Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2017, 22:00   #89
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację

Krystalicznie czyste niebo, wiszące nad podążającymi wzdłuż brzegu nienazwanego morza ocalonym, sprzyjało podróży i nastrojom wszystkich. Wieści o rychłej wyprowadzce z prześmierdłej goblinem jaskini przyjęta została z gromkim entuzjazmem. Tego poranka nie słychać było ani jednego narzekania z powodu wczesnej pobudki. Opóścili jaskinie wraz ze wschodem słońca.

Ku zdziwieniu wszystkich, którzy nasłuchali się pełnych emocji opowieści ze zwiadów, pierwszy dzień wędrówki minął spokojnie. Mimo sprzyjającej widoczności, jaką zapewniała doskonała pogoda, na horyzoncie w czasie podróży nie dostrzegli niczego niezwykłego. Jedynymi wartymi odnotowania wydarzeniem było roztrzaskanie się jednej z beczek z winem, która to pechowo wymknęła się z rąk toczących ją mężczyzn i sturlała się z łagodnego zbocza wprost na wystający z ziemi głaz, który jakby specjalnie czekał tam na nią przez całe stulecia. Rozpacz i udręka ogarnęła kilkoro z ocalonych, którzy chwilą ciszy uczcili pamięć pysznego wina, które przepadło bezpowrotnie.

Na całe szczęście, ocaleni mieli jeszcze dwie beczki w zapasie, które, kiedy dotarli do brzegu morza, załadowali na łódkę. Popłynęli ną Adrian i Malene, którzy więcej czasu swojego życia spędzili na łodzi niż na lądzie, Ruppert oraz chora dziewczynka Avishag. Idąc wzdłuż brzegu Crilia z niepokojem spoglądała na dziecko. Mimo słów Rose, półdrowce nie udało się znaleźć żadnych grzybów na grobach.

I to by było na tyle z pierwszego dnia wędrówki. Obozowisko na noc rozłożyli nieopodal portalu, który wciąż mroził krew w żyłach osobom, które zbyt długo na niego spoglądały. Jednak coś innego niepokoiło ich jeszcze bardziej. Widok unoszącego się na horyzoncie dymu, który pojawił się w chwili gdy słońce zetknęło się z widnokręgiem. Raul i Xandros widzieli go już wcześniej, teraz jednak bez cienia wątpliwości mogli stwierdzić, że jest tym razem bliżej. Wszystkich bez wyjątku ogarnęło przeczucie, że coś nadciąga złego.

O poranku po smudze dymu nie było już śladu, a ocaleni ruszyli w dalsza wędrówkę. Fakt, że w końcu oddalili się od granic terytorium zielonoskórych napawał optymizmem, jednak wszyscy wiedzieli, że muszą przejść jeszcze wiele mil, by uciec od nich na dobre. W ciągu tych dni z ich rąk zginęło wiele goblinów, hobgoblinów a nawet niedźwiedziożuków. Ciężko było uwierzyć w to, że zielonoskórzy o tym tak po prostu zapomną…

Z takich właśnie rozmyślań wyrwał zwiadowców idących na przedzie widok budowli wznoszącej się jakieś półtorej mili od nich na północnym wschodzie. Byli zbyt daleko by rozpoznać czym ten budynek mógłby być, jednak jego kuliste kształty i dosyć krępa zupełnie biała struktura mocno różniła się od ruin wieży, na którą natrafili wcześniej. Nauczeni doświadczeniem zwiadowcy postanowili, że tego dnia nie będą podążać już w tamtym kierunku. I tak przeszli już swoje, a rozkładanie obozowiska zbyt blisko pozostałości nieznanej cywilizacji mogło się źle skończyć. Kiedy reszta grupy dotarła do nich, od razu rozpoczęto przygotowywanie obozu. Część osób ruszyła po drewno na opał, a kilku rybaków wzięło łódkę wypłynęło z siecią i nadzieją, że uda im się złapać coś do jedzenia.

Wszyscy mieli nadzieję, że już wkrótce zdołają odsapnąć. Jednak nie było im to jeszcze dane. Niespodziewanie uwaga wszystkich skupiła się na jakimś odległym punkcie na północnym zachodzie. Ocaleni stanęli na skraju obozowiska, wytężając wzrok. W odległości niecałej mili dostrzegli jakąś postać. Była zbyt daleko, by dostrzec szczegóły, jednak pewnym było, że zmierza w ich kierunku. Wróg czy przyjaciel? Któż mógł wiedzieć…
 
Hazard jest offline