Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2007, 11:59   #5
Macavity
 
Reputacja: 1 Macavity nie jest za bardzo znany
*DARK SIDE* Aristea' Ira Cruenta

Shi'ttyd-ay, tylko tak można było to skomentować. A przecież dzień zaczął się dla Aristei' dobrze. Nawet za dobrze... Po raz pierwszy nikt nie przeszkadzał mu w porannych ćwiczeniach, ani w późniejszym wygrzewaniu ścięgien na słońcu. Nawet się z tego wszystkiego zdrzemnął... Niewybaczalny błąd.
Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że w sytuacji zorientował się dopiero związany i z przesłoną na oczach. Nie walczył. Nauczył się, że do ofensywy nie przechodzi się nieznając sytuacji. Tylko spokojnie... Tylko, fu'ckingsh'it, spokojnie...
Później gdzieś go prowadzono. Nie pieszczotliwie ale i niezbyt brutalnie. Kazali mu iść jakimś korytarzem... Jak byle smarkaczowi! Miał ponure wrażenie, że chcą zrobić z niego głupca. Niedoczekanie!
Miał szczery zamiar zachować lodowaty spokój.
Dotarł do jakiejś areny... i w tym momencie ktoś go podciął, tak gwałtownie, że nie było szans na udany przewrót. Piach wypełnił mu usta a w głowie zadudniło od uderzenia. Wypluł piasek, wziął głęboki wdech i zarzucił biodrami. Niezbyt elegancki ale szybki przewrót postawił go na nogi. Rozeznać się z sytuacji... Skupił się na chwilę i wyczuł. Troje obdarzonych, z czego jeden niezwykle potężny, jeden trochę silniejszy i jeden porównywalny... chyba. Dobrze... teraz ręce. Szarpnął się z całych sił. Raz... Drugi... Nic z tego. Cokolwiek go pętało, było mocne. I wtedy usłyszał głos:

-Wstawać, wyrzutki...

Głos, który od razu znienawidził. Miał ochotę krzyknąć Przecież stoję, ty..., ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
Jakaś potężna moc porwała go z ziemi i zerwała opaskę. Światło go oślepiło, lecz po chwili już zobaczył dwie postacie wiszące razem z nim, A więc sprzymierzeńcy..., i jedno... coś... stojące na dole. Intuicyjnie wyczuł, że to właśnie to jest właścicielem owego czarująco uprzejmego głosu. Pasował do reszty postaci.
Potem były słowa. Słowa budzące wściekłość. Słowa za które powinien rozwłóczyć flaki mówiącego po całej arenie. Potem ból. Potworny. I wycharczana pod wpływem bólu przysięga... I rosnąca z każdą chwilą nienawiść... Mam być niewolnikiem tej... tej... Asajj Ventress?
A potem dostał miecz. O, radości, iskro bogów... No, to zobaczymy, ile jest warta szanowna pani "mistrzyni".

Zaraza, okazała się wiele warta. Bawiła się z nimi jak z byle szczeniakami. Była jak cień, ciosy się jej nie imały... jasna cholera.
Była lepsza niż ktokolwiek, z kim Aristea' miał okazję walczyć. Kątem oka udało mu się zauważyć, że jeden z jego współtowarzyszy - dziewczyna, nieźle macha mieczem, a drugi - facet, choć prawie nie brał udziału w walce, dobrze włada mocą. Ledwo jednak zdołał to zauważyć, potężna fala mocy rzuciła nim o podłogę. Wygiął plecy do padu, próbując zamortyzować upadek. Nie pomogło.

-Wstawać wyrostki...... To była dopiero pierwsza runda.

-Co..? Ty...

Aristea' poczuł, że fala lodowatego gniewu zalewa jego umysł. Wstał i na nowo aktywował miecz.
Dobra... Rzucił się biegiem w stronę przeciwniczki... Ja jej pokarze... W sekundę uchwycił jej obraz i zobaczył potencjalna lukę... Stać mnie na więcej... Zamarkowanie ataku na głowę, Zwód, piruet, tak szybki, jak tylko się da, obejście, cios na lewy bok... Musi być stać mnie na więcej... Jeśli się nie uda, już po nim... Muszę być szybszy... Zamarkowanie... Muszę... zwód... być... piruet... SZYBSZY!!!!
 

Ostatnio edytowane przez Macavity : 26-05-2007 o 14:54. Powód: mała niedoróbka
Macavity jest offline