Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2017, 17:20   #72
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ugh… nie było łatwo zapomnieć smaku ust czarownika. Tak jak i ciężko było wyprzeć z pamięci linie na jego muskularnym ciele. Widok który z niezrozumiałych przyczyn nie chciał być zapomnianym. Ani chybi magia Ruchacza, który z pewnością planował dobrać się do jej krągłości… w końcu już znalazła się w jego łóżku! Toteż… ta wyprawa we dwoje mogłaby się okazać randką. Taką z rozkładanym kocykiem na i butelką wina i próbą sięgnięcia pod spódnicę przez męską dłoń… brrrr.
Niemniej ta wizja blakła w porównaniu z faktem zostania sam na sam w zamku z pewną chutliwą kapłanką.
Przy niej Ruchacz był całkiem znośną odmianą.


A kąpiel przynosiła ulgę i zapomnienie… prawie. Bowiem służkom dbającym o wygody szlacheckiej kochanicy usta się nie zamykały. A wszak plotkować było o czym. Większość nazwisk umykało uwadze Eshte, która wszak wścibska nie była. Toteż nie zapamiętała kto z kim, gdzie i o co…
Jednakże mimowolnie zapoznawała się z sytuacją w zamku. A ta była napięta… bowiem napaść strzyg nie udało się ukryć. I rodziła plotki. Mnóstwo plotek i spekulacji.
Oczywistym było że pojawienie się tych nieumarłych służek powiązano z obecnymi wydarzeniami w mieście, jak i nie pokazywaniem się panny młodej. Czy była martwa? Czy została napadnięta przez strzygi i wyssana?
Nikt tego nie wiedział. Ale takie przypuszczenia powodowały, że zwłaszcza rodzina panny młodej chciała zobaczyć swą krewną. Co gorsza… strzygi wiązano też z dawnym panem tych ziem. Wampirem który czterdzieści lat temu zawładnął okolicą. Pojawienie się ich służek miało być dowodem na to, że nie został on ubity. Że tkwi uwięziony gdzieś pod zamkiem, lub co gorsza… już się wydostał ze swego więzienia i grasuje po zamku. Pocieszającym nieco dla elfki był fakt, że wczoraj ubito jeszcze jedną ze strzyg. Szkoda tylko, że ostatnia zdołała zbiec.
Brrr… nieprzyjemne wizje. Nic więc dziwnego że goście weselni domagali się odpowiedzi i stanowczych działań ze strony ich gospodarza, Ughtera von Gerstein. A on wyraźnie tracił kontrolę nad sytuacją.
A Eshte… pewnie by z dużym uśmiechem słuchała tych plotek. Była wszak bowiem niechętnie nastawiona do szlachetnie urodzonych osób, zwłaszcza jeśli były one sknerami słabo opłacającymi artystów.
Niestety dobry humor elfki był psuty przez fakt, że sama tkwiła w środku tego całego bałaganu jako kochanica Thaaneekrysta.
Dlatego dla odmiany miała nadzieję że Ugthuś uporządkuje sprawy na zamku i w mieście, złapie i zabije Pierworodnego (bez pomocy kuglarki oczywiście), wampira, strzygi… Kibicowała tutejszemu władyce choć głównie z uwagi na bezpieczeństwo własnego kuperka.
I wydawało się, że coś tam gospodarz planuje skoro zawezwał przywódców najważniejszych rodów na zamkniętą naradę po południu.


Spoglądał na nią… wprost na nią. Duży, masywny i pozbawiony jakiegokolwiek urok. Gryf Thaanekryysta.
Z bliska wydawał się jeszcze większy, a jego masywne łapy gotowe do malowniczego urwania łba każdemu kto mu się nie spodobał. Na przykład utalentowanej elfiej kuglarce. Tym bardziej że wpatrywał w nią swe żółte ślepia.. z wyraźną podejrzliwością.


Gryf czarownika miał rogi, i kolczaste wyrostki na dziobie. Oraz kolce w ogonie. Prawdziwie bojowa bestia.
Mimo to był dość spokojny, gdy czarownik go siodłał. Tylko czemu wpatrywał się w Eshte jakby była jego następną kolacją?
- Gotowa do drogi?- usłyszała. W teorii była gotowa. Miała na sobie swój wygodny artystyczny strój, a nie te nieporęczne suknie jakie nosiły arystokratki. Była gotowa do drogi… chyba?
- Gotowa?- Tancrist powtórzył pytanie.
-Nooo... ale... -zaczęła Eshte niepewnie, spode łba spoglądając na bestię. W szczególności skupiając się na na jej groźnie pobłyskującym dziobie. Uh, potrafiła sobie wyobrazić, jak oblizywałby się na widok biednego i przestraszonego Skel'kela. Dobrze, że zostawiła futrzaczka w komnacie czarownika. Sama jednak nie mogła się nacieszyć takim poczuciem bezpieczeństwa -Ale czy ten Twój pieszczoszek wie, że nie jestem jego przekąską? Bo wygląda na takiego, który z chęcią skubnąłby elfie paluszki na śniadanie..
- Możliwe, że miałby ochotę cię rozerwać. Masz znamię pierworodnego i resztki duszy demona. A on jest wyszkolony do zabijania stworzeń mroku… Ty podobnie mu cuchniesz, ale nie martw się.Razorbeak jest moim wierzchowcem od lat dziecinnych. Ufa moim osądom i jeśli pozwolę ci na niego wsiąść, to krzywdy ci nie zrobi.-
wyjaśnił czarownik czule klepiąc bestię, po muskularnym grzbiecie. Czują tą pieszczotę gryf, zamruczał jak duży kot, bardzo duży kot… co nie zmieniło faktu, że nadal spoglądał na elfkę jak na dużą i tłustą mysz.
Kuglarka widać wcale nie czuła się przekonana słowami czarownika, bo i bestii odpowiedziała swym własnym, dość nieprzychylnym spojrzeniem.
- Jestem przywiązana do moich palców... - zamarudziła tylko krótko, nim dłonie otulone rękawiczkami wsparła buńczucznie na swych biodrach. A choć tym razem jej wzrok prześlizgnął się na czarownika, to wcale nie czyniło iskierek w jej oczach wiele bardziej.. przyjaznymi niż w stosunku do gryfa. Tyle, że tym razem przeważały w nich krnąbrność i złośliwość, kiedy pytała -A to często on nosił na swym grzbiecie wydelikacone tyłeczki okolicznych damulek? Masz łatwy i skrzydlaty sposób na zaimponowanie im, co?
- Nie. Ty będziesz pierwsza. Nie miały dość śmiałości. Oczywiście jeśli i ty masz pietra…-
czyżby ten złośliwy czarownik zasugerował, że strach ją obleciał ?! No może odrobinkę, bo jego “rumak” nie wzbudzał zaufania. Ale przecież mu się do tego nie przyzna.
-Pietra? Ja? -Eshte wydała z siebie prychnięcie nieprzyjemne dla ucha, tym sposobem komentując idiotyczne pomysły szlachcica -W końcu to ja chciałam pożyczyć od Ciebie tego.. słodziaczka, aby wykorzystać go w moim występie, pamiętasz? Na pewno się dogadamy.
Chcąc udowodnić swą odwagę, bądź.. głupotę wymieszaną z gwałtownością, elfka zbliżyła się do gryfa. Bardzo szerokim łukiem, z daleka omijając jego dziób i szpony. Następnie poklepała go przyjacielsko, ale tylko po siodle założonym przez czarownika. Właściwie to miała nadzieję, że bestyjka nawet tego nie poczuła.
Ni to parsknięcie, ni to prychnięcie wydała z siebie bestia, po czym machnęła kolczastym ogonem na boki nerwowo.
Zerknęła za siebie wprost na kuglarkę, trudno powiedzieć czy gniewnie czy pogardliwie. Tymczasem Tancrist wsiadł szybko na grzbiet swego “rumaka” i podał dłoń Eshte.- To jak.. wolisz siedzieć z przodu czy z tyłu?
Eshte nie potrzebowała dłuższej chwili do namysłu, bo i odpowiedź sama się szybko nasuwała -Z przodu!
Bądź co bądź nie chciała, aby czarownik swymi plecami zasłaniał jej co najlepsze widoki, kiedy będą lecieli wysoko na tej bestii. Jeśli już była zmuszona do towarzyszenia mu w tych poszukiwaniach korzonków, to chciała wyciągnąć z tego jak najwięcej korzyści. Poza tym, co równie ważne, siedząc z przodu nie będzie zmuszona do.. uh, obejmowania Ruchacza, prawda? Choć ciężko jej było stwierdzić, czy nie było gorszym czucie jego lepkich dłoni na swoim zwinnym ciałku.
-Tylko trzymaj łapska przy sobie! -pogroziła zatem, na dodatek odganiając od siebie jego dłoń. Nie mogłaby się przecież nazywać akrobatką, gdyby nie potrafiła samodzielnie wsiąść na tego zwierzaka!
- Tylko nie spadnij, bo droga w dol będzie daleka.- rzekł pol żartem pol serio Tancrist, gdy kuglarka już usadowiła się na zwierzaku. I gdy opuścili stajnię. Wtedy gryf zamachnął skrzydłami wzniecając tumany kurzu i ze świstem błyskawicznie poderwał się w górę. A Eshte życie przeleciało przed oczami wraz ze zmniejszającym się pod nimi zamkiem.Dopiero gdy wznosili się nad nim krążąc powoli kuglarka zorientowała się że ciągle krzyczy i że Ruchacz trzyma ją jedną ręką w pasie.
- Wszystko w porządku? Możemy lecieć dalej?- zapytał.
-T..tak.. tak.. tak, tak. Tak! -potwierdzała elfka trochę zbyt gorliwie, aby w pełni można było zawierzyć, że ten lot nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Oj zrobił, i to niemałe. Nie miała lęku wysokości, lecz dotąd spoglądała z góry tylko chodząc po rozciągniętej linie lub siedząc na grzbiecie Brid'a. I żadne z tych doświadczeń nie sprawiało, że kręciło jej się w głowie, przyciskała się do karku zwierzęcia, czy krzyczała wniebogłosy. Oh, jej fantazyjne przekleństwa musiały przelecieć nad miastem w dole, niczym wyjątkowo obelżywa spadająca gwiazda.
-Tylko.. tylko sprawdzałam, czy na pewno mnie utrzymasz.. -wytłumaczyła się tak bardzo przekonująco, kiedy już zdołała się bezpiecznie wyprostować. Jak bestia szybowała, to wcale nie było tak strasznie. Eshte nawet odważyła się zerknąć przez ramię na czarownika i skinąć główką z satysfakcją -Poszło Ci nie najgorzej.

Chwilę potem… krzyczała… piszczała. Głośno… i radośnie.
Gryf kierowany dłońmi czarownika przecinał powietrze jak strzała. Wiatr uderzał w postać kuglarki, świat umykał nisko pod nogami. Ręce… ręka szeroko rozłożoną machała, drugą musiała trzymać kapelusz.
Ten lot był prawdziwą frajdą. Zupełnie nie rozumiała czemu żadna z paniuń Ruchacza nie wymogła na nim takiej powietrznej przejażdżki.
To było lepsze niż przejażdżka na Brid'zie ( właściwie to o wiele lepsze zważywszy na to że Brid' nie lubił galopu)... no i Brid’ nie odpowiadał , gdy go pytała. A czarownik cierpliwie wysłuchiwał jej pytań, gdy palcem wskazywała mu różne interesujące ją obiekty pod nimi.
To była nawet przyjemność, tak lecieć… nawet znosić to, że ją jedną ręką obejmował w pasie. Tym razem łaskawie tolerowała jego bliskość, zwłaszcza że zapach jego piżmowych pachnideł przyjemnie ją uspokajał. Jakoś czuła się bezpieczna… i dzięki temu w pełni mogła się poświęcić rozkoszy lotu i ignorowaniu jego obecności pomiędzy kolejnymi pytaniami i odpowiedziami.


Wszystko ma swój koniec, bo też i czarownik zaczął kołować swym gryfem nad polanką upstrzoną głazami niczym ogromnymi końskimi bobkami.


Dla Eshte nie było w nich nic ekscytującego ani intrygującego. Ot kupa kamieni w środku lasu. Mijali zdecydowanie ciekawsze miejsca podczas tej podróży. Niemniej Tancrist wyraźnie obniżał lot i w końcu wylądowali pośrodku tego...gruzowiska.
Bestia od razu z niego wyleciała, a Ruchacz wyciągnął sztylet i zaczął szukać roślinek. Zaś sama Esthe… poczuła.


Poczuła, a nie usłyszała melodię. Poczuła jak wibrują kamienne głazy dookoła niej, jak owa melodia przepływa przez jej ciało. I było to cudowne uczucie potęgi.
Lęk wszelki od niej uciekł. Nie bała się już strzyg i Pierworodnego. Gdy ich tylko napotka to spopieli ich, ot co! Czuła się tutaj wszechpotężna, czuła wypełniona mocą, czuła że mogłaby wyczarować wszystko. Jednym palcem tworzyć gigantyczne iluzje, ujarzmiać potwory. Jedyne co jej przeszkadzało to… ubranie. Nagle jej ciuchy zrobiły się ciasne. Dusiła się we własnym stroju. Miała ochotę go z siebie zedrzeć, każdy fragment, każdą nitkę. Odrzucić od ciebie całą tą… cywilizację.
- Eshte… No tak. Powinienem to przewidzieć.- usłyszała za sobą głos Tancrista. No tak. On też tu był. Spojrzała na niego i… nie mogła się zdecydować czy go posiąść czy zabić. Zapewne jedno i drugie w odpowiedniej kolejności.
Natomiast była pewna, że i on nie powinien paradować tu w ubraniu. To nie było miejsce dla wytworów cywilizacji! Tu panowała Natura!
- Postaraj się skupić na sobie i swojej przeszłości i wyjdź poza krąg mehnirów jak najszybciej. Im dłużej tu będziesz, tym bardziej potęga Dzikuna tobą zawładnie. Pospiesz się, albowiem czas ucieka.- mówił czarownik spokojnym tonem, ale czy to wystarczy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem