Dominik zrobił użytek ze swojego rozumu - w momencie, gdy jego ręce zacisnęły się na ropusze i poczuł piekący ból na dłoniach, gdzie dotknął płaza, od razu go odrzucił z odrazą. Wstał zdecydowanie i mocno, by stawić czoło atakującym płazom. Kolejne rzeczy spadające z półek na głowę chłopca przez chwilę napełniły go nadzieją, że jak się żabom skończy amunicja, to będą w sumie niegroźne. Rzucił szybkie spojrzenie na swoje ręce, oblepione śluzem. Śmierdziały czymś, jakby rozpuszczalnikiem czy ropą (były to przynajmniej najbliższe mu skojarzenia z dziwnych zapachów ze składziku dziadka). Z ust chłopca dobyło się mimowolne "bleee", co jedna z małych żab wykorzystała, próbując wskoczyć mu do gardła. A więc one z tym skrzekiem w płucach na poważnie?
Na szczęście, w tej chwili w roli amerykańskiej kawalerii wystąpiła Monika. Z przerażająco brudnym, zeschłym mopem w ręku zaczęła odgarniać żaby tak, by umożliwić bratu ucieczkę. Z pokrwawionymi, utytłanymi w śluzie rękami, w końcu wygramolił się z koszmarnego miejsca, jakim była wypożyczalnia kajaków.
***
W tym samym czasie Paulina z trudem unikała długich zębów żaby, która próbowała ją ugryźć za wszelką cenę. Rozszalały płaz w końcu wylądował w dużym wiadrze w komórce, a ucieczkę uniemożliwiała mu krata do grilla, położona na kuble i dla pewności jeszcze obciążona leżącą w drewutni cegłą.
Kasia, Michał i Paulina patrzyli, jak płaz po chwili uspokaja się, ale dalej szczerzy zęby i wpatruje się w nich zimnym, nienawistnym spojrzeniem. |