“Trener będzie wściekły” rzeczywistość walnęła go pięścią w łeb. Opuścił jeden trening, pewnie ominie i następny. W sobotę ważny mecz z MKS, bezpośrednim rywalem o wyjście ze strefy spadku, więc będzie wrzask. Zacisnął pięści na myśl o zapienionych ustach trenera, pryskających kropelkami śliny i bluzgami niczym ogrodowy zraszacz. “O kurwa, zabierze mi kapitana!” - ze zgrozą uświadomił sobie fatalną możliwość. Miał obowiązki względem wierzyciela, bez opaski dużo trudniejsze do wykonania. A co dopiero jeśli trafił na ławkę? Byłby do końca przegrany.
- Graw... - właściwie nie zdążył powiedzieć nawet pierwszej głoski, gdy ten zaczął śpiewać. Dzika melodia przekręciła świat o 180 stopni i wyrwała go z przeszłości. Teraz bladej i bez wyrazu jak mecz przy zamkniętych trybunach. Jaki trener… jaki mecz… co za cholera?
Pieśń trwała i unosiła go coraz wyżej. Ku chwale i dumie, ku łoskotowi bitwy, ku…. poraził go obraz kobiety na koniu. Piękniejszej niż Amber, mężniejszej niż Graw... no zajebistej. Nieświadomie zebrał się do skoku, by sięgnąć ideału, lecz właśnie w tej chwili śpiew umilkł. Razem z muzyką znikła niezwykła kobieta i uniesienie. Adam oklapł bezradnie obracając w myślach wspomnienie.
- Boisz się, Enoch? Boisz się tego, co stanie się, kiedy już zajebiemy Maskę? -pytanie zostało zadane tak poważnym i nie pasującym do jego przyjaciela głosem, że nie załapał o co chodzi.
- Boję się tylko tego, że Maska spieprzy i się spocę ganiając za nią -mruknął chełpliwie - No i tego, że zacznę myśleć co jutro i zostanę jakimś cholernym filozofem! - zarechotał, lecz zaraz i on spoważniał.
- Co ty kurwa pierdolisz? -w końcu do niego dotarło co dokładnie miał Graw na myśli.
- Zajebiemy maskę i wtedy będę się zastanawiał co dalej. Za dużo myślisz, głowa ci rozmięknie i czym będziesz drzwi otwierał. - ostatnie słowa wywarczał, zły na Grawa, sam nie wiedział z jakiego powodu. |