem, a Adden uśmiechnął się lekko
-To wierny sługa Królestwa. Człowiek reczowy - dodał słowem wyjaśnienia Baratheon
-Jak również śmiertelnie niebezpieczny. Można zawierzyć w zawarte z nim umowy, ale proszę być świadomym, że to on zawsze wyjdzie na nich lepiej. - dokończył ser Adden
-Dotrzyma swojego słowa, ale proszę mieć świadomość, że tępi wystąpienia przeciwko koronie z całą stanowczością. Jeżeli wuj … nie dotrzyma słowa, kara może spaść również na was …
- Jestem tego świadoma - Milly kiwnęła jasną głową. - Jak zdaniem waszym, szlachetni panowie, najlepiej dostać się do Namiestnika? Kogo winnam prosić o audiencję? Nie ukrywam, iż obyczaje stolicy w tym względzie są mi obce?
-W normalnych okolicznościach należałoby się zgłosić, do któregoś z sekretarzy. Być może przy odpowiedniej pozycji lub znajmość udałoby się dostać do osobistego sekretarza Lorda Riversa. Adden mógłby pewnie poprosić w waszym imieniu o spotkanie samego Bryndena - powiedział Lyonel. A rycerz z północy kiwnął głową jakby na potwierdzenie
-Mogę przy okazji go o to zapytać. Nie wiem jednak kiedy będę miał okazję się z nim spotkać.
- Oczywiście - Milly skinęła mu z wdzięcznością. - Lecz czemu okoliczności nie są… normalne?
-Wydawało mi się, iż zależy pani na czasie. A droga urzędowa, jest drogą dłuższą. Wniosek mógłby utknąć na różnych szczeblach biurokracji nawet na kilka miesięcy.
- Bowiem tak jest. Zaczęłam się jednakże obawiać, że istnieją nienormalne okoliczności… dodatkowe - obdarzyła Addena długim i poważnym spojrzeniem. - Cóż zatem doradzisz mi, ser? Dostanie się na dwór królewski i ściągnięcie na siebie uwagi?
-Nie jest mądrze ściągać na siebie zbyt dużą uwagę w Królewskiej Przystani, zwłaszcza gdy ktoś nie wie gdzie powinien stąpać. Na dworze pełno jest węży, jadowitych i śmiertelnych. Gdy spotkam się z Lordem Bryndenem mogę poprosić go o audiencję z tobą pani. To najbezpieczniejsza opcja.
- Jesteś zbyt dobry dla nas, ser - Milly przechyliła się przez stół, by uścisnąć szortską od rękojeści miecza prawicę rycerza. Przez resztę wieczoru wypytywała Baratheona o plotki i dworskie historie, odwdzięczając się wesołymi opowieściami z Zachodu.

Dopiero gdy Adden na chwilę opuścił towarzystwo, poproszony przez majordomusa do sprawdzenia czegoś osobiście, nachyliła się do młodego Baratheona.
- Zdaje się być jeszcze bardziej smutny niż zazwyczaj - wyszeptała. - Czy… stało się coś złego?
-Ohh. Chyba nie - odpowiedział Baratheon patrząc w kierunku drzwi -Ma dość … melancholijny nastrój, ale chyba to nic poważnego. Przynajmniej mi nic nie wspominał. Coś się wydarzyło podczas podróży lub przed nią, co mogło doprowadzić do tego nastroju?
- Na turnieju z okazji ślubu mego z lordem Seaverem… - Mildrith pokraśniała jak młódka - Spotkał się z Arvingiem Fowlerem. Choć los nie dał im skrzyżować kopii… wrażenie odniosłam, że wiele jest między nimi złej krwi.
-Ahh tak. - powiedział Lyonel spokojnie -Mhm. Nienawidzą się. Stare dzieje, choć jak widać ludzie potrafią długo nosić swoje rany. Jeszcze jeden rów wykopany przez rebelię.
- Rozumiem - Milly wykonała taktyczny towarzyski zwód. - Nie powinnam nawet pytać, nie chcę uchodzić za wścibską… Był bardzo uczynny wobec mej rodziny, dlatego martwię się i wolałabym nie widzieć go markotnego.
Lyonel pociągnął łyk wina i pokiwał głową -Znam go od dawna. Nie wiem czy wiesz pani, ale był giermkiem mego ojca. Chociaż swoje ostrogi otrzymał przed Bitwą na Polach Czerwonej Trawy. Czasami wydaje mi się, że jego serce i tak tam zostało … - wydawało się, że po tej wypowiedzi przyszły Lord zmiarkował się nieco -Ohh. Nie to stare dzieje i smutne. Lepiej nie zaprzątać sobie głowy takimi sprawami. Jestem pewien, że przejdzie mu niedługo.
Wiedziała, kiedy przestać drążyć, by nie spłoszyć rozmówcy. To była ta chwila.
- Na pewno… skoro ma przy sobie wiernego druha - obdarzyła Baratheona najpiękniejszym z uśmiechów. - Rzeknij mi, ser… będziesz nas tu często odwiedzał? Nie ukrywam, że ja, w odróżnieniu od naszego wspólnego przyjaciela i mego dobrodzieja - spuściła wstydliwie spojrzenie, by zaraz błysnąć figlarnie zielonymi oczami - wielcem ciekawa dworu królewskiego i jego wszystkich plotek i rozrywek. I… chciałabym tam też zabrać siostrę mego pana męża…
-Tak. Będę często odwiedzał ten dom. Co do dworu królewskiego. Da się to załatwić. Proszę powiedzieć słowo, a chętnie was tam zabiorę.
- Proszę. I dziękuję - zaśmiała się Milly perliście. - To aż trzy słowa.

Reszta wieczoru upłynęła w miłej atmosferze, ale Mildrith czuła, że jakieś chmury przysłaniają rycerzowi z Północy nieboskłon jego myśli.
- Wiecie, ser, że jeśli problemy macie, to liczyć na mnie możecie? W miarę skromnych sił niewieścich, dopomogę – rzekła, gdy młody Baratheon ich opuścił, a i ona zaczęła zbierać się na spoczynek.
-Dziękuje Lady … naprawdę. To bardzo miłe, ale nie mam problemów. A przynajmniej nie takich, które można rozwiązać. Proszę jednak się tym nie trapić. Dawne dzieje -*

Przez moment, jedną krótką chwilę, pożałowała, że jest piękną i wyszukanie uprzejmą damą. Gdyby urodziła się mężczyzną, takim jak większość jej braci – silnych, stanowczych, szorstkich i bezpretensjonalnie bezwzględnych, powiedziałaby teraz Addenowi, że pierdoli bzdury w żywe oczy. A tak, spojrzała tylko na niego przeciągle, wymownie, choć w sposób niepozbawiony troski i przejęcia.
- Skoro tak twierdzisz, ser. - Wyciągnęła dłoń i musnęła policzek rycerza, nim dygnęła z wdziękiem, podziękowała za miły wieczór i wróciła do siebie.

I tak się dowie.
 
Asenat jest offline  
Stary 27-11-2016, 22:59   #63
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Seathan na spotknaiu.


- Będę gotowy - skinął głową równocześnie. Seathan oddał swojego konia i odesłał strażników. Nie wątpił w zapewnienia Gerolda. Następnie przebrał się odpowiednio do okazji w przydzielonej mu pokoju. By uwidocznić swój status, zabrał ze sobą valyriański miecz. Przy jedzeniu będzie stał oparty o jego krzesło. Podkreśli znaczenie jego samego i znaczenia jego rodu. Tak przygotowany i skierowany przez sługę Lannisterów zszedł na kolację.

W szerokiej stali ustawiono duży stół, który jednak w większości był pusty. Obecnie zasiadało przy nim tylko kilka osób, śmiejąc się głośno, popijając wino i żartując ze sobą nawzajem. Gdy Seathan wszedł do środka, został szybko przedstawiony przez Gerolda a zebrani podnieśli w górę kielichy. Ktoś natychmiast podał Seathanowi puchar i wskazał mu miejsce. Gdy młody Lord zasiadł na miejscu, rozejrzał się po twarzach zebranych.

Najstarszy z nich, siwy i łysawy mężczyzna musiał być Ianem Banefortem głową tego rodu, obok niego siedział może 19 letni młodzieniec o brązowych włosach, mógł to być Lord Danel Foote. Po ich drugiej stronie zasiadali Lordowie Turnberry i Plumm. Po dłuższej chwili do sali wszedł jeszcze postawny mężczyzna w sile wieku, wygolony całkowicie na łyso. Lord Alvyn Westerling zasiadł naprzeciwko Seathana.
- Dzisiaj bawmy się przyjaciele - powiedział Gerold -Jesteście na pewno zmęczeni po podróży. Porozmawiajcie, odprężcie się, a jutro … jutro wyjawię po co was wezwałem.
- Za naszego gospodarza - Seathan wzniósł kielich w toaście. Zamierzał pobiesiadować z innymi ale się nie wychylać. Zapytany rozmawiał z innymi Lordami. Trzymając się neutralnej retoryki. Chciał jednak zjeść, wypić niewiele i udać się na spoczynek. Przybył tu dla Gerolda, i jego planów nie z wizytą towarzyską. Odnotował jednak kto wspiera Lannistera..
Podobnie uczynił sam Gerold, cały wieczór siedział i obserwuje wszystkich. Jakby oceniając każdego z osobna. Porozmawiał też z każdym o czymś niezobowiązującym.

Z rana zaproszono wszystkich na krótkie polowanie. Dopiero gdzieś około Południa następnego dnia, zebrano się ponownie. Tym razem spotkanie odbywało w ruinach starej wieży zabezpieczonej na tą okoliczność płachtami namiotowymi. Seathan do tej pory jedynie rozmawiał z lordami o ich przygotowaniach i zabezpieczenia przed kolejnym atakiem żelaznych ludzi.

Przypomniał sobie, że Lordowie tu zgromadzeni. Nie zajmują terenów przy brzegu, więc aż tak bardzo się nie przygotowują. Największe siły militarne z nich ma na podorędziu Lord Westerling, ale większość z nich obsadza Craig i inne graniczne miejsca. Także jego siły były uwiązane w pilnowanie zachodu. Silniejsi i ważniejsi od Seaverów byli jeszcze Banefortowie i Plummowie. Posiadali porównywalne siły, ale dużo większy wpływy na dworze zarówno królewskim jak i namiestnikowskim. Pozostała dwójka była porównywalna z Seaverami.

- Zebrałem was tu wszystkich w jednym bardzo konkretnym celu - zaczął Gerold spokojnie obserwując wszystkich zebranych - Doskonale zdajemy sobie sprawę jakie zagrożenie stanowią Żelaźni Ludzie. Mój brat do tej pory nie podjął odpowiednich kroków, aby ich zatrzymać. Rozumiem jego ostrożność, ale nie zgadzam się z nią. Wezwałem was, jako ludzi którym mogę zaufać - przerwał na chwilę aby zwilżyć swoje usta. Uśmiechnął się również do każdego.
- Nadszedł czas, aby powiedzieć dość. Możecie myśleć, iż siedzicie wystarczająco daleko od wybrzeża, tak że sprawy Dagona was nie dotyczą, ale to nie prawda. Północ szukała z nami aliansu, ale zostali skutecznie zablokowani. Podczas kłótni Starków zostaliśmy praktycznie sami. Stara prawda mówi, że nikt tobie nie pomoże, jeżeli nie pomożesz sobie sam. Korona zareaguje dopiero, kiedy udowodnimy, że sami możemy sobie poradzić. - Lannister przerwał dla większego efektu
- Dlatego dziś … wzywam was jako moich zaufanych towarzyszy do pomocy. Szykujcie swoich żołnierzy, zbierajcie chorągwie. Zabijemy Żelaznych ich własną bronią. Ruszymy na nich, nie ogromem sił, ale dobrymi i dzielnymi żołnierzami. Szybki wypad … rajd na Żelazne Wyspy, pokaże im, iż nie można z nami zadzierać. Pokażemy Lordom, iż Zachód nie jest bezbronny a kolejne rajdy będą ich drogo kosztować. Mogą myśleć, że są bezpieczni u siebie, ale my pokażemy, że to jest nie prawda. Zaatakujemy Blacktyde’ów jednych z największych domów wspierających Dagona. Wykorzystując element zaskoczenia wpadniemy, spalimy ich wioskę i zaatakujemy zamek. Nie musimy go zdobyć, zabierzemy chorągwie i zadamy trochę strat. Wycofamy się nim ktokolwiek inny zdoła im pomóc. Panowie. Nie dość, iż damy Zachodowi pokój, to jeszcze czeka nas chwała! - skończył mówić, widać było, że Lordowie byli zaskoczeni. Banefort wyglądał na bardzo zainteresowanego propozycją. Footowie świeciły się oczy, inni wydawali się mniej zapaleni do tego pomysłu ..

Seathan sam niedawno miał taki pomysł i dzielił się nim z Geroldem Lannisterem. Uderzenie było aktem siły. I na pewno wywoła reakcję odwetową. Co przy pełnej mobilizacji i wskazaniu celu ataku przez dziadka Seathana z Żelaznych wysp. Było zalążkiem dobrego planu…

- Pokażemy, że jesteśmy lwami. Nie letnimi chłopcami, którym łatwo można zabrać złoto. - pokiwał głową Seathan. - Dagon i jego zwolennicy nam nie odpuszczą. Dopóki nie sprawimy, że nawet ich żelazna cena będzie zbyt wysoka. - widział, że przyjdzie teraz moment na przekonanie sceptyczniej nastawionych Lordów. Wrócił też pamięcią co wie o Blacktydeach? Ile mają drakkarów? Ilu ludzi pod bronią? Jaki jest tamtejszy Lord i jego synowie? W ciągu pięciu lat na wyspach poznał co nieco tamtejsze rody. A miarą ich siły były zawsze załogi i łupieżcy pod komendą.
Lord Blacktyde był raptusem, w gorącej wodzie kąpanym okrutnikiem. Miał dwóch synów. Jednego wygnał ze swoich ziem, drugi jest podobny do niego z charakteru, ale Lord jest silny i inteligentny, a tamten chociaż był silny to głupi jak but z lewej nogi. Okrętów i ludzi mieli więcej, niż średni dom na wyspach. Oznaczało to, że ich siły były może troszkę większe od tego co mają Seaverowie. Chociaż wiadomym było, że przynajmniej kilka ich załóg wypłynęło z wygnanym, który przeciwstawiał się planom ojca i chciał wysiudłać z domu brata … Drugi z Blacktyde’ów pewnie nawet zostałby stronnikiem akcji obalić Dagona, bo o to podobno ojcu i synowi poszło. Mówiło się, że kilku kapitanów Blacktyde’ów.. kórzy zostali wolałoby powrotu drugiego syna.

Gerold zaczynał rozmowy w tym czasie z niezdecydowanymi, atmosfera zrobiła się swobodniejsza. Seathan kolejny raz zademonstrował swoje poparcie dla Gerolda
- Panowie widzę, że niektórzy mają pewne obawy. To całkiem naturalne, jesteśmy jednak w gronie przyjaciół. Mówcie śmiało, co wam leży na sercach. Dobre plany powstają gdy wiele głów dołoży cegiełkę do ich muru. - zaczął Seathan badanie odczuć pozostałych Lordów- Wszak dobro zachodu jest bliskie nam wszystkim.
- Moje siły są związane głównie z pilnowaniem zachodu. Nie jestem w stanie opuścić Grani. Ciężko mi zmniejszyć te siły. Mam swoje obowiązki i chociaż rozumiem te problemy jakie zostały przedstawione, ale przecież nie mogę pozwolić sobie na osłabienie tej flanki, która strzeże całego Zachodu.
- Mówimy o udziale Lordzie, nie samotnej wyprawie. Nie wpłynie to znacząco na bezpieczeństwo. Szansa że otrzymasz cios akurat w tym momencie jest bliska zeru. Atak będzie szybki, więc twoje siły szybko do Ciebie wrócą. Lepiej chyba uderzyć teraz grupą, niż otrzymać cios od innej grupy. Nasze siły są rozciągnięte a ataki łupieżców niespodziewane. Atakując walczymy razem przeciw pojedynczemu celowi. Czekając nastąpi sytuacja odwrotna.
- Rozumiem … ale … Jeżeli wszyscy inni się zgodzą to oczywiście też chętnie wezmę udział w tej wyprawie … Wolałbym zobaczyć jednak deklarację pozostałych gości Lorda Gerolda - odpowiedział Lord zachowawczo.
- Ja zdecydowanie popieram propozycję naszego gospodarza. To jedyna droga do końca konfliktu, inaczej wyłowią nas pojedyńczo. Jak reszta z was panowie?
- Chyba nie mamy wyboru. Aczkolwiek skoro Gerold to zaproponował … Może się udać. - potwierdzenie nie było entuzjastyczne. Nie mniej jednak nastąpiło.
Seathan zadowolony z przekonania niezdecydowanych, wymownie spojrzał na Gerolda czekając jego słów. Miał już w głowie pewien plan i słowa lecz czekał aż Gerold zakończy spotkanie z Lordami. Zostaną wtedy na osobności. Być może gospodarz powie przedtem jeszcze coś godnego uwagi. Gerold z kolei po deklaracji udziału wszystkich Lordów, przeszedł do listy życzeń. Od każdego uczestnika chciał konkretnych sił.

Od Westerlina trzydziestu lub czterdziestu jego “górali” znających się na wspinaczce.
Od Baneforta okręty z załogami.
Od Foota dwudziestu łuczników i czterdziestu piechociarzy.
Od Turnburry i Plummów piechotę.
Od Seaverów zaś.. Potrzebuje Seathana “żelaznych” ludzi przynajmniej piętnastu może dwudziestu oraz trzydziestu zwiadowców.

Każdy zaakceptował i rozumiał swoją rolę i wkład.

Gdy sala opustoszała Seathan rzekł.
- Zrobiłem o co prosiłeś Panie. Będziemy informowani na bieżąco. Wybrałem jedno najbardziej zaufane źródło, by zmniejszyć ryzyko dekonspiracji naszych planów. - powiedział popijając wino.
- Dobra robota Seathanie. Musimy zadbać o to, aby nasza wyprawa pozostała tajemnicą. Niech twoje źródło informuje nas o jakiś podejrzanych ruchach na wyspach. Musimy uważać. Podejmujemy ryzyko, ale jeżeli się uda będzie tego warte.
- I dlatego Panie nie popłyniemy gdzie wskazałeś. - rozciągnął usta w uśmiechu - zbyt wiele osób wie. A nim wyprawa się zacznie będzie ich jeszcze więcej. Zmienimy cel nic nie mówiąc nikomu.
- Nie Seathanie. Miejsce zostało wybrane starannie. Blacktydowie to najlepszy cel w naszym obecnym położeniu. Z ludzi tutaj obecnych nie zdradzi nikt.
- Będzie jak zadecydujesz Panie. Mądry doradca wypowiada jednak zawsze swoje słowa. Tak uczynię i ja. Blactydowie są podzieleni, jeden z jego synów ten sprytniejszy jest przeciw najazdom. Został wygnany, Lord i jego drugi syn pomoc wyjątkowo tępy to zagorzali zwolennicy Dagona. Jeśli zabijemy ojca i zrzucił winę na tępego Syna. Wyeliminujemy ten ród z mapy sojuszników Dagona. Bracia zatra się ze sobą. Jeśli w naszym ataku zginie ojciec lub drugi syn. Masz potencjalny sojusznik może chcieć zemsty na zabójcy krewnego. Ludziach z zachodu. Ponadto panie Lordów którzy tu byli jesteś pewny. A kto da nam gwarancję że wśród ich ludzi nie ma szpiega? Ktoś nawet może usłyszeć w ich murach słowa nie przeznaczone dla niego. Dwóch wiernych ludzi i niewierne uszy ich słuchające, tak jest. Zmieniając cel, zmniejszamy ryzyko. A zabójca i tak rozwiąże problem Blaktydow.
- Dobrze, że myślisz Seathanie. Zawsze cenię sobie dobrą radę. Nie zwykłem karać nikogo za wypowiadanie swoich myśli, nawet takich, z którymi mi nie po drodze. Jednakże w tym wypadku musisz mi zaufać. Cel został wybrany w sposób przemyślany. Nie musimy też żadnej zemsty się obawiać. Nie bój się o Lordów, sami zadbają o bezpieczeństwo, gdyż doskonale zdają sobie sprawę, że albo oni sami, albo ich synowie czy bracia wezmą udział w tym rajdzie. Tak jak ty Seathanie popłyną z nami, a chęć zapewnienia sobie bezpieczeństwa, będzie dobrym zabezpieczeniem przed zbytnim mieleniem jęzorem. Mój brat wysyła poselstwa do Króla. Myślę, że większość szpiegów skupi się na tych wydarzeniach … Co nam oczywiście sprzyja.
- Darzę cię pełnym zaufaniem panie. Będzie jak rzekłeś. Rozważamy zdobycie zamku? Czy jedynie chcemy pozorować atak. Z góralami i pełnym zaskoczeniem, można by się pokusić o coś więcej niż tylko małe ukąszenie.
- Nie zostaniemy tam. Nie udałoby nam się go obronić. Tu chodzi o coś innego. Pokazanie, że bezpieczni na wyspach wcale nie są. I zmobilizowanie Króla, aby w końcu wysłał więcej wojska. Wtedy będziemy mogli zakończyć to raz na zawsze.
- Między zdobyciem a utrzymaniem jest różnica. Mi chodzi jedynie o zdobycie. To gdyby się udało wywrze większy efekt.
-Ahh. Do środka wejdziemy. Nie mam jedynie zamiaru atakować ich punktów oporu, które z pewnością w paru miejscach powstaną .
- Chciałbym pomóc przy układaniu planu ataku. Jak i dowodzeniu podczas wyprawy. O ile mnie tym zaszczycisz panie. Mam spore umiejętności w tym zakresie i mam nadzieję, że dobrze przysłużę się naszej sprawie.
 
Icarius jest offline  
Stary 29-11-2016, 15:12   #64
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Stary lord, zarządca i maester


Daemon Blackfyre. Horton stanął jak wryty, uderzony w twarz bredniami wygadywanymi przez swojego teścia. “O którego Daemona mu chodzi?”, pomyślał i przywołał z pamięci wszystkich Blackfyre’ów o tym imieniu. Był oczywiście zabity na Polu Czerwonej Trawy bękart Aegona Niegodnego, ponadto jego trzeci syn, najstarszy z żyjących, który był więziony przez Bloodravena po nieudanej próbie rozpoczęcia drugiej rebelii, podczas wesela na ziemiach Butterwellów. Zarządca przygryzł wargę. Miał wrażenie, że któryś z wnuków Czarnego Smoka też miał tak na imię, ale imiona mieszały mu się przed oczami. “Może po prostu ma zwidy?”. Nie można było tego wykluczyć.
- Myślisz, że majaczy, maestrze? - spytał szeptem Trevyra. - Przemów mu do rozsądku.
Trevyr spojrzał na lorda zarządcę i skinął głową.
- Lordzie Simon.- Maester zaczął podchodząc do swego lorda.- Daemon Blackfyre poległ w bitwie na Polu Czerwonej Trawy lata temu. Jego rebelia zakończyła się niepowiedzeniem.- Maester położył dłoń na ramieniu lorda.- Czyżbyś zapomniał panie. Twój ród do dziś liczy się z konsekwencjami tamtej decyzji. Jedynie z woli bogów i litości Lannisterów Seaverowie nadal zamieszkują tę ziemię.
Stary Lord zdawał się nie słyszeć maestra. - Mój syn poprowadzi awangardę. Kawaleria i nasi zwiadowcy powinny być odpowiednimi siłami. Musimy szybko ruszyć na posterunki graniczne i je zająć. Czarny Smok przyśle nam pomoc, gdy tylko będzie w stanie. Połączymy się z innymi, którzy go popierają -
- To przednia strategia lordzie Simonie. Nie sądzisz jednak, że lepiej będzie wyruszyć o świcie, gdy zbiorą się wszystkie nasze wojska? Zapytał Maester.
- Dojadą do nas, dojadą … Nie widzę tego problemu. My musimy działać szybko. Jeżeli uda się ich zaskoczyć nie będziemy potrzebowali wszystkich naszych sił. Użyjemy ich na innym froncie.- Simon odpowiedział machając nonszalancko dłonią.
- Daj mu makowego mleka. - Zarządca szeptał maestrowi na ucho. - Wyślij kogoś po nie, musimy go uspokoić i położyć spać. - Odsunął się od starszego mężczyzny i powiedział już głośniej: - Panie, nie możecie ruszyć do boju. Nie wytrzymacie trudów kampanii. Powiadomię Damona, przygotujemy ludzi.-
- Pomogę w przygotowaniach.- Powiedział Maester po czym podszedł do Lorda Simona.
To Simon wydawał tutaj polecenia i to jego decyzja miała na razie największe znaczenie, nawet jeśli były to rozkazy szaleńca. Ser Haigh i Maester Trevyr jako członkowie Małej Rady mogli jedynie wskazywać drogę padającemu na umyśle starcowi i Maester miał zamiar użyć tego wpływu.
- Lordzie upewnij się, że zabierzesz na tę wyprawę swego syna. Winneś chociażby z jego powodu wstrzymać wymarsz swych wojsk. - Dodał Trevyr.
Mleko makowe, które zasugerował Horton znajdowało się w wieży Maestera, w skrzydle alchemicznym, pod kluczem, a Maester miał jedyny klucz.
- Ser Hortonie.- Trevyr zwrócił się do Zarządcy.- Przyślij do lorda kilku służących których spotkasz po drodze.-
- Tak. Czekamy na niego. Gdzie jest ten chłopak? Dlaczego go tutaj nie przeprowadziliście? - Zapytał Lord.
- Wyjechał na polowanie z samego rana. - Odpowiedział zapobiegawczo Horton. Potrzeba położyć starego lorda do snu.
- Maester Trevyr pójdzie, znajdzie kilku zbrojnych i pojadą go odszukać.- Samemu opiekunowi lorda rzucił na ucho: - Przynieś makowe mleko, rozkaż komuś wziąć miód pitny z piwnicy, jeśli tylko, Siedmiu pomóżcie, go mamy. Niektórzy piją miód pitny z mlekiem, może lord Simon da się tym napoić.-
- Dobrze. Zróbcie tak. Poślijcie po niego jak najszybciej. Ja udam się do siebie. Przygotujcie wszystko, aby było gotowe do jak najszybszego wymarszu.-
Trevyr niechętnie opuścił Simona. Przed wyjściem poradził jedynie Hortonowi by nie starał się na siłę wybudzać go z iluzji. Po jakimś czasie Trevyr odnalazł Simona w jego kwaterze. Mleko makowe było zmieszane z rozwodnionym winem. Lorda Simona nie trzeba było nawet namawiać by chwycił za kielich. Stary Lord jak tylko skończył pić tak szybko osunął się na krzesło jakie miał za sobą i...zaczął chrapać, jeszcze coś majacząc przez sen. To jednak nie miało znaczenia, teraz mógł wydawać rozkazy wyśnionym rycerzom w już historycznej bitwie. Problem został zażegnany, lecz Trevyr wiedział, że nie rozwiązany na zawsze. Mleko makowe miało swoje ograniczenia i Maester wiedział, że jest ono w równym stopniu lekarstwem jak i trucizną na demencję starca.
"Oby Seathan prędko wrócił." Pomyślał opuszczając komnatę Lorda.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 03-12-2016, 12:56   #65
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
12 Dzień 5 Miesiąca AL, Ziemie Zachodu, Reaver Rest

Od wydarzeń pamiętnego dnia w sali narad minął tydzień. Dwa dni wcześniej udało się powrócić Seathanowi. Z powodu niedyspozycji starego Lorda musiał osobiście zająć się wieloma sprawami rodowych ziem. Horton starał się mu pomóc, na całe szczęście jednak codzienne sprawy zdawały się iść w dobrym kierunku. Nowi mieszkańcy ich ziem, zdawali się dobrze integrować z lokalną społecznością. Więcej problemów sprawiało przygotowanie do wyprawy Lorda Lannistera. Gerold zatrzymał swoich towarzyszy chwilę dłużej niż się spodziewał, aczkolwiek nie chciał zbyt wiele pomocy od kogokolwiek jeżeli chodzi o przygotowanie planów. Twierdził, iż woli aby dokładne plany pozostały tajemnicą, aż do ostatniego momentu. Pouczył również wszystkich, aby oczekiwali kruków lub posłańców, z rozkazami. Mieli również szykować się, gdyż "nie znasz dnia, ani godziny".

To oczywiście sprawiało pewne problemy. Niestety, ale każda wyprawa była obciążeniem dla skarbców rodów. A już niecały dzień po przybyciu Seathana na zamek przyleciał kruk od Gerolda. Prosił w nim, aby Seaverowie przygotowali spokojne miejsce, w którym z dala od oczu ludzi mogliby przybywać żołnierze. Obozowisko musiałoby być zabezpieczone przed wścibskimi oczami, a jednocześnie możliwe do zaopatrzenie. Nakazał wybranie odpowiedniego miejsca i rozpoczęcie przygotowań. Na zakończenie pierwszego etapu prac dał im tydzień. Potem drobnymi grupami, mieliby przybyć żołnierze. Prosił również, aby zabezpieczyć wtedy ich ziemie.

Tymczasem stan starszego Lorda zdawał się mocno poprawić. Przez trzy dni był bardzo słaby i wydawało się, iż stanął na granicy śmierci. Jednakże i być może trochę zaskakujące, po dalszym pobycie w łóżku, zaczął wykazywać oznaki dużej poprawy. Powróciła jego sprawność nie tylko umysłowa, ale i fizyczna. Opiekunowi woleliby, aby pozostał w łóżku, ale zdawał się być znudzonym. Zaczął nawet prowadzić drobne rodowe sprawy i przyjmować interesantów.

Być może po raz pierwszy od dawna losy ich rodu szły w dobrym kierunku ...

12 Dzień 5 Miesiąca AL, Ziemie Korony, Królewska Przystań

Tymczasem życie w Królewskiej Przystani toczyło się swoim tempem. Miasto ... miasto tętniło. Było jak ogromne mrowisko. Codziennie można było obserwować korowody bogatych kupców, mieszczan i szlachciców zmierzających po jego ulicach. Setki wozów i dziesiątki okrętów przybywało do stolicy. W porównaniu z jakimkolwiek miastem, które Milly mogła wcześniej oglądać, było to niesamowite przeżycie. Zaś dla młodej szwagierki, było to po prostu niesamowite przeżycie.

Adden był dobrym gospodarzem. Pokazał im sporą część miasta, jak również kilka jego "spokojniejszych" atrakcji. Zapoznał ich również z królewskim dworem, a przynajmniej jego częścią, składającą się z wszelkiego rodzaju faworytów, szlachciców i lokalnych lordów. Lyonel Baratheon również zgodnie z obietnicą dość często ich odwiedzał, w czasie w którym rycerz z północy zajęty był innymi obowiązkami, pomagał damom i oprowadzał ich po stolicy.

Tego dnia obaj przebywali w posiadłości Snowa. Baratheon wyglądał na dość podekscytowanego, a ser Adden raczej na zirytowanego. Wkrótce wyszło co mogło być przyczyną tego zachowania. Wieczorem na zamku miała odbyć się mała uczta w dzień imienia księcia Maekara. Obu panom udało się uzyskać zaproszenia również dla pań z rodu Seaver. Maekar nie przepadał za Królewską Przystanią, przybył jednak na dwór. Uczta na standardy Targaryenów miała być skromna, ale i tak prawdopodobnie miała zgromadzić dobrze ponad półtorej setki gości. Była to też niezła okazja dla każdego na zapoznanie się z dworem i być może przygotowanie gruntu, pod wszelkie późniejsze rozmowy polityczne ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 19-12-2016, 21:47   #66
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Seathan miał sporo rzeczy do zrobienia. Hołdował zasadzie " jeśli chcesz pokoju szykuj się na wojnę". Dowódcy zbrojnych nakazał dokładny przegląd umocnień. Zalecił może nie codzienne ale ćwiczenia w zakresie większych starć. Taktyki, szyków, planów. Własnoręcznie napisał list do Straży. Z tym zakonem nikt nie utrzymywał szczególnych kontaktów. Seathan jednak uznał, że sprawdzi czy można by z nimi zawrzeć jakieś umowy. Interesował go handel z dzikimi. Uważał, że przy odpowiednich obostrzeniach. Można by taką rzecz przeprowadzić. Wiadomo nie sprzedawano by za mur broni i grup artykułów które straż chciałaby objąć embargiem. Jednak były jego zdaniem dziesiątki rzeczy których dzicy mogli potrzebować z krain zachodu a nie byłyby problematyczne. I dziesiątki rzeczy które za murem były mniej warte a w Westeros nabierały wartości. To była zupełnie inna kraina. Zupełnie inne zasady... a stare żeglarskie powiedzenie mówiło ... "Najlepiesz zarobisz na handlu z egzotycznymi krajami". Dzicy byli takim egzotycznym krajem tylko bliżej niż odległe Essos. Zdawał sobie sprawę, że pomysł był może lekko dziwaczny. Chciał jednak zaciągnąć języka. Napisał do obecnego Lorda dowódcy. Prośbę o przybycie przedstawiciela straży do zamku Seaverów. W celu omówienia wzmocnienie i natężenia relacji. Dość enigmatyczne. Odnieść się jednak do tego będą musieli.

Pomysł Seathan wyłożył też Hortonowi. Zaznaczając, że na razie chce tylko wybadać grunt. Prosił jednak o rady i sugestie. Chciał zapoznać się również z wszelakimi umowami handlowymi rodu. Podpytując czy jakieś propozycje były zgłaszane w ostatnim czasie a były blokowane choćby przez Lorda Simona. Na końcu dziedzic rzekł mu również o sprawie Gerolda.
-Potrzebujemy miejsca dla około dwóch setek ludzi. Dyskretnego z dala od ciekawskich oczu. Powiem ci w największej tajemnicy przyjacielu, że szykujemy się do uderzenia na żelaznych ludzi. Lord Gerold prosi nas o pomoc w wyznaczeniu takiego miejsca na ziemiach rodu. Chciałbym byś zadbał oto jako zarządca zamku jeszcze przed wyjazdem. Zapas jedzenia i lokalizacja. Zrobi się tu trochę tłoczno, bo na nasze ziemie niedługo zaczną zjeżdżać również "Wilczęta". Zadbaj by przebiegło do bez zakłóceń. Powiedz też kto zajmie twoje miejsce na czas wyjazdu do Reach?


Po pierwszej rozmowie przyszedł czas na rozmowę z drogim i poczciwym Trevyrem.
-Chciałbym wysłuchać czegoś na kształt diagnozy mojego pana dziadka. Wiem, że dolega mu głównie wiek. Chciałbym jednak mieć pewność, że nic ponad to. Wrogów rodowi nie brakuje. Może ktoś go podtruł? Masz wiedzę by to sprawdzić? Wyklucz i zbadać sprawę? - podpytywał poważnie przejęty zdrowiem seniora.
 
Icarius jest offline  
Stary 20-12-2016, 23:05   #67
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Poprawiający się stan zdrowia Simona Seavera pozwolił Trevyrowi na przeniesienie swojej uwagi z komnat lorda do wieży Maestera. Trevyr spędził w niej kolejne kilka dni i noce starając się opracować plany obrony ziem Seaverów podczas, jak uważał, pewnego ataku żelaznych.
Seathan zastał Trevyra w bibliotece otoczonego licznymi księgami, pergaminami i planami, natomiast sam Maester był właśnie w trakcie pisania listu.
- Witaj Seathanie.- Trevyr powiedział wstając powoli i wskazując młodemu wolne krzesło przy stoliku, po tym jak Seathan usiadł mogli kontynuować rozmowę. Siedzący przy stoliku Seathan miał możliwość przyjrzenia się bliżej dokumentom jakie studiował Maester. Były to dwa katalogi mikstur alchemicznych, tyrada o inżynierii machin oblężniczych, cienka księga o tytule "ciesiołka dla topornych", przewodnik po gatunkach drzew Westeros oraz kilka zwojów z rycinami machin oblężniczych, które musiał wykonać sam Trevyr.
- Hmm...- Trevyr zamyślił się chwilę nad pytaniem młodego lorda.- Nigdy nie można wykluczyć takiej możliwości.- Powiedział w końcu poważnie Maester.- Trucizna to jednak broń kobiet i tchórzy, a ktokolwiek podtruwał by twojego dziada w mej skromnej opinii był by głupcem marnującym drogi produkt. Moja wiedza jednak w tym temacie nie wykracza poza podstawową wiedzę o paru trujących roślinach rosnących w okolicy i odtrutkach. Dobrze wiesz, że moja specjalizacja jest inna. Wiem jednak, że twój dziad ma niewiele życia przed sobą nawet bez pomocy nieznanych podtruwaczy.- Trevyr wiedział, że musi dobrze ważyć następne słowa by nie zostać posądzonym o zdradę, ale Seathanowi należała się szczerość.
- Słuchaj Seathanie uważnie, i miej na baczności, że jako Maester tego domu mam na uwadze przede wszystkim dobro jego rodu i długie rządy każdego władcy. Jestem jednak człowiekiem starym i wiem, że długie rządy nie zawsze idą w parze z dobrem domu. Pod twoją nieobecność Lord Simon miał atak delirium. Halucynacje. Dziadek był gotów ruszyć w pełnym rynsztunku z całym naszym wojskiem i przysięgą dla Blackfyre'a na ustach siedmiu wie gdzie. Jedynie interwencja twego szwagra i mojej skromnej osoby zatrzymała go w zamku. Nie było to działanie trucizny, a szwankującego starczego umysłu, to mogę Ci przysiąść. Wyobraź sobie co by się mogło stać gdyby podobna sytuacja miała miejsce podczas twego wesela, podczas obecności innych lordów, lub gdyby lord Simon niesiony majakami napadł na patrol graniczny jednego z naszych sąsiadów.- Trevyr odłożył na chwilę pióro jakie trzymał w ręku.- Na siedmiu, lub ludzi Lannistera. Aż boję się pomyśleć o gniewie jaki spadłby na ten dom. W tej chwili mu się polepszyło, ale nie wiem kiedy może nastąpić kolejny atak, domyślam się jednak, że kolejny nastąpi.- Trevyr wziął w ręce prawą dłoń Seathana.- Przykro mi to mówić, ale twój dziadek nie nadaje się by dalej sprawować rolę jaką pełni i każdy dzień, gdy piastuje tę funkcję jest zagrożeniem dla całego Reaver's Rest. Boleję nad tymi słowami, ale okrutny bóg zwany śmiercią zdaje się żartować sobie z biednego Simona odmawiając mu zasłużonego odpoczynku i jedynie miesza mu w głowie.- Na twarzy Trevyra malował się szczery smutek, który był uzasadniony długoletnią przyjaźnią i służbą dla Lorda.
- Teraz, gdy Lord Simon ma się lepiej tym trudniej będzie go przekonać by nie czekał na swoją śmierć by oddać Ci rządy nad domem. Co prawda mianował Cię swoim następcą, ale póki żyje to on tu rządzi, a nim rządzą urojenia. Co prawda teraz jest z nim lepiej, ale jest to tylko chwilowa poprawa. Nie chcę byś miał w tej kwestii jakieś wątpliwości. To, że dziś Simon ma się dobrze, nie znaczy, że jutro nie zacznie ponownie szaleć.-


List Trevyra

Drogi Collifie, piszę do Ciebie, gdyż potrzebna jest mi twa
pomoc by dotrzymać przysięgi jaką składaliśmy tak wiele lat
temu. Chodzi o służbę dla domu jakiemu zostałem przypisany,
Seaverą i o obronę ich ziemi przed łupieżcami z żelaznych
wysp. Wiem, że podobnie jak ja uważasz sprawę przysięgi
Maestera za najważniejszą, że wszystkich przysiąg jakie może
złożyć mężczyzna i wiem, że pomożesz mi w jej wypełnieniu.
Pomoc o której mówię jest niewielką rzeczą dla Ciebie, dla
mnie jednak warta jest tysięcy smoków, i nie mówię tu o złocie.
Potrzebna mi formuła na Dziki Ogień, zwany przez Piromantów
z Gildii Alchemików "substancją", a przez prosty lud tychże szczochem.
Niestety moja biblioteka w Reaver's Rest prócz katalogu, gdzie
ów substancja jest opisana nie zawiera niestety formuły na
tę zabójczą broń. Wiem, że sprawa jest niebezpieczna, i wielu
może się nie spodobać fakt iż Seaverowie posiądą ów broń,
jednak wszelkie takie głosy możesz uciszyć powołując się na mój
honor, choć jeszcze lepiej było by byś zachował ów prośbę jedynie dla siebie.
Nie piszę jednak do Ciebie jedynie w tej sprawie. Mam również
dobre wieści dotyczące badań nad Valyriańską Stalą. Co prawda
nie udało mi się jeszcze skopiować dzieła Valyriańskich mistrzów
kowalstwa, ale wierzę, że udało mi się odkryć ich sekret. Nie
będę o tym pisał w liście, ale powinien pocieszyć Cię fakt, że
niedługo skończę pracę nad moją księgą na ten temat, a jej
pierwsza kopia powinna w przeciągu kilku lat trafić do twojej
biblioteki w Cytadeli.

Pozdrawiam
Maester Trevyr

PS. Waters ruszył do Valyrii. Jego wyprawa może przynieść naszej Gildii wiele wiedzy...
oczywiście jeśli przeżyje. Niemniej wierzę w chłopaka i powodzenie jego misji.



 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 20-12-2016 o 23:11.
Baird jest offline  
Stary 22-12-2016, 17:37   #68
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Porozmawiam z nim, to najprostsze rozwiązanie. Skoro ma się lepiej coś zaradzimy. - odpowiedział Trevyrowi dziedzic. - Nie znasz się na truciznach zatem nie możemy mieć pewności czy czegoś mu nie dodano? Wiem, że to mało prawdopodobne. Jednak nie niemożliwe. Znasz kogoś kto mógłby postawić w tym temacie pewną diagnozę? Medyk jakiś z Lannisportu, ewentualnie Maester z zaprzyjaźnionego rodu?
 
Icarius jest offline  
Stary 22-12-2016, 23:33   #69
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
- Co się tyczy medyków, to znajdzie się ich wielu w Lannisporcie, lecz wątpie by wiedza któregoś wykraczała poza bycie rzeźnikiem polowym dla złotego lwa. Maesterzy to już inna para butów. Mamy jednak szczęście i nadworny Maester Lannisterów, Wendel, zdaje się posiadać ogniwo w tej specjalizacji.- Trevyr pochylił się w stronę Seathana.- Jednak jest duża szansa, że w momencie w którym zwrócimy się do niego o pomoc, wieść o tym dotrze do lorda Zachodu. Jeśli miałbym doradzić coś jeszcze to być może jakaś wioskowa starsza zna się na ziołach. Tych zdrowych i tych mniej. Jeśli chcesz chcesz to mogę zamówić księgę o truciznach do mojej biblioteki.-
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 29-12-2016, 07:50   #70
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Zadbała o każdy detal stroju swojego i Eleanor z drobiazgowością, z jaką Namiestnik planuje działania wojenne. Obecnie kroczyła z wdziękiem, wsparta na ramieniu młodego Baratheona, kunsztowna, przyciągająca wzrok ozdoba każdego mężczyzny, któremu zechce towarzyszyć choć przez chwilę. Eleanor niniejszym została wmanewrowana w podpieranie się na usłużnym ramieniu ser Addena, bo Milly dopadła Lyonela gdy tylko przekroczył próg, oplotła go spojrzeniami i wiotką, białą rączką jak bluszcz, pilnując, by nie wyrwał się ani na moment. I zaiste ciężko było przejrzeć, czy młodszej lady nie spodobało się to spoufalanie, czy też ogólnie, cała sytuacja. Co jakiś czas na twarz Eleanor wypływał ukrywany z trudem kwaśny grymas, bliźniaczo podobny do tego na obliczu ser Addena. Milly uważała, że są uroczy. Jak korniszon i papryczka w ocćie, stworzeni dla siebie.
Skłoniła głowę w kierunku Lyonela.
- Zachwycające… czy można liczyć dziś na tańce, czy to raczej źle widziane? - szepnęła do swego towarzysza. - Zechcesz mi ser, wskazać pokrótce, kto jest kim? Nie chciałabym przynieść wstydu naszemu przyjacielowi towarzyską gafą.
-Oczywiście, nie tylko tańce. Impresario królewski, na pewno o wszystko zadbał. Będzie to jedno z wydarzeń sezonu, nawet jeżeli sami zaintersowani woleliby coś innego - odpowiedział szczerze Lord, po czym szeptem zaczął opisywać mijanych gości, gdy ktoś zbliżał się do nich przedstawiał go i Mildrith, wymieniał parę uprzejmych słów. Kątem oka Milly widziała, że podobnie działo się w przypadku ser Addena i Eleanor. Nagle jeden z białych płaszczy stojących przy ścianie zagrodził tej parze drogę.
-Patrzcie, czyżby ktoś złapał wilka we wnyki - usłyszał Lady Seaver, chciała się odwrócić, ale zauważyła że rycerz z Gwardii Królewskiej zaśmiał się i uchwycił Snowa w żelaznym przyjacielskim uścisku. Następnie ukłonił się
-Nazywam się ser Roland Crakehall …. Miło mi poznać.
- Nie zastawiamy wnyków na wilki w Reaver Rest - odpaliła gwardziście Eleanor z godnością, zanim Milly zdążyła wystąpić z dworską ripostą. - Zapraszamy je do stołu, by jadły i piły razem z nami. Eleanor Seaver. Także mi miło.
Dopasowana szczelnie do ramienia Baratheona Milly zdusiła uśmiech. Podała gwardziście dłoń do pocałowania.
- Mildrith, żona Seathana Seavera. Jeden z wilków przy stole Reaver Rest - nachyliła się lekko i dokończyła figlarnie mrużąc oczy. - Oswojony i z przyciętymi pazurami.
Obróciła się do rycerza z Północy.
- Pozwolisz, że zostawię cię wśród przyjaciół, panie? Widziałam herb Mallisterów, chciałabym się wywiedzieć o losy mego brata.
//Rycerz oczywiście się zgodzi, bo jakżeby inaczej . Mallisterowie są reprezentowani w osobie ich dziedzica i jakiegoś wuja …
Mildrith wymanewrowała Baratheonem w lekkim tumulcie, jaki otoczył gwardzistów, i wzięła kurs na srebrnego orła na błękitnym tle, rozpościerającym skrzydła na wamsie młodszego z przybyszy z Seagardu. Wiekiem pasował na dziedzica… jak on miał na imię… jak on miał na imię... Nie pamiętała, ale był to drobny szkopuł. Istotne było, że razem z Seathanem uznali ten ród za ważny w przyszłych sojuszach. I wsadzili już stopę między odrzwia ich bramy.
Lyonel był doskonałym towarzyszem. Młody, uprzejmy, towarzyski i wysoko postawiony, uśmiechał się serdecznie, gdy Mildrith przedstawiała Mallisterom ich oboje. Jednak lady Seaver brakowało Craiga. Jego milcząca, ale zawsze wyczuwalna drwina wobec dworskich machinacji pomagała jej zachować dystans. Wobec innych i wobec siebie.
-Lordzie, Lady. - powiedział młody mężczyzna kłaniając się lekko widząc jak się zbliżali -Jestem Allex Mallister, a ten starszy mężczyzna obok mnie to Ser Joseth Mallister. Miło mi was poznać Lordzie Lyonelu i Lady Seaver.
- Żałuję jedynie, że poznajemy się dopiero teraz - Mildrith nie pozostała dłużna, a dygając z wdziękiem przed starszym Mallisterem ustawiła się bokiem, by zerknąć na poczynania Eleanor i Addena, pary dobranej w garncu octu. Po wstępnej wymianie uprzejmości zagadnęła dziedzica o nowego wychowanka.
- Ów Tybolta Lannistera imiennik - nie dodawała, że przez niego osobiście polecony. Mallisterom na pewno się to utrwaliło. O ile jej młodziutki brat był uprzejmy i postępował subtelnie, o tyle ojciec się nie patyczkował, wywalił Mallisterom na stół list polecający z pieczęcią z lwem zaraz po tym, jak dostał go do rąk.
-A. Obiecujący młody chłopak. Jest nadzwyczaj miły … Trochę za cichy, ale może to kwestia przeprowadzki. Na pewno dobrze sobie poradzi pani - odpowiedział o dziwo starszy z dwójki szlachciców.
- Obawiam się, ser Josethu, że cichość to jeden z filarów charakteru mego brata - rzekła Milly z lekkim stropieniem. - W niczym to rzecz jasna nie wadzi. Mężczyzna może być dworny i grzeczny, byle nie był urzeczniony. Może być małomówny i cichy… byle nie był zahukany i potulny. Ojciec mój i ja, a także mój małżonek wielkie nadzieje pokładamy w jego pobycie u rodziny waszej w Seagardzie. Liczymy, że wasz przykład życia pod zagrożeniem żelaznych rajdów nauczy go drapieżności - Palec Mildrith oparł się na szponach srebrnego orła na piers rycerza.
-Postaramy się pani, postaramy się. Wszakże oddawanie synów na naukę, to starożytna tradycja. Wiadomo, że ojciec nie może nauczyć wszystkiego. Gdy wróci do was, będzie prawdziwym mężczyzną … rycerzem.
Milly nagrodziła dziedzica i jego wuja najpiękniejszym z uśmiechów.
- Niezwykle mnie to cieszy… a czy korzystając z tego, że los postanowił spleść nasze ścieżki, czy pozwolilibyście, szlachetni panowie, odwdzięczyć się skromną kolacją? I, być może, przechadzką po nabrzeżu portowym? Mój pan mąż ma oczy zwrócone ku morzu, jak i wy… rozmowa z kimś obznajomionym ze statkami i żeglowaniem uczyniłaby ze mnie lepszą żonę - spojrzała na szlachciców z nadzieją.
Młodszy spojrzał pytająco na wuja, który pokiwał głową na zgodę.
-Oczywiście, będziemy zaszczyceni przyjmując pani zaproszenie.

Podziękowała z gracją i pozwoliła się poprowadzić ku młodemu mężczyźnie w szatach barwy słońca i czerwonych piasków dornijskiej pustyni. Morgan Martell był najstarszym synem księcia Dorne… i jeśli był starszy od Mildrith, to najwyżej o dwa lata. Rozmowa była tak samo przelotna jak ta z Maekarem, która nastąpiła zaraz po niej. Chwilę dłużej pomówił z nimi Daeron.

Potem zaś Mildrith wymanewrowała młodego Baratheona w przyniesienie sobie wina. Sama zaś, kręcąc w smukłych palcach nóżką pustego pucharu, ustawiła się w wykuszu okiennym i oddała się obserwacji królewskiego Namiestnika. Śledziła ruchy, manieryzmy i gesty… wszak było to zbyt daleko, by dosłyszeć słowa. Patrzyła też, którzy służący, obsługując jego talerz i kielich, zatrzymują usta na dłużej przy namiestnikowskim uchu.
 
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172