Stevena nie trzeba było dłużej zachęcać. Obnażył swój myśliwski nóż i wepchnął go w szczelinę płyty nagrobnej. Ostrze weszło nie bez trudu - kamień został dopasowany po mistrzowsku. Wkrótce jedna nieubłagane prawa fizyki wzruszyły płytę, która wysunęła się o palec z wnęki. Następnie gnom zrobił krótką przerwę, przełożył Lenę na grzbiet Majora i polecił psu odejść.
- Tak na wszelki wypadek - wyjaśnił Nevarowi. Na czole łowcy sperlił się pot, ale w końcu zdołał porządnie pochwycić kamień i pociągnąć. Siła ciążenia wykonała resztę roboty i płyta z hukiem opadła. Cały Biały Grób zatrząsł się w posadach, a w górę wzbiły się gęste tumany kurzu. Przez chwilę pomyśleliście, że to gniew wielkich przodków elfów, a nie zwykłe zjawisko akustyczne.
Kiedy kurz opadł, oczom Nevara i Stevena ukazał się szkielet, obleczone w smętne resztki chyba-granatowych szat. Nie było żadnego fetoru, odurzających woni śmierci. Wielki mag i badacz zmarł tak dawno temu, że procesy gnilne stanowiły jedynie blade wspomnienie. Truposz trzymał w kościstych palcach kunsztownie wykonane berło.
[media]
[/media]