Walka zakończyła się dość szybko. Ich działania przechyliły szalę zwycięstwa. Esmer walczył zachowawczo ze szczuroludźmi. Nie chciał w głupi sposób zginąć. Jednooki wspominał, że te pokraki są przebiegłe i raczej ufał jego opiniom.
Chwilę po rozpoczęciu walki szlachcic kontem oka zauważył wybuch na końcu szeregów skavenów i płonące sylwetki kilku z nich. Uśmiechnął się na myśl, że towarzysze znakomicie się spisują.
Esmer kiwnął głową na słowa Kesslera i schylił się by wytrzeć z krwi swoją broń.
Po chwili zauważył jak kompani stoją nad jakimś ciałem. To był Grzeczny. Von Bildenstein podszedł do zebranych na ciałem i popatrzył na rany na jego ciele.
- Precyzyjnie się z nim rozprawiły.- Podsumował chłodno.
- Mam nadzieję, że nikt nie pójdzie w jego ślady zbyt wcześnie.- Popatrzył na towarzyszy.
- Ja też idę na spoczynek.- Oznajmił i ruszył za Ulriką.
Dzisiejsza walka może nie była zbyt męczącą, ale strata takiego wielkoluda nie napawała go optymizmem. Teraz wiedział, że nie można polegać na sile w walce ze szczurzym pomiotem a jedynie głową i zręcznością.
Miał nadzieję, że z nowym dniem da się namówić miejscowych do wycofania się stąd.