Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2017, 23:21   #122
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Katastrofa.
Całkowita, niezaprzeczalna i gargantuiczna, niczym najtrollszy z zadków jakich się naoglądała (a było ich stanowczo jak na nią za dużo), porażka. Właśnie ona wypełniała płową, opartą w geście kapitulacji o stertę kilku książek i map, głowę Hildegardy Oldbuck. Jeszcze chwilę temu tłukła nią w ten stos mądrości, ale teraz już nawet na to nie miała siły. Nie znała się na tym. Trzeba było to sobie otwarcie i bez ogródek przyznać. Była małym, głupiutkim hobbitem z zalanego błotem smajala i po prostu wygłupiała się z tym poszukiwaniem sekretnej wiedzy. Wiedzy, która możliwe, że nawet gdzieś zachomikowana spoczywała tuż pod jej nosem. Ale Hilly zamiast jej szukać równie dobrze mogłaby wrócić do Mormoga i po prostu ładnie poprosić by ten jednak zwolnił panią Feredrun z obowiązków. Ni w ząb nie rozumiała tego o czym te papierzyska traktują. Do licha, nawet nie wszystkie słowa rozumiała. A przynoszący jej owe dzieła elf tylko co chwila spoglądał z troską, co by niczego woskiem nie zatłuściła, czy gdzie rogów nie pozaginała. I miał rację. Bo to mogły być jedyne efekty jej pracy naukowej.
Obróciła głowę spoglądając na palącą się nieopodal lampkę i wyobrażając sobie co powie pani Feredrun. Naraziła się Mormogowi, żeby im pomóc. A oni tak się jej odwdzięczają. Malborn zasłonił się jakimiś obowiązkami, które niby jako na Dunedainie na nim ciążyły i że cośtam, cośtam na ratunek Północy. Mistrz Thyri najpierw bez słowa przepadł, a potem bez słowa się pojawił i bez słowa zajął się skalną dłubaniną. Lorelei nagle więcej czasu poświęcała towarzystwu elfów, ich wieczorkom poetyckim i pisaniu listów. A Hilly... A Hilly, czyli pierwsza, która naobiecała gruszek na wierzbie, okazało się, że nawet nie wiedziała jak wierzba wygląda.
Wzięła w dłonie znalezione tu kilka dni wcześniej przypadkiem puzderko. Nikt w bibliotece się do niego nie przyznawał, ani nie wyrażał woli posiadania toteż i towarzyszyło jej przez te wszystkie naukowe poszukiwania. Poniekąd jako towarzysz o nieco złośliwym charakterze, który bardzo obrazowo dawał jej do zrozumienia jak wygląda jej sytuacja. Sytuacja, w której miała coś pod ręką i nie umiała się do tego dobrać.
Wzięła przyrząd w dłonie i biernie zaczęła okręcać pierścienie oznaczone elfimi runami, wsłuchując się w ich delikatny, ale jakże przyjemny dla ucha terkot. Obiecała sobie nie zajmować się nim póki nie zgłębi sprawy pani Feredrun. Ale wyglądało na to, że mogłaby tu całe lato siedzieć i niczego by nie zgłębiła poza głębią swojej niewiedzy. Może więc zająć się tak tym pudełkiem? Skoro i tak zostaną zamienieni w coś niedobrego. Albo co gorszego się im przydarzy… fajkowe ziele będzie im zawsze trollem śmierdzieć!
A mewlip z tym wszystkim. Zasłużyła na trochę rozrywki!
Odgarnęła księgi i papierzyska na bok, w ostatniej chwili ratując kilka z nich przed płomieniem przewróconej świeczki, i z zupełnie nowym zapałem jakby wcześniejsze widmo porażki w ogóle jej nie dotknęło, wzięła puzderko w obie dłonie i zaczęła je uważnie oglądać. Badać każdy szczegół, ilość kombinacji, oraz potencjalne konsekwencje użycia siły, lub spinki do włosów.
I dobrze zrobiła. Jak się okazało Lorelei i Thyri też trochę pomyszkowali w bibliotece.


Ostatniego dnia przed wyruszeniem w dalszą podróż, przyszła do kwatery Dunedaina.
- Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił - zaskoczyła przygotowującego się do zupełnie innej drogi, strażnika. Nie przychodziła do niego po tym jak oznajmił, że nie będzie mógł im towarzyszyć w dalszych przygodach, gdyż dostał ważne zadanie gdzie indziej. Bo choć ciężko było nosić w sercu uraz przebywając w Ukrytej Dolinie, Hildegarda Oldbuck sprostała temu wyzwaniu i obraziła się na Malborna pełną gębą - A właściwie chodzi o dwie rzeczy.
Strażnik wyraźnie zaskoczony nie wiedział co odpowiedzieć, ale Hilly to nie przeszkadzało.
- Pierwsza… - położyła mu na stole elfią latarenkę - Nie dziękuj. Buchnę sobie następną, a Ty lepiej żebyś jej często używał jak cię w dzicz poniesie, bo oślepniesz od tego ściubienia w literki. Druga natomiast… chcę, żebyś na chwilę założył tę maskę. Na chwilę tylko… A teraz… a teraz obiecaj, że nie dasz się zabić.
Co rzekłszy rzuciła się by mocno objąć Malborna i zdusić w jego koszuli niechciane łzy.

Z maską poszła jeszcze tego samego dnia poprosić o widzenie z panem Elrondem. Uzyskawszy zaś na nie zgodę, poprosiła go, by ten zachował w masce cząstkę Malborna. Żeby zawsze mogła ją w dowolnym momencie sama założyć i wiedzieć, że nic mu nie jest.

Lindir zaś po opuszczeniu przez nich Rivendell mógł odnotować kolejny brakujący w latarni kamień. Tuż przed jego kwaterą.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline