| Trudny los kupca pośród wojny Jak tylko krótka narada dobiegła końca, Rodrik poszedł rozmówić się z Perkufalem Długopalcym, właścicielem karawany, która ugrzęzła w Bastionie razem z resztą nieszczęśników. Obstawa karawany mocno uszczupliła się w trakcie niespodziewanego ataku Hordy i pod komendą Perkufala została ledwie grupka woźnic i trzech zbrojnych, przy czym jeden z nich zerwał kontrakt - pomimo trzykrotnego podbicia stawki - i dołączył do niedobitków gwardii.
- Panie Perkufal, nie powinniśmy stawić się na apelu...?
- Nie denerwuj mnie! Może wszyscy przejdziecie do gwardii co? - niziołek nakrzyczał na strażnika, szybko jednak na jego twarzy rozjaśniał uśmiech, gdy zobaczył zbliżającego się Rodrika. - Co u mojego rycerza? - wyszedł naprzeciw szlachcica i rozłożył ręce w powitalnym geście.
Rodrik rzucił okiem na Perkufala i jego zbrojnych. Do obstawy nie miał zaufania, pewnie przy zagrożeniu życia czmyhną, jeżeli tylko będzie okazja. Natomiast kupiec był upartym niziołkiem, znał się na handlu, oczywiście w sprawach wojskowości powinien polegać na radach Sir Rodrika….
- Panie Perkufalu, sytuacja jak wiesz nie jest najlepsza, na razie Horda wydaje się omijać Bastion, ale nie możemy tu przebywać w nieskończoność. Nie wierzę, by Złoty Kłos mógł się oprzeć potędze Tazoka, powinniśmy podążać w stronę Królestwa, gdzie mój Baron czeka na twój transport - na apelu powinna zapaść decyzja o wysłaniu zwiadu do którego prawdopodobnie dołączę, zobaczymy czy droga nie jest blokowana przez Hordę… - Młody rycerz przemówił, krzyżując ręce na piersiach i starając się sprawiać wrażenie osoby mającej dobry osąd o sytuacji.
- Nawet ty mnie tu zostawisz? Nie mogę polegać na tych głąbach - wskazał na swoich ludzi - tylko ty mi zostałeś! Miejże litość - złożył dłonie w błagalnym geście.
Za plecami niziołka, woźnicowie kręcili głową z dezaprobatą. Perkufal nie należał do osób pobłażliwych i nieraz dostawało im się naganę, niekoniecznie zasłużoną, ale od czasów inwazji ich cierpliwość spadła drastycznie.
- Tu nie chodzi o litość, jestem rycerzem i nie cofnę się przed niczym, by wykonać powierzone mi zadanie…. zwiad jest niezbędny, abyśmy znaleźli szlak dla transportu wolny od Hordy, tylko ja tutaj mam porządnego konia. Musisz mi zaufać…. A twoi ludzi dochować wierności, tam skąd pochodzę zdrajców przekazuje się Katom, zresztą jeden z nich jest w Bastionie - Rodrik groźnie rozejrzał się dookoła. Musiał być twardy, sam obawiał się gniewu swojego Pana, jeżeli nie wywiąże się z misji.
- Ale nie jesteśmy u ciebie, rycerzu. Tutaj chołota gotowa jest porzucić mnie przy najbliższej okazji! - machnął ręką, by Rodrik zniżył się do poziomu niziołka. - Boję się, że jak znikniesz nawet na chwilę, to oni odejdą. Dopóki trzymasz na nich swoje czujne oko, do głowy im nie przyjdzie zrobić coś głupiego - wyszeptał zaniepokojony Perkufal.
Rodrik zmarszczył czoło, rozumiał argumenty kupca i nawet podzielał jego obawy. Ale czy rozsądnie byłoby uchylać się od udziału w zwiadzie, jeżeli zostanie wyznaczony. Odpowiedział również szeptem:
- Rozumiem twoje obawy, jesteśmy w trudnym położeniu, chodźmy na apel i zobaczmy jak się rozwinie sytuacja.
- Ale wezmę tych dwóch i zastrzegam, że nigdzie się nie wybieram ani ja, ani moi ludzie.
- Oczywiście, będę stał u twego boku, nikomu nie umknie moje wsparcie dla ciebie - Rodrik skinął głową i podążył wraz z Perkufalem. |