Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 22:31   #12
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Obu kobietom, zajęło trochę czasu, zanim przewaliły zawartości wszystkich skrzyń, wymieniły się zdobyczami, poprzymierzały, ponownie poszperały, znowu poprzymierzały i ostatecznie naradziły co wybierają.
Chaaya wzięła wszystkie rzeczy, jakie postanowiły zakupić i spojrzała spod ich sterty, na sprzedawcę.
- Zdecydowałyśmy, chcemy… TO! - odparła dumnie, wręczając górę ciuchów w ramiona mężczyzny.
- Dobrze… zaraz policzę wszystko - odparł Isman z usłużnym uśmieszkiem przylepionym do oblicza. I rzeczywiście zabrał się za rachowanie. Po uprzednim ułożeniu towarów… wyjął zza paska woskową tabliczkę i rysik by spisywać zdobycze Chaai i Godivy. - To będzie… razem jakieś 500 srebrnych monet lokalnej waluty.
~ Jaaakiej? ~ Chaaya zaskrzeczała niczym papuga, tracąc na chwile rezon.
~ Jest jakaś lokalna waluta w tej dziurze? ~ Nveryioth, również wydawał się zdziwiony. Bo nigdy nie spotkał się z zagranicznym kupcem, sprzedającym w obcej sobie walucie, której nie będzie mógł wykorzystać. ~ Pytaj sie tego chłystka… ~ polecił szybko, co by nie przedłużać milczenia, a Chaaya machnęła na Godivę, porozumiewawczo.
~ Powiedz jej, że ma go zagadać! ~ wypaliła nagle Jarvisowi, po czym przeszła do relacjonowania sytacji.
- Aż tak duuuuuużo? My biedne dziewczęta z prowincji jesteśmy. - Zasmuciła się Godiva robiąc słodkie oczka do Ismana i nieco konfudując młodzieńca.
~ Lokalna waluta jest taka jaką masz w sakiewce. W okolicy nie ma złóż złota, czy srebra… tylko bagna, więc wszelkie monety krążą po okolicy. Wagowo trzeba brać ilość monet pod uwagę ~ wyjaśnił czarownik. ~ Pewnie przejdzie każda jaką mamy. ~
~ Aaaa… ~ odparła zgodnie ze smokiem, bowiem oboje nie mieli doświadczenia w kupowaniu… Nvery z wiadomego powodu, a Chaaya… cóż. Ona wszystko miała. A jak czegoś nie miała, a chciała, to mówiła i następnego dnia dostawała.
- Zdaje mi się, że twój przełożony mówił coś o rozsądnej i uczciwej cenie… a tym czasem wydaje mi się, że chcesz nas oskubać wbrew jego woli - odparła bardka skwapliwie, wygładzając fałdki na swojej spódniczce. - Nie godzi się tak niecnie postępować. - W jej głosie była nutka gniewu i zniesmaczenia, wobec zachowania chłopaka.
- Nooo... to uczciwa cena… no tak… no mogę… trochę upuścić. Ale niech to zostanie między nami. - Zamyślił się Isman. - Tak ze sto... monet?
Chaaya ściągnęła usta w dzióbek, gniewnie spoglądając gdzieś w ścianę. Jej stópka nerwowo stukała o drewniany pokład, a rączki skrzyżowała pod piersiami. - Widzisz Ario? Myśli, że jak jest zza wielkiego morza to może nas w biały dzień okradać. Ci kupcy byli tacy mili… prawie nas ugościli jak rodzinę, a ten tu traktuje nas jak ostatnie łachmaniary. Poczekaj ty, zaraz im powiem, że nie zaprowadzimy ich do przewoźnika. - Tancerka uniosła gniewnie palec w górę. - Jeszcze i jego będzie chciał oskubać i później pójdzie fama, że to my i nasza wina… - Chaaya ruszyła gniewnym krokiem po nadbrzeżu.
- Nie, nie, nie… ależ… nie… ja chyba pomyliłem się w rachunkach… eeemm… 300 monet? - Pognał za nią spanikowany Isman.
Kobieta zatrzymała się i spojrzała urażona na sprzedawcę. Nigdy nie była dobra z matematyki… cyferki ją po prostu nudziły, ale miała wystarczająco doświadczenia… bo babka się upierała by jej wnuczka potrafiła zrobić WSZYSTKO i przeprowadziła kilka rachunków w głowie.
~ No raczej na was nie zarobią… ~ Nvery ziewnął przeciągle. ~ A się wściekną jak się zorientują…
~ Będziemy się musieli postarać, by szybko stąd nawiać… ~ odparła łobuzersko Chaaya.
- No… w końcu traktujesz nas rozsądnie i po ludzku… Niech tak będzie - odparła nonszalancko. - Proszę nam to zapakować.
Kupiec odetchnął z ulgą i gorliwie przytakując, zabrał się za pakowanie zakupów. A Godiva wypłaciła mu pieniądze z uroczo złośliwym uśmieszkiem. Pozostało więc tylko udać się do czarownika, by domknąć transakcję.


Chaaya odszukała kupców i z uśmiechem na ustach oznajmiła, że zakupy skończone i jeśli im odpowiada, to razem z Arią mogą zaprowadzić ich do kapitana. Przy okazji poleciła Nveremu pilnowanie się, a Jarvisa zapytała ~ To gdzie mamy szukać właściciela klejnociku?
~ To tamten wytatuowany brodacz. Wspomniałem, że moje wspólniczki przyprowadzą mu potencjalnych klientów ~ odparł telepatycznie Jarvis.
- Zapraszamy panów, zapraszamy! - Chaaya złapała ociągającą się smoczycę za rękę i gdy tylko wszystkie zakupy były spakowane i gotowe, ruszyła w kierunku wskazanego przez czarownika mężczyznę.
Brodacz był zajęty rozmową z miejscowymi, dotyczącą uzupełniania zapasów. Ale od razu zauważył dwie zbliżające się dziewczęta… i kupców tuż za nimi. Nie był zaskoczony, gdyż Jarvis wspomniał, że poinformował go o takiej wizycie.
- Ahoj kapitanieee! - zaszczebiotała słodko bardka, wczepiając się w ramie Godivy, dyskretnie ją podszczypując, by ta nie zapominała o uśmiechu i wszechobecnej słodyczy. - Przybyłyśmy ze szlachetnymi kupcami, których zgodziłeś się podjąć. - Kobieta dygnęła, puszczając mężczyźnie oczko.
- Aaaa tak… dziękuję wielce.- uśmiechnął się kapitan, skłonił dziewczętom i rzekł do kupców.- Panowie.. chodźmy pogadać do karczmy. Zawsze lepiej się negocjuje przy piwie.
A miejscowy mężczyzna z którym kapitan negocjował, rzekł głośno.- Ej… a co z nami?
- No… jedna z tych dam jest kucharką. Ona dobierze przyprawy i składniki. Wydajcie jej w ramach wynegocjowanej ceny.
- Tak więc… która z was gotuje? - zapytał miejscowy handlarz drapiąc się po brodzie i spoglądając to na Godivę to na Chaayę. Smoczyca od razu wskazała na bardkę. A kapitan zdążył się już ulotnić z kupcami. Jeden problem z głowy, pojawił się za to następny.
~ Lece…. lece pędzeee! ~ Nvery wyskoczył spod schodka i pognał truchcikiem w kierunku Chaai.
- Ario zajmij się naszymi ubraniami - tancerka zwróciła się do niebieskiej, puszczając jej ramie i drapiąc się nerwowo po szyi. W tym czasie do jej buta dobiegł szczurek, piszcząc zawzięcie.
- Em… dobrze, chwileczkę - odezwała się do chłopa, kucając i biorąc gryzonia na ręce. - To… o co dokładnie chodzi?
- O jedzenie… ja dostarczę. Ale trzeba wskazać co… ryby, pieczywo, mięsiwo, trunki… ile trzeba i jakie. Nie wiem co panna… jakie potrawy panna pichci. - Podrapał się po głowie handlarz przyglądając się Chaai. Ta też się więc mu odruchowo przyjrzała. Parciane spodnie przepasane barwionym na kilka pstrokatych kolorów pasem. Rzeźnicki fartuch poplamiony nie tylko zaschniętą juchą. Skórzana kamizelka… i włosy wełniste na klatce piersiowej. Handlarz ubierał się skromnie zarówno jakościowo jak i pod względem ilości materiałów. Ale wyglądał na takiego co zna się na jedzeniu.
- Ach… dobrze, chwileczkę zastanowię się. - Uśmiechnęła się bardka, głaszcząc zdyszanego Nverego, który węszył w powietrzu ruszając wąsikami.
~ Ile osób i przez ile dni będzie do wykarmienia? Ten skład to dla nas? ~ Chaaya usadowiła zmienionego gada na ramieniu, kontaktując się telepatycznie z czarownikiem.
~ Dla załogi. Z tego co mi wspomniano... sześć osób włącznie z nami, na niecały tydzień w zależności jak szybko dopłyniemy ~ wyjaśnił Jarvis.
Chaaya podumała trochę obliczając wartości kilogramowe.
- No dobrze… możecie mi powiedzieć jak szerokim wachlarzem gatunkowym dysponujecie? Czy macie może suszone chilli, liście curry, imbir, czosnek, jeer… jer.. - Kobieta zacięła sie, nie wiedząc jak przetłumaczyć jedną z przypraw. Widać było, że się bije z myślami, aż w końcu zaskoczyła. - Kumin? Pieprz, sól, cynamon, kardamon, goździki, gałk…
~ Weź przestań bo się chłop zaraz zapadanie pod ziemię od natłoku informacji ~ sarknął gad na jej ramieniu, a tancerka szybko się zreflektowała i spłoszona, uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nooo…. ja oferuję raczej miejscowe przyprawy, ale za to te najlepsze. Spokojnie zastępują zamorskie przepłacone… dziwactwa. Chilli mamy, curry… imbir i błękitny imbir i szary imbir lepszy od kuminu. Pieprz czarny, biały, czerwony i wężowy też. Sól także mamy. Cynamon też. Goździki nie… ale suszony bagienny hiacynt jest od nich wyraźniejszy - zaczął wymieniać handlarz.
Bardka kiwała głową, jednym uchem słuchając sprzedawcę, drugim Nveryiotha. Po kilku chwilach zamówiła z pomocą mężczyzny odpowiedniego mięsiwa, warzyw i przypraw, pozwalających wykarmić załogę przez tydzień, a przy okazji za bardzo nie odbiegających od tego co Chaaya rozpoznawała lub potrafiła zrobić.


Chaaya westchnęła cicho przyglądając się łajbie z trudną do odgadnięcia miną. Po chwili bez słowa po prostu kiwnęła głową na znak zgody, bo w sumie… czy miała cokolwiek do gadania w tej kwestii?
~ Mnie się tam podoooba… ~ zaczął szczurek na jej ramieniu, skrupulatnie wyjadając jakąś mięsistą łodyżkę kwiatka, którego mu tancerka zerwała. ~ Bardziej mnie ciekawi… co my będziemy do jutra robić…
~ Nie obraziłabym się, gdybym mogła po prostu przeleżeć cały ten czas i nic nie musieć robić… ~ Kobieta nie pokazywała jak bardzo jest zmęczona, całą tą sytacją.
- Rozbijamy obóz, czy śpimy w karczmie? - zmieniła temat, zwracając się z uśmiechem do Jarvisa.
- Mamy klucze do dwóch kabin - rzekł w odpowiedzi czarownik wyciągając je. - Możemy się więc rozgościć na statku. Ja z pewnością muszę, bo się zobowiązałem. Ale mamy jeszcze dość pieniędzy by opłacić ostatnią noc na stałym lądzie.
- Tooo… ja i Chaaya w jednej, a ty w drugiej? - zapytała Godiva z dużym entuzjazmem podchodząc do tego pomysłu.
- To już zależy od Chaai, jak ona zdecyduje - odparł dyplomatycznie czarownik.
Bardka chciała być sama. Nie potrafiła jednak skazać zmęczonego Jarvisa na pastwę upierdliwej smoczycy. - Tą jedną noc możemy spać razem… - odparła spolegliwie, siląc się na uśmieszek. - Nveremu wystarczy but do spania, nie będzie nam przeszkadzał. - Odebrawszy jeden klucz do kajuty, weszła na pokład, rozejrzeć się i zaznajomić ze stateczkiem.
Tek okazał się dość mały i ciasny i drewniany i ubogi. Nie były to najlepsze warunki do podróżowania. Ale też nie dało się na nim zgubić. Kajuta była mała… ciasna… jednoosobowa. Niewygodna z małym łóżkiem i cóż… raczej poniżej wszystkich standardów. Na szczęście sam statek nie był przeznaczony do długich podróży i tydzień dałoby się przecierpieć. A Chaaya na razie została sama. Uradowana Godiva pognała gdzieś jeszcze pozwiedzać miasto i chłonąć widoki. Jarvis pojawił się na moment z pakunkami, po czym wspomniał bardce, że będzie w sterówce i również znikł jej z oczu.
Gryzon zeskoczył na łóżko niuchając zawzięcie i od czasu do czasu głośno kichając gdy jakiś pyłek lub kurz podrażnił jego różowe nozdrza.
Chaaya zabrała się za zagospodarowanie przestrzeni, choć… nie zajęło jej to wiele czasu, gdyż nie miała przy sobie nic… co mogłaby odłożyć. Wszystko miał na sobie Nveryioth. Odstawiwszy więc pakunki z ubraniami na bok, rozebrała się do naga i weszła na łóżko zwijając się w kłębek, nakrywając derką. Szczurek pobuszował trochę między jej nogami węsząc zawzięcie, gdyż ciało tancerki zupełnie inaczej pachniało w tejże formie, po czym ukontentowany ułożył się między piersiami i… oboje poszli drzemać.
Głośny śmiech i głośno kroki zwiastowały przybycie końca świata… marzeń sennych. Godiva wróciła. Nieco pijana. Jak się bowiem okazało, odkryła że mężczyźni stawiają kolejki ładnym kobietom. Usiadła obok śpiącej Chaai i z wesołym uśmieszkiem głaskała bardkę po głowie. Czule.
Pierwszy obudził się szczur, który po pewnym czasie wysunął nochal, a później pyszczek spod koca, dość blisko policzka Chaai. Orientując się, że to TYLKO Godiva, wlazł tancerce na policzek, a z policzka na ramię i siedziąc na tylnich łapkach, przecierał uszy i pozwalając wybudzić się dziewczynie z drzemki. Z pozoru wyglądało na to, że nie zwracał uwagi na dłoń niebieskiej, która była w dość małej odległości od niego.
~ Ugryze ją… ~ mruknął gniewnie i w tym samym przypuścił atak, ale… Chaaya słysząc oznajmienie, poruszyła się niespokojniej i gryzoń zamiast przepuścić lot na swą ofiarę, spierniczył na materac, łapkami do góry.
~ Ugryzłem. Prawie.
~ Taa… ~ Brązowowłosa popatrzyła na drugą kobietę, ziewając przeciągle.
- Późno jest? - spytała siadając i prostując nogi.
- Nooo… nie, aż tak byśmy nie poszły porozrabiać na mieście i potem uciec na mych skrzydłach. - Zaśmiała się pijacko Godiva, oczkami wędrując po krągłościach Chaai. - Ale dość późno… bo słońce już zaszło parę klepsydr temu.
- Nie tym razem Godivo… - odezwała się przepraszającym tonem bardka. - Może gdy dopłyniemy do miasta Jarvisa… - Chaaya zazwyczaj lubiła zwiedzać i poznawać nowych ludzi. Teraz jednak marzyła tylko i wyłącznie o śnie. Wprawdzie to była ważna noc dla smoczycy, która pierwszy raz mogła przechadzać się po mieście, a nie tylko obserwować je z poziomu zmysłów swego partnera, jednakże pech chciał… że ani ona, ani czarownik, ani nawet zielony smok nie byli aktualnie w “formie” by jej towarzyszyć i wspólnie się bawić.
- Jak się bawiłaś? Gdzie byłaś? - Tawaif postanowiła porozmawiać chwilę z niebieską, zanim nie spacyfikuje jej do snu.
- Noo… byłam na przykład… - I zaczęło się. Godiva się rozgadała opowiadając ze szczegółami swoje przygody, przypominając sobie każdy detal i każde wydarzenie. Ten entuzjazm pasował do Godivy, którą Chaaya znała… ta gadatliwość już mniej. Smoczyca nie była wszak taką paplą i dlatego zwróciło to uwagę Chaai. Bardka w końcu domyśliła się czemu Godiva gada o wszystkim co jej ślina na język przyniesie. Próbowała zająć myśli bardki czymś innym niż jej problemami ze Starcem i Nveryiothem. Próbowała poprawić humor Chaai.
Ten drobny gest sprawił, że dziewczyna uśmiechnęła się cieplej, chichocząc przy co zabawniejszych opisach. Nveryioth ułożył się w nogach, zwijając w kłębek i chyba znowu przesypiając, bo historie te zupełnie go nie interesowały, a udawanie groźnemu mu nie wychodziło i psuło ogólny image, jaki na siebie nałożył.
Chaaya dała ponieść się plotkom i rozmowie ze smoczycą, snując dalekosiężne plany na temat tego gdzie pójdą i czego nie zrobią gdy już dopłynął do miasta we mgle. W końcu jednak każda rozmowa musi się kiedyś skończyć, a zwłaszcza taka, która ciągnie się przez pół nocy i skończyć się nie może…
- Dobra… rozbieraj się i czas spać. Jutro wyruszamy - zaordynowała władczo tancerka.
Godivie nie trzeba było dwa razy mówić. Na jej obliczu pojawił się od razu lubieżny uśmieszek, a po chwili jej ubrania były rozrzucone po całej kajucie. Bo i Smoczyca nie przyswoiła sobie konceptu składania ubrań na kupkę. Goła od razu wskoczyła pod pled i przytuliła się zaborczo do bardki.
- Razem będzie nam cieplej. - Zachichotała i cmoknęła czule Chaayę w policzek, szyję… i na tym jej pomysłowość się skończyła, bo dała bardce spokój, nie zaczepiając jej bardziej.
~ Cholerna ptica… ~ rozległ się w głowie tancerki, złowieszczy pomruk, gdy Nvery zebrał się z ziemi po wcześniejszym wywaleniu w tak zwany komos, przez wskakującą pod pled niebieską. ~ Naszczam jej na gacie… ~ zawyrokował wrednie, oddalając się z cichym plaskiem bosych łapek o pokład.
- Dobrej nocy… - mruknęła Chaaya, kryjąc uśmiech w ramieniu smoczycy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline