Weszli na teren zamku sprawnie i bez walk. Szlachcic westchnął z ulgą. Powitało go dwóch zbrojnych w dobrym stanie.
Dziwne to było, no ale nie zagląda się darowanemu koniu w zęby.
Byli prowadzeni do porucznika i zapewne dowódcy tego zameczku. Rozglądał się z uwagą i nie mógł się nadziwić jak tu sobie spokojnie wszyscy żyją. W końcu dotarli do komnaty dowódcy.
Esmer przywitał się i w słuchał w opowieści obydwu jak się okazał jegomości.
- To jakiś nonsens. Nie możecie sobie poradzić z patrolami pod murami. 160 chłopa szlag trafił a Wy myślicie nad odbijaniem miast? Może jeszcze czujecie się na siłach wypad na pustkowia chaosu zrobić?- Esmer był pod wielkim wrażeniem i zarazem przerażony. Tu coś się działo nie dobrego. Wszystkim we łbach się poprzewracało.
- Hrabia sam nie da rady. Tu elektorska jak nie Cesarska interwencja jest potrzebna.- Podsumował i poparł Kislevitę.
- Nic nie mam do odbijania miasta, ale to szaleństwo. Zginąć łatwo, ale trzeba innych ostrzec co się tu dzieje. My tu przysłani zostaliśmy i mamy zobowiązania. Jak zawiedziemy Hrabiego to ten okręg będzie można nazywać mrocznym.- Szlachcic był bardzo zniesmaczony.
- Czemu w ogóle pozwalacie tym chaosytom pod murami chodzić jak sąsiadom jakimś?- Zapytał bardzo poirytowany i rozejrzał się za krzesłem by siąść.