Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2017, 05:31   #478
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Czarna

W półmroku garażu sylwetka niewielkiej lekarki nie była niczym innym ponad kolejną, czarną plamę, wpasowaną między gruzowisko, a uszkodzony samochód Pazurów. Klęczała na ziemi i ze zgarbionymi plecami zajmowała się czymś, co pochłaniało całą jej uwagę. Dopiero zbliżywszy się, San Marino dostrzegła, że ruda gangerka na ziemi przed sobą rozłożyła kilka fiolek i buteleczek, a wsadzonym do połowy w kieszeń telefonem oświetla niewielki wycinek terenu oraz pracujące ręce, molestującego jednego z wszechobecnych owadów. Wydawała się nie zwracać uwagi na otoczenie, zamknięta w swoim małym, prywatnym świecie. Mruczała pod nosem coś, z czego dało się wyłapać pojedyncze słowa, a każde z nich brzmiało obco, często zawierając różne cyfry i pojedyncze litery.
Nożowniczka zakradła się za jej plecy i kucnęła, pochylając się do przodu. Dzięki temu jej twarz znalazła się zaraz nad prawym, obleczonym skórzaną kurtką ramieniem.
- Ktoś ci mówił że jak zaczynasz dziwnie gadać to jesteś przerażająca? - mruknęła w zadumie, zapuszczając żurawia na miejsce pracy tamtej. Wyglądało jak naukowa wersja kącika wiedźmy, brakowało tylko kotła, kości i palonych ziół.

Lekarska wzdrygnęła się, o mały włos nie podskakując i nie zrywając się na równe nogi. Wyrwana z analitycznego ciągu, potrzebowała dobrych paru chwil, by powrócić na planetę Ziemia. Blade ręce zawisły nieruchomo w powietrzu, wypuszczając trzymanego między palcami robala. Ten skorzystał z okazji i ledwo opadł na grunt, zaczął przebierać odnóżami w panicznym tempie, chcąc pewno jak najprędzej znaleźć się poza zasięgiem oprawcy.
- Przerażająca... ja? - rude brwi ściągnęły się w powątpiewającej minie, gdy ich właścicielka przetrawiła zasłyszane właśnie informacje. Ona - przerażająca, cóż za niedorzeczność. Obróciła się nieznacznie, przejeżdżając wymownie wzrokiem po kolekcji kości, naszytej na ubranie drugiej kobiety i westchnęła - To tylko nauka. Niepokojąca, jak wszystko czego nie rozumiemy. Nieznane, niewiadome od zawsze wzbudzało w człowieku niepewność i w zależności od jego charakteru, owocowało agresją, bądź chęcią oddalenia się poza teren rażenia. Mogę ci w czymś pomóc, źle się czujesz? Nie mam co prawda drugiego zestawu tlenowego, ale w razie czego... myślę, że tata się nie obrazi, jeśli na parę minut podepniesz się pod jego maskę - uśmiechnęła się blado, przenosząc wzrok na majaczącą w kącie bryłę runnerowego furgonu.

- Nie, nic mi nie jest, nie dygaj. Dzięki za... troskę. Mało kto zawraca sobie dupę innymi. Niech twój stary sobie... niech tam leży i zbiera siły - nożowniczka parsknęła, odsuwając się żeby móc usiąść na kupie rzuconych pod ścianą pustaków. Zanim posadziła na nich dupsko, zmiotła dłonią warstwę robali i drobnych śmieci. - Też jesteś wiedźmą, ale inną niż ja. Rozumiem co czujesz, na mnie też dziwnie patrzą jak zaczynam nawijać o kontaktach z Duchami i przechodzeniu do Nie-Świata. Nie rozumieją, boją się albo nie wierzą, póki się nie przekonają. Nie dostaną dowodu - też obróciła się w stronę furgonetki - Ciebie też chcieli palić na stosie? - zapytała kompletnie zmieniając temat.

Savage drgnęła, zielone oczy spojrzały czujnie na czarnowłosą kobietę. Siedziały zaledwie metr od siebie, oddalone od pozostałej gromadki, hałaśliwie zajmującej się swoimi sprawami.
- Należymy do tego samego gatunku. Powinniśmy sobie pomagać, miast walczyć i próbować wykorzystać. Zostało już nas tak niewielu, że każda kolejna strata zbliża nas nieuchronnie do... przegranej. Jesteśmy ludźmi, nie marionetkami, ani pozbawionymi uczuć workami piasku. Człowieczeństwo, humanitaryzm, miłosierdzie, przyjaźń... bezinteresowna pomoc - część wartości przez ostatnie dwie dekady uległa dewaluacji ze względu na wojnę i późniejsze związane z nią reperkusje, lecz nie zwalnia nas to z pamiętania czym owe terminy są i stosowania ich w praktyce. - pokręciła głową i z rezygnacją odłożyła pincetę, na powrót wtykając ją w czarną, plastikową kartę, bezwiednie jeżdżąc kciukiem po wytrawionym na niej logo. Znów odrywano ją od zadania, finalizacja projektu oddalała się, pokonując kolejne metry sztafety i zostawiając rudzielca wybitnie z tyłu, lecz nie wypadało być... obcesowym, prosząc o zostawienie w spokoju kogoś, kto nie wahał się ryzykować dla w gruncie rzeczy obcego, niezwiązanego z Runnerami człowieka. Ludzi... wyciągnęli ich z płonącej ruiny dwóch. - Stos... nie, praktyki wyjęte żywcem ze średniowiecznej, opanowanej przez Inkwizycję Europy, szczęśliwie mnie ominęły, ale strzelano do mnie, porywano. Chciano powiesić, utopić, ukamienować. Przysporzyłam Tony'emu wielu trosk. Malleus Maleficarum... nie mów, że wciąż uchowały się jakieś egzemplarze i ludzie gotowi uznać je za wyznacznik we własnym postępowaniu... słyszałam, że sekta Piekielnego Palmera sięgała po podobne metody, jednak rozbito ich parę lat temu. Taylor uzupełniał moje braki w wiedzy na temat historii nowożytnej naszego regionu i... to dobry człowiek, bardzo go lubię. - zagryzła wargę, wzruszając z pozoru beztrosko ramionami. Co teraz robił ranny, łysy brodacz? Jak się czuł? Użyje bejsbola w ramach powitania, gdy półtora metra kłopotów wróci w końcu do bunkra?

San Marino nasunęła kaptur na głowę, opierając się plecami o ścianę. Siedziała i słuchała Plamy, ogarniając mniej więcej w połowie to, co do niej mówiła. Teraz rozumiała co miał na myśli Hektor o tym, że gdy małolata zaczynała gadać, nie szło jej zrozumieć. Zdziwiło ją nazwanie Towarzysza Skurwiela "dobrym człowiekiem". Z opowieści Lenina bardziej pasował do rzeźnika z kijem, lejącego wszystko co się nawinie pod łapsko.
- Malle... coś tam. Da się to zjeść? - wyszczerzyła się.

- Malleus Maleficarum. Młot na czarownice – Savage wyciągnęła paczkę fajek i poczęstowała rozmówczynię, samej również wyłuskując z pogiętego kartonu rakotwórczą pałeczkę - To książka, traktat na temat magii, spisany przez dominikańskiego inkwizytora Heinricha Kramera, być może we współpracy z innym inkwizytorem z tego zakonu Jacobem Sprengerem. Księga została po raz pierwszy opublikowana w 1487 i stała się znana jako podręcznik łowców czarownic od XV do XVII wieku. Uważano ją za jedno z podstawowych kompendiów o czarach, czarownicach i ich związkach z Szatanem. Treść owego dzieła podzielona jest na trzy części. Pierwsza dowodzi, że magia rzeczywiście istnieje, druga opisuje jej formy, a trzecia – sposoby wykrywania, sądzenia i pozbywania się wiedźm. W księdze niewiele jest oryginalności – jest to w większości kodyfikacja wierzeń i praktyk z tamtego okresu. Duże partie tekstu zaczerpnięto z wcześniejszych prac, takich jak: Directorium Inquisitorum Nicolasa Eymerica z 1376 czy Formicarius Johannesa Nidera z 1435 roku - odpaliła papierosa i zaciągnęła się od serca, posyłając chmurę siwego dymu prosto pod dziurawy sufit - Zaczyna się dyskusją o naturze czarów. Zawiera dyskurs wyjaśniający, dlaczego kobiety w mniemaniu autorów, z powodu słabszej natury i pośledniego intelektu, są z natury bardziej podatne na pokusy Szatana. Autor wyjaśnia też, że niektóre rzeczy wyznane przez czarownice podczas procesów, jak na przykład przemiana w zwierzę, były tylko omamem wywołanym przez Diabła, by je usidlić. Inne z kolei rzeczy, jak latanie, wywoływanie burz i niszczenie zbiorów, miały być rzeczywiste. Ze szczegółami opisywane są lubieżne praktyki, którym czarownice miały się oddawać z Diabłem. Poruszony został nawet problem pomiotu, który czarownice miałyby rodzić Szatanowi. - ruda brew uniosła się powątpiewająco, a dziewczyna uśmiechnęła się z politowaniem - Wszystko pisane jest najzupełniej poważnie, jeden z ustępów przytacza nawet antyklerykalny dowcip, tak jakby opisywano zdarzenie, które wydarzyło się naprawdę. Ostatnia część opisuje praktyczne szczegóły wykrywania, sądzenia i eliminowania wiedźm. Rozważane są między innymi takie problemy jak zaufanie do zeznań świadków i potrzeba eliminowania złośliwych oskarżeń, ale z drugiej strony plotka jest uznawana jako przesłanka wystarczająca do oskarżenia, a żywa obrona jest świadectwem opętania podsądnej przez Diabła. Oprócz tego dzieło dostarcza wskazówek, jak chronić przeprowadzających proces przed mocami wiedźmy, deklarując, że osoby reprezentujące podczas procesu stronę Boga są niewrażliwe na moce Szatana. Szczegółowo wyłożone są sposoby wymuszania zeznań – z rekomendowaną kolejnością stosowania tortur włącznie. Wskazane jest używanie rozpalonego żelaza i golenie całego ciała podsądnej w poszukiwaniu znaków Diabła. Wiele istnień zamęczono, skazując przed śmiercią na niewyobrażalne cierpienie, przez zabobony i ludzki strach przed nieznanym. Naukowych dowodów oczywiście nie posiadano, logiczne wytłumaczenia schodziły na dalszy plan. Średniowiecze jest uznawane za ciemne wieki, skupiające się stricte wokół życia duchowego, Boga, pobożności, oraz umartwiania celem zapewnienia sobie życia wiecznego. W tamtych czasach społeczeństwo bardziej interesowało to, co po śmierci, niż ziemska egzystencja... co nie przeszkadzało klerowi sprzedawać odpustów i bogacić się ponad ludzkie pojęcie i przyzwoitość. Ludzie cwani od wieków żerują na naiwnych, zaś pobożność często stanowi przykrywkę dla urzeczywistnienia własnych marzeń, pragnień, lub planów. Dobrze, że część dawnych... praktyk poszła przez wieki w niepamięć - na koniec wzdrygnęła się wyraźnie.

- Ktoś tracił czas, żeby spisywać takie durne gówna... i brał je na serio? - nożowniczka przyjęła szluga i też zapaliła. Co parę machów strzepywała wnerwiające, bezczelne robale, ale gówno to dawało. Przy okazji równolegle słuchała głosu, tłumaczącego na normalną nawijkę większość trudnych, niezrozumiałych dla niej słów.
- Skąd jesteś?

Piegowate barki spięły się, by dwa oddechy później opaść ku dołowi. Niby proste pytanie, lecz nie potrafiła dać na nie jednoznacznej odpowiedzi. Kwestia tego co pamiętała, a co miało miejsce w rzeczywistości wciąż pozostawała nierozstrzygnięta, dokładając kolejny ciężki kamień na kark Savage. Kim była, skąd pochodziła? Kiedy się urodziła i ile naprawdę miała lat - korowód pytań oznaczonych drażniącą zmysły fiszką, zatytułowaną "brak danych. Do weryfikacji".
- Jeszcze wczoraj powiedziałabym ci, że z Dziury przy Saint Paul - odpowiedziała szczerze, markotniejąc w jednej chwili - Dziś już nie jestem tego pewna. To... skomplikowane. Nie myśl proszę, że cię zbywam, bądź próbuję wprowadzić w błąd, z premedytacją unikając odpowiedzi... po prostu.... prawdopodobnie nie pamiętam. Części wspomnień... chyba nie mogę ufać, ale bez obaw. Powierzone obowiązki nadal będę wypełniać pieczołowicie i bez udziwniania. Mówiłaś o duchach, widzisz je? Jak w Szóstym Zmyśle? Takim filmie sprzed wojny - wymusiła uśmiech, kierując go w stronę zakapturzonej.

Młoda spinała się jak mokre gacie w kroku, San Marino zmrużyła oczy i gapiła się na nią uważnie.
- Nie oglądałam nigdy żadnego filmu, nie umiem czytać. Zabijam, walczę, ale nie jestem twoim wrogiem - wyłożyła jasno bez owijania w bawełnę - Widzę Duchy, potrafię z nimi rozmawiać. Czasem mi coś pokazują, same szukają kontaktu. Potrafię wyczuć gdy ktoś umarł i w jaki sposób. Przeżyć jego śmierć, zgarnąć towarzyszące temu emocje i uczucia. Wspomnienia. Duchy mogą doradzać, mogą też prosić albo czegoś wymagać. Wy ich nie słyszycie, więc mówią przeze mnie. Jak Brian - wskazała petem furgonetkę - Chciał pogadać z Daltonem, wytłumaczyć się. Dowiedzieć co z jego matką i siostrą, ale przede wszystkim z nim. Śniący wyrwani z ciała są niespokojni, pełni obaw i strachu. Ściągnęłam go do ciała i urobiłam Daltona. Porozmawiali ze sobą. Ze mną też - przekręciła się i podwinęła nogi siadając po turecku - Nie ufacie sobie, ty i on. Macie masę wzajemnej niechęci, pielęgnujecie urazy, dlaczego nie skupicie się na współpracy? Wam obojgu zależy, żeby to miasto nie stało się zamieszkałe tylko przez Duchy. Pastora już nie mają, a on był tu zdaje się orędownikiem pokoju. Nie wiem jak umarł, ale pewnie jakoś po tym jak Runnerzy go porwali po pierwszej próbie załatwienia sprawy ugodowo. Wtedy, gdy wybuchy przeszkodziły w negocjacjach. Prosił mnie, żebym przekazała Guido jego warunki bo boi się, że ty tego nie zrobisz, albo zmienisz treść tej prośby. Stracili tu już wielu bliskich, nie chce stracić kolejnych... to nie oni zabili Custera, tylko obcy. Ty robisz wszystko żeby nikt nie zginął, widziałam pod komisariatem. Pamiętam co mówiłaś Erykowi. Chodziłaś i chodzisz wolna po Cheb, nie jesteś więźniem Nowojorczyków. Dalton to dobry człowiek, trzeba mu dać szansę. Zacząć od nowa, póki jest jeszcze czas i okazja.

Papieros lekarki zamarł, przyklejony do jej warg. Resztki uśmiechu schodziły z piegowatej twarzy, zastąpione przez uprzejme zainteresowanie, choć serce ścisnęły niewidzialne okowy. Słuchała wywodu, popalając w milczeniu aż żar doszedł do filtra, zmuszając ją do przyduszenia niedopałku na podłodze, złość i rozgoryczenie wzbierały w piersi niczym fale trucizny. Mimo tego zachowała spokój, nie opuszczając maski. Tak było prościej.
- Brian się obudził? - wpierw zadała najważniejsze pytanie, na razie nie zagłębiając się naturę zdarzenia. Dopiero potem westchnęła ciężko, podnosząc się powoli do pionu.
- Rozumiem - skwitowała krótko, otrzepując kolana z pyłu, a resztę ubrania z owadów - Na twoich plecach nie zobaczył runnerowej skorupy, uznał cię więc za potencjalnego sprzymierzeńca w walce z niesprawiedliwością, uciskiem, a także okrutnym traktowaniem, tudzież bezpodstawnym oskarżeniom z mojej strony. Wszak każda nieprzychylna uwaga pod adresem funkcjonariusza na służbie jest raptem pomówieniem, o ile została wypowiedziana przez gangera. Na pewno usłyszałaś wzruszającą historię o walce z przeważającym przeciwnikiem, masie ofiar i zimowej wojnie. Tak, to prawda. Oberwało się im, stracili wielu ludzi. Widziałam na cmentarzu ile świeżych grobów tam wykopano. - chłód w głosie walczył o palmę pierwszeństwa ze smutkiem wymalowanym w zielonych oczach - Tak, nie oni zaczęli wojnę. Tak samo jak nie oni pierwsi złamali pakt o nieagresji. Nie ufam mu, nie mam najmniejszego zamiaru. Jestem naiwna, nieżyciowa, archaiczna... ale nie głupia. Tego, że któryś z jego ludzi, ludzi szeryfa, wymordował nasz punkt medyczny, zarzynając nieprzytomnych, chorych i doktora Brekovitza... tego oczywiście biedny, niewinny Dalton ci nie powiedział. Tak samo jak tego, że nie kiwnął sensownie palcem podczas tego pseudo śledztwa, jakie ponoć przeprowadził. Nikt nie pyta o intencje, jesteśmy oceniani po rezultatach naszych działań. Wyliczał trudności, nawet się nie zająknął o możliwościach jakie miał wtedy na miejscu, już po odjeździe Runnerów. Bawiło go to, zasłaniał się dawnymi przepisami i szydził w najlepsze, bo nie o pacyfikację szpitala mu chodziło, tylko o Saxtonów. Tego, że za udział w przestępstwie zażądał ode mnie odbudowania ich domu, trzech miesięcy prac społecznych... tego zapewne też nie powiedział. Wiem czemu mu tak na tym zależało, ale nic nie upoważnia ponoć stróża prawa do chronienia swoich ludzi, gdy ci łamią to jego ukochane prawo. Owego niewygodnego faktu notorycznie nie zauważa. Dostał ode mnie dobrą wolę i współpracę, ale nie umiał docenić. Wolał zgrywać superglinę, ze mnie robić zatwardziałego kryminalistę... więc dostał to, czego tak bardzo pragnął. On chroni swoich bliskich, mnie odmawia do tego prawa. Zachowywał się jak napuszony kogut, negował każdy pozytyw zapominając, że cały ten pokój w dużej mierze jest moją zasługą, ale to nieistotne. Już nieistotne. Dostali ode mnie bardzo dużo... dając komuś palec, często okazuje się zę wkrótce będzie chciał całej ręki. Bo mu się należy. Nic bardziej mylnego. Wspaniałomyślnie pozwolił mi chodzić wolno... obecność a także wyposażenie Nixa, Boomer i Tony'ego również nie mają tu żadnego wydźwięku... przy nim i paru zastępcach - zrobiła dwa kroki, stając tuż przed nożowniczką i ściszyła głos do szeptu - Ten jego przekaz od Guido też jest śmiechu warty. Po raz kolejny stawia się na pozycji pokrzywdzonego żuczka, a ja mam odpuścić. Wybaczyć, cholerny kolejny raz... ich chamstwo, grzechy, ostracyzm... bezczelność, jak z tym zaufaniem... którego odmówił mi od samego początku, o czym przypomniał w liście sprzed tygodnia. Ale mam im ufać, nawet po Drzadze... bo tak. Bo ponoć jestem kimś tam. Nie - warknęła ostro i zgrzytnąwszy zębami, wróciła do w miarę spokojnego tonu - Jestem człowiekiem, mam swój próg tolerancji, wytrzymałości. Nawet cierpliwość Aniołów ma granice. On chce procesu i zadośćuczynienia za popełnione przez chłopaków winy, a sam olewa jeden prosty fakt: ich ręce, ręce Chebańczyków nie są czyściutkie, jak ci przedstawił. Nie są bezbronnymi ofiarami, też nabrudzili przez ostatnie trzy dni. Tak bardzo pragnie i stęka o prawdę, o sprawiedliwość... jednocześnie odmawiając jej Marcusowi. Na zaufanie, dobre słowo i współpracę trzeba zasłużyć. Dość dawania ich na kredyt. Nie musi się martwić, przekażę Guido jego żądania, razem z resztą raportu. Wciąż obowiązuje przelicznik dziesięć do jednego. Dziesięciu miejscowych za jednego Runnera. Dość już ratowania świata na siłę, gdy ten świat wyraźnie daje ci do zrozumienia, że nie chce być ratowany i masz spadać. W bunkrze mamy zimowych jeńców, dwunastkę... więc dwóch przeżyje prawdopodobnie. A proponowałam, aby ich uwolnić, przekazać to samo, ale zahaczając o ich temat. Dalton woli być uparty, dostać wszystko nic nie dając od siebie. Nie umie przyznać się do błędu, powiedzieć głupiego przepraszam, albo proszę. Za trudne, wymyka się jego percepcji - pokręciła głową z wyraźną niechęcią.

- Ale nadal ci na nich zależy, inaczej nie byłabyś taka wściekła. Gdy ktoś jest nam obojętny, traktujemy go obojętnie. Kiedy nam na kimś zależy… wtedy włączają się emocje - San Marino wyrzuciła dopalonego fajka i pochyliła się do przodu, żeby jej twarz znalazła się na poziomie twarzy rudej - Wszyscy popełniamy błędy. Ty, Dalton, ja, nawet twój stary. Poświęcisz życia żywych żeby pokazać chujkowi w mundurze gdzie jego miejsce? Broni swoich, ty też. Chciał od ciebie zdrady, gówno dostał i się wkurwił. Bo Brian jest dla niego ważny. Nie wiem kim jest Marcus, ale pogadaj z psem o tym, ale na spokojnie. Bez pretensji i wywalania kto bardziej zawinił i więcej gówna nogawką popuścił. Bo to nic nie da. Podkurwiacie się wzajemnie i tyle kurwa z tego będzie. Jebnie fochem, ty jebniesz fochem, a zapłacą niewinni ludzie. Nawijasz o wirusie w bunkrze, o tym że chcesz się go pozbyć. Nie ściemniaj że to tylko dlatego, że Runnerzy zajęli teren i żeby Guido włos z tego ponoć przystojnego w chuj łba nie spadł. Jakbyś miała wyjebane, na komisariacie ten tchórzliwy kundel dostałby kulkę, nieprzytomny drugą i koniec pieśni. Przenieśliby się do świata Duchów… ale ty wlazłaś między nas, jęczałaś żeby ich wynieść bo się biedaki poduszą od dymu. Że nie wolno robić tego i tamego. Że to nieludzkie. Jestem mądra, wiesz że nie stać was na darcie kotów, jeżeli to miasteczko ma stać tu gdzie stoi i w składzie niezmniejszonym. - San Marino zamyśliła się, przekrzywiając głowę pod karkołomnym kątem i gapiła się na Runnerkę. Lekarza i Gangera. - Bądź mądrzejsza. Dalton też nie zachował się dobrze, ale lej na to. Nie mówię, że masz mu zapomnieć, ale wybacz. Na chwilę, pogadaj z nim. On potrafi przyznać się do błędu, jeżeli nie rzucasz mu nimi w oczy raz po raz. Nie oskarżaj, posłuchaj. Nie jebanego przez stado mutasów gliniarza, ale człowieka. Oboje nimi jesteście, ty i on. I oboje o tym zapominieliście, widzicie uniformy i funkcje. Czaję że sytuacja jest w chuj skomplikowana, ale nie ma co dokładać kolejnych borut, tylko warto zrobić coś żeby było lżej. Łatwiej. Pomogłam mu pogadać z Brianem, wyjaśnili sobie parę rzeczy. W końcu… powiedział że jest z niego dumny. Sama mówiłaś że jesteśmy ludźmi. Wybacz mu… dla siebie, bo chowając urazy sama się zadręczasz. Spróbuj porozmawiać jeszcze raz, od początku. Na czysto. Nie jak z psem, ale starszym, zmęczonym i martwiącym się o los najbliższych facetem. Jesteście podobni, oboje uparci, niezłomni i nie poddajecie się nawet postawieni pod ścianą. Jemu zależy na Chebanczykach i ich chroni. Tobie zależy na Runnerach i ich chronisz… Chebańczyków też. Poskładałaś kurwia z Nowego Jorku, który chciał ci zrobić krzywdę - machnęła ręką na furgonetkę z nieprzytomnym Talbotem w środku - Jesteś dobrym człowiekiem, dzieciaku. Pokaż to Daltonowi. Porozmawiajcie, w cztery oczy… bez spin i pretensji. On jest gotowy, czeka tam na ciebie. W tym płonącym pierdolniku było grubo, ale tam wleźliśmy. Wlazłam i wytargałam ze złamasami twojego ojca. W zamian proszę tylko o to.

- Nie umiesz czytać, a znasz Odyseję - Alice odpowiedziała po dłuższym czasie i przerwała ciężką ciszę, która zawisła między dwoma kobietami gdy ta druga skończyła mówić. - Czemu nagle obchodzi cię los kogokolwiek? Skąd ta troska i determinacja, aby... masz dużo racji, lecz ja nie jestem dobrym człowiekiem - pokręciła głową i westchnęła ciężko, przymykając oczy - Dobrze, że porozmawiał z Brianem. Już dawno powinni to zrobić. Dziękuję, że... nie wiem jak, ale im pomogłaś. Tacie również... - urwała, by dwa uderzenia serca później uchylić ciężkie powieki. Posłała rozmówczyni zmęczone spojrzenie - Skoro takie jest twoje życzenie nie wolno mi odmówić, jednak niczego nie obiecuję. A teraz wybacz, im szybciej to załatwię, tym prędzej będę mogła wrócić do badań. Samo się nie zrobi - przeniosła wzrok wymownie na kręcącą się wokół plagę i pokręciwszy z rezygnacją rudym łbem, potoczyła się pod vana. W czaszce miała pustkę, skronie pulsowały tępym bólem. Gdzieś uleciała cała jej siła, ramiona opadły nisko, plecy się przygarbiły. Powinna zająć się sprawą insektów, jednak wciąż coś wypadało. Ziemia zyskała magicznych właściwości przyciągających, zwiększając grawitacje do poziomu skutecznie utrudniających poruszania. Miała wrażenie, że przebija się przez melasę, a każdy krok zajmuje wieczność.
- Na drugim brzegu jest zastępczyni szeryfa i być może ranni Nowojorczycy. - popatrzyła na Eliotta - Trzeba po nich iść.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 08-01-2017 o 05:49.
Zombianna jest offline