Alice i Sharif cz. 1 - Hara… - mruknął Sharif, rozglądając się po jaskini. W głowie mu się kręciło i bolały go nogi, które w większości przyjęły na siebie impet upadku. Jednak wciąż na nich stał, więc albo nic im nie było, albo to szok pourazowy trzymał go w pionie.
- Cofnijcie się od krawędzi! - zawołał, widząc pochylającego się Pyotra. - Wystarczy, że ja tu wpadłem… - westchnął, przeskakując światłem latarki od korytarza na dwójkę towarzyszy.
- Za wysoko, nie wyjdę. Nie ma czasu, ludzie Bogdana pewnie już depczą nam po piętach. Musicie iść dalej - powiedział i skrzywił się, pocierając dłonią głowę.
Alice popatrzyła z góry na Sharifa
- Iść dalej? Iść dalej? W tę paszczę mroku jak ślepcy? Powinniśmy pomyśleć… Rozejrzeć się. Rozwiązanie chyba musi tu gdzieś być. - mówiła spokojnie i wyjątkowo wręcz ‘normalnie’. Chyba mieli obecnie do czynienia z tą codzienną Alice. Dziewczynie lekko drżały ręce. Już nie była tą nawiedzoną i żadną inną. Tylko tą pierwszą. Rudowłosa zaczęła się ostrożnie rozglądać po pomieszczeniu, czy nie było tu nic, co by pomogło
- Sharifie, rozejrzyj się tam na dole. Ale nie odchodź dalej niż na 200 kroków, o ile nie znajdziesz wejścia na górę lub wyjścia. Tu może coś… Co jest… Panie Boże, za co… - westchnęła smutno na koniec i zaczęła wytężać wzrok i ostrożnie szukać po omacku, czy nie ma tu nic przydatnego. Wystarczył jeden krok, aby wpadła na metalową beczkę. Pomieszczenie było wypełnione podobnymi, prawie identycznymi baryłkami.
- Wszystko w porządku? - Pyotr podbiegł do Alice. - Uderzyłaś się?
Ninja beczka! Próbowała zrobić jej krzywdę, ale nie powiodło się
- Tak, wybacz. Nie mocno. Ale… chwila, to jest… - zaczęła macać beczkę
- Chyba jakaś beczka. Może można by ją zrzucić na dół i Sharif mógłby po niej wejść? - zaproponowała co jej wpadło do głowy.
Irakijczyk westchnął, jakby niezadowolony z tego, że opóźnia ucieczkę.
- Pyotr! Łap! - zawołał i podrzucił mężczyźnie swoją latarkę. Rosjanin w ostatniej chwili, jednak z powodzeniem, złapał cenny przedmiot. Następnie Sharif wyjął z kieszeni telefon i uruchomił na nim widget.
- Nie traćcie czasu. Poszukam wyjścia tymi korytarzami. Słyszę tu rzekę płynącą pod ziemią. Może w którymś momencie wypływa na powierzchnię.
Pyotr zmarszczył brwi, wsłuchując się w szum.
- Myślisz, że to rzeka? - zapytał niepewnie. Tak właściwie nie wiedział, jak powinien brzmieć strumień w podziemnym tunelu. - To nie brzmi bezpiecznie.
Tymczasem w świetle latarki Alice dostrzegła wytłoczony na beczce emblemat Unii. Przywołała do umysłu wiadomości pozyskane na lekcji historii. Unia oznaczała amerykańskie stany, które pozostały w składzie USA podczas domowej wojny secesyjnej z lat 1861-1865. Nazywane były również mianem Północy, lub pejoratywnie - Jankesami.
Wystarczyły dwa pobieżne machnięcia światłem latarki po pomieszczeniu, aby upewnić się, że ma przed sobą co najmniej kilkadziesiąt, jak nie więcej podobnych pojemników.
Próbowała oszacować ciężar jednej z beczek. Nie mogłaby jej podnieść bez pomocy Pyotra. Co najwyżej przewrócić i toczyć. Z tego wynikało, że beczki są czymś wypełnione.
A za tym podążało kolejne pytanie - czym?
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |