Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 15:30   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby Maelar urodził się w ludzkiej rodzinie, to już od paru lat uznawany by był z dorosłego. Jako elf... Można by rzec, że zalicza się go do młodzieńców. Dość obiecujących.

Otworzył oczy i nie bardzo wiedział, co go obudziło. Zdawało mu się, że słyszał, przez sen, jakiś krzyk, ale gdy usiadł i wytężył słuch, nic nie usłyszał. Jeśli to był krzyk, to nikt na niego nie zareagował. Może więc jednak sen? Albo ktoś zażartował?
Nie zamierzał robić z siebie idioty, wybiegając z domu w samych gatkach, więc ubrał się szybko - jasna koszula, skórzane spodnie, wysokie buty, srebrzystoszara kurtka - i otworzył drzwi.
I zamarł, nie wierząc własnym oczom. Uszczypnął się sądząc, że to dalszy ciąg jakiegoś snu. No bo kto by uwierzył w to, co teraz widział Maelar? Wszak wuj miał przed sobą jeszcze półtorej setki lat życia, jeśli nie więcej.
A może tylko stracił przytomność?
Maelar przyklęknął przy leżącym. Illisir nie oddychał, jego serce nie biło. Wyglądało na to, że dusza elfa już jakiś czas temu powędrowała do Ogrodów Tahary, bowiem kapłan był zimny jak głaz. Głaz zmoczony poranną rosą, bowiem skóra leżącego elfa była wilgotna, całkiem jakby przed chwilą kapłan opluskał się wodą i zrezygnował ze starannego wytarcia się.
Ale się nie utopił. Nie we wnętrzu świątyni. Dlaczego nie żyje - trudno było powiedzieć, w każdym razie Maelar tego nie potrafił i wolał, by na ten temat wypowiedział się ktoś o większym doświadczeniu. Na przykład Kiros, kapłan Areny. Albo chociażby Tinder, zielarka.

Chciaż Maelar nie widział żadnych ran, to jednak cofnął się do swego pokoju i zabrał miecz i łuk.
Paradowanie po małej wiosce, z bronią w dłoniach, w normalnych warunkach byłoby czystą głupotą i wywołałoby zrozumiałe uśmieszki na twarzach wszystkich widzów. Ale to nie były normalne warunki - najpierw ten krzyk, który, czego Maelar był coraz bardziej pewien, nie był wytworem sennej wyobraźni, potem śmierć wuja. I ta cisza dokoła... Mury świątyni były grube, ale nie na tyle, by stłumić odgłosy wiejskiego życia, zaś słuch to Maelar miał całkiem dobry.

- Wrócę do ciebie, wuju - obiecał. W końcu trzeba było zorganizować ceremonię pogrzebową, a on był najbliższym krewnym.

Nie wiedział, czy amulet Denary miał być pożegnalnym prezentem od umierającego Illisira, czy też nie miało to nic wspólnego z jego osobą, na razie jednak nic nie chciał z tym robić, nie zamierzał wyrywać amuletu z martwych, zaciśniętych palców wuja. Musiał najpierw sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz.
Ostrożnie, rozglądając się na wszystkie strony, wyszedł ze świątyni.

Słońce wstało, przepędzając resztki mgły - dzień zapowiadał się całkiem nieźle... gdyby nie cisza, zakłócana tylko szumem fal i podmuchami wiatru, bawiącego się świątecznego dekoracjami.
Jakby wszystkich wymiotło.
Zaspali? Porwano ich? Wyjechali świętować do innej wioski? Wszak nie tak powinno to wyglądać, przynajmniej według słów wuja, który - jak by nie było - parę takich obchodów miał za sobą.
Maelar raz jeszcze rozejrzał się dokoła, po czym skierował się do najbliższej chaty. Może dowie się czegoś od starego rybaka, Amosa. A jeśli nie... Z pewnością Taurus coś będzie wiedział. Albo ktoś ze starszyzny, których i tak trzeba było poinformować o śmierci Illisira.
 
Kerm jest offline