Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2017, 21:04   #36
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Odwiedzę wielebnego jutro- skinął głową Stanton na pożegnanie. Gdy wielebny odszedł sam nalał sobie niewielką porcję szlachetnego trunku. Głęboko przy tym wzdychając.
- Musimy się naradzić Jess, by tak poprowadzić rozmowę z twoją mamą… Żeby nas nie rozdzielono. Też wolałbym cieszyć się tobą i nami teraz… ale jak rzekłaś... Człowiek nie tylko szlachcic, rzadko ma okazję robić na co ma ochotę. Jeśli teraz odrobimy dobrze naszą pracę, przyjdzie nam się cieszyć sobą długie lata. Zacznijmy od podstaw. Co to za awarie? I może opowiedz mi coś o waszym rodzie? Im więcej szczegółów tym lepiej. - podszedł do spraw rodu niczym do skomplikowanej maszyny. Im więcej się dowie o tym co robi owa machina, z jakich części się składa… o mocnych i słabych jej stronach… Tym łatwiej mu będzie coś w niej ulepszyć. Pokazać, że będzie przydatnym w niej trybikiem. Nowym poszerzającym jej funkcje.

Szlachcianka nie wyglądała, jakby tym razem chciała odkładać poważne tematy na później, najwyraźniej przekonał ją, że bez dokładnego planu, nie będą w stanie poradzić sobie z nadchodzącymi problemami.

- Awarie zdarzały się zawsze... - zaczęła, obracając w smukłych dłoniach szklanicę - Jednak nigdy nie było takiego ich nasilenia jak w ostatnich dniach. Trwa to może niewiele ponad tydzień, może półtora tygodnia. Zawodzić zdają się zupełnie losowe systemy, bez żadnego rozpoznawalnego wzorca. Ojciec opowiadał mi, że wygląda to tak, jakby po prostu degenerowały się i znikały poszczególne fragmenty programowania naszych maszyn logicznych. - westchnęła, wyraźnie przejęta tym całym problemem.

- Niestety nie wiem jednak na ten temat nic więcej, Stantonie. Przedwczoraj, gdy rozmawiałam z ojcem, mówił, że wydaje mu się, że wie jak temu zaradzić, jednak... Jak sam widzisz, najwyraźniej mu się to nie udało, nie zapobiegł temu wypadkowi.
Spojrzała na niego ni to zrezygnowanym, ni przepraszającym wzrokiem, lekko dotknęła dłonią jego policzka, jakby uważała, że to mu jakoś pomoże i że to jedyne, co może mu dać.
- Widzę przecież, co myślisz... Obawiam się jednak, że próbując coś na to poradzić raczej tylko zniechęcisz mój ród do siebie. Bardzo cenimy nasze sekrety, w tym również technologię, która pozwala mojemu rodowi żyć od stuleci w takich miejscach jak to. Wielu z naszych wolałoby pewnie zginąć, niż pozwolić obcemu na poznanie tych sekretów... A na pewno tak postąpiłaby moja matka. - uśmiechnęła się smutno. - Podejrzewam, że spotkanie Mówczyń związane jest przynajmniej częściowo z tym zagrożeniem dla kolonii, chociaż chodzi chyba też o umowy z siłami spoza tej stacji.

Opuściła rękę i usiadła wygodniej na miękkiej ławie.
- A cóż mogę ci opowiedzieć o moim rodzie? I dużo i mało. Cały świat się zmienia, czasem bardzo gwałtownie, a my trwamy, żyjąc podobnie jak przed wiekami. Niemożliwe byłoby to bez dokładnej wiedzy o aktualnych wydarzeniach i najpotężniejszych możnych Znanych Światów. I bez sprzymierzeńców wśród nich. Dlatego staramy się być nieodzownymi... w naszym wąskim polu specjalizacji. Oraz staramy się mieć oczy i uszy wszędzie tam, gdzie jest to potrzebne. Nie bez powodu, Stantonie... - spojrzała w jego oczy, zastanawiając się pewnie, czy nadal ma jej za złe dawne tajemnice -...spotkaliśmy się na stacji, przez którą przewijało się wielu podróżników, a ja nie chwaliłam się moim pochodzeniem. Byłam oczami i uszami mojej rodziny. Możemy być zamknięci, ale bycie głuchymi i ślepymi prowadziłoby do pewnego upadku.

Zwilżyła usta trunkiem z kryształowej szklanicy.
- Częściowo zajmujemy się tym, czym zajmuje się twój Zakon... Choć wy posiadacie nieskończenie większą wiedzę, my znamy się dobrze jedynie na tym, co potrzebne nam jest do przeżycia i co w innych częściach Znanych Światów przez Upadek zostało często zapomniane. Potężne frakcje zwracają się do nas, gdy próbują funkcjonować na wrogich życiu planetach, gdy nieporadnie tworzą nowe plany baz podobnych jak ta, które ktoś z wiedzą i doświadczeniem musi zaopiniować... Wreszcie, dostarczamy do bardzo trudnych zadań w nieważkości szkolonych pod te warunku żołnierzy i techników. No i... - uśmiechnęła się. - Są jeszcze Łzy Luny.

Stantonowi ta nazwa coś mówiła, jednak nie był w stanie dokładnie przypomnieć sobie o co chodziło.
- Produkujemy znane w wąskich kręgach koneserów wino z uprawianych tylko w naszych szklarniach specjalnych winogron. To wyjątkowy i bardzo wrażliwy szczep stworzony jeszcze za czasów Drugiej Republiki do hodowoli w odpowiednim spektrum światła, którego nie da się osiągnąć w miejscach z atmosferą. Na temat jego smaku można powiedzieć wiele... Czasem niezbyt pozytywnych rzeczy - prychnęła rozbawiona. - Niewątpliwie jest jednak ekskluzywne, więc płaci się za nie jak za złoto, już jedna butelka potrafi nadwyrężyć budżet mniej zamożnych szlachciców.
- Podsumowując. Macie nowoczesne technologie w kilku dziedzinach i w jakiś ograniczony sposób jesteście skłonni nimi handlować. Może nie dosłownie ale jakoś pośrednio. Jesteście raczej odizolowaną społecznością, staracie się jednak zdobywać informacje. Tu co prawda macie stację hazardu ale agentów terenowych pewnie żadnych, bądź niewielu. Żyję niemal od małego na Cadavusie moja wiedza kontakty oraz sprzymierzeńcy mogliby okazać się użyteczne dla rodu. Moglibyśmy prowadzić faktorię handlową. Kupować w sposób stały rzeczy niezbędne dla księżyca i handlować jego dobrami. Zapewne również informacjami. Na pewno ród miałby na tym dużo większe zyski niż obecnie. Nie tylko ekonomiczne... Zyskałaby na tym wspólnota a w szczególności twój ród. Co wzmocniłoby pozycję twojej matki. Ród mógłby nam zaufać, gdyby ślub doszedł do skutku. W końcu rodziny nie oszukam. Na Cadavusie można prowadzić prace badawcze. Tam jest wiele zapomnianych ruin i kompleksów. Dawne technologie, artefakty. Ród mógłby chcieć w jakiś sposób je eksploatować. Co do waszych specjalistów, wiem… To szerszy temat prawda? - nie wygadał, że wie o Cassandrze Psioniczce - Kogo jeszcze macie? - spojrzał na nią z lekko uniesioną brwią. - I kim w zasadzie jest twoja mama? Głową rodu ale… no specjalizujecie się w czymś jako wy konkretnie. Jaka jest? No wiesz z charakteru, jakie ma cele. Zasugeruj coś pomóż mi ją rozgryźć.

- Matka jest Mówczynią. Jedną z trzech na tym księżycu. To najwyższy zaszczyt jakiego można dostąpić wśród Xanthippe. - popatrzyła na niego dłużej, jakby upewniając się, że zrozumiał z kim będzie miał do czynienia. Wydawała się zatroskana.
- Zazwyczaj Mówczyniami zostają najbardziej wpływowe arystokratki z najbardziej liczących się rodzin. I moja matka nie stanowi tu wyjątku. My, Ilonday - widać było, że Jessica miano swojej rodziny wypowiada z dumą. - ...szczycimy się długą i chwalebną historią, a matka jest powszechnie szanowaną osobą. Niestety, dla mnie i dla ciebie, Stantonie... - popatrzyła na niego smutno i westchnęła - ...od lat reprezentuje stronnictwo konserwatywne rodu. Dopuszczenie do... hmm... - spojrzała na niego wymownie - Niecodziennej sytuacji w jej własnej rodzinie z pewnością kosztowałoby ją część politycznego poparcia. Nasze Mówczynie tworzą Radę, która decyduje o większości spraw związanych z funkcjonowaniem kolonii.

Wstała z ławy i wyprostowała się odchodząc parę kroków od niego, jakby bliskość do inżyniera utrudniała jej racjonalne myślenie.
- Co do umowy handlowej, to masz już konkurencję. Poza diakonem gościmy niedaleko Węzła również i dwóch przedstawicieli innych frakcji, z którymi od dziesięcioleci podpisane mamy odpowiednie umowy. To przedstawiciele Cesarstwa oraz Pośredników. Zapewniają nam szybki i dyskretny kontakt z ich przeł...

Zapukano do drzwi. Tym razem kulturalnie. Jessica uśmiechnęła się do inżyniera i uchyliła odrzwia.
- Pani... - młoda, zgrabna służąca pokłoniła się z szacunkiem udając całkiem zręcznie, że nie widzi mężczyzny w komnatach swojej suzerenki. - Lord Ganthar kazał mi przekazać, że ukończono już wszystkie prace poszukiwawcze na powierzchni. Prosi panienkę do siebie, by omówić niecierpiące zwłoki sprawy.

Szlachcianka nie wyglądała na zadowoloną, ale najwyraźniej nie miała zamiaru się też kłócić.
- Dziękuję Veylin, już idę.
Usiadła koło inżyniera, na pocieszenie pogłaskała go po głowie i musnęła dłonią jego policzek. - Zaczekaj na mnie kochany, obiecuję, że nie potrwa to długo.
Odwróciła się do służącej.
-Veylin, jeśli pan Walton będzie czegoś potrzebował proszę traktować to jak moją osobistą prośbę.
Służąca skinęła głową, była naprawdę śliczna. Ciekawe… Najwyraźniej jego przyszłej małżonce przyjemność sprawiało otaczanie się pięknymi przedmiotami… i ludźmi ? Może była to lekka próżność, a może w ten sposób możni tego świata również i w tym dziwnym miejscu podkreślali swoją pozycję i wyjątkowość? Choć to chyba do Jessici nie pasowało…
- Powiedz tacie, że jeśli ta awaria was przerasta. Mogę spróbować pomóc. Tak, tak ja obcy. - uśmiechnął się i machnął ręką -Tylko nie poradził sobie do tej pory, zginęli ludzie… i może mniejszą ujmą jest moja pomoc niż dalsze problemy. Zresztą gwarantuję dyskrecję i nie wiem czy coś zaradzę. Warto jednak spróbować. Co do mamy… Jak się nie zgodzi na nasz ślub też będzie w kłopocie. Kto wie czy nie większym. Zgadzając się może to nazwać zmiana strategii, nowym otwarciem. Ma pole do popisu. Nie zgadzając się… mezalians, incydent ot ujma. Póki nikt nie wie o twoim stanie ma czas. Gdy weszła służąca a Jess go opuściła. Poprosił o ciepły posiłek. Podróż i powitanie z Jess sprawiły że zgłodniał. Postanowił czekać.

- Tak, mój panie. Jak sobie życzysz. - służka odpowiedziała ciepłym głosem i zniknęła przynieść mu jedzenie.

Wróciła zaskakująco szybko, pchając przed sobą wózek pełen pachnących wspaniale cudów. Cóż, byli w domu potężnego rodu, zapewne kuchnia już dużo wcześniej powiadomiona została o tym, iż wizytują u nich goście i wcześniej, czy później będą chcieli coś zjeść.

Veylin nakryła średniej wielkości stół stojący w rogu obszernego gabinetu należącego do Jessici. Strawy wyglądały wybornie, widział tam dwie aromatyczne zupy, pachnące kusząco ziołami i świeżym mięsnym rosołem, był srebrny półmisek pełen przyrządzanych na najróżniejsze sposoby filetów i polędwiczek oraz 5 różnych małych sałatek. A do tego 3 wina do wyboru, w tym mała, czarna butelka Łez Luny. Nawet jeśli większość z tego była wcześniej zapewne mrożona i miała za sobą podróż z odległych światów, to i tak całość prezentowała się imponująco.

- Jakbyś tylko czegoś potrzebował, mój panie... Pozostaje do twoich usług - skłoniła się Veylin i wycofała w stronę łazienki. - Będę obok, uprzątnę łazienkę, by była świeża, gdy moja pani zechce wrócić.

Stanton przekonywanie (empatia) d20=11 sukces

Stanton zauważył coś subtelnego w zachowaniu dziewczyny. Faktycznie wydawała się bardzo miła i usłużna, ale coś ją trapiło, jakby nie czuła się w jego obecności do końca swobodnie? Wydawała się albo skrępowana albo zestresowana. Czy mogła to być tylko kwestia tego, że jakiś dziwny obcy zabiega o względy jej pani, czy może coś zupełnie innego? Inżynierowi wydawało się jednak, że to coś poważniejszego, ale nie był w stanie tego do końca określić.
Skoro natomiast nie mógł postanowił wybadać sprawę. Chwilę zastanawiał się jak podejść dziewczynę. Piękno przedmiotów i służby w otoczeniu Jessiki... Wcale nie musiała oznaczać próżności, to ostatnie o co ja podejrzewał. Jednak pozycja zobowiązuje do pewnych norm. Czemu więc mając odpowiednie zasoby nie zapewnić sobie i piękna? Przynajmniej miał na czym zawiesić oko.
- Jestem Pani znawca ludzkich machin. Znam się również na samych ludziach. Widać od razu, że coś cię trapi. Związanego z twoja panią zapewne. Nie jestem szlachetnie urodzonym, możesz rozmawiać ze mną otwarcie. Nie nakabluje - powiedział starając się być bardziej swojski dla dziewczyny. - ani się nie obrażę jeśli sprawa dotyczy mnie. No chyba, że posiłek jest zatruty. - powiedział nadziewając polędwiczkę na widelec i komicznie na nią zezując.

Służąca zamarła, jego słowa wyraźnie trafiły w czuły punkt. A przynajmniej któreś z nich. Spojrzała jak zahipnotyzowana na kawałek strawy, którą inżynier podniósł do góry. Jej oczy zrobiły się większe.
- Ja... ale Panie... - widać, że była zupełnie zaskoczona i zbita z tropu. Rozejrzała się pospiesznie po wnętrzu, trochę jak zaszczute zwierzę.
- Chyba muszę wyjść, przynieść jeszcze środki, by wyczyścić... - wskazała bezwładnym pospiesznym ruchem łazienkę i ruszyła spłoszona do wyjściowych drzwi.

Stanton poderwał się i próbował zastąpić jej drogę.

Stanton sprawność d20(+5 trudność -1 kostka)=12 porażka

Ale ona miała bliżej i nie musiała wpierw wstać od stołu. Poderwał się gwałtownie, o mało co nie zrzucając z blatu posiłków, ale było za późno. Gdy doskoczył do drzwi ona właśnie wyślizgnęła się na korytarz. Dwóch służących pracujących w pobliżu spojrzało w ich stronę.

Stanton nie zamierzał ustępować wyszedł za nią przywołując na twarz zakłopotanie.
- Veylin byłbym zapomniał niech Pani wróci na chwilę. Mam jeszcze sprawę a Lady Jessica nakazała pani się mną zajmować. Nie zajmę długo. - powiedział to jednak na tyle głośno by służący wyraźnie słyszeli. Jeśli dziewczyna pryśnie teraz. Ma świadków i będzie miała kłopoty. Nie zamierzał pozwolić dziewczynie odejść.

Dziewczyna zamarła, desperacko rozważając możliwości. Była spłoszona, zdezorientowana i bezradna. Jeśli istniała wokół tych wydarzeń intryga, to z pewnością nie była do takowych przywykła.

- Co tu się dzieje? - rozbrzmiało nagle w korytarzu, gdy z jednego z pobliskich pomieszczeń energicznym ruchem wyszedł wysoki szlachcic.



 
Icarius jest offline