Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2016, 01:34   #41
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice nie zdążyła powiedzieć ostatniego słowa do Sharifa, który się z nimi pożegnał i już pognał w swoją stronę. Dziewczyna pokręciła głową, chcąc się uspokoić, po czym spojrzała na Ruska
- Chodźmy. Nie możemy tu zostać dłużej… - poprosiła go już teraz. Chciała się stąd wydostać. Najlepiej bez obowiązku cofania się skąd przybyli… A im szybciej wydostali by się z tego Diabelskiego Legowiska, tym lepiej.
Zaczęło ją gryźć sumienie. A co z Max? Została tam sama… Może policja ją uratuje! Alice liczyła na to, że tak się stanie. Mina jej zrzedła. Te dwa dni były jakimś istnym koszmarem…

Pyotr pokiwał głową. Nie mógłby zgodzić się bardziej ze słowami Alice.
- Tylko… nie wpadnij do żadnej dziury, dobrze? - poprosił. - Zwariuję, jeżeli zostanę tutaj sam - zaśmiał się nieco desperacko. - Chcesz iść tamtędy? - wskazał na ciemne drzwi prowadzące do korytarza znajdującego się w dali, na samym końcu pomieszczenia wypełnionego beczkami z prochem. - A może wrócić do Bogdana? I proszę, nie każ mi podejmować decyzji - szepnął nagle. - Jakby co, to nie będę cię winił, obiecuję.

Alice przyjrzała się Pyotrowi
- Czy Bogdan to spokojny człowiek, który przytaknie ci głową i powie ‘Ok, wszystko w porządku, uciekajcie tędy’? Nie wiem co jest tam dalej, ale za nami był pościg, a jeśli zaczną tu strzelać… To wszyscy wylecimy na orbitę… - zauważyła śpiewaczka i przełknęła ślinę.
- Może… Pójdziemy zobaczyć co jest za tymi drzwiami… Jeśli nie będzie nic wskazywało na wyjście, to wtedy… Wtedy i tylko wtedy cofniemy się, ale trzeba będzie szybko. I może w ten drugi korytarz, gdzie były światła… To już chyba bezpieczniejsze, niż rozmowy z Bogdanem... Dobrze? - zaproponowała zaraz.

- Dobrze - Pyotr skinął głową. - Trzymaj się mnie. Będę szedł pierwszy, kierując się wzdłuż beczek. Jeżeli do tej pory pod ich ciężarem podłoga nie zawaliła się, to znaczy, że jest na tyle mocna, by i nas utrzymać. Tak myślę - dodał po chwili z pewną dozą niepewności.

Ruszyli przez skrzypiący korytarz ku drzwiom. Szli powoli i uważnie, dbając o to, by nie podzielić losu Sharifa. Kiedy dotarli na sam koniec pomieszczenia, Pyotr sięgnął ku klamce... a jego dotyk wystarczył, by drzwi padły na powierzchnię z głuchym odgłosem, który przetoczył się po pomieszczeniu echem. Jeżeli rzeczywiście gdzieś za nimi trwał pościg, to ten dźwięk mógł być niezwykle pomocny dla tropiących.


Znaleźli się w innym, ciemnym korytarzu. Mieli pod sobą rozmokniętą pulpę stanawiącą mieszaninę niegdysiejszych desek, kurzu, prochu i błota. Oprócz tego... wokół panowała przytłaczająca cisza. Alice była w stanie wyczuć pewien powiew historii wokół stęchlizny unoszącej się wokoło.

- Jeżeli uda nam się wydostać - rzekł Pyotr, spoglądając ukradkiem do tyłu na Alice. - Wtedy ucieknę jak najdalej stąd. Znajdę dobrą, miłą dziewczynę. Ożenię się i założę rodzinę. Spróbuję być normalny. Może wtedy... może wtedy uwierzę, że to wszystko nie wydarzyło się? - posłał pytanie w eter. - Ale i tak nigdy już nie będę szczęśliwy, coś zepsuło się we mnie - rzekł do siebie szeptem. - Uwierz mi... ostatnią osobą, którą chcesz nienawidzić, jesteś ty sama - mruknął. Uśmiechnął się do Alice, jakby do kompana w niedoli.

Alice rozglądała się. Potrafiła sobie już wyobrazić, jak kłębią się tu żołnierze, planując jakieś znaczące dla przeważenia o losach kolejnego starcia, posunięcia. Dosłownie wciągała historię do płuc i z odrobiną przyjemności cieszyła się tym.
Wysłuchując Pyotra kiwnęła głową
- Wiem coś o tym… Los chciał i zakręcil mną jak mu się podobało. A w ciągu tych dwóch dni… Zaczynam mieć do siebie wiele rodzajów żalu, a ich liczba cały czas rośnie… - zdradziła coś o swych emocjach.
- A nie chciałam być jak ona. Fatum dyszy mi na kark… - pokręciła głową
- Jeśli znajdziesz kogoś, kto cię zaakceptuje jakim jesteś, to może i sam siebie zaakceptujesz i rany się zagoją. - dokończyła myśl, odsuwając temat swojej osoby na bok. Szła za nim dalej, uważna by nie stanąć na jakimś zbyt nierównym gruncie.

- Nah - Pyotr pokręcił głową. - Jak znajdę kogoś, kto mnie zaakceptuje takim, jakim jestem… wtedy zaczną się wyrzuty sumienia, że nie powiedziałem wszystkiego. Że to tylko ułuda prawdziwego szczęścia, budowana na fałszu. A jak już już wyduszę z siebie tę historię… jeżeli w ogóle będę w stanie… to nie skończy się dobrze. Jeżeli sam nie akceptujesz siebie, to inni tego za ciebie nie zrobią - westchnął. - Nie wiem, czy w ogóle chcesz ze mną rozmawiać na takie tematy - dodał po chwili. - Ale odkąd straciłem Bogdana i resztę towarzyszy… jestem kompletnie sam na tym świecie. Pewnie miną dekady, zanim znajdę kogoś choć w połowie tak odpowiedniego do rozmowy, jak ty.

Alice przyjrzał mu się , po czym się kwaśno uśmiechnęła
- Niewiele osób po tym co widziały, nazwałoby mnie odpowiednią do rozmowy… - śpiewaczka westchnęła. Źle by było chyba dla tego Rosjanina, gdyby wymyślił sobie kiedyś, że mógłby ułożyć sobie z nią życie. Była niezwykła. Niestandardowa. Zwariowana. bła Kapelusznikiem, który raz był sobą, a raz był akceptowalny dla reszty społeczeństwa. Dziewczyna spróbowała dostrzec coś w przestrzeni przed nimi.

Korytarz zakręcał kilka razy. Wił się niczym wąż. W pewnym momencie Harper odniosła nieprzyjemne wrażenie, że chodzą w kółko. Nieprzyjemnie monotonne otoczenie bardzo szybko nużyło i oboje mieli nadzieję, że już za następnym rogiem powita ich otwarta przestrzeń.
Wreszcie dotarli na sam koniec tunelu.
Ślepy zaułek.

Pyotr wrzasnął gniewnie, a jego zwielokrotniony głos potoczył się echem po podziemiach. Oparł dłonie o kolana. Wyglądał jak wymęczony zawodnik po przebyciu długiego, przegranego rajdu. Alice jednak podeszła bliżej i dostrzegła przestrzeń wyraźnie odcinającą się kolorytem od reszty ściany. I rzeczywiście, pod powierzchowną warstwą brudu i gliny tkwiły mocne, metalowe drzwi. Przetrzymały próbę czasu i wciąż zdawały się mocne i solidne. Niestety... były zamknięte.

Alice spojrzała na Pyotra
- Tu są jakieś metalowe drzwi! - rzuciła i zaczęłą je dokłądnie oglądać. Były zamknięte? A więc… Zapukała. Co jej szkodziło spróbować?!
Nie dało to efektu, więc zaczęła sprawdzać ściany obok, bo może drzwi był solidne, ale materiał na około nie. Musiał być jakiś sposób by się stąd tędy wydostać. Nie traciła nadziei. I rzeczywiście, materiał wokół drzwi wydawał się stworzony z gliny rozmiękczonej przez ząb czasu. Jednakże… paznokciami jej nie wydłubią. Musieliby znaleźć coś na kształt dłuta. Nawet wtedy usuwanie zaprawy mogło zająć trochę czasu.

- A może… gdyby tak przynieść trochę prochu - zapytał Pyotr. - Moglibyśmy spróbować wysadzić zamek. Tylko jak go wtedy zapalić?

Alice zamyśliła się. Na dłubanie nie było czasu, no i też nie mieli czym. Może jakiś gwóźdź by się nadał, ale… Czas im na pewno nie pozwoli… Z drugiej strony, jeśli będą mogli pozwolić sobie na powrót całą tę trasę po proch…
- Był dobrze zachowany… Taki to pewnie zapali się od samego tarcia w suchym materiale… A jak wyciągniemy jakiś gwóźdź to może i tę glinę dałoby się wyskrobać. - oznajmiła. Może nie znała się na survivalu i na walce, ale trochę się historii od dziadka nasłuchała w życiu o wojskowych rzeczach…
Pyotr rozejrzał się dookoła. Następnie podszedł i schylił się, aby podnieść jedną deskę z podłogi… która w jego dłoni rozpadła się, jakby była z plasteliny. Westchnął. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegoś lepszego.
- Gwoździem zajmie to wieki. Może latarką? Jej tyłem, rzecz jasna. To dobry, mocny plastik. Chyba wojskowy sprzęt - dodał. - To mogłoby się udać - skinął głową. - Może rozdzielimy się? Jedno z nas wróci po proch, a drugie zacznie usuwać glinę?*


Alice kiwnęła głową
- Tylko… Myślisz, że wrócić całą tę drogę da któreś z nas bez światła? - zapytała, bo to w sumie był chyb jedyny słaby punkt planu Pyotra, ale z drugiej strony, droga nie miała nigdzie żadnych rozejść, więc podążanie wzdłuż ściany choć wolne, mogłoby się udać.
- Myślę, że nie powinno być problemu z samym przejściem. Oczywiście, nie licząc - Pyotr wzruszył ramionami. - Nie licząc problemów psychologicznych. To całkiem długa droga w mroku - uśmiechnął się raczej smutno. - Najgorzej będzie już w samym pomieszczeniu. Trafić na beczkę, otworzyć ją, wydobyć z niej proch. Albo zamkniętą przeturlać aż tutaj. Tak właściwie brzmi to na całkiem trudną misję. Teraz już nie wiem, czy powinniśmy się rozdzielać - wzruszył ramionami.

Rudowłosa robiła przygnębioną minę
- Cóż… Mogłabym pójść… Ciemność nie jest taka zła, ale nie przytoczę beczki, musiałabym znaleźć tę, którą otworzyliśmy… - zastanawiała się.
- Chyba, że jednak bawimy się w to dłubanie... Zawsze z jednej strony lampą, z drugiej gwoździem i może pójdzie. - rzuciła swoje propozycje. Przyglądała się mężczyźnie. Najwyraźniej oboje byli niezwykle zdecydowanymi ludźmi… Popatrzyła na wszystkiemu winne drzwi
- Jak wydłubać im chociaż rogi.. To mogą ruszyć… - mruknęła cicho…
Pyotr skinął głową.
- Sam miałem to zaproponować, ale nie chciałem, abyś pomyślała, że boję się rozdzielać.

Stanęli oboje przy drzwiach. Pyotr zajął się wydłubywaniem gliny. Światło płynące z drugiego końca latarki błyszczało niczym lampa stroboskopowa.
- Może powinienem ją zgasić? Będziesz w stanie pracować bez światła, w kompletnej ciemności? Boję się, że baterie dawno wyczerpią się zanim skończymy wydłubywać ścianę.

Alice uśmiechnęła się lekko. Zabawne, że chciał jej w pewien sposób zaimponować? Alice nie wiedziała jak działają męskie umysły, ale tak to sobie wyjaśniła.
Sama również zabrała się do skrobania gliny, z drugiej strony, przy rogu framugi. Zerknęła na niego
- Można łatwo wyczuć różnicę i krawędź. Możesz wyłączyć. Damy sobie radę. - powiedziała dziewczyna. Liczyła bowiem na to, że mimo ciemności wszystko się uda, a zawsze będzie można włączyć latarkę za jakiś czas.
Skrobała z uporem maniaka, albo wojownika, który zawziął się na zwycięstwo.

Spędzili w ten sposób co najmniej pół godziny. Robota szła w odpowiednim kierunku, jednakże była bardzo męcząca. Zarządzili krótką przerwę. Alice miała ochotę wyrzucić ten mały gwóźdź, który w żadnym wypadku nie był najlepszym narzędziem, o jakim mogłaby sobie zamarzyć.
- Też to słyszysz? - Pyotr zapytał lękliwym szeptem.
Alice nie słyszała.
- Wydaje mi się, że ktoś jest w korytarzu - dodał. - A może to tylko złudzenie?

Alice zmarszczyła lekko brwi i chwilę milczała, ale nic nie słyszała
- Nie, nie słyszę… - odpowiedziała. Zacisnęła palce i rozłożyła je ponownie, sprawdzając czy powraca jej w nich już czucie. Zdawało się, że jej słowa wcale nie uspokoiły Pyotra.
- Nie powinniśmy długo odpoczywać… Odpoczniemy jak się wydostaniemy… - oznajmiła i mimo, że nie była przyzwyczajona do takiego ciągłego pracowania, to usilnie chciała się wydostać. Rosjanin tylko skinął na to głową. Wrócił do zeskrobywania gliny końcem latarki.
- Myślisz, że Sharif się wydostał? Że przeżyje? I ta policja, pewnie już dotarła… To wszystko takie zagmatwane… - Alice powiedziała pytająco i nieco przygnębionym tonem.
- Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży - Pyotr odpowiedział wymijająco, jak gdyby nie chcąc dzielić się pesymistycznymi myślami z dziewczyną. - Trzymam kciuki za Sharifa. Co do policji… wiesz, Bogdan ma cały teren wokół ruin uzbrojony w miny. Właśnie na takie wypadki, jak najazd policji. Na pewno je aktywował. Jednakże nie słyszeliśmy żadnego wybuchu, a uwierz mi, byłby słyszalny nawet tutaj. Jestem ciekawy, co znaczy ta cisza. Do tego czasu policja na pewno zdążyłaby już wbiec na którąś z min - Pyotr zawiesił głos. - A może Bogdan kłamał, kiedy mówił nam o tych ładunkach? Choć nie wiem, jaki miałby w tym swój cel.
W ciemności mógł tego nie zobaczyć, ale pobladła. Miny? Wybuchy, koło tylu beczek wypakowanych po brzegi prochem strzelniczym?! Dobry Boże! Jeśli to wybuchnie, to ten dom wyleci w kosmos! I ostanie nowym nienaturalnym satelitą Ziemi! Sapnęła cicho. O tak, zdecydowanie usłyszeli by to aż tutaj… W którymkolwiek miejscu w stosunku do działki byli…

- Pochodzisz z Rosji, z jakiego miasta? - Alice zapytała zmieniając też trochę temat.
- Nie - odparł Pyotr. Nie widziała w ciemności jego twarzy, lecz mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął. - Urodziłem się tutaj, w Portland. Moi rodzice są natomiast z Votkinska. Tak właściwie jestem spokrewniony z tym sławnym kompozytorem i nadali mi imię na jego cześć. Mam na nazwisko Tchaikovsky. To zabawne, ale nawet nie potrafię grać na żadnym instrumencie, choć zazwyczaj ludzie z miejsca zakładają, że jestem jakąś gwiazdą fortepianu, czy kimś takim - westchnął. - Jednak nie jestem nikim ważnym. Do Bogdana zgłosiłem się z powodu długów. Facet spłacił je, jednakże… nie za darmo - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Tchaikovsky? Oh… Grałam kiedyś w jednej operze, której był autorem. Cóż, to że jest się z kimś spokrewnionym, nie czyni cię zaraz dokładnie tak samo uzdolnionym co i on. Może masz inne talenty. - zaproponowała spokojnie, a zaraz potem zwróciła się z powrotem w stronę drzwi i pomacała ile już uskrobali. Wydawało się, że usunęli już całkiem konkretną ilość budulca. Być może należało już spróbować wyważyć drzwi?
- Spłaciłeś już swój dług, wobec Bogdana? - zapytała ciemność, w kierunku gdzie wcześniej odzywał się Pyotr.
- Długi u Bogdana spłaca się lojalnością i usługami. A te nigdy nie są wyceniane - Pyotr westchnął. - Myślę, że nigdy nie spłacę tego długu. Tak właściwie aż do tej pory… nie było mi z tym źle. Nie mam wykształcenia, bogatej rodziny, ani talentów… a bez tego ciężko jest przetrwać w miejskiej dżungli - rzekł. - Gdyby tylko dzisiaj wybrał kogoś innego, a nie mnie - pokręcił głową. - Nie jestem pewien, czy chciał mnie za coś ukarać, czy może w jego chorym mniemaniu to była nagroda.
Alice mruknęła
- Miejmy nadzieję, że nie będziesz się musiał nigdy więcej dowiedzieć, jaka była poprawna odpowiedź. - oznajmiła i stuknęła dłonią w drzwi
- Może spróbujmy je już wyważyć? Albo chociaż obluzować. - zaproponowała mu i wsunęła palce za wygrzebaną krawędź framugi i pociągnęła ile miała siły. Pyotr pomógł jej z drugiej strony.

Wpierw metalowe monstrum nie chciało się ruszyć, lecz wtem Alice poczuła, że drga o milimetr.
- Jeszcze trochę - wyrzęził Pyotr.
Ciągnęła z całych sił aż do momentu, kiedy mięśnie ramion zaczęły piec żywym ogniem. Jednak nie przestawała. Wrota znowu przesunęły się. Ich opór słabł.
- Uwa… ! - Pyotr nie dokończył przestrogi, kiedy drzwi zaczęły spadać prosto na nich. Oboje zdążyli uniknąć uderzenia poprzez skok w bok, jednakże poślizgnęli się i wylądowali na powierzchni. Obolali, lecz zadowoleni z wykonanego zadania.

Pyotr wstał i spojrzał na miejsce, w którym były drzwi. Teraz otwór blokowała płyta gipsowa. Zdaje się nie było dość atrakcji. Tchaikovsky rozpędził się i uderzył z bara w przeszkodę. Ta nie wytrzymała i odpadła. Rosjanin wpadł do pomieszczenia po drugiej stronie.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/c9/b0/f9/c9b0f923a36924a5abf8db3d4fa2e2de.jpg[/media]

Znaleźli się w wytwornie urządzonej piwnicy. Elegancki parkiet, bogata boazeria, luksusowe meble obite materiałem, lub skórą w zielonym kolorze. Dalej znajdował się bar - o tej porze zamknięty. Alice podeszła do stylowego antyku, na którym postawiono ramki z fotografiami.
Była kiedyś w tym miejscu.

Zrozumiała, że jest w podziemiach Pittock Mansion. A dokładniej - w otwartej dla gości luksusowej sali, wynajmowanej na uroczyste przyjęcia przez najbogatsze rodziny w Portland.

Alice rozejrzała się uważnie
- Ja znam to miejsce… - przełknęła ślinę i spojrzała w stronę wyjścia. popatrzyła jeszcze i po sobie. Na pewno nie wyglądała najbardziej oszałamiająco. Chciała, by to się już skończyło… By zdołali się bezpiecznie wydostać.
Wskazała ręką stronę, gdzie powinny się znajdować schody prowadzące na górę. Już nie tak daleko była wolność. Musieli się wydostać! Chwyciła Pyotra za rękaw i poprowadziła w tamtą stronę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline