zostałem siłą zmuszony do pisanie tego posta, więc proszę się niczego lepszego niż badziewie nie spodziewać...
Przenieśmy się trochę wcześniej...
* * *
"Foux. Moi. La. Paix." - nie był pewien, do kogo zwraca się w myślach. Prawdopodobnie do uosobionego bólu. W związku z absurdem tej sytuacji, nie był też pewien, po co to pomyślał.
Przeciągnął się zmęczony i podszedł na balkon. Usiadł na poręczy i oglądał wschód słońca. Wschód jak wschód, tylko, że połączony z okropną wichurą. Simba lubił wiatr, ale tej nocy był on wyjątkowo nieprzyjemny. Nagle usłyszał dziwną melodię - prawie spadł przez to z balkonu. Co za idiota grałby na fujarce o piątej rano? Swoją drogą, żaden idiota nie potrafi grać na fujarce, a ta melodia brzmiała dość profesjonalnie. Cóż - to wszystko zdecydowanie nie było normalne.
Mimo wszystko, postanowił zamknąć balkon i spakować się do szkoły. Rano, bo jak inaczej? Nie rozumiał ludzi, którzy pakowali się tydzień wcześniej, robili prace domowe, które nie były nawet jeszcze zadane i byli przygotowani nawet na te lekcje, których nie mieli w planie żadnego dnia.
Będąc dwa piętra niżej, zjadł śniadanie i poszedł na autobus do szkoły. Tym razem będzie wcześniej, niż zwykle.