27-12-2016, 21:20 | #121 |
Reputacja: 1 |
|
03-01-2017, 23:21 | #122 |
Reputacja: 1 | Katastrofa.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
16-01-2017, 06:36 | #123 |
Northman Reputacja: 1 | Czas spędzony w Rivendel płynął innym rytmem, jakby zaczarowanym. Pobyt w elfiej dolinie nie dłużył, nie nużył. Choć zdecydowanie nie można nazwać gościny, w niemalże wolnej od trosk harmonii, gnuśnością, to świat poza Imlardis wydawał się jakby odległy, choć bliski zarazem, jak żywe odległe wspomnienie lub sen wciąż wyraźny i namacalny po przebudzeniu. Im dłużej śmiertelni przebywali wśród elfów, tym koncept wieczności nabierał im trącającego namacalnością wrażenia. Wolni od trosk i zmartwień mogli jednak ryzykować zaniedbanie obowiązków i odpowiedzialności, z których również składało się ich codzienne życie, w świecie, gdzie Cień bywał równie obecny, co nieobecny w Rivendel.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
25-01-2017, 22:31 | #124 |
Reputacja: 1 | Trochę niesporo było jej oddawać komuś innemu zadanie, które sama na siebie wzięła. Ten elf, Glorfindel, owszem, zapewne więcej wskóra niż cała ich trójka. Zapewne… Na pewno, a nie zapewne. Ale to nie zmieniało faktu, że tak po prostu zepchnęła z siebie ten obowiązek na kogoś innego. I odkąd opuścili Rivendell, było jej z tym widocznie źle. Opowieści roztaczane wieczorami przez Glorfindela tylko jakąś nieznaną siłą docierały do niechętnej im słuchaczki wprawiając ją w podziw i przenosząc w odległe czasy, a strawa jaką potrafił przyrządzić mimo rozkoszy podniebienia bardzo na nie wrażliwego jak to u hobbita, przechodziła jej przez przełyk jak siano. O dziwo humor jej wrócił równie nagle co zważył się owego dnia gdy pan Elrond oznajmił im swoją wolę. A stało się to w momencie, w którym sylwetki Feredrun i Glorfindel zniknęły im ostatecznie z oczu.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
26-01-2017, 10:37 | #125 |
Reputacja: 1 | Dobrze było mistrzowi Thyriemu w Imladris. Tutejsze elfy poza sporadycznymi wybrykami Elronda w postaci zrywania gości bladym świtem spod pierzyn w celu zadawania im zagadek, były miłymi gospodarzami i z uśmiechem i troską pochylały się nad potrzebami tych, których przyjęły pod swój dach. |
27-01-2017, 23:58 | #126 |
Reputacja: 1 |
|
07-02-2017, 20:29 | #127 |
Northman Reputacja: 1 | Na wschód od Rivendell, teren był znacznie łagodniejszy niż ostre rysy podnóża Gór Mglistych drążonych potokami. Jak okiem sięgnąć żywej duszy nie było widać, choć trójka wędrowców już kilka dni wędrowała starą drogą. Noldor i Feredrun to ostatnie twarze, które oglądali prócz własnych. Po bliżej obserwacji, pustkowia zdawały się być zaniedbanym cmentarzyskiem przeminionych wieków i ludzi, po których niewiele zostało śladów. Na każdym większym wzgórzu kruszały powalone kamienie warownych wież. Na postoju opierając się o zmurszały głaz łatwo można było przeoczyć, iż niegdyś to była piękna statua, dzisiaj niemal całkiem pochłonięta przez przyrodę.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-02-2017 o 20:40. |
27-02-2017, 13:28 | #128 |
Reputacja: 1 |
|
27-02-2017, 18:49 | #129 |
Reputacja: 1 | Thyri przerwał zapoznawanie się z jednym ze specjałów kuchni Kucyka, jakim były placki z leśnymi grzybami pływające w roztopionym maśle i posypanymi obficie koperkiem. Pogładził kasztanową bródkę. Nie uszło jego uwagi, że Lorelei źle się czuła jako gwiazda okolicznej gawiedzi. Ostatnio edytowane przez Asenat : 27-02-2017 o 18:54. |
15-03-2017, 23:26 | #130 |
Reputacja: 1 | Bree miało w sobie niepowtarzalnego. Ciężko było to uchwycić, ale ilekroć się do niego zbliżało chciało się udać między lokalne wzgórza i pomyszkować trochę wśród kamieni i po zagajnikach. Albo legnąć na trawie pośród starych drzew i przymknąć oczy. Przygryzać kiełek świerka, który wyrasta tu od dziesiątek lat. Czuć na twarzy niezmienny chłodny wietrzyk odwiecznie nadciągający od północy. Albo wręcz odwrotnie pobłądzić trochę bez celu między uliczkami rzadkiej zabudowy miasteczka. Bree bowiem było jedynym znanym Hilly miastem Dużych Ludzi. A właśnie Duzi Ludzie fascynowali ją najbardziej. Nie elfy, choć trzeba im oddać co elfie. Nie krasnoludy. A to dobre… krasnoludy! A właśnie ci dawni Duzi Ludzie, o których czytała w skradzionej z biblioteczki Brandyhallu książce pełnej ilustracji. Dzielni rycerze. Piękne damy. Szarmanccy rozbójnicy. Czyż nie oni właśnie w tym samym miejscu co Bree niegdyś żyli? Czyż ci Duzi Ludzie, którzy tu żyją teraz, to nie są właśnie ich dalecy, dalecy potomkowie. Przecież w żyłach tego brudnego pasterza może płynąć krew jakiegoś szlachetnego księcia. A ta kobiecina co pranie rozwiesza wśród swoich prababek mogła mieć przecież jakąś panią w takiej szerokiej sukni, co tak śmiesznie na koniu siedziała. Bree było dla Hilly ostatnią żywą namiastką tamtych czasów, które tak bardzo chciała zobaczyć. Och jakże Malborn potrafił obrócić tę piękną wizję w ziejący nudą stek jakichś przydługich słów, nazw i dat… Gościna w sławnej gospodzie Bromunda Butterburra przypadła Hilly do gustu. Gospodarz zresztą też, choć musiała rozczarować go, że nie po drodze jej teraz do Shire i niestety listu nikomu nie dostarczy. Zresztą nawet nie miałaby i komu. Jak zaraz sobie zresztą wyobraziła którąkolwiek z odnóg rodziny Oldbucków na służbie w Rozbrykanym Kucyku, to stwierdziła, że to naprawdę byłby zły pomysł. Ani by się pan Butterburr obejrzał, a miałby zajazd pełen hałaśliwych, niezbyt schludnych i zawsze przemądrzałych hobbitów.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |