| Katastrofa.
Całkowita, niezaprzeczalna i gargantuiczna, niczym najtrollszy z zadków jakich się naoglądała (a było ich stanowczo jak na nią za dużo), porażka. Właśnie ona wypełniała płową, opartą w geście kapitulacji o stertę kilku książek i map, głowę Hildegardy Oldbuck. Jeszcze chwilę temu tłukła nią w ten stos mądrości, ale teraz już nawet na to nie miała siły. Nie znała się na tym. Trzeba było to sobie otwarcie i bez ogródek przyznać. Była małym, głupiutkim hobbitem z zalanego błotem smajala i po prostu wygłupiała się z tym poszukiwaniem sekretnej wiedzy. Wiedzy, która możliwe, że nawet gdzieś zachomikowana spoczywała tuż pod jej nosem. Ale Hilly zamiast jej szukać równie dobrze mogłaby wrócić do Mormoga i po prostu ładnie poprosić by ten jednak zwolnił panią Feredrun z obowiązków. Ni w ząb nie rozumiała tego o czym te papierzyska traktują. Do licha, nawet nie wszystkie słowa rozumiała. A przynoszący jej owe dzieła elf tylko co chwila spoglądał z troską, co by niczego woskiem nie zatłuściła, czy gdzie rogów nie pozaginała. I miał rację. Bo to mogły być jedyne efekty jej pracy naukowej.
Obróciła głowę spoglądając na palącą się nieopodal lampkę i wyobrażając sobie co powie pani Feredrun. Naraziła się Mormogowi, żeby im pomóc. A oni tak się jej odwdzięczają. Malborn zasłonił się jakimiś obowiązkami, które niby jako na Dunedainie na nim ciążyły i że cośtam, cośtam na ratunek Północy. Mistrz Thyri najpierw bez słowa przepadł, a potem bez słowa się pojawił i bez słowa zajął się skalną dłubaniną. Lorelei nagle więcej czasu poświęcała towarzystwu elfów, ich wieczorkom poetyckim i pisaniu listów. A Hilly... A Hilly, czyli pierwsza, która naobiecała gruszek na wierzbie, okazało się, że nawet nie wiedziała jak wierzba wygląda.
Wzięła w dłonie znalezione tu kilka dni wcześniej przypadkiem puzderko. Nikt w bibliotece się do niego nie przyznawał, ani nie wyrażał woli posiadania toteż i towarzyszyło jej przez te wszystkie naukowe poszukiwania. Poniekąd jako towarzysz o nieco złośliwym charakterze, który bardzo obrazowo dawał jej do zrozumienia jak wygląda jej sytuacja. Sytuacja, w której miała coś pod ręką i nie umiała się do tego dobrać.
Wzięła przyrząd w dłonie i biernie zaczęła okręcać pierścienie oznaczone elfimi runami, wsłuchując się w ich delikatny, ale jakże przyjemny dla ucha terkot. Obiecała sobie nie zajmować się nim póki nie zgłębi sprawy pani Feredrun. Ale wyglądało na to, że mogłaby tu całe lato siedzieć i niczego by nie zgłębiła poza głębią swojej niewiedzy. Może więc zająć się tak tym pudełkiem? Skoro i tak zostaną zamienieni w coś niedobrego. Albo co gorszego się im przydarzy… fajkowe ziele będzie im zawsze trollem śmierdzieć!
A mewlip z tym wszystkim. Zasłużyła na trochę rozrywki!
Odgarnęła księgi i papierzyska na bok, w ostatniej chwili ratując kilka z nich przed płomieniem przewróconej świeczki, i z zupełnie nowym zapałem jakby wcześniejsze widmo porażki w ogóle jej nie dotknęło, wzięła puzderko w obie dłonie i zaczęła je uważnie oglądać. Badać każdy szczegół, ilość kombinacji, oraz potencjalne konsekwencje użycia siły, lub spinki do włosów.
I dobrze zrobiła. Jak się okazało Lorelei i Thyri też trochę pomyszkowali w bibliotece.
Ostatniego dnia przed wyruszeniem w dalszą podróż, przyszła do kwatery Dunedaina.
- Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił - zaskoczyła przygotowującego się do zupełnie innej drogi, strażnika. Nie przychodziła do niego po tym jak oznajmił, że nie będzie mógł im towarzyszyć w dalszych przygodach, gdyż dostał ważne zadanie gdzie indziej. Bo choć ciężko było nosić w sercu uraz przebywając w Ukrytej Dolinie, Hildegarda Oldbuck sprostała temu wyzwaniu i obraziła się na Malborna pełną gębą - A właściwie chodzi o dwie rzeczy.
Strażnik wyraźnie zaskoczony nie wiedział co odpowiedzieć, ale Hilly to nie przeszkadzało.
- Pierwsza… - położyła mu na stole elfią latarenkę - Nie dziękuj. Buchnę sobie następną, a Ty lepiej żebyś jej często używał jak cię w dzicz poniesie, bo oślepniesz od tego ściubienia w literki. Druga natomiast… chcę, żebyś na chwilę założył tę maskę. Na chwilę tylko… A teraz… a teraz obiecaj, że nie dasz się zabić.
Co rzekłszy rzuciła się by mocno objąć Malborna i zdusić w jego koszuli niechciane łzy.
Z maską poszła jeszcze tego samego dnia poprosić o widzenie z panem Elrondem. Uzyskawszy zaś na nie zgodę, poprosiła go, by ten zachował w masce cząstkę Malborna. Żeby zawsze mogła ją w dowolnym momencie sama założyć i wiedzieć, że nic mu nie jest.
Lindir zaś po opuszczeniu przez nich Rivendell mógł odnotować kolejny brakujący w latarni kamień. Tuż przed jego kwaterą.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |