Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2017, 21:07   #63
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Zatem będę tutaj nim utracimy swój cień - znacząco spojrzała w kierunku słońca - Mężczyzna ten jest w lecznicy, to obok mojej siedziby. Ale nie sądzę byście się czegoś od niego dowiedzieli.
Zawróciła powoli, zaraz dołączyli do niej podkomendni. Byli czymś zaaferowani. Szeptali nerwowo doń. Może to było działanie przemowy Ahaba. A może poczuli działanie karty Sąd Ostatecznego, nie wiedząc co ich tak naprawdę tknęło.
Wspomniane zaklęcie posiadało bowiem wielką moc. Karta wyrównywała rachunki; dawała to, na co dany osobnik zasłużył. Pojęcie sprawiedliwości bywało jednak bardzo zawiłe i różne od ograniczonego poglądu ludzi. Jak zawsze, odpowiedź na to, jak miała ona wyglądać znał tylko czas.
Wciąż czuła mrowienia na opuszkach palców. To było tak, jakby zaklęcie w fizyczny sposób uwalniało się z karty i pozostawiało okruszki magii na jej rękach. Rzecz oczywiście dość paradna. Tarot nie działał na tak trywialną, przypominającą gusła modłę. Jednakże kolejny raz ciało zwyczajnie “nie wiedziało” jak interpretować zaklęcie. Bo choć niewidzialne, stanowiło rzecz jak najbardziej realną.
Arya schowała kartę. Więc tak zadecydował Los. Selma musiała być zatem warta coś więcej, niż wskazywałyby na to poszlaki. A może dopiero miała czegoś dokonać. Choć sama była gotowa na wszystko, poczuła satysfakcję z wyboru Ahaba. Faktycznie się zmienił. Nie przelewał bezsensownie krwi. Został wybrany, a jego przydomek Preacher wydawał się tym bardziej uzasadniony teraz.
Gdy wracali do stodoły, od razu poczuła że coś jest nie tak. Zmieniła się struktura aury wokół niej. Była zbyt natężona. Przebywał tu ktoś jeszcze. Scenariusz mógł być tylko jeden. Ktoś zakradł się do środka, kiedy oni byli zajęci spotkaniem z Selmą. Nie mógł zrobić tego w nocy, zorientowałaby się przecież zaraz po przebudzeniu.
Tym razem mrok budynku nie kojarzył się ze schronieniem. Coś tam się bezsprzecznie czaiło.
- No jesteśta! Myślelim że będzie trzeba wici słać! - Ottis rozłożył wielkie jak bele drewna ręce.
Rozejrzeli się po wnętrzu. Dwóch mężczyzn w połatanych, roboczych strojach mierzyło z Remingtonów do Diany i Dzikusa. Zwierzętom udzielał się nerwowy nastrój. Głośno wydmuchiwały powietrze chrapami, uderzały o ściany boksów.
Trzech siedziało na strychu. Ci za broń mieli samoróbki i kierowali je we dwójkę. Ottis trzymał w dłoniach wysłużonego Winchestera.
- Nie wiem co Selma sobie roi, ale jak kto morduje moje zwierzaki to mam jo w dupie - kontynuował przemówienie grubas - Zabiłeś moje psy kurwiarzu, teraz my ukatrupim wam konie. Patrzta na sąd w mojem wydaniu.
Odwrócił się do ludzi przy rumakach i skinął na nich głową.
- A jak się ruszyta, to wam łby rozwalim - zapowietrzył się świńskim rechotem.


Wjechała do wnętrza szkieletu. Wielka klatka piersiowa zamknęła się nad jej głową, czyniąc sklepienie z pożółkłych kości. Miało się tu wrażenie przebywania w kolosalnej klatce. Zewsząd wystawały gnaty potężne jak pienie drzew, na ziemi spoczywały przysypane piaskiem chrząstki. Te ostatnie przypominały z obecnej perspektywy kamienie, które wiatr przez lata smaga i formuje w zadziwiające kształty.
Był tutaj. Czaił się gdzieś pomiędzy lasem z kości. Zemsta rozejrzała się uważnie. Nadszedł czas, aby Sługa uzmysłowił sobie kto go ścigał.
 
Caleb jest offline