Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 22:30   #11
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya ochoczo zeskoczyła z siodła Godivy, prostując ścierpnięte łydki i obolałe uda. Co by nie mówić… nie ważne jak smoczyca się starała, bardka nie przywykła do jej narwanego lotu. Nveryioth był o wiele delikatniejszy i bardziej finezyjny w tej sztuce i zdecydowanie trafiał w leniwe gusta tawaif.
A propo zielonego. Szczurek wyskoczył z torby z racjami czarownika, wprost na ramię swojej partnerki. Ta wzięła gryzonia w dłonie i uniosła wysoko nad głowę. Tłuste ciałko spływało po bokach, a drobne, przednie łapki oparły się o usta brązowowłosej, która z ckliwością cmokała w kierunku swojego pupila, dając chwilę prywatności niebieskoskrzydłej, która zmieniła się w człowieka.

Marsz do przystani odbyli w ciszy. Tancerka wolała telepatycznie rozmawiać ze swoim towarzyszem, który czuwał nad jej komfortem. Nie był, ani nachalny, ani upierdliwy, a tematy rozmów dobierał ostrożnie i na wysokim poziomie.

Aaa sama mieścina nie wywarła jakiegoś większego wrażenia na parze „poszukiwaczy przygód”. No może trochę detaliczne zdobienia na statkach handlowych, ale tylko trochę.
Za to Godiva biła rekordy w upierdliwości i Chaaya zaczynała powoli tracić cierpliwość do smoczycy, ku ogólnej uciesze Nveryego, który w postaci szczura, nie za bardzo mógł posprzeczać się z samicą.

~ Ciii, ciii Chandarmukhiii… nie denerwuj się, złość piękności szkodzi ~ zażartował gad, zjeżdżając z ramienia bardki i lądując łapkami na miękkich krągłościach.
~ Nie cichaj na mnie… ~ burknęła kobieta, poprawiając krnąbrnego gryzonia. ~ Trzeba cię umyć… cały jesteś we krwi i mnie jeszcze ubrudziłeś… NOWE UBRANIE! ~ Chaaya przelała odrobinę złości na swojego kompana.
~ No i co jeszcze? To nie moja wina, że byłem ranny… ~ Zielony napuszył się, liżąc partnerkę po brodzie. ~ Ooo inaczej smakujesz… inaczej pachniesz… inaczej wyglądasz i inaczej brzmisz… wszystko inaczej, to ciałko jest niesamowite.
~ Ciałko srałko… ~ Tancerka wydęła usteczka w grymasie niezadowolenia, obserwując hasającą Godivę. ~ Że tej się nie nudzi…
~ Ja tam się jej nie dziwię… też bym tak chciał, ale nie żebym narzeeekał…
- Mhm… taaa…. Godivo… Godivo skup się na chwilkę. - Dziewczyna, klasnęła w dłonie by zwrócić na siebie uwagę. - Musimy ci… płaszcz kupić. Będzie ci zimno… w tym. Stroju. Amazońskim.
- Och… fakt. Ale wtedy się przytulimy i będzie cieplej - rzekła z niesłabnącym entuzjazmem smoczyca. Acz po chwili dodała. - A jaki płaszcz by mi pasował?
~ Kto by się chciał do tej pticy przytulać? Na pewno nie ja… ~ Szczur ponownie zjechał łapkami na piersi bardki.
- Nie wiem… zobaczymy, pomyślimy. - Chaaya poprawiła Nverego, sadowiąc go znowu na ramieniu, przez co dostała parę razy łapką w twarz. Jednakże… zdecydowanie bardziej wolałaby sie przytuliać do tłustego gryzonia, niż do kobiety na przeciwko siebie. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Niebieski… oczywiście - wyjaśniła wesoło Godiva.
- Chodź, może mają tu jakiś kantynek i trafi się jakaś ładna sztuka - poleciła spolegliwie, rozglądając się po okolicy.
- Taaak… z ciekawości. A czemu to pytałaś Jarvisa czy mu się kiedyś jakiś mężczyzna spodobał? - zapytała smoczyca, podążając kroczek za bardką.
To pytanie zbiło bardkę lekko z tropu, bo właściwie była zajęta lokalizowaniem jakiegoś sklepu.
~ Może na statkach można co kupić? ~ wtrącił smok, po raz trzeci zjeżdżając na jej pierś.
- A musiałam mieć jakiś powód? - Chaaya zmarszczyła lekko brwi, jakby w geście niezrozumienia.
- Nooo… jakiś na pewno - zdziwiła się Godiva, podczas gdy tancerka dostrzegła rozmawiających kupców, którzy dogadywali się z miejscowymi przewoźnikami. Wyglądało na to, że nie było tu właściwie dobrych sklepów. Ale wszak dwie ślicznotki mogłyby przekonać kupca do sprzedaży na miejscu części towarów.
~ Znowu będziesz udawać idiotkę? ~ zainteresował się szczurek, poprawiając się na ramieniu. Zwisanie pyszczkiem do dołu, nie ważne w jak miłych rejonach miał łapki, na dłuższą metę nie było przyjemnym rozwiązaniem.
~ Przy was to nie problem… ~ skwitowała kąśliwie bardka, a gryzoń prychnął obruszony i popatrzył czarnymi ślepkami na Godivę, która i tak nie zwracała na niego uwagi.
Chaaya również zawiesiła wzrok na młodej, niedoszłej amazonce, powstrzymując uśmieszek rozbawienia.
~ Ten strrrój… ~ odezwali się równocześnie, jakby czytali sobie w myślach, co właściwie… było prawdą.
~ Raz, dwa, trzy stawiasz naukę tańca, ha! ~ Nvery zaklepał sobie nagrodę, przygotowując się do zeskoczenia z ramienia, gdy tymczasem tancerka kucnęła by zmniejszyć mu dystans do ziemi.
~ Uważaj na siebie i nie odchodź za daleko…
~ Tak, taaak… ~ Gadzi szczur zeskoczył z plaskiem łapek o klepisko, po czym potruchtał do pobliskich, wypakowaywanych beczek by je obwąchać.


- Może ciekawość… - Chaaya w końcu odezwała się, przypominając sobie, że prowadziła rozmowę ze smoczycą. Westchnąwszy przeciągle, podrapała się po brodzie i ramieniu, zbierając myśli. Zawsze jej się wydawało, że z łatwością potrafiła zaadoptować się do zaistniałych warunków, bez względu na to jak nieprzychylne one były dla jej osoby. Jednakże wydarzenia z ostatnich dwudziestu czterech godzin, poważnie nadszarpnęły jej światopogląd i wiarę we własne umiejętności.
Wprawdzie wspomnienia z ostatniego zdarzenia nie powróciły, to wszechogarniający smutek, wysysający z niej energię i chęć, nie tylko do życia, ale i zwykłej egzystencji, pozostał.
Kobieta czuła, że nie ma siły by nie mieć siły… samo oddychanie i patrzenie sprawiało jej ogromny wysiłek i nasuwały mroczne i posępne myśli, że nawet śmierć nie byłaby w stanie jej zregenerować.
Tymczasem… nie było czasu by choć przez chwilę odsapnąć. Czas, lokacje i twarze otoczenia zmieniały się jak w kalejdoskopie, a ona czuła, że dostaje coraz większej zadyszki.
- Niebieski to bardzo ładny kolor… - mruknęła cicho, jakby do siebie czując w sercu pustkę.
Biorąc Godivę pod rękę, porprowadziła ją na spotkanie kupcom. - Uśmiechnij się ładnie - poleciła, sama przybierając słodki uśmieszek, nawet z oczu przeganiając smutne refleksy.


- Namaśkaaar! - zakrzykneła wesoło, machając mężczyznom na powitanie. - Witamy, witamy…
- Witamy panny…? - Oczywiście spojrzenia trójki brodatych kupców skupiły się na Godivie. Może i jej strój był... śmieszny, ale niewątpliwie przyciągał wzrok jak miód pszczoły.
- Jestem Fitzryk, a to Awarim i Hamed - przedstawił kupiec swoich… kontrachentów, przyjaciół, towarzyszy? Łączyły ich gęste brody. Wszyscy trzej je mieli. Fitzryk rudą, Awarim czarną, a Hamed szarą. Ten ostatni wywodził się z ludu Chaai… z ludu Haswari. Małego emiratu pod zerrikańską kontrolą. I nie zachowywał się właściwie. Ale będąc kupcem zapewne dostosował swe zachowanie do miejscowych zwyczajów. Fitzryk wywodził się z ludów Zachodu, a Awarim… jego strój mieszał wątki zachodnie i wschodnie z ciemną skórą i niebieskimi oczami. Całkowity chaos, który nie pozwalał bardce odczytać jego pochodzenia.
- Basmali i Aria - przedstawiła obie kobiety Chaaya, dygając nieśmiało, ale ze słodkim, dziewczęcym uśmieszkiem, przy okazji, klepiąc w pośladek Godivę, by ładnie dygnęła. - Przepraszamy, że przeszkadzamy szacownym panom w naradzie - zaciągała lekko akcentem. - Ale przybywamy w potrzebie. - Tancerka wydęła ustka i zawstydzona, przykryła dłonią jedną pierś na której widniała zaschnięta plama krwi.
- Ależ nie przeszkadzacie - kontynuował Fitzryk, a Awarim dodał z przekąsem. - Aż tak bardzo.
- To jaka jest ta potrzeba? - zapytał Fitzryk po zmrożeniu Awarima wzrokiem, a Godiva szczerzyła zęby w uroczym uśmiechu, po tym jak niezdarnie dygnęła.
- A widzą panowie… to dość kłopotliwa sytuacja… drogi nasze z Arią skrzyżowały się nagle, przy akompaniamencie walki… - Bardka spuściła wzrok, speszona odsłaniając plamkę zdobiącą jej sukienkę. - Zmierzamy w kierunku dużego miasta… a wyglądamy jak obdartusy i dzikuski… a wy panowie wydajecie się zacnymi kupcami o wspaniałych i szlachetnych sercach… Nie macie może na sprzedaż… choćby peleryny, co by okryć ramiona? - Chaaya spojrzała z nadzieją na Fitzryka, po czym przeniosła smutne spojrzenie na Awarima a na końcu Hameda.
Fitzryk i Hamed spojrzeli na Awarima. Kupiec pogłaskał czarną brodę w zamyśleniu. - Hmm… tak, miałbym, ale… może się odwdzięczycie co? Widzicie… szukam statku, który przewiózłby moje towary. A nie znam tego miasta. Wy wydajecie się tutejsze. Może… wiecie o jakimś wolnym parostatku?
Tutejsze? Chaaya przełknęła uśmiech, spoglądając na Godivę. - Kto wie, kto wie… - odparła tajemniczo, odzywając się do Jarvisa. ~ Powiedz jej, że ma ich zagadać, a ty się zastanów się, gdzie można by znaleźć przewoźnika… do prawdopodobnie mało legalnego przewozu towaru?
Nie bawiła się w szczegóły, ani słodkie słówka. Czas naglił, a potrzebne były konkrety.
~ Przekaż im, że znasz może kogoś kto to załatwi. Bo akurat znalazłem przewoźnika, który czeka na towar. Może zrobić miejsce na swym statku na kolejny.
- A więc… skąd jesteście możni panowie. Pewnie zwiedziliście wiele miejsc. I walczyliście z potworami i bestiami. Wyglądacie na dzielnych podróżników… - rozmarzyła się Godiva, trzepocząc rzęsami i szczerząc się w uśmiechu. Na szczęście jej urok, uroda i biust, prawie na wierzchu, sprawiły, że kupcy rzeczywiście zaczęli się przechwalać gdzie to nie byli i czego nie widzieli.
~ Imię i miejsce… ~ dodała rzeczowo, kryjąc uśmieszek za dłonią.
Nveryioth siedział zacierając łapki i śmiejąc się podczas obserwowania i słuchania podrywów smoczycy, jednakże Chaaya nie mogła zlokalizować gdzie szczur dokładnie się ukrył.
~ Kapitan Pasqual… miejsca nie znam, bo pijemy żabi skrzek w jakiejś mordowni, a on zapewnia, że jego klejnocik jest najszybszym okrętem w okolicy. Wątpię by jego łajba zwała się Klejnocik… i nie wiem gdzie jest jeszcze. ~ Padła odpowiedź czarownika, podczas gdy Chaaya mogła obserwować naiwnie uroczą Godivę, która wydawała się być po prostu głodna nowych wrażeń. I słuchała przechwałek trójki kupców z prawdziwym entuzjazmem.
Tancerka nie przerywała teatrzyku, pozwalając się wyszaleć i mężczyznom i świeżo upieczonej panience. W końcu gdy dyskusje zaczynały przycichać, wtrąciła się nieśmiało, zwracając do Awarima.
- To jak drodzy panowie, pomożecie niewiastom w potrzebie za polecenie pewnego wolnego kapitana?
- Hmm… oczywiście - rzekł z uśmiechem Awarim.
Chaaya uraczyła czarnobrodego dłuższym i wnikliwym spojrzeniem, choć uśmiech i wesołe iskierki w oczach nie znikały z jej lica.
- To wspaniała wiadomość prawda Ario? - Kobieta uśmiechnęła się do amazonki, przytulając ją na chwile, niczym ukochaną siostrę. - Prawdziwe wybawienie, prosto z nieba… albo i wody. - Chaaya wychyliła się lekko w bok, oglądając wielki statek oraz rzekę.
- Prawda… prawda - odparła Godiva tuląc się do bardki radośnie.
- Wspaniale… to… za godzinkę? Tutaj? - zaproponował Awarim.
- Hmmm… - Bardka udała, że się zastanawia, by po chwili pokiwać ochoczo głową. - Dobrze, dobrze… przyprowadzimy naszą kartę przetargową ze sobą - odparła radośnie, klaszcząc w ręce. - Bardzo, ale to braaardzo dziękujemy za pomoc! - Chaaya dygnęła pełna werwy i motywacji do działania, po czym trąciła nieznacznie bioderkiem kobietę obok.
- Nooo... chodźmy, chodźmy… - zgodziła się z nią Godiva, kopiując dygnięcie bardki i poganiając ją do opuszczenia rozmownych kupców.
~ Chodź maluchu ~ Tancerka mruknęła do swojego kompana, odchodząc ze smoczycą na bezpieczną odległość, czyli po prostu schodząc im z widoku.
Tłusty szczur, pojawił się nie wiadomo skąd na bucie swojej partnerki, popiskując i domagając się wzięcia na ręce.
- Ustal z Jarvisem gdzie i kiedy możemy przechwycić tego całego kapitana, dobrze? - Chaaya wzięła posłusznie gryzonia na ręce, który wytarł łapki w jej spódnicę.
- Dobrze… a co ty w tym czasie planujesz? - zapytała Godiva rozglądając się dookoła. - Mogłybyśmy się po prostu już z Jarvisem spotkać.
- Jak tak, to ruszajmy - mruknęła bardka, gładząc mokre futerko Nveryiotha. - Myślałam po prostu, że mu będziemy przeszkadzać… a tobie prędzej wybaczy nagabywanie, niż mnie - odparła szczerze, wzruszając ramionami, a szczur głośno kichnął trzepiąc łebkiem.
- Jakoś to przeżyje. - Zaśmiała się Godiva i wzruszyła ramionami dodając żartobliwym tonem. - A jeśli mu przeszkadzamy, to jakoś... mu wynagrodzisz. Pogłaszczesz po główce, albo owiniesz kocykiem na dobranoc, albo… sama coś wymyślisz.
- Ty też możesz… - odparła kwaśno, ale bez cienia złości. - Ja już mam jednego, którego muszę głaskać. - Posadziła zwierzaka na ramieniu, cmokając do niego jak do dziecka, a Nvery popatrzył tylko ślepkiem na Godivę i odwrócił się do niej długaśnym ogonem.
- Wiesz która to chata?
- Nie… ale wiem, gdzie Jarvis jest. Wyczuwam go, a co do… głaskania. To o ile smocze samce mnie intrygują, o tyle ludzcy mężczyźni jakoś nie przykuwają mego oka. - Wzruszyła ramionami smoczyca, biorąc Chaayę pod ramię i bez wahania prowadząc w odpowiednim kierunku.
- Ale też i nie odrzucają… a buźkę masz ładną, więc mogłabyś mnie wyręczyć, tu nie Pawi Taras… nie otruje cie za podbieranie mi klientów. - Kobieta dała się prowadzić, a Nvery przeskoczył na ramię Godivy obwąchując jej szyję i ucho.
- Niby masz rację… ale… nie chcę… - Godiva chwyciła za ogon Nveryiotha i uniosła go sobie przed twarz. - A ty taki odważny nie bądź. Bo teraz to ty jesteś przekąską dla wielu stworzeń na tym bagnie.
Chaaya wyszarpnęła rękę spod ramienia smoczycy i chwyciła szczurka przyciągając do siebie. - To go boli - syknęła gniewnie i tym razem zdecydowanie nieprzychylnie, całkowicie zmieniając swoją postawę na bardziej bojową.
- Naprawdę? - zdziwiła się Godiva i zasępiła się. - Przecież oposy się na ogonach wieszają. A i mnie ciągnięcie za ogon nie boli.
- Idź do niego sama… - bardka przytuliła mocniej zmienionego smoka, a ten tylko na chwile odwrócił się do smoczycy, jakby chcąc przyjrzeć się minie przegranego, po czym wtulił pyszczek między piersi Chaai. Tancerka zaś cofnęła się o krok i odwróciła w bok, wyraźnie czymś rozgniewana i zaniepokojona równocześnie.
Godiva nie wyglądała na szczególnie załamaną tym co się stało. Zdziwioną, zaskoczoną, zaciekawioną… ale nie załamaną, czy przegraną. Była wszak smokiem w ludzkiej skórze, istotą która przeleżała spokojnie z harpunem wbitym w ciało. Nie martwiła się więc za bardzo bólem u siebie, jak i u kogoś, kogo… tylko tolerowała. A tym kimś był Nveryioth.
- No dobrze… - mruknęła Godiva i dodała. - Tooo poczekaj tu na mnie, wrócę wkrótce. Albo powiedz jakie masz plany, żebym wiedziała gdzie cię potem szukać.
- Jasne, poczekam tu… - odparła spolegliwie, wskazując na ściankę chatki w której cieniu stały, przy okazji podsadzając tłusty zadek szczura, który próbował wdrapać jej się na ramię, ale grawitacja go pokonywała.
~ Poszła sobie? ~ Padło dość retoryczne pytanie ze strony zielonego smoka, który odpychając się łapką od wypukłości tancerki, obejrzał się za siebie. ~ Nie pozwól mnie zamknąć w klatce…
~ Nie pozwolę… ~ Chaaya przytuliła mocniej gryzonia w obronnym geście. Nie podobała jej się zuchwałość w zachowaniu i głosie smoczycy. ~ Jak ogon? ~ spytała czule, biorąc Nverego na ręce jak małe dziecko.
Szczurek leżał łapkami do góry, rozkoszując się łaskotkami po brzuszku.
~ Coś mi pyknęło… ~ mruknął kwaśno, zapadając się w miękkości partnerki. ~ Weź tak troszkę w prawo… o, tu, tu, tu… dobrze mmmmm ~ zamruczał w rozkoszy, przymykając paciorkowate ślepka i otwierając pyszczek w ziewnięciu. Nowa strategia, jaka wyklarowała się podczas spontanicznego ataku na miasto, okazała się strzałem w dziesiątkę. Płynąc na wysokiej fali, przeszedł z ofensywy w defensywę, przyglądając się jak durny Jarvis z Godivą strzelają do własnej bramki, zupełnie jak Ślepiec. Smok przestał zabiegać o względy Chaai, która nierozumiana przez Jarvisa, męczona przez Godivę i pognębiona przez czerwonego, umęczona psychicznie i fizycznie, zaczęła szukać pociechy u niego.
U wzgardzonego przez wszystkich, niedocenianego i zapomnianego zielonego smoka, który naraził własne zdrowie w obronie pierwszeństwa do gnębienia swojej zdobyczy jaką była pustynna róża, tawaif. Został ranny, poniżony (wedle mniemań większości w grupie) i przemieniony w szczura i teraz wyżywała się na nim krnąbrna ptica. Jednakże, ani Ślepiec… ani reszta, nie przemyśleli, jednego… uderzając w niego, uderzają bezpośrednio w Chaayę. Odcięta od swoich rzeczy oraz bezpieczeństwa jakie dawały jej skrzydła smoka, rzucona w wir wydarzeń, których nie do końca rozumiała, w obcej i nieznanej krainie, gnębiona przez przeszłość i bez zapatrywań na lepszą przyszłość, wycofa się i zamknie w sobie.
Zamknie na wszystkich, ale nie na niego… on ją rozumie, on nie ocenia, on… przy niej będzie zawsze i wszędzie i nigdy nią nie wzgardzi.
W końcu stał się panem sytuacji i zaczął pociągać za sznureczki, bardka stała się jego kukiełką.
Chaaya nie była głupia, na pewno zdawała sobie sprawę z jego występków, ale przymykała na to oko. Nie miała siły walczyć, ani się tłumaczyć. Pozwalała więc by zielony kierował jej losem. Było to dość bezpieczne i… całkowicie jej znane z przeszłego życia jako kurtyzana. Wtedy, oddała swoje życie matce, babce i starszyźnie w zamtuzie.
~ Gdzieś ty te łapki tak ubrudził… ~ Dziewczyna przetarła, różowe paluszki zakończone szarymi pazurkami.
~ Aaaa to długa historia… stała sobie taka beczka… i ładnie z niej pachniało i… ~ Nveryioth zabawił ją opowiastką, na czas nieobecności Godivy.


Godiva wróciła uśmiechnięta po kilkunastu minutach mówiąc. - A więęęc… Możemy załatwić spotkanie kapitana statku z owym kupcem. Ale po… - uniosła palec w górę. - … jak ów kupiec zrobi to do czego się zobowiązał. Nie wcześniej. Potem może bowiem zrobić nas na szaro. Rozpakowanie pakunków jest bowiem bardziej kłopotliwe i mniej zyskowne od sprzedaży paru ciuszków.
Chaaya wyglądała już na mniej nadąsaną i nawet się uśmiechnęła widząc powracającą, ale… zaraz szybko zrzedła jej mina.
- Niby jak nam uwierzą, że to my nie zrobimy ich na szaro? - zadała dość retoryczne pytanie do szczura na ramieniu, który tylko kichnął łopocząc uszkami.
~ Przyklęknij i przyrzeknij ~ sarknął rozbawiony gad, wykorzystując dwuznaczność tego stwierdzenia.
- No dobrze… to wracamy do tamtych. - Chaaya wzruszyła ramionami i zawinęła się w drogę powrotną.
- Może zachować wybrane przez nas towary dla siebie, dopóki ich nie zapoznamy. Nie będzie mu się opłacało ich z powrotem zapakować do skrzyń - rzekła radośnie Godiva i potarła podbródek. - Po za tym, Jarvis uważa cię za doskonałą negocjatorkę, więc… pewnie sama coś wykombinujesz.
- Taaa… - ni to przytaknęła, ni to jęknęła bardka. Na jej ziemiach zarzucanie komuś nie honorowości i nie prawdomówności zazwyczaj kończyło się rozlewem krwi i przeklęciem połowy rodu u jednej i drugiej strony.
- Coś się wymyśli na poczekaniu… - pocieszyła samą siebie, uzbrajając się w uśmieszek i wesoły chód Basmali, szczur zaś zapiszczał głośno, gdy kobiety zaczęły się zbliżać do zaportowanych statków i Chaaya kucnęła by Nvery mógł zeskoczyć.
Kupcy byli tam gdzie ostatnio ich widziały. Tyle, że przy rozłożonym stoliku konsumowali miejscowe specjały i rozmawiali o prawdzie, kosmosie i dupie maryni. Trochę alkoholu już w siebie wlali. Nie dość by się upić, ale wystarczająco by być w takim filozoficznym nastroju.
Tancerka nie chciała przerywać mężczyznom w posiłku i jakże elokwentnej dyspucie. Przystanęła w widocznym, ale odległym i dającym komfort prywatności miejscu, cierpliwie czekając, aż ci sami zaproszą obie panie do zbliżenia się. W tym czasie pilnowała by wesoły uśmiech nie znikał z twarzy, a postawa jej ciała była swobodna, zapraszająca, ale przedstawiająca sobą pewien status.
- Jak tam idzie Jarvisowi negocjonowanie? - zapytała dość neutralnym tonem. - Uśmiechnij się - poleciła, dodając już nieco cieplej.
- Noo… został przewodnikiem. A my jego pomocnicami - wyjaśniła smoczyca z uśmiechem. - Do rodzinnego miasta Jarvisa ciężko dopłynąć bez znajomości tutejszych szlaków wodnych. Bez tej wiedzy można trafić do bardzo niebezpiecznych miejsc.
~ Dosyć kiepskie se towarzystwo dobrał… ~ mruknął rozbawiony zielony, a Chaaya musiała przyznać mu rację. Bo choć Godiva na pewno się czarownikowi przyda, tak ona już nie bardzo.
- Mówił coś ile będzie nas to kosztować? - zaciekawiła się, krzyżując ręce pod piersiami i obserwując jak Nveryioth truchta między beczkami i daje nura pod schodki pobliskiej chatki, niczym prawdziwy tajny agent.
- Rozsądną cenę. Stać nas po tym jak nie wydaliśmy nic na pierścienie - przypomniała wesoło smoczyca.
- A więc jest jakiś pozytyw w całej tej sytuacji - odparła z lekką ulgą w głosie bardka. - Teraz załatwimy szybko co mamy do załatwienia i jeśli to możliwe, możemy dołączyć do Jarvisa.
- Tak… to ty ich zagadujesz, a ja ich łup ogonem od tyłu? - zaproponowała pół żartem, pół serio zapominając, że ogona już nie ma.
- Mmmniej więcej… a raczej mniej, niż więcej - mruknęła rozbawiona, kryjąc uśmiech za dłonią. - Ale wypnij pierś i czaruj krągłościami, niech nie mogą się skupić na targowaniu. - Mrugnęła do niej okiem z psotliwymi iskierkami w kącikach.
- Znaczy... jak..? Pokaż - zapytała zaciekawiona Gdiva z łobuzerskim uśmieszkiem. I zerkała chciwie na krągłości Chaai.
Ona jednak nie pokazała, ale stanęła przed smoczycą, zasłaniając ją przed mężczyznami. - Ramiona do tyłu, nie garb się, broda trochę wyżej i lekko w przód, by napięła się skóra na szyi i obojczykach. Nie za wysoko. Delikatnie i niezacznie. Głębokie wdechy, ale nie używaj przepony tylko płuc. Napnij brzuch i pośladki. Nogi stawiaj jedna za drugą, wtedy kołyszą się biodra przy chodzie. Gdy będziesz stała przed nimi, staraj się trzymać płuca rozwarte… tak jakbyś wstrzymywała lekko oddech, brzuch jest wtedy wygładzony a piersi uniesione. Gdy będziesz się kłaniać lub dygać, pamiętaj by zrobić to odrobinę głębiej, niech sobie popatrzą na nie. - Tancerka instruowała półszeptem, nieznacznie pomagając sobie mową ciała, co by nie wzbudzić niczyjego zainteresowania. W końcu były na widoku i taka “musztra” mogłaby co ciekawszych zastanowić, po co ona. - Źle założyłaś górę… nie ułożyłaś piersi, rozlewają ci się trochę pod pachami… ale nie martw się. Nauczę cię.
~ Ta nauka i tak pójdzie w las… ~ burknął rozbawiony Nveryioth.
~ Może i pójdzie… a może i nie. ~ Choć Chaya podzielała po trosze zdanie zielonego i nie do końca wierzyła w możliwości poznawcze niebieskoskrzydłej, nie zamierzała jej skreślać jak robił to jej partner…
Zamiast domyślać się efektu, wolała się sama o nim przekonać.
- Strasznie dużo reguł… - zamarudziła Godiva, posłusznie wykonując polecenia Chaai. - Jak ty je wszystkie spamiętujesz? Mnie by połowa wyleciała po godzinie. Tyle jest fascynujących rzeczy dookoła.
- Lata praktyki… - skwitowała z uśmiechem, przyglądając się próbom powtórzenia przez Godive, tego co jej powiedziała. Po czym odwróciła się do mężczyzn i stanęła bokiem, co by mieć ogląd i na jednych i na drugich… drugą.
Ta radziła sobie całkiem nieźle, gibkość i grację mając wrodzoną. Nie powinno to zresztą Chaai dziwić, wszak widziała powietrzne popisy smoczycy.
- Nooo… jestem gotowa - stwierdziła w końcu Godiva i miała rację. Tyle ile mogła zrobić w tej chwili, zrobiła.
- Tylko czy oni są… - mruknęła bardka, wpatrując się w stół kupców, który był nad wyraz pusty. To skłoniło ją do ruszenia do mężczyzn z uśmiechem na twarzy. - To my! - zaszczebiotała słodko, dygając grzecznie.
- Ach tak… drogie klientki - rzekł z uśmiechem Awarim. Po czym spytał. - Jak tam nasze sprawy?
A Godiva posłusznie starała się oddychać zgodnie z sugestiami bardki. Choć i tak przyciągała spojrzenia odważnym doborem stroju.
- Sprawy… sprawy mają się świetnie! - zaintonowała wesoło i z entuzjazmem tancerka, składając dłonie jak do modlitwy i trzymając je pod brodą, nawijała niczym katarynka. - Znalazłyśmy przewoźnika… ma wolny pokład i z chęcią przyjmie zlecenie, niestety jak usłyszał, że planujemy robić zakupy, stwierdził, że z babami to zleci pół dnia i woli poczekać u siebie, aż skończymy inaczej… “zdechnie” z nudy. - Chaaya wydęła ustka lekko zmieszana i spuściła posmutniały wzrok na ziemię. - Dlatego przybyłyśmy bez niego… wybierzemy co chcemy wybrać… i zabierzemy panów do niego… oczywiście, by zaznaczyć i podkreślić, że jesteśmy prawdomównymi i porządnymi kobietami, nasze zakupy, odbierzemy dopiero, gdy panów zabierzemy do kapitana. - Pokiwała ohoczo głową i popatrzyła wyczekująco na Godivę.
- No właśnie… zgódźcie się. Chcemy obejrzeć te piękne kreacje, które macie na zbyciu - poprosiła ładnie Godiva trzepocząc rzęsami. A Awarim milczał przez chwilę rozważając opcje. W końcu rzekł. - No dobra... niech wam będzie chokario...
Uradowana Chaaya podskoczyła w miejscu, po czym złapała Godivę za ręce, udając, że cieszy się, iż los w końcu się do niej uśmiechnął i trafiła na dobrych i miłych ludzi.
- To wspaniale! Obiecujemy nie zamarudzić długo, bo na pewno panowie się śpieszą - zaszczebiotała słodko, niczym plasterek miodu.
Awarim zawołał do siebie młodego smagłego młodzieńca imieniem Isman i rzekł. - Pokaż paniom towary ze skrzyń, które kazałem odłożyć na bok. Policz im uczciwie za to co sobie wybiorą.
“Uczciwie”... czyli przekładając to z kupieckiego na ludzki język: tak 120% faktycznej ceny.
Tawaif nie dała po sobie poznać, że wie więcej niźli się wydaje. Ukłoniła się zebranym, po czym pociągnęła za sobą towarzyszkę.
- Zakupy, zakupy! - wyszeptała teatralnie do Arii, uśmiechając się promiennie do sprzedawczyka.
~ Może Godiva uklęknie… do berła… haha… chciałbym to zobaczyć. ~ Rozmarzył się gad, który siedział pod stopniem i udawał, że go nie ma.
~ Żebyś ty zaraz nie klęknął przede mną… ~ zripostowała trzpiotnie bardka, idąc za mężczyzną.
Nieświadoma ich mentalnych rozmówek Godiva rozglądała się ciekawie dookoła. A może i sama gwarzyła o wszystkim z Jarvisem? Mimo, że całkiem odmienni, Godiva i czarownik byli wszak równie zżyci jak bardka i Nveryioth, choć na innych zasadach.
Isman doprowadził dwójkę dziewcząt do skrzyń i rzekł zachwalając oraz pokazując palcem. - W tej mamy suknie, w tej koszule, w tej płaszcza, w tej paski i inne dodatki. Wybierzcie sobie co wam się spodoba. To najnowsze fasony, najmodniejsze kolory i najlepsza jakość po tej stronie tych bagien.
- Oooo… - Chaaya podeszła do skrzyni z koszulami i otworzyła wieko, po czym bez ceregieli zaczęła przeglądać zawartość, starannie rozkładając i składając materiały.
- No dalej Aria… nie stój tak! - zakrzyknęła, mierząc na sobie fikuśną, fioletową bluzkę w haftowane wzory. - Sukienka i płaszcz i koszula no i pasek… czy może nie chcesz? - zapytała wesoło. - Paskiem, możesz zlać…. ups. - Zarumieniona, obejrzała się na Ismana. - Weeeeź pasek, przyda ci się. - Mrugnęła do niej okiem, szepcząc konspiracyjnie.
Godiva ciekawie przyglądała się bluzce i paskowi. Uśmiechnęła się uroczo, ni to do Ismana, ni to do Chaai. Wzięła bluzkę, wzięła pasek przewieszając sobie go przez ramię… a samą bluzkę przymierzyła pytając. - I jak wyglądam?
- Uroczo! - wtrącił Isman stojący z boku i… obserwujący obie ślicznotki przy przebieraniu zawartości skrzyń.
- Za pstrokataaa… weź mniej nasycony kolor - poleciła kompance. - Może z motywem roślinnym? Albo z wiatrem… ooo albo granat z gwiazdami! - podniecona, zaczęła przekopywać się przez bluzeczki, prawie cała znikając w kufrze. - A jak z sukienkami? Weź sobie poszukaj! Dwie, na co dzień i na kolacje - odezwała się spod wieka, kręcąc pupą w powietrzu.
- Co? A tak... już - odezwała się rozkojarzona smoczyca. Nie tylko Ismana hipnotyzował kuperek Chaai. Do uszu bardki doszedł szelest i pomrukiwanie Godivy. Widać smoczyca poszła wykonać polecenie kobiety.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline