Jean, Maximilian, Juan i Berthold wrócili na swoje kwatery, Marius poszedł do domu. Umówili się rankiem. Wtedy też postanowili zaplanować dalsze działania w Delberz.
-
Merde - Jean klął przy śniadaniu, plując naokoło okruchami chleba i jajecznicą. -
Dość mam. Tego Rudolphusa i tego miasta. Zniknął, rozpłynął się. I jeszcze to wczorajsze czekanie. Cóż nam z tego gryzipiórka będzie? Na co nam on? Jak mi odpowiecie, to możemy iść i siłą go z Magistratu wywlec, albo...
Zakrztusił się jajecznicą, odkaszlnął i palnął w czoło. -
Może magazyn sprawdzimy?
Ulica Rzeczna łącząca główną część miasta z portem była zatłoczona i głośna. To tędy przewożono towar rozładowany bezpośrednio z barek i zgromadzony w magazynach na dwa miejskie rynki. Wzdłuż ulicy zlokalizowano nieskończoną ilość sklepów i kramów oferujących dobra wszelakie. Można było nabyć mięsnego rogalika i szklane paciorki; ozdobną czarkę i futro z lisa; pasiaste spodnie i niziołczą okarynę; wygrać kilka pensów w zawodach w rzucaniu ziemniakiem do celu lub szybko pochędożyć bezpośrednio na ulicy, za parawanem. Atrakcji było co nie miara.
Łowcy przeciskali się między załadowanymi wozami zaprzężonymi w powolne woły i uparte osły, dwukółkami ciągniętymi przez styranych życiem mężczyzn, stadkami owiec i kóz, pędzonych do jatki i tłumami oglądających, kupujących i tylko szwendających się. Zaułek Rybaków był spokojniejszy, niemal wymarły. Ze sznurów rozciągniętych między domami zwieszały się suszące się sieci i naciągnięte na linki tusze ryb. Śmierdziało rybą i stęchlizną. W zaułku stało nie więcej niż dziesięć domów i po ich minięciu bohaterowie znaleźli się w części magazynowej.
Odnalezienie właściwego magazynu okazało się proste, czego dzień wcześniej dowodził Knut. Wskazany w opisie magazyn, jako jedyny w okolicy wyglądał na opuszczony, zaniedbany i zabity dechami. Tylko jedna rzecz wydawała się podejrzana - lekko uchylone wrota.