Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2016, 17:43   #71
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zerknęła na Thaaaneeekryyysta, a że niedawny sen był jeszcze świeży w jej myślach, to widok półnagiego mężczyzny znów przywołał rumieniec na elfich policzkach. Szczęśliwie, on tego nie mógł zobaczyć zza dłoni zasłaniającej oczy. Przez chwilę też poczuła coś, co omyłkowo mogła wziąć za.. troskę, lecz tak naprawdę było tylko dbaniem o własne interesy. Podrapała się po karku w miejscu, gdzie szyja łączyła się z czupryną włosów, dodając przy tym - Ale z Ciebie też nie będzie żadnego pożytku, jeśli nie nabierzesz sił. Śpij, a ja pójdę do mojej komnaty, poczekam na śniadanie albo.. zmyję z siebie wczorajsze atrakcje.

- Ze mnie wiele pożytku jest w łożu.
- czarownik usiadł, co tylko podkreśliło fakt jego nagiego torsu.- Tyle że tobie brak ciekawości i śmiałości, by z tej sytuacji skorzystać.
Zaśmiał się wesoło i nachylił się ku kuglarce, by dłonią potargać pieszczotliwie jej czuprynę.- Zrób tak, jesteś nadal gościem zamku, skorzystaj więc z tego.
I podążając za radą kuglarki położył się spać.

Dmuchnięciem Eshte odgoniła niesforny kosmyk, który wskutek działań mężczyzny opadł na jej twarz i denerwował swą obecnością. Potem jeszcze palcami przeczesała dziką burzę swych włosów, co jednak niewiele pomogło w ich ujarzmieniu. Przy tym pomocny był tylko odpowiednio mocny grzebień.
Z niezadowoleniem wbiła spojrzenie w plecy Thaaaneekryyysta. Przecież przez dłuższą chwilę próbowała „skorzystać z sytuacji”, na co on był zwyczajnie obojętny. Jakże teraz miał czelność zarzucać jej brak śmiałości, a w szczególności ciekawości?! Nie sposób jej było odmówić ciekawości. A już tym bardziej zawziętości w próbach jej zaspokojenia.

Najpierw jej czupryna wychynęła znad pleców śpiącego szlachcica. Następnie końcówki spiczastych uszu, aż w końcu twarzyczka nosząca znamiona wielu lat złośliwości. Szacowny swój palec wskazujący uniosła, by znów nim dotknąć jedną z linii tatuażu wijącego się po jego ramieniu. Towarzyszyło temu kolejne magiczne słowo, jak w nadziei, że może zadziała tak na odchodne -Zaświeć się.

To co się wydarzyło chwilę potem przeszło elfie pojęcie. Tatuaż… nie zaświecił się, za druga dłoń czarownik zacisnęła się na nadgarstku kuglarki i Tancrist pociągnął kuglarkę za rękę. Reszta rozmyła się nagłej przewrotce Eshte, która wylądowała plecami na łóżku przyciśnięta do niego ciężkim torsem rozbudzonego Ruchacza.

-No i się doigrałaś.- szepnął tuż przy jej obliczu uśmiechając się łobuzersko i… pocałował ją. Mocno i namiętnie, zaborczo i figlarnie, zarazem muskając wargi elfki czubkiem języka. A oszołomiona Eshte nie była w stanie się bronić, zaskoczona całym obrotem sytuacji, jak i gorącym zetknięciem ich warg. Nie była w stanie zrobić nic, poza smakowaniem tego pocałunku.

-Dostałaś co chciałaś.- mruknął w końcu Ruchacz odsuwając się od zdezorientowanej tą napaścią elfki, uwalniając ją od swego ciężaru. - A teraz zmiataj z mojej sypialni… chcę się wyspać.

Znów czerwień wypłynęła na skórę kuglarki.
I te końcówki spiczastych uszu, co to zaledwie chwilę wcześniej ostro unosiły się ku górze znad pleców Thaaaneeekryyysta. I smukły palec wskazujący, ten sam, co to najwyraźniej pozbawiony był magicznej mocy będącej w stanie zamienić czarownika w statuę rozświetloną błękitnym blaskiem. Zresztą, gęstej czuprynie zapewne też niewiele brakowało, aby fiolet jej kosmyków przemienił się w żywy ogień. A choć i jej twarzyczka nabrała wyraźnych rumieńców, to również wykrzywiła w nieładnym grymasie, jak gdyby kuglarka bliska była wybuchnięcie płaczem. Bądź.. wymiotami, co było o wiele bardziej prawdopodobne, skoro cały czas czuła na ustach posmak pocałunku mężczyzny.

-Obrzydliwe! -warknęła wściekle, po wcześniejszym przetarciu swych warg dłonią. Tą samą, którą następnie zacisnęła w piąstkę i wymierzyła szlachcicowi siarczyste uderzenie w ramię. Napotkała twarde mięśnie, lecz liczyła na to, że pozostawi mu siniaka, takiego paskudnie zielono-fioletowego. Pamiątka po drobnej elfce, z której lubił się tak naigrawać.

Skoczyła na równe nogi, pod pachę chwytając zaspanego Skel'kela. Nie szczędząc czarownikowi wyzwisk, a tych miała w zanadrzu wręcz zatrzęsienie przeznaczonych wyłącznie dla niego, ruszyła ku wyjściu z komnaty.
Teraz to już nie tylko musiała zmyć z siebie wspomnienia wczorajszych atrakcji, ale również dokładnie wyszorować zęby i usta. Najlepiej mocną gorzałą, po której już nic nie będzie czuła. Nigdy.





***





Wczoraj była z Eshte niezwykle pracowita pszczółka!
Nie tylko przez cały dzień i wieczór ratowała tyłek Thaaneeekryyysta przed przeróżnymi potworami, ale także idealnie odgrywała arystokratyczną damulkę na balu, co wiązało się z niezwykle męczącym chodzeniem na wysokich obcasach i gorsetem ściskającym jej żebra. Nie wspominając już o mięśniach jej twarzyczki, które ciągle musiała napinać w sztucznych uśmieszkach oraz słodko fałszywych, idiotycznie brzmiących chichotach. Dobrze, że miała wzór w postaci innych szlachcianek oraz samej Paniuni. Tej, której również tego samego dnia utarła idealnie upudrowany nosek. I to dwa razy!
Jeśli za to wszystko nie należała jej się odpowiednia nagroda, to już nie wiedziała za co innego. Postanowiła więc sama zadbać o nagrodzenie samej siebie z rana.

Nakazała ( akurat ten aspekt wielkopańskiego życia wychodził jej całkiem nieźle ) służkom przygotować dla siebie gorącą kąpiel w łaźni przynależącej do komnat czarownika. Idealnie się sprawiły, tak jak i poprzednim razem. To dzięki nim Eshte teraz leżała bezwstydnie rozwalona w olbrzymiej wannie wypełnionej po brzegi wodą.. właściwie to poza nią także. W pewnym momencie do jej spiczastych uszek doleciały odgłosy dobijania się do drzwi oraz jakieś nawoływania, którym jednak nie poświęciła większej uwagi. Musiały być jakieś prostaki, ot co. A ona ani myślała kogoś wpuszczać do środka i pokazywać się nago. Może w Graubrgu było zwyczajem, aby kąpać brać.. uh, publicznie, w cudzym towarzystwie, ale ona w takim razie była ponad takie wymysły! Zboczuchy jedne.

Przyjemnie rozluźniona, ręce szeroko rozłożyła i oparła je o wannę we władczym wręcz geście. Gęsta piana sięgała jej prawie do podbródka, za co mogła dziękować samej sobie oraz tym wszystkim pachnącym olejkom jakie wlała do wody. Nie można było zostawiać tak fikuśnych buteleczek w pobliżu Eshte, bo ta bez większej subtelności mieszała ze sobą ich zawartość, tworząc unoszącą się w powietrzu prawie zabójczą kompozycję zapachową. Pewno niejedną damulkę o wrażliwym nosku przyprawiłaby o omdlenie. Najgorsze jednak, że to nie było jedyne co wypełniało łaźnię swym silnym aromatem.






Pomieszczenie było lekko siwe od aromatycznego ziela, jakie kuglarka popalała sobie z błogością. Czasem ten dym opuszczający jej usta przyjmował fantastyczne kształty pływające ponad jej głową – ptaki, statki o rozłożystych żaglach, figlarne fajkowe liski. Proste uciechy, a zarazem jedne z nielicznych sztuczek jakimi mogła jeszcze się cieszyć bez zwijania się z bólu. Chrzaniony demon z uliczki odebrał jej wiele radości z życia. A Thaaaneeekryyyst obecnie wcale nie pomagał jej odzyskać.
Czasem też tworzyła z dymu zwykłe kółka, raz większe, raz mniejsze. Do tego akurat nie potrzebowała magii, a jedynie odpowiednio układające się wargi. A czasem tak zwyczajnie pozwalała spomiędzy nich spłynąć siwej chmurze, ku niemałemu podekscytowaniu Skel'kela. Pieszczoszek nie był tak skory do moczenia w wodzie swego miękkiego futerka, więc bezpiecznie owinął się wokół jej szyi, skąd chciwie wyciągał pyszczek ku aromatowi tytoniu. Biedaczek, przez nieuwagę swoją, elfki oraz gnoma musiał uczestniczyć w polowaniu ruchaczowej rodzinki na strzygi. Któż wiedział, czego tam lisek doświadczył, co był zmuszony zobaczyć swoimi paciorkowatymi oczkami! Jemu niewiele mniej niż samej kuglarce, należał się całkiem zasłużony odpoczynek. I dlatego rozpieszczała go coraz to kolejnymi podmuchami dymu.

A dla Eshte kąpiel nie była jedynym luksusem, na jaki pozwoliła sobie z rana. O nie.
Na filigranowym, niepotrzebnie zdobnym stoliczku stojącym tuż koło wanny znajdowała się piętrowa patera. Pusta, lecz okruszki oraz pozostałości słodkiego kremu świadczyły o tym, że wcześniej musiały zostać na niej przyniesione kawałki ciast i ciasteczka, zanim.. zanim w całości zniknęły w prawie bezdennym brzuszku kuglarki. Zasłodziła się tak bardzo, że zdołała w końcu zapomnieć o smaku ust Ruchacza. I jakże było to przyjemniejsze rozwiązanie niż wypalanie swego języka i warg gorzałą.

Objadanie się słodkościami w przesadnie pachnącej, gorącej kąpieli. Elfka nie mogła sobie wyobrazić niczego bardziej szlachciurkowego... no, może arystokraci to jeszcze lubili być ręcznie karmieni takimi pysznościami, ale ona wolała samotny pobyt w łaźni. Z pewnością nie byłoby to łatwe, ale jakoś, z niezwykłym trudem, mogłaby się przyzwyczaić do takiego życia pośród zamkowych ścian. Gdyby miała nieszczęście urodzić się w jakiejś bogatej, ludzkiej rodzince o błękitnej krwi i z dupami noszonymi wyżej od zwykłych śmiertelników, to każdego dnia zażywałaby podobnej kąpieli. W przeznaczonej dla siebie łaźni posiadałaby całe półki wypełnione buteleczkami z pieniącymi się płynami, z pachnącymi olejkami do ciała i słoiczkami wypełnionymi.. jakby wielokolorowym, kryształowym piaskiem, który najpierw uwierał w pośladki zanim w pełni rozpuszczał się w wodzie. Codziennie używałaby, w zależności od swego kaprysu, może zaledwie jeden pojemniczek, może trzy, może pięć, a może wszystkie. A zadaniem służek byłoby napełnianie ich znowu każdego dnia. Panieneczka hrabina księżna von Meryel w końcu zaczęłaby pachnieć tymi wszystkimi kwiatami, co wcale nie powstrzymałoby jej przed braniem kąpieli każdego kolejnego poranka. Ah, cóż to byłoby za życie!

Teraz może i ono nie było najgorsze, ale z całą pewnością nie rozpieszczało kuglarki, wbrew temu co się mogło wydawać w cieplutkiej łaźni.
Nawet w najmniejszym stopniu nie była podekscytowana pomysłem Thaaaneeekryyysta o opuszczeniu bezpiecznych murów zamku. Nie po to się męczyła zabawiając Arissę i kończąc z nią dzień w jednym łożu, aby teraz on swoim jaśniepańskim kaprysem narażał ją na spotkanie z Pierworodnym w jakiejś dziczy. Dziczy! Może i jej uszy były spiczaste, ale wcale nie czuła się lepiej wśród drzew czy kwiatów. Jeśli czarownik oczekiwał, że znalazł sobie pomoc do poszukiwań ziół, to się grubo pomylił. Otwarcie wyśmiałaby go i została na cały dzień w wannie, gdyby tylko wszelkie okoliczne potwory nie oczekiwały okazji do rzucenia się na nią. Bała się? Nie, nie. Wcale nie. Jedynie zamierzała wykorzystać jego towarzystwo, bo jak dotąd całkiem nieźle trzymał demony i wampióry daleko od niej... pomijając naturalnie te dwa ( ! ) przypadki, kiedy to ona musiała ratować jego delikatny tyłek. Oh, a może.. może on tak bardzo naciskał na zabranie jej ze sobą, bo sam się bał i potrzebował mieć przy sobie silną, pilnującą go dłoń elfki? No, to wyjaśniałoby wiele.
Miała tylko nadzieję, że nie zmusi jej do ubrania jednej z tych przesadnie falbaniastych sukien. Piękne były, Eshte z chęcią przerobiłaby je na swoją własną kuglarską modłę, ale nie wyobrażała sobie w takich gdziekolwiek lecieć na tym jego potwornym gryfie. Niepraktyczne były, stworzone tylko aby ładnie się prezentować, a przy najmniejszym ruchu plątały się między nogami. Idealne dla tych damulek, których jedynym obowiązkiem w życiu jest siedzenie i prezentowanie swych dóbr przed szlachcicami.

To jej przypomniało, że nie wzgardziłaby masażem swego ciała, które obecnie po gorsecie, wszystkich ciasnych wiązaniach i wysokich obcasach było niewiele mniej obolałe niż po siermiężnych treningach akrobatycznych. O tak, intensywny masaż był teraz pożądany przez kuglarkę. Jednakże w zamku nie było nikogo, komu ufałaby na tyle, by powierzyć w jego lub jej ręce swoją nagość. Nie, nie, odnosiła zbyt paskudne wrażenie, że każdy szlachciurek, kapłanka i nawet służka tylko czekali, aby ją sobie pomacać! Już wolała porzucić to swoje skromne marzenie, zamiast spełnić wyuzdane pragnienia jakichś rozpustników!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-01-2017, 17:20   #72
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ugh… nie było łatwo zapomnieć smaku ust czarownika. Tak jak i ciężko było wyprzeć z pamięci linie na jego muskularnym ciele. Widok który z niezrozumiałych przyczyn nie chciał być zapomnianym. Ani chybi magia Ruchacza, który z pewnością planował dobrać się do jej krągłości… w końcu już znalazła się w jego łóżku! Toteż… ta wyprawa we dwoje mogłaby się okazać randką. Taką z rozkładanym kocykiem na i butelką wina i próbą sięgnięcia pod spódnicę przez męską dłoń… brrrr.
Niemniej ta wizja blakła w porównaniu z faktem zostania sam na sam w zamku z pewną chutliwą kapłanką.
Przy niej Ruchacz był całkiem znośną odmianą.


A kąpiel przynosiła ulgę i zapomnienie… prawie. Bowiem służkom dbającym o wygody szlacheckiej kochanicy usta się nie zamykały. A wszak plotkować było o czym. Większość nazwisk umykało uwadze Eshte, która wszak wścibska nie była. Toteż nie zapamiętała kto z kim, gdzie i o co…
Jednakże mimowolnie zapoznawała się z sytuacją w zamku. A ta była napięta… bowiem napaść strzyg nie udało się ukryć. I rodziła plotki. Mnóstwo plotek i spekulacji.
Oczywistym było że pojawienie się tych nieumarłych służek powiązano z obecnymi wydarzeniami w mieście, jak i nie pokazywaniem się panny młodej. Czy była martwa? Czy została napadnięta przez strzygi i wyssana?
Nikt tego nie wiedział. Ale takie przypuszczenia powodowały, że zwłaszcza rodzina panny młodej chciała zobaczyć swą krewną. Co gorsza… strzygi wiązano też z dawnym panem tych ziem. Wampirem który czterdzieści lat temu zawładnął okolicą. Pojawienie się ich służek miało być dowodem na to, że nie został on ubity. Że tkwi uwięziony gdzieś pod zamkiem, lub co gorsza… już się wydostał ze swego więzienia i grasuje po zamku. Pocieszającym nieco dla elfki był fakt, że wczoraj ubito jeszcze jedną ze strzyg. Szkoda tylko, że ostatnia zdołała zbiec.
Brrr… nieprzyjemne wizje. Nic więc dziwnego że goście weselni domagali się odpowiedzi i stanowczych działań ze strony ich gospodarza, Ughtera von Gerstein. A on wyraźnie tracił kontrolę nad sytuacją.
A Eshte… pewnie by z dużym uśmiechem słuchała tych plotek. Była wszak bowiem niechętnie nastawiona do szlachetnie urodzonych osób, zwłaszcza jeśli były one sknerami słabo opłacającymi artystów.
Niestety dobry humor elfki był psuty przez fakt, że sama tkwiła w środku tego całego bałaganu jako kochanica Thaaneekrysta.
Dlatego dla odmiany miała nadzieję że Ugthuś uporządkuje sprawy na zamku i w mieście, złapie i zabije Pierworodnego (bez pomocy kuglarki oczywiście), wampira, strzygi… Kibicowała tutejszemu władyce choć głównie z uwagi na bezpieczeństwo własnego kuperka.
I wydawało się, że coś tam gospodarz planuje skoro zawezwał przywódców najważniejszych rodów na zamkniętą naradę po południu.


Spoglądał na nią… wprost na nią. Duży, masywny i pozbawiony jakiegokolwiek urok. Gryf Thaanekryysta.
Z bliska wydawał się jeszcze większy, a jego masywne łapy gotowe do malowniczego urwania łba każdemu kto mu się nie spodobał. Na przykład utalentowanej elfiej kuglarce. Tym bardziej że wpatrywał w nią swe żółte ślepia.. z wyraźną podejrzliwością.


Gryf czarownika miał rogi, i kolczaste wyrostki na dziobie. Oraz kolce w ogonie. Prawdziwie bojowa bestia.
Mimo to był dość spokojny, gdy czarownik go siodłał. Tylko czemu wpatrywał się w Eshte jakby była jego następną kolacją?
- Gotowa do drogi?- usłyszała. W teorii była gotowa. Miała na sobie swój wygodny artystyczny strój, a nie te nieporęczne suknie jakie nosiły arystokratki. Była gotowa do drogi… chyba?
- Gotowa?- Tancrist powtórzył pytanie.
-Nooo... ale... -zaczęła Eshte niepewnie, spode łba spoglądając na bestię. W szczególności skupiając się na na jej groźnie pobłyskującym dziobie. Uh, potrafiła sobie wyobrazić, jak oblizywałby się na widok biednego i przestraszonego Skel'kela. Dobrze, że zostawiła futrzaczka w komnacie czarownika. Sama jednak nie mogła się nacieszyć takim poczuciem bezpieczeństwa -Ale czy ten Twój pieszczoszek wie, że nie jestem jego przekąską? Bo wygląda na takiego, który z chęcią skubnąłby elfie paluszki na śniadanie..
- Możliwe, że miałby ochotę cię rozerwać. Masz znamię pierworodnego i resztki duszy demona. A on jest wyszkolony do zabijania stworzeń mroku… Ty podobnie mu cuchniesz, ale nie martw się.Razorbeak jest moim wierzchowcem od lat dziecinnych. Ufa moim osądom i jeśli pozwolę ci na niego wsiąść, to krzywdy ci nie zrobi.-
wyjaśnił czarownik czule klepiąc bestię, po muskularnym grzbiecie. Czują tą pieszczotę gryf, zamruczał jak duży kot, bardzo duży kot… co nie zmieniło faktu, że nadal spoglądał na elfkę jak na dużą i tłustą mysz.
Kuglarka widać wcale nie czuła się przekonana słowami czarownika, bo i bestii odpowiedziała swym własnym, dość nieprzychylnym spojrzeniem.
- Jestem przywiązana do moich palców... - zamarudziła tylko krótko, nim dłonie otulone rękawiczkami wsparła buńczucznie na swych biodrach. A choć tym razem jej wzrok prześlizgnął się na czarownika, to wcale nie czyniło iskierek w jej oczach wiele bardziej.. przyjaznymi niż w stosunku do gryfa. Tyle, że tym razem przeważały w nich krnąbrność i złośliwość, kiedy pytała -A to często on nosił na swym grzbiecie wydelikacone tyłeczki okolicznych damulek? Masz łatwy i skrzydlaty sposób na zaimponowanie im, co?
- Nie. Ty będziesz pierwsza. Nie miały dość śmiałości. Oczywiście jeśli i ty masz pietra…-
czyżby ten złośliwy czarownik zasugerował, że strach ją obleciał ?! No może odrobinkę, bo jego “rumak” nie wzbudzał zaufania. Ale przecież mu się do tego nie przyzna.
-Pietra? Ja? -Eshte wydała z siebie prychnięcie nieprzyjemne dla ucha, tym sposobem komentując idiotyczne pomysły szlachcica -W końcu to ja chciałam pożyczyć od Ciebie tego.. słodziaczka, aby wykorzystać go w moim występie, pamiętasz? Na pewno się dogadamy.
Chcąc udowodnić swą odwagę, bądź.. głupotę wymieszaną z gwałtownością, elfka zbliżyła się do gryfa. Bardzo szerokim łukiem, z daleka omijając jego dziób i szpony. Następnie poklepała go przyjacielsko, ale tylko po siodle założonym przez czarownika. Właściwie to miała nadzieję, że bestyjka nawet tego nie poczuła.
Ni to parsknięcie, ni to prychnięcie wydała z siebie bestia, po czym machnęła kolczastym ogonem na boki nerwowo.
Zerknęła za siebie wprost na kuglarkę, trudno powiedzieć czy gniewnie czy pogardliwie. Tymczasem Tancrist wsiadł szybko na grzbiet swego “rumaka” i podał dłoń Eshte.- To jak.. wolisz siedzieć z przodu czy z tyłu?
Eshte nie potrzebowała dłuższej chwili do namysłu, bo i odpowiedź sama się szybko nasuwała -Z przodu!
Bądź co bądź nie chciała, aby czarownik swymi plecami zasłaniał jej co najlepsze widoki, kiedy będą lecieli wysoko na tej bestii. Jeśli już była zmuszona do towarzyszenia mu w tych poszukiwaniach korzonków, to chciała wyciągnąć z tego jak najwięcej korzyści. Poza tym, co równie ważne, siedząc z przodu nie będzie zmuszona do.. uh, obejmowania Ruchacza, prawda? Choć ciężko jej było stwierdzić, czy nie było gorszym czucie jego lepkich dłoni na swoim zwinnym ciałku.
-Tylko trzymaj łapska przy sobie! -pogroziła zatem, na dodatek odganiając od siebie jego dłoń. Nie mogłaby się przecież nazywać akrobatką, gdyby nie potrafiła samodzielnie wsiąść na tego zwierzaka!
- Tylko nie spadnij, bo droga w dol będzie daleka.- rzekł pol żartem pol serio Tancrist, gdy kuglarka już usadowiła się na zwierzaku. I gdy opuścili stajnię. Wtedy gryf zamachnął skrzydłami wzniecając tumany kurzu i ze świstem błyskawicznie poderwał się w górę. A Eshte życie przeleciało przed oczami wraz ze zmniejszającym się pod nimi zamkiem.Dopiero gdy wznosili się nad nim krążąc powoli kuglarka zorientowała się że ciągle krzyczy i że Ruchacz trzyma ją jedną ręką w pasie.
- Wszystko w porządku? Możemy lecieć dalej?- zapytał.
-T..tak.. tak.. tak, tak. Tak! -potwierdzała elfka trochę zbyt gorliwie, aby w pełni można było zawierzyć, że ten lot nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Oj zrobił, i to niemałe. Nie miała lęku wysokości, lecz dotąd spoglądała z góry tylko chodząc po rozciągniętej linie lub siedząc na grzbiecie Brid'a. I żadne z tych doświadczeń nie sprawiało, że kręciło jej się w głowie, przyciskała się do karku zwierzęcia, czy krzyczała wniebogłosy. Oh, jej fantazyjne przekleństwa musiały przelecieć nad miastem w dole, niczym wyjątkowo obelżywa spadająca gwiazda.
-Tylko.. tylko sprawdzałam, czy na pewno mnie utrzymasz.. -wytłumaczyła się tak bardzo przekonująco, kiedy już zdołała się bezpiecznie wyprostować. Jak bestia szybowała, to wcale nie było tak strasznie. Eshte nawet odważyła się zerknąć przez ramię na czarownika i skinąć główką z satysfakcją -Poszło Ci nie najgorzej.

Chwilę potem… krzyczała… piszczała. Głośno… i radośnie.
Gryf kierowany dłońmi czarownika przecinał powietrze jak strzała. Wiatr uderzał w postać kuglarki, świat umykał nisko pod nogami. Ręce… ręka szeroko rozłożoną machała, drugą musiała trzymać kapelusz.
Ten lot był prawdziwą frajdą. Zupełnie nie rozumiała czemu żadna z paniuń Ruchacza nie wymogła na nim takiej powietrznej przejażdżki.
To było lepsze niż przejażdżka na Brid'zie ( właściwie to o wiele lepsze zważywszy na to że Brid' nie lubił galopu)... no i Brid’ nie odpowiadał , gdy go pytała. A czarownik cierpliwie wysłuchiwał jej pytań, gdy palcem wskazywała mu różne interesujące ją obiekty pod nimi.
To była nawet przyjemność, tak lecieć… nawet znosić to, że ją jedną ręką obejmował w pasie. Tym razem łaskawie tolerowała jego bliskość, zwłaszcza że zapach jego piżmowych pachnideł przyjemnie ją uspokajał. Jakoś czuła się bezpieczna… i dzięki temu w pełni mogła się poświęcić rozkoszy lotu i ignorowaniu jego obecności pomiędzy kolejnymi pytaniami i odpowiedziami.


Wszystko ma swój koniec, bo też i czarownik zaczął kołować swym gryfem nad polanką upstrzoną głazami niczym ogromnymi końskimi bobkami.


Dla Eshte nie było w nich nic ekscytującego ani intrygującego. Ot kupa kamieni w środku lasu. Mijali zdecydowanie ciekawsze miejsca podczas tej podróży. Niemniej Tancrist wyraźnie obniżał lot i w końcu wylądowali pośrodku tego...gruzowiska.
Bestia od razu z niego wyleciała, a Ruchacz wyciągnął sztylet i zaczął szukać roślinek. Zaś sama Esthe… poczuła.


Poczuła, a nie usłyszała melodię. Poczuła jak wibrują kamienne głazy dookoła niej, jak owa melodia przepływa przez jej ciało. I było to cudowne uczucie potęgi.
Lęk wszelki od niej uciekł. Nie bała się już strzyg i Pierworodnego. Gdy ich tylko napotka to spopieli ich, ot co! Czuła się tutaj wszechpotężna, czuła wypełniona mocą, czuła że mogłaby wyczarować wszystko. Jednym palcem tworzyć gigantyczne iluzje, ujarzmiać potwory. Jedyne co jej przeszkadzało to… ubranie. Nagle jej ciuchy zrobiły się ciasne. Dusiła się we własnym stroju. Miała ochotę go z siebie zedrzeć, każdy fragment, każdą nitkę. Odrzucić od ciebie całą tą… cywilizację.
- Eshte… No tak. Powinienem to przewidzieć.- usłyszała za sobą głos Tancrista. No tak. On też tu był. Spojrzała na niego i… nie mogła się zdecydować czy go posiąść czy zabić. Zapewne jedno i drugie w odpowiedniej kolejności.
Natomiast była pewna, że i on nie powinien paradować tu w ubraniu. To nie było miejsce dla wytworów cywilizacji! Tu panowała Natura!
- Postaraj się skupić na sobie i swojej przeszłości i wyjdź poza krąg mehnirów jak najszybciej. Im dłużej tu będziesz, tym bardziej potęga Dzikuna tobą zawładnie. Pospiesz się, albowiem czas ucieka.- mówił czarownik spokojnym tonem, ale czy to wystarczy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-03-2017, 02:08   #73
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Elfka spojrzała na Thaneeekryyysta w taki sposób, jakby pierwszy raz widziała go w swoim życiu.

-Wyjść stąd? -powtórzyła powoli, nie potrafiąc zrozumieć jego reakcji. I właściwie to nawet nie próbowała, bo szybko po prostu parsknęła głośnym, nieprzyjemnym dla uszu śmiechem -Oh, nie, nie, nie. Ty nie potrafiłeś zdjąć ze mnie klątwy, czarusiu, ale to miejsce.. ono.. ah, czuję się tutaj tak niezwykle. Mogę wszystko..

Ostatnie słowa wypowiedziała bardziej do siebie niż do szlachcica, a w jej głosie kryło się pewne niedowierzanie. Z nieskrywaną fascynacją przyglądała się swoim dłoniom, po których wędrowały płomienie pożerające obrzydliwy twór cywilizacji jakim były rękawiczki. W zamku byłaby w stanie wzniecić tylko skromne iskry, a i tak zwijałaby się już z bólu. A teraz w oczach Eshte odbijał się ogień, ten jej dobrze znany, pieszczotliwie liżący jej skórę i jedyne co czuła.. to siłę, przekonanie że może więcej -Nigdzie się stąd nie ruszam!

- Niezupełnie możesz wszystko… owszem, twoja potęga wzrosła wielokroć, bo ją czerpiesz wprost z serca Dzikuna. To ten druidzki bóg przez ciebie przemawia, to on daje ci tą siłę.
- stwierdził spokojnie czarownik podchodząc ostrożnie do dziewczyny.- Ale i on zażąda w końcu zapłaty. Nie możesz ulec jego pokusie, nawet jeśli jest słodka. Nie usuniesz tatuażu z szyi, bo choć masz moc nie masz wiedzy jak to zrobić?
Poprawił okulary na swym nosie i spojrzał wprost w jej oczy dodając -Skup się na sobie i swych wspomnieniach. Wiem że potrafisz teraz przywołać potężne efekty w miejsce tanich sztuczek, ale czy tego właśnie chcesz… mocy?

Thaaaneeekryyyst miał rację. Nie usunie tatuażu. Nie wie jak. Ale przecież nie musiała tego robić. Już nie bała się Pierworodnego. Jeśli przyjdzie po nią, skończy jako skwarka! Płomienie gwałtownie otuliły elfkę na kształt ognistej sukni i równie ognistego trenu. Jeszcze nie bardzo kontrolowała moc, którą bez problemu potrafiła wyzwolić.

Eshte nie przestraszyła się tego nagłego wybuchu. Wręcz przeciwnie - roześmiała się wesoło, zachwycona oplatającymi ją językami ognia. Tak często tańczyła z tym żywiołem, był jej życiowym towarzyszem już przez wiele lat, ale pierwszy raz czuła z nim taką.. jedność. Płomienie nie były byle osobnym tworem jej magii, one stanowiły przedłużenie ciała i duszy elfki. Żar liżący jej skórę był przyjemny, niczym pieszczotliwe muśnięcia kochanka.

-Drażni Cię to, czarusiu? Że dopiero bóstwo musiało mi pomóc, skoro Ty.. nie potrafiłeś? -bez zawahania wytrzymała jego spojrzenie zaglądające stanowczo w jej oczy. Na pewno mężczyzna nie mógł odnaleźć w nich zrozumienia dla swych obaw, jedynie ogień tańczący w lśniących źrenicach kuglarki. Przejmował nad nią panowanie, a ubranie już całkiem zniknęło w płomieniach. Ani myślała teraz martwić się o swoją nagość. Wszak była naturalna. Ogień był jedynym czego potrzebowała.
Odwróciła się od Ruchacza, mówiąc - Już Ciebie nie potrzebuję. Jeśli Pierworodny bardzo chce, to może tutaj po mnie przyjść.

- On może przyjść… a ty jesteś potężna. Ale też i uwięziona w tym kamiennym kręgu. Zamierzasz tu spędzić resztę swego życia?
- zapytał Tancrist starając się nie skupiać na tym co słabo ukrywał blask ognia. Ale ten fakt nie mógł umknąć Eshte… jej zmysły były wszak wyostrzone. I oczywiście podobało się jej jego pożądanie i zachwyt na jej nagością oplecioną ogniem. Była zjawiskowa, była najwspanialsza. To było naturalne, że mężczyzna uznawał ten fakt. - I choć wydaje ci się że możesz pokonać Pierworodnego, to… co będzie, jeśli jednak się mylisz?
Westchnął głośno proponując - Wyjdź z kamiennego kręgu i ochłoń… jeśli potem wrócisz do niego, nie będę cię powstrzymywał. Może być?

Nie zdołała daleko od niego odejść, kiedy wstrzymał ją w miejscu swoimi słowami. Bynajmniej nie z powodu zainteresowania jego propozycją.
-Ty miałbyś mnie powstrzymać? Ha! -znów coś wybuchło, ale tym razem nie był to ogień, a głośny śmiech Eshte. Nie widziała w nim teraz godnego przeciwnika, tak potężnie się czuła. Wszak po swojej stronie miała boga, samego Dzikuna przelewającego w nią własną moc. A Thaaneeekryyyst? Cóż on miał? Te błyszczące tatuaże na ciele? Nie mógł się z nimi przyrównywać do ucieleśnienia ognia, jakim teraz była elfka.

Ognisty tren pozostawiał za elfką ścieżkę z wypalonej trawy, kiedy z powrotem zwróciła się ku mężczyźnie. Władczym krokiem podeszła do niego tak blisko, że czuł gorące powietrze na swej twarzy i wślizgujące się pod jego ubranie. Silnie pochwyciła palcami za poły jego płaszcza, sycząc -Jedyną osobą, która powinna opuścić ten krąg, jesteś Ty, Ruchaczu. Swoją obecnością obrażasz to miejsce.. obrażasz Dzikuna! - zapach palonego, drogiego materiału uniósł się pomiędzy nimi. To pod oplecioną ogniem dłonią Eshte wypalała się dziura w mięciutkim odzieniu szlachcica - Ogień nie jest Twoim przyjacielem. Uciekaj stąd, albo Cię pochłonie..

- Jesteś tego pewna?
- Tancrist odstąpił od niej kilka kroków. Poprawił okulary i spytał.- Jesteś pewna, że nie jest? Co ty wiesz o ogniu moja droga Eshte? O prawdziwym ogniu.
I sam czarownik został pochłonięty przez płomienie, blade falujące płomienie otaczające szczelnym kokonem jego sylwetkę. Te w przeciwieństwie do ognia kuglarki nie strawiły jego ubrania. I zdawały się rywalizować z ogniem samozwańczej kapłanki Dzikuna.

Pamiętała te płomienie. Ukazał się w nich podczas pierwszej walki z nieumarłymi, gdy kuglarka została przynętą. Ale te ogniki nie mogły rywalizować z potęgą Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Ognia ! Pani prawdziwych płomieni, a nie bladych jak dupa Thaaaneekryysta ruchaczowych imitacji ognia.

Elfka na ten widok dłonie zacisnęła w pięści i zębami wściekle zgrzytnęła. Oczywiście, że Ruchacz musiał próbować odebrać jej i ten moment, w którym czuła się cudownie i potężnie. On za każdym razem podcinał jej skrzydła swoim mentorowaniem, przy nim z utalentowanej kuglarki stawała się amatorką, głupiutką uczennicą, której magia wybuchała prosto w twarz. Oh, jakże się teraz odwróciły role!
Thaaneeekryyyst z całym swoim przekonaniem o własnej niesamowitości nie mógł się ni odrobinę równać z Dzikunem! Przywołany przez niego ogień był obrazą dla prawdziwego, najbardziej niszczycielskiego z żywiołów! Fałszem! Obrzydliwością! I to obowiązkiem Eshte było doszczętne spopielenie go. To ona rządziła płomieniami, ona była ich władczynią i ucieleśnieniem!


-Tandetna sztuczka!
- ryknęła, a wypełniająca ją moc rozbrzmiewała także w jej głosie, nienaturalnie donośnym jak dla kogoś tak drobnej postury. Jednakże i jej nie była obca tandeta, bowiem ręce szeroko rozłożyła i z otaczających siebie płomieni wskrzesiła po swoich bokach dwa konie, bestie wielkie niczym sam Brid'. Cóż, nawet będąc opanowaną przez boga, elfka w swym tworami korzystała ze znanych sobie zwierzęcych kształtów. Wierzchowców, ptaków, fajkowych lisków, brytanów. Mógł się wprawdzie pojawić jakiś smok, ale to już byłaby jej czysta fantazja.







Spuszczone z niewidzialnych cugli konie, rozszalałym cwałem pognały ku błękitnemu kokonowi ukrywającemu czarownika. Powietrze falowało od gorącego powietrza z ich ognistych sylwetek, trawa spopielała się pod ich kopytami, a z pysków toczyły ślinę pomarańczowych płomieni.

Tancrist najwyraźniej zlekceważył jej potęgę, bo stał w miejscu patrząc jak owe konie gnają wprost na niego. Niemniej jego blady ogienek wokół niego zawirował niczym ogniste tornado Skupiony czarownik podkulił nogi i skoczył w górę w chwili gdy rozszalałe rumaki miały go stratować. Ognisty całun wyrzucił go w górę nieco wyżej i… czarownik wylądował na jednym z wierzchowców z gracją pijanego woltyżera. I zaczął go ujeżdżać! Kreacja Eshte wierzgała i podskakiwała próbując zrzucić natrętnego czarownika, ale po wpływem pomrukiwań maga, część jego bladych płomieni objęła pysk rumaka tworząc świecącą zimnym blaskiem uzdę. A trzymając tak wierzchowca Tancrist, zapanował nad jej kreacją i pogalopował wprost na nią… zdumioną przebiegiem wydarzeń. Na tyle zdumioną, że drugi rumak nie zdołał zareagować w ogóle na te wydarzenia.

Patrzyła z niedowierzaniem jak jej własny rumak zmienia barwę z ognistej czerwieni na bladoniebieski kolorem pod wpływem uzdy Ruchacza, a ona całkowicie traci z nim więź i kontrolę nad nim. To… tak.. można zrobić? Jak? Eshte miała potężną moc, ale nie miała pojęcia jaką ją użyć by uzyskać podobny efekt. I w tej drobnej chwili… zorientowała się, że Thaaaaneekryyyst po prostu ma wiedzę. I to było główne źródło jego siły.

Nie. Nie, nie, nie, nie! Niemożliwe! W dupie miała jego wiedzę! Teraz był czas na to, aby ona okazała się potężniejsza! To ona była wybranką Dzikuna, nie Ruchacz!

Znów wrzasnęła. Złość jak zwykle dodawała jej siły, ale i przede wszystkim.. zawziętości, co w obecnych okolicznościach stawało się zwielokrotnionym doznaniem, przepełniającym elfkę energią równie gwałtowną co moc kręgu. Od tej furii zatańczyły i urosły otulające ją płomienie, aż całkowicie pochłonęły kuglarkę w przerażającym widoku. I tak samo jak w czasie swych występów, tak samo i teraz w nich zniknęła. Brakowało jedynie okrzyków zdumienia łatwowiernego ludu.

Pojawiła się z powrotem w znacznej odległości od Thaaaneeekryyyysta, a wraz z nią.. jeszcze jedna Eshte. I jeszcze jedna. Każda z trojaczek wyciągnęła ręce ku mężczyźnie, po czym z każdej z trzech płomiennych sukien oderwały się ogniki nabierające ptasich kształtów. Łopocząc skrzydłami pikowały w stronę celu, a za nimi zaraz nadlatywały kolejne, tworząc prawie niekończący się klucz z płomienistych ptaszysk.






Czarownik zużył jej konia poświęcając go w ognistą nawałnicę, o którą rozbijały się ptaki wysyłane przez Eshte… z nawałnicy tej wystrzeliły zresztą płomienne włócznie, które przeszyły dwie elfki, rozbijając iluzje kuglarki w pył. I przypominając jej, że wzroku czarownika nie zwiedzie. Poza tym jednak Tancrist słabł… czystą potęgą nie mógł się mierzyć z wybranką Dzikuna. A drugi z koni wykreowanych przez kuglarkę rozpadł się na płomyczki, po tym jak elfka o nim zapomniała.

Teraz wszak syciła się faktem, że czarownik przegrywał. Przyciśnięty jej płomieniami słabł coraz bardziej. Aura jego ochronnych płomieni malała. I w desperacji czarownik zrobił rzecz niespodziewaną. Odrzucił płaszcz, rozpiął kamizelkę i koszulę odsłaniając nagi tors i brzuch, na którym świeciły się na niebiesko jego tatuaże, podobnie jak klejnoty na karwaszach które nosił pod koszulą.

Zdziwiona i zadowolona Eshte wydawała z siebie cichy zmysłowy pomruk. Zazwyczaj błyszczące kamyczki wzbudziłyby jej zainteresowanie, ale dzieci Dzikuna nie dbały o dobra materialne. Elfka lubieżnie oblizała usta wędrując spojrzeniem po torsie. Podobało się jej to co widziała, tym bardziej że w tej chwili nie odczuwała żadnego wstydu wobec nagości i widok torsu czarownika jej nie peszył. Wprost przeciwnie, było w nim coś pociągającego. Był odpowiednim dla niej samcem… tyle że chciała zobaczyć wszystko, dotknąć jego twardych mięśni pod ciepłą skórą, musnąć paluszkami niżej. I chciała hołdu wobec własnej urody w postaci jego palców na swym ciele. Wszak Dzikun był panem całego cyklu życia i podlegała mu zarówno śmierć, jak i prokreacja.

Wprawdzie to zaintrygowanie teraz przeważało w duchu kuglarki, lecz nie oznaczało to, że furia całkiem w niej wygasła. Może i zaprzestała ciskania ognistych ptaków w Ruchacza, może i znów stała samotnie, pozbawiona swych uroczych bliźniaczek, ale wewnętrzny ogień nadal gotował jej krew w żyłach. Całkiem możliwe, że na ten widok nawet jeszcze mocniej niż zaledwie chwilę wcześniej.
Mniam. Aż przygryzła dolną wargę.

-No, w końcu zrozumiałeś, co? Że nie wygrasz? -nagle już nie krzyczała, pozornie już się nie złościła. Teraz odezwała się pomrukiem, leniwie i z błogością cedzonym przez usteczka rozchylone w krnąbrnym uśmiechu. Instynkt nie podpowiadał jej, aby była bezpieczna wobec mężczyzny, aby uważała na jego chytre sztuczki. Nie, nie. Instynkt kazał jej dotknąć, zdobyć, kąsać i zdominować. Pokazać bezczelnemu samcowi gdzie jego miejsce ( pod nią, oczywiście ), przy okazji zaspokajając własną żądzę.

Zatrzymała się tuż przed nim, dumna i przekonana o własnej wyższości. W jednej chwili ogień spłynął z niej na ziemię, niczym zwiewna sukienka, która po spotkaniu z trawą wypaliła wokół Eshte czarny okrąg. Nawet się nie zarumieniła, nawet nie skrzywiła twarzy w grymasie. Teraz nagość była dla niej naturalnym stanem, czymś do podziwiania przez mężczyzn. Zatem Thaaaneeekryst miał ku temu jedyną i wyjątkową okazję.

-Przyznajesz się do swojej porażki, czarusiu? -zapytała i jedną dłoń wsparła na swoim odsłoniętym biodrze, a drugą sięgnęła ku niemu. Koniuszkami palców figlarnie przetańczyła po jego torsie, nieubłaganie kierując się ku dołowi. Każdemu jej dotknięciu towarzyszyło ciepełko, nie do końca przyjemne, bo i szczypiące lekko skórę czarownika.

-Przyznaję się że mnie pokonałaś… pani- odparł pokornie, sam jednak śmiało sięgając ku piersiom kuglarki i kładąc na nich swe dłonie. Pochwycił jej krągłości, które odruchowo wypięła ku niemu i zaczął swe “czary”. Nie wiedziała na czym polegają jego sztuczki, ale dotyk jego dłoni był bardzo przyjemny. Wyrywał ciche pomruki z ust Eshte i wywoływał apetyt na więcej. Uśmiech… triumfalny uśmieszek na twarzy elfki towarzyszył pieszczotom jej dwóch skarbów. Uśmiech i poczucie zwycięstwa, nie tylko dlatego że pokonała Ruchacza, ale także dlatego iż zgarnęła go sprzed nosa Paniuni i reszcie jego kochanek, oraz lubieżnej elfiej kapłance. Był jej zdobyczą: uległy i jej podporządkowany. Teraz więc przyszedł czas na konsumpcję owoców swych działań.

-Może pójdziemy bliżej… w cień tamtego menhiru? A może pozwolisz pani iż cię tam zaniosę, po co masz męczyć się chodzeniem - mruczał czarownik przybliżając się ku Esthe. Dystans między nimi się kurczył, a tętno bicia serca elfki rosło. I cała sytuacja nabierała nowego smaku. Dawna kuglarka mogłaby się bać, ale strach był obcy nowej Eshtelëi

-Nie. Zostaniemy tutaj – szybko i stanowczo ukróciła jego niemądre propozycje. Ani myślała pozwolić mu teraz na przerwanie tej magii, której rozkoszom poddawał jej piersi. Nie mogła się wprawdzie równać do mocy jaka ją wypełniała, ale przynajmniej w tych lubieżnych sztuczkach mężczyzna był całkiem uzdolniony.
Wspięła się na palcach, bo pomimo przychylności Dzikuna nadal była maleńką i drobną elfką, której ciężko było sięgnąć twarzy Ruchacza. Jednak to nie pocałunek był teraz jej celem, a złożenie palca wskazującego na jego wargach w uciszającym geście -I nie gadaj. To jedyne co zawsze robisz, gadasz i gadasz, nic więcej. Dość.

Chociaż jej ognista suknia rozlazła się po ziemi, to dawniej fiołkowe tęczówki cały czas były trawione przez płomienie. Patrzyła przez nie, ale nie widziała tego co powinno być teraz najważniejsze. Ani resztek zdrowego rozsądku, ani nagości ich dwojga, ani obrzydzenia jakim ta sytuacja przepełniłaby Eshte -wędrowną kuglarkę o ciętym języczku. Ale ta nie miała teraz prawa głosu. Było jednak pewnym, że pierwszym co zrobi, jeśli kiedykolwiek odzyska nad sobą panowanie, to zwyzywanie Thaaneeekryyysta od wszystkiego co najgorsze na tym świecie. No, i może jeszcze zwymiotuje na wspomnienie jego bliskości i dotyku.

-Nie radzę Ci mnie teraz zanudzać.. -pogroziła mruknięciem, w czasie gdy jej poorana bliznami przeszłości dłoń minęła już linię jego brzucha i zatrzymała się na pasie spodni szlachcica. Materiał syknął groźnie pod jej palcami. Na cóż jej męczenie się z zapięciami, jeśli mogła po prostu resztkę jego odzienia zamienić w popiół?

Gdzieś głęboko w pamięci kuglarki pojawiło się coś o elfich palcach utwardzających męskie kopie. Bo taki widok odsłoniła swą mocą. Ów oręż kochanka, jaki muskała nie wymagał może “utwardzenia”, ale podobały jej się ogniki jakie widziała w oczach czarownika. Była wszak godna pożądania i tego oczekiwała po kochanku. No i pieszczot… tych też oczekiwała. Dłonie mężczyzny masujące jej piersi i muskające ich szczyty dostarczały tych doznań, ale… chciała więcej, więcej pieszczot, silniejszych doznań. Usta czarownika skoro już nie gadały, mogły się do czegoś przydać prawda?

Tancrist był potulny ale na razie nie wykazywał inicjatywy najwyraźniej obserwując jej zachowanie i czekając okazji na… nie wiedziała na co, natomiast wiedziała, że pragnie rozkoszy którą on może jej dać. Problem polegał jednak na tym, że będąc dziewicą nie bardzo wiedziała “ jak to się robi” i musiała polegać na wrodzonym każdej żywej istocie instynkcie lub… nakazać kochankowi by ich poprowadził, bo im bardziej zwlekali tym większej nabierała ochoty. Cierpliwość nie była cechą Eshte Pani Ognia.

Nadal stojąc na palcach, elfka koniuszkiem języka lubieżnie obrysowała wargi Thaaaneeekryyysta, jak gdyby był jej zabawką, jej własnością. Jej niewolnikiem. Nie najgorszym, ale z pewnością mogła sobie pozwolić na jeszcze lepszego.

Ale teraz to w jego usta wpiła się drapieżnie i władczo, przymuszając jego własny język do wspólnego tańca. Potem, dla podkreślenia swej dominacji nad tym samcem, figlarnie i boleśnie przygryzła jego dolną wargę.

-Nakazuję Ci.. nie, nie, nie – tym razem siebie samą skarciła za nieodpowiedni dobór słów. A w czasie, kiedy nieśpiesznie rozmyślała nad właściwymi, jej dłoń dalej sobie badawczo zwiedzała prężącą się przed nią męskość czarownika. Powolne to były ruchy, drażniące wielce, ale i zdradzające niedobory cierpliwości Eshte. Nawet i bez pomocy Dzikuna była niezwykle temperamentna.
-Pozwalam Ci wielbić swoją panią. A jeśli się dobrze sprawisz i będę zadowolona, to może nawet pozwolę Ci później odejść. Lub.. - bezwstydny uśmieszek rozjaśnił jej twarz -Zatrzymam Cię jako swojego niewolnika, co?

-Zabawne… jest to, że… będąc taką “złą czarownicą “ jesteś bardziej milutka… niż zwykle…
- westchnął cichutko czarownik i przejął kontrolę nad sytuacją, wpierw zaczepnie całując jej usta, a potem schodząc wargami wzdłuż jej szyi, muskając językiem obojczyki i dochodząc do piersi do piersi ustami. Klęknął przed nią coraz bardziej muskając językiem brzuch elfki, a palcami dotykając ją pomiędzy udami. Bezwstydnie, ale i sama elfka nie czuła potrzeby zaciskania nóg. Wprost przeciwnie, wychodziła biodrami naprzeciw jego palcom coraz bardziej rozkojarzona jego dotykiem. Coraz bardziej spragniona, by zrobił to… co… samiec zrobić powinien.
Gdy przymykała oczy, całkowicie pogrążała się w rozkoszy jaką jej sprawiał palcami i muśnięciami ust. Co prawda jego oręż wymknął się z jej paluszków, gdy tak klęczał muskając jej delikatny obszar podbrzusza, ale może znajdzie zajęcie dla swych dłoni… teraz, gdy nad nim górowała.

Mimo uszu puściła pyskowanie mężczyzny. W innej sytuacji byłaby go spoliczkowała. Mocno, z dodatkiem paznokci, aby pozostawiły mu na skórze szczypiącą pamiątkę po Pani Ognia. Tym razem jednak łaskawie przymknęła oko na jego bezczelność, bo i bardziej ją interesowały jego dłonie, usta i to co posiadał między nogami. Nic nie było ważniejsze od jej własnej przyjemności.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-03-2017, 02:15   #74
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Trochę zaczynała żałować, że nie skorzystała z jego wcześniejszej propozycji o byciu przeniesioną ku wygodniejszemu miejscu. Z chęcią wsparłaby się plecami o jeden z menhirów, biodra wysunęła na spotkanie z wargami kochanka i ani przez chwilę nie zwracała uwagi na drżenie swych zachęcająco rozchylonych nóg. I Dzikun na pewno nie miałby nic przeciwko takiemu wykorzystaniu jednego z kamieni jego kręgu. Wszak jęki elfki byłyby idealną pochwałą dla życia, które ten sobie tak ukochał. To Thaaneeekryyyst ją pieścił, ale w głowie miała tylko swego boga.

Palcami kurczowo wczepiła się we włosy mężczyzny, nie dając mu umknąć nigdzie daleko od swych delikatnych ud. Dobrze wyglądał na klęczkach, powinien częściej bywać tak nisko. Już ona o to zadba.
Prężyła przed nim swe ciało, może i o drobnych piersiach, lecz nadal zgrabne i smukłe. Głowę odrzuciła w tył i oczy przymknęła w błogości. Zaś spomiędzy jej warg spłynęły pierwsze głośne, jękliwe tchnienia.

Ruchacz wiedział co robi.
Jego dłonie zaciskały się przyjemnie na pośladkach elfki, jego usta przylgnęły do jej łona, a jego język… wyczyniał cuda, trącając wnętrze kwiatu Eshte. Wodził pieścił, muskał wyrywając coraz głośniejsze jęki kuglarki. Dobrze, że ją trzymał tak mocno, bo ona już ledwo stała. I gdzieś w główce Pani Ognia zrodziło się postanowienie, że nie wypuści swego niewolnika. Czaruś był jej i tylko jej… w dodatku był zbyt dobry w spełnianiu jej kaprysów. Nie po to odganiała od niego Paniunię i resztę harpii, by go teraz wypuścić ze swych palców. Nie zwróciła też większej uwagi na ciche pomrukiwania. Póki robił swoje i póki nie narzekał głośno, to czy jego pomruki miały znaczenie?

Nie miały. Były nieważne, tak samo jak i on sam. A zresztą, bardzo dobrze znała ich treść. Z pewnością czarownik nie potrafił opanować w sobie zachwytu nad jej urodą i wspaniałością. Nie zaprzestawał jej podziwiać pomiędzy kolejnymi muśnięciami swych ust, a ona bynajmniej nie miała mu tego za złe. Była godna uwielbienia i kochankowie mieli pełne prawo padać jej do stóp. Ten tutaj mógł się tylko cieszyć, że dostąpił tego niezwykłego zaszczytu bycia pierwszym niewolnikiem Pani Ognia.

Może i to płomienie sobie ukochała, ale wilgotna obecność jego języka była ekscytującym doznaniem. Przy jednym z donośniejszych jęków wyrwanych jej z piersi, moc przepełniająca elfkę znów znalazła sposób na zamanifestowanie swego istnienia – buchnęły ognie zajmując gęstą czuprynę jej włosów. Także jej nagie ciało lśniło od wewnętrznego żaru, a leniwie języki płomieni pojawiały się i lizały jej skórę. Rozkosznie, pieszczotliwie, jak magiczny twór również wyrażający podziw dla elfki.

Mocniej, więcej. Bioderka kuglarki leniwie się poruszały wypinając w kierunku podbijających jej podbrzusze ust. Ogień ogarniał jej ciało nie tylko w postaci języków, ale też pulsujący żarem w jej podbrzuszu. Jednak..

Nagle gwałtowne podmuchy powietrza zgasiły jej płomienie na chwilę. Eshte otworzyła oczy i zerknęła przed siebie zirytowana tym, że coś próbuje mierzyć się z jej ogniem.
Zobaczyła jak potężny gryf czarownika pikuje na nią, a łomot jego skrzydeł dusił jej żar. Odruchowo próbowała je wzniecić mocniej, lecz siły odpływały dół, bo jej kochanek swymi zaklęciami przekierował jej moc do siebie, wysysając ją niczym pijawka. Razorbeak rozpędził się i uderzył ciałem prosto w pierś w zaskoczoną elfkę. Odrzucona impetem uderzenia na kilkanaście metrów od kochanka, na wpół oszołomiona atakiem zwierzęcia, Eshte wstała zmieniając się niemal w żywą pochodnię w wyniku gniewu. Głupi czarownik nie mógł jej bowiem odciąć od Dzikuna na zawsze. Nie w tym kręgu.

Ale i Tancrist nie tracąc czasu sięgnął po swą moc i posłał w jej kierunku falę uderzeniową przetaczającą się rykiem przez powietrze. Ta była zbyt słaba, by zrobić kuglarce krzywdę… ale i też nie taki był zamiar maga. Pchnięta ponownie silnym uderzeniem wiatru kuglarka została odrzucona do tyłu i w mgnieniu oka jej ognista aura zgasła.

Moc Dzikuna odpłynęła od niej. Wróciła jej świadomość tego co się stało i w jakiej sytuacji się znalazła.
Goła, poza kręgiem menhirów, pozbawiona potężnej mocy i… choć przyznanie tego przychodziło jej z trudem, na granicy spełnienia. Cokolwiek robił jej Ruchacz… nie dokończył zadania i Eshte dotkliwie odczuwała brak jego pieszczot między udami.
Odczuwała też… inny niedosyt. Liznęła wszak wszechmocy i choć raczej cena za nią była zdecydowanie za wysoka, to jednak jej wspomnienie zostanie z nią na zawsze, jak i wspomnienie rozkosznych pieszczot tego przeklętego lubieżnika.

-Eh? -taki mocno tępawy odgłos był jedynym, co mogła z siebie wydusić Eshte. I jakże ton jej głosu był teraz odmienny od tych wcześniejszych wrzasków czy władczych rozkazów! Siedząc na ziemi raczej wyglądała jak ucieleśnienie wszelkiego nieszczęścia, istna Pani Kaca, Zatrucia i Wszystkiego Co Tylko Może Pójść Źle W Trakcie Picia, już nie ognia.

Czuła się parszywie. We łbie jej łomotało, ciało miała obolałe i reakcje mocno spowolnione – czyli wrażenia idealne po godzinach spędzonych na libacji. Tylko ta nagość nie pasowała, bo najczęściej nawet po pijaku potrafiła zachować na sobie ubranie i nigdy nie grała w rozbierane karty. Właściwie, to nawet nie przypominała sobie jakiegokolwiek.. picia. Jakaś taka mgła przesłaniała jej pamięć, ciężko jej było połączyć ze sobą wszystkie elementy. Leciała z Thaaneeekryyystem na gryfie, wylądowali przy tym kamiennym kręgu, a potem.. no, potem tutaj siedziała. Cała reszta była jak sen.. nie! Koszmar. Męczący i niejasny.

Niemrawo podrapała się po głowie okolonej barwnymi kosmykami. Już nie ognistymi, ale za to jeszcze bardziej sterczącymi w każdą stronę. Postanowiła wstać, jednak... to nie był najlepszy z pomysłów tej zdolnej kuglarki. Bowiem tylko się trochę podniosła, a twarz jej nabrała paskudnie bladego kolorytu, ten zaś szybko zmienił się w niewiele bardziej urokliwą zieleń. Zachwiała się na nogach i z powrotem zniżyła się do poziomu ziemi, najpierw opadając na nią kolanami, a potem podpierając się dłońmi.

Wszystko wirowało, cały świat. Nie pomagały również pojawiające się w jej głowie echa obrzydliwej nagości, bliskości i obezwładniającego podniecenia. Było także wspomnienie siły oraz.. obecności dwóch bytów w jej ciele i myślach. To było zbyt dużo jak dla jednej elfki, której już było nadto spotkań z parszywą magią rządzącą się w Grauburgu oraz jego okolicach. I w owej słabości tak po prostu, całkiem zwyczajnie.. zwymiotowała. Tyle było z tych ciast i ciasteczek pochłoniętych przez nią rano.

-Cóż… nie ma złego co by na dobre nie wyszło… choć odrobinę.- stwierdził Tancrist poprawiając okulary na nosie. Jedyną poza butami nietkniętą część garderoby na swym ciele. Nie próbował zamaskować ekscytacji swego ciała. Zresztą nie bardzo miał jak, dłonią tego faktu wszak ukryć nie mógł. Starał się jednak brzmieć spokojnie.- Wypaliłaś w kuźni Dzikuna demoniczną skazę ze swego ciała. Powinnaś już nie odczuwać bólu przy korzystaniu ze swych magicznych sztuczek.

Stojący obok czarownika olbrzymi gryf, tylko zaskrzeczał groźnie i ostrzegawczo. On najwyraźniej uważał, że elfka nadal zagraża jego panu i walka do której został wezwany jeszcze się nie zakończyła.

Drżąca od torsji elfka miała zgoła odmienne zdanie od Thaaneeekryyysta. Wcale się nie czuła lepiej.
Kiedy skończyła wymiotować, to otarła wierzchem dłoni usta i przewaliła się swoim ciałkiem na trawę, nie mając teraz sił na nic więcej. Ponowna próba wstania wymagałaby od niej zużycia zbyt wiele energii, której teraz ni odrobiny nie posiadała w swym ciałku. Nie miała zamiaru znów ryzykować.

Rozłożyła szeroko ręce, a oczami z melancholią zapatrzyła się na chmury płynące po niebie wysoko nad nią. Nie było żadnych wątpliwości.
-Umieram.. -jęknęła, głośno i z mocną przesadą. Tym razem też to był zdecydowanie żałosny odgłos, w przeciwieństwie do wcześniejszych prawie okrzyków.. rozkoszy. Brrr. Najgorsze jednak w tej sytuacji było to, że nie tak sobie wyobrażała własną śmierć. Jeszcze miała tyle do osiągnięcia jako artystka! I na pewno w tych swoich ostatnich chwilach nie chciała mieć przy sobie Ruchacza.

- Nie przesadzaj, co najwyżej dopadł cię syndrom odstawienia. Tak to jest, gdy twoje ciało przywyknie do czegoś co sprawiało ci przyjemność. W tym przypadku, mocy i błogosławieństwa Dzikuna. Gdy wrócisz między menhiry od razu poczujesz się lepiej, ale chyba nie chcesz wracać, co?- zapytał podejrzliwie czarownik, po czym dodał z uśmiechem - Lepiej sprawdź czy gdzieś nie porosłaś futrem, albo nie wyrósł ci ogon. Dość obficie korzystałaś z jego łaski, więc… mógł cię dotknąć taki skutek uboczny.
Ruszył w jej kierunku.- Doprawdy, taka duża i ładna, a zachowuje się jaka mała dziewczynka. I ciągle wymaga opieki.

-Ludzie by dużo płacili za zobaczenie elfki z ogonem..
-mruknęła kuglarka unosząc nad sobą ręce i przyglądając się każdej z nich w promieniach słońca. I na tym zakończyły się jej oględziny własnego ciała, bowiem do jej otumanionego rozumku dotarło, że mężczyzna się do niej zbliża. Wprawdzie wszystkie dźwięki zdawały się docierać do niej jak zza ściany, taka była przygłuszona, ale mimo to spiczastymi uszkami wyłapała odgłos jego nadciągających kroków. Panika.. panika, niczym łaskawe spojrzenie Dzikuna, również dodawała jej sił.

-Nienienienienienie! Nie podchodź, nie patrz! -krzyknęła, jednocześnie gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej i próbując rękami zakryć swe nago ciało. Tyle, że zbyt wiele miała do ukrycia przed tym Ruchaczem, i piersi, i łono, i blizny częściowo pokrywające jej skórę, a zbyt mało kończyn. Mogący się okazać w takiej sytuacji przydatny kapelusz był teraz zaledwie smutną kupką popiołu.
Rozpaczliwie poszukując ratunku, Eshte sięgnęła dłonią w trawę i w garść pochwyciła trochę ziemi. Następnie cisnęła nią w kierunku nadciągającego Thaaneeekryyysta, jak gdyby to miało go oślepić, lub przynajmniej odstraszyć od dalszego podchodzenia. Ale popełniła niewybaczalny błąd – przez przypadek jej spojrzenie padło na nim. Nagim. Nagim!

-Ah, moje oczy! - wrzasnęła boleśnie, przedramieniem przesłaniając owe oczka przed tym strasznym widokiem -Weź.. weź.. weź narzuć coś! Nie możesz tak chodzić i wszystkich straszyć!

- Bez przesady, jeszcze przed chwilą patrzyłaś na mnie łakomym spojrzeniem. I nie tylko patrzyłaś. Odważnie sięgałaś tam, gdzie twój wzrok teraz nie sięga
- zaśmiał się Tancrist nie przerywając podchodzenia - Nie ma w mym ciele nic co by cię przerażało. Co najwyżej przyciągam twój wzrok.
I co najgorsze, miał rację. Eshte czuła ogień na policzkach. Zwyczajny i naturalny żar rumieńców i gwałtowne bicie własnego serca. Bynajmniej nie z powodu strachu.

-Miałaś okazję spojrzeć w lustro i zobaczyć odbicie siebie. Nie spodobało ci się to, co zobaczyłaś?- zapytał wesołym tonem czarownik siadając obok i nie próbując niczego ukryć. Także faktu, że jego wieża.. troszkę oklapła, co jedynie przypominało elfce o żartobliwym utwardzaniu kopii palcami i tego, że przed chwilą sama to robiła.

-Nie patrzyłam w żadne lustro! -odparła kuglarka, do której spanikowanego rozumku nie docierało istnienie szansy, że może.. może czarownikowi nie chodziło dosłownie o lustro. Cóż, była prostą elfką.
-I tak jak przy spotkaniu z Pierworodnym, tak samo i wśród tych kamieni nie byłam.. sobą. Może i wpadłeś w oko jakiemuś tutejszemu bożkowi, ale ja nie odpowiadam za nic co się wydarzyło w kręgu. A Ty...! - oskarżycielsko wycelowała w niego palcem -Ty powinieneś już dobrze wiedzieć, żeby nie zabierać mnie w takie miejsca, przecież w Grauburgu i okolicach przyciągam do siebie wszystko co najgorsze! I demony, i Pierworodnych, i paniunie, i strzygi, i teraz jeszcze tego tutaj..

Znów pomyłka ze strony Eshte. Nie miała w zwyczaju myśleć nad konsekwencjami swego zachowania, więc w oburzeniu raz jeszcze jej wzrok padł na Ruchacza. Nadal nagiego, nadal dumnego niczym paw z tego co mu natura podarowała. Gdyby tylko była w stanie się skupić, to może nawet poczułaby się oburzona, że będąc tak blisko niej, tak zgrabnej i równie gołej, mężczyzna nie wyglądał na bardzo.. ekhm, podekscytowanego. Ale właściwie to teraz nie miała zamiaru myśleć o pewnych jego.. częściach.
Gwałtownie więc przyciskała dłonie do swych oczu, prawie wciskając gałki w czaszkę.
-Byś sobie wyczarował sukienkę! -jęknęła cierpiętniczo.

- Ależ byłaś sobą. Tam w kręgu byłaś bardziej sobą niż kiedykolwiek. Wszystkie twoje pragnienia, ambicje, żądze… cała twoja natura stłoczona pod więzami cywilizacji tam się uwolniła. Byłaś tam sobą Esthe, tyle tylko że pozbawiona wszelkich hamulców moralnych i wstydu.- wyjaśnił Tancrist, po czym skinął głową.- I masz rację… tym razem ja zawiodłem, bo nie przewidziałem że ten krąg będzie opuszczony i wytrącony z naturalnej równowagi. I że ty tak łatwo pozwolisz sobie na upojenie potęgą kręgu. Myślałem że moc cię nie pociąga. A najwyraźniej pociągała mocno… i ja też.
Poczochrał ją po czuprynie -Rozchmurz się trochę. Ot zaszalałaś. Nic złego się nie stało. Nikt nie zginął, a ty miałaś swoją zabawę moim kosztem. Sukienka zaś poczeka. Zużyłem sporo swego potencjału, by wyciągnąć cię z kręgu, więc trochę połazisz na golasa. Zresztą, nie masz się czego wstydzić, jesteś bardzo piękna. A poza tym… cóż… skoro przedtem ci nie przeszkadzało prezentować się nago, to jakoś teraz wytrzymasz. Sprawdź zresztą jak ci idzie czarowanie. Nie powinnaś już odczuwać bólu.

Gdyby tylko Eshte nie była tak przywiązana do swych oczu i nie obawiałaby się oślepnięcia od ponownego widoku nagiego czarownika, to z pewnością spojrzałaby na niego podejrzliwie. Potok jego słów był.. co najmniej niespodziewany, i biedna nie mogła się zdecydować co szczególnie wymagało jej oburzenia. Czy jej domniemane „bycie sobą” w kręgu, czy sugestia jakoby on ją w jakikolwiek sposób pociągał ( niedoczekanie! ), czy zupełnie nagłe skomplementowanie jej nagiego ciała, na które nijak nie była przygotowana. Jednak to dopiero wspomnienie o magii, jej nieskrępowanej klątwą magii, prawdziwie zwróciło uwagę kuglarki.

Wyciągnęła przed siebie rękę, przyglądając jej się dość niechętnie. Już tak się.. przyzwyczaiła do tych ograniczeń, że trudno jej było sobie wyobrazić powrót do dawnej swobody zachwycania swymi sztuczkami. Nawet już odruchowo się skrzywiła oczekując bólu, kiedy ostrożnie sięgnęła po magię..

Tyle, że ogniki rzeczywiście przetańczyły pomiędzy jej palcami, ale cierpienie.. nie nadeszło. Widać pętająca ją klątwa demona przysnęła lub się zapomniała. To zachęciło elfkę do nieco odważniejszej próby, bo i zwykle dopiero ból był w stanie ją powstrzymać przed kontynuowaniem swych, czasem niezbyt mądrych pomysłów. Płomienie gęsto oplotły jej rękę, a ta zamiast się już zwijać na ziemi i wyklinać wszystko na czym ten świat stoi, z radosnym piskiem skoczyła na równe nogi. Chwilę przetańcowywała naokoło Ruchacza, w euforii jakże teraz innego rodzaju ciesząc się ogniem liżącym jej skórę.

W porę jednak zorientowała się, że w inny sposób powinna wykorzystać swą wolność od klątwy. Przystanęła więc gwałtownie, zgasła jak zdmuchnięta świeczka, a jej ciało w jednej chwili otuliła.. suknia. Może nie powstała z ognia, ale niewątpliwie była równie czerwona co on. Widać niedawnego zdarzenia były jeszcze świeże w jej głowie, nawet jeśli czysto nieświadomie. Ale choć całkiem ładna, to owa kreacja była jedynie iluzją. Nie potrafiła ogrzać Eshte, choć pod obcymi palcami mogła imitować właściwy materiał. Sama elfka też jej nie czuła na swojej skórze, lecz przynajmniej mogła się nią ukryć przed nachalnymi spojrzeniami. Musiała jej wystarczyć do czasu, aż będzie mogła wskoczyć w swoje własne, kuglarskie ubranka.

-O o o o! A może wypaliło też tatuaż? -z nadzieją aż lśniącą w jej oczach, odgarnęła włosy i dotknęła swej szyi w miejscu, gdzie niegdyś wpił się w nią śliczniutki Pierworodny.

- Tatuaż… jest pieczęcią magiczną. Skaza była tylko brudem pod paznokciami.- przypomniał bardce czarownik, ale gestem dłoni stworzył pomiędzy palcami swymi małe lustereczko, które podał jej wstając.- Na ten problem surowa moc nie wystarczy.
Uśmiechnął się do niej.- Już ci lepiej?
Sam nie próbował ukryć swej golizny.

A ona rzeczywiście już czuła się lepiej. Musiała tylko pamiętać, by podtrzymywać cały czas iluzję swego ubrania. To nie byłe drobne zmiany kosmetyczne ukrywające poparzenie, tylko skomplikowana iluzja. Owszem. potrafiła takie tworzyć i kontrolować, ale zwykle trwały one jeden występ, czyli kilka- kilkanaście minut. Podtrzymywanie trwałej iluzji wymagało mocy ( co akurat nie było problemem) i… dyscypliny. Tego ostatniego wszak Eshte nie posiadała i gdyby wydarzyło się coś co sprawiłoby, że straciłaby kontrolę nad swoimi emocjami lub coś co przykułoby jej uwagę… cóż… iluzja prysłaby jak bańka mydlana pokazując ją w pełnej glorii jej nagości. A zważywszy na temperamencik elfki i towarzystwo czarownika, który miał talent do wyprowadzania jej z równowagi (i nadal łaził z tym czymś dyndającym na wierzchu budząc dziwne dreszczyki przyjemnie rozchodząc się po ciele i rumienienie się, gdy wzrok jej przypadkiem na ów organ natrafiał) o rozbicie iluzji sukni byłoby łatwo.
Lepiej więc niech Ruchacz szybko załatwi coś bardziej trwałego!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-03-2017, 02:24   #75
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
I co gorsza… miał rację. W odbiciu lusterka barwne piętno na szyi elfki nadal mieniło się kolorami.

-Oh.. -długie uszy elfce oklapły, tak samo nadzieja w oczach przygasła na słowa czarownika. Cóż, najwyraźniej nie mogła mieć wszystkiego, jeszcze nie teraz. Ani też myślała wracać do kręgu, aby spróbować wypalić ze swej skóry tatuaż. Wzruszyła więc ramionami, dodając -No, przynajmniej teraz będę mogła Pierworodnemu przypalić tyłek jak tylko się do mnie zbliży.

Pomijając, że oczywiście jak tylko ślicznotek pojawi się blisko niej, to Eshte znowu zacznie rozpływać się pod jego urokiem. Paskudni mężczyźni. Ku temu co teraz stał niedaleko niej, w pełnej swej wątpliwej chwale i nagości, wyciągnęła rękę i lusterkiem przesłoniła sobie jego.. jego.. ekhm, laskę maga z gałką na końcu. A gdy okazało się, że to było zbyt mało ( a raczej, gdy lusterko okazało się zbyt małe ), to jeszcze odwróciła od niego głowę i dramatycznie przesłoniła dłonią oczy.

-Będzie lepiej dopiero jak się zasłonisz! Weź znajdź sobie jakiś listek, albo.. nie wiem.. tej swojej bestii wyrwij piórko i zakryj te klejnoty! -westchnęła ciężko, bo i trudne było życie tak wspaniałej i kochanej kuglarki. Wiązała się z wieloma nieprzyjemnościami, jak choćby ta tutaj -Wiem, że jestem znaną artystką i ciężko się powstrzymać, ale mógłbyś chociaż spróbować przestać się przy mnie rozbierać! Wolę pieniężny zachwyt nad moimi talentami.

- Znana artystka powinna więc wiedzieć, zwłaszcza uliczna, że nie powinno się spuszczać z oczu dłoni magika…
- usłyszała w odpowiedzi i co gorsza… poczuła.
Ruchacz oczywiście wykorzystał sytuację i elfka poczuła jego dłoń na swym pośladku. W kilka sekund rozsypał iluzję sukni w chmurę iskierek poprzez zburzenie koncentracji elfki. Nawet nie użył magii, sam dotyk ją rozkojarzył. I gdyby to chociaż był wstrętny i obrzydliwy dotyk… ale nie… wyrwał on cichutki pomruk przyjemności przypominając kuglarce o lubieżnych działaniach jakie Tancrist uczynił wobec w niej kręgu i budząc… tą drugą Esthe, tą lubieżną i dziką. Tą która dominowała w kręgu i miała całkiem konkretne plany co do wykorzystania maga i jego “laski z gałką na czubku”. Ta Eshte pojawiła się tylko przez mgnienie oka i pozostał po niej rumieniec, który na szczęście można było też przypisać oburzeniu na te działania.

Sam czarownik zresztą nie dotykał jej długo bo zaraz ruszył w kierunku menhirów pośród których przyczaił się Razorbeak łypiąc podejrzliwie na elfkę.

- Przeżyjesz jakoś moją goliznę na razie. Zresztą znajdź sobie jakieś zajęcie, nazrywaj kwiatki, zatańcz na łące. Ooo… pomódl się do Dzikuna i podziękuj za usunięcie skazy. U bogów lepiej nie mieć długów. Ja poszukam ziół, po które tu przybyliśmy. Mam nadzieję, że twoje pirotechniczne pokazy wszystkich nie zniszczyły - odwrócony plecami na szczęście nie machał tym czymś przed jej wzrokiem. Ale i tak zapatrzyła się trochę zbyt długo w linie tatuażu pokrywające jego pośladki.. albo na same pośladki, do czego przecież nie przyznałaby się nawet przed sobą.

Musiało to być niezwykle zadziwiające, ale Eshte nie skusiła się na żadną z propozycji czarownika. O ile dwie pierwsze w innych okolicznościach byłyby dla niej do zaakceptowania ( no, lubiła sobie potańczyć i nie była jakimś potworem, aby nie potrafić docenić uroków barwnych kwiatków ), to wnoszenie podziękowań do Dzikuna była największą bzdurą jaką.. jaką dzisiaj słyszała! A to było nie lada osiągnięciem, bowiem większość słów wypowiadanych przez Thaneeekryyysta określała zwykłymi banialukami.
Ani myślała dziękować temu zboczonemu bożkowi zabawiającemu się z owcami, w którego oczach także i ten szlachciurka był godny pożądania. Wcale nie potrzebowała pomocy takiej obrzydliwej siły wyższej! Nie wierzyła w żadnego boga, więc byłaby całkiem szczęśliwa, gdyby oni także nie wierzyli w kuglarkę o fiołkowych włosach i nie mieszali się do jej życia. Bo na pewno i bez jego interwencji znalazłaby jakiś sposób na odzyskanie panowania nad swoją magią. No, raczej Ruchacz by znalazł, ale i to byłoby lepsze niż tańcowanie po kręgu z gołym tyłkiem na wierzchu. Baraniomózgi bożek musiał myśleć, że skoro znalazł sobie elfkę, to ta radośnie stanie się jego najwierniejszą wyznawczynią. Ależ się głupi pomylił!

Zamiast na swoją najwierniejszą wyznawczynię, Dzikun trafił na kuglarkę o ciętym języku, której gniew dodawał wręcz skrzydeł. I teraz ona, ta którą sobie tak naiwnie upatrzył, stała w bezpiecznej odległości od kręgu i wygrażała piąstkami ku niebu, niczym stary człowiek krzyczący na chmury. Tyle, że rozpalona do czerwoności złość Eshte skierowana była ku niewidzialnej sile, przed którą nie czuła ni odrobiny pokory. Możliwe, że nawet zesłanie na nią pioruna nie wzbudziłoby w niej należnego szacunku..

Potem, kiedy już w swoim mniemaniu wystarczająco nagadała temu druidzkiemu bożkowi zboczeńców, to usatysfakcjonowana przysiadła sobie pod jednym z drzew, oczywiście z dala od kamieni układających się w krąg. Ostygły już gwałtowne emocje targające nią zaledwie chwilę wcześniej, więc teraz mogła już na spokojnie przekonać się, czy rzeczywiście całe to zdarzenie przyniosło za sobą cokolwiek dobrego. Musiała mieć pewność, że klątwa demona nie wróci nagle, zapewne w najmniej ku temu odpowiednim momencie. Że Dzikun, po tym wszystkim co dopiero od niej usłyszał ( a słownictwo Eshte miała wszak barwne ), nie zdecyduje się ponownie pozbawić jej tych iskierek tańcujących w jej żyłach. Pierwszy raz był przypadkiem, okrutnym zrządzeniem kapryśnego losu. Drugi raz byłby już torturą.

Okazało się jednak, ku jej niewyobrażalnej radości, że z łatwością przywołała swój ogień. Ten znany, uwielbiany, bezpieczny, będący częścią niej. Czule lizał jej skórę, wił się wokół jej drobnej sylwetki, jak gdyby pragnął ją przytulić i już nigdy nie wypuścić. Był jak.. jak stęskniony za nią pieszczoszek, który z winy paskudnego demona został od niej odepchnięty. Ale w końcu byli już razem – kuglarka wraz ze swoją magią, płomienie ze swoją właścicielką. Nierozłączni.

Żyła z klątwą zaledwie kilka dni, ale to wystarczyło, by przez ten krótki czas czuła się.. niepełna. Pozbawiona czegoś ważnego, dotąd od niej nierozerwalnego. Brakowało jej własnego ognia tak, jak może brakować ręki, nogi lub.. lub duszy. Był tylko ból i pustka, której nic nie potrafiło wypełnić. Bo i czym była bez tej energii przyjemnie wypełniającej jej ciało? Byle skorupą. Nadal zwinną i całkiem utalentowaną, ale zaledwie skorupą.

Ale teraz.. teraz już była pełna. Niczego jej nie brakowało. Wspaniała Niezwykła Odbierająca Dech w Piersiach Oszałamiająca Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Królowa Trzymania w Napięciu z powrotem miała swój własny ogień. Mogła wyrzuć wszystkie zapałki.










* * *


Ileż mu schodziło. ..
Gdy Eshte już skończyła bawić się swą magią, wspominać obrzydliwe wydarzenia i trząść się z oburzenia i z innego powodu, którego łaskawie wolała sobie nie uświadamiać, stwierdziła że się nudzi. I że brakuje jej Tancrista, bo… nie miał kto zajmować jej uwagi. A mimo szpiczastych uszu leśnych ostępów nie lubiła.

I właśnie wtedy usłyszała cichy chichot niczym dźwięk małych dzwoneczków. Dochodził… z pobliskich zarośli, ale czy kuglarka chciała wejść pomiędzy nie?

Oczywiście, że chciała! Znudzona Eshte stawała się niebezpieczna, ale tylko dla siebie samej. Stawała się bardziej lekkomyślna niż zwykle i jakoś zapominała o tym drobnym szczególe przyciągania do siebie wszystkich kłopotów z okolicy. Nie było wtedy Pierworodnego, ani demona w uliczce, ani strzyg, ani natrętnego bożka, ani.. ani rozpustnej Arissy. Nawet i czarownik nie potrafił teraz wkraść się do jej myśli, a przecież całkiem niedaleko zajmował się pieleniem tutejszych grządek. Ale akurat brak widoku jego nagiego ciała przyjmowała z błogością. Brrr.

Zatem przybrana tylko w swoją iluzję oraz uzbrojona jedynie w swą ciekawość świata, kuglarka na kolanach podsunęła się ku gęstwinom. Nie była wszak jedną z tych zamkowych damulek, co to boją się pobrudzić, zadrapać czy połamać paznokci! Ba! Jej zdarzało się też.. spocić! Straszne rzeczy!

Wśród listowia krzewów coś się poruszyło, coś małego i coś latającego.
-Zabawni jesteście, ty i twój kochanek. Najpierw walczycie, potem rzucacie na siebie dziko i namiętnie… a potem kłócicie - coś gadającego. Coś co było świadkiem owych wstydliwych dla elfki scen. Coś mówiącego kobiecym głosikiem.

W pierwszym odruchu Eshte była w stanie tylko rozchylić usta w zaskoczeniu. Włażąc w krzaki właściwie nie wiedziała czego się spodziewać po tym chichocie. Jedyną pewnością jaką miała, to że za owym słodziutkim odgłosem nie krył się ani Pierworodny, ani Dzikun, a i demony też zwykły brzmieć bardziej.. przerażająco. Największym szokiem jednak było, że owa kreaturka okazała się być paskudnym podglądaczem! I jedynym, na co gorąco liczyła elfka, świadkiem nieszczęśliwych zdarzeń w kamiennym kręgu.

-Nic się nie wydarzyło! I to na pewno nie jest mój kochanek! - zakrzyknęła w powietrze. Głowę obracała na boki, poszukując owego bezczelnego intruza. Nie mogła przecież pozwolić, aby ktoś ( lub.. coś ) roznosiło po świecie takie plotki!

- Na pewno? Iskrzyło między wami… wiem to, mam nosa do takich spraw.- kilka nerwowych rozgarnięć gałęzi pozwoliło wreszcie bardce odkryć kim jest intruz.






Mała przyczajona przy kamieniu wróżka, która błyskawicznie poderwała się do lotu, gdy została znaleziona. Pofrunęła przed twarz zaskoczonej kuglarki i rzekła z uśmiechem -Cześć, jestem Trixie i jeśli wasz związek ma kłopoty, to mogę wam pomóc go rozpalić!
Pofrunęła w górę i wylądowała na gałęzi pobliskiego drzewa, burząc koncentrację elfki równie dobrze jak czarownik. I przy okazji rozpraszając kolejną kieckę, którą sobie Eshte wyczarowała.
-Skoro nie figle was tu sprowadzają, to co? Odkąd druidzi odeszli, duży lud i mały lud nie odwiedzają tego miejsca.- zapytała zerkając z góry na znów gołą elfkę.

Eshte uspokoiła się na widok tej fruwającej kruszynki, bo i ta wydawała się być całkiem przyjazna. Tak dla odmiany. Nie fałszywie miła jak Pierworodny, czy jak myśląca tylko swą chucią Arissa, ale tak naturalnie miłą dla oczu i uszu. A był to niemały postęp w przypadku kuglarki, zważywszy na wszystkie dotychczasowe spotkania w Grauburgu oraz jego okolicach. Oczekiwała wręcz, że wróżka zaraz pokaże ostre ząbki i spróbuje wyssać z niej krew.

-No.. zaciągnął mnie tu na poszukiwania jakichś ziółek. Pewno kwiatów, co to będą barwą pasować mu do oczu -odparła usadzając się wygodniej na ziemi, na tyle na ile pozwalały jej zarośla. Zadarła głowę, wpatrując się w niespodziewaną towarzyszkę -A Ty.. tutaj mieszkasz? I druidów kiedyś też tutaj podglądałaś, co? -kolejnymi jej słowom towarzyszyły cmoknięcia zniesmaczenia -Nieładnie, nieładnie..

- A tam… bardzo ładnie ich podglądałam. Byli taką fajną grupką, dopóki nie ulegali zezwierzęceniu. I odprawiali rytuały płodności podczas nowiu. To były widoki.
- rozgadała się Trixie i znowu zerknęła na elfkę, dodając -Mieszkam tu bardzo bardzo bardzo bardzo długo… tak długo, że już nie pamiętam jak. No i przyszliście zbierać kwiatki? Jak dla mnie brzmi to jak randka.
Przechyliła główkę na bok. - A kim wy właściwie jesteście? Bo ja już się przedstawiłam. Jestem bardka Trixie.

-Oh! Racja!
-przyklasnęła elfka znów zaskoczona, ale tym razem swoim własnym niedbalstwem. Zwykle dość szybko się przedstawiła, aby zachwycić i przede wszystkim onieśmielić rozmówcę mnogością swych fantazyjnych imion oraz tytułów. To przecież nie tak, że nocami wymyślała je tylko dla własnej przyjemności!
Wyprostowała się dumnie, kciukiem wskazując na siebie, po czym wyrecytowała na jednym oddechu -Ja jestem Eshtelëa, wędrowna artystka, Pani Tańczącego Ognia i Mistrzyni Iluzji. A tamten to.. -machnęła ręką w kierunku, gdzie ostatni raz widziała blady tyłek czarownika -To Czaruś. Tak go możesz nazywać.
I tyle było z tych ceremoniałów. Po nich kuglarka rozejrzała się wokoło, nim zapytała -Bardka, co? Tutaj chyba nie masz zbyt wielu okazji do występowania..

-Przygrywałam pastuszkom z pobliskich wiosek, gdy jeszcze istniały. Przygrywałam nocnym igraszkom i na weselach, grałam tam gdzie kwitły uczucia miłości i rozkoszy. Kiedyś… jakieś 200 lat temu. Teraz rzeczywiście nie mam komu przygrywać i kogo zachwycać.
- westchnęła nostalgicznie Trixie i spojrzała na wzgórze.- Czaruś? Uroczy przydomek. Czyżby cię aż tak oczarował? Pewnie swoim języczkiem, co? Czarujący jest w łożnicy?

Te słowa wywołały większy rumieniec na obliczu kuglarki, niżby chciała. Te słowa przypomniały tańczący język Ruchacza pomiędzy swymi udami... i doznania jakie nim wywołał. Choć bardzo tego nie chciała, to wspomnienia z kamiennego kręgu były bardzo wyraźne w jej pamięci.

Eshte nagle poczuła się bardzo, bardzo, bardzo, bardzo.. brudna. I lepka. I obrzydliwa. Może życie w roli udawanej kochanicy szlachcica należało do wygodnych ( kiedy Ruchacz nie ciągał jej po kamiennych kręgach ) i było pełne luksusów, o jakich w swym wozie nawet nie śniła, lecz wyjątkowo często przyprawiało ją o chęć kąpieli. Tak jak w tym konkretnym momencie, gdy wskoczyłaby do byle czystego strumienia, aby tylko zmyć z siebie to paskudne.. uczucie.

Spróbowała raz jeszcze stworzyć iluzję jakiegoś ubrania, tym razem byle szarego worka po ziemniakach, ale słowa wróżki i wspomnienia wydarzeń z kręgu ciągle zbyt silnie wstrząsały jej skupieniem.

-Mówiłam już... -burknęła i ręce butnie skrzyżowała na drobnych piersiach. W niezadowoleniu odwróciła spojrzenie od bezczelnej wróżki -To nie jest mój kochanek! Jedynie czarownik, który cały się wokół mnie kręci i wiecznie się mądrzy! Ostatnia osoba, z którą mogłabym chcieć dzielić łoże.

- To skąd takie pieszczotliwe określenie…
- zamyśliła się Trixie zdziwiona wybuchem kuglarki - I czemu się kręci, zakochany jest w tobie? Wiersze dla ciebie pisze? Wyglądaliście na bliskich sobie.
Potem doszło do niej odkrycie które rozjaśniło buzię latającej istotki radości.- Już wiem! Skoro jesteś taką wielką i utytułowaną artystką to pewnie jesteś sławna, tak? I masz wielu amantów wielbiących ziemię po której stąpasz, a ten jest jednym z nich, co?
Sfrunęła niżej do naburmuszonej elfki.- A kto gra podczas twych występów, co? Bo w końcu co to za pokaz bez muzyki?

-Obecne nikt, moje sztuczki i iluzje zachwycają także bez muzyki. A chociaż marzy mi się taniec do czyjegoś śpiewu lub przygrywania, to nie tak łatwo znaleźć sobie kogoś do wspólnego podróżowania, wiesz? Większości bardów jakich spotkałam zależało głównie na zachwycaniu młodych wieśniaczek, aby miał kto im ogrzewać łóżka w nocy. A bardki bywają żmijkami, co to nie chcą się dzielić swoją sławą
-po tym stwierdzeniu Eshte łaskawie zerknęła na wróżkę. Ale tylko jednym okiem, bo i ciągle jeszcze nie wybaczyła tej kruszynie owych sugestii, jakoby kuglarka i Ruchacz.. Ruchacz i kuglarka.. jakoby oni dwoje.. uh. Wzdrygnęło nią na samą myśl -200 lat to sporo. Nigdy nie chciałaś stąd odejść? W mieście na pewno znalazłabyś dla siebie większą widownię niż tutaj.

-Tak! Chętnie się stąd ruszę i poprzygrywam ci do występów!
- zachwyciła się tym pomysłem skrzydlata bardka.- Gram na harfie, flecie, cytrze, bębenkach, tamburynie, skrzypcach… śpiewam czasem. Ale wolę grać na harfie i cytrze. No głównie to na cytrze, bo ją tylko mam w odpowiednim rozmiarze. No i… to przyjemnie pieśnią rozgrzewać serca do miłości… ale po co miałabym ogrzewać komuś łóżko ? I jak niby?

-Co? Co takiego?
-Eshte nie spodziewała się wielu zdarzeń jakie ostatnimi dniami wstrząsnęły jej życiem. Na pewno nie spodziewała się paść ofiarą uroku Pierworodnego, ani obrzygana przeklętą krwią demona. Nie spodziewała się, że niczym rzep do psiego ogona, tak samo do niej przyczepi się jakiś przemądrzały czarownik, u którego będzie zmuszona szukać pomocy. Nie spodziewała się też zostać opętana przez zboczonego bożka, a potem nagle spotkać wróżkę, tak bardzo chętną do zostania jej podręczną bardką! No każdego dnia elfka miała pełną garść zaskoczeń, a mimo to za każdy razem zastygała w pełnym niedowierzania stuporze. Wybuchała dopiero po chwili, po zrozumieniu powagi sytuacji -Czekajczekajczekaj! Nie tak szybko!
Gdzieś zniknęła jej urażona duma i teraz obojgiem rozszerzonych w zaskoczeniu oczu spoglądała na Trixie -200 lat tutaj i nagle chcesz się przyłączyć do pierwszej napotkanej elfki? Przecież przez cały ten czas mogłaś stąd po prostu odlecieć, co nie?

-No… mogłam…
- zamyśliła się wróżka rozważając powoli słowa elfki.- Ale miałam sama lecieć przez wielki las, w połowie naznaczony Dzikim Gonem? To by było niebezpieczne dla samiutkiej i delikatnej istotki takiej jak ja. Co innego w towarzystwie dzielnej Pani Tańczącego Ognia i… Czarusia... i ich gryfa? To co innego prawda?

-Noo...
-elfka niemrawo podrapała się po jednym ze spiczastych uszu. W końcu była Nieustraszoną Pogromczynią Bestii, a Thaaneeekryyyst jej przydupasem, z tym akurat nie mogła się kłócić. Zresztą, wolała być w oczach wróżki taką dzielną kuglarką godną podziwu, niż byle strachem na wróble. Może Trixie zwyczajnie była bardzo, bardzo, bardzo impulsywna, bądź.. nieco.. głupiutka.. ?
-Ale poza tym Twoim lasem wcale nie jest bezpieczniej, wiesz? W mieście roi się od demonów, Pierworodnych i innych wampiórów, a do tego jeszcze są Paniunie zadzierające nosa - o tak, damulki zamieszkujące zamek z całą pewnością przynależały do tego niechlubnego grona atrakcji w Grauburga -Nie boisz się, że ktoś Cię złapie do klatki i przez resztę swojego życia będziesz musiała grać jakimś szlachciurkom do obiadu?

- My wróżki mamy tajną broń, wystarczy że mocniej zatrzepotamy skrzydełkami i zakręcimy się w powietrzu o tak i …
- obracając się gwałtownie Trixie roztoczyła wokół siebie różową mgiełkę i sprawiła, że kuglarka zakaszlała nagle mimowolnie wciągając opar.
-I wszyscy stają się wobec mnie mili, lub ignorują mnie… nooo... prawie wszyscy.- wyjaśniła najwyraźniej roztrzepana wróżka.

Kuglarka potrząsnęła głową, a potem przetarła dłonią nos. Kiedyś zaś znów podniosła wzrok na wróżkę, to.. jej oczy były nieobecne. Nie puste, wręcz rozświetlone jakimiś nowymi iskrami, lecz zdawała się nie widzieć Trixie. Nie ignorowała jej, a po prostu myślami i zmysłami była gdzie indziej, gdzie i ciałem również pragnęła dołączyć.

Powróciły do niej wspomnienia bliskości mężczyzny. Jego dotyk, pocałunki, ciepło skóry i oddechu. Nie przepełniało jej tak niewyobrażalnym pożądaniem co za sprawą łaskawości Dzikuna, a odzywało się w niej pragnieniem ponownego ujrzenia swego wybranka. Już, teraz. Potrzebowała zdobyć sobie jego zainteresowanie, zachwycić go sobą, aby stała się dla niego jedyna, wyjątkowa. Eshtelëa von Thaaaneeekryyyst..
Błogi uśmiech rozświetlił twarz elfki.

-Muszę iść – z tymi słowami podniosła się z ziemi i otrzepała pośladki z nadgorliwych listków. Potem, bez choćby najkrótszego pożegnania wróżki, odwróciła się ku zaroślom, żeby zacząć się przez nie przedzierać z powrotem ku polance z kamiennymi kręgiem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-03-2017, 02:40   #76
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Czarownik już najwyraźniej skończył poszukiwania i teraz rozkładał jakieś ziółka i rośliny na swym płaszczu. Obok niego leżała rozłożona na słońcu koszula i resztki garderoby, których kuglarka nie miała okazji spalić dotykiem.

-Już się nachodziłaś? I widzę że przynajmniej odpuściłaś sobie marnowanie mocy na iluzje ubrania. To dobrze. Nie powinnaś się przejmować takimi drobiazgami. I tak zresztą pokazałaś mi już wszystko.- słowa które normalnie kuglarka uznałaby za złośliwość Czarusia i jego pouczanie, teraz były w jej uszach wyrazem troskliwości. Przecież dbał o to by nie zużywała niepotrzebnie mocy i odsłaniała to co miała najpiękniejszego. Czyli całą siebie.

Eshte.. zachichotała, co samo w sobie było już wyraźną oznaką, że źle się działo w jej główce. Normalnie, znaczy gdyby nie była opętana przez Dzikuna ani nie wciągnęła nosem pyłku wróżki, to oburzyłaby się jego słowami i walnęła go piąstką, jednocześnie próbując zakryć jak najwięcej ze swych obnażonych wdzięków. Ale nie teraz. Nie kiedy jej celem życiowym stała się chęć zachwycenia sobą Ruchacza.

-Podobało Ci się to co widziałeś? Jak chcesz to możesz przyjrzeć się jeszcze raz.. dokładniej.. -wymruczała, w swoim mniemaniu dość kusząco, bo wraz z gorącym oddechem umykającym z jej ust. Następnie obróciła się ku niemu bokiem, niczym koń prezentowany potencjalnemu kupcowi. A to sylwetkę miała taką smukłą, nogi zgrabne, oczy błyszczące i piersi jędrne, nawet jeśli drobne. Dodatkowo krągłe pośladki ślicznie napinała oraz grzyw.. włosami swymi zamaszyście machnęła.

- Wiesz przecież dobrze, że uważam cię za…- mimo że pokaz elfki był dość toporny, to naturalna gibkość i uroda dosłownie zamurowała czarownika, budząc jego… różdżkę maga do życia -.. bardzo śliczną i kuszącą istotkę o… ciętym języczku i… gorącym temperamencie.
I rozpraszając jego myśli na kilka chwil gapienia się na jej walory. Zdołał jednak otrząsnąć się z tego otumanienia jej urodą - Eshtelëo słodziutka. Natknęłaś się może na coś w tym lesie?

-Czy to ważne?
-odpowiedziała kuglarka nieładnie, bo pytaniem na pytanie. Ale cóż się dziwić, w jej głowie nie było teraz miejsca ani na dbanie o wydumane uprzejmości ( bądźmy szczerzy – nigdy nie zwracała sobie tym rozczochranej główki ), ani tym bardziej na wspominanie spotkania z byle wróżką. Nie teraz, kiedy miała przed sobą mężczyznę, od którego wymagała zachwytu i pożądania na swój widok. To było ważniejsze od całej reszty świata.
-Czy nie lepiej, abyś teraz zamiast na jakimś tam lesie, skupił się.. na mnie? -przy tych słowach dłońmi przesunęła powoli po wcięciu swej talii, a następnie dotykiem rozpieściła skórę bioder w nęcącym pokazie mającym przyciągnąć spojrzenie wybranka.

-Eshte… staram się być… rycerski, mimo że… mi to strasznie utrudniasz.- jęknął czarownik nie mogąc oderwać wzroku od jej dłoni. A potem jego własne objęły ją w talii i przyciągnęły do siebie. Teraz, gdy tuliła się piersiami do jego torsu czuła dodatkowy zmysłowy dreszczyk przeszywający jej ciało i pewną zachłanność doznań, zupełnie jak w kręgu menhirów. Tyle, że tam jej żarłoczność była spotęgowana. Tu i teraz w jego ramionach elfka wolała powoli się delektować sytuacją w jakiej się znalazła… na przykład tym, że usta maga wodziły po jej szpiczastych uchu, a potem szyi, gdy mruczał.- Oczywiście, że ty jesteś dla mnie najważniejsza i najbardziej kusząca. Opowiedz mi więc Eshtelëo słodziutka, co robiłaś gdy ja zbierałem ziółka? Jak zabijałaś czas zachwycająca nimfo?

Wszystko było takie przyjemne i rozkoszne i tylko… ocierający się o jej udo organ miłości czarownika przypominał, że może być jeszcze ciekawiej. Niestety, choć chęci i apetyt były, to kuglarka nie bardzo wiedziała jak je się zaspokaja. Ale przecież mieli czas, więc po co się spieszyć, skoro usta Czarusia oddawały hołd jej urodzie zarówno werbalnie jak i bardziej przyjemnie swym dotykiem na jej ciele.

Ależ on się nią interesował! Zwykle poza jej występami mężczyźni przede wszystkim skupiali się na próbach złapania za tyłek elfki, na pewno nie byli tak ciekawi jej życia. A rozkoszny Thaaneeekryyyst wręcz przeciwnie – chociaż była tak blisko niego, piersiami muskała jego tors i na swych udach czuła jego narastającą ekscytację sytuacją, a on trzymał ją mocno w swych ramionach, to nadal dociekał, dopytywał się. Niewątpliwie była dla niego wyjątkowa.

-Noo... -zaczęła trochę niechętnie, ale jeśli szczerością miała sobie zyskać jego jeszcze większy zachwyt, to nie mogła odrzucić takiej okazji -Bawiłam się moim ogniem, a potem usłyszałam czyjś chichot, więc poszłam w las poszukać jego źródła..

Ruchacz nie mógł oczekiwać od kuglarki, żeby na dłużej trzymała się ścieżek tych myśli. Nie teraz, gdy rozkoszowała się jego ciepłem i dłońmi pieszczotliwie wodziła po klatce piersiowej mężczyzny, nie raz paluszkami sunąc po tatuażach pokrywających jego skórę.

-A Ty skończyłeś zbierać swoje kwiatki? Czyli będziemy musieli wrócić do tego paskudnego zamczyska? -zapytała z goryczą w głosie, przy okazji nadymając wargi. W oczach jednak pojawiły się nieśmiałe iskierki nadziei, bo przecież.. jej wybranek sprawi, że wszystko będzie dobrze, prawda? I może będą mogli już zostać na tej polanie i wśród drzew. Na zawsze. Tylko we dwoje.

-Chichot… brzmi podejrzanie.- zamyślił się czarownik i zerknął na czekającą na odpowiedź elfkę. I zanim odpowiedział, pocałował ją tak mocno i namiętnie jak tylko potrafił. Tak mocno, jak wtedy na zamkowym przyjęciu. Teraz też ugięły się pod nią nogi.
Jej usteczka cicho i niemal bezwiednie mruknęły.- Jeszcze…

- Wrócimy do zamku… jak tylko ty dojdz… wtedy, gdy ty zechcesz tam powrócić, nie wcześniej.- wyjaśnił po pocałunku oszołomionej Eshte. Nie wiedział, że kuglarka nieco zmieniła się. Wszak to co wyrwało się z jej natury wśród menhirów nie zamierzało posłusznie wrócić w swój kącik duszy kuglarki.
- Więęęc… poszłaś szukać źródła chichoty. Jesteś bardzo dzielna i odważna wiesz? Co stało się dalej? - mruczał znów wodząc pocałunkami po szyi. Kuglarka zauważyłaby pewnie, że temu wszystkiemu przygląda się ukryta za drzewem na skarju polanki Trixie z wyraźnie życzliwym uśmieszkiem.
Zauważyłaby, gdyby jej rozmarzony wzrok potrafił dostrzec coś więcej niż swego ukochanego.

-Była tam taka mała.. ze skrzydełkami.. -wymruczała rozkojarzona Eshte, której niemałą trudność sprawiał powrót do wspomnień, mimo że tak przecież niedawnych wydarzeń. O wiele chętniej skupiała się na tym co miała przed sobą. Na czarowniku o magicznych wręcz ustach, których pocałunków pragnęła. Więcej, mocniej, aż do utraty tchu. Czemu ten słodki łajdak przerywał, aby.. aby gadać?! Czy nie powinien być teraz oślepiony ją urodę, chcieć tylko ją dotykać i pieścić? Miło, że był ciekaw kuglarki i nie widział w niej tylko ładnego tyłeczka, to jej pochlebiało. Ale jeśli już zaczynał, to.. to.. to nie powinien tak po prostu przestawać!

-Dlaczego tak się interesujesz? Myślałam, że ja jestem dla Ciebie najważniejsza.. -nutka podejrzliwości rozbrzmiała w jej głosie, a usteczka wygięły się smutno, choć nadal mogła na nich posmakować pocałunek szlachcica. Wspięła się lekko na paluszkach i ręce splotła wygodnie na jego karku, całym swym drobnym ciałkiem przyciskając się do niego. Spragnione wargi zbliżyła do jego ust, więc podrażniła je swym gorącym oddechem, gdy mówiła -Teraz jesteśmy sami, czy to nie powinno być najważniejsze?

- Eshte… ty… łobuzico…
- jęknął nieco drżąc na całym ciele, gdyż kuglarka mimowolnie ocierała się swym podbrzuszem o już i tak mocno pobudzony dowód miłości czarownika. Początkowo przypadkowo, ale potem z coraz większym rozmysłem. Podobało jej się to co czuła. Wywoływało miłe dreszczyki w całym ciele.
I… podobało się jak powiedział słowo “łobuzica”. Z takim żarem i czułością.

“I nie gadaj. To jedyne co zawsze robisz, gadasz i gadasz, nic więcej. Dość.”

Czy nie tak powiedziała niedawno? Powiedziała. Oplatając jego kark i muskając ustami jego podbródek, kuglarka z rozmysłem już ocierała się o Czarusia… czerpiąc przyjemność z tego dotyku i satysfakcję, z reakcji kochanka. A potem był kolejny zapierający dech w piersiach pocałunek, taki rozpalający zmysły i sprawiający, że kuglarkę przepełniała przyjemność. Zaczynała to lubić coraz bardziej.

-Mała… skrzydełka… cudnie. Ale skoro tylko jedna, to… Eshte gwiazdeczko… chcesz może położyć się na trawie, by było ci wygodnie? Ja mogę przy tobie się położyć i szeptać czule, całować. Co ty na to?- proponował cmokając ją w czubek nosa i czoło. Kuglarka, rozmarzona romantyczka była zainteresowana propozycją, ale spoglądając w jego błyszczące gorączkowym blaskiem oczy i czując te dziwne sensacje w podbrzuszu… gdzieś tam głęboko w serduszku czuła i inne nie pasujące do niej pokusy.

-Mmm.. dobrze -zgodziła się zaskakująco łatwo elfka. Bowiem w normalnych okolicznościach, kiedy ani myślała postrzegać czarownika za przystojnego i godnego pożądania mężczyznę, zwykła się z nim wykłócać o jego niemądre pomysły, często narażające ją tylko na więcej kłopotów. Dzisiaj jednak sporo się nachodziła, wręcz od rana była już na nogach! A i.. leżenie we dwoje mogło tylko pomóc w.. ahh.. skonsumowaniu ich związku, nie? Oooooohhhh... cwany Thaaneeekryyyst! Na pewno właśnie dlatego jej to zaproponował! Chciał ją mieć całą tylko dla siebie!

-Ale.. -straszliwe słówko padło z ust Eshte. Jeśli dotąd pomiędzy ich ciałami jeszcze był zachowany jakiś, choćby najdrobniejszy dystans, to przestał zniknąć, kiedy kuglarka mocniej oplotła rękami kark szlachcica, prawie uwieszając się na nim swym drobnym ciałkiem -Ale musisz mnie podnieść tymi swoimi silnymi.. -delikatnie przygryzła wargę - … silnymi ramionami i sam zanieść w cień drzewa.

-Oczywiście, gwiazdeczko…
- odezwał się czule i zaskakująco szybko pochwycił kuglarkę w swe ramiona unosząc ją w górę. Było coś miłego w tym że ją niósł i szeptał jej cicho czułe słówka: jaka to zachwycająca jest Eshte, jaka piękna, jaka urocza, gibka… Jednakże w połowie drogi do drzewa, kuglarka zauważyła, że coś się jej amant deczko się wlecze. Przecież nie była aż tak ciężka, a drzewa nie były aż tak daleko… więc czemu tak długo schodziło Czarusiowi dojście do nich?

Eshte nadęła policzki nie potrafiąc się pogodzić z tym, że może jej wybranek miał wady i pod tymi wszystkimi mięśniami był.. słabym mężczyzną. To wyjaśnienie było bardziej prawdopodobne, niż duża ciężkość akrobatki. Akrobatki! Przecież to się wykluczało, a ciasta pozjadane w zamku nijak się nie odbiły na jej ciele. Nie miała choćby jednej fałdki!

A może.. no, do głowy elfki przyszła jeszcze trzecia możliwości. Tak jej miła, że oburzenie zmieniło się w rozpromienienie. Thaaneeekryyyst musiał się po prostu delektować taką drobinką trzymaną w ramionach, nie mogła mu tego mieć za złe. Z tego powodu przeciągał tę przyjemność, to wiele wyjaśnia!
-Tak bardzo lubisz czuć mnie w swoich ramionach? -twarzyczkę wtuliła w to miejsce na jego ciele, gdzie szyja zgrabnie przechodziła w bark. Z pewnością czuł na swej skórze, jak jej usta rozciągając się w uśmiechu -Możesz mnie częściej nosić na rękach..

-Jest coś uroczego w trzymaniu cię w ramionach, przyznaję. Wydajesz się być wtedy takim delikatnym kwiatuszkiem
. - odparł z uśmiechem Czaruś tuląc do siebie kuglarkę, co budziło w niej coś jeszcze. Przyjemne wspomnienia sprzed pożaru, gdyż jej przybrany ojciec też ją nosił na rękach. Jak ją wtedy nazywał… nie mogła sobie od razu przypomnieć. Tak dawno nie myślała o tych miłych chwilach z dzieciństwa. O uśmiechu ojca, o jego dumie z niej, troskliwości. Kto by pomyślał, że właśnie Czaruś je mimowolnie przywoła..


* * *


Nazywał ją.. Fiołką. Nie tylko ze względu na barwę jej tęczówek, do których później zmieniła kolorów swych włosów, ale przede wszystkim przez jej charakter. Już jako dziecko przejawiała tak samo dużo niezależności, co i lekkomyślności. Jeśli kiedykolwiek w życiu Eshte istniała osoba będąca w stanie powstrzymać ją przez spełnianiem każdego, nawet najbardziej szalonego pomysłu, to był nią właśnie jej tatko. Nie przybrany, nigdy go za takiego nie uważała. Skoro nie posiadała wspomnień o tym prawdziwym, niewątpliwego o równie długich uszach i pewnie wielbiącego się w drzewach, to ten był wtedy dla niej jedynym rodzicem. Jedynym jakiego znała i akceptowała. Jedynym głosem rozsądku, którego słuchała.

Czasem nazywał ją także Iskierką. I znów – nie z powodu jej młodocianego zamiłowania do wzniecania płomieni, bo połykanie ognia czy taniec z nim nie były niczym dziwnym wśród jej.. mocno specyficznej rodziny. Podobno była jego Iskierką, tak mówił. Radosnym promyczkiem rozświetlającym jego oczy, przywołującym śmiech i uśmiechy. Jego szczęściem, najlepszym co przytrafiło mu się w życiu. Była jego skarbem, jego uroczą córeczką, którą chronił przed okropnościami tego świata. Nie poprzez trzymanie jej pod bezpiecznym kloszem, a przez nauczanie jej trudnej sztuki przetrwania i zarabiania na siebie kuglarstwami. To jemu wszyscy powinni podziękować, że pod swymi skrzydłami wychował tak wspaniałą artystkę!






Nie nosił jej jak księżniczki. Jak była całkiem mała, to częściej miał w zwyczaju sadzać ją na swoich barkach i nosić na tak zwanego barana. Ah, miała wtedy wrażenie, że znajduje się na samym szczycie świata! Tak blisko gwiazd, słońca i księżyca, prawie mogła je złapać w swoje malutkie dłonie. Już wtedy były lepkie, śmiało sięgały ku ślicznym błyskotkom.
Na rękach nosił ją tylko wtedy, jak sama nie była w stanie dotrzeć do własnego łóżka. Na przykład, kiedy połamała się w trakcie swych siermiężnych treningów, lub zwyczajnie była po nich szaleńczo zmęczona i zasypiała na stojąco. Albo wtedy, jak pierwszy raz pozwolono jej spróbować trunku, którym starsi dzielili się późnymi wieczorami przy ogniu. A jej rodzinka miała w zwyczaju pędzić własne nalewki, nie raz będące mocno wybuchowo tak samo dla ciała, jak i dla duszy. Dla większości stanowiły.. inspirację do wulgarnych śpiewów, zaś podobno co poniektórym pozwalałby spojrzeć daleko poza granice ludzkiego świata. No, szczególnie wieśniakom łatwo było nagadać takie bajeczki. W przypadku młodziutkiej Eshte, wypalający przełyk bimber przyczynił się do wymiotów oraz całkowitej utraty panowania nad sobą. Tamtej nocy poratował ją właśnie tatko, zanosząc bełkoczącą elfkę do wozu na wytrzeźwienie i poranne tortury rozsadzające jej głowę. Tyle szczęścia, że pomimo spicia zdołała wtedy zatrzymać na sobie ubranie.





* * *




W końcu Ruchacz doszedł do drzewa i ostrożnie ułożył kuglarkę w jego cieniu, niczym swoją księżniczkę. Bo też w tej chwili czuła się jak jego… dama.. ta od wstążki. Taka o której opowiadał jej niziołek w namiocie rycerskim pomiędzy kolejnymi rzutami kośćmi. Wybranka serca, w imieniu której rycerz dokonuje czynów odwagi.

W tej chwili tak się czuła, a potem… Czaruś ją pocałował czule i długo, delikatnie wodząc palcami po jej piersiach, które instynktownie naprężyła ku jego dłoni. To było miłe z jednej strony. Z drugiej zaś, pragnęła i silniejszych wrażeń. A w główce pojawiło wspomnienie tego pocałunku między udami… tego którymi ją obdarzał pomiędzy menhirami. I kuglarka czuła jak te dwa odmienne pragnienia, niczym dwa ryczące smoki, ścierały się w jej sercu walcząc o dominację. Które z nich wygra?

Pocieszeniem było to, że przecież mieli dla siebie cały czas tego świata! Czarownik powiedział, że wrócą do zamku dopiero jak sama elfka zechce, a teraz kiedy była całowana i dotykana, powrót był ostatnim o czym mogła myśleć. Mogła zatem pozwolić mu na powolne pieszczoty, na rozkoszowanie się tym pierwszymi momentami bliskości pomiędzy nimi, by później.. by później doprowadził ją do spełnienia, do tego sławetnego wybuchu ekstazy. Najlepiej pod nocnym niebem wypełnionym gwiazdami. Trochę dużo czasu do wstrzymywania się i nie była pewna, czy na pewno zdoła wytrwać, ale.. ah, byłoby tak romantycznie!

Póki co całkiem Eshte się podobało to bycie księżniczką. Kochanek dotykał ją z pietyzmem i zachwytem, jakby była jego skarbem i na pewno nie jakąś opłaconą dziwką, na którą mógłby się drapieżnie rzucić i szybko zaspokoić swoje żądze. On nawet nie brzydził się blizn pokrywających jej skórę, więc chociaż zwykle je misternie zakrywała przed obcymi spojrzeniami, to teraz leżała przed nim całkiem naga. Bez iluzji. Niewinna. Spragniona jego miłości.

Obejmowała go rękami, dłońmi wodząc po jego plecach i uciskając twarde mięśnie mężczyzny. Potem kurczowo wczepiła się palcami w kosmyki jego włosów, aby nie pomyślał o zaprzestaniu całowania kuglarki. Sama wpijała się w jego usta z łapczywością. Śmiało ocierała się języczkiem o jego własny, czasem też psotnie kąsając wargi Thaaneeekryysta.

To było rozkoszne, każdy pocałunek i każda delikatna pieszczota rozlewały się przyjemnym ciepełkiem po całym ciele elfki. Prężyła się pod pocałunkami i rozkosznym wodzeniem jego palców po jej skórze. Było tak cudownie, była tak przyjemnie… było… co ona właściwie robiła?!
I z kim?!

Nagle gdzieś ulotniła się ta cała romantyczna atmosfera, a kuglarka zdała sobie sprawę, że migdali się z Ruchaczem, który w końcu mógłby, no.. zrobić jej coś. Co jednak nie zmieniało faktu, że jego pocałunki i pieszczota palców nadal wyrywała ciche westchnienia z jej ust. Czaruś nadal czarował jej ciało, które samo prężyło się pod jego dotykiem. I jak niby ma wybrnąć z tej dziwnej sytuacji? Przecież… ugh… sama go uwiodła. Znając go, to teraz będzie jej to wypominał do końca życia.

Eshte, co tu kryć, od razu popadła we wściekłą panikę. Nie należała do tych istotek, które wnikliwie rozważały zaistniałe sytuacje, tylko reagowała na nie gwałtownie i instynktownie. Teraz zaś instynkt podpowiadał, że Ruchacz w końcu pokazał swoją prawdziwą twarz! Zaciągnął ją tutaj pod pretekstem zbierania kwiatków, oczarował w jakiś przebrzydły sposób znany tylko takim zboczonym czarownikom i właśnie próbuje ją zaliczyć.. zaliczyć do grona reszty swoich kochanek! Nie udało mu się wcześniej w kręgu, to próbuje jeszcze raz! Potwór!

O ile zaledwie chwilę wcześniej leżała odprężona, błogo poddając się jego pieszczot, to w tym momencie napięła się cała, a przez jej główkę przewaliły się setki silnych emocji. Gniew na szlachcica i obrzydzenie do samej siebie było tylko dwoma z wielu, które obudziły w niej ogień. Z wiadomych powodów nie mogła się teraz skupić, więc płomienie pojawiały się, tańczyły po jej skórze i znikały zupełnie nieobliczalnie. Nie parzyły, to wymagałoby od niej większego wysiłku. Straszyły, ale przede wszystkim uzewnętrzniały jej złość.

-Co Ty robisz! Odwal się ode mnie! -warknęła odpychając go od siebie nie tylko rękami, lecz także i kopnięciami nóg. Jednocześnie sama starała się odsunąć od niego i skoczyć szybko na nogi, w razie gdyby musiała bronić się przed jego dalszymi zapędami. I jak cholera nie miała zamiaru mu na nie pozwolić.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-03-2017, 02:49   #77
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
O dziwo czarownik dość szybko się odsunął zapewne przerażony jej zaciętym oporem i przerażającymi pokazami magii. Bo chyba nie było innych powodów, prawda?

Tancrist wstał spokojnie i poprawił okulary - No to skoro już doszłaś do siebie. To gdzie jest ta wróżka, która tak namieszała?
- To nie moja wina… sama spytała jak się bronię przed wrogami, no to jej pokazałam.- odezwał się piskliwy głosik Trixie zza drzewa.
- Nie sądzę, by chciała byś pokazała jej na niej.- ocenił czarownik przyglądając się kłębkowi nerwów jakim była teraz kuglarka.
- Oooooo… a dlaczego tego nie powiedziała? - odparła skrzydlata bardka.
-No nieważne…- westchnął czarownik i spojrzał na kuglarkę mówiąc mentorskim tonem.- No już, już… pył wróżek przestał na ciebie działać. Uspokój się. Nikt cię napastuje. Sama chciałaś być pieszczona, więc spełniłem twój kaprys, żeby nie patrzeć jak ci serduszko pęka z żalu.

-Więc jedynie co Ci przyszło do głowy to wykorzystanie mnie?!
-elfka wyrzuciła ręce w powietrze, nie potrafiąc zrozumieć takiego toku myślenia. Musiał to być sposób myślenia lubieżników, a ten tutaj czarownik był najgorszy z nich! Chociaż nie było dnia, w którym nie wpakowałaby się w kłopoty, to i tak ich pojawienie się za każdym razem pozostawało dla niej niepojęte. Z krzyku jej głos zmienił się w niski ton, karykaturalnie naśladując męski, kiedy mówiła -”Eshte nie wie co robi, mogę sobie pomacać jej cycki i jeszcze będzie błagała mnie o więcej, hue hue hue.” -potem jej spojrzenie przesunęło się na oczywisty dowód jego podekscytowania, zatem znów powróciła do krzyku -I nie próbuj zaprzeczyć! Przecież widzę, że Ci się podobało!

Wydała z siebie jeszcze kilka trudnych do zrozumienia, dzikich warknięć, nim odwróciła się od Ruchacza w poszukiwaniu źródła drugiego głosiku. Trixie mogła udawać, że ona nie chciała zrobić nic złego, że jest taka głupiutka i roztrzepana, ale kuglarka dobrze znała prawdę. Tych dwoje się przeciwko niej zmówiło, ot co.
Języki ognia objęły jej dłonie zaciśnięte w pięści, a lśniące z wściekłości oczy rozglądały się po okolicznych drzewach -I gdzie ta mała spryciula? Już ja jej pokażę sztuczkę!

- Nie dramatyzuj.
- stwierdził czarownik zupełnie nie przejmując się jej wybuchem.- Gdyby moim zamiarem było wykorzystanie tej sytuacji, to byś nie była już dziewicą. Zresztą ciężko było ich nie pomacać, skoro przyciskałaś się nimi do mnie. I zostaw wróżkę w spokoju.
Zanim zdążyła zaprotestować przypomniał jej.- Gdy poczuje się zagrożona użyje swojego pyłu na polującym na nią drapieżniku. A w tym przypadku wściekłej kuglarce. Znowu chcesz się lepić do mego ciała?

Elfka we frustracji wydała z siebie jeszcze jeden krzyk. Oczywiście, że przeklęty czarownik miał rację. Oczywiście! Zawsze gadał przekonany o swojej cudowności i nieomylności, zawsze tak ironicznie się uśmiechał i w denerwujący ją sposób poprawiał okulary na nosie. Uh, z jakąż pasją go teraz nienawidziła!
Mogła porzucić plan odnalezienia wróżki, ale swej złości już nie potrafiła wyciszać. Ogień zapłonął w niej już zbyt mocno i nie sposób go było zgasić jak byle świeczki. Poszukiwał ujścia, które w końcu odnalazł w postaci.. wybuchu. W jednej chwili buchnęły płomienie obejmując całą drobną postać Eshte, ale tak samo gwałtownie jak się pojawiły, tak samo zaraz zniknęły. Pozostawiły po sobie tylko maleńkie, ogniste języczki, w jakie pozmieniały się co poniektóre z jej kosmyków na głowie.

-Jesteście.. niemożliwi! -dodała, oddychając szybko w ciągłym poddenerwowaniu. Następnie pomaszerowała przed siebie, a każdy jej krok był ciężki od pretensji wobec całego świata. Dopiero jak była odpowiednio daleko od czarownika, to przysiadła ostentacyjnie zwracając się ku niemu plecami. Trawa wokół niej prawie od razu się wypaliła. Tak wielka była furia kuglarki.

Trixie po krótkiej rozmowie z czarownikiem i solennej obietnicy, że nie użyje już nigdy swego pyłu ani na Eshte, ani na nim samym… i jego obietnicy, że zabiorą ją za sobę, podfrunęła ostrożnie do siedzącej kuglarki. Usiadła w bezpiecznej odległości i zaczęła grać na swej małej cytrze.



Miała chyba nadzieję, na to że muzyka nieco uspokoi rozwścieczoną Eshte.
- Ja bardzo przepraszam… nie pomyślałam.- tłumaczyła się jak mała dziewczynka, choć była małą kobietką.- Więcej tak nie zrobię. Naprawdę chciałam dobrze. Obiecuję.
I się rozpłakała. Zupełnie jak małe dziecko.

Bynajmniej nie uspokoiła tym kuglarki. Może i jej złość przygasła, ale na jej miejsce powróciła panika z widoku tycich tycich łez wróżki. W pierwszym odruchu spojrzała na pozostawionego z tyłu Thaaneeekryyysta, bo ten mimo wszystko okazywał się pomocny. Czasem. Rzadko. Szybko przypomniała sobie jaka z niego męska świnia, więc tylko machnęła ręką w jego kierunku, wykonując przy tym niewybredny gest. Potem z powrotem zwróciła się ku zapłakanej Trixie.

-No, już już. Na szczęście nic więcej się nie stało -starała się ją pocieszyć, choć wychodziło jej to dość niezręcznie -Tylko nie rób tak więcej, co? Przecież nie jestem Twoim wrogiem, a widziałaś jak łatwo ten zbereźnik chciał wykorzystać sytuację..

- No… i widziałam jak ci się podobało, tam pośród menhirów.
- oczywiście wróżka musiała przypomnieć ten irytujący fakt. I zamyśliła się.- Zupełnie was nie rozumiem. Skoro jesteś od niego potężniejsza i nim władasz, to… czemu go tolerujesz przy sobie? Gdyby był tylko takim paskudnym zbereźnikiem, to byś go od siebie odgoniła, nieprawdaż?
Po czym uśmiechnęła się dodając łobuzersko.- A może w tym jest problem. On jest zbereźnik, ale niezbyt paskudny i ma swoje walory?

Brwi elfki zmarszczyły się groźnie na te beztrosko wypowiedziane słowa wróżki.
-Nie. Nie, nie, nie. On jest paskudnym zbereźnikiem -poprawiła jej bzdurne gadanie. Cóż, w końcu nie znała Ruchacza tak jak ona, jego parszywych sztuczek i wykorzystywania każdej nadarzającej się okazji do pomacania elfich wdzięków. Biedna Trixie była zbyt niewinna, aby móc od razu dostrzec prawdziwą twarz czarownika -Potrzebny jest mi tylko teraz, bo pomaga mi z pewnym.. problemem. Później będę mogła odjechać moim wozem daleko stąd.

Nachyliła się ku maleństwu ze skrzydłami, po czym bardzo, bardzo ostrożnie koniuszkiem palca dała jej pstryczka w zasmarkany nos. No, raczej musnęła go niż pstryknęła, ale natura gestu pozostawała taka sama -A Ty byś się lepiej skupiła na swojej muzyce, niż na wściubianiu tego nosa w cudze sprawy. To drugie nie przyniesie Ci zbyt wiele sławy jako bardce.

-Ale jestem wróżką… potrzebuję miłości jak ty wina i chleba.
- wyjaśniła Trixie i spojrzała na Ruchacza, który ruszył po koszulę leżącą na trawie.- Czemu więc wyczuwam jakieś iskrzenie między wami, skoro twierdzisz, że tylko ci pomaga z problemem? Jaki to problem? I czemu musi ci pomagać?

-Jedyne iskry jakie możesz między nami dostrzec, to takie..
-przy tych słowach elfka uniosła lekko rękę na wysokość swej twarzy. Wokół każdego z jej palców znów zaczęły leniwie tańczyć niewielkie płomienie, lecz tym razem nie były wynikiem wściekłości Eshte, więc w pełni mogła nad nimi panować. Nie były to też wprawdzie dosłowne iskry, ale.. no, wróżka na pewno zrozumiała, nie? Kuglarka bowiem nie miała zamiaru pozwolić jej na wmawianie sobie uczuć wobec czarownika innych niż złośliwość i niechęć. Te były najgorętsze jakie wobec niego żywiła.

-Nic ponadto. A jego pomocy potrzebuję w pozbyciu się tego.. -ogień zgasł, a dłonią tym razem sięgnęła ku swojej szyi. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, ukazując na skórze symbol mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. Paskudny - Pewien śliczniutki obszczymurek zostawił mi ten tatuaż i teraz może mnie znaleźć wszędzie, żeby uczynić swoją niewolnicą. Niezbyt mi to pasuje, rozumiesz.

-Ale dlaczego ci pomaga… skoro nic między wami nie ma?
- zapytała Trixie wyraźnie próbując zrozumieć sytuację. I zerknęła na Ruchacza zbliżającego się do nich z koszulą.- Zapłaciłaś mu za pomoc?

-Noo.. raz ja mu pomogłam, później jeszcze mu uratowałam życie. Dwa razy..
-wyliczała kuglarka, która nie przywiązywała większej uwagi do tego dlaczego Thaaneeekryyyyst jej pomaga. Po prostu jakoś wtedy na przyjęciu Ery się straszliwie przejął po zobaczeniu tatuażu i widać postanowił ją poratować przed Pierworodny. Wszak była znaną i utalentowaną artystką, taka reakcja była jak najbardziej na miejscu. Ani myślała mu płacić za jakieś malowanie farbkami po szyi!
Wzruszyła ramionami, kwitując na koniec -Więc ma trochę wobec mnie dług, nie? Ma też słabość do elfek i cycków.

- Jest milutki… czasem.
- uśmiechnęła się szeroko Trixie i przypomniała kuglarce - Gdy cię niósł na ramionach nie był pod wpływem mojego pyłku.
Że też gadatliwa wróżka musiała przypomnieć akurat ten fakt i przyjemne uczucie jakie towarzyszyło je, gdy Ruchacz niósł ją w swych ramionach niczym jakąś księżniczkę.

Czarownik tymczasem podszedł do obu dziewcząt i podał elfce swą koszulę.- Załóż to, to przerobię ją na jakąś tunikę. Może będzie króciutka, ale lepsze to niż świecenie gołym zadkiem na zamku, prawda?

-Sama sobie poradzę! -syknęła Eshte, która nie potrafiła jeszcze w sobie znaleźć tyle łaski, aby wybaczyć zbereźnikowi jego macanki. Jej wściekłość wobec wróżki już zgasła, ale wobec niego? Nie, nie. Nie w najbliższym czasie. Uh, już nie mogła się doczekać, jak parszywiec będzie tłumaczył swoje działania litością wobec elfki, której w normalnej sytuacji przecież nie dotknąłby nawet patykiem. Taki był milutki, Trixie. Taki milutki.

Podniosła się z ziemi i wyrwała koszulę z dłoni Ruchacza. Niechętnie, ale też nie mając żadnego innego wyboru, narzuciła ją na swój nagi grzbiet. Była drobna, jeszcze bardziej w porównaniu do umięśnionego mężczyzny, więc zatonęła w materiale zakrywającym jej piersi, brzuch i dłonie także. Tym bardziej, kiedy rozłożyła ręce, a długie rękawy sięgały jeszcze poza jej smukłe palce.

- To znaczy… jak chcesz sobie poradzić?- zapytał uprzejmie czarownik, a Trixie wleciała między nich broniąc zaciekle.- Gdybyś traktował ją lepiej… tak jak czyniłeś to przed chwilą, by było o wiele lepiej. To wszak dama i delikatna artystka.
- To znaczy traktować ją jak swoją kochankę? Nosić na rękach, całować w czółko i usteczka, szeptać czułe słówka?
- zauważył sceptycznie Ruchacz.
-No może nie całować. Na te względy winieneś sobie zasłużyć… ale noszenie na rękach i szeptanie czułości to naturalne wobec utalentowanej artystki. I kwiaty . I wiersze… ooo… wiersze winieneś pisać.
-Trixie chciała dobrze, ale jej wizja nieco rozmijała się z oczekiwaniami kuglarki.

Otulona ciepłym materiałem koszuli Tancrista, pachnącym jego pachnidłami i trawą… Eshte czuła się nieco dziwnie. Wracały bowiem wspomnienia sprzed paru chwil i wcześniejszych też. Tych z balkonu na przyjęciu, którego była ozdobą. Nie tego co sama czuła, ale tego co robił czarownik. Noszenia na rękach, czułości szeptane cichym głosem, tego jak przyjemnie było w jego objęciach i… jak bezpiecznie się zawsze w nich czuła. Bo choć zawsze trzeba było uważać na tego niepoprawnego lubieżnika, to gdy był przy niej Ruchacz nie musiała bać nikogo i niczego innego Bo przecież zawsze będzie robił wszystko by ją obronić. Wszak dotąd zawsze tak czynił.

Eshte potrząsnęła gwałtownie głową, aby odgonić od siebie te przedziwne uczucia.
Co za głupoty! Miała dosyć już tego kręgu, tego lasu i z całą pewnością zapachu czarownika, którym zdawała się być cała przesiąknięta! Miała dosyć tego, że z każdym dniem coraz bardziej traciła kontrolę nad swoim życiem.. a przecież wolność była tym, co najbardziej sobie ceniła! Nagle jakiś Pierworodny chciał sobie z niej zrobić niewolnicę, jakieś szlachciurki zabroniły wyjazdu z przeklętego Grauburga, opętało ją zbereźne bóstwo i jeszcze wróżka obrzuciła swoim pyłkiem! Miała tego wszystkiego już powyżej uszu, a przecież te miała nieprzepisowo długie i spiczaste! Biedna najbardziej chciała wrócić do swojego przytulnego wozu..

Z westchnieniem rękawy podwinęła i otuliła się ciaśniej koszulą, bynajmniej nie z chęci głębszego nawąchania się pachnideł Thaaneeekryysta. Te starała się ignorować.

-Nie ma sensu, żebyś strzępiła sobie język, Trixie. Czaruś jest Ruchaczem, a nie jakimś księciem z bajki -z goryczą skwitowała wymianę zdań tamtej dwójki. Bzdury i tyle, tych też miała dosyć -Możemy już wrócić do zamku? Najlepiej, zanim znowu mnie coś opęta?

-Zawsze można go w takiego zmienić.- rzekła z pewnością siebie Trixie. A tymczasem czaruś skorzystał z okazji, by znów pomacać cycki elfki. W ramach zmiany koszuli w dość przylegającą i dość króciutką tunikę. Bo przecież nie potrafił zmienić bez macania… a przynajmniej tak twierdził. Ale w obecnej chwili kuglarka nie miała już sił na protesty.



* * *



Lot powrotny też spędziła wtulona w Czarusia. Tunika niezbyt dobrze chroniła przed zimnem panującym na wysokościach, więc wtulenie się w ciało Ruchacza była koniecznością. I było bardziej przyjemne, niż Eshte chciała przed sobą przyznać. Lot się nieco dłużył i nawet Trixie zdrzemnęła się wtulona w brzuch elfki.

Słońce poczęło już zachodzić i krwawym blasku zachodzącego słońca dotarli do Grauburga. Z wysokości setek metrów mieli dobry widok na budynku rozciągające się w dole. I to wystarczyło, by zmrozić krew w żyłach.
Dymy pożarów… to nigdy nie był dobry znak. Coś złego działo się w samym mieście, jak i na zamku. Coś złego i kojarzącego się bardce z wojną. Niby nic ją to nie obchodziło, bo do Grauburga pałała szczerą niechęcią, a mieszkańców których tolerowała policzyłaby na palcach jednej dłoni. A byli jeszcze tacy jak Paniunia i siostra Ruchacza, którym życzyła jak najgorzej. Jednak nie w tym momencie.

Teraz, kiedy jej oczy wypełniły się lśniącymi odbiciami płomieni pożerających miasto, umysł Eshte wypełnił się tylko niemym wrzaskiem przerażenia i szumem krwi uderzającej jej do główki. Jeśli chwilę wcześniej wtulała się błogo w ramiona czarownika, to po zobaczeniu tego koszmaru wcisnęła się w nie jeszcze mocniej. Był to z jej strony całkiem bezwiedny odruch, jak gdyby chciała w ten sposób.. uciec od szalejącego w dole dzikiego ognia, lub chociaż oddalić się od niego w miarę jak najbardziej. Nie poszukiwała ratunku ze strony Thaaneeekryyysta. Nie odczuwała także ani przyjemności z tej bliskości, ani nawet obrzydzenia. Jedyną emocją jaką w tym momencie czuła był.. strach. Obezwładniający, paraliżujący. Wypełniał jej duszę po same brzegi, nie zostawiając najmniejszego miejsca na jakiekolwiek inne uczucia. Przerażona początkowo nie była w stanie wydać z siebie żadnego odgłosu, czy to wrzasku, czy drżącego szeptu. Spiczaste uszy już wypełniały się wystarczająco dużą ilością dźwięków – krzyków mieszkańców Grauburga, trzasków płomieni i budynków jakie te łakomie pożerały. A Pani Ognia, Nieustraszona Pogromczyni Potworów, tylko wpatrywała się w nie rozszerzonymi oczami, niczym królik zastygły w miejscu na widok zbliżającego się węża.

-Co.. co.. co się.. -w końcu zdołała wydać z siebie cichy, bardzo słabiutki głosik, aczkolwiek słów nijak nie mogła ułożyć w logiczną całość. Mimo, że pierwszy szok już minął, to zaraz kolejny uderzył w elfką z potężną siłą. Kurczowo pochwyciła dłonią za poły płaszcza Ruchacza, zwracając na siebie jego uwagę -Musimy.. musimy wrócić do zamku! Tam jest mój wóz! Skel'kel! Wszystkie moje rzeczy, moje.. mój..

W innej sytuacji robiłaby wszystko, aby tylko czarownik zawrócił tę swoją bestię i odlecieli razem daleko od tych rozszalałych pożarów. Problem polegał w tym, że w zamku był i Skel’kel, był i Brid' , były jej gołębie, ubrania, była jej ulubiona fajeczka. Był jej wóz i cały jej dobytek.
Całe jej życie było w samym środku tego chaosu!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-03-2017, 14:16   #78
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Ciiii… ciiii…- Tancrist przytulił ją mocniej do siebie, zaborczo.- Nic się nie bój, nie dam ci krzywdy zrobić. Już lądujemy. -
I zmusił swego potworka do gwałtownego pikowania. Wręcz spadali w dół jak kamień tracąc szybko wysokość. Powietrze gwizdało wokół wtulonej w czarownika elfki, a jej własnemu głosowi towarzyszył radosny pisk Trixie, której ta zabawa się wielce podobała.
Powoli skrzydlata bestia wyhamowała swój szalony pęd ku dziedzińcowi zamkowemu, ale i tak lądowanie było gwałtowne. Po czym Razorbeak ryknął triumfalnie oraz wyzywająco uderzając łapami o bruk zamkowy.
-Jeszcze raz!- krzyknęła zachwycona Trixie. Jednak kuglarka jej zachwytu nie podzielała, bowiem wokół niej… rozpętało się ogniste piekło.


Dziedziniec był w chaosie. Wszędzie były pożary. Wzniecane przez małe zielone pokurcze z czerwonymi ślipkami, zieloną skórą i zębami jak u rekina.


Ganiały z pochodniami podpalając co popadnie i atakując wyszczerbionymi ostrzami kogo popadnie. Przypominały gobliny, ale Ruchacz wyprowadził ją z błędu.
- Gremliny… to niedobrze, ktoś je tu musiał przyzwać. Ktoś otworzył bramy.- wyjaśnił czarownik, podczas gdy czwórka owych gremlinów rzuciła się na biedną kuglarkę.
Tyle że elfka nadal była wtulona w czarownika. I siedziała okrakiem na Razorbeaku. Gryf wcale nie przejął się pochodniami i ostrzami gremlinów. Jednym uderzeniem łapy przydusił do ziemi jednego z nich miażdżąc mu klatkę piersiową i sprawiając, że po zgonie zmienił się w zieloną paćkę. Szybkim machnięciem zakończonego ostrzami ogona, zdekapitował dwóch kolejnych, którzy również rozpadli się w zieloną maź. Ostatniemu ruchem dzioba odgryzł głowę i splunął ową mazią.
Tak oto skończyli ci co chcieli zrobić krzywdę Eshte… kochance Thaaneekryysta. Dodało to trochę otuchy biednej kuglarce. Ganianie z gołym zadkiem przed Ruchaczem i inne upokorzenia przynajmniej jakieś profity przyniosły. Choć dookoła niej szalał ogień, nieprzyjazny i wrogi. Ogień który chciał ją pochłonąć, tak jak przed laty. Choć dookoła niej znów były wrogie twarz pełne nienawiści, tym razem zielone i zębate, to… tym razem nie była sama. Wtulona w czarownika słyszała bicie jego serca, siedząc okrakiem na bestii wiedziała, że rogaty gryf Czarusia zniszczy wszystko co mogłoby elfce zagrozić. Dawało to pewne poczucie bezpieczeństwa i dodawało jej otuchy. Pozwalało to okiełznać nieco paniczny strach, jaki czuła słysząc wokół siebie ryk ognistego żywiołu, nad którym nie panowała.
- To gdzie jest twój wozik i koń?- zapytał cicho Tancrist, a Eshte wskazała palcem na te stajnie przy których jeszcze toczyły się walki pomiędzy strażą zamkową a gremlinami. Tam jeszcze się nie paliło.
Razorbeak z radosnym rykiem pognał w tamtym kierunku z wyraźnym entuzjazmem. Gryf czarownika lubił walczyć i zabijać.


Udało się. Mały Brid’ był uratowany, jej ubrania także. Jej wóz. Co prawda nadal byli pośrodku pogrążonego w chaosie i ogniu zamku, w centrum pełnego pożarów i bitewnego zgiełku miasta. Ale Eshte odzyskała kawałek swego życia. Jej dobytek nie spłonął, ani zwierzęta. Było dobrze, ale nie było idealnie.


Nie zajmowała się Ruchaczem, który w tej chwili rozmawiał z kilkoma strażnikami i czeladzi uratowanymi podczas obrony stajni przed gremlinami. Próbował on ustalić co tu się stało, ale słabo mu szło. Ot z zamku wysokiego wyłoniły się w wielkich ilość te pokraki, zabijając kogo popadnie i niszcząc co się da. I ten chaos rozlał się po całym mieście. Niewiele mogli rzec, ale starali się pomóc czarownikowi jak tylko byli w stanie. I traktowali jak bohatera, choć to nie Tancrist a jego gryf odwalił większość roboty z dziką rozkoszą rozrywając na strzępy zielone pokraki, po których pozostawała bulgocząca zielonkawa maź.
Elfki natomiast te sprawy nie obchodziły, podobnie jak Trixie która z dziką rozkoszą buszowała po jej wozie zachwycając się kolejnymi strojami estradowymi kuglarki. Ona sama wykorzystała sytuację, by zrzucić z siebie koszulinę Czarusia i założyć własne ubrania. Wtedy dopiero poczuła się lepiej. A koszulę maga wpierw zamierzała wyrzucić, ale… nagle się zawahała. Złożyła ładnie w kostkę i ukryła głęboko. Sama nie wiedziała czemu, ale jakoś tak jakoś... wolała mieć coś co nim pachnie. Co jest jego.
Nie zamierzała zresztą poświęcać tej kwestii czasu. Koszula została ukryta głęboko między jej ubraniami i pewnie za jakiś czas całkiem o jej istnieniu zapomni. A teraz wszak musiała uratować coś jeszcze Skel’kela przebywającego w komnacie Tancrista i wydostać się wszak z tego miasta. Dość już miała Grauburga i jego mieszkańców.
Wystarczyło więc tylko przekraść się przez zamek zostawiając boje wszelkim dzielnym i głupim rycerzom jakich napotka po drodze, zabrać Skel’kela i dać dyla z miasta. Co w tym było trud-ne-go?
Zimny pot nagle wstąpił na plecy Eshtelëi. Serce zaczęło bić szybko i gwałtownie, nogi się same ugięły. Czuła bowiem dziwne mrowienie na karku, jakby swędzenie… akurat w miejscu gdzie miała ten przeklęty tatuaż.
Czy to był znak o którym mówił Ruchacz ? Czyżby Pierworodny był gdzieś w pobliżu? Czyżby przyszedł po nią? Czyżby chciał ją zabrać ze sobą?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-03-2017 o 14:22. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-07-2017, 00:17   #79
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zi... zimno..
Jak gdyby ktoś wylał na nią całe wiadro lodowatej wody..
Jak biały puszek śniegu, który osiadł na niej i zaczął się topić, swym płynnym chłodem wnikając pod ubrania i wymrażając skórę..
Jak jedna z tych zimnych nocy, której nie potrafi rozgrzać żaden ogień, żadna ilości koców zakrywająca drżące ciałko elfki..
Zimno jak.. jak dotyk samej śmierci.

Zadziwiające, że w akcie paniki myśli Eshte zaczęły niespokojnie krążyć akurat wokół takich przyrównań. Może była to jej niemądra reakcja obronna – takimi lekkomyślnymi myślami próbowała odepchnąć od siebie te straszniejsze, o kolejnym nadciągającym zagrożeniu. I szło nie najgorzej, aż pojawiła się ta.. ostatnia. Co mimo wszystko było całkiem zabawne, bowiem śmierć, nawet w męczarniach, byłaby lepsza od tego, co planował wobec niej Pierworodny. A planował same lubieżności.

Nie rzuciła się do ucieczki. Nie było sensu, skoro on i tak mógł ją wytropić wszędzie niczym.. pies o pięknym pysku, którego oczom mało kto potrafił się oprzeć. Na pewno nie ona. Było także wątpliwe, aby była w stanie daleko dobiec na tak drżących nogach. Dlatego zastygła w miejscu, długoucha statua oblewana lodowatym potem. Czuła ostre igiełeczki strachu wędrujące wzdłuż kręgosłupa, wbijające się w skórę i paraliżujące całe jej ciało. Jeśli właśnie teraz Pierworodny po nią przyjdzie, to kuglarka w żaden sposób nie będzie potrafiła się przed nim obronić. Znów zacznie się rozpływać pod jego dotykiem, wielbić spojrzeniem jego twarz młodego boga, słuchać aksamitnego głosu jak najpiękniejszej muzyki i ekscytować się każdym jego uśmiechem, wszak przeznaczonym tylko dla niej. Dla jego.. uh.. niewolnicy, przyszłej matki armii jego rumianych dzieciaczków. Na domiar złego, nieświadomie byłaby zachwycona taką rolą. Brrr.

Gdyby tylko była w stanie wykonywać gwałtowne ruchy, to teraz potrząsnęłaby głową, próbując odgonić od siebie te myśli. Ale.. nagle wśród nich zawitała nowa, bardziej pocieszająca.
Jeśli Eshte nie zobaczy twarzy Pierworodnego, to nie będzie mogła popaść w szał miłości, prawda? Zatem zamknęła oczęta, powieki zaciskając tak mocno, aby nie mogła dostrzec nawet najdrobniejszego blasku tego elfiego gównojada.
A jeśli nie będzie słyszała jego głosu, to on nie będzie mógł jej oczarować swymi słodkimi słówkami. Podniosła więc ręce i naciągnęła kapelusz głęboko na swe uszy. Potem jeszcze nakryła je dłońmi, a do zakrywania miała dużo, w końcu była dumnym spiczastouchem.

Nie była to może najlepsza taktyka obronna znana światu, ale w tym momencie była jedyną znaną przerażonej kuglarce. Będąc ślepą i głuchą na resztę świata, widząc jedynie ciemność i słysząc tylko szaleńcze bicie własnego serca, poczuła się przynajmniej odrobinę bezpieczniej.
-Nienienienienienie..-usta jej uporczywie powtarzały to jedno słówko, jak gdyby było ono mantrą mogącą powstrzymać Pierworodnego przed przyjściem po nią.

-Co robisz?- słodki głosik wyrwał ją z tego błogostanu. Mimo zakrywania uszu kapeluszem, nadal słyszała go dość wyraźnie. Ma szczęście ów zdziwiony głosik należał do Trixie. Niestety, był też dowodem, że prowizoryczne zasłanianie uszu, na niewiele się zdało.

-On.. on się zbliża.. Pierworodny.. -jęknęła cierpiętniczo Eshte. Świadomość swej bezsilności wobec pięknisia musiała być tak wielka, że aż ugięły się pod nią kolana i przykucnęła tam gdzie dopiero co stała. Nadal uporczywie próbowała naciągnąć kapelusz głębiej na głowę, ukryć się pod nim, jak gdyby ten mógł pomieścić ją całą. Ale niestety nie był magiczny, a roztrzęsiona elfka wyglądała jak przerażona i niewyraźnie mamrocząca kupka nieszczęścia -Znajdzie mnie i.. i zabierze..

-Ale przecież jesteś potężną magiczką i masz pod swą władzą olbrzymiego gryfa i tego… Czarusia. Pierworodny to chyba nie problem? Spalisz go na wiór.
- pocieszała ją z niesłabnącym entuzjazmem i dziecięcą naiwnością mała wróżka.

-N.. nie.. jak przyjdzie to.. -elfka przełknęła głośno ślinę -Nie będę mogła.. się bronić..
Nie była już nieustraszoną Panią Ognia, która z taką pewnością siebie planowała w kamiennym kręgu przypalić tyłek Pierworodnemu. Gdyby była teraz obecna, to Eshte nie bałaby się ani jego, ani płomieni szalejących w mieście. Nic nie byłoby jej straszne, ona wtedy byłaby przerażającą potęgą, przed którą wszyscy musieliby się pokłonić.
Była jednak tylko kuglarką. Utalentowaną i wspaniałą, ale nijak nie będącą odporną na strach.
-Zawołaj Thaneekryysta - sytuacja musiała być wyjątkowo poważna, skoro zmusiła się do takiej ostateczności jak poszukiwanie pomocy u Ruchacza.

- Już pędzę.- odparła entuzjastycznie Trixie i wyfrunęła z domku na kółkach kuglarki. Czarownik zjawił się zaskakująco szybko i rzekł od razu. - Już się przebrałaś ? Bo musimy się ruszać. Tutaj sytuacja jest już opanowana, ale w całym zamku panuje chaos. Musimy dowiedzieć się co tu się stało, a ty pewnie chcesz odzyskać Skel’kela, prawda?
Po tych słowach spojrzał na spanikowaną elfkę, pytając. - Co ci jest? Boli cię coś?

-Tatuaż...
-padł w krótkiej odpowiedzi szept elfki. Dokładniejsze opisywanie wrażenia przeszywającego jej ciałko, a skupiającego się przede wszystkim w miejscu ukąszenia jej przez Pierworodnego, było teraz ponad jej siły. Zresztą, to czarownik gmerał swoimi farbkami przy tym piętnie, powinien zatem najlepiej wiedzieć z czym się wiąże ta jego magia!

Powolutku podniosła głowę nakrytą kapeluszem, po czym bardzo ostrożnie uniosła powieki, żeby zerknąć na Ruchacza oczkami przerażonego zwierzątka -On po mnie idzie.. prawda?

-On tu jest… ale raczej po ciebie nie idzie. To całe przedstawienie które się dzieje dookoła nas, nie jest z twojego powodu.
- odparł spokojnie Tancrist kucając przed nią. - To prawda. On pewnie gdzieś tu jest. Ale ja jestem też i nie dam mu ciebie zabrać. W zamku zaś oprócz gremlinów, są krasnoludy, magowie… mój ojciec i siostra. Mój gryf jest. Dość osób, by go pokonać… a może i zabić.

Pomimo wewnętrznej niechęci do Thaaaneekryyysta, jeszcze bardziej podsyconej po jego natarczywych próbach wykorzystania jej na łonie natury, to teraz w jej oczkach nieśmiało pojawił się cień nadziei po jego słowach. Ujmując zaś palcami za rondo kapelusza, lekko uniosła go otwierając się na możliwość, że może jednak nie wszystko jest stracone - A jeśli.. natkniemy się na niego chodząc po zamku .. zanim ktoś zdąży go ubić? Co wtedy?

-Toooo jakoś cię obronię.
- nie zabrzmiało to zbytnio przekonująco. Ale Tancrist uśmiechnął się zawadiacko dodając. - A potem oczekuję buziaka w policzek od ciebie w ramach nagrody.

Koniuszki uszu elfki zapłonęły czerwienią po jego słowach. A może to od kapelusza, który uporczywie próbowała na nie naciągnąć jeszcze zaledwie chwilę temu? Tego samego, który zaraz pochwyciła w błyskawicznym ruchu, bowiem napędzanym już nie tylko strachem, ale również złością. Tego, którym zaraz trzepnęła mocno czarownika w ramię.
-To nie jest pora na Twoje żarty, Ruchaczu! - warknęła podskakując na równe nogi, dzięki czemu mogła na tego parszywca spoglądać z góry - Nigdzie stąd nie idę, jeśli jedyne co mnie czeka to wpadnięcie z rąk jednego lubieżnika do kolejnego.

- Wprost przeciwnie… to idealna pora na moje żarty, skoro postawiły cię na nogi.
- odparł czarownik wstając i uśmiechając się lekko. - I przestałaś się kulić ze strachu.
Po tych słowach spoważniał.- I idziesz, bo tu… jesteś zbyt łatwym celem. Ciężej mu będzie cię porwać, jeśli pomiędzy tobą a nim będzie kilka opancerzonych krasnoludów, na których to jego urok nie będzie robił wrażenia.

Usteczka Eshte już były gotowe do kolejnego warknięcia na mężczyznę, lecz tylko zastygły w lekkim rozchyleniu. Parszywiec znowu miał rację. Jakże tego szczerze nienawidziła! Tak samo jak i tego jego dumnego uśmieszku, jaki zwykle potem wstępował na jego wargi. I aby nie dać mu tej satysfakcji z bycia wszystkowiedzącym, raz jeszcze uderzyła go swoim kapeluszem. Potem z powrotem nałożyła go na głowę, pytając ciągle z nutką wyrzutu w głosie - No.. więc to on wpuścił do miasta te pokraki? Szuka czegoś w tym waszym zamku, co?

- Przypuszczam… że… chyba nie…
- zabrakło w głosie Ruchacza pewności.- Ponoć wylazły z katakumb pod zamkiem. W ogóle to dziwne, że najpierw pojawiły się strzygi, a teraz Pierworodny. Zupełnie jakby stał ktoś za ich pojawieniem.
Po czym przypomniał jej.- Pamiętasz ruiny w których się do mnie tuliłaś i w których znalazłaś Skel’kela? Należały do potężnego wampira, podobnie jak to miasto. Pozostawił po sobie kilka artefaktów ukrytych w skarbców Grauburga. Tyle że nie wiem czemu strzygi po nim, miałyby się sprzymierzać z Pierworodnym… Jeśli potrzebowały czegoś ze skarbca swego pana, mogły pewnie zabrać to tuż po jego upadku i śmierci.
Czarownik potarł palcami podstawę nosa.- Naprawdę nie wiem co się tu dzieje, więc to też musimy ustalić. I przypilnować twoją bardkę, bo może się przydać przeciw gremlinom. Na demoniczne kreatury jej pyłek jest równie skuteczny… acz miłości nie wywołuje.

-To zamierzasz teraz być bohaterem, który uratuje całe miasto i na koniec dostanie rękę księżniczki?
- zapytała Eshte kwaśno, była bowiem mocno niepocieszona, że znalazła się w samym środku takiego.. takiego.. no, syfu po prostu. Syfu z pożarami, Pierworodnym, strzygami i innymi obrzydliwościami, które wcale nie czyniły Grauburga wiele atrakcyjniejszym miastem. Gdyby tylko mogła, to po odzyskaniu Skel'kela wyjechałaby stąd swoim wozem, pozostawiając szlachciurkom uporządkowanie tego bałaganu.
Uniosła rękę i palcami musnęła swą szyję. Po tym wrażeniu przeszywającym jej ciało spodziewała się, że i tatuaż w dotyku będzie inny. Lodowaty, pozostawiający szron na jej opuszkach. Nic jednak takiego się nie stało. Nadal był niewyczuwalny. - Czy znowu chcesz iść do swojej uroczej rodzinki? Wczoraj wam całkiem nieźle poszło to całe polowanko na strzygi, nie?

- Rękę księżniczki?-
czarownik spojrzał na dłonie kuglarki dodając ze złowieszczym uśmiechem.- A może twoją, co? W końcu coś mi będziesz winna jak cię uratuję z tego całego przymusowego ożenku? A tutejszy władyka i tak nie ma córki na wydaniu, zaś synkowie jego mnie nie pociągają.
Wzruszył ramionami dodając spokojnie.- A wracając do naszej ciężkiej sytuacji… nie zamierzam być samotnym herosem ratującym Grauburg, lecz jedną z osób, która spróbuje zawalczyć o to miasto. Takoż i ty winnaś. Bądź co bądź utknęliśmy w tym mieście razem i jeśli ono upadnie pod gremlinami, to my wraz z nim. Więc ratowanie miasta oznacza uratowanie także naszej skóry.

Wielka Artystka Meryel nie miała w sobie ni krztyny bohaterskiej natury. Nie kusiła jej sława zyskana na pomaganiu innym, poprzez narażanie samej siebie. Lubiła siebie, lubiła swoje włosy i nie chciała, by spadł jej z głowy choćby jeden z nich. Podróżowanie po świecie jako wędrowna kuglarka pozwalało jej łatwo pojawiać się w jednym miejscu, zachwycić sobą mieszkańców, a potem po prostu odjechać. Bo i też zwykle nie spotykała na swej drodze czarownika wciągającego ją w każde kłopoty. Jedyne co mogła w takiej sytuacji, co poszukać jakiejś jasnej strony dla siebie. Błyszczącej wręcz.

-A może.. w takim razieeeee... - dłonie splotła za plecami i rozkołysała się na piętach - Może poteeem w nagrodę za moje zasługi dla miasta, ten wasz władca wpuści mnie do skarbców, co? Nawet chwilka wystarczy.
Akurat tyle czasu, aby ponapełniała kieszenie kosztownościami, które mogłyby jej wynagrodzić okropności Grauburga.

-Tak , tak… dostaniesz jakiś klejnocik w nagrodę za pomoc. - machnął ręką Tancrist rozglądając się po “domostwie” kuglarki.- Albo sakiewkę. Zaś wpuszczanie cię do miejscowego skarbca narazi cię na kłopoty. Masz lepkie rączki… a tutaj nie znajdziesz zbyt wiele wyrozumiałości dla tej przypadłości. Niemniej zostaniesz wynagrodzona za pomoc… o ile będziesz pomagać. Bo w zasadzie nie musisz, wystarczy że będziesz trzymać się blisko mnie. Będę spokojnieszy, jeśli będę miał cię na oku i…- zaczął się rozbierać! Odsłaniał górne partie swojego ciała dodając.- Masz może jakieś koszule i spodnie, w które się zdołam wcisnąć? Wolę nie marnować magii na garderobę, a nie chcę gnać do mej komnaty z siusiakiem na wierzchu.

Słowa jakoś nie docierały jednak do uszu Esthe za szybko. Jej spojrzenie wędrowało po ciele mężczyzny, wodziło po błyszczących liniach wytatuowanych na skórze jego pleców (bo akurat plecami stał do niej odwrócony). Kuglarka była jakby nieobecna… ten widok obudził w niej bowiem coś, kogoś innego jakby, tę ciekawską stronę natury. Fiołkę? Panią Ognia?
W każdym razie palce elfki wyciągnęły się ostrożnie w kierunku pleców Tancrista i przesunęły opuszkami po skórze wodząc wzdłuż jednej z mieniących się linii wyrytych na jego ciele. Kusiło by zostawić na jego barku zadrapanie… albo ugryzienie jej ząbków. Coś takiego, jak piętno jakie sama nosiła na szyi. Dowód ma to, że Czaruś należy do niej. W końcu przegrał walkę w kręgu menhirów, prawda?

-Co ty robisz?- te pytanie maga wyrwało Eshte z zamyślenia. Bo co na wszystkich bogów robiła ?!

Elfka zamrugała gwałtownie, jak znów budząc się z jakiegoś przedziwnego transu, po czym spojrzała na palce wodzące po tatuażach mężczyzny. Wyglądały dokładnie jak jej własne paluszki, tak samo smukłe i niezgorszej urody. Ale przecież ona by go nie macała, z ich dwojga to Ruchacz zawsze próbował się dobrać do jej cycków, nie na odwrót. Sama myśl była mocno obrzydliwa.

W zaskoczeniu odskoczyła od niego, prawie przy tym gubiąc kapelusz z głowy. A chociaż wyciągnęła ku niemu rękę, to tym razem była daleko od jego pleców, z palcem wycelowanym w nie oskarżająco -Nie, nie, nie! Co Ty robisz, ja się pytam! Nie możesz tak po prostu wejść do czyjegoś domu i się zacząć rozbierać! Czy nikt was szlachciurek nie uczy zasad dobrego zachowania?!

Sama też nie miała najmniejszej ochoty oglądać.. ekhm.. siusiaka Thaaneekryyysta, więc z wyrzutem w każdym stawianym kroku podeszła do jednej ze skrzyń stojących w wozie. Przykucnęła przy niej, otworzyła szeroko, po czym przeszukiwać zaczęła zawartość. Nie brakowała przy tym jej burczenia w złości, jak to zboczeniec przez cały dzień nie może zatrzymać na sobie ubrań, i że powie jego ojcu.

Gdy w końcu znalazła przedmiot swoich poszukiwań, a był on płaszczem tego samego czarownika, którym on ją otulił w czasie powrotu z przyjęcia Ery, to zgrabnie rzuciła go ku mężczyźnie, mówiąc - Nie noszę męskich ubrań, więc masz, owiń się jakoś. Wprawdzie miałam z tego zrobić wyściółkę dla gołębi, no ale.. -wzruszyła ramionami, z powrotem zanurzając się w niezbadane głębiny skrzyni.

-Ale w spódnicach też ciągle nie paradujesz, więc myślałem że masz jakieś spodnie w które zdołam się wcisnąć.- odparł czarownik przyglądając się znajomej tkaninie. Po czym spojrzał na dziewczynę dodając -Jakoś ci ten fakt mego przebierania się w twym wozie nie przeszkodził ci zmacać mi pleców.

Oj, niepotrzebnie to mówił, a już szczególnie nie powinien był się drażnić z elfką. Może gdyby siedział cicho, albo jedynie wyraził swą wdzięczność, to Eshte nie zwróciłaby uwagi na skarb znaleziony w skrzyni. Niewiele myśląc przerzuciłaby, tak jak wcześniej dużo innych ubrań czekających na bycie przerobionymi pod jej gust. Ale nie, Thaaneeekryyyst musiał się odezwać. I skoro w jej dłonie powierzył odpowiedzialność za ubranie go, miała więc jak najbardziej zamiar to wykorzystać. No, przeciwko niemu
Odwróciła się nagle ku niemu, z wargami rozciągniętymi w szerokim uśmieszku ukazującym złowieszczo wyszczerzone ząbki. Potem, niczym najcenniejszy z możliwych skarbów, wyciągnęła wysoko ręce, aby w słabym oświetleniu wozu zamigotał śliczniutki materiał znalezionych portek.






No idealne wręcz dla czarownika lubującego się w ciemnych barwach, prawda?

Spojrzał na ten fragment z niewyraźną miną, ale… nie odmówił. Wziął owe spodnie i ku rozbawieniu elfki rzeczywiście zabrał się za ich ubieranie. I przeklinał pod nosem fakt, że były ciasne co tylko zwiększało wesołość kuglarki. Do czasu.
Bowiem szybko wesołość zamarła na twarzy Eshte, przybierając wpierw bladość, a potem rumieniec.
Czarownik miał rację. Spodnie były ciasne. Nie tylko podkreślały krzywiznę jego pośladków, ale także pozwalały… nie pozwalały zapomnieć widoku męskości, której to kształt wyraźnie się w nich odcinał.
Co gorsza, z początku ciężko było jej odwrócić wzrok od tego widoku. Wspomnienia z kręgu menhirów rozpalały jej krew i... bynajmniej nie gniewem.

W końcu jednak zdołała się wyrwać z pułapki uroku czarownika, który ten niewątpliwie musiał na nią w międzyczasie rzucić. Nie było żadnego innego wytłumaczenia dla reakcji jej ciała i myśli. Odwróciła więc głowę i schowała ją z powrotem w skrzyni pełnej ubrań czekających na swoją kolej zostania przerobionymi na jedną ze scenicznych kreacji kuglarki.

Głupi, dobrze we wszystkim wyglądający, cudacznie muskularny i dobrze wyposażony Ruchacz - tak sobie marudziła cicho pod nosem, coby szubrawiec przypadkiem jej nie usłyszał. Za bardzo by się ucieszył z takich szyderczych komplementów.

Potrzebowała teraz znaleźć dla niego coś na górę, aby zakryć tę jego klatę zbyt szeroką jak na maga. Może także coś na tyle długiego, aby zakryło.. ekhm.. zbytnią ciasnotę spodni. Worek po ziemniakach byłby idealny. Nie miała jednak takiego pośród swoich skarbów, więc zmuszona była sięgnąć po coś prawie tak samo dobrego – paskudną tunikę






Bardziej nadającą się jakiemuś wieśniakowi niż szlachciurkowi podobnemu Thaaneeekryyystoowi, ale to przecież ona teraz miała władzę nad jego wyglądem. I władzę tę wykorzystywała w pełni.
Ta część odzienia była długa i szeroka, workowata po prostu. A na dodatek gryząca. Gdyby Eshte wcześniej pamiętała, że takie paskudztwo posiada, to zastanawiałaby się po co jeszcze je trzyma zamiast wyrzucić. Cóż, właśnie na taką okazję. Sama nigdy nie przerobiłaby tej tuniki na coś pasującego swym gustom. Pomimo wychowania w ciągłej drodze pomiędzy miastami, a potem na ulicach tychże, lubiła dotyk mięciutkich tkanin na swej skórze. Ta taka na pewno nie była.

Skrzynia zamknęła się z głuchym trzaskiem, a elfka podniosła się i podchodząc do mężczyzny podała mu odzienie. Chwilę tak stała przyglądając mu się w zadumie, aż oczka jej błysnęły wyraźnymi iskierkami. Pstryknęła palcami.
-Jeszcze kapelusz! - oznajmiła bez pytania go o zgodę, po czym w dalszych poszukiwaniach ruszyła ku innej części wozu, gdzie miała swoją małą, zagraconą pracownię krawiecką.

- Czerpiesz z tego za dużą przyjemność. - usłyszała za sobą marudzenie ubierającego się Tancrista, a potem słowa które spowodowały dziwne ciepełko w sercu jak i na policzkach. - Ale cieszę że humor ci wrócił i znów jesteś sobą.
Bo i dziwnie się czuła z świadomością że Ruchacz się o nią troszczy.

Wzgardliwe prychnięcie dobiegło z miejsca, gdzie zniknęła Eshte. Oczywiście, ona go tutaj próbowała przystroić jak dworskiego pajaca lub wioskowego głupka, a ten bezczelnie odnajdywał dobre strony w jej złośliwości. Jak on mógł! Powinien ją błagać: „Eshte, nie każ mi tego zakładać! Jak ja, dumny szlachciurek, będę wyglądał! Co powiedzą te wszystkie podkochujące się we mnie paniunie!” . Ale nie, Ruchacz się.. cieszył z tego, że ona się cieszyła. Obrzydliwość.

-Po prostu mam nadzieję, że jeśli Ty nie będziesz potrafił pokonać Pierworodnego, to przynajmniej padnie on ze śmiechu na Twój widok - skwitowała ostro, próbując zgasić to jego samozadowolenie. Kiedy się pojawiła z powrotem, w dłoniach trzymała kapelusz, którego zdobienia przekraczały granicę tandetności. Wielkie pióra falowały nawet teraz, przy każdym stawianym przez nią kroku, a co dopiero po założeniu na czyjąś głowę.





Klepnięcie dłońmi, a potem jeszcze dmuchnięcie sprawiło, że z kapelusza podniosła się chmurka kurzu. Nie zraziło to jednak elfki, która zbliżyła się do czarownika. Stając na palcach i wyciągając się jak najbardziej, bo parszywiec był od niej zdecydowanie wyższy, usadziła jedno ze swoich dzieł na jego pustym łbie. Odsunęła się potem, aby z odpowiedniej odległości przyjrzeć mu się ze znawstwem.

-Idealnie - pojedyncze słówko padło spomiędzy jej ust. A żeby i sam Thaaneeekryyyst mógł się przekonać o jej talencie, kuglarka zbliżyła się do lustra. Teatralnym gestem ściągnęła tkaninę zakrywającą jego taflę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-07-2017, 00:27   #80
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Chyba sobie żartujesz. Po co mi taki kapelutek, co?- zapytał sceptycznie czarownik przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. - Dorzuć jeszcze jakiś rapier i już będę w pełni księciem z twojej bajki, nieprawdaż?
Czyżby sugerował, że ubierała go tak… jak sobie go wymarzyła w dziewczęcych marzeniach?

-Co? -zapytała Eshte, która najwyraźniej nie dosłyszała żadnego ze słów wypowiedzianych przez czarownika. Dziwne. Przecież w wozie bardzo dobrze wszystko było słychać, a dodatkowo było w nim na tyle przytulnie, że do środka nie docierały żadne odgłosy chaosu szalejącego w mieście i wśród zamkowych korytarzy. Zatem elfka zwyczajnie.. udawała głuchą, przynajmniej na te kolejne jego próby drażnienia się z nią. Na domiar złego, to czego „nie usłyszała”, interpretowała na swój sposób.

-Co powiedziałeś? Chcesz jeszcze obwiesić się biżuterią? I założyć pończoszki do tych spodni? - zdecydowanie zbyt niewinnie brzmiał głos elfki, aby można było uwierzyć w szczerość jej dobrych zamiarów. Oparła dłonie na biodrach przyglądając się temu stworzonemu przez siebie pajacowi -Nooo.. może uda mi się coś znaleźć. Ja to chciałam tylko się Tobą ochronić przed Pierworodnym, ale skoro tak bardzo chcesz się jeszcze poprzebierać w moje fatałaszki..

I z tymi słowami rzeczywiście znów zwróciła się ku swoim skrzyniom wypełnionymi skarbami.
Tyle, że tym razem… czarownik postanowił zareagować. I oczywiście zrobił to w najbardziej skandaliczny i lubieżny sposób jaki był możliwy w tej sytuacji. Ale w końcu przezwisko Ruchacz nie wzięło się z niczego, prawda?
Przeszukując swój kuferek kuglarka poczuła dłonie drapieżnie macające jej wypięte pośladki. Bezczelnie wykorzystał sytuację by ją zmolestować! Łajdak jeden!

Ale.. zadziwiająco pierwsze co wyrwało się z ust Eshte nie było stekiem przekleństw, a cichym zmysłowym westchnieniem. Czerwona na twarzy elfka ze wstydem zauważyła, że ów dotyk jego dłoni nie jest odrażający, a przyjemny. I co gorsza… Thaaaneeekryyst mógł się tego domyślić i wysnuć nieodpowiednie wnioski.

Pomimo tej swojej pierwszej, przedziwnej reakcji, o którą dawniej siebie nigdy by nie podejrzewała, druga już była bardziej w naturze kuglarki. Podskoczyła uświadomiwszy sobie grozę sytuację, po czym równie szybko odwróciła się i uderzyła zwyrodnialca. Uderzyła go tym, co akurat miała pod ręką, co akurat wpadło w jej paluszki w trakcie przeszukiwania skrzyni, zatem zdzieliła Ruchacza jednym ze swoich miękkich trzewiczków.

-Czy Ty jesteś jakiś niewyżyty?! Cały dzień musisz próbować mnie zmacać i wykorzystać?! - warknęła wściekle, raz jeszcze okładając go bucikiem w ramię - Nie masz przypadkiem czegoś ważniejszego co zrobienia? Jak uratowanie tego Twojego parszywego Grauburga?!
Odrzuciła trzewiczek z powrotem do skrzyni, której wieko zamknęła z hukiem wyrażającym jej złość dobitniej niż każde słowo - Następnym razem szukaj sobie jakiejś tutejszej paniuni, żeby Cię ubrała, skoro tak mi się odwdzięczasz za pomoc!

-No no no… nie przesadzaj. Aż tak wiele nie zmacałem przez ubranie. Za to ukróciłem twoje zapędy do przerobienia mnie na błazna. Ten kapelusz nie był w ogóle potrzebny.
- odparł spolegliwie Tancrist. Po czym dodał żartobliwie. - Zresztą jakież to miasto mogłoby się równać z twoją urodą?

-Czy naprawdę w Twoich rękach znajduje się moja wolność od Pierworodnego?
-burknęła Eshte w niedowierzaniu, kiedy tak spode łba i zza niesfornych kosmyków patrzyła na szlachcica. Najwyraźniej nie prezentował się za dobrze w roli rycerza mającego bronić jej bezpieczeństwa, bo zaraz westchnęła ciężko na ten mało pocieszający widok. Pochwyciła potem w dłoń sztylet podarowany jej po tym jak.. utwardziła rycerskie kopie, czyniąc je zwycięskim orężem w turnieju. Wątpiła wprawdzie, aby była w stanie użyć ostrza na pięknookim elfie.. ale na pewno nie miało zaszkodzić bycie przygotowaną na taką okoliczność.

-Nie wiem. To zależy jak się uprze… Jeśli będziemy mieli czas i spokój, mogę usunąć tatuaż z twej szyi. Jeśli będziemy mieli szczęście on tutaj zginie.- dłoń Tancrista ruszyła ku elfce ostatecznie lądując na czuprynie kuglarki którą poczochrał. - No i możesz być pewna, że uczynię wszystko by ciebie nie zabrał ze sobą. A teraz chodźmy, musimy dotrzeć jak najszybciej do mej komnaty… spodnie strasznie mnie piją w kroku.

Co niestety przypomniało nieszczęsnej kuglarce o innej “kopii” którą dziś zmacała i pośladkach… jego, jej własnych pośladkach i jego dłoniach na nich. Zdecydowanie ten dzień miał w sobie za dużo wątków powiązanych z seksem. A co gorsza nie zamierzał się skończyć. Wszak gdzieś po zamku grasował jurny elf, który nie dawał się tak łatwo odpędzić jak Ruchacz.

-No.. chodźmy… Zamek sam się nie uratuje.- odparł czarownik otulając się płaszczem i ruszając dziarsko ku wyjściu z jej wozu. I odciągając na myśli Eshte od… swej anatomii.

Odprowadziła go ponurym spojrzeniem. Musiała pamiętać o powiedzeniu mu, że właściwie to będzie mógł sobie zatrzymać te spodenki na jakieś kolejne arystokratyczne bale. Ona już ich nie chce. Pożegnała się z nimi w chwili, kiedy dotknęły szacownej dupy czarownika i.. no.. innych części jego ciała też. Żaden specyfik znany alchemikom tego świata, nie byłby w stanie oczyścić materiału ze wspomnień nagości Ruchacza. Brrrrr.

Uczepiła sztylet do pasa swych spodni, po czym podniosła kapelusz, który w wirze wściekłości spadł na podłogę wozu. Otrzepała go nonszalanckim gestem i usadowiła tam, gdzie było jego prawowite miejsce. Na swej główce o barwnych włosach.

-Trixie, chodź! Idziemy ratować zamek! - zawołała wróżkę, która była podejrzanie cicho odkąd Thaaneeekryyyst przyszedł. Właściwie.. to nie widziała jej od tamtego czasu. Uh, miała nadzieję, że bardka nie wpadła w żadne kłopoty. Tych Eshte już miała nadto i nie mogła się doczekać, aż jedynymi jej problemami znów będą nietolerancyjny ludzie o małych rozumkach. Z nimi potrafiła sobie radzić.

Jak się okazało Trixie wcale aż tak cicha nie była, bo wesoło trajkotała z przerażonymi strażnikami zabezpieczającymi bezpieczeństwo stajni… z pomocą Razorbeaka, który wręcz szukał kolejnego celu dla swego dzioba i szponów.
Nic dziwnego że trwali w stajni, skoro nagle zyskali tak zaciekłego obrońcę. I z tego samego powodu znosili namolną wróżkę nie chcąc się narazić właścicielowi.

Trixie więc cicha nie była, ale za to była dość daleko od wozu i nie podglądała rozmowy czarownika z elfką. Na szczęście. Bogowie tylko wiedzą jakie naiwna i głupiutka wróżka mogłaby wynieść wnioski.

Wyruszyli. We troje.
Dzielni obrońcy zamku jakoś bowiem nie kwapili do towarzyszenia im. Woleli raczej zdać się pod opiekę krwiożerczego górskiego gryfa, niż chucherkowatego z pozoru maga.
Bo też tylko kuglarka wiedziała jak twarde ma mięśnie, bo też tylko jej palce… eeeech… zdecydowanie zbyt długo dziś przyglądała się gołemu magowi. Teraz nie mogła uciec od tych myśli.
Tancrist ruszył przodem niczym jakiś rycerz w lśniącej zbroi, choć nic takiego nie miał. Zamiast tego miał swój płaszcz, zgrzebną koszulę i przyciasne spodnie. Lecz mimo tego stroju szedł dumnie rzucając wyzwanie każdemu kto chciałby się zaśmiać z tego powodu. A Trixie i Eshte podążyły za nim.

I cała trójka wkrótce natknęła się na pierwszych przeciwników.



Gremliny. Pocieszna czwórka stworków, gdyby nie ich zęby jak u rekina. Natknęli się na nich tuż po wejściu do zamkowego hallu. I gremliny owe ruszyły z wrzaskiem na trójkę awanturników. Z całej czwórki tylko jeden wyglądał groźnie. Ten, który dorwał w swe łapki gnomią bombę prochową.
Paru z gwardzistów leżało obok, niestety już martwych. Niektórzy z przegryzionymi krtaniami, inni z rzeźnickimi nożami wbitymi w brzuchy. Wszędzie było widać ślady gwałtownej walki pomiędzy gremlinami, a obrońcami zamku. I obrońcy ją przegrali. Nie było przy tym widać martwych gremlinów, ale wszak Esthe pamiętała co się działo z tymi stworkami po zgonie. Zresztą, czemu miała się przejmować martwymi, skoro czwórka żywych bestyjek chciała ją ubić! I tym razem nie było z nimi morderczej bestii Tancrista, był tylko sam Czaruś.

Swoim pojawieniem się oraz wyraźną niechęcią do pozwolenia ich trójce na dalsze wędrowanie korytarzem w spokoju, gremliny przeszkodziły Eshte w bardzo ważnych rozmyślaniach! Dotyczyły one tego, jaki maleńki kapelusik powinna uszyć dla Trixie. Wszak jeśli ta rzeczywiście miała zamiar towarzyszyć jej w podróżach jako bardka, to nie mogła wyglądać jak pierwsza lepsza wróżka, która dopiero co wyszła z głębokiego lasu! Nie, nie, nie! A kapelusze to elfka uwielbiała. Były jednym z jej znaków rozpoznawczych, zaraz po zabójczym uroku osobistym, niespotykanym talencie do kuglarstw i wyrafinowanym guście.

Nic więc dziwnego, że nie była zadowolona. Chociaż gremliny niewątpliwie były dla niej milszym widokiem, niż gdyby miał przed nimi stanąć Pierworodny. A co dopiero czterech.
Dotknęła dłonią pleców Thaaneekryyysta, no przecież że nie w pieszczotliwym geście! Dotknęła go, by pchnąć lekko w kierunku wyszczerzonych paskudek, mówiąc - No, rób swoje czary mary, żebyśmy mogli pójść dalej.

-A ty nic nie zrobisz?
- zapytał ironicznie czarownik. - Czy przypadkiem nie jesteś potężną kuglarka? Panią ognia czy jakoś tak? Mogłabyś ze swą bardką przynajmniej zadbać o jakąś dywersję lub chociaż wsparcie moralne.

Niemniej w dłoni czarownika pojawił się sztylet utworzony z magii… Cóż, bardziej wydłużony romb, z dwoma bokami dłuższymi i dwoma krótszymi. W każdym razie Tancrist cisnął nim jak sztyletem z zabójczą precyzją, co jednak pewnie było bardziej efektem zaklęcia niż jego własną zwinnością. Taką przynajmniej miała nadzieję Eshte. Nie chciała bowiem by okazało się, że Ruchacz jest lepszym żonglerem niż ona!
W każdym razie pocisk ów wbił się w oko gremlina z bombką zabijając go na miejscu i zmieniając jego ciało w ową zielonkawą maź, która rozpaćkała się na podłodze.

-Skoro jestem tak potężna, to powinnam zachować moją moc na potężniejszych przeciwników, nie? - kwaśnym tonem Eshte odparowała jego zarzuty. Mimo to na moment złączyła ze sobą dłonie, a gdy zaraz jedną rękę wyciągnęła ku gremlinom, to w jej zgrabnych palcach tańcowała szklana kuleczka. Wypełniona była.. czymś, co przesypywało się przy tych ruchach. Może piasek, może innego rodzaju złocisty pyłek.

-Hej! -zawołała rzucając ją w kierunku trzech kreaturek, bo przecież zawsze potrzebowała skupiać na sobie uwagę publiczności, kiedy wykonywała swe sztuczki. Nie było inaczej i w tym przypadku.
Kulka poleciała ku nim niewinnie, z pewnością nie budząc postrachu podobnego choćby i najmniejszej bombie. Jednak gdy już doleciała ponad głowy gremlinów, co nie było trudne ze względu na ich niewielkie rozmiary, to elfka pstryknęła palcami. Jak na zawołanie kuleczka wybuchła, tworząc wokół nich kurtynę z wolno opadających drobinek pyłku. Ślicznie się mieniły w powietrzu, niczym złote fajerwerki. Niewątpliwie mógł to być pokaz godny arystokratycznych przyjęć.






Tyle, że zaraz kuglarka pstryknęła palcami drugi raz. Wtedy każde jedno z setek piaskowych ziarenek zaczęło wybuchać. Nie krzywdziły, jedynie błyskały mocno i wydobywały z siebie głośny, choć krótki huk, po którym znikały na zawsze. Przypominały pozornie niegroźne petardy, jakimi czasem bawiły się dzieci strasząc wszystkich wokoło.

Odwróciła się plecami do tego widoku i dłonie oparła na biodrach, z dumnie uniesionym podbródkiem spoglądając na Ruchacza - Zamiast tracić ją na takie stworki, którymi Ty możesz się zająć, Czarusiu.

-Tyle że to nie są zwierzęta, które przestraszą prostych sztuczek, tylko żądne krwi bestie gotowe nawet na samobójcze ataki byleby tylko dorwać swą ofiarę… w nogi!
- wrzasnął na koniec czarownik pierwszy ruszając do biegu. Gremliny ogłuszone i po części oślepione wybuchami wcale nie wyglądąły na przerażone pokazem mocy kuglarki. Raczej na bardziej rozwścieczone.

Elfce nie zostało więc nic innego jak wziąć przykład z Ruchacza i pogonić za nim. A wróżka poleciała za nimi szybko machając skrzydełkami i głośno wyrażając zdziwienie, że wielka mistrzyni Eshtelëa i jej wielbiciel uciekają przed wrogiem. Ten zresztą zaczął doganiać uciekającą trójkę i jeden z goblinów dopadł uciekającą wróżkę. Trixie zareagowała odruchowo - zawirowała rozsypując miłosny pyłek. Na szczęście z dala od Tancrista i kuglarki, za to wystarczająco blisko, by objąć nim całą trójkę ścigających ich gremlinów. Te jednak nie poczuły przypływu amorów. Tylko rzuciły się na ziemię tarzając z bólu i próbując zdrapać ze swej skóry pyłek wróżki. Po czym jeden po drugim eksplodowały z głośnym mlaśnięciem… stając się kupkami mazi na podłodze.

Eshte z obrzydzeniem przyglądała się tym.. pozostałościom po gremlinach. Z całą pewnością nie tego się spodziewała po magii tak uroczej kreaturki jaką była Trixie. Może nie powinna jej wziąć ze sobą w dalszą podróż tylko jako bardki, ale także jako osobistego strażnika o chichocie podobnym dzwoneczkowi. No, po takiej to nikt by się nie spodziewał morderczych zamiarów.

Pochwyciła lekko za rękaw płaszcza czarownika i zapytała cicho, aby wróżka nie mogła usłyszeć. Wszak Wspaniała i Nieustraszona Pani Ognia powinna wiedzieć wszystko - Czemu to się stało? Nie powinny od
jej pyłku popaść w miłosny szał?

-Gremliny są pomniejszymi demonami wezwanymi tu przez kogoś lub coś. Ich ciała to niestabilna materia chaosu. Nie mają w sobie żadnych uczuć… w tym i miłości. A pyłek wróżek zamiast budzić w nich uczucie pożądania, pali ciała demonów niczym kwas.
- wyjaśnił pospiesznie Thaanekryyyst. I po chwili dodał. - Przeciw Pierworodnemu jednak… pyłek wróżki zadziała normalnie budząc chęć konsumpcji twego słodkiego owocu dziewictwa. Nie łudź się, on nie jest demonem. Natomiast nie wiem nic na temat wpływu wróżkowego pyłu na nieumarłych.

Elfka przechyliła głowę rozważając to co właśnie od niego usłyszała. Jednak nie trwało do zbyt długo. Zaraz bowiem skupiła całą swą uwagę na innych słowach wypowiedzianych przez czarownika.
-Mojego słodkie czego?! - warknęła po uświadomieniu sobie, że wcale się nie przesłyszała. Ten parszywy Ruchacz nawet i w takim momencie miał w głowie tylko zboczone myśli. Zatem kolejny już raz tego długiego, długieeeego dnia, zdzieliła go piąstką w ramię - Zabraniam Ci o tym myśleć!

-Ciężko mi o tym nie myśleć skoro dumnie zaprezentowałaś swe walory w całej nagiej okazałości. Za późno już na wstyd moja droga.
- odparł ironicznie czarownik i wzruszył ramionami. - Poza tym musiałem cię ostrzec, co byś nie testowała pyłku Trixie na Pierwodnym. Lepiej jak poślesz mu parę ognistych całusów.

- Oh, nie bądź głupi. Pierworodny już i tak widzi we mnie swoją niewolnicę, nie potrzebuję, aby popadł w jeszcze większe pożądanie na mój widok. Wtedy to już na pewno mnie nie zostawi
-odparła elfka, jednocześnie rozcierając palcami kosteczki piąstki drugiej dłoni, którą co dopiero raz jeszcze zdzieliła Thaaneeekryyysta. On może i nie sprawiał wrażenia zbyt poruszenia tymi uderzeniami, ale jej one wyraźnie wchodził w krew. Pozwalały w przyjemny sposób znaleźć ujście dla swojego gniewu. Bo ten znowu miał czelność myśleć o niej.. nagiej, a wcale nie miała ochoty być częścią jego perwersyjnych myśli!
-Jej pyłek mógłby się przydać do tego, aby na mnie nie zadziałał jego urok. Bo mówiłeś, że wystarczy być w kimś zakochanym, nie? Chociaż.. - wzdrygnęło nią mocno, nie na żarty. Jak gdyby na samo wspomnienie wydarzeń z kręgu miała się porzygać. Drugi raz - Nie mam ochoty tego powtarzać. Rzucanie się na kogoś innego wcale nie jest lepsze od wpadnięcia w jego łapy.

-Doprawdy? Miałem wrażenie że bardzo ci się podobało.
- odparł ironicznie czarownik i wzruszył ramionami.- Pyłek wróżki nie nakłoni cię pokochania kogoś. Może cię uczynić śmielszą, może obudzić w tobie pragnienia i dążenie zaspokojenia. Ale jeśli kogoś nie darzysz ciepłymi uczuciami, to pyłek wróżki tego nie zmieni.

Im bardziej docierały do niej implikacje wynikające ze słów Ruchacza tym bardziej czerwone robiły się jej uszy. Czyżby…. czyżby ten łajdak którego nie cierpiała, ten lubieżnik… czyżby on sugerował, że się w nim podkochiwała, tak… troszeczkę? Że wbrew temu co mu okazywała, on budził w niej jakieś lubieżne pragnienia i fantazje?
A to bezczelny pyszałek!
Znowu głupoty gadał, ot co. Nie mógł jej wmówić jakichś ciepłych uczuć wobec siebie, skoro ona dobrze wiedziała, że jedyne co do niego żywiła to niechęć. Widać przemądrzały czarownik nie wiedział wszystkiego i pyłek wróżek wcale nie działał tak, jak mu się wydawało.

Prychnęła więc tylko, nie mając zamiaru dłużej z nim dyskutować. Skoro teraz uparł się przy tej swojej teorii, to ona już mu utrze ten zadarty nos i pokaże, że nie ma w niej ni jednego miłosnego ziarenka wobec niego. Marzyciel jeden.

-Wspaniała robota, Trixie! Pokazałeś im gdzie ich miejsce! -zawołała przyklaskując radośnie, oraz całkowicie ignorując istnienie wszechwiedzącego szlachcica.

-Eeee… tak… pokazałam.- Trixie nie była pewna co zrobiła i czemu. Najwyraźniej nigdy wcześniej nie spotkała się z demonami. Spojrzała błagalnie na elfkę w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Skrzydlata bardka bowiem niewątpliwie była przybita tym co się stało. I dotąd smętnie podfruwała za dwójką rozmawiających magików.

-Co, nie podobało Ci się? -zapytała elfka widząc niepocieszoną minkę wróżki. No, może jej własny pokaz rzeczywiście robił większe wrażenie od tej zielonej papki w jaką Trixie przemieniła gremliny, lecz nie każdy mógł od razu stać się tak utalentowaną artystką jak Eshte. A i bardka miała się zajmować graniem oraz śpiewaniem, nie magią i kuglarstwami.
-Mówiłam Ci, że może być dość strasznie poza Twoim lasem. Ale nie martw się, wszystko będzie lepiej kiedy wydostaniemy się z tego przeklętego miasta. Będziemy wtedy podróżować i występować przed uwielbiającą nas publiką - uśmiechnęła się szeroko, błyskając ząbkami i tą samą wesołością próbując zarazić bardkę - Brzmi dobrze?

-Tak!
- odparła entuzjastycznie Trixie i po czym markotnie dodała.- Po prostu nie lubię śmierci i wybuchającej mazi. Wolę miłość niż wojnę.

-Nooo..-
tymi słowami starła uśmiech elfki, która w zawahaniu podrapała się po karku -Raczej w moim podróżach staram się omijać wszelkie wojny. Nie sprzyjają zarobkom, rozumiesz. Miłości też nie mogę Ci obiecać.. -skinęła nagle głową, dostrzegając sposób na pocieszenie tej maleńkiej kobietki o wielkim sercu i dobrych zamiarach, nawet jeśli czasem nieumyślnie czyniącej więcej złego -Oprócz tej do naszych popisów. Nie będziesz już nigdy zmuszona oglądać takich obrzydliwości, jak tylko staniemy się sławne. Razem.

Taka wizja podziałała na wróżkę. Przez tyle lat mieszkająca w lesie, mająca tylko zboczonych druidów jako widownię dla swych występów, teraz aż nie mogła się doczekać splendoru wielkiego świata. Owszem, Eshte mogła.. przekoloryzować swą własną reputację, ale przecież tylko odrobinę. I tak właściwie to wcale nie kłamała, a bycie kochaną przez tłumy stanowiło zaledwie kwestię czasu. Tym krótszą, że nareszcie dzięki Trixie będzie miała muzykę pasującą swym tańcom z ogniem. Obie więc już z niecierpliwieniem wyczekiwały pierwszej okazji do wspólnych popisów.
Wróżka zdołała zapomnieć o gremlinach wybuchających na maź i drobne kawałeczki. Uradowana latała naokoło głowy kuglarki, niczym mały ptaszek świergocząc o tym co będzie, jakie to nowe piosenki napisze, jak ciężko będzie pracować, by tylko tak Wybitna Artystka nie żałowała wzięcia jej ze sobą w podróż. Ta radość okazała się być zaraźliwa i udzieliła się Eshte, już popadającą w rozmarzenie o opuszczeniu tego miasta i powrotu do swej ulicznej sztuki.

Jednak takie zadowolenie mogło trwać tylko krótką chwilę w przeklętym Graburgu.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172