Chaaya ochoczo zeskoczyła z siodła Godivy, prostując ścierpnięte łydki i obolałe uda. Co by nie mówić… nie ważne jak smoczyca się starała, bardka nie przywykła do jej narwanego lotu. Nveryioth był o wiele delikatniejszy i bardziej finezyjny w tej sztuce i zdecydowanie trafiał w leniwe gusta tawaif.
A propo zielonego. Szczurek wyskoczył z torby z racjami czarownika, wprost na ramię swojej partnerki. Ta wzięła gryzonia w dłonie i uniosła wysoko nad głowę. Tłuste ciałko spływało po bokach, a drobne, przednie łapki oparły się o usta brązowowłosej, która z ckliwością cmokała w kierunku swojego pupila, dając chwilę prywatności niebieskoskrzydłej, która zmieniła się w człowieka.
Marsz do przystani odbyli w ciszy. Tancerka wolała telepatycznie rozmawiać ze swoim towarzyszem, który czuwał nad jej komfortem. Nie był, ani nachalny, ani upierdliwy, a tematy rozmów dobierał ostrożnie i na wysokim poziomie.
Aaa sama mieścina nie wywarła jakiegoś większego wrażenia na parze „poszukiwaczy przygód”. No może trochę detaliczne zdobienia na statkach handlowych, ale tylko trochę.
Za to Godiva biła rekordy w upierdliwości i Chaaya zaczynała powoli tracić cierpliwość do smoczycy, ku ogólnej uciesze Nveryego, który w postaci szczura, nie za bardzo mógł posprzeczać się z samicą.
~ Ciii, ciii Chandarmukhiii… nie denerwuj się, złość piękności szkodzi ~ zażartował gad, zjeżdżając z ramienia bardki i lądując łapkami na miękkich krągłościach.
~ Nie cichaj na mnie… ~ burknęła kobieta, poprawiając krnąbrnego gryzonia. ~ Trzeba cię umyć… cały jesteś we krwi i mnie jeszcze ubrudziłeś… NOWE UBRANIE! ~ Chaaya przelała odrobinę złości na swojego kompana.
~ No i co jeszcze? To nie moja wina, że byłem ranny… ~ Zielony napuszył się, liżąc partnerkę po brodzie. ~ Ooo inaczej smakujesz… inaczej pachniesz… inaczej wyglądasz i inaczej brzmisz… wszystko inaczej, to ciałko jest niesamowite.
~ Ciałko srałko… ~ Tancerka wydęła usteczka w grymasie niezadowolenia, obserwując hasającą Godivę. ~ Że tej się nie nudzi…
~ Ja tam się jej nie dziwię… też bym tak chciał, ale nie żebym narzeeekał…
- Mhm… taaa…. Godivo… Godivo skup się na chwilkę. - Dziewczyna, klasnęła w dłonie by zwrócić na siebie uwagę. - Musimy ci… płaszcz kupić. Będzie ci zimno… w tym. Stroju. Amazońskim.
- Och… fakt. Ale wtedy się przytulimy i będzie cieplej - rzekła z niesłabnącym entuzjazmem smoczyca. Acz po chwili dodała. - A jaki płaszcz by mi pasował?
~ Kto by się chciał do tej pticy przytulać? Na pewno nie ja… ~ Szczur ponownie zjechał łapkami na piersi bardki.
- Nie wiem… zobaczymy, pomyślimy. - Chaaya poprawiła Nverego, sadowiąc go znowu na ramieniu, przez co dostała parę razy łapką w twarz. Jednakże… zdecydowanie bardziej wolałaby sie przytuliać do tłustego gryzonia, niż do kobiety na przeciwko siebie. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Niebieski… oczywiście - wyjaśniła wesoło Godiva.
- Chodź, może mają tu jakiś kantynek i trafi się jakaś ładna sztuka - poleciła spolegliwie, rozglądając się po okolicy.
- Taaak… z ciekawości. A czemu to pytałaś Jarvisa czy mu się kiedyś jakiś mężczyzna spodobał? - zapytała smoczyca, podążając kroczek za bardką.
To pytanie zbiło bardkę lekko z tropu, bo właściwie była zajęta lokalizowaniem jakiegoś sklepu.
~ Może na statkach można co kupić? ~ wtrącił smok, po raz trzeci zjeżdżając na jej pierś.
- A musiałam mieć jakiś powód? - Chaaya zmarszczyła lekko brwi, jakby w geście niezrozumienia.
- Nooo… jakiś na pewno - zdziwiła się Godiva, podczas gdy tancerka dostrzegła rozmawiających kupców, którzy dogadywali się z miejscowymi przewoźnikami. Wyglądało na to, że nie było tu właściwie dobrych sklepów. Ale wszak dwie ślicznotki mogłyby przekonać kupca do sprzedaży na miejscu części towarów.
~ Znowu będziesz udawać idiotkę? ~ zainteresował się szczurek, poprawiając się na ramieniu. Zwisanie pyszczkiem do dołu, nie ważne w jak miłych rejonach miał łapki, na dłuższą metę nie było przyjemnym rozwiązaniem.
~ Przy was to nie problem… ~ skwitowała kąśliwie bardka, a gryzoń prychnął obruszony i popatrzył czarnymi ślepkami na Godivę, która i tak nie zwracała na niego uwagi.
Chaaya również zawiesiła wzrok na młodej, niedoszłej amazonce, powstrzymując uśmieszek rozbawienia.
~ Ten strrrój… ~ odezwali się równocześnie, jakby czytali sobie w myślach, co właściwie… było prawdą.
~ Raz, dwa, trzy stawiasz naukę tańca, ha! ~ Nvery zaklepał sobie nagrodę, przygotowując się do zeskoczenia z ramienia, gdy tymczasem tancerka kucnęła by zmniejszyć mu dystans do ziemi.
~ Uważaj na siebie i nie odchodź za daleko…
~ Tak, taaak… ~ Gadzi szczur zeskoczył z plaskiem łapek o klepisko, po czym potruchtał do pobliskich, wypakowaywanych beczek by je obwąchać.
- Może ciekawość… - Chaaya w końcu odezwała się, przypominając sobie, że prowadziła rozmowę ze smoczycą. Westchnąwszy przeciągle, podrapała się po brodzie i ramieniu, zbierając myśli. Zawsze jej się wydawało, że z łatwością potrafiła zaadoptować się do zaistniałych warunków, bez względu na to jak nieprzychylne one były dla jej osoby. Jednakże wydarzenia z ostatnich dwudziestu czterech godzin, poważnie nadszarpnęły jej światopogląd i wiarę we własne umiejętności.
Wprawdzie wspomnienia z ostatniego zdarzenia nie powróciły, to wszechogarniający smutek, wysysający z niej energię i chęć, nie tylko do życia, ale i zwykłej egzystencji, pozostał.
Kobieta czuła, że nie ma siły by nie mieć siły… samo oddychanie i patrzenie sprawiało jej ogromny wysiłek i nasuwały mroczne i posępne myśli, że nawet śmierć nie byłaby w stanie jej zregenerować.
Tymczasem… nie było czasu by choć przez chwilę odsapnąć. Czas, lokacje i twarze otoczenia zmieniały się jak w kalejdoskopie, a ona czuła, że dostaje coraz większej zadyszki.
- Niebieski to bardzo ładny kolor… - mruknęła cicho, jakby do siebie czując w sercu pustkę.
Biorąc Godivę pod rękę, porprowadziła ją na spotkanie kupcom. - Uśmiechnij się ładnie - poleciła, sama przybierając słodki uśmieszek, nawet z oczu przeganiając smutne refleksy.
- Namaśkaaar! - zakrzykneła wesoło, machając mężczyznom na powitanie. - Witamy, witamy…
- Witamy panny…? - Oczywiście spojrzenia trójki brodatych kupców skupiły się na Godivie. Może i jej strój był... śmieszny, ale niewątpliwie przyciągał wzrok jak miód pszczoły.
- Jestem Fitzryk, a to Awarim i Hamed - przedstawił kupiec swoich… kontrachentów, przyjaciół, towarzyszy? Łączyły ich gęste brody. Wszyscy trzej je mieli. Fitzryk rudą, Awarim czarną, a Hamed szarą. Ten ostatni wywodził się z ludu Chaai… z ludu Haswari. Małego emiratu pod zerrikańską kontrolą. I nie zachowywał się właściwie. Ale będąc kupcem zapewne dostosował swe zachowanie do miejscowych zwyczajów. Fitzryk wywodził się z ludów Zachodu, a Awarim… jego strój mieszał wątki zachodnie i wschodnie z ciemną skórą i niebieskimi oczami. Całkowity chaos, który nie pozwalał bardce odczytać jego pochodzenia.
- Basmali i Aria - przedstawiła obie kobiety Chaaya, dygając nieśmiało, ale ze słodkim, dziewczęcym uśmieszkiem, przy okazji, klepiąc w pośladek Godivę, by ładnie dygnęła. - Przepraszamy, że przeszkadzamy szacownym panom w naradzie - zaciągała lekko akcentem. - Ale przybywamy w potrzebie. - Tancerka wydęła ustka i zawstydzona, przykryła dłonią jedną pierś na której widniała zaschnięta plama krwi.
- Ależ nie przeszkadzacie - kontynuował Fitzryk, a Awarim dodał z przekąsem. - Aż tak bardzo.
- To jaka jest ta potrzeba? - zapytał Fitzryk po zmrożeniu Awarima wzrokiem, a Godiva szczerzyła zęby w uroczym uśmiechu, po tym jak niezdarnie dygnęła.
- A widzą panowie… to dość kłopotliwa sytuacja… drogi nasze z Arią skrzyżowały się nagle, przy akompaniamencie walki… - Bardka spuściła wzrok, speszona odsłaniając plamkę zdobiącą jej sukienkę. - Zmierzamy w kierunku dużego miasta… a wyglądamy jak obdartusy i dzikuski… a wy panowie wydajecie się zacnymi kupcami o wspaniałych i szlachetnych sercach… Nie macie może na sprzedaż… choćby peleryny, co by okryć ramiona? - Chaaya spojrzała z nadzieją na Fitzryka, po czym przeniosła smutne spojrzenie na Awarima a na końcu Hameda.
Fitzryk i Hamed spojrzeli na Awarima. Kupiec pogłaskał czarną brodę w zamyśleniu. - Hmm… tak, miałbym, ale… może się odwdzięczycie co? Widzicie… szukam statku, który przewiózłby moje towary. A nie znam tego miasta. Wy wydajecie się tutejsze. Może… wiecie o jakimś wolnym parostatku?
Tutejsze? Chaaya przełknęła uśmiech, spoglądając na Godivę. - Kto wie, kto wie… - odparła tajemniczo, odzywając się do Jarvisa. ~ Powiedz jej, że ma ich zagadać, a ty się zastanów się, gdzie można by znaleźć przewoźnika… do prawdopodobnie mało legalnego przewozu towaru?
Nie bawiła się w szczegóły, ani słodkie słówka. Czas naglił, a potrzebne były konkrety.
~ Przekaż im, że znasz może kogoś kto to załatwi. Bo akurat znalazłem przewoźnika, który czeka na towar. Może zrobić miejsce na swym statku na kolejny.
- A więc… skąd jesteście możni panowie. Pewnie zwiedziliście wiele miejsc. I walczyliście z potworami i bestiami. Wyglądacie na dzielnych podróżników… - rozmarzyła się Godiva, trzepocząc rzęsami i szczerząc się w uśmiechu. Na szczęście jej urok, uroda i biust, prawie na wierzchu, sprawiły, że kupcy rzeczywiście zaczęli się przechwalać gdzie to nie byli i czego nie widzieli.
~ Imię i miejsce… ~ dodała rzeczowo, kryjąc uśmieszek za dłonią.
Nveryioth siedział zacierając łapki i śmiejąc się podczas obserwowania i słuchania podrywów smoczycy, jednakże Chaaya nie mogła zlokalizować gdzie szczur dokładnie się ukrył.
~ Kapitan Pasqual… miejsca nie znam, bo pijemy żabi skrzek w jakiejś mordowni, a on zapewnia, że jego klejnocik jest najszybszym okrętem w okolicy. Wątpię by jego łajba zwała się Klejnocik… i nie wiem gdzie jest jeszcze. ~ Padła odpowiedź czarownika, podczas gdy Chaaya mogła obserwować naiwnie uroczą Godivę, która wydawała się być po prostu głodna nowych wrażeń. I słuchała przechwałek trójki kupców z prawdziwym entuzjazmem.
Tancerka nie przerywała teatrzyku, pozwalając się wyszaleć i mężczyznom i świeżo upieczonej panience. W końcu gdy dyskusje zaczynały przycichać, wtrąciła się nieśmiało, zwracając do Awarima.
- To jak drodzy panowie, pomożecie niewiastom w potrzebie za polecenie pewnego wolnego kapitana?
- Hmm… oczywiście - rzekł z uśmiechem Awarim.
Chaaya uraczyła czarnobrodego dłuższym i wnikliwym spojrzeniem, choć uśmiech i wesołe iskierki w oczach nie znikały z jej lica.
- To wspaniała wiadomość prawda Ario? - Kobieta uśmiechnęła się do amazonki, przytulając ją na chwile, niczym ukochaną siostrę. - Prawdziwe wybawienie, prosto z nieba… albo i wody. - Chaaya wychyliła się lekko w bok, oglądając wielki statek oraz rzekę.
- Prawda… prawda - odparła Godiva tuląc się do bardki radośnie.
- Wspaniale… to… za godzinkę? Tutaj? - zaproponował Awarim.
- Hmmm… - Bardka udała, że się zastanawia, by po chwili pokiwać ochoczo głową. - Dobrze, dobrze… przyprowadzimy naszą kartę przetargową ze sobą - odparła radośnie, klaszcząc w ręce. - Bardzo, ale to braaardzo dziękujemy za pomoc! - Chaaya dygnęła pełna werwy i motywacji do działania, po czym trąciła nieznacznie bioderkiem kobietę obok.
- Nooo... chodźmy, chodźmy… - zgodziła się z nią Godiva, kopiując dygnięcie bardki i poganiając ją do opuszczenia rozmownych kupców.
~ Chodź maluchu ~ Tancerka mruknęła do swojego kompana, odchodząc ze smoczycą na bezpieczną odległość, czyli po prostu schodząc im z widoku.
Tłusty szczur, pojawił się nie wiadomo skąd na bucie swojej partnerki, popiskując i domagając się wzięcia na ręce.
- Ustal z Jarvisem gdzie i kiedy możemy przechwycić tego całego kapitana, dobrze? - Chaaya wzięła posłusznie gryzonia na ręce, który wytarł łapki w jej spódnicę.
- Dobrze… a co ty w tym czasie planujesz? - zapytała Godiva rozglądając się dookoła. - Mogłybyśmy się po prostu już z Jarvisem spotkać.
- Jak tak, to ruszajmy - mruknęła bardka, gładząc mokre futerko Nveryiotha. - Myślałam po prostu, że mu będziemy przeszkadzać… a tobie prędzej wybaczy nagabywanie, niż mnie - odparła szczerze, wzruszając ramionami, a szczur głośno kichnął trzepiąc łebkiem.
- Jakoś to przeżyje. - Zaśmiała się Godiva i wzruszyła ramionami dodając żartobliwym tonem. - A jeśli mu przeszkadzamy, to jakoś... mu wynagrodzisz. Pogłaszczesz po główce, albo owiniesz kocykiem na dobranoc, albo… sama coś wymyślisz.
- Ty też możesz… - odparła kwaśno, ale bez cienia złości. - Ja już mam jednego, którego muszę głaskać. - Posadziła zwierzaka na ramieniu, cmokając do niego jak do dziecka, a Nvery popatrzył tylko ślepkiem na Godivę i odwrócił się do niej długaśnym ogonem.
- Wiesz która to chata?
- Nie… ale wiem, gdzie Jarvis jest. Wyczuwam go, a co do… głaskania. To o ile smocze samce mnie intrygują, o tyle ludzcy mężczyźni jakoś nie przykuwają mego oka. - Wzruszyła ramionami smoczyca, biorąc Chaayę pod ramię i bez wahania prowadząc w odpowiednim kierunku.
- Ale też i nie odrzucają… a buźkę masz ładną, więc mogłabyś mnie wyręczyć, tu nie Pawi Taras… nie otruje cie za podbieranie mi klientów. - Kobieta dała się prowadzić, a Nvery przeskoczył na ramię Godivy obwąchując jej szyję i ucho.
- Niby masz rację… ale… nie chcę… - Godiva chwyciła za ogon Nveryiotha i uniosła go sobie przed twarz. - A ty taki odważny nie bądź. Bo teraz to ty jesteś przekąską dla wielu stworzeń na tym bagnie.
Chaaya wyszarpnęła rękę spod ramienia smoczycy i chwyciła szczurka przyciągając do siebie. - To go boli - syknęła gniewnie i tym razem zdecydowanie nieprzychylnie, całkowicie zmieniając swoją postawę na bardziej bojową.
- Naprawdę? - zdziwiła się Godiva i zasępiła się. - Przecież oposy się na ogonach wieszają. A i mnie ciągnięcie za ogon nie boli.
- Idź do niego sama… - bardka przytuliła mocniej zmienionego smoka, a ten tylko na chwile odwrócił się do smoczycy, jakby chcąc przyjrzeć się minie przegranego, po czym wtulił pyszczek między piersi Chaai. Tancerka zaś cofnęła się o krok i odwróciła w bok, wyraźnie czymś rozgniewana i zaniepokojona równocześnie.
Godiva nie wyglądała na szczególnie załamaną tym co się stało. Zdziwioną, zaskoczoną, zaciekawioną… ale nie załamaną, czy przegraną. Była wszak smokiem w ludzkiej skórze, istotą która przeleżała spokojnie z harpunem wbitym w ciało. Nie martwiła się więc za bardzo bólem u siebie, jak i u kogoś, kogo… tylko tolerowała. A tym kimś był Nveryioth.
- No dobrze… - mruknęła Godiva i dodała. - Tooo poczekaj tu na mnie, wrócę wkrótce. Albo powiedz jakie masz plany, żebym wiedziała gdzie cię potem szukać.
- Jasne, poczekam tu… - odparła spolegliwie, wskazując na ściankę chatki w której cieniu stały, przy okazji podsadzając tłusty zadek szczura, który próbował wdrapać jej się na ramię, ale grawitacja go pokonywała.
~ Poszła sobie? ~ Padło dość retoryczne pytanie ze strony zielonego smoka, który odpychając się łapką od wypukłości tancerki, obejrzał się za siebie. ~ Nie pozwól mnie zamknąć w klatce…
~ Nie pozwolę… ~ Chaaya przytuliła mocniej gryzonia w obronnym geście. Nie podobała jej się zuchwałość w zachowaniu i głosie smoczycy. ~ Jak ogon? ~ spytała czule, biorąc Nverego na ręce jak małe dziecko.
Szczurek leżał łapkami do góry, rozkoszując się łaskotkami po brzuszku.
~ Coś mi pyknęło… ~ mruknął kwaśno, zapadając się w miękkości partnerki. ~ Weź tak troszkę w prawo… o, tu, tu, tu… dobrze mmmmm ~ zamruczał w rozkoszy, przymykając paciorkowate ślepka i otwierając pyszczek w ziewnięciu. Nowa strategia, jaka wyklarowała się podczas spontanicznego ataku na miasto, okazała się strzałem w dziesiątkę. Płynąc na wysokiej fali, przeszedł z ofensywy w defensywę, przyglądając się jak durny Jarvis z Godivą strzelają do własnej bramki, zupełnie jak Ślepiec. Smok przestał zabiegać o względy Chaai, która nierozumiana przez Jarvisa, męczona przez Godivę i pognębiona przez czerwonego, umęczona psychicznie i fizycznie, zaczęła szukać pociechy u niego.
U wzgardzonego przez wszystkich, niedocenianego i zapomnianego zielonego smoka, który naraził własne zdrowie w obronie pierwszeństwa do gnębienia swojej zdobyczy jaką była pustynna róża, tawaif. Został ranny, poniżony (wedle mniemań większości w grupie) i przemieniony w szczura i teraz wyżywała się na nim krnąbrna ptica. Jednakże, ani Ślepiec… ani reszta, nie przemyśleli, jednego… uderzając w niego, uderzają bezpośrednio w Chaayę. Odcięta od swoich rzeczy oraz bezpieczeństwa jakie dawały jej skrzydła smoka, rzucona w wir wydarzeń, których nie do końca rozumiała, w obcej i nieznanej krainie, gnębiona przez przeszłość i bez zapatrywań na lepszą przyszłość, wycofa się i zamknie w sobie.
Zamknie na wszystkich, ale nie na niego… on ją rozumie, on nie ocenia, on… przy niej będzie zawsze i wszędzie i nigdy nią nie wzgardzi.
W końcu stał się panem sytuacji i zaczął pociągać za sznureczki, bardka stała się jego kukiełką.
Chaaya nie była głupia, na pewno zdawała sobie sprawę z jego występków, ale przymykała na to oko. Nie miała siły walczyć, ani się tłumaczyć. Pozwalała więc by zielony kierował jej losem. Było to dość bezpieczne i… całkowicie jej znane z przeszłego życia jako kurtyzana. Wtedy, oddała swoje życie matce, babce i starszyźnie w zamtuzie.
~ Gdzieś ty te łapki tak ubrudził… ~ Dziewczyna przetarła, różowe paluszki zakończone szarymi pazurkami.
~ Aaaa to długa historia… stała sobie taka beczka… i ładnie z niej pachniało i… ~ Nveryioth zabawił ją opowiastką, na czas nieobecności Godivy.
Godiva wróciła uśmiechnięta po kilkunastu minutach mówiąc. - A więęęc… Możemy załatwić spotkanie kapitana statku z owym kupcem. Ale po… - uniosła palec w górę. - … jak ów kupiec zrobi to do czego się zobowiązał. Nie wcześniej. Potem może bowiem zrobić nas na szaro. Rozpakowanie pakunków jest bowiem bardziej kłopotliwe i mniej zyskowne od sprzedaży paru ciuszków.
Chaaya wyglądała już na mniej nadąsaną i nawet się uśmiechnęła widząc powracającą, ale… zaraz szybko zrzedła jej mina.
- Niby jak nam uwierzą, że to my nie zrobimy ich na szaro? - zadała dość retoryczne pytanie do szczura na ramieniu, który tylko kichnął łopocząc uszkami.
~ Przyklęknij i przyrzeknij ~ sarknął rozbawiony gad, wykorzystując dwuznaczność tego stwierdzenia.
- No dobrze… to wracamy do tamtych. - Chaaya wzruszyła ramionami i zawinęła się w drogę powrotną.
- Może zachować wybrane przez nas towary dla siebie, dopóki ich nie zapoznamy. Nie będzie mu się opłacało ich z powrotem zapakować do skrzyń - rzekła radośnie Godiva i potarła podbródek. - Po za tym, Jarvis uważa cię za doskonałą negocjatorkę, więc… pewnie sama coś wykombinujesz.
- Taaa… - ni to przytaknęła, ni to jęknęła bardka. Na jej ziemiach zarzucanie komuś nie honorowości i nie prawdomówności zazwyczaj kończyło się rozlewem krwi i przeklęciem połowy rodu u jednej i drugiej strony.
- Coś się wymyśli na poczekaniu… - pocieszyła samą siebie, uzbrajając się w uśmieszek i wesoły chód Basmali, szczur zaś zapiszczał głośno, gdy kobiety zaczęły się zbliżać do zaportowanych statków i Chaaya kucnęła by Nvery mógł zeskoczyć.
Kupcy byli tam gdzie ostatnio ich widziały. Tyle, że przy rozłożonym stoliku konsumowali miejscowe specjały i rozmawiali o prawdzie, kosmosie i dupie maryni. Trochę alkoholu już w siebie wlali. Nie dość by się upić, ale wystarczająco by być w takim filozoficznym nastroju.
Tancerka nie chciała przerywać mężczyznom w posiłku i jakże elokwentnej dyspucie. Przystanęła w widocznym, ale odległym i dającym komfort prywatności miejscu, cierpliwie czekając, aż ci sami zaproszą obie panie do zbliżenia się. W tym czasie pilnowała by wesoły uśmiech nie znikał z twarzy, a postawa jej ciała była swobodna, zapraszająca, ale przedstawiająca sobą pewien status.
- Jak tam idzie Jarvisowi negocjonowanie? - zapytała dość neutralnym tonem. - Uśmiechnij się - poleciła, dodając już nieco cieplej.
- Noo… został przewodnikiem. A my jego pomocnicami - wyjaśniła smoczyca z uśmiechem. - Do rodzinnego miasta Jarvisa ciężko dopłynąć bez znajomości tutejszych szlaków wodnych. Bez tej wiedzy można trafić do bardzo niebezpiecznych miejsc.
~ Dosyć kiepskie se towarzystwo dobrał… ~ mruknął rozbawiony zielony, a Chaaya musiała przyznać mu rację. Bo choć Godiva na pewno się czarownikowi przyda, tak ona już nie bardzo.
- Mówił coś ile będzie nas to kosztować? - zaciekawiła się, krzyżując ręce pod piersiami i obserwując jak Nveryioth truchta między beczkami i daje nura pod schodki pobliskiej chatki, niczym prawdziwy tajny agent.
- Rozsądną cenę. Stać nas po tym jak nie wydaliśmy nic na pierścienie - przypomniała wesoło smoczyca.
- A więc jest jakiś pozytyw w całej tej sytuacji - odparła z lekką ulgą w głosie bardka. - Teraz załatwimy szybko co mamy do załatwienia i jeśli to możliwe, możemy dołączyć do Jarvisa.
- Tak… to ty ich zagadujesz, a ja ich łup ogonem od tyłu? - zaproponowała pół żartem, pół serio zapominając, że ogona już nie ma.
- Mmmniej więcej… a raczej mniej, niż więcej - mruknęła rozbawiona, kryjąc uśmiech za dłonią. - Ale wypnij pierś i czaruj krągłościami, niech nie mogą się skupić na targowaniu. - Mrugnęła do niej okiem z psotliwymi iskierkami w kącikach.
- Znaczy... jak..? Pokaż - zapytała zaciekawiona Gdiva z łobuzerskim uśmieszkiem. I zerkała chciwie na krągłości Chaai.
Ona jednak nie pokazała, ale stanęła przed smoczycą, zasłaniając ją przed mężczyznami. - Ramiona do tyłu, nie garb się, broda trochę wyżej i lekko w przód, by napięła się skóra na szyi i obojczykach. Nie za wysoko. Delikatnie i niezacznie. Głębokie wdechy, ale nie używaj przepony tylko płuc. Napnij brzuch i pośladki. Nogi stawiaj jedna za drugą, wtedy kołyszą się biodra przy chodzie. Gdy będziesz stała przed nimi, staraj się trzymać płuca rozwarte… tak jakbyś wstrzymywała lekko oddech, brzuch jest wtedy wygładzony a piersi uniesione. Gdy będziesz się kłaniać lub dygać, pamiętaj by zrobić to odrobinę głębiej, niech sobie popatrzą na nie. - Tancerka instruowała półszeptem, nieznacznie pomagając sobie mową ciała, co by nie wzbudzić niczyjego zainteresowania. W końcu były na widoku i taka “musztra” mogłaby co ciekawszych zastanowić, po co ona. - Źle założyłaś górę… nie ułożyłaś piersi, rozlewają ci się trochę pod pachami… ale nie martw się. Nauczę cię.
~ Ta nauka i tak pójdzie w las… ~ burknął rozbawiony Nveryioth.
~ Może i pójdzie… a może i nie. ~ Choć Chaya podzielała po trosze zdanie zielonego i nie do końca wierzyła w możliwości poznawcze niebieskoskrzydłej, nie zamierzała jej skreślać jak robił to jej partner…
Zamiast domyślać się efektu, wolała się sama o nim przekonać.
- Strasznie dużo reguł… - zamarudziła Godiva, posłusznie wykonując polecenia Chaai. - Jak ty je wszystkie spamiętujesz? Mnie by połowa wyleciała po godzinie. Tyle jest fascynujących rzeczy dookoła.
- Lata praktyki… - skwitowała z uśmiechem, przyglądając się próbom powtórzenia przez Godive, tego co jej powiedziała. Po czym odwróciła się do mężczyzn i stanęła bokiem, co by mieć ogląd i na jednych i na drugich… drugą.
Ta radziła sobie całkiem nieźle, gibkość i grację mając wrodzoną. Nie powinno to zresztą Chaai dziwić, wszak widziała powietrzne popisy smoczycy.
- Nooo… jestem gotowa - stwierdziła w końcu Godiva i miała rację. Tyle ile mogła zrobić w tej chwili, zrobiła.
- Tylko czy oni są… - mruknęła bardka, wpatrując się w stół kupców, który był nad wyraz pusty. To skłoniło ją do ruszenia do mężczyzn z uśmiechem na twarzy. - To my! - zaszczebiotała słodko, dygając grzecznie.
- Ach tak… drogie klientki - rzekł z uśmiechem Awarim. Po czym spytał. - Jak tam nasze sprawy?
A Godiva posłusznie starała się oddychać zgodnie z sugestiami bardki. Choć i tak przyciągała spojrzenia odważnym doborem stroju.
- Sprawy… sprawy mają się świetnie! - zaintonowała wesoło i z entuzjazmem tancerka, składając dłonie jak do modlitwy i trzymając je pod brodą, nawijała niczym katarynka. - Znalazłyśmy przewoźnika… ma wolny pokład i z chęcią przyjmie zlecenie, niestety jak usłyszał, że planujemy robić zakupy, stwierdził, że z babami to zleci pół dnia i woli poczekać u siebie, aż skończymy inaczej… “zdechnie” z nudy. - Chaaya wydęła ustka lekko zmieszana i spuściła posmutniały wzrok na ziemię. - Dlatego przybyłyśmy bez niego… wybierzemy co chcemy wybrać… i zabierzemy panów do niego… oczywiście, by zaznaczyć i podkreślić, że jesteśmy prawdomównymi i porządnymi kobietami, nasze zakupy, odbierzemy dopiero, gdy panów zabierzemy do kapitana. - Pokiwała ohoczo głową i popatrzyła wyczekująco na Godivę.
- No właśnie… zgódźcie się. Chcemy obejrzeć te piękne kreacje, które macie na zbyciu - poprosiła ładnie Godiva trzepocząc rzęsami. A Awarim milczał przez chwilę rozważając opcje. W końcu rzekł. - No dobra... niech wam będzie chokario...
Uradowana Chaaya podskoczyła w miejscu, po czym złapała Godivę za ręce, udając, że cieszy się, iż los w końcu się do niej uśmiechnął i trafiła na dobrych i miłych ludzi.
- To wspaniale! Obiecujemy nie zamarudzić długo, bo na pewno panowie się śpieszą - zaszczebiotała słodko, niczym plasterek miodu.
Awarim zawołał do siebie młodego smagłego młodzieńca imieniem Isman i rzekł. - Pokaż paniom towary ze skrzyń, które kazałem odłożyć na bok. Policz im uczciwie za to co sobie wybiorą.
“Uczciwie”... czyli przekładając to z kupieckiego na ludzki język: tak 120% faktycznej ceny.
Tawaif nie dała po sobie poznać, że wie więcej niźli się wydaje. Ukłoniła się zebranym, po czym pociągnęła za sobą towarzyszkę.
- Zakupy, zakupy! - wyszeptała teatralnie do Arii, uśmiechając się promiennie do sprzedawczyka.
~ Może Godiva uklęknie… do berła… haha… chciałbym to zobaczyć. ~ Rozmarzył się gad, który siedział pod stopniem i udawał, że go nie ma.
~ Żebyś ty zaraz nie klęknął przede mną… ~ zripostowała trzpiotnie bardka, idąc za mężczyzną.
Nieświadoma ich mentalnych rozmówek Godiva rozglądała się ciekawie dookoła. A może i sama gwarzyła o wszystkim z Jarvisem? Mimo, że całkiem odmienni, Godiva i czarownik byli wszak równie zżyci jak bardka i Nveryioth, choć na innych zasadach.
Isman doprowadził dwójkę dziewcząt do skrzyń i rzekł zachwalając oraz pokazując palcem. - W tej mamy suknie, w tej koszule, w tej płaszcza, w tej paski i inne dodatki. Wybierzcie sobie co wam się spodoba. To najnowsze fasony, najmodniejsze kolory i najlepsza jakość po tej stronie tych bagien.
- Oooo… - Chaaya podeszła do skrzyni z koszulami i otworzyła wieko, po czym bez ceregieli zaczęła przeglądać zawartość, starannie rozkładając i składając materiały.
- No dalej Aria… nie stój tak! - zakrzyknęła, mierząc na sobie fikuśną, fioletową bluzkę w haftowane wzory. - Sukienka i płaszcz i koszula no i pasek… czy może nie chcesz? - zapytała wesoło. - Paskiem, możesz zlać…. ups. - Zarumieniona, obejrzała się na Ismana. - Weeeeź pasek, przyda ci się. - Mrugnęła do niej okiem, szepcząc konspiracyjnie.
Godiva ciekawie przyglądała się bluzce i paskowi. Uśmiechnęła się uroczo, ni to do Ismana, ni to do Chaai. Wzięła bluzkę, wzięła pasek przewieszając sobie go przez ramię… a samą bluzkę przymierzyła pytając. - I jak wyglądam?
- Uroczo! - wtrącił Isman stojący z boku i… obserwujący obie ślicznotki przy przebieraniu zawartości skrzyń.
- Za pstrokataaa… weź mniej nasycony kolor - poleciła kompance. - Może z motywem roślinnym? Albo z wiatrem… ooo albo granat z gwiazdami! - podniecona, zaczęła przekopywać się przez bluzeczki, prawie cała znikając w kufrze. - A jak z sukienkami? Weź sobie poszukaj! Dwie, na co dzień i na kolacje - odezwała się spod wieka, kręcąc pupą w powietrzu.
- Co? A tak... już - odezwała się rozkojarzona smoczyca. Nie tylko Ismana hipnotyzował kuperek Chaai. Do uszu bardki doszedł szelest i pomrukiwanie Godivy. Widać smoczyca poszła wykonać polecenie kobiety.