03-01-2017, 11:14
|
#45 |
| - U-u-r-r-w-w-a-a! ! - Kalem wrzeszczał w rytm biegu (czy raczej - podskakiwania) Cycusia. - Sentine, ustrzel te niziołasy! Uli, siatka! Przeciąć siatkę!
Gdyby kapitan miał chwilę więcej czasu, cokolwiek użytecznego w ręce albo w ogóle sensowniejsze możliwości to zapewne wymyśliłby lepszy plan. Jednak w tamtym momencie nie radził sobie zbyt dobrze z presją (i chomikiem), więc niemalże wypalił pierwsze co mu przyszło do głowy.
- No dobra Cycuś, koniec zabawy! - Kalem starał się przywołać (teraz już mgliste) wspomnienia z jazdy konnej. Była raz w Svengardzie trupa cyrkowa z cudacznymi zwierzakami robiącymi różne sztuczki. Były wśród nich wierzchowce tak wyuczone, że każdy gest ich trenera potrafiły bezbłędnie odczytać i wykonać związaną z nim sztuczkę. Zafascynowany Kalem (jak i wszystkie dzieciaki ze Svengardu) zasypywał cyrkowców pytaniami o tresowanie takich zwierzaków. Oczywiście związane z tym były usilne prośby do rodziców by kupili dziecku konika, pieska albo łasicę, jednak dla Kalema największym przeżyciem była wtedy przejażdżka na koniu i (prawie bez wysiłku) zmuszanie go do różnych sztuczek, zgodnie z tym co pokazywał mu treser.
Teraz zaś przyszło mu przywołać te wspomnienia siedząc na grzbiecie gigantycznego chomika. Pamiętał, że najważniejsze w zmuszeniu zwierzęcia do skoku było zdecydowane szarpnięcie w górę - wtedy ponoć nawet najmniej pojętna istota rozumiała w którą stronę należy się przemieścić, by ból związany z szarpnięciem ustał. W tym przypadku szarpnięcie w górę (wraz z ruchem łydkami) miał zasugerować, że zwierzę ma skoczyć do góry.
Kalem usadowił się najlepiej jak potrafił - chwycił pewnie kłęby futra po prawej i lewej swojej stronie, nogami wbił się szeroko w boki chomika i - ile sił dał mu ojciec w mięśniach - szarpnął do góry kiedy chomik był już bardzo blisko siatki.
-Cycuś, skaaaacz! - Zaryczał. |
| |