Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2017, 22:02   #127
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Theseus mlasnął głośno i przekręcił się na drugi bok, plecami do ściany. Przez chwilę trwał w półśnie, walcząc z przemożną pokusą, by raz jeszcze odpłynąć w zapomnienie. Lata szkoleń w klasztorze oraz wypracowana siła woli pomogła mu jednak przełamać słabość i powoli otworzył oczy.
W komnacie było cicho i jasno. Wysoko wspięte słońce skromnie rzucało na pokój Cicerone swoje promienie, w większości schowane za chmurami. Szaro i pochmurnie, nic tylko zasnąć ponownie…

Kapłan otworzył szerzej oczy i poczuł, jak serce szybciej mu zabiło. Która to już była godzina? Powinien wstać dawno temu!
Karcąc się w duchu, odrzucił od siebie pierzynę i usiadł na łóżku. Był w samej tylko bieliźnie z odkrytym torsem. Kudłata pierś podnosiła się i opadała w głębokich oddechach. Obsiane dziesiątkami starych blizn plecy naprężyły się, kiedy uniósł pękate ramiona, przeciągając się i całkiem przypadkiem prezentując swoje umięśnienie. Wczorajsza kąpiel pomogła, czuł się rozluźniony, acz jego ciało poddane długotrwałemu wysiłkowi nadal cicho się odzywało.

Cicerone potarł dłonią brzuch i zerknął z dezaprobatą w stronę drzwi. Dopiero teraz usłyszał dźwięki zza nich dobiegające. Świątynia już nie spała.

Jak na potwierdzenie tego faktu, rozległo się pukanie do drzwi sypialni Cicerone.
- Ojcze Glaive, jest tam ojciec? - dało się słyszeć miły głos Chloe Vergest. - Przyniosłam tu do kuchni śniadanie dla ojca.

Theseus przeczesał palcami włosy i potarł głowę.
- Jestem, jestem! Już, chwilę! - zawołał, podrywając się z posłania. Szybko sięgnął po spodnie, w które wskoczył, o mało się przy tym nie przewracając i zgarnął jeszcze koszulę. Człapiąc bosymi stopami, podszedł do drzwi, które uchylił.
- Co mówiłaś, dziecko? - zapytał Cicerone, opierając się ramieniem o framugę i spoglądając w dół, na gosposię. Wyglądał na dość mocno rozespanego. Włosy miał w nieładzie, mina na twarzy, jak po dłuższym posiedzeniu z butelką, a koszula tylko w większości zapięta, odsłaniająca jednak skrawek jego piersi oraz leżący na niej amulet.
Jego gosposia jak zwykle miała uroczo uśmiechniętą twarz.
- Śniadanie czeka na ojca tu, w kuchni - powtórzyła. - Widzę, że w końcu ojciec wziął sobie do sumienia moje słowa i porządnie wypoczął - ucieszyła się Chloe widząc, że ten dopiero co się zbudził.

Theseus poprawił na sobie koszulę i odchrząknął, po czym wykrzywił usta na kształt czegoś, co od biedy można było nazwać ciepłym uśmiechem.
- Dziękuję, lilium. I przepraszam. To było niegodne z mojej strony tak się wylegiwać… - mruknął i pokręcił głową.

- Oj, nie, nie, ojcze - Chloe pokręciła głową. - Potrzebował ojciec tego. Duchem może i ojciec silny, ale ciała się nie oszuka, a od przyjazdu tu, ojciec nie oszczędzał się - stwierdziła nader pouczającym tonem. Gosposia odwróciła się na pięcie i skierowała swoje kroki do kuchni.
Kapłan westchnął i wychylił się z drzwi, spoglądając za gosposią.
- Za chwilkę przyjdę - zawołał za nią, po czym zniknął w komnacie.

I zaprawdę nie zajęło to długo, nim duchowny ponownie wyszedł ze swojego pokoju. Miał już założone buty, równo zapiętą koszulę, ułożone włosy oraz rozczesaną brodę. Dodatkowo musiał przemyć twarz w wodzie, bowiem gdzieś uleciało jego wcześniejsze zaspanie.
- Ależ tu ładnie pachnie - powiedział, wchodząc do kuchni. Zatrzymał się za progiem i otaksował pomieszczenie wzrokiem, wliczając w to znajdującą się tam gosposię.

Chloe stała przy stole, na którym schludnie rozstawione były dwa talerze oraz sztućce. Na duchownego czekała parująca owsianka z jakąś konfiturą oraz kilka kanapek. Dziewczyna zaraz podeszła do kuchni, gdzie zagotowała na ogniu bulgotała woda w czajniku. Wzięła do ręki go przez ściereczkę i zalała napar w dwóch kubkach, które po odstawieniu czajnika na fajerkę, przestawiła zaraz na stół.
- Mam nadzieję, że miał ojciec spokojny sen - powiedziała panna Vergest, przesiadając się przy stole, naprzeciw miejsca przygotowanego dla cicerone.

Theseus skinął dziewczynie i bez zwlekania usiadł do stołu. Spojrzał z nieodgadnioną miną na Chloe.
- Spokojny, długi sen - przytaknął. Powiedział to jednak po króciutkiej pauzie, jakby potrzebował chwili, by się namyślić. Nic więcej nie dodał do tematu, zamiast tego wyłożył ręce na stół, po czym je złączył, pochylając przy tym głowę.
- Panie, dziękujemy ci za nowy dzień i ten posiłek... - zaczął przyciszonym tonem, mówiąc szybko, bardziej do siebie. Widać było, że nie zależało mu na długiej, bogatej modlitwie. Albo po prostu uznał, że nie ma już na nią czasu.

Po paru chwilach mruczenia pod nosem, przeżegnał się i podniósł głowę z powrotem na gosposię, która, jak się okazało, towarzyszyła mu w modlitwie i skończyła ją odmawiać tuż po nim.
- Jak się miewają nasi podopieczni oraz ich opiekunki? - zagaił, podsuwając sobie miskę z owsianką i sięgając po łyżkę.

Chloe uniosła w dłonie kubek, pochuchała i upiła łyk herbaty.
- Dzieci całkiem dobrze znoszą kąpiele lecznicze, Flora jak zawsze jest w świetnym humorze, chyba to ta wizyta u zielarza ją nastroiła tak - panna Vergest uśmiechnęła się z rozbawieniem na wspomnienie tego, jak opiekunka zachowywała się w towarzystwie pana Trottiera. - Za to Jaqueline marudzi dla samego marudzenia - dodała nie mniej roześmianym tonem. - No a Diego to już jest sporo głodny. Poprosiłam go, żeby się nie tłukł po pokoju, bo dzieci wystraszy… - wzruszyła ramionami. - W każdym razie posłuchał i siedzi cicho.
Cicerone zamarł z łyżką uniesioną do ust i wybałuszył oczy, jakby przypomniał sobie, że zostawił Świętą Księgę w piekarniku.
- Diego! - zawołał, gwałtownie odkładając łyżkę. - Zapomniałem go wypuścić!
Chloe pokiwała głową, ale pomachała dłonią w geście by cicerone się nie denerwował.
- Spokojnie, nie umrze do czasu aż ojciec zje - stwierdziła z udawaną powagą po czym napiła się łyk z kubeczka. - Jakieś plany na dziś? - zmieniła temat uśmiechając się promiennie.
Kapłan mruknął i nachylił się nad miską, wracając do jedzenia. Jednak teraz jego ruchy znacznie się sprężyły, toteż machał łyżką, jakby paliło mu się siedzenie.
- Mieliśmy odwiedzić panią Amandę i zobaczyć, co z naszym nowym przybyszem - wysapał w przerwach pomiędzy kęsami. - Ale tym drugim raczej się nie będziemy przejmować - dokończył, odsuwając od siebie miseczkę i prostując się na krześle.
- Muszę też zacząć się przygotowywać do niedzielnego nabożeństwa… - dodał z namysłem, sięgając jednocześnie po kanapeczkę.
- Tak, pamiętam. Mamy odwiedzić panią Amandę, która się opiekuje zniedołężniałą gosposią poprzedniego cicerone - Chloe pokiwała głową w zamyśleniu. - Ma już ojciec wszystkie klucze do świątynnych pomieszczeń? - zapytała.
Ten pokiwał głową, przełykając kanapkę. Podsunął sobie kubek z gorącą herbatą i upił z niej łyk.
- Na to wygląda - przytaknął. - Oddam ci później zapasowe, lilium, żebyś mogła swobodnie się przemieszczać po plebanii. A właśnie… Dobrze byłoby również się wkrótce spotkać z merem. Muszę w końcu poznać tego człowieka. Możesz mi coś o nim powiedzieć, dziecko? - zagaił, kusząc się na jeszcze jedną kanapkę. Widać było, że apetyt mu tego dnia dopisywał.
- Jest tutejszym medykiem. Zielarz - zaczęła wymieniać Chloe w zamyśleniu. - Ale coś wspominał, że rezygnuje ze swojego stanowiska mera, bo nie wyrabia się z obowiązkami - wzruszyła ramionami. - A właśnie... - przypomniało jej się. - Kiedy poszłam zobaczyć Diega w areszcie to zastałam tam dwie osoby. Jakąś kobietę i elfa. Nie zauważyli mnie. Ale podsłuchałam, że dla tej kobiety na rękę rezygnacja pana Trottiera ze stanowiska mera, bo sama je chce.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 05-01-2017 o 16:05. Powód: Falstart
MTM jest offline