06-01-2017, 13:02
|
#106 |
| Cieszyła się, że udało im się przekraść bez walki, której ostatnio i tak mieli w nadmiarze. Dwóch wartowników zaprowadziło ich do mężczyzny o nazwisku Junkelmann, który był chyba tutaj czymś w rodzaju głównego dowódcy, a przynajmniej tak zrozumiała to Ulrika. Wytrzymała spojrzenie żołnierza i nawet posłała mu delikatny uśmiech, wsłuchując się, co zebrani mają do powiedzenia.
W komnacie był jeszcze jeden nieznajomy, który okazał się być uciekinierem z Bredy. Fakty, które przedstawił, rzucały całkiem nowe światlo na to, co się działo. Mroczne elfy? Kopanie dołów? Wiedźmy? Ulrika aż poczuła delikatny dreszcz na plecach. - Pewnie czegoś szukają i do tego potrzebni są im ci, którzy jeszcze żyją - powiedziała, wtrącając się w rozmowę.
Trochę martwiły ją "magiczki" jak nazwał je Felix. Jeśli władały potężną magią, mogło być nieciekawie. Choć z drugiej strony zawsze trzeba było z przymrużonym okiem podchodzić do tego, co ludzie gadali. - Źle się dzieje w okolicy. Bardzo źle. Patrole skavenów i zwierzoludzi niemal co krok, parę wiosek zniszczonych - odpowiedziała na pytanie Junkelmann. - A jeśli Felix ma rację i tam w Bredzie są elfie wiedźmy, to powinniśmy wziąć miasteczko z zaskoczenia. Zresztą, inaczej i tak nie wejdziemy,niż przez ten burdel w Gottow.
Wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego flaszkę z rozwodnionym winem. Popijając co jakiś czas, przysłuchiwała się dalszej rozmowie. |
| |