Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 20:14   #44
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Nasi dzielni bohaterowie nie wahali się ani chwili. Choć niewątpliwie każdy z nich był zdziwiony pojawieniem się gigantycznego chomika, to żaden nie dał tego po sobie poznać. Zachowując całkowicie zimną krew, ruszyli w pogoń za porywaczami.

Przykład dał wszystkim Kalem, który jak na kapitana przystało ruszył w pogoń jako pierwszy.
Słowa “- Gonić go, nie ma problemu… tylko jak go złapać?!” - nie były może najlepszym okrzykiem bojowym, ale zrozumcie chłopak dopiero się uczy. Następnym razem na pewno pójdzie mu lepiej. Ważne, że na resztę drużyny okrzyk podziałał. To było najważniejsze. Sentine i Uli ruszyli za Cycusiem zaraz za swoim kapitanem. Także Jules, który przyprowadził drużynę na ulicę Rybną 17, nie został w tyle. Jednym, zwinnym susem uczepił się rynny i w następnej sekundzie już gnał po dachach za biednym, uprowadzonym zwierzaczkiem.

Kalem sadził wielkie susy i już po paru krokach przegonił właściciela Cycusia. Gdy to tylko zrobił znalazł się na tyle blisko uciekającego zwierzaka, aby zaryzykować wskoczeniu mu na grzbiet. Odbił się od drewnianej skrzynki stojącej przy jednym z domów i rzucił się z nadzieją, że uczepi się chomiczego grzbietu. Udało mu się i dzięki wyćwiczonym w warsztacie ojca mięśniom, zdołał nie tylko się utrzymać na pędzącym gryzoniu, ale także zaczął wspinać się ku jednemu z porywaczy.
Sentine nie był przekonany, co do wykonania tak absurdalnego zadania. Nie chcąc jednak zostawić kompanów bez pomocy i on puścił się biegiem za uciekinierami. I dobrze zrobił, bo krzepę miał nie lada. Bez trudu przegonił Horacego i niemal zrównał się z Kalemem. On jednak nie zdążył wskoczyć na grzbiet gryzonia, gdyż ten gwałtownie skręcił w lewo.
Sentine pozostał na szczęście na tyle blisko, że miał chomicze futro niemal na wyciągnięcie ręki.

Okrzyk, jaki wybrzmiał z pyska Uliego o wiele lepiej nadawał się na motto całej akcji. Pech chciał jednak, że nikt go niemal nie słyszał. Smoczy konstrukt nie zmartwił się tym wcale. Wzbił się w powietrze i pomknął za porywaczami z bardzo prostym planem w głowie.
Gdy Kalem wspinał się po chomiczym grzbiecie, Uli pikował już w stronę jednego z porywaczy i był już bardzo, bardzo, bardzo blisko celu. I zapewne zgodnie ze swoim planem, trafiłby podłego porywacza prosto w potylicę, gdyby przerażony Cycuś nie postanowił nagle skręcić w lewo.
Chomicze łapy ślizgnęły się pary razy na bruku, ale zwierzak wszedł niemal perfekcyjnie w ostry wiraż. O wiele gorzej poszło Uliemu, który nie przewidział nagłej zmiany kursu swego przeciwnika i z całym impetem wbił się w stragan z egzotycznymi owocami prosto z kosmicznej dżungli. Owoce zamortyzowały upadek, ale lepki sok zalał całe metalowe ciało smoka.

***

- Teraz w prawo! - krzyknął Wirax, jeden z porywaczy do którego nieubłaganie zbliżał się Kalem.
Kapitan “Złotej Macki” słysząc ten okrzyk mocniej uczepił się chomiczego futra i czekał na ponowną, gwałtowną zmianę kierunku.
Sentine gnał przed siebie ile tylko miał sił w nogach i zastanawiał się, jak wspomóc Kalem.
Gdy nagle zobaczył, że z dachu domu po lewej, coś skoczyło w ich kierunku. Już miał wyciągnąć bandolet i strzelić w kierunku tego czegoś, gdy dostrzegł że to przemiły właściciel karczmy Jules.
Dzielny grommam skoczył z zamiarem obalenia Wiraxa, ale pech chciał, że ten w dokładnie tym momencie spojrzał w jego kierunku.

Zawieszony w powietrzu nie miał żadnych szans obrony przed wystrzelony w niego magicznym pociskiem. Święcąca zimnym, niebieskim światłem kula uderzyła w grommama i powaliła go na ziemię. Smród przypalonego fura rozszedł się wokół.

Kalem był tuż za plecami, gdy zobaczył coś co go na chwilę sparaliżowało. Nie chodziło wcale o przerażonych ludzi, którzy pierzchali na wszystkie strony przed rozpędzonym gigantycznym chomikiem. Nie chodziło o porozwalane kramy, walające się wszędzie owoce i drobne towary. Krew w kalemowych żyłach zmroziła, wielka siatka rozciągnięta pomiędzy dwoma budynkami. Porywacze Cycusia byli doskonale przygotowani i mieli plan i bezbłędnie go realizowali.
Kalem musiał działać, bo Cycuś nie miał żadnej ucieczki z wąskiej uliczki i tylko kwestią sekundy było, gdy wpadnie w zastawione na niego sidła.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline