Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2017, 13:14   #44
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Natalie zastosowała się do poleceń starszej koleżanki, najpierw szybko pisząc sms, gorączkowo trafiając w ekran smartfona i licząc na to, że słownik poprawi potencjalne błędy, nie przeinaczając wiadomości (pamiętała, kiedy zamiast słowa rejs zrobił się jej seks, a wiadomość szła do jednego z IBPI-owych współpracowników, a nie takiego Kierana).
Po czym Douglasówna wybrała numer do Javiera.

Imogen zdawała się działać na pełnych obrotach, jakby takie kryzysowe sytuacje nie były dla niej niczym nowym. Za to stanem Liama martwiła się, jakby był on dla niej kimś bliskim.
- Dobra, a teraz proszę, niech każdy pochwali się co ma w Skorpionie albo wytworzył z za wysokiego PWF to może wymyślimy jak wykorzystać to na naszą korzyść - powiedziała Olander do wszystkich w wozie. - Ja mam mapy, kalkulator, miernik i odbiór fal radiowych, bez nadawania - gdy Immy to powiedziała, rzuciła krótkie spojrzenie w tylne lusterko, ale niezależnie od tego czy dostrzegła w nim drugiego czarnego sedana rosyjskiej mafii to zaraz wróciła do skupienia się na prowadzeniu.
- Ja mam Pobudzenie i Sztuki Walki 20% - wyjaśniła Anneke.
- Mam dostęp do zbioru legend - wtrąciła się Natalie, spodziewając się jednak, że co jak co, ale jej ficzer się nie przyda.
- A ja Kontrolę nad Elektroniką 40% - odparł Chen. Wyglądało na to, że żadne z nich nie jest Parapersonum. - Twój plan ma ten minus, że Mnemosyne nie zrobi nic tak długo, jak nie działają Portale. To jednostka pracująca w terenie.
- Ale może dadzą radę podziałać zdalnie… Jakoś nie widzę, żeby “w terenie” byli zamiatając po wydarzeniach z Wyspą Wniebowstąpienia - stwierdziła Imogen.
- Zdalnie nie odbiorą reporterce nagrania - wytknął Chen.
- No dobra, ale przecież Oddział ma jakieś wejście? Takie którym Badacze i reszta wchodzą - zauważyła Olander.
- Nikt nie wie, gdzie jest kwatera Oddziału, prócz Koordynatora. Gdyby Badacze mieli takie informacje, już dawno KK wpieprzyłby w nas rakiety dalekiego zasięgu - Anneke włączyła się w konwersację.
Imogen prychnęła.
- Nie wiem, nie znam się na tym co może, a czego nie może Mnemosyne, wiem tylko, że w chuj ciężkie sprawy świetnie udaje im się zatuszować - odparła.
- To prawda - odparł Chen. - Wtedy, gdy mogą się na nich skoncentrować i mają na to czas oraz środki. Natomiast jeżeli Kościół Konsumentów wziął na celownik wszystkich detektywów w Portland?
- Rozpierdol - skonstatowała Anneke.
- Ta, ciekawe jak to tym razem ogarną... - mruknęła do siebie Immy w zamyśleniu, gdyż właśnie skupiła się na planowaniu dalszej trasy do szpitala.
- Jeśli ogarną - westchnął Chen.
- Jesteś pewna, że jedziemy w dobrym kierunku? - Anneke zmarszczyła czoło. - Mogłabym przysiąc, że od jakiegoś czasu jedziemy w przeciwnym kierunku - wydawało się, że czarnoskóra nie usłyszała komunikatu Imogen, tłumaczącego strategię zmylenia kamer i innych przeciwników. Pewnie była w tym czasie zbyt zajęta własnymi problemami z podtrzymywaniem przy życiu Liama.
- Nie, wszystko w porządku, Annie - szybko odparł Chen.
W tym czasie auto dojechało do przecznicy i Olander skierowała auto w boczną drogę by po kolejnym skrzyżowaniu wrócić na dobry kierunek.
- Gdyby udało się zdobyć wszystkie strony z listy jaką dostali włosi od KK to byłoby po sprawie... Portal powinien lada chwila zostać rozruszany... - skupienie jakie malowało się na twarzy Imogen kazało zastanowić się, czy kobieta rozmawiała z pasażerami czy tylko mówiła na głos swoje przemyślenia.
- No ale kto na świecie może mieć taką listę? - Chen westchnął boleśnie. - Pewnie nikt z naszych, bo do tego czasu usłyszelibyśmy o tym.
- Są trzy strony - odparła mu Immy. - Tej listy - uściśliła o czym mówi. - Ruscy mieli pierwszą, nasze nazwiska były na niej, dlatego żyjemy, ale dwie kolejne… - Olander pokręciła głową.
Szwedka skręciła na skrzyżowaniu i już byli w dobrym kierunku do szpitala. - Chen, ten twój moduł to działa na dystans czy musisz dotykać hackowanego urządzenia? - zapytała zastanawiając się jak można by to wykorzystać.
- Mogę przejąć kontrolę nad dowolnym urządzeniem elektronicznym w polu o promieniu pięćdziesięciu metrów. Jednocześnie mój Skorpion łamie zabezpieczenia, nawet zaawansowane. To znaczy - Chen zastanowił się. - Jestem w stanie zhackować komputer pokładowy samolotu, ale mogę sobie nie dać rady z jakimiś bankowymi cudami techniki w Fort Knox. Tak naprawdę nie jestem pewien, dopóki nie spróbuję - wyjaśnił. - Oczywiście urządzenie musi posiadać włączoną jakąkolwiek formę bezprzewodowej komunikacji.

Natalie wpatrywała się w telefon Imogen. Raz za razem, przez cały czas trwania rozmowy, wybierała numer do Javiera, jednak nie dochodziło do połączenia. Dopiero teraz wyświetlacz zaczął informować o łączności pomiędzy urządzeniami.
- Tak? - w głośniczku rozległ się nieznany, męski głos.
- Gdzie wy do cholery jesteście? - warknęła Imogen. - Gdzie Javier? - dodała zaraz, bo auto prowadzić miała Marisol, więc obcy głos w słuchawce nie dość, że zmartwił Olander to jeszcze rozzłościł, gdy zaczęła obawiać się, że tamci wpadli w kłopoty. Na razie zakładała, że po prostu odezwał się jeden z tych Detektywów z ostatniej dostawy.

Głos po drugiej stronie wyraźnie zawahał się.
- Otóż… wybuchła tutaj lekka schizma - zaczął mężczyzna. - Podzieliliśmy się na tych, którzy uważali, że jeden samochód zmierzający z chorym do szpitala w pełni wystarczy… oraz na tych, dla których sprawa opieki nad Liamem wciąż była priorytetowa - odchrząknął. - Ja i Marisol jedziemy za wami, natomiast reszta została, by pomóc potrąconemu przez was człowiekowi.
- Daj mi telefon - rozległ się sfrustrowany głos Cortegi. - Jedziemy z maksymalną prędkością do szpitala i nigdzie was nie widzimy - rzekła pozornie spokojnie. - Gdzie jesteście?
Usta Olander wypowiedziały nieme "ja pierdolę" na wieść, że tamci zostali. "Chuj, chcą się przekonać jak kończy się bycie dobrym samarytaninem to ich sprawa, w dupie to mam... " fuknęła zezłoszczona.
- Zmieniliśmy trasę - odparła Imogen z irytacją w głosie po czym podała im którą ulicą aktualnie jadą. - Powinniśmy jechać drogą równoległą co wy. Jedźcie spokojnie bo policja was zgarnie, a tam wciąż czają się ludzie z włoskiej mafii - przestrzegła. - Chen, tak zakładając... Gdyby nas gonił jakiś samochód to jesteś w stanie zdalnie go zatrzymać? Wyłączając mu elektronikę? Czy to tak nie działa? - dopytała się z czystej ciekawości.
- Czy możesz mi wytłumaczyć, jak to jest, że wyjechałam za wami ze sporym opóźnieniem, a i tak jestem bliżej szpitala? - Marisol dalej inwestowała w pasywny agresywny ton.
Chen tymczasem jedynie pokręcił głową.
- Musiałby to być jakiś bardzo nowoczesny model - szepnął, nie chcąc zbytnio ingerować w rozmowę pomiędzy Olander, a Cortegą.
- Nie wiem, może dlatego że staram się nie wpierdolić w kolejnego przechodnia - sarknęła Imogen. - Jak dojedziecie to wjedźcie na parking na tyłach szpitala, postawcie auto za jakąś karetką, żeby było niewidoczne - poinstruowała ich. Olander miała tego wszystkiego coraz bardziej dość.
- Jestem przekonana, że karetki nie stoją na parkingu - Marisol odparła sceptycznie.
- To wtedy będziecie musieli się wykazać inwencją, żeby wasze auto nie rzucało się w oczy - odparła oschle Imogen. - Nie wchodźcie do szpitala póki się nie pojawimy - dodała po czym sięgnęła do telefonu i rozłączyła połączenie.
- Uff - Chen szepnął z ulgą.
Immy skupiła się w pełni na prowadzeniu auta. Jedynie jej prawa dłoń, powiodła ku córce by pogładzić ją, przynosząc ulgę w płaczu jakim zawodziła Solvi.

Natalie metodycznie i uparcie głaskała małą po główce. Sprawy, mimo, że toczyły się zatrważająco za szybko, przybierały obrót, jaki był wymagany do poprawy sytuacji no... wszystkich. Poza tym z bólem zauważyła, że naprawdę nie obchodziły jej losy innych agentów. Imogen i jej córka stały się niespodziewanie istotne, ale ta pierwsza od początku sprawiała wrażenie dobrej i kompetentnej, a mała była cóż, po prostu małą, której chronienie było wbudowane w ludzkie obwody.
Douglasówna była bardziej przejęta tym, żeby nic się nie stało mniej lub bardziej znajomym agentom FBI, niż IBPI i równie zadziwiająco nie czuła z tego powodu żadnego wewnętrznego rozdarcia. Przynajmniej na razie.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline