Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2017, 09:56   #472
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zaraz potem w ich grupkę wdarło się zamieszanie. Wracali Chrome i Gecko i drobiąca za nimi postać niewysokiej lekarki. Gdy nadbiegała czerwona plama krzyża wyszytego na jej habicie obleczonym skórzaną kurtką była dobrze widoczna tak samo jak jasna plama jej twarzy.
San Marino zdążyła machnąć gangerce ręką i na jej kolanach wylądował plecak. Rozpięła go, oblizując usta raz po raz. Czuła gorąco, ale nie związane z pożarem. Raczej bliskością obu złamasów. Wzrokiem Nixa, jego dotykiem i wciąż siedzącym obok Latynosem. Swoje zrobili, wytargali kogo mogli, oberwali i prawie spłonęli żywcem. Należała się im przerwa. Gapiła się na tego pierwszego, przekrzywiając kark pod karkołomnym, prawie prostym do tułowia kątem.
- Nieźle, uznam to za pierwszą ratę, potem odbiorę resztę. Z procentem. Ta focza co ją Paul obraca to twoja jakaś dupa, że się tak wkurwiasz? Jeden pies dla mnie, bo nie tylko piwo obiecałeś, Śliczny. Pamiętaj o tym. No a ty, ty… - posłała Latynosowi kąśliwe spojrzenie - Nachalny złamas, ale i tak cię lubię. Tylko nie popadnij w samozachwyt, kurwiu. - podała Pazurowi puszkę, drugą oddała Runnerowi. Trzecią zachowała dla siebie z widoczną przyjemnością otwierając ją do wtóru głośnego syczenia. - Obu was lubię, pojebany z nas zespół, ale dobry. Było zabawnie, następnym razem lecimy bez srania ogniem. Wasze zdrowie, złamasy!

- Twoje również! - Nix roześmiał się. O dziwo okazało się, że umie się śmiać całkiem radośnie, szczerze i gorąco. Stuknął się puszką z puszką San Marino aż zachlupotała zimna piana oblewając i puszkowy metal i trzymające je spieczone gorącem dłonie.

- No kurwa! Też jesteś zajebista! - dorzucił swoje życzenia Latynos stukając się również mocno i też szczerząc się naprawdę radośnie. Aż biel jego zębów wybitnie kontrastowała z jego teraz wybitnie ciemną barwą ogorzałej na ogniu twarzy.

Obydwaj celebrowali tą chwilę prawie identycznie pochłaniając duszkiem chyba z pół puszki za jednym łykiem. Zimny płyn cudownie się pienił i chłodził spieczone gardła zostawiając wreszcie jakiś inny smak poza pyłem, dymem i popiołem jaki woda z manierek miała problem zmyć. Chmielowy napój zdołał też pozbyć się uczucia wiecznej suchości w ustach jakie mieli zaraz po przebudzeniu się na zewnątrz.

- Ona nazywa się Boomer. - powiedział już spokojniej Nix ocierając usta z piany. Spojrzał w stronę dachu gdzie powinna być najemniczka. I całkiem możliwe nadal Paul. - Byliśmy razem na szkoleniu. Jesteśmy partnerami. Teraz zostaliśmy tylko my. I szef. - odpowiedział Nix obserwując jak Alice zajmuje się bezwładnym ciałem jego szefa.

- Co kurwa kit wciskasz? Nie grzmociłeś jej jeszcze? - Hektor aż się wychylił spoza głowy San Marino gdy rozmowa zeszła na wątek który zdawał się niezmiennie i zawsze go interesować.

- Nie twoja sprawa! - warknął na niego znowu rozzłoszczony Pazur. Też się wychylił w przód by przechwycić spojrzenie Runnera.

- Ja bym ją bzyknął. Fajna dupa z twarzy. - Latynos udawał głupiego i prowokował dalej Pazura. - Ale nie przejmuj się wszystko jeszcze przed nami. Tamten cienias zgarnie tą foczę do nas i się jakoś chyba wszyscy razem pogodzimy i podzielimy. Nawet dla ciebie powinno coś wystarczyć. - latynoski Bliźniak wydawał się znów wracać humorem do swojej normy i przyjął pod koniec ton wspaniałomyślnej oferty.

- A w ryja chcesz? - Nix zrewanżował mu się podobnie uprzejmym tonem.

- W ryja, do ryja… zdecydujcie się jak mamy współpracować dalej. Drugie brzmi lepiej - nożowniczka parsknęła radośnie, siorbiąc browca z puszki i nie spuszczając oczu z Hektora objęła Pazura - A może nie chcę się dzielić Ślicznym? Co mi jakieś dodatkowe focze wpierdalasz w deale?

Naraz obok nich, niczym wyciągnięty z pudełka diablik, zmaterializował się rudy konus, wpadając z impetem na Latynosa. Drobne ramiona objęły go za szyję i ścisnęły mocno, przyklejając ich właścicielkę do poszarpanego pożarem ciała.
- Dziękuję… - łamiący się głos dobiegł gdzieś z okolic jego potylicy, po czym dziewczyna zwolniła uścisk tylko po to, aby móc spojrzeć mu w twarz i wycałować z wdzięcznością zarośnięte policzki i spocone, umazane sadzą czoło.
- Dziękuję… nie umiem, nie wiem jak się odwdzięczę - dukając przesunęła się na kolanach do nożowniczki i powtórzyła zabieg, przyciskając się do niej z całej siły - Nie musieliście… tyle ryzykowaliście… - siorbała nosem, jej też zostawiając na policzkach mokre, ślady.
- Dziękuję wam… dziękuję że go wyciągnęliście - na koniec rzuciła się na Nixa, obejmując go i głaszcząc po nadpalonych włosach, by na sam koniec spojrzeć prosto w oczy i uśmiechnąć się szczerze, z ulgą której nie potrafiła ubrać w słowa prócz krótkiego:
- Dziękuję, gdyby nie wy… nic wam nie jest? Jak się czujecie, potrzebujecie pomocy medycznej, opatrunków? Nie kręci się wam w głowach… nawdychaliście się tyle dymu... - pokręciła głową i na zakończenie również Pazurowi zostawiła na skórze te niewerbalne wyrazy wdzięczności.

- Ja tam wiem bardzo dobrze jak możesz się odwdzięczysz Brzytewka. Wiesz tak skoro już mowa o braniu do ryja i w ogóle to z tobą już od zimy o tym negocjujemy no to chyba wiesz co i jak nie? - Latynos wyszczerzył się pociesznie gdy Alice skończyła swoją kolejkę uścisków i podziękowań. - A ty weź nie rób sobie siary co? Tak by się jeszcze pętam z nami to by jakoś to wyglądało ale jakbyś tak z nim sama zaczęła no co za siara… Jak piczkowóz Brzytewki. - Hektor zwrócił się tym razem do San Marino patrząc na nią ponownie bardzo troskliwym wzrokiem. Na dnie jednak tego spojrzenia miał całkiem wesołe ogniki diabłem podszyte.

- Nie słuchajcie go, pieprzy głupoty jak zwykle. - Nix machnął ręką a w międzyczasie bez ceregieli też objął chwytliwą szamankę przez to w tej chwili mieli pozę jak para najlepszych kumpli, przyjaciół czy nawet para kochanków. - Nic nam nie jest Alice. Co z szefem? Wyjdzie z tego? - zapytał patrząc na stojącą przed nim rudowłosą kobietę która gdy stała a on siedział na poziomie gruntu no to była nawet trochę wyższa od niego i pozostałej dwójki. Pazur chyba miał dobry humor odkąd szamanka się w niego wczepiła bo dłonią którą ją obejmował a która pewnie nie była widoczna dla pozostałej dwójki jeździła po jej barku, plecach i łopatce kreśląc jakieś wzory i podrażniając te miejsca swoim dotykiem.

Kurtuazja i dobre wychowanie nakazywało podjąć konwersację z osobami, które właśnie ocaliły życie ponurego olbrzyma, ryzykując przy tym własnym. Całe półtora metra rudzielca rwało się co prawda, by wrócić do pacjentów, zwłaszcza tego większego, pozostało jednak na miejscu, zaś między piegami zagościł nerwowy uśmiech. Napięcie mięśni zelżało odrobinę, gdy latynoski cerber rozpoczął kolejny ze swoich wywodów, pijąc zarówno do środka transportu, należącego do lekarki, jak i jej słów sprzed paru miesięcy. Nie podarował... po prostu musiał wtrącić swoje trzy grosze, okraszając je jednym ze swoich bezczelnych uśmieszków. Zabieg zadziałał tak jak miał zadziałać. Dziewczyna odetchnęła spokojniej i kucnęła przy trójce pogorzelców. Wpierw poruszyła kwestie medyczne... ponoć ciągle była lekarzem.
- Powierzchownie, prócz oparzeń nic tacie nie dolega nie dolega. On i ten drugi, zatruli się oparami... najważniejsze, że ich stamtąd wynieśliście na świeże powietrze, przerywając kontakt z toksynami. Zrobię co w mojej mocy, aby Tony z tego wyszedł. Drugi pacjent tak samo. - odpowiedziała pewnie, przypatrując się objętej parze gangero-pazurowej, a gdzieś w piersi poczuła narastające ciepło i rozczulenie. Jeszcze parę minut temu mierzyli do siebie z broni, teraz wspólna akcja w płonącym budynku stopiła lody wzajemnej niechęci, ba! Nawet dogryzali sobie obaj z Hektorem w tonie żartu, bez grama rękoczynów.
- Którą dokładnie substancją się zatruli... brak danych. Bez specjalistycznych pomiarów i badań nie da się tego stwierdzić. Jeżeli miałabym podać swój typ, będzie do tlenek węgla. - dodała tonem wyjaśnienia, wyłamując palce i sięgając w międzyczasie po paczkę papierosów. Odpaliła oba naraz, by po chwili wcisnąć jednego Latynosowi, po czym wyciągnęła pomięty karton ku przytulonej części grupy.
- Jego toksyczne działanie jest znane od tysięcy lat. Już w czasach Hipokratesa używano go do uśmiercania więźniów politycznych. Przenika bowiem łatwo przez błonę pęcherzykowo-włośniczkową płuc do krwi i wiążąc się z hemoglobiną, czyli czerwonym barwnikiem krwi, czyni ją niezdolną do przenoszenia tlenu do tkanek. Ze względu na zmiany w strukturze utworzonej cząsteczki hemoglobiny tlenkowęglowej, o wzorze HbC, krzywa dysocjacji HbO2... znaczy oksyhemoglobiny, ulega przesunięciu w lewo, obniża się zatem ciśnienie parcjalne, przy którym tlen staje się dostępny dla tkanek. U zdrowych ludzi normalne stężenie HbCO nie przekracza około pół procenta. Stężenie to może się zwiększyć do czterech-sześciu procent u pacjentów z niedokrwistością hemolityczną. Tlenek węgla ma około dwieście czterdzieści razy większe powinowactwo do hemoglobiny niż tlen. Dlatego inhalacja stosunkowo małych stężeń tego gazu może wywołać klinicznie istotny spadek pojemności tlenowej krwinek czerwonych. Oznacza to, że stężenie HbCO osiągnie pięćdziesiąt procent, gdy stężenie CO w otaczającym powietrzu będzie wynosiło tylko jedną- dwieście czterdziestą część stężenia tlenu... czyli osiem promili. Oprócz hemoglobiny reaguje też z innymi hemoproteinami, zawierającymi Fe2+, z mioglobiną – czerwonym barwnikiem mięśni, z oksydazą cytochromową, cytochromami, a wśród nich z cytochromem P-450... tak więc w wyniku działania CO dochodzi do hipoksji, zarówno anemicznej, jak i histotoksycznej. - zaciągnęła się porządnie, chroniąc żar przed deszczem za pomocą nadstawionej drugiej dłoni - Tlenek węgla uszkadza przede wszystkim narządy i tkanki najbardziej wrażliwe na niedotlenienie i kwasicę metaboliczną: układ sercowo-naczyniowy i ośrodkowy układ nerwowy. Oddziaływanie dużych stężeń CO przez krótki czas jest mniej szkodliwe niż oddziaływanie małych stężeń przez długi okres. Wiązanie CO z Hb jest odwrotnie proporcjonalne do ciśnienia cząsteczkowego tlenu. Reguła ta stanowi podstawę do... - naraz drgnęła, zdając sobie sprawę, że znów rozpuściła jadaczkę, a wokół zapanowała pełna niezrozumienia cisza.
Skrzywiła się, spoglądając na każdego ze słuchaczy wybitnie przepraszająco i westchnęła.
- Wybaczcie... nerwy. Już zostawiam kosmiczne tematy. - tym razem zaciągnęła się dwa razy, by zaraz zmienić pozycję na klęczącą przy Latynosie, a pośladki oprzeć o pięty. Zimno oraz wilgoć ponownie zaatakowały skórę łydek, zignorowała dyskomfort. Spodnie i tak nadawały się do prania, więc kolejne plamy już bardziej zaszkodzić im nie były w stanie. Poza tym przez wzgląd na dobro otaczających ją ludzi, powinna przynajmniej przez parę minut monitorować stan każdego z nich, zwracając uwagę na drobne symptomy, mogące zwiastować poważniejsze kontuzje... bo do słabości raczej się nie przyznają - akurat ten aspekt nie pozostawiał żadnych złudzeń.
- Hektor... skarbie. Nie rozumiem co cię tak mierzi w moim samochodzie? To dobre auto: sprawne, bezawaryjne, w niezłym stanie i nawet z całymi szybami. Do tego z odpowiednią ilością przestrzeni bagażowej, więc w razie konieczności człowieka na płasko da się przewieźć, co jest dość istotnym wymogiem, jeśli mamy rozważać użyteczność danego pojazdu jako improwizowanej karetki. Przecież nie może chodzić o kolor, już bez popadania w paranoję. Ten odcień różowego jest naprawdę bardzo ładny i mi się podoba. Zresztą... no właśnie! To nawet nie różowy, tylko fuksja. - zaczęła powoli, przenosząc zarówno uwagę, jak i wzrok ku gangerowi. Pajacował w najlepsze, rozwydrzony poza granice przyzwoitości... za to go właśnie tak uwielbiała.

Odkaszlnęła, przecierając twarz celem usunięcia z niej padającego nieprzerwanie deszczu. Lewa brew powędrowała ku górze, usta ułożyły się w uprzejmy, pełen uwagi grymas.
- Stymulacja członka ustami została wtedy przeze mnie wspomniana w kontekście nagrody Darwina, dokładniej przypadku śmiertelnego zadławienia ejakulatem. Nagrody Darwina... hm, przyznawano przed wojną za wyjątkowo nierozsądne, irracjonalne i nacechowane lekkomyślnością, bądź pechem rodzaje zgonów. Wiesz, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowo bliskim, tak samo jak i Paul. Niereformowalnym... wybacz jednak, lecz kwestia stymulacji twojego członka nie wejdzie z fazy teoretycznej do praktycznej. Zarówno jeśli chodzi o stymulację ustami, dłońmi, piersiami, stopami, mięśniami Kegla, bądź za pomocą pochwy, tudzież okrężnicy... wiem co i jak. Od Mario przywoziłam nie tylko filmy rozrywkowe, ale również edukacyjne. Instruktażowe, wszak trzeba korzystać z możliwości poszerzania wierzy i horyzontów, gdy tylko jest ku temu okazja. Guido nigdy nie narzeka. Chcesz to go spytaj jak wrócimy, raczej nie jest niezadowolony z wykupu usługi prywatnego, osobistego lekarza o nazwie modelu "Brzytewka". Ponoć idzie ze mną wytrzymać dłuższy czas bez uszczerbków na zdrowiu psychicznym, o ile zatka się usta - przybrała najbardziej niewinny ton oraz postawę, na jakie umiała się zdobyć, modląc się tylko w duchu, by Pete nie wyleciał z niczym... komplikującym sytuację. Imię dowódcy oddziału gangerów powinien kojarzyć, a także reperkusje wywalenia rewelacji pod kątem kogoś, kim się ów dowódca bezpośrednio interesuje. Powaga i niepokój wyparły wesołość w niecałe trzy oddechy, gdy Alice przeszła do poważniejszych tematów.
Bez wahania ujęła pokrytą sadzą i błotem rękę Hektora, ściskając mocno. Już się nie uśmiechała, skupienie rozsiadło się niepodzielnie na bladej, piegowatej twarzy. Wzięła głęboki oddech i ściszonym głosem zaczęła nadawać.
- Mówiłeś że Guido żyje i jest ok... ale czy został ranny? Nawet lekko... nikt do niego strzelał, ani nie atakował wręcz za pomocą pięści albo ostrych narzędzi? Nie został poparzony, a-albo... jak on się czuje, pamiętał żeby coś jeść i o siebie dbać? Spał cokolwiek? Co mówił, gdy wróciliście? Myśli że... - głos odmówił jej posłuszeństwa, wargi poruszały się niemo, serce tłukło niczym uwięziony w klatce z żeber pneumatyczny młot. Sapnęła przez nos, zgrzytnęła zębami i podjęła kanciasto, wyduszając na siłę kolejne zgłoski -... że go opuściłam? Zostawiłam i uciekłam, bo... bo nie chciałam mieć z wami nic wspólnego? Z nim? Dostał list? - zamrugała, oczu jednak nie odwróciła, ciesząc się że w deszczu i ciemności nie da się odróżnić deszczu od tych drugich, słonych kropli - Co z Taylorem, jego ręką? Nosi ją na temblaku wedle zaleceń, czy już się go pozbył? On... też żyje, prawda? A Chris i Tom? Poradzili sobie z rannymi? Ilu naszych jest w szpitalu, co z rannymi Nowojorczykami? Tam w bunkrze są dzieci... trzeba im zorganizować coś do jedzenia. Reszcie naszych również. Co Guido kazał ci zrobić? I gdzie jest Baba? Chyba tam nie został - w jednej chwili przekręciła gwałtownie głowę, spoglądając prosto na płonące zgliszcza.

San Marino zrobiło się dziwnie. Miło, to z pewnością, ale dziwnie, kiedy ruda małolata ją objęła. Poklepała ją po plecach, dość delikatnie. Była… mała i miękka, jak dzieciak, nie dorosły. I nie ktoś, kto zahartował się fizycznie, biegając, bijąc się i walcząc. Skoro wielki, łysy kurw był jej starym, pewnie przeżywała katusze czekając niepewna co do jego losu.
- Luz Brzytewka… ale następnym razem to se znajdź kogoś mniejszych gabarytów do taszczenia, dobra? - mruknęła tonem skargi, ale uśmiechała się - No luz, luz. Odrobisz w polu albo oddasz w naturze. Coś się wymyśli - odchyliła się do tyłu, a lekarka zajęła się Pazurem.
- Nie rób siary? - prychnęła do Latynosa - Widziałeś swój ryj w lustrze? To dopiero siara. Przy tym Śliczny lata całkiem wysoko w rankingu, nawet taki popalony - z premedytacją rozłożyła się z wyprostowanymi na asfalcie nogami, układając się wygodniej pod obejmującym ją ramieniem. Zamknęła oczy, łowiąc dalszą rozmowę, ale szybko miły dotyk na plecach stał się głównym bodźcem… no i nie rozumiała większości tego co mówiła ta mała.
- Ten złamas miał rację. Weź więcej jaraj bo ci żyłka pierdolnie z przejęcia. Luzuj, jak ktoś ma dołączyć do Duchów to to zrobi, a kiedy dokładnie… tylko one wiedzą. - parsknęła, bawiąc się wyciągniętym z paczki papierosem. Nie odpaliła go, jakoś miała dość ognia. Za to głowę oparła o okrytą osmolonym mundurem pierś, prawie już leżąc. Czuła się zmęczona, a śliczny złamas miał sprawne palce. Ze złośliwym uśmiechem słuchała wymiany zdań o ciągnięciu druta, parskając co chwilę. Ganger chyba namawiał każdą laskę w zasięgu wzroku na podobny numer… desperat.
- Nie no kurwa, no. Bez jaj… to zmutowane, czarne kurwie poleciało gdzieś w pizdu, w stronę kutrów, żeby odciągnąć od nas uwagę. Nie zostawilibyśmy go tam - machnęła od niechcenia ręką na zawalony budynek. O tym że w środku został jeszcze jeden człowiek - to nożowniczka przemilczała.

- Nie waż się nazywać tego różowego czegoś samochodem, bryką czy furą. - Hektor zareagował pozornie ostro bo jak każdy rodowity Detroitczyk traktował sprawy motoryzacyjne jak najbardziej serio. W końcu ludzie z Det potrafili się pobić o wyrażenie nieprawidłowej postawy względem swoich ulubieńców z Ligii a to, że ktoś nie umie jeździć, jest niedzielnym kierowcą albo nie zna się na samochodach było dobrym wstępem do szukania zaczepki. A przynajmniej większość Runnerów z Bliźniakami na czele z jakimi na co dzień mała styczność Alice prezentowała ten pogląd. Więc i teraz widocznie latynoski Bliźniak o tym nie zapominał.

Rozmowy i tak zaczęły się gdy Brzytewka zaczęła rozmawiać w języku i o sprawach jakie były o wiele bardziej zrozumiałe i pierwszy ciężar odpowiedzi wzięła na siebie szamanka spleciona z Pazurem w co raz ciaśniejszym uścisku. Gdy Alice mówiła o jakichś tlenkach, chemii, hemoglobinie towarzyszyło jej zaskoczone i niepewne milczenie tężejące z każdym kolejnym kosmicznym zdanie co raz wyraźniej pobrzmiewające niechęcią i unikaniem kontaktu wzrokowego. Sytuacja wróciła do normy właśnie gdy zaczęła mówić o tym co dla reszty było też bardziej naturalne i znajome.

- Ok, czyli wyjdzie z tego? - Nix wtrącił się i choć wydawał się co raz bardziej zadowolony z reakcji czarnowłosej na swoje manewry to jednak na zauważalną chwilę zdębiał gdy usłyszał medyczny wywód Alice który najwyraźniej zrozumiał tylko w najogólniejszym zarysie. - No to dobrze. - najemnik przygryzł wargę i spojrzał znów na bezwładnego olbrzyma. Skorzystał z okazji i zrobił kolejny krok integracyjny w swoich relacjach z czarnowłosą dziewczyną którą dotąd obejmował. Złapał ją w talii i przeniósł ten kawałek tak, że wylądowała na jego udach. Siedziała teraz bokiem do jego frontu a on stuknął się z nią ponownie trzymaną puszką z której upił kolejny łyk. Nie zapomniał też posłać prowokującego spojrzenia Latynosowi a teraz jego druga dłoń miała pełniejszą swobodę i wygodę do operacji na karku i plecach szamanki.

- Właśnie Brzytewka a tak w ogóle to wróćmy może do poważnych spraw dobra? - Hektor coś po spojrzeniu manewrów Nixa na czarnowłosej nie przyjął z zadowoleniem ale też w spojrzeniu widać było, że już coś knuje. Niemniej na razie mówił do Alice. - Więc właśnie ta stymulacja członka. Słuchaj tam filmy wiesz, fajne nie, możemy obejrzeć razem ale to tylko filmy nie? Taka teoria. A nie ma jak ćwiczenia i praktyka nie? Sama zawsze mówisz, że szerzenie wiedzy i takie tam jest ok nie? To słuchaj trafiła ci sie świetna okazja by sprawdzić to w praktyce. To co? Idziemy tam za domek czy jedziemy tu na miejscu? No i jeszcze jakieś nagrody za to dają mówisz? No wizisz, może jeszcze do tego coś wygrasz jak się postarasz. - spojrzał na Alice i czekał co ta odpowie na tak wdzięczny temat który dla Bliźniaków był wiecznie interesujący na równi z furami i kozaczeniem na dzielni. Rozglądał się po tym zalewanym śnieżną ulewą asfalcie i z taką miną jakby naprawdę rozważał gdzie tu zaraz Alice mogła zacząć robić tą stymulację członka tymi wszystkimi częściami ciała o jakich mówiła.

- Chyba trzeba ich przenieść nie? Tak chyba nie bardzo, że tak tu leżą. - Nix wtrącił się znowu w wypowiedź Hektora i wskazał na dwa bezwładne ciała leżące w kałużach na tej ulewie.

- Nie no mamy ich zanieść? Z buta? Nie no bez jaj, zawieźmy ich. Podjedziemy bryką i ich zgarniemy do środka. A z Guido jest ok. Nie oberwał ani nic nie dygaj Brzytewka. Kazał sprowadzić cię do nas na Wyspę. Jest ok. Ok? Ale byłoby lepiej i jeszcze bardziej ok z tą stymulacją członka wiesz? - Latynos rzucił gdzieś w parking zgiętą i widocznie już pustą puszą i zaliczył serię szybkich spojrzeń to na bezwładne ciała, to na garaż, na Brzytewkę, rzuconą puszkę i w końcu znowu wróciło na siedzącą na udach Nix’a szamankę. - A w ogóle jak u ciebie z tą stymulacją członka? - zainteresował się tym detalem umiejętności i osobowości czarnowłosej. Położył dłonie na jej kolanach i zaczął sunąć w górę jej ud.

San Marino przekręciła się, opierając plecy o Pazura i wyciągnięte nogi przekładając na Runnera żeby mu ułatwić zadanie.
- Pytasz bo chcesz porównać doświadczenia i zasięgnąć porady jak głęboko chapać żeby się nie porzygać? - spytała zaczepnie, opierając głowę w zgięciu między szyją, a barkiem drugiego mężczyzny - A furą może podjechać Tweety, w vana łatwiej ich zapakujemy, niż w to wasze badziewie na kołach.

Skrępowanie było dobrym określeniem tego, jak czuła się Savage. Powinna co prawda przywyknąć do publicznego okazywania sympatii wszelkiej maści, a także braku tematów tabu, skoro ostatnie parę miesięcy spędziła w Det i nie miała czystego pod tym względem sumienia, lecz jego resztki zachrumkały gdzieś pod rudą kopułą, wypierane sukcesywnie przez rozbawienie. Kolejnym trafnym określeniem, migającym wewnątrz głowy stało się powiedzenie “piąte koło u wozu”.
- Sam kupiłeś mi brykę, nie zapominaj - odpowiedziała na kolejne zarzuty odnośnie różowego karawany wstydu, potocznie nazywanego też nibywozem i zaraz przybrała maskę zastanowienia - Wiedza praktyczna jest niezwykle istotnym czynnikiem samodoskonalenia, oraz szlifowania umiejętności, z tym muszę się zgodzić - zamilkła, udając że temat ją frapuje, zielone oczy skupiły się na ciemnoskórym Bliźniaku. - Myślisz, że nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli na tobie potrenuję? Znasz go dobrze, od paru lat wszak należysz do organizacji Sand Runnerów… jeśli tak mówisz, możemy iść tam za budynek na chwilę - mówiła spokojnie i neutralnie, ale spojrzenie które mu posłała należało do tych ciężkich i bardzo poważnych - Ranni niech jeszcze parę minut poleżą na świeżym powietrzu, to jedyne co możemy dla nich zrobić. Potem trzeba ich przenieść w suche, ciepłe i przewiewne miejsce, okryć kocem i czekać. Baba mówił coś więcej poza tym, że idzie na kutry? Mieliście z nim kontakt, nic mu nie jest? Co ostatnio meldował?

- Widzę, że masz wprawę. Zajebiście! - ucieszył się Hektor słysząc odpowiedź szamanki. ucieszył się też najwyraźniej z jej manewrów nożnych które znacznie ułatwiały mu dostęp do ciekawszych części anatomii czarnowłosej kobiety. Nix też nie wyglądał na zbytnio zmartwionego czy przejętego obraną taktyką. Czuła jego dłonie na swojej talii. Choć poprzez pancerz dużo słabiej i dotyk nie był tak efektowny jak na karku czy ramionach gdzie jej ciało oblepiało mokre i zimne ubranie a nie pancerna warstwa. Najemnik też chyba musiał to wyczuć bo dłonie miały tendencje do zbaczania do rejonów mniej opancerzonych. Czuła też jego gorący i woniejący dymem spalenizny oddech tuż przy swoim uchu. Dłonie Hektora miały tutaj ułatwione zadanie gdy buszowały po jej udach chronionych tylko przez spodnie. Jego dłonie czuła o wiele wyraźniej. Przejechały po wnętrzu jej ud i dotarły do miejsca rozporka i złączenia obydwu nogawek spodni gdy to co mówiła ruda lekarka nagle jakby wręcz sparaliżowało ruchy Latynosa.

- Nie kazałem ci kupować tego gówna! - odwrócił się od San Marino by spojrzeć na Alice. - Się uparłaś by mieć właśnie ten badziew to ci ustąpiliśmy. Ale nie nazywaj tego bryką. - wyjaśnił i przejechał językiem po wargach. Spojrzał na rozłożono zachęcająco szamankę a potem na stojącą w ulewie lekarkę. - To zrobisz mi wreszcie laskę? - spytał patrząc wyczekująco na Alice jakby nie mógł się zdecydować czy ten od tak dawna oczekiwany numer wreszcie ma szanse na realizację czy też jednak zająć się wesołą szamanką co mówiła o swoim doświadczeniu w temacie.

- Baba zajął pozycję i rozpoczął ostrzał. Boomer nie meldowała nic więcej on też nie. - mruknął w końcu Nix i sądząc po tonie najchętniej zająłby się w pełni czarnowłosa kobietą siedzącą mu na kolanach ale jednak nie był w stanie po prostu odrzucić tego co się działo w okolicy. Niemniej w ich stronę już dłuższy czas nie poleciał żaden ołów ani granat.

Ciężkie westchnienie nastąpiło jednocześnie z zainicjowaniem operacji podniesienia się do pionu. Alice zagryzła wargę, dusząc cisnący się na usta komentarz. Nie dziś, nie po tym co przed chwilą zrobili dla Tony’ego i pośrednio dla niej.
- Tak, chciałam właśnie jego. Jest mój i jak siara to na mój kark spada. Twoje ręce są czyste - odpowiedziała Bliźniakowi, otrzepując kolana z resztek błota i drobnych gałązek - Nie, nie zrobię ci… tej… żadnego seksu oralnego. Wiesz, że nie umiałabym, nie po tym co... Nie zrobię mu tego, nie jemu. Za bardzo… mi zależy - pokręciła głową w tej jednej chwili w pełni uświadamiając sobie brak obecności wilkookiego gangera, a tęsknota zabolała gorzej od kolejnej rany po nożu. Blade pięści zacisnęły się aż przeskoczyły stawy, piegowata broda podjechała dumnie do góry - Tak, jestem głupia, zacofana i archaiczna do niestrawności, wybacz. Chciałam cię odciągnąć na stronę i porozmawiać w cztery oczy, skoro już musisz wiedzieć. Bez świadków, bo nic nie poradzę na to, że… martwię się, rozumiesz? Wada fabryczna tego modelu. - zazgrzytała zębami i wziąwszy trzy głębokie, uspokajające oddechy, dopowiedziała już uprzejmie, choć wciąż stała sztywno na podobieństwo tkwiącego w płocie kołka - Zorganizuję rannym transport, odpocznijcie… i postarajcie się nie przeziębić, dobrze? - zakończyła z uśmiechem, kiwając im nieznacznie rudym łbem.

W tym czasie San Marino bawiła się w najlepsze, ściskając łydkami Latynosa i łaskawie pozwalając obu złamasom na badanie co ciekawszych fragmentów ciała. Pancerz przeszkadzał, fragmenty kości klekotały przy najdrobniejszym poruszeniu, a ona oddychała coraz szybciej. Deszcz zszedł na drugi plan, a jak się siedziało na kimś, chłód nie ciągnął od ziemi. W którymś momencie chwyciła Pazura za nadgarstek, kierując jego rękę pod bluzkę, za dekoltem. W tym samym czasie uniosła biodra, dając Runnerowi szersze pole do zabawy. Jeżeli Tweety na to patrzyła, pewnie przełykała gula, może nawet miała jej to za złe. Nożowniczkę bawiła zazdrość blondyny i lubiła robić ludziom na złość.
- Któryś z was, złamasy, jest z cukru? - mruknęła z przymkniętymi oczami.

- To nie będziesz mi robić loda?! - rozczarowanie w głosie Hektora było tak bardzo szczerze brzmiące, mina tak skrzywdzona, że nawet nie pałający do niego przyjaźnią i sympatią Nix parsknął śmiechem. Jednakże to też przesądziło jakby sprawę o kierunku zainteresowania Latynosa. Zwłaszcza, że druga z kobiet nie pozostawała bierna na zabawy jakie proponowała połowa obecnego składu Bliźniaków.

Widząc zachęcające ruchy bioder San Marino Latynos wzruszył ramionami posyłając wcześniej piorunujące spojrzenie Nix’owi. Jeśli Pazur jakoś zareagował to szamanka nie była w stanie tego obecnie zarejestrować. Dłonie Runnera wznowiły swoją aktywność rozpinając spodnie i zamek jej spodni. W tym czasie dłoń Nix’a która obecnie zdawała się lodowato zimna gdy zawitała do suchych i rozgrzanych części ciała szamanki też nie próżnowała. Badała jędrne i półokrągłe atrybuty z wyraźną lubością słyszalną także w oddechu i głosie najemnika.

- No a o czym chcesz gadać na solo Brzytewka? W końcu mamy twojego starego, mówisz, że nic mu nie będzie i zaraz się go zgarnie do bryki. Więc wszystko ok, nie? - spytał Latynos przelotnie spoglądając na stojącą w deszczu lekarkę.

- Nie rusz tego! Oddawaj! - nagle w rozmowę wcięło się radio Nix’a które odezwało się wkurzonym albo przynajmniej zirytowanym głosem Boomer.

- Nie panikuj nie zepsuje ci tego. I gdzie z łapami? Nie masz co nimi robić? - w głosie Paula który wyglądał jakby właśnie wygrał bitwę o dostęp do krótkofalówki brzmiała złośliwa satysfakcja. Głos też stał się wyraźniejszy kosztem głosu najemniczki. Nix który właśnie sądząc po ruchach przymierzał się do wyswobodzenia szamanki z tego ciasnego i nieprzyjaznego w takiej aktywności ubrania i pancerza nagle znieruchomiał. Hektor też uniósł z zaciekawieniem głowę na radio ale nie przeszkodziło mu to w pierwszym etapie ściągania spodni z bioder szamanki.

- Ej no stary, co jest?! Obrabiasz jakąś foczę z jakimś cieniasem?! A nie ze mną?! No co jest kurwa?! - w głosie Paula zabrzmiała teraz nie skrywana pretensja i nagana. Większość głów powędrowało spojrzeniem w stronę garażu ale z tej odległości nic nie dało się zauważyć.

- Nie no kurwa ślepy jesteś? Ten cienias tylko ją trzyma. A ty nie fikaj bo w końcu chyba wreszcie obrobiłeś tą swoją na tym dachu? I co kurwa? Też beze mnie?! No to co mi tutaj z tym fochem mi tutaj wyjeżdżasz? - Hektor podciągnął się do góry tak, że znalazł się w pobliżu krótkofalówki Nix’a a przy okazji miał pierwszorzędny widok na górny, przedni pancerz San Marino.

- Dawaj to! - dłoń Nix’a strzeliła hektorową po łapie która złapał jego krótkofalę. - Hej ty na dachu! Oddaj radio Boomer. Boomer nie mów, że się bujnęłaś z tym palantem! - najemnik zjeżył się w głosie tak samo jak w geście.

- Słyszałeś? Masz mi oddać radio! - dobiegł przez eter rozzłoszczony głos Boomer.

- Ej złamasie! Jest akcja, żeby Tweety przeparkowała tu swoją furę! Dawaj ich tutaj przydasz się wreszcie na coś! - Hektor nic sobie chyba nie robił z całej hecy i wyglądał, że bawił się obecnie całkiem nieźle. Po chwili gdzieś z dachu garażu faktycznie dobiegł ich krzyk który mógł należeć do wrzaskliwej komunikacji Paul’a z resztą grupy pozostałej w garażu.

Było już tak miło, ale oczywiście wygolony dureń musiał się wtrącić i wszystko zjebać. San Marino zawisła w dość niewygodnej pozycji, potem została przygnieciona, ale nie w celu jakiego się spodziewała.
- Kuurwaaaa… - wyrzut w jej głosie był bardziej niż wyczuwalny, gdy sapiąc przekręciła się aby móc patrzeć na najemnika - Ta z dachu to w końcu twoja dupa że się tak nad nią trzęsiesz? Ja jebie… weź się kurwa ogarnij. Albo rybka albo pipka… chyba że już do chuja tylko gadki ci zostały w repertuarze. - bez cackania wsunęła rękę między ich ciała, zaciskając ją na jego kroczu - Robisz z tego użytek, czy zamiast pierdolić będziesz pierdolił farmazony? Jak tak dalej pójdzie to się zestarzeję - warknęła. Zaczął nieźle, ale to końcówkę zwykle brało sie pod uwagę w działaniach.

Lekarka wysiliła się na kolejny uśmiech i zbywające machnięcie ręki, jakby temat ciążący jej na sercu nie należał do aż tak pilnych, by musieć przez niego przerywać zabawę. Obróciła się na pięcie i szybko przedreptała te parę metrów, tam gdzie para rannych i pilnujący ich zastępca szeryfa. Nie mogła patrzeć na trójkę za plecami, choć rozumiała w pewnym stopniu przez co przeszli: o mały włos nie zginęli, wykonali dobry uczynek, więc teraz mogli w spokoju odreagować w sposób pozwalający na złagodzenie stresu całej grupie. Zamiast roztrząsać kolejne problemy, rozterki i lęki, zrobiła to, co musiała - skupiła pełnię uwagi na czekającym zadaniu. Przetransportować Tony’ego i jego towarzysza, zabezpieczyć ich przed chłodem. Potem dokończyć badania z zakresu entomologii z nadzieją na znalezienie środka odstraszającego przeklęte żyjątka… ale to za chwilę. Krok po kroku i nic dyktowanego pośpiechem. Szybko upewniła się co do stanu pacjentów, dzięki czemu przynajmniej część trosk spadła z piegowatego karku. Nie pogorszyło się… czyli pozytywna informacja.
- Tobie również dziękuję - uśmiechnęła się do gliniarza, stając tuż obok niego i splotła ręce na pirsi, by ukryć ich drżenie - Myślę, że można ich już przenieść do budynku. Kim jest ten drugi człowiek, to ktoś od was?

Nix coś odburknął ale mimo, że był tuż przy twarzy szamanki nie zrozumiała co właściwie mówi. Chwila niespodziewanego zamieszania jednak minęła i chyba cała trójka postanowiła zgodnie wrócić do przerwanych czynności. Najemnik wstał przy okazji zmuszając do powstania pozostałą dwójkę, zwłaszcza czarnowłosa kobieta nie miała wyboru gdy siedzenie na jakim dotąd siedziała wróciło do pionu. Pazur jednak nie poprzestał na tym tylko od razu złapał ją za biodra, podniósł i jakby przestawił o dwa kroki sadzając na jakiejś zdezelowanej ławce. Skorzystał z wyłomu w jej ubraniu jakie zdołał wcześniej poczynić tak mało lubiany przez niego Hektor i ściągnął jej spodnie do reszty. Sam Hektor zdołał się podnieść z zalewanego ulewą asfaltu i doskoczył do nich i ławki którą właśnie zajęli.

- Co? Bierzesz tył? Dobra, to ja biorę przód. - wyszczerzył się radośnie patrząc na twarz San Marino i w pośpiechu rozpinając spodnie. Nix chyba robił to samo będąc za plecami szamanki ze swoim oporządzeniem.

- Hmm… Myślisz, że oni to zrobią? Tutaj? Teraz? - Eliott wpatrywał się w trójkę na ławce i wyraz twarzy odwróconej tyłem do płonącego budynku był słabo widoczny dla Alice. Ale w głosie dało się słyszeć wyraźnie niedowierzanie i chyba nawet fascynację czy ta trójka ludzi sfinalizuje te swoje zabawy właśnie tu i teraz w scenerii tego zrujnowanego, płonącego domu z którego dopiero co prawie cudem się wydostali ocierając się o śmierć i na tym zalewanym nocą, ulewą i śnieżycą parkingu pełnym biegającego robactwa.

- A ten drugi to Brook. Tak, jest od nas. Miał dyżur w porcie z Towsonem. Ale Towsona nie wiem gdzie jest, nie widziałem go. A Brook tak leży odkąd go wynieśli. A z przenosinami to chyba lepiej poczekać na ten samochód. - Eliott gdy pierwsze chyba mocne wrażenie tego co się działo właśnie na jego oczach minęło nawiązał do bardziej przyziemnych spraw o jakie pytała Alice.

Przypatrywanie się podobnym aktywnościom, jakim oddawało się właśnie mieszane trio… cóż. Nie potrzebowali widowni, wystarczyła im własna uwaga. Lekarka odchrząknęła znacząco, biorąc Chebańczyka pod ramię i obracając frontem do poszkodowanych.
- Prawie się tam upiekli, akcja ratunkowa kosztowała ich sporo nerwów… pozwólmy im w spokoju odreagować, dobrze? - ujęła delikatnie jego brodę i ją też skierowała w stronę przeciwną do ławeczki. Sapnęła cicho pod nosem i dorzuciła łagodnym tonem - Każdy z nas inaczej odbija sobie stres, oni najwyraźniej przemieniają go w pożądanie. To normalne… ludzkie. Żyją, cieszą się tym. Negatywne emocje spalą w sposób nie krzywdzący nikogo. To lepsze niż by mieli zacząć do siebie strzelać, nie sądzisz? Niech się wyżyją, będą… spokojniejsi. I należy się im też odrobina prywatności, mimo wszystko. Nieładnie tak podglądać - spojrzała w górę, łapiąc z Eliottem kontakt wzrokowy, a łuna pożaru oświetliła zarumienione, czerwone niczym dwa dorodne jabłka, policzki.
- Choć mogli wybrać bardziej buduarowe warunki… ale trudno. skupmy się na pracy. Brook ma rodzinę? Trzeba ich poinformować co się stało. Nawdychali się trujących oparów, toksycznych. Między innymi tlenku węgla, więc hemoglobina w ich ciele ma teraz utrudnione zadanie przy wymianie tlenow… mają problemy z oddychaniem - skróciła wątek nim na dobre się rozgadała. Morfologia i właściwości krwi fascynowały ją od… odkąd pamiętała - Poczekamy aż podjadą autem, przeniesiemy pod dach. Obudzą się, to kwestia czasu. Im też… dajmy odpocząć.

Ławka skrzypiała i chwiała się, ale wydawało się, że utrzyma ich ciężar. Nożowniczka miała w tej chwili inne zmartwienia. Kiedy ręce któregoś złamasa chciały ściągnąć górną część jej ubrania, zaatakowała je pazurami, warcząc przy tym i szczerząc zęby. Rozebranie do połowy starczyło, więcej tylko marnowało czas. Ze spodniami zaplątanymi wokół kostek, klęknęła na dechach, podpierając się lewą ręką. Prawą pomagała Latynosowi uporać się z zamkiem i suwakiem.
- Rozpruję cię od dupy po gardło, jak udasz że trafiłeś nie tam gdzie trzeba - syknęła ponaglająco do Pazura i krzyknęła głośniej - Ej, Brzytewka! Na pewno nie chcesz dołączyć?!

Ruda dziewczyna zrobiła się naraz czerwona od czubka czoła aż po szyję.
- Dziękuję, ale nie skorzystam! Bawcie się dobrze! - odkrzyknęła i tylko pokręciła głową. Praca… jak dobrze, że mieli co robić.

- Odrobina prywatności? Na środku placu? A oni? - Eliott nie do końca zdawał się być przekonany argumentacją Alice i wymownym gestem zatoczył krąg dookoła ciemności. Z tego co było w świetle płomieni widać raczej pustawą i mało dyskretną scenerię. Właściwie jedyne w miarę dyskretne miejsce w okolicy to był ten budynek wokół którego wszyscy stali ale ten wciąż był już nieźle zawalony i nadal płonął. Broda Chebańczyka wskazała też na pozostałą trójkę Runnerów którzy zrobili sobie z ławkowej trójki własne show i sądząc po okrzykach zachęty i aprobaty chyba jak zwykle zakładali się między sobą choć o co dokładnie to już nie było zbyt wyraźnie słychać.

- No ale dobra. Nie moja sprawa. Ale lepiej niech nie robią tego w centrum miasta i przy małych dzieciach. Bo to tak nie całkiem jest legalne. - Eliott miał dość zakłopotaną minę i temat wydawał mu się chyba niezręczny i niewdzięczny więc dość chętnie szybko go zmienił.
- Zajmiemy się tym. Ale potem. Powiadomimy kogo trzeba. - powiedział i głowa chodziła mu trochę niepewnie. Jakby nie mógł się zdecydować czy patrzeć w stronę garażu skąd powinien nadjechać pojazd, na Alice, na nieprzytomnych mężczyzn czy na źródło trzeszcząco - sapiących odgłosów.

Trzeszczące odgłosy przybrały na sile gdy po wstępnych ceregielach z pozbywaniem się mokrych ubrań zabawa zaczęła się na całego. San Marino poczuła lodowaty atak niepogody ledwo Nix ściągnął jej dolne partie ubrania. Po jej wypiętych pośladkach, udach i nogach zaczęły spływać kolejne fale ulewy. Jednak w natłoku emocji i gorącu chwili ta zimna, płynna ściekająca masa śniegu i wody wydawała się nie aż tak zimna. Jej uwagę odciągało co innego. Jedno coś innego miała przed sobą a drugie za. Drewno skrzypiało i trzeszczało w szaleńczym rytmie gdy dwóch mężczyzn pierwszy raz coś robiło wybitnie zgodnie odkąd się poznali parę godzin temu.

- O tak, jedziesz mała… Świetnie ci idzie… - Hektor wydawał się być wręcz wniebowzięty gdy usta kobiety obrabiały jego jakże cenne dla niego skarby. Nix jakoś tak rozmowny nie był ale czuła jak złapał ją mocno za biodra i pompował bez chwili wytchnienia. Ławka zatrzeszczała ostrzegawczo i w końcu nie wytrzymała. Pękła i cała trójka, poleciała w dół uderzając w kałuże poniżej.

- Kurwa! - syknął ze złości i zaskoczenia Pazur bo ławka załamała się z końca który on zajmował i teraz ni to klęczeli ni to leżeli na niej pod tym nienaturalnym skosem. Jednak to zdarzenie powstrzymało obydwu kochanków San Marino tylko na krótką chwilę. Pozycja i punkt widzenia nieco uległy zmianie ale nie przeszkadzało to im obydwu na dłuższy czas. Wyglądało jakby pośrednio uparli się rozwalić do reszty tą ławkę w drobny mak.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline