Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2016, 20:26   #81
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację


Erwin, Gloria, Crilia, Ruppert i w pewnym sensie też Pech

Wyprawa ratunkowa nie powiodła się wprawdzie, jednak ostatecznie ocaleni nie powinni być źli na swój los. Zielonoskórzy z wieży nie stanowią już zagrożenia, a zdobyta mapa stanowiła dobrą wskazówkę, gdzie powinni się udać, by uciec od zmory jaką były goblinoidy. Nie można było powiedzieć, że podczas wyprawy odnieśli sukces, ale kompletną porażką tego nazwać też nie mogli.

Mimo wszystko byli już zmęczeni. Wiele przeszli tego dnia. Jedni więcej, jedni mniej, jednak widok “domu” sam w sobie stanowił ukojenie. Jednak już z daleka zorientowali się, że coś jest nie tak. Krzyki i głośne dyskusje doszły ich jeszcze na wiele metrów od wejścia. Zaalarmowani tym wbiegli z wyciągniętymi brońmi, obawiając się, że wrogowi wdarli się do środka i właśnie szlachtują bezbronnych cywili. Szybko przekonali się, że sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Tym razem nikt ich nie przywitał. Wszyscy zebrali się bowiem przy schodkach prowadzących na wyższy poziom wielkiej sali, dyskutując głośno między sobą i wsłuchując sprzeczki między kapłanami Nathanem i Geoffrym.

- ... jest przeklęta i sprowadzi na nas wszystkich zgubę! - dopiero kiedy zbliżyli się, zdołali zrozumieć sens słów Nathana. Część ocalonych zgodnym krzykiem zgodziłą się z nim.

- Na stos z nią! - krzyknął ktoś.

- Nie podejmujmy pochopnych działań, w końcu ona nie zdążyła nawet wyjaśnić… - próbował uspokoić tłum Geoffry, jednak zaraz kolejna osoba z tłumu przerwała mu.

- Nie broń jej staruchu! - Rozniósł się podchmielony głos, w którym Erwin rozpoznał szklarza Orulfa. Wszyscy dobrze go już znali, ponieważ odkąd Erwin i Ruppert uwolnili go z niewoli, ten ani na chwilę nie rozstaje się z napełnionym winem kuflem.

- Zważaj do kogo mówisz Orulf! - Zawołał drwal Frewyn.

- Proszę, zachowajcie spokój - próbował uspokoić wszystkich Geoffry, kiedy jego spojrzenie utkwiło w Erwinie i pozostałych. - Och, w końcu wróciliście!

Spojrzenie wszystkich niemalże w jednej chwili spoczęło na przybyłych z misji ratunkowej. Najwyraźniej nikt nie kwapił się, by zadawać im pytania odnośnie ich wyprawy. Tłum rozsunął się przed nimi na tyle, by mogli wejść na “piedestał”.

- Chodzi o Pech… Ona…

Kapłan Geoffry wyjaśnił im dokładnie co zaszło podczas kiedy oni wyruszyli z jaskini. Kiedy skończył wszyscy spojrzeli na skuloną na senniku nieopodal ogniska dziewczynę. Wyglądała jakby spała, a jedynie bladość i krwawe otarcia na ręce wskazywały na to, że coś było nie w porządku. Od kiedy Nathan rozbił taflę lodu swoją bronią, dziewczyna była nieprzytomna.

- Nie dajcie się nabrać. Wygląda niewinnie, jednak współpracuje ze złymi mocami. A ja, ani nikt inny nie zamierzamy znosić pod swoimi skrzydłami demona! - ostatnie zdanie Nathan wykrzyknął, na co kilkanaście osób z tłumu zawtórowało. - Zgadzacie się z nami, prawda?
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 16-12-2016 o 08:48.
Hazard jest offline  
Stary 18-12-2016, 18:42   #82
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Odroczenie wyroku
Erwinowi się to zupełnie nie podobało, chciał wrócić napić się wina i położyć się spać. Miał dość goblinów, wilków, mułów i targania wszystkiego na plecach. Sądzenie wiedźm o czary wykraczało poza zakres jego obowiązków i kompetencji.
- Po czym wnioskujecie, że ma w sobie demona? - Starając się zachować rozsądek w obłędzie Erwin zadał pytanie.
- Ma w sobie demona, albo wchodzi w konszachty z jakimś. Na tafli lodu widziałem rysującą się wiadomość w tym ich przeklętym języku. Dziewczyna nie odrywała od niego wzroku i nie reagowała na nic - odparł Nathan.
- Albo jako czarodziejka widząc magiczny fenomen postanowiła go zbadać by nas chronić i wtedy padła ofiarą uroku. Jeżeli nie wiemy co oznaczają napisy to nie możemy stwierdzić co zaszło. Chyba, że ktoś zna język i pismo demonów? - Erwin zapytał zebranych.
- A skąd niby wiesz, że to był język demonów? Znasz taki? To może sam jakieś umowy z chaosem zawierasz, co? - zagrzmiała Gloria, stając przed mężczyzną niczym kat nad swoją ofiarą. Ten nieco skonfundowany, cofnął się o krok i spojrzał na wspierających go w tłumie ludzi, jakby szukając wsparcia.
- Jak ci nie pasuje, że ona tutaj jest, to drogę do wyjścia znasz, nikt was tutaj siłą nie trzyma. Niech Pech sama powie, co się stało. Łatwo jest osądzać słabszych, nie znając ich wersji wydarzeń, prawda? - zerknęła w stronę tłumu, a jej ton głosu był twardy i karcący, mający na celu wzniecić w innych choć resztki myślenia.
- Nikt jej nie tknie, aż sama nam nie opowie co się stało. - obwieściła Crilia, siadając obok Pech. - I pamiętajcie, że mamy za sobą ciężki dzień i jeśli ktoś będzie nas prowokował… - jej głos zaczął stawać się zimny jak lód, a jej wściekła twarz wykrzywiła na podobieństwo warczącego psa. - ...to może się polać krew. A nawet jeśli nie to moja w tym głowa, żeby nikt z tu obecnych, oprócz mnie, już nigdy w życiu nie upolował żadnego zwierzęcia i nie złowił żadnej ryby. Bogini wysłucha pierwszej klątwy w moim życiu. - zagroziła, ciągle szczerząc kły. Jakby na potwierdzenie tych słów Keks usadowiła się obok, warcząc na zebranych.
Słowa Glorii i Crilii rozeszły się głuchym echem po jaskini i najwyraźniej zrobiły wrażenie na rozwścieczonym tłumie. Nawet najgłośniejszy dotychczas Orulf jakby zmiękł pod groźnym spojrzeniem obu kobiet i zamilkł. Jednak w spojrzeniach ludzi popierających poglądy Nathana ciągle można było dostrzec gniew, tym razem jednak skierowany na dwie obrończynie wiedźmy.
- Niech wam będzie - powiedział z nieukrywaną niechęcią kapłan. - Poczekamy aż się obudzi, ale do tego czasu nie spuszczajcie jej z oczu. Jak się ocknie, to wszystkim nam ma wyjaśnić tą sytuację...
No ładnie, pomyślał Ruppert. Dziewczynę zostawili na chwilę samą, a wieśniacy już ją na stos rzucają. W sumie nie dziwota, łotrzyk sam by chętnie wszystkich tych magików powrzucał w te pułapki co je zakładają w lochach. Iluzoryczne podłogi pod którymi czekają ostre włócznie, eksplodujące kule ognia, ożywione trupy… Chłopakowi aż ciarki przeszły po plecach na samą myśl o tych wspomnieniach.
- A Ty co o tym myślisz? - Ruppert cicho zapytał stojącego obok niego Esura. Trzymał się na uboczu. Postanowił że poczeka aż atmosfera trochę się podgrzeję…
- Szczerze? - powiedział równie cicho Esur, przyglądając się nieprzytomnej Pech. - Jebie mnie to…
To powiedziawszy, kryminalista bez słowa przeszedł przez tłum, który na jego widok rozsunął się pospiesznie, i wyszedł z jaskini.
Crilia bez słowa odprowadziła Esura wzrokiem, korzystając z chwili, gdy cała uwaga była skupiona na nim. Gdy ten zniknął z pola widzenia, zwróciła się do reszty zebranych:
- Przypilnujemy. Jeśli będzie coś z nią nie tak, na przykład będzie opętana tak jak stwierdziliście przed chwilą, zabijemy ją zanim dowiecie się, że się ocknęła. A teraz przestańcie marnować czas i nasze nerwy i zróbcie coś pożytecznego! - ponownie warknęła ciągle wściekła pół-drowka. Nathan warknął coś pod nosem i zdecydowanym krokiem skierował się w inną część wielkiej sali. Kilkoro z popierających go ruszyło wraz z nim. Zaś reszta zgromadzenia szybko rozpierzchła się.
Kapłanka zabrała kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić, kiedy ostatnia osoba zniknęła z jej pola widzenia. Uspokojona spojrzała na tych, których nie wygoniła:
- Pierwsza jej popilnuję. Za godzinę lub dwie niech ktoś z was mnie zmieni. Powinniśmy też spróbować ją ogrzać, może wtedy szybciej się obudzi… - stwierdziła Crilia, przykrywając Pech swoim płaszczem.
- Mam nadzieję, że wiecie co robicie. - Erwin zwrócił się do kobiet, które wstawił się za Pech. - Pewnie pierdolą bzdury z nudów by przypisać sobie jakieś bohaterskie czynny ale jeżeli mówiłby prawdę? Szkoda, że nie ma z nami Xandrosa, on jest magikiem i elfem to by się znał. - Podrapał się po podbródku patrząc na Crilie. - Ty też jesteś elfem. Elfy znają się na magii czy muszą się jej uczyć?
- I wyrosłam w lesie z magicznych liści, a krasnoludy wykopuje się z ziemi…
- mruknęła do siebie pół-drowka, ciągle lekko zdenerwowana. - Jestem kapłanką, nie magiem. Najlepsze co możemy zrobić to poczekać na Xandrosa lub do ocknięcia się Pech. - stwierdziła już głośno. - Chyba, że ktoś z was zna się choć trochę na magii, nawet w teorii.
- W lesie?
- Erwin zastanowił się i porównał to z tym czego był uczony. - Dlatego jesteś w połowie czarnym elfem? Kapłan na kazaniu mówił, że mroczne elfy lęgną się z grzybów w kształcie pająków. Z teorii magii to nas uczono teorii walki z czarownikami, nie próbować, zabić zanim coś wyczaruje. - Wzruszył ramionami. - W tym raczej nie pomogę, moja edukacja ograniczała się do legend, plotek i innych bzdur wątpliwej wiarygodności.
Crilia na wzmiankę o grzybach westchnęła tylko ciężko i załamała ręce, ale nie skomentowała.
- Więc zostawiam przywoływaczkę w waszych rękach idę wyznaczyć warty coś zjeść i spać. Oby jutrzejszy dzień był choć trochę lepszy od dzisiejszego. - Nie mając nic konkretnego do roboty a co ważniejsze nie mając chęci by cokolwiek zrobić Erwin odszedł realizować swój plan.
- Mogę przy niej posiedzieć przez jakiś czas - odezwał się w końcu kapłan Geoffry. Kiedy tłum się rozszedł w końcu usiadł przy stole, przecierając twarz dłonią. Erwin i Crilia przyglądając się mu, nie mogli nie zauważyć, że te kilka dni w Nowym Świecie mocno odcisnęły na nim swe piętno. Wyglądał naprawdę okropnie.
- Obudźcie mnie kiedy będziecie potrzebować zmiany - rzekł na odchodne Pleufan, który odezwał się po raz pierwszy od wejścia do jaskini. Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony, dlatego nie sposób było ocenić co myśli o tej sytuacji.
Solidarność kobiet nie ma sobie równych. Aby uniknąć rozwścieczonych bab, Ruppert ulotnił się razem z tłumem. Ruszył w głąb jaskini. Podobno sytuacja miała miejsce przy stawiku. Łotrzyk postanowił sprawdzić co tam się wydarzyło. Śladów pozostało tam niewiele, jednak bez wahanie można było stwierdzić, że słowa kapłanów pokrywają się z prawdą.
Ruppert od razu zadrżał z zimna, kiedy wkroczył do pomieszczenia. Ognisko, które wcześniej się tu paliło już zgasło, jednak zapewne ono niewiele by pomogło na przenikliwy chłód. Co prawda oczko wodne nie było pokryte już lodem, jednak na posadzce wokół można było dostrzec jego pozostałości. Gdzieś w kącie pomieszczenia leżał pozostawiony przez Pech bukłak.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 21-12-2016, 23:45   #83
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację


Wszyscy

Nareszcie nastał czas odpoczynku. Strudzeni po ciężkim dniu ocaleni, nie mieli kłopotów z zaśnięciem tej nocy. Zapadli w głęboki sen, który czasami przerywał jakiś przypadkowy hałas wewnątrz jaskini lub docierający do nich z zewnątrz odgłos szumiącego beztrosko wiatru. Wartownicy czuwali całą noc u wejścia do jaskini, wpatrując się w mrok, którego nie rozświetlał nawet blask skrytego za chmurami, purpurowego księżyca. Mimo obaw, wywoływanych przez przykre wspomnienia i paranoiczną wyobraźnię i tej nocy nic nie zaatakowało.

Każdy z ocalonych doczekał świtu. Mimo całkowitego zachmurzenia, każdy z ochotą wychodził na zewnątrz, zachęcony ciepłymi podmuchami wiatru, które stanowiły miłą odmianę, dla poprzednich, mroźnych dni.

Napięcie, które narosło wczorajszego wieczora zostało prędko stłumione, przez natłok pracy, który sprawił ocalonym Erwin swoimi rozkazami. Budowa kolejnych umocnień wokół wejścia do jaskini oraz skrupulatne przeszukiwanie zagajnika skutecznie zajęły czas ocalonym. Pod wieczór wojownik z zadowoleniem mógł spojrzeć na sporą kupkę suchego drewna na opał, niewielkie stosiki zebranych grzybów i jagód oraz powoli formujący się szaniec. Bez słowa krytyki musiał stwierdzić, że tego dnia ocaleni nie próżnowali. Przynajmniej, w większości.

Tego poranka nawet Ruppert, wypoczęty po niezmąconej niczym nocy, postanowił dokonać czegoś konstruktywnego i ponownie skonstruował pułapkę na dzikie zwierzęta. Namęczył się przy tym nieco, jednak koniec końców mógł z dumą spojrzeć na swoje dzieło. Oby tylko coś się w nie złapało... Zaś przez resztę dnia, zwolniony z obowiązków nałożonych przez Erwina, mógł poświęcić na włóczeniu się po jaskini i rozmowach z ocalonymi.

Tymczasem Crilia poranek spędziła przy ciągle nieprzytomnej Pech. Stan zdrowia dziewczyny nie poprawiał się, a nieprzyjemne spojrzenia niektórych mieszkańców jaskini, zwłaszcza Nathana (który kilkakrotnie przychodził złożyć im “wizytę”) również nie napawały optymizmem dla przyszłości czarodziejki. Na całe szczęście Crilia prędko została zwolniona z pełnienia warty przez Glorię. Wojowniczka swoim miażdżącym spojrzeniem sprawiła, że nikt nawet nie ważył się zapuszczać w tamte regiony jaskini. Półdrowka ze spokojem mogła zostawić Pech Glorii.

Jeszcze przed południem z jaskini wyruszyła pięcioosobowa grupa myśliwych, w skład której wchodzili Erwin, Crilia, Pleufan, Vincent oraz nieco narwany i pełen energii, młody chłopak imieniem Zabulon, który w Starym Świecie niejednokrotnie wraz z ojcem przeczesywał okoliczne lasy polując na zwierzęta. I w ten oto sposób, na polowaniu upłynął im cały dzień.

Tymczasem kilka mil dalej, przez trawiaste równy mknął rumak, na grzbiecie którego siedzieli Xandros i Raul. Reszta ich drogi przez las nie należała do najcięższych, można by rzec, że nawet nużyła ich. Kiedy zaś ponownie wyszli poza granicę lasu, elf za pomocą swojej mocy przywołał rumaka, dzięki któremu mieli szansę dotrzeć jeszcze tego samego dnia do jaskini.

W czasie swej drogi dostrzegli jednak coś niepokojącego. W oddali widzieli ruiny jakiejś wieży, ale nie ona była powodem ich zmartwień. Zobaczyli coś jeszcze. Coś o wiele bardziej niepokojącego. Zza horyzontu gdzieś daleko z głębi lasu do nieba ulatywała struga czarnego dymu. Mogli się jedynie domyślać czyja to robota, jednak na pewno wiedzieli, że nie wróżyło to nic dobrego. Nie zważając na nic więcej, popędzili galopem w stronę jaskini.

Dotarli tam o zmierzchu, kilkadziesiąt minut po grupie myśliwskiej, której tego dnia nie sprzyjało szczęście i wróciła z pustymi rękoma. Przybycie zwiadowców nie obyło się bez echa, gdyż przez cały dzień ocaleni nie kryli pesymistycznych opinii, co mogło się z nimi stać w czasie misji. Uwadze nikogo jednak nie uszedł brak Dornea oraz Aristodemosa.

Wszyscy niemal od razu rzucili się do nich, by wysłuchać relacji ze zwiadu. Geoffremu jednak udało się nieco rozgonić ciekawskich, pozwalając dwójce dostać się do wnętrza jaskini, gdzie mogli usiąść, zjeść coś i napić się wina. Wokół nich przy stole od razu zebrało się grono osób, które dzień wcześniej uczestniczyły w naradzie. Jednak tym razem na miejscu Anny siedziała Gloria. Zaś sytuację leżącej nieopodal Pech, w dużym skrócie streścił im Nathan.

Raul i Xandros mieli już zacząć składać relacje, gdy nagle wszystkich zaalarmował ruch przy ścianie jaskini kawałek od stołu. Zaraz potem wszyscy wlepiali spojrzenia w Pech, która usiadła na posłaniu i zdezorientowanym spojrzeniem zaczęła przyglądać się zebranym. Dopiero po chwili zrozumiała gdzie się znajduje i co się stało przed tym jak straciła przytomność.

Nastała krępująca cisza.
 
Hazard jest offline  
Stary 26-12-2016, 17:24   #84
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Rose, chore dziecko i magiczne grzybki

Jakiś czas przed wyruszeniem grupy myśliwskiej, Crilia, korzystając z okazji, że Gloria zwolniła ją z warty przy Pech, postanowiła nieco zainteresować się stanem dzieci w jaskini. Doskonale wiedziała, że życie w Nowym Świecie było ciężkie nawet dla dorosłych, a dzieciom w szczególności musiało być ciężko.

Trina - dziewczynka, której towarzyszyły dwa psy (spadek po kapłanie Hendriku) - wyglądała nieco lepiej niż pierwszego dnia kiedy przybyli do tego świata. Mimo to prędko dała Crilii do zrozumienia, że do towarzystwa wystarczą jej jedynie psy i szybko wymknęła się w ich towarzystwie na zewnątrz, pozostawiając półdrowkę za sobą. Kapłanka uszanowała jej decyzje, skupiając się na drugiej osieroconej przez los dziewczynce, która przybyła dwa dni wcześniej z grupą Anny.

Avishag, bo tak się właśnie owa dziewczynka nazywała, siedziała skulona pod kocem, nieopodal ogniska. Crilia już z daleka dostrzegła, że coś jest nie tak. Dziewczynka była blada i wyglądała tak jakby lada moment miała się rozpaść. Obok niej klęczała Rose, próbując wcisnąć jej kubek z jakimś napojem.

- Kochanie, wypij to, a od razu poczujesz się lepiej - kobieta mówiła troskliwym, łagodnym głosem, uśmiechając się ciepło do dziewczynki.

Kapłanka uklękła obok Rose. Z niepokojem przyjrzała się dziewczynce, a następnie zwróciła się do alchemiczki:
- Źle wygląda… Wiesz co jej dolega? - zapytała wyraźnie zmartwiona.

- Wszystko w porządku, to tylko przeziębienie - odparła kobieta, jednak w spojrzeniu, które posłała półdrowce rysowało się również zmartwienie. - Już wkrótce z pewnością poczuje się lepiej.

- Nie potrzebuje czegoś? Jedzenia, ziół, okrycia? To nie są warunki dla chorego dziecka… - dopytywała, chcąc jakoś pomóc dziewczynce.
Kobieta spojrzała na dziewczynkę.

- Dobrze kochanie, to wypij to i zawołaj jakbyś poczuła się gorzej - powiedziała. Dziewczynka skinęła głową i zaczęła powoli pić gorący napar. Następnie Rose spojrzała na Crilię. - To my może porozmawiamy o tym na osobności?

- Dobrze. - zgodziła się pół-drowka.

Obie kobiety oddaliły się od dziewczynki, tak by tamta nie mogła ich zobaczyć ani usłyszeć. Dopiero teraz Crilia mogła dostrzec przejęcie na twarzy Rose. Kobieta przyglądała się półdrowce, nie wiedząc nawet jak ma zacząć.

- Jeżeli nie znasz jakichś zaklęć, które mogłyby ją uzdrowić, to raczej na nic zda się twoja pomoc… - powiedziała. - Kiedy tamta grupa tu przybyła, dziewczynka była już chora. Nie tak poważnie jak teraz, ale z biegiem czasu jej stan się pogarszał. Elizabeth poprosiła mnie o pomoc. Jest z nią coraz gorzej, a moje napary na nic się zdają. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze kilka dnia i ona... nie wytrzyma.

- Niestety nie znam… - odpowiedziała smutnym głosem kapłanka, by po chwili dodać z odrobiną nadziei w głosie. - Może Pan Geoffry będzie znał odpowiednie zaklęcie? Jest bardziej doświadczonym kapłanem, więc nie zaszkodzi zapytać. - zaproponowała.

- Nie zna. Elizabeth w pierwszej kolejności zgłosiła się do niego, a kiedy okazało się, że nie może pomóc, to przysłał ją do mnie - odparła Rose.

- Czy nie ma może jakiegoś zioła, za którym mogłabym się rozejrzeć? - dopytywała zmartwiona Crilia. - Jeśli nie… To pozostaje nam liczyć, że Pech szybko się obudzi i będzie znała przepis na jakąś miksturę, która pomoże…

- Istnieje… - zaczęła Rose niepewnie. - Pewien rodzaj grzybów, które podobno, po odpowiednim przygotowaniu, potrafią wyleczyć niektóre poważne choroby. Nie mogę jednak zagwarantować, że pomoże.

- Ale warto spróbować! - rzuciła kapłanka. - Ostatecznie co możemy stracić? Jaki to grzyb, jak wygląda, w jakich miejscach najczęściej występuje? Poszukam go podczas polowań i w czasie wolnym. Może nawet namówię kogoś do pomocy. - upierała się.

- I tu pojawia się problem - po chwili powiedziała Rose. - Grzyb ten jest bardzo rzadki i pojawia się tylko na całkiem świeżo wykopanych mogiłach. Kapłani Boga Wiecznego Spoczynku w Starym Świecie zwykle mieli ich pod dostatkiem. Ale tu nie mamy cmentarzy.

- Ale koło portalu pochowaliśmy kilka osób po pojawieniu się w tym świecie. Wyprawa tam zajmie trochę czasu i mogę dziś nie zdążyć, ale spróbuję znaleźć kogoś do pomocy i ruszyć tam jutro. - zaproponowała Crilia.

- Grzyb pojawia się zazwyczaj w przeciągu dwóch dni od złożenia ciał w grobie, ale później pojawia się tylko przez parę dni. Może jeszcze uda wam się je znaleźć - zgodziła się Rose.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 27-12-2016, 08:27   #85
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zimny płomień inkwizycji

Krępującą ciszę przerwały kroki Crilii, która podeszła powoli do Pech. Stanąwszy nad dziewczyną delikatnie zaczęła głaskać ją po głowie:
- Nasz Śpiąca Królewna wstała na czas. Reszta dzieci z naszej małej gromadki bardzo się o ciebie martwiła. Ciągle przychodzili sprawdzić jak się czujesz. No, teraz ładnie wstań i chodź do nas opowiedzieć co narozrabiałaś ostatnio, bo wyglądałaś naprawdę źle. No, Słoneczko, chodź do nas… - choć głos pół-drowki był miły i ciepły to było w nim coś karcącego i ponaglającego, co jasno dawała do zrozumienia, że Pech powinna mieć jakieś dobre usprawiedliwienie, bo inaczej czeka ją kara.
- Dobrze, że jesteście mieliśmy problem magiczny. Niektórzy uważają, że Pech zaprzedała duszę demonom. - Erwin mówił do nowo przybyłych, głównie w kierunku Xandrosa. Jednocześnie sięgnął po kuszę, którą wycelował ponad śpiącą królewnę. - Więc przydałaby się nam wiedza magiczna jak i wyjaśnienia oskarżonej-
- Kto tak uważa, i na jakiej podstawie? Ktoś może dokładnie wyjaśnić, co się stało? - Xandros chciał wiedzieć więcej, a tłumaczenia zgromadzonych ludzi były zdawkowe.

Czarodziejka nadal była skołowana. Najpierw sprawdziłą swoją rękę, kiedy dotarło do niej, że ostatnie co widziała przed utratą przytomności, był szarżujący kapłan. Nie zwróciła przez to nawet uwagi na Crilię, która starała się wylać na dziewczynę odrobinę empatii.
- Muszę przygotować zaklęcia...-
Nie podnosząc się z wyrka, powiedziała głosem, który ledwie dotarł do zgromadzonych. Czarodziejska rutyna i macosza laga nakazywała przygotowywać zaklęcie jako pierwsza rzecz po przebudzeniu, gdyż okienko nieubłaganie przemijało wraz z czasem i przyswajaniem kolejnych informacji.
- Ktoś się jeszcze nie obudził… - mruknęła Crilia i zaczęła delikatnie poklepywać Pech po policzku. - Nie śpimy. No, obudź się, moja panno, bo masz kłopoty i musisz ładnie opowiedzieć co narozrabiałaś.-
Czarodziejka natychmiast odskoczyła, odsuwając się od dłoni elfki, zasłaniając przy tym własną twarz.
- Ja nic nie zrobiłam - niemal zaskomlała.
- Żadnego czarowania. - Kusza trzymana przez Erwina poruszyła dostosowując się do ruchu Pech. Co prawda wciąż celował w puste miejsce ale powinien móc łatwo wycelować poprawnie, tym razem. - Nie wierzę w te bajki o demonach ale nie będę ryzykował niczyjego życia. Nathan widział zajście i oskarżył ją o konszachty z demonami, on powinien móc coś opowiedzieć. Chyba nie jest tego typu kapłanem co lubuje się w krzywdzeniu małych dziewczynek, w końcu ma żonę-
- Nie spuszczaj jej z oczu Erwinie i nie wahaj się strzelać, jakby zaczęła coś kombinować - powiedział Nathan, po czym spojrzał na Pech. - A ty nie przygotujesz żadnych zaklęć, dopóki nie powiesz nam co wczoraj zrobiłaś i co znaczył ten napis na lodzie. Bo widzisz elfie… - Kapłan niechętnie przeniósł spojrzenie z dziewczyny na Xandrosa. - Wczoraj mieliśmy tu pewny incydent… Nie byłem przy tym jak to się zaczęło, ale z relacji Louisa wynika, że dziewczyna w jednej chwili zamroziła wodę w tamtej części jaskini. A kiedy ja z Geoffrym przybyliśmy, dziewczyna jak zahipnotyzowana spoglądała na lód, na którym zaczęły same z siebie kreślić się jakieś symbole - jakaś plugawa wiadomość od niewiadomo kogo. Dziewczyna za nic nie chciała odstąpić, a kiedy próbowałem siłą ją odciągnąć, to mnie ugryzła… Dopiero jak zniszczyłem taflę lodu dziewczyna jakby ocknęła się, ale zaraz straciła przytomność. Chcieliśmy od razu się jej pozbyć, ale te oto wielkoduszne panie - tu wskazał na Glorię i Crilię - wstawiły się za nią, dlatego teraz oczekujemy aż ta wiedźma wyjaśni nam wszystko…
Pech popatrzyła na kapłana, jak dzikie, przerażone zwierzę zagonione w pułapkę. Bała się mężczyzny, już wcześniej okazał, że pragnie jej śmierci i jak dziewczyna potrafiła wytrzymywać fizyczne znęcanie, tak nigdy jeszcze nie spotkała się z tak drastycznym przejawem wrogości od drugiego człowieka. Wyglądało na to, że zrobi to, co zazwyczaj robiła w takich sytuacjach... zacznie płakać. Łzy już zbierały się do jej oczu, ale starała się je powstrzymać.
- Nie zrobiłam nic złego, czego ode mnie chcecie?
- No już, już… - pół-drowka próbowała uspokoić dziewczynę. - Uspokój się. Chcemy tylko, żebyś nam powiedziała co się stało zanim straciłaś przytomność. - kapłanka przytuliła Pech, ciągle próbując ją uspokoić. Rzuciła przy tym spojrzenie na Nathana i warknęła. - Widzisz, wystraszyłeś ją! Moim zdaniem jesteś do niej zwyczajnie uprzedzony!
Zdezorientowana, Pech nie zareagowała od razu na czułości Crilii. Dopiero kiedy elfka odezwała się do kapłana, czarodziejka z całej siły odepchnęła ją od siebie, nie szczędząc przy tym kopniaka.
- Nic nie zrobiłam! Nie wiem czego chcecie!
Niedawna bezradność przerodziła się w gniew, którego pierwszą ofiarą padła nie mająca złych zamiarów drowka, która właśnie zwracała ostatni posiłek po ciosie w brzuch.
- I widzisz jak kończy się ta twoja litość do niej! - Nathan niemalże krzyknął, wstając gwałtownie na równe nogi, niemal przewracając przy tym stół.
- Nathanie... - żona kapłana próbowała go uspokoić, jednak ten zaraz gniewnym spojrzeniem obrócił w perzynę jej dobre chęci.
- Koniec z czułościami - powiedział, kierując spojrzenie na Pech. - Albo tu i teraz wyjaśnisz nam co wczoraj zrobiłaś, albo skończymy z tym raz a dobrze!
- Trzeba było ją związać - powiedział spokojnie Raul. - Jest teraz przestraszona i trudno jej się dziwić. Jeszcze trochę ją postraszysz, to nie powie ani słowa. A zabijanie byłoby głupotą. Przynajmniej w tej chwili.
- A wczoraj jakoś nie była przestraszona - powiedział Nathan.
- Poprawcie mnie jeśli się mylę - wtrącił się Ruppert. - Dziewczyna zamroziła jezioro i nie mogła się od niego oderwać? Kapłan Nathan dodatkowo utrzymuje, że dziewczynę opętał demon. Ale jeśli ona jest opętana to po co demon, który jest w niej, piszę do siebie wiadomość na tafli lodu? Coś mi się to kupy nie trzyma...
- Jest opętana, czy utrzymuje konszachty z demonem, jak zwał, tak zwał. Wszystko sprowadza się do tego samego - odparł kapłan.
- Ja się na tym nie znam. - Ruppert uniósł dłonie. - To ty jesteś kapłanem. Osobiście nie chciałbym dzielić domu z diabłem. Tylko powiedz mi kapłanie. Zabijając tą czaromiotkę obiecasz, że już nikomu się to nie przydarzy?
- Też się na czarostwie nie znam. Dlatego czekaliśmy na Xandrosa, elfa, uczonego w gusłach, by nam powiedział czy diabeł i czy powinniśmy wrzucić ją do wody by sprawdzić. Woda czysty żywioł, sił nieczystych nie przyjmie. - Erwin powtórzył znaną prawdę ludową.
Raul spojrzał na Xandrosa, chcąc zobaczyć jego reakcję, po czym ponownie przeniósł wzrok na Pech. Czarodziejka już od pewnego czasu zdawała mu się dość kłopotliwym 'nabytkiem', ale nie na tyle, by utopić ją w najbliższym jeziorku lub spalić. A wyczyny z lodem już kiedyś widział w wykonaniu Pech. Jeśli czarodziejka nie panowała nad swymi umiejętnościami, to było to równie niebezpieczne, jak konszachty z demonem. Ale zabijanie? Tak na wszelki wypadek? Może lepiej podrzucić ją wrogom, żeby tam narobiła zamieszania?
- Xandrosie? Co ty na to? - spytał.
- Nie. Nie dam zgody ani na porzucanie kogokolwiek, ani na zabijanie kogokolwiek, choć nie do mnie należy decyzja. W końcu wybraliście sobie wodza. My elfy respektujemy swoich przywódców, a każdy, kto nie chce się im podporządkować odchodzi sam. Wy ludzie odczuwacie dziwną chęć władzy, i zabijania lub niszczenia wszystkiego, czego nie rozumiecie lub nie chcecie rozumieć. Nie zamierzam przykładać do tego ręki, i zgodnie z obyczajem mojego ludu odejdę, jeśli “przywódca” zadecyduje wbrew moim przekonaniom - elf popatrzył po zgromadzonych w jaskini z politowaniem i zaczął wyjaśniać, mając nadzieję, że ludzie w jakiś sposób się opamiętają - Dziewczyna może być ofiarą bóstwa, które czczone było w tej jaskini zanim tu przybyliśmy. Zbeszcześciliście tę świątynię pod nieobecność wielu z nas, nie mogę powiedzieć, jakie moce uwolniliście, lub jakiej istocie się naraziliśmy. Nie dziwię się, że dawni opiekunowie tego miejsca próbują kontaktu z osobami, wyczulonymi na moc. Pewnie zrobią to znowu. Być może próbują zemścić się za śmierć swoich sług, a być może po prostu próbują nas ostrzec….tego nie wiemy. Wiem, że posąg prymitywnego bożka został okradziony, i wiem, że nie była to czarownica, która jako jedyna okazała pewną chęć współpracy ze mną, kiedy badaliśmy co zostało z posągu. Nic już jednak nie znalazłem, dlatego nalegałem na opuszczenie tej jaskini jak najszybciej się da, i dlatego też zwiadowcy cały czas próbują znaleźć inne, lepsze miejsce na osadę. Wciąż nalegam, mimo, iż dwóch naszych towarzyszy nie wróciło z nami z patrolu. Ich bohaterska śmierć roztrwoniona będzie przez tych, co oskarżają tych co działają dla waszego bezpieczeństwa. Aby jednak sprawdzić wasze obawy, mogę spróbować wykryć emanację magii od dziewczyny, choć nie wygląda na opętaną. Raczej jestem zdania, że nie potrafi zapanować nad tym, co dał jej los. Potrzebuję czasu aby odpocząć, i nieco spokoju aby przygotować wszystko to, co niezbędne jest do rytuału, bo zaklęcia są wyczerpujące i niełatwe. -
- Więc póki co Pech ma szczęście. - Stwierdził żartobliwie Ruppert jakby ignorując całą powagę tej sytuacji. - Większość z nas tu uważa że dziewczyna jest niewinna. No chyba że chcesz się do czegoś przyznać? - Skierował badawczo wzrok na czarownicę albo czarodziejkę. Sam już nie wiedział na co.
- Nie mamy wśród nas żadnego kapłana, który mógłby rzucić odpowiedni czar? - spytał Raul.- Są wszak czary zdolne wykryć zło. Nikt nie potrafi tego zrobić?
- Sama mogłabym to zrobić, ale niektórzy… - tutaj Crilla rzuciła spojrzenie na Nathana. - ...mogliby nie uwierzyć w moje słowa. Panie Geoffry, mógłby pan? - zapytała grzecznie Crilia jedynego kapłana, który zachował neutralność w tej sprawie.
Dziewczyna, która była tematem przewodnim całej dysputy, skulona siedziała w kącie. Popatrzyła z żalem na Crilię, jakby chciała ją przeprosić, ale jednocześnie wolała się nie odzywać, nie chcąc pogorszyć swojej sytuacji. Wychodziło, że oprócz kapłana, nikt tak naprawdę nie chciał zrobić jej krzywdy - może Erwin celujący kuszą, ale jeszcze nie strzelił - i nie miała się czego obawiać, a już tym bardziej nie musiała kopać elfki. Nie dało się ukryć: spanikowała. Myślała, że zaraz zaczną przeprowadzać na niej lincz za jakieś urojone krzywdy.
- Musiałbym przygotować to zaklęcie jutro - odparł Crilii Geoffry. - W domenie wielu kapłanów wykrywanie zła jest naturalną zdolnością, lecz nie w mojej.-
- W naszej też nie - dodała Elizabeth, żona Nathana.
- A niech was - mruknął Nathan, z rezygnacją siadając na swoje miejsce. Najwyraźniej spodziewał się znaleźć wśród zebranych większe wsparcie w swojej sprawie. Jednak ostatecznie wypowiedź elfa zniszczyła jego plany. - Można spróbować, chociaż wątpię by to cokolwiek dało… Ale nie mam zamiaru ustąpić w jednej sprawie. Ta dziewczyna wciąż nie wyjaśniła co znaczyły te symbole na lodzie, a jestem pewien że je rozumiała. Tak więc oczekuję, że klarownie wyjaśni nam to tu i teraz.-
- Problemy z czarami, rozwiązać nowymi czarami? Co może się nie udać? - Choć Erwin musiał przyznać, że pomysł nie był zły, to źródło pomysłu było. - Jak na chwilę obecną fachowiec stwierdził, że to mogła być zemsta demona, lub coś innego nie spowodowane przez dziewczynę. Ponadto stwierdził, że zabicie jej lub ukaranie byłoby złym pomysłem Jedynym dowodem są zeznania kapłana, który nie wie co widział, do tego sam pląta się w zeznaniach raz stwierdzając, że to opętanie raz, że konszachty z demonem. - Odłożył kuszę na bok. - Jak dla mnie sprawa jest jasna, nie ma żadnych konkretnych dowodów na związek zaklinaczki z demonami. Zamrożenie tafli stawu jest czynem jaki mógłby dokonać każdy mag bitewny, a nie każdy mag jest demonologiem. Choć symbole na lodzie mogą mieć znaczenie, ich treść zna tylko Pech i wątpliwym jest, by sama się oskarżyła i nie mamy jak zweryfikować jej słów, więc sprawa ta nie może mieć wpływu na całość naszego osądu. Przez co znaczenie tych symboli choć potencjalnie ważne, jest sprawą prywatną, a wyjawienie ich tajemnicy zależy od dobrej woli czarownicy.-
- Już się nie mądrz Erwin. - Wciął się znudzony Ruppert. - Niech Pech mówi co tam wyczytała. Sprawa dotyczy nas wszyszystkich.
Nie ma to jak podpowiadać podejrzanej, w jaki sposób ma się wydostać z tarapatów, pomyślał Raul.
Spojrzał na Pech zastanawiając się, czy dziewczyna wydusi z siebie jakieś wyznania, czy nie.
Xandros podszedł do Pech uważnie ją oglądając - może jednak skorzystamy z pomocy obecnych tu kapłanów? Prosty egzorcyzm, zabezpieczający przed złem powinien być chyba znany każdemu kapłanowi - Xandros popatrzył na Crilię i Geoffreya. - Składała ofiary z krwii? Pisała na ziemi jakieś kręgi i otwierała portale do otchłani? Jeśli nie….proponowałbym pójść spać i odpocząć, bo komuś tu odbija - elf spojrzał bardzo znacząco na Nathana
- Skoro nie zrobiła nic złego, to chyba nie ma powodu, dla którego nie mogłaby nam powiedzieć, co znaczyły te symbole - mruknął Nathan.
- A wy musicie jeszcze opowiedzieć nam o swojej wyprawie - zwrócił się nagle Pleufan do Raula i Xandrosa. Elf nie odzywał się przez cały czas, jednak jego mina i spojrzenia, które od czasu do czasu posyłał Pech wskazywały na to, że wcale mu się ta sytuacja nie podobała. Tak samo jak pobłażliwość reszty.
- Panie mają pierwszeństwo - powiedział Raul, spoglądając na Pech.
Czarodziejka wygrzebała się z kąta i zbliżyła do reszty. Chociaż była wyraźnie skonfundowana, postanowiła odpowiedzieć na pytanie.
- To była wiadomość... ja nie wiem od kogo, ale ktoś próbuje się z nami skontaktować. Ostrzega przez ziemiami na zachodzie i przekazuje, że na wschodzie znajdziemy spokój. Musimy być tylko wytrwali…
- Dobrze. Skoro już się wyjaśniło, to czy ktoś jeszcze ma jakieś pytania? - zapytała Crilia, która chwilę wcześniej pozbierała się z ziemi.*
- I tyle? - zapytał z niedowierzaniem Nathan. Wbił w Pech przeciągłe spojrzenie, które następnie zwrócił na pozostałych. Zaraz jednak westchnął, a jego twarz przybrała wyraz zrezygnowania. - Nie wierzę w ani jedno jej słowo, ale to was pewnie nie obchodzi, więc zostawmy ten temat…
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 27-12-2016 o 13:06.
Asmodian jest offline  
Stary 27-12-2016, 23:34   #86
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Kości zostały rzucone

Gdy słońce wspięło się już na najwyższy punkt nieba i zaczęło swą wędrówkę ku horyzontowi, Ruppert w końcu skończył budowę pułapki i ruszył do jaskini. Jak się jednak okazało, nie zastał tam zbyt wielu osób. Kilka kobiet oraz Esur (który okazał się świetnym kucharzem) przygotowywali kolejne racje żywnościowe z upolowanych wczoraj przez Erwina psów, Gloria wciąż siedziała u boku Pech, a co jakiś czas przychodził ktoś z zapasami drewna zebranymi w zagajniku. Byli jednak jeszcze tacy, którzy nie kwapili się do pracy.

Przy jednym ze stolików Ruppert dostrzegł dwoje mężczyzn. Nie miał większego problemu z rozpoznaniem pierwszego z nich. Mimo swoich problemów ze wzrokiem, łotrzyk od razu dostrzegł zapitą twarz Orlufa, który jak zwykle miał przy sobie kufel wina. Drugiego z nich jednak sobie nie przypominał. Mężczyzna z kapeluszem z szerokim rondem, spod którego wypływały blond włosy po ramiona, siedział naprzeciw pijaka, potrząsając drewnianym kubkiem. Dźwięk, który temu towarzyszył natychmiast przypomniał Ruppertowi o tych wszystkich pijackich nocach w karczmach Starego Świata, podczas których on, albo jego towarzysze tracili ciężko zdobyte złoto w grach hazardowych. Po krótkiej chwili, mężczyzna przechylił kubek nad stołem, po którym zaraz poturlały się kości do gry. Zadziorny uśmiech pojawił się na ustach blondyna.

- Oho, dziś sprzyja ci szczęście mój przyjacielu - zaśmiał się i sięgnął do kieszeni, z której po chwili wydobył srebrny sygnet. - Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że uda ci się go odzyskać, niemniej jednak, gratuluję!

- Spierdalaj - odparł Orluf, który zabrał pierścień i swój kufel, a następnie odszedł od stołu.

Blondyn pomachał mu teatralnie lewą ręką na pożegnanie. Zaraz jednak dostrzegł przyglądającemu się całej scenie Ruppertowi, któremu niemal od razu posłał aż nazbyt przyjazny uśmiech.

- A może ty chciałbyś sprawdzić swoje szczęście, mój przyjacielu?

- Ja? - Zapytał zaskoczony Ruppert. Wiedział że o niego chodzi więc dosiadł się do stołu. - A o cóż tu grać w tym zapomnianym świecie?

- Wszystko się nada - odparł mężczyzna, podsuwając Ruppertowi kubek z kośćmi. - Dodatkowe porcje żywnościowe, biżuteria, bronie, narzędzia, nawet kapelusze... - Wspominając o tych ostatnich, blondyn złapał za rondo swojego kapelusza. Najwyraźniej oryginalnie nie był jego własnością. Ruppert również dostrzegł, że mężczyzna nie miał serdecznego palca w prawej ręce. - A nawet przysługi. Dosłownie o wszystko co jest w twoim posiadaniu. To co ty na to?

- W sumie możemy się rozluźnić. - Zgodził się chłopak. - Ja daję na początek swój łuk, który odebrałem goblińskiemu ścierwojadowi. Co stawiasz w zamian… No właśnie. Jak się nazywasz kapeluszniku? - Zapytał rozbawiony rzucając okiem na kapelusz.

- Mateus. A ty jesteś Ruppert, jeśli się nie mylę. Nieco o tobie słyszałem. Wczoraj byłeś szukać Anny razem z resztą ekipy, no i należysz do naszej szanownej rady Goblińskiego Stołu. - Hazardzista zaśmiał się bardzo rozbawiony z własnego żartu. - A co do łuku… No cóż, mógłbym postawić to samo… Goblińskch łuków to akurat mamy pod dostatkiem i każdy może sobie jakiś wziąć. Nie masz może czegoś ciekawszego? Informacje też są w cenie. A przysługa z twojej strony byłaby cenniejsza niż złoto.

- Jeśli chcesz żeby obrady oficjalnie tak nazwać, mogę to zrobić nawet i bez gry w kości. - Zaśmiał się Ruppert. - Czyli zagramy o przysługę? Tylko co taki jegomość jak Ty mi zaoferuję w zamian?

- Mam niezły sztylet, nigdy mnie nie zawiódł, wiele razy uratował życie. Poza tym ostatnio wygrałem od pewnej damy ładny naszyjnik, który z pewnością wart jest niemało. Oceniam, że wart musi być przynajmniej około stu złotych monet. - Mówiąc to Mateus wyciągnął na stół sztylet z misternie grawerowaną rączką oraz srebrny naszyjnik z jakimś zielony kamieniem. Po chwili dołożył do nich kapelusz. - No i do każdej z tych nagród dorzucam kapelusz. A jeżeli nie interesuje cię żadna z tych rzeczy, to zawsze mogę podzielić się jakimiś informacjami, bo nie powiem, podczas gry można dowiedzieć się naprawdę wielu interesujących rzeczy o ludziach w tej jaskini. No i mogę oczywiście uczynić dla ciebie jakąś przysługę, oczywiście… w granicach rozsądku.

- Widzę że godny przeciwnik z Ciebie. - Stwierdził Ruppert oglądając rzeczy, które udało się zgromadzić Mateusowi w tym zatraconym świecie. - Może i mógłbym się skusić na jedną z tych rzeczy. Ale zanim zagramy.. Czego oczekujesz ode mnie dokładnie?

- Hm… Czego mógłbym chcieć? - Mateus przybrał minę, jakby się nad czymś zastanawiał, jednak Ruppert był pewny, że mężczyzna jedynie udaje. - O, już wiem! Co powiesz na to, że wkręcisz mnie w szeregi waszego wspaniałego zgromadzenia przy Goblińskim Stole? Szepniesz temu kapłanowi dobre słówko o mnie, zachęcisz by mnie zaprosił do stołu. Nic trudnego, ani ryzykownego.

- Interesujące. - Ruppert zastanawiał się, co chodziło po głowie Mateusowi. - Wiesz, że nie mogę Ci tego gwarantować. Mógłbyś wygrać jedynie szanse. Wprowadzę Cię i powiem dwa dobre słowa o Tobie. Czy to wystarczy? Trudno powiedzieć. Ale jeśli przegrasz też będziesz mieć swoją szansę bo przyłączysz się do najbliższego zwiadu, w którym będę uczestniczył.

- Jestem hazardzistą, a więc ryzyko mi nie obce. Ważne, żebyś tylko postarał się mnie tam wkręcić. A co do zwiadów… No cóż… Takie rozrywki mnie nie interesują, ale jeszcze się zastanowię…

Przysługa za przysługę. O cóż można było więcej grać tutaj? W miejscu gdzie klejnoty i świecidełka traciły swą wartość na rzecz psiego mięsa. Smutne ale prawdziwe. Łotrzyk poprawił grzywkę i ze zawadiackim uśmiechem zapytał:

- To jak, gramy?

Mateus skinął głową. Na początek tylko tak dla formalności przypomniał zasady gry. Łotrzyk wprawdzie dopiero co go poznał, jednak po kilku chwilach gry mógł przysiąc, że blondyn jest z pewnością zawodowcem w swoim fachu. Kości toczyły się po stole wielokrotnie, a za każdym z rzutów, Ruppert był w coraz gorszej sytuacji. Pod koniec przypomniał sobie, dlaczego wszyscy jego towarzysze z dawnych lat denerwowali się, za każdym razem kiedy wciągnęli się w taką rozgrywkę.

- No cóż, wygląda na to, że szczęście jest tym razem po mojej stronie - uśmiechnął się Mateus, widocznie zadowolony z wygranej. - Ale, nic nie stoi na przeszkodzie by zagrać jeszcze raz. W sumie miałby jeszcze jedną sprawę, z którą mógłbyś mi pomóc. To jak?

Kości nie sprzyjały łotrzykowi. Dlatego minę miał nietęgą. O ile w tunelach i jaskiniach szczęście mu sprzyjało równoważył to pechem przy stole. Odszedł od stołu by nalać sobie wina do drewnianego kubka.

- Chyba nie sądzisz że tak łatwo odpuszczę. - Uśmiechnął się Ruppert.

- Nie śmiałem w to nawet wątpić. Wiedziałem, że jesteś osobą, która tak łatwo nie da za wygraną - zaśmiał się blondyn. Kiedy Ruppert ponownie przysiadł się do stołu, Mateus nagle spoważniał. - Moja następna prośba, jest… nieco bardziej delikatna. Teraz może powiem tyle, że chciałbym byś coś dla mnie zdobył, a resztę wyjaśnię dopiero jak poznamy wynik następnej rozgrywki. A ja stawiam to samo co przedtem, tylko że tym razem wszystko za jedną grę - sztylet, naszyjnik i kapelusz.

- Sprawdźmy komu bédzie sprzyjać szczęście. - Zaakceptował warunki Ruppert.

Kości ponownie poszły w ruch, tym razem jednak Ruppert grał bardziej rozważnie. Uczył się na swoich błędach. Natomiast to Mateusowi tym razem kości nie sprzyjały. Umiejętności to jedno, jednak prawdą jest, że w hazardzie liczy się przede wszystkim szczęście. I w tej rozgrywce przeszło ono na stronę Rupperta.

- No cóż, łatwo przyszło, łatwo poszło - stwierdził blondyn, przesuwając swoje skarby w stronę Rupperta. - To jak, gramy dalej? Do trzech razy sztuka. Może tym razem nie będę ryzykował więcej swoich skarbów, ale zawsze mogę sprzedać ci jakieś informację na temat ludzi z jaskini.

Ruppert obejrzał kapelusz i założył go na głowę. Sztylet wcisnął za pas. Naszyjnikowi przyjrzał się dłużej zastanawiając się ile byłby wart w starym świecie. Mateus mówił że 100 złotych monet ale mógł kłamać.

- To naszyjnik tej arystokratki? - Zapytał Mateusa. Skinieniem głowy pokazał piękną kobietę której imienia nie pamiętał.

- Zgadza się - odpowiedział. - Wczoraj wieczorem była w podłym nastroju i postanowiła wyładować się przy grze i winie. Ten jej facet, Cyne, próbował ją nawet hamować, ale na niewiele się to przydało. Pod koniec była nawet jeszcze bardziej wściekła niż przed - wraz z ostatnimi słowami Mateus zaśmiał się.

- Owszem chciałbym uzyskać informację ale oby ta informacja była warta swej ceny… Czy wiesz coś o Esurze? - Zapytał Ruppert. - Jeśli tak to rzucaj.

- Niestety, wiem zapewne jeszcze mniej niż ty. Raz próbowałem go namówić by ze mną zagrał, ale usłyszałem jedynie “spierdalaj”. Wiem tylko tyle co inni o nim opowiadają.

- Szara eminencja. - Podsumował Ruppert. - Sam wiesz kto ma najciekawszą historię, której bym się nie spodziewał., Powiedz mi lepiej jak byś chciał aby wyglądało Twoje wprowadzenie w grupę. Będziemy poruszać temat wyprawy z tej jaskini. Może masz jakieś cenne informację, które chciałbyś przekazać?

- Liczę, że coś wymyślisz - uśmiechnął się Mateus. - Moja wiedza ogranicza się do ludzi tutaj. Znam nastroje jakie panują wśród ocalonych, wiem czego potrzebują, czego im brakuje, co im się nie podoba. Wy możecie tam naradzać się o wyprawie, zwiadach i innych problemach, ale chyba nikt z was, no może poza tym starszym kapłanem, nie interesuje się tym co myślą ocaleni. A ja, no cóż, mogę być ich głosem w tej radzie.

- Ciekawe co na to ludzie jakby się dowiedzieli że ich reprezentujesz? - Zaśmiał się Ruppert.

- Nie można dogodzić wszystkim, ale z pewnością będą zadowoleni z faktu, że ktokolwiek ich reprezentuje niż gdyby zostać miało tak jak jest.

- Może i jest w tym ziarno prawdy… - Zastanowił się Ruppert. Poprawił kapelusz na głowie i odsunął się od ławy. - Będę już leciał. Miło było się trochę odprężyć jak za dawnych czasów…

- Cała przyjemność po mojej stronie. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać - odparł Mateus.

 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline  
Stary 27-12-2016, 23:57   #87
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Trudne początki

Ruppert przy stawie nie znalazł niczego ciekawego… Wrócił do jaskini by się trochę ogrzać. Przenikliwy mróz panujący tam na dole przyprawił go o dreszcze. Nie za bardzo mógł spać więc ruszył do drowki pilnującej małej wiedźmy. W ręce trzymał jej bukłak. Spojrzał na Pech z przymrużonymi oczami a potem przeniósł wzrok na Crilie.
- Dlaczego to dla niej robisz? - Zapytał bez ogródek.

Kapłanka spojrzała na Rupperta zaskoczona tak nagłym i niespodziewanym pytaniem. Po chwili spojrzała na Pech smutnym wzrokiem i równie smutnym głosem odpowiedziała:
- Bo przypomina mi moją młodszą siostrę… - jej głos załamał się lekko przy ostatnich słowach.

Jak do tego podejść. Ruppert był skołowany. Mroczne elfy, o których słyszał były krwiożerczymi bestiami lubujący się w torturach. Crilla była drowem ale na widok krwi i trupów ciągle wymiotowała więc do sali tortur raczej się nie nadawała.
- Wybacz ale czemu taka jesteś? Przecież mroczne elfy powinny być… mroczne. - Ruppert był coraz bardziej ciekawy kim jest Crilia.

Kapłanka skrzywiła się na słowa “mroczne elfy”. Nie lubiła, gdy ktoś tak ją nazywał. Nigdy nie zaprzeczała, że w jej żyłach płynie drowia krew, ale była to tylko jej część, nie całość. Takie patrzenie na nią było, jej zdaniem, krzywdzące.
- Jestem tylko pół-drowem. Pół! - zaznaczyła z wyrzutem. - Moja matka była człowiekiem! - dodała z urażoną miną.

Niezbyt zaczęła się ta rozmowa. Ruppert starał się być delikatny ale widać z tego wszedł na grząski grunt.
- To jej bukłak. - Zmienił temat łotrzyk i wyciągnął do niej rękę z wodą. - Nalałem tam świeżej wody. Może być spragniona jak się obudzi.
Crilia spojrzała niepewnie na mężczyznę i ostrożnie wzięła bukłak.


- Dziękuję. - powiedziała krótko. - I przepraszam… Nie powinnam się unosić… - po krótkiej przerwie dodała: - Jak twój wzrok?

- O dziwo lepiej. - Zauważył chłopak. - Pech przygotowała mi jakiś wywar, który chyba pomaga. Ta dziewczyna.. - Spojrzał znowu na Pech. - Twoja siostra też była taka... dziwna?

- Zależy co rozumiesz przez “dziwna”. - odparła kapłanka.

- Pech jest jak takie dzikie, przestraszone zwierzę. - Zauważył łotrzyk. - Nie wiadomo czego się można po niej spodziewać.

- Trochę… - przytaknęła Crilia. - Dla większości ludzi, nawet tych, którzy znali nas od urodzenia, byłam “przeklętym, małym, drowim pomiotem”, a mojej siostrze obrywało się tylko za to… że była moją siostrą. Przez to zawsze bała się innych. - zawahała się na moment, ale jednak dodała. - Czasem myślę, że pozwolono nam żyć tylko dlatego, że nasza matka była jedyną kapłanką w okolicy…

Ruppert znalazł sobie w końcu jakiś kawałek ziemi i dosiadł się do Crilii.
- Jeśli chodzi o religie to niewiele o nich wiem. - Przyznał się Ruppert. - Chociaż wielu moich przyjaciół uważało, że bogowie są dla mnie łaskawi. Za dzieciaka ojciec oddał mnie zbójom. Trochę jestem jak ta dziewczyna. Byłem trzynastym synem. Ojciec mówił że jestem darmozjadem i w dodatku przynoszę pecha. Lecz uważam, że to kwestia równowagi. Kiedy przez bardzo długi okres masz pecha, potem naturalne jest, że ciągle masz szczęście. Chłopaki z drużyny uważali mnie za swój amulet. Wykryłem im każdą pułapkę i znalazłem każde ukryte przejście. Kto by się spodziewał, że w końcu znajdę przejście do innego świata…
- Opowiesz mi coś o Twojej religii? - Zapytał po dłuższej chwili ciszy, która nastąpiła po jego wywodzie. Chyba potrzebował się trochę wygadać ale raczej to on wolał słuchać niż być słuchanym.

- Moją boginią jest Artana, która jest boginią łowów. Ci którzy oddają cześć jej wodnemu obliczu nazywają ją Diemis. Można powiedzieć, że traktujemy je prawie jak dwie osobne boginie, a my, jej wyznawcy, jesteśmy podzieleni na tych, którzy polują na lądzie i tych, którzy łowią w wodach. Oba odłamy za sobą nie przepadają, co jest dla mnie głupotą, ale takie realia panowały w naszym Starym Świecie. - mówiła kapłanka. - Reszta jest bardzo prosta. Nauczamy, żeby polować tylko, gdy zajdzie taka potrzeba, a nie z chciwości. Chronić zwierzęta przed chciwymi myśliwymi, zwłaszcza matki z młodymi i same młode, których nie wolno zabijać, nigdy. Nie wybijamy całych gatunków, nie niszczymy ich domów… Wszystko inne opiera się głównie o te zasady. Zadaniem samych kapłanów jest uczenie oraz egzekwowanie tych zasad i udzielanie ślubów. - po tych słowach zastanowiła się chwilę. - To chyba tyle. Masz jakieś pytania?

- A co ze zwierzętami domowymi? - Zapytał zaciekawiony Ruppert. - W starym świecie trzymaliśmy je wbrew ich woli w zagrodach. Karmiliśmy tylko po to by były grube i smaczne. Co bogini Artana o tym sądzi?

- Jest boginią łowów, więc interesuje się zwierzętami, na które się poluje. Hodowla to nie polowanie, wobec czego nie podlega jej jurysdykcji. Gdyby było inaczej nie różniłaby się niczym od bóstw zwierząt. Wyjątkiem byłyby polowanie na zwierzę domowe lub próba wybicia całego gatunku, ale to chyba jedyne wyjątki. - odpowiedziała, wyraźnie się zastanawiając, gdy wypowiadała ostatnie zdanie.

- W sumie to bez znaczenia. - Podsumował łotrzyk. - Nawet nie wiadomo czy przeżyjemy dzisiejszą noc. Po co tu myśleć o hodowli?

- W naszej sytuacji zawsze dobrze jest zająć czymś myśli i ręce. Nie ma się wtedy głupich pomysłów, a jeśli przeżyjemy mogą okazać się przydatne. - oznajmiła Crilia typowym dla kapłanów tonem. - Czym chciałbyś się zająć, gdybyśmy znaleźli jakieś bezpieczne miejsce do osiedlenia się?

- Wiesz, nawet się nad tym nie zastanawiałem. - Ruppert podrapał się po brodzie. - Kiedyś pracowałem w kopalni soli ale jeśli miałbym znowu zejść pod ziemię po kamienie to tylko jeśli by były szlachetne. Nigdy zbyt długo nie usiedziałem w jednym miejscu a ten nowy świat daje nowe możliwości. Chciałbym go zwiedzić i poznać. A Ty Crilla?

- Crilia. - poprawiła go pół-drowka, przyzwyczajona do takiego przekręcania jej imienia. - Chętnie bym go zwiedziła, ale mam swoja obowiązki jako kapłanka. Jeśli kiedyś będę mogła z czystym sumieniem zostawić je komuś innemu to chętnie ruszę w podróż. Chyba, że będę już zbyt stara i zbyt polubię doglądanie naszej wesołej gromadki. - zachichotała.

- Przepraszam Crilia. - Poprawił się chłopak. - Ale Ty nie jesteś człowiekiem, nie starzejesz się tak szybko jak my. Chyba?

- Podejrzewam, że będę się starzeć jak każdy inny pół-elf. Czyli mam przed sobą jeszcze około stu lat życia. Może kilka dekad mniej, może kilka więcej. Ale z wiekiem pewnie przyjdą też choroby i zmęczenie, więc aktywnego życia będę miała tylko trochę więcej niż normalny człowiek. Dekadę, może dwie? Później pewnie nie będę różnić niczym od przeciętnej babci. Ale to tylko moje przypuszczenia, nie mam żadnego punktu odniesienia, prócz kilku historii, które kiedyś usłyszałam. - odpowiedziała dziewczyna.

- Póki co wyglądasz całkiem nieźle. - Uśmiechnął się Ruppert. - Do starych pomarszczonych babinek to z pewnością Ci daleko.

- Dziękuję. Ale ciężko przypominać babcię mając raptem dwadzieścia wiosen. - zaśmiała się. - Ale to odległa przyszłość i najpierw muszę przeżyć ewentualne walki i kolejne polowania. Jeśli pożyję tyle co zwykły człowiek to będę mogła uznać to za sukces. Ale wracając do tematu… Mówiłeś, że chciałbyś podróżować. Co musiałoby się stać, żebyś zmienił zdanie? Czy może nic nie jest w stanie zmienić tej decyzji? - zapytała zaciekawiona.

- Ciągle mam nadzieję, że znajdziemy jakieś miasto. - Przyznał Ruppert. - Ten świat wydaje się być bardzo podobny do tego, z którego przybyliśmy. Może znajdę sobie jakąś ponętną półdrowkę, z którą będę miał gromadkę dzieciaków. - Zaśmiał się łotrzyk.

- Uuu… Będziesz musiał się naszukać, słyszałam, że takie wolą jaskinie od miasta, są płochliwe i lubią gryźć zanim się je oswoi. - odpowiedziała żartem Crilia.

Ruppert podniósł się leniwie i przeciągnął się. Zrobił dwa kroki w kierunku wyjścia z jaskini ale zatrzymał się. Podrapał się po brodzie jakby się nad czymś zamyślił.
- Jeśli lubią gryźć to po co je oswajać? - Obrócił się do Crilii i uśmiechnął się do niej. - Czas na mnie. Dobranoc.

- Dobranoc. - odpowiedziała kapłanka, którą zaskoczyło tak poważne potraktowanie jej ostatniego żartu. Nie potrafiła powiedzieć co chodziło po głowie mężczyzny, gdy ten mówił o niepotrzebnym oswajaniu, ale po tak miłej, choć z początku trudnej, rozmowie raczej nic złego. Jednego jednak była pewna. Ostatnio zbyt często się dziwiła.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 02-01-2017, 21:55   #88
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Narady ciągnęły się, a i tak pewnie każdy zrobi co będzie chciał.

Musimy poruszyć jeszcze jedną, ważną kwestię — odezwał się Ruppert. — W wieży na wzgórzu napotkaliśmy tylko stertę trupów. Interesujące kto wybił gobliny… ale najważniejsze, że pod trupami znaleźliśmy mapę. Crilla. Możesz pokazać?

Oczywiście — odpowiedziała kapłanka i rozłożyła ją na ławie.

Mapa potwierdza to co przypuszczałem — mówił Erwin, wpatrując się na mapę — to miejsce jest posterunkiem zielonych, jak dość długo nikt się nie zamelduje, to będziemy mieć problem, więc chcąc nie chcąc, musimy opuścić to miejsce. Na północ pójść nie możemy, na południu mamy morze. Zostaje nam tylko zachód i wschód, dziś powinna już być naprawiona łódź, mamy czym się przeprawić. Jedzenia mamy na trzy dni. Można spróbować przenieść się na zachodni brzeg rzeki i tam osiąść. Będąc nad brzegiem możemy też lepiej wykorzystać tę łódź do połowów. Potrzebujemy dodatkowego źródła żywności — Postarał się podkreślić ostatnie zdanie by dać do zrozumienia w jak kruchym znajdują się położeniu.

Na północny-zachód miał być ten obumierający las, więc na zachodzie, za rzeką, może być podobnie. Proponuję zaryzykować i przejść koło portalu na wschód. Zwłaszcza, że chciałam znaleźć kilka osób, które wybrałyby się ze mną w tamtym kierunku. Jedno z dzieci potrzebuje leku z grzyba, który rośnie tylko kilka dni na świeżych mogiłach. Jeśli byśmy tam wyruszyli, moglibyśmy załatwić tę sprawę przy okazji, może nawet zebrać kilka więcej na zapas, gdyby inni też zachorowali. No i nie będziemy mieli daleko do brzegu, więc będzie można łowić ryby — zaproponowała pół-drowka.

Magiczny grzyb i demoniczne napisy na tafli lodu. Wszystkie znaki kierują nas na wschód stąd — zaśmiał się Ruppert i poprawił swój nowy kapelusz. — Może już czas podjąć tę decyzję i opuścić tą śmierdzącą dziurę? Jeśli chodzi o zachód to pamiętam, że musielibyśmy przekroczyć rzekę, a to może być trudne zadanie z jedną łodzią.

Magiczne głosy namawiające do wymarszu na wschód przekonują mnie by ruszyć na zachód i odgrodzić się rzeką od tego całego burdelu. Choć z drugiej strony schwytany goblin twierdził, że na wschodzie nic nie ma. A te grzyby nie powinny też rosnąc na ścierwach poprzednich lokatorów tej jaskini? — Erwin zapytał o inne możliwe rozwiązanie. — Ostatnio jak kogoś chowaliśmy, to wstał z martwych i może postanowili sobie wstać po raz kolejny.

Gdyby rosły na ich ścierwach to Rose już dawno postawiłaby małą Avi na nogi. Nie znam się na grzybach, wiem tylko tyle, ile mi powiedziano — odpowiedziała Crilia. — No i goblin twierdził, że na wschodzie nic nie ma, a teraz dostaliśmy wiadomość, że jednak coś tam jest. Słowa goblina i wiedza, że coś jest nie tak z lasem na północnym-zachodzie każą mi twierdzić, że lepiej zaryzykować pójście za wschód.

Może właśnie o to chodzi, że nic tam nie ma...? Znaczy... to może być ten spokój... — dodała Pech, która zaraz potem opuściła głowę, wiedząc, że niewielu tutaj chce, żeby się więcej odzywała.

Ruppert wstał. Bynajmniej nie dlatego, że miał coś do powiedzenia. Zwrócił na siebie uwagę, więc chcąc nie chcąc, musiał się jednak odezwać.

Zaraz wracam — rzekł, po czym skinął głową i wyszedł.

Geoffry odprowadził wzrokiem łotrzyka, a następnie odezwał się.

Ja całymi dniami siedzę tutaj, nie znam Nowego Świata tak dobrze jak wy, a więc zaakceptuje każdą decyzję, jaką wy podejmiecie.

Nie ufałbym tej istocie, która skontaktowała się z dziewczyną — odezwał się nagle Pleufan. — Na pewno ma jakiś interes w tym, aby nas tam ściągnąć. Dlatego obstaję przy zachodzie.

Problem z zachodem jest ten, że dzieli nas od niego rzeka — powiedział Raul. — Szeroka rzeka. Gdybyśmy byli w parę osób, to podtrzymałbym swoje wcześniejsze zdanie, by iść na zachód. Dla tak licznej grupy jest to, delikatnie mówiąc, trudne. Jeśli zatem mamy się trzymać w całości, jako grupa, to powinniśmy iść na wschód.

Dzień podróży to w większości dzień stracony, dzień zmarnowany na przeprawę można próbować jakoś wykorzystać — dodał Erwin. — Nasze trudności z przeprawą to też trudności naszych wrogów. Na znalezionej mapie nie ma miejsca gdzie zielonoskórzy mogliby zwodować cokolwiek.

Skąd wiadomo, że zielonoskórych nie ma po obu stronach rzeki? Nie musieliby niczego… wodować. Może kiedy my zakończymy czasochłonną przeprawę, wdepniemy w kolejny szczep czy oddział goblinów, orków czy innej hałastry. Północ odpada. Natracimy ludzi, a miejsca które widzieliśmy nie nastrajają do tego, by ryzykować — Xandros zadrżał na wspomnienie kamiennych kręgów, a potem ruin wioski.


Do jaskini wrócił Ruppert. Co ciekawe nie szedł sam. Towarzyszył mu mężczyzna z długimi blond włosami, któremu tłumaczył coś właśnie.

… dziewczyna też mówi, żeby iść na wschód. Podobno wyczytała to z tafli lodu.
Wskazał mu miejsce przy ławie by usiadł i sam usadowił się obok niego. Rozejrzał się po zgromadzonych. Czy byli zaskoczeni? Może oburzeni? A może mieli to kompletnie w dupie bo właśnie omawiali życiowe decyzje? Ruppert postanowił się tego dowiedzieć.
Czy ustaliliśmy już gdzie i kiedy wyruszamy? — Zapytał, oczekując klarownej odpowiedzi.

Um… Większość opowiada się raczej za wschodem... — odpowiedziała Crilia, spoglądając na nowo przybyłego blondyna. Kolejna nowa twarz, do której będzie musiała się przyzwyczaić. — Panom, którzy opowiedzieli się za zachodem, chciałam przypomnieć, że musielibyśmy jeszcze przeprawić zwierzęta. A one mogą się wystraszyć w trakcie przeprawy i zatopić łódkę. Zwłaszcza krowa…

Żeby bezpiecznie przeprawić krowę, trzeba by zbudować coś większego, albo wzmocnić jakoś łódkę, a i tak nie wiadomo, jak by się udała przeprawa. Nurt mógłby wynieść łódkę daleko w morze. A wystarczyłby pewnie większy podmuch wiatru, żeby zwierzak wpadł w panikę. Związać? To chyba nie załatwiłoby sprawy.

Kogo to obchodzi? Jeżeli nie ruszymy na wschód, to będziemy się martwić.

Pech denerwowała już ta zmiana tematu, szczególnie, gdy zaczął wtrącać się do niej Raul, który wcześniej wyrażał chęć podróży na wschód, a teraz gadał o przeprawie przez rzekę na zachodzie.

Czyli podróż na wschód wydaje się być najlepszym pomysłem — podsumował Ruppert. — My jesteśmy gotowi wyruszyć praktycznie od zaraz, ale jak z resztą ludzi? Czy są gotowi? Przyprowadziłem Mateusa, żeby powiedział nam, jak ludzie się czują i jakie mają nastroje — łotrzyk wskazał na blondyna. — Kiedy my biegaliśmy po łąkach, ścigani przez gobliny albo je ścigając, on miał czas, by zorientować się co dzieję się tu, w jaskini.

Zatem chętnie posłuchamy. Rzeczywiście brakuje nam takich informacji — powiedziała Crilia. — Proszę, nie krępuj się — delikatnie ponagliła go, uśmiechając się ładnie.

Blondyn skinął głową wszystkim i - skoro został już przedstawiony - pominął formalności, przechodząc do rzeczy.

Od zaraz to może nie, ciemno się już robi. Ale, jak ogłosicie to już teraz, to rano większość powinna być już gotowa. Chyba wszyscy już wystarczająco prześmierdli tym goblińskim odorem. Ale jak nie chcecie zostawiać nikogo za sobą, to polecam przypilnować tego wieczora Orulfa. Tak mi się wydaje, że ten kufel przyrósł do jego ręki. Tak swoją drogą, macie jakiś pomysł na przeniesienie tych beczek z winem? Zostały jeszcze dwie pełne, a trzecia jest dopiero nadczęta, a to wcale nie jest lekkie… Co nie znaczy, że nie jest warte zabrania. A jakby tego było mało, to ktoś chyba będzie musiał nieść tą małą, która się pochorowała.

O ile mnie pamięć nie myli, to są zaklęcia, które mogą przywołać na przykład muła. Jeśli nasi czarodzieje je znają, to można by do tych przywołanych mułów przywiązać łódkę i włożyć do niej beczki oraz małą. Gdyby to okazało się za ciężkie, to beczki można turlać. Łatwo to pewnie nie będzie, ale mamy tyle osób, że mogą się co jakiś czas zmieniać — zaproponowała Crilia.

Mnie się wydaję, że podróż całą gromadą to niezbyt dobry pomysł — zauważył Ruppert. — Nie wiemy co tam nas spotka. Ale moglibyśmy zorganizować grupę zwiadowczą, która szybko i sprawnie przeczesze ten teren.

Można puścić kilka osób przodem, ale grupa która zostanie, będzie mieć problem z ewentualnym bronieniem reszty. Choć duża grupa nie będzie chętnie atakowana przez mniejsze grupy, to ciągle każda osoba umiejąca walczyć się przyda. Pytanie brzmi, czy chcemy osłabić naszą kruchą obronę kosztem robienia zwiadu? — zapytała go pół-drowka.

Pech czuła, jakby miała deja vu. Już wcześniej doszło do podobnej rozmowy, a jej skutki były opłakane. Jedna grupa zniknęła na dłużej i wróciła w połowie siły, do niczego sensownego nie doszli, nadal siedzieli w tej śmierdzącej jamie.

Już była o tym mowa. Zwiadowcy idą przodem, za nimi cała reszta. Jeżeli coś zwiad znajdzie, cofa się i informuje wszystkich. Co jest w tym trudnego do zrozumienia?

Zaklęciem można przywołać muła. Przywołałem konia, na którym wróciliśmy z Raulem. Tylko to zaklęcie działa krótko. Przydatne, jak trzeba zrobić szybki zwiad lub uciec, ale do dłuższej wędrówki się nie nadaje. Wylejmy to wino, beczki puste się przydadzą. W końcu to wino to cienkusz jakich mało. Nic wartego uwagi — Elf uśmiechnął się ironicznie.

Kapłanka westchnęła zrezygnowana. Równie zrezygnowanym głosem stwierdziła:
Dobrze, ci którzy chcą zabrać wino będą je transportować, a jak będą spowalniać marsz to je wylejemy. Jak ktoś się będzie czepiać to powiemy, że nie chcemy ryzykować życia, żeby ktoś mógł się upić. Jak dalej będą marudzić to ich zostawimy i niech sami decydują, czy wolą wino, czy bezpieczną grupę — zaproponowała bardzo obojętnym tonem. — A skoro zaklęcie działa tak krótko to zawsze możemy spróbować użyć krowy. Jak nie da rady ciągnąć to chociaż małą może przewieźć na grzbiecie. Zwiad możemy puścić, tylko ustalmy ile osób, bo grupa zwiadowcza nie może być za duża, żeby się nie rzucać w oczy i nie zostawić reszty jak owiec na rzeź, ani za mała, żeby mogli się bronić. Proponuję cztery osoby.

A więc postanowione — Ruppert podniósł się z miejsca. Widać było że już chciałby wyjść z tego posiedzenia. Kto by pomyślał, że takie narady mogą być aż tak męczące. — Przodem niech pójdą Cirila, Pleufan, Xandros i Erwin. Kapłanie Geoffry i Nathanie, przekażcie ludziom, że jutro wyruszamy. Niech się popakują. A jeśli chodzi o wino — łotrzyk spojrzał w swój pusty kufel — no cóż, trzeba korzystać póki jest.

Przed tym chciałbym jeszcze wiedzieć jak wam poszło na zwiadzie — zwrócił się do Raula i Xandrosa Pleufan. — Nie ma tego chłopaka i tego drugiego, który z wami poszedł. Domyślam się ich losu, ale możecie powiedzieć trochę więcej kogo i co spotkaliście po drodze…

Poszliśmy na północ. Dotarliśmy do lasu. Dużego lasu, którego skrajem podążyliśmy. Rozłożyliśmy się na noc, na skraju lasu. Opadły nas niedźwieżuki. Aristodemos poległ od razu, potwory wzięły nas z zaskoczenia. Giermek poległ. Walczył jak bohater z ogromnym niedźwieżukiem. To dało mnie i Raulowi czas niezbędny, by pokonać resztę. Wracając trafiliśmy na mroczne miejsca. Dawno zniszczoną wioskę, i niepokojąco mroczne kamienne kręgi. Widzieliśmy też w oddali, daleko smugi dymu. Północ jest zła. Mroczna magia, dymy, gęsty las. Dobre miejsce na polowania, złe na osadę — Elf zreferował dwa dni wędrówki, nie wdając się w zbędne szczegóły.

Krótko, zwięźle i na temat — podsumował wypowiedź Xandrosa Geoffry.

Tak mogłaby wyglądać cała narada — dodał Pleufan.
 
kinkubus jest offline  
Stary 04-01-2017, 22:00   #89
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację

Krystalicznie czyste niebo, wiszące nad podążającymi wzdłuż brzegu nienazwanego morza ocalonym, sprzyjało podróży i nastrojom wszystkich. Wieści o rychłej wyprowadzce z prześmierdłej goblinem jaskini przyjęta została z gromkim entuzjazmem. Tego poranka nie słychać było ani jednego narzekania z powodu wczesnej pobudki. Opóścili jaskinie wraz ze wschodem słońca.

Ku zdziwieniu wszystkich, którzy nasłuchali się pełnych emocji opowieści ze zwiadów, pierwszy dzień wędrówki minął spokojnie. Mimo sprzyjającej widoczności, jaką zapewniała doskonała pogoda, na horyzoncie w czasie podróży nie dostrzegli niczego niezwykłego. Jedynymi wartymi odnotowania wydarzeniem było roztrzaskanie się jednej z beczek z winem, która to pechowo wymknęła się z rąk toczących ją mężczyzn i sturlała się z łagodnego zbocza wprost na wystający z ziemi głaz, który jakby specjalnie czekał tam na nią przez całe stulecia. Rozpacz i udręka ogarnęła kilkoro z ocalonych, którzy chwilą ciszy uczcili pamięć pysznego wina, które przepadło bezpowrotnie.

Na całe szczęście, ocaleni mieli jeszcze dwie beczki w zapasie, które, kiedy dotarli do brzegu morza, załadowali na łódkę. Popłynęli ną Adrian i Malene, którzy więcej czasu swojego życia spędzili na łodzi niż na lądzie, Ruppert oraz chora dziewczynka Avishag. Idąc wzdłuż brzegu Crilia z niepokojem spoglądała na dziecko. Mimo słów Rose, półdrowce nie udało się znaleźć żadnych grzybów na grobach.

I to by było na tyle z pierwszego dnia wędrówki. Obozowisko na noc rozłożyli nieopodal portalu, który wciąż mroził krew w żyłach osobom, które zbyt długo na niego spoglądały. Jednak coś innego niepokoiło ich jeszcze bardziej. Widok unoszącego się na horyzoncie dymu, który pojawił się w chwili gdy słońce zetknęło się z widnokręgiem. Raul i Xandros widzieli go już wcześniej, teraz jednak bez cienia wątpliwości mogli stwierdzić, że jest tym razem bliżej. Wszystkich bez wyjątku ogarnęło przeczucie, że coś nadciąga złego.

O poranku po smudze dymu nie było już śladu, a ocaleni ruszyli w dalsza wędrówkę. Fakt, że w końcu oddalili się od granic terytorium zielonoskórych napawał optymizmem, jednak wszyscy wiedzieli, że muszą przejść jeszcze wiele mil, by uciec od nich na dobre. W ciągu tych dni z ich rąk zginęło wiele goblinów, hobgoblinów a nawet niedźwiedziożuków. Ciężko było uwierzyć w to, że zielonoskórzy o tym tak po prostu zapomną…

Z takich właśnie rozmyślań wyrwał zwiadowców idących na przedzie widok budowli wznoszącej się jakieś półtorej mili od nich na północnym wschodzie. Byli zbyt daleko by rozpoznać czym ten budynek mógłby być, jednak jego kuliste kształty i dosyć krępa zupełnie biała struktura mocno różniła się od ruin wieży, na którą natrafili wcześniej. Nauczeni doświadczeniem zwiadowcy postanowili, że tego dnia nie będą podążać już w tamtym kierunku. I tak przeszli już swoje, a rozkładanie obozowiska zbyt blisko pozostałości nieznanej cywilizacji mogło się źle skończyć. Kiedy reszta grupy dotarła do nich, od razu rozpoczęto przygotowywanie obozu. Część osób ruszyła po drewno na opał, a kilku rybaków wzięło łódkę wypłynęło z siecią i nadzieją, że uda im się złapać coś do jedzenia.

Wszyscy mieli nadzieję, że już wkrótce zdołają odsapnąć. Jednak nie było im to jeszcze dane. Niespodziewanie uwaga wszystkich skupiła się na jakimś odległym punkcie na północnym zachodzie. Ocaleni stanęli na skraju obozowiska, wytężając wzrok. W odległości niecałej mili dostrzegli jakąś postać. Była zbyt daleko, by dostrzec szczegóły, jednak pewnym było, że zmierza w ich kierunku. Wróg czy przyjaciel? Któż mógł wiedzieć…
 
Hazard jest offline  
Stary 04-01-2017, 23:52   #90
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Nowa nadzieja

Tym razem czarodziejka postanowiła się na coś przydać. Nie tylko działać na swoją korzyść, ale całej grupy. Po ostatnich wydarzeniach niewielu parało do niej sympatią i być może właśnie to chciała rekompensować. Szła na przedzie grupy, pomagając wyznaczyć kierunek oraz starając się przewidzieć pogodę, przynajmniej z niewielkim wyprzedzeniem, żeby ewentualne opady ich nie zaskoczyły. Gwizdała przy tym melodię, która idealnie nadawała się do marszu, aż nogi same chciały stawiać kolejne kroki. W zasadzie nie robiła wiele więcej, niż gdy sama przemierzała szlaki starego świata, jakby odcinała się od rzeczywistości.

Ostatnie dni należały do ciężkich i odskocznia w postaci wędrówki była jak balsam na oparzone ciało. Kierowali się na wschód - po części za namową Pech - i podskórnie czuła, że jest odpowiedzialna za tę decyzję. Cokolwiek czekało na nich na wschodzie, będzie leżało na jej sumieniu być może bardziej, niż kogokolwiek innego.


Duch przygody musiał tego dnia wyjątkowo energicznie tańczyć w dziewczynie, gdyż jako pierwsza zgłosiła się do wyruszenia na spotkanie zbliżającej się osoby. Dokładniej: zaczęła iść w jej kierunku, ciągnąc wpierw Glorię za rękaw.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 21-01-2017 o 11:20.
kinkubus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172