Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 11:50   #38
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Jaskinie Podmroku
Wiele cykli minęło od czasu kiedy to Aurora przemierzała dzikie ostępy Podmroku w swojej naturalnej postaci. Była naga i głodna (skradzione jedzenie nie wystarczyło na długo) jak dzikie zwierze, jeszcze jeden drapieżnik w świecie drapieżników. Kiedy cierpiała pragnienie, kambionka zlizywała wilgoć ze ścian jaskiń, lub wyciskała krew z owadów i małych gryzoni. Kiedy była głodna, karmiła się porostami, Grzybami i surowym mięsem. Łowczyni znała drogę, ale nie była to ścieżka łatwa, by zaoszczędzić czas i zminimalizować niebezpieczeństwo, Aurora przeciskała się niejednokrotnie tunelami tak wąskimi iż gubiła łuski na plecach i brzuchu. Mogły minąć cztery cykle, mogło minąć sześć, kiedy przed sobą Aurora wypatrzyła pochód mrocznych elfów. Była tam Gorta, zniewolona drowka Duaglotha, oraz dwóch mężczyzn którzy zostali jakiś czas temu wysłani do Uh Natha z pewną kapłanką Aleanviir… Ich widok przyniósł ulgę, której potrzebowała od czasu wylegiwania się w piecu hutniczym deugarów. Odetchnęła na ilość rozwiązanych problemów przez to przypadkowe spotkanie, by w następnej chwili ułożyć sobie w głowie łańcuch przyczynowo skutkowy.
Ich obecność oznaczała, że otrzymali informację o losach kapłanki Aleanviir... A nieobecność kolejnych dwóch samców oznaczała komplikacje na jakie napotkali. Nie mniej, musieli zaciągnąć języka, by obrać szlak, który Aurora wybrała sama dla własnego bezpieczeństwa. Nie była już w tamtej skórze, a spotkanie musiało wyglądać na wiarygodne. W końcu potrzebowała magii niewolnicy, a mała pomoc dodatkowej trójki nigdy nie zaszkodziłaby w posłaniu Sorianny do Lolth.
Machnęła parę razy skrzydłami podlatując do wyższej półki skalnej będącej na drodze przechozdących. Przyglądała się im, by w odpowiednim momencie rzucić słowa ostrzegające o jej obecności.
- Kim wy, do jasnej kur*y, jesteście i gdzie jest właściciel tej drowki? - obiło się niskim echem po grocie.
Gorta i dwóch towarzyszących jej samców przyczailo się i przybralo obronne postawy. Rozglądali sie za źródłem głosu. Aurora odbiła się przelatując nad nimi, co wprawiło w ruch powietrze. Lądując po drugiej stronie, ponownie się odezwała.
- Nie powinna być bez właściciela, ani nie powinna być w podmroku.
Mężczyźni opuscili broń, podobnie jak Gorta.
- Eee… Wasza miłość - skłoniła się.
- Co tu się odpier*ala? - warknęła zlatując na pozycję, która zagrodziła im drogę powrotną. Będąc na skalnym podłożu rozłożyła łańcuch, by ten wylądował z metalicznym stuknięciem. Powoli stawiała następne kroki zbliżając się, a broń ciągnęła z dźwiękiem za sobą. Skrzydła miała rozpostarte na szerokość wychodzącą poza ścieżkę. Jej twarz nie wyglądała na zadowoloną.
Mężczyźni powoli ustawiali się tak, by znajdować się za plecami dowodzącej kapłanki. Gorta przygarbiła się trochę.
- Wasza miłość, Szanowny Patron wysłał nas z kapłanką Aleanviirów, wynajął nas tej kobiecie w celu wykonania jakiegoś zadania - Gorta rozłożyła ręce. - Złapali ją na kradzieży w Uh Natha no i… tyle.
- Takie gówno to każdemu możesz wcisnąć. Skąd i kim ty, kur*a, jesteś?
- G… Gorta, proszę Jaśnie Pani, kapłanka w służbie domu Olathkyuvr.
- Doprawdy...? - rzuciła szarpiąc nieco mocniej ciągnięty za sobą łańcuch. - Jak nazywa się Opiekun i jak wygląda?
- Duagloth, z łaski Opiekunki, Patron Olathkyuvr. No… jak diabeł, Wasza miłość.
- Duagloth nie zajmuje się wypożyczaniem najemników, do kur*y nędzy, i na pewno nie robiłby sobie zachodu po trzech drowów.
- Noo… ja… znaczy my - natychmiast przeniosła część odpowiedzialności na samców. - Tylko wykonujemy rozkazy Patrona, Wasza miłość.
- Więc mi kur*a to wytłumacz, bo ja tu nie widzę wykonywania rozkazów. W szczególności Olathkyuvr... - warknęła.
- Noo… ta Aleanviirka zginęła, no to nie chcieliśmy by… ktoś pociągnął Dom do odpowiedzialności za kontakty ze złodziejkami. I z nami - dodała.
Aurora skinęła głową na bok sztucznie wyrażając wyrazy uznania dla myślącej głową.
- Przecież wy, kur*a, ślepi jesteście w tunelach. Duagloth nie wypuściłby was w taki sposób. Było was więcej. Kogo wzięliście za przewodnika? Nie każ mi wyciągać z ciebie wszystkiego.
- Był… ale nie przeżył długo, ta Aleanviirka strasznie bitna była, ciągle chciała z czymś walczyć no i sporo ludzi straciliśmy, w tym jedną kapłankę… oczywiście z winy obcej.
- Więc mi, kur*a, wymieńcie ich imiona. W kolejności. Wszyscy. Chórkiem - rzuciła po raz ostatni przed zbliżeniem się do grupki na zasięg swojej broni.
- Foira… a z samców to Dinolil, Kilafin, Lymezyr i Barzyr. Ten ostatni miał początkowo robić za zwiadowcę…
Aurora mruknęła w zastanowieniu lustrując drowkę. Już parę kroków brakowało do osiągnięcia dystansu broni najemników.
- Gdzie byliście jak Duagloth was przedstawiał Aleanviirce i jak stamtąd dostać się do domowej świątyni?
- W koszarach Pani, w koszarach - pośpiesznie odpowiadała kobieta.
- Jaka stamtąd jest droga do domowej świątyni? - powtórzyła mocniejszym akcentem nieco rozdrażniona.
Kobieta przełknęła ślinę.
- Pani, no… prosto, w lewo, i dwa razy w prawo.
Kambiotka mruknęła i pociągnęła łańcuch, a jego końcówka wybiła się w powietrze i wylądowała w czarciej dłoni. Biorąc pod uwagę to, że aby zaatakować łańcuchem, należałoby go rozciągnąć, można było uznać, że łańcuch został rozbrojony. Masywna sylwetka Aurory stanęła tuż przed drowką. Spoglądała na nią musząc opuścić nieco głowę. Szponiasta dłoń sięgnęła do brody drowki podnosząc jej twarz przed obliczę łowczyni.
- A teraz, kapłanko domu Olathkyuvr, opowiedz mi, co się odje*ało z tą Aleanviirką? Duagloth nie fatygowałby się z żadnymi najemnikami, nie wypożyczałby swojej zabawki - spojrzała na niewolnicę, po czym wróciła do Gorty - by jakaś pinda dała się utopić krasnoludkom w sadzawce... Bo tak się składa, że dosypała do majątku Olathkyuvr tyle... że nie interesowałyby jej jakieś gówna z Uh Natha...
Nieźle już wystraszona Gorta (choć mężczyźni byli jeszcze bardziej przejęci) wzruszyła trzęsącymi się ramionami.
- Pani, my nic nie wiemy, nam nikt nic nie mówił, tylko wykonujemy polecenia, naprawdę, Wielmożna Pani.
Aurora westchnęła patrząc na jej nieporadność jak i jej towarzyszy. Złagodziła ton głosu i spojrzała na drowkę nieformalnie.
- Uspokój się. Wiem, że nic nie wiecie. Nie będę was karać - puściła jej brodę spoglądając za jej plecy, w tunel z którego sama wyszła. - Aeriel może tresuje was strachem, ale u mnie liczą się inne rzeczy. - Aurora odstąpiła od Gorty kierując parę swoich kroków w stronę skał. - Na pewno coś widzieliście. Opowiedzcie systematycznie, co się stało, gdy dotarliście z tą pindą do Un Natha - zakończyła rozsiadając się na skałach jak w fotelu. Bez łusek taka operacja byłaby niezmiernie niewygodna, jednakże z nimi... nie było to jakoś zaspecjalnie wyczuwalne.
- No… najpierw to Aleanviirka zniknęła na kilkadziesiąt cykli, kiedy wróciła, szybko poderwała pewną Beanthkę. Kiedy siostry tej drugiej wróciły bogate łupem z wyprawy do Krain Powierzchni, ta urządziła na nie zamach w saunie, najgorsze, jest to, że mógłby się udać, gdyby miała więcej wsparcia, a tak… łupy przeszły koło nosa - Gotra wyglądała na niepocieszoną.
- Truła dupę Duaglothowi i wyciągnęła obstawę za górę złota, by sama dokonać zamachu, gdy ma się na sobie jedynie biżuterię? Nie brzmi jak plan warty takiego zachodu... - zaznaczyła pogrążając się w zastanowieniu. Tak właściwie analizowała wiedzę, która do nich dotarła z tą, którą drowka przedstawiała.
- Duagloth i Beanthka... Duagloth i Beanthka... - powtarzała pod nosem spoglądając na skiepienie. - Jakaś... konkretna ta Beanthka?
- Sorianna Beanth, Pani, druga córka Beanth.
Aurora ściągnęła brwi i wzrokiem zmierzyła srogo drowkę.
- Podstarzała czarnulka? - rzuciła zwięźle.
Gorta wzruszyła ramionami.
- Nie no, normalna taka.
- Ciemna siła dwusetka? To jest kur*a ważne. Jesteś pewna?
Gorta pokiwała głową.
- No w sumie, może być że tak, Jaśnie Pani.
- Nie wkur*aj mnie! - ryknęła podnosząc się ze skałek na równe nogi od razu zbliżając się do drowki. - Widziałaś ją, czy nie widziałaś? Była to Sorianna, czy jakaś inna dziwka podobna do niej?
- Nie nie nie, Pani! Na pewno Sorianna Beanth o tak tak, na pewno tak - przyparta do ściany przez kambionkę kobieta dygotała a mężczyźni postąpili kilka kroków do tyłu.
- Ja pier*olę, przez te dygotanie gubisz odpowiedzi na proste pytania - wysyczała nieco agresywnie pochylając nad nią głowę. - Ja się nie pytam, byś mnie przekonała, tylko się pytam, czy sama jesteś tego pewna. Nie da się, do h*ja, pracować z ludźmi Aeriela - podsumowała odstępując od drowki. Zwróciła się do wycofanych drowów. - Co było się działo po tym nieudanym zamachu?
Mężczyźni przełknęli ślinę.
- Nic nadzwyczajnego, Łaskawa Pani. Nikt nie pociągał nas do odpowiedzialności bo na miejscu zbrodni nas nie było, no i jest z nami kobieta.
- Kiedy zdecydowaliście się opuścić Un Natha?
- Natychmiast - Gotra odezwała się przed mężczyznami.
Odpowiedź wypłynęłą nie od tej osoby, od której Aurora oczekiwała, co spotkało się z widocznym niezadowoleniem.
- Tragedia... Jeszcze drowy za to płacą - skomentowała do siebie. Wróciła do odpytek na forum publicznym, podchodząc tym razem do niewolnicy. - Beanth pozostała w Un Natha, czy go opuściła?
- Oczywiście ciągle handluje - odpowiedziała Gorta.
- Pohandluje, ale najlepsze kąski przyniesie ze sobą do Sel Natha. Sami w trójkę nic jej nie zrobicie, skoro jest ze swoimi siostrami i obstawą. *
Niewolnica patrzyła tępym wzrokiem w podłoże. Była ubrana cały czas w tę samą tunikę. W zasadzie nie wykonywała samodzielnie żadnych czynności poza jedzeniem tego, co jej się podało do jedzenia, chodzenia i załatwiania się tam, gdzie jej się kazało, czy schodzeniem z drogi.
- A ta, to po co wam była?
- Aleanviirka miała ją ze sobą Pani - pospieszyła z wyjaśnieniami Gorta. - Ale ja tą niewolnicę poznaje, to osobista własność Duaglotha, wolę nie wracać do domu bez niej. To jakaś wiedźma jest, choć z jej rozumu chyba nic już nie zostało.
Aurora pokiwała głową zastanawiając się. Odwróciła na chwilę głowę w stronę drowki.
- Skoro nic nie zostało, to jak mogła być w jakikolwiek sposób przydatna? - zapytała drowki wpatrując się w uniesioną dłonią twarz niewolnicy.
Niewolnica nie spoglądała na nikogo jeśli jej się tego nie rozkazano, bądź nie przechyliło się siłą jej głowy. Kiedy Gorta sięgnęła po stalową rózgę, niewolnica aż się zatrzęsła.
- Dzięki temu, Pani, te runy symbolizują zaklęcia jakie niewolnica może rzucić dla posiadacza rózgi. Tak powinni być zaprzężeni wszyscy mężczyźni jeśli wolno mi zauważyć Łaskawa Pani.
Aurora uniosła brwi na zasłyszane informacje.
- Gdy przestajesz się trząść w końcu stajesz się przydatna... Cóż za kontrast... - przyznała wciąż patrząc się na unoszoną twarz niewolnicy. - Pokaż - oznajmiła wyciągając rękę po rózgę.
Gorta przytaknęła i podała Aurorze przedmiot, któremu ta się przyjrzała.
- Ma gest ten diabeł... - przyznała zostawiając twarz niewolnicy w spokoju.
Runy, o których obecność Aurora sama zadbała musiały doczekać się swojego momentu. Były głownym środkiem dywersji podczas uporządkowania spraw z kapłanką Beanth.
- Aleanviirka coś po sobie jeszcze zostawiła?
Gorta prychnęła.
- Ponoć długi w karczmie którymi stary gnom próbował mnie obarczyć ale wybiłam mu takie głupstwa z głowy… oraz kilka zębów.
- To pokażcie co wy macie - zakomunikowała kambiotka.
Gotra zamrugała oczami.
- Pani? W sensie… No… Po Aleanviirce? Aaa takie tam, drobiazgi, wzięłam w poczet “naszej krzywdy”.
Torba przywiązana do jucznego jaszczura zawierała w zasadzie cały ekwipunek Aurory, z którym wyruszyła w drogę. Grzebiąc w jej zawartości wyciągnęła jeden z flakoników, oceniła pozostała ilość i zapoznała się z zapachem, odgrywając scenę dla widowni.
- Szlag by to... Chcieliście taką ilością otruć całe Un Natha...? - rzuciła nieco zdziwiona. - Aleanviirka bardzo mocno czegoś chciała od tej Sorianny... - uśmiechnęła się nieco złośliwie. - W sumie to macie problem... Albo was coś wje*ie na następnym skalnym załomie, gdy będziecie leźli na ślepo jak dotychczas, albo dostaniecie rekoszetem jak Duagloth zrobi się bardziej czerwony niż jest.
- Pani… - Gorta skłoniła się. - Jesteśmy na twoje rozkazy…
- Pojęcia nie mam, o co się rozchodzi, ale z chęcią się przyjrzę, co ten krętacz knuje... - głośno myślała chowając flakonik na swoje miejsce. - Macie mały arsenał, z którym można mbyłoby oskubać ją w podmroku do samej bielizny, jeśli takową w ogóle nosi. Po tym mogę was przeprowadzić przez cięższy kawałek drogi. Byłoby szkoda zachodu, jak nie dacie rady tego "czegoś" donieść do Sel Natha.
- Oczywiście, oczywiście Pani, co tylko rozkażesz, wierne sługi Olathkyuvr uczynią.

* * *
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline