Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 13:54   #132
Kostka
 
Reputacja: 1 Kostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputację
Las ładnie pachniał po porannej ulewie. Ten zapach uświadomił Remiemu, że gdyby nie te wszystkie wydarzenia z ostatniego tygodnia, najpewniej też kierowałby się teraz do lasu. Tyle, że szedłby do pracy, a nie kierował grupą ścigającą bandytów. Co to się teraz porobiło - bartik pozwolił sobię na tą krótką refleksję. Zaraz jednak otrząsnął się z tych myśli. Stał właśnie w miejscu w którym zamordowano Brassarda i choć Remiemu jego nowa rola niezbyt przypadła do gustu, podjął się jej i zamierzał ją wypełnić. Martin wymamrotał pod nosem szybki pacierz, bo zapewne nie zdążą wrócić na pogrzeb i wyprostował się. Czas, aby podjąć jakieś decyzje.
-[i]Potrzebujemy zwiadu - oświadczył.
-[i]Quentin i Rab - zwrócił się do orczycy i zbieracza - [i] pójdziecie kawałek śladem tego wozu. Zwróćcie uwagę czy droga jest przejezdna, bo mogli spróbować ją czymś zablokować i czy jest często używana. Wróćcie za pół godziny, godzinę albo gdy natkniecie się na coś podejrzanego - Remi na chwilę się zawahał po czym dodał - [i] W razie kłopotów strzelajcie. Powinniśmy usłyszeć huk.
-To jasne jak słońce - rzuciła Rab i razem z Quentinem pognali już za chwilę na szpicę. Do Martina dokuśtykał zaś Patric i Bruno.
- Czasem mnie nie odsuwaj, panie Martin - powiedział ten pierwszy - Tu wszyscy kuśtykają prawie, więc niczym gorszy nie będę. No. Pójdę teraz naładować broń .
- Według mapy, jest dalej to rozlewisko. Możemy tam założyć obóz, jakby zwiad potwierdził, że jest bezpiecznie - zaproponował Bruno. Rozstawimy tam wozy, nanosimy chrustu i drzewa na osłony, jakby nam przyszło się wycofać.
Na twarzy Martina zagościł delikatny uśmiech, kiedy usłyszał wypowiedź Patrica.
- Świetna z nas drużyn a pościgowa, nie ma co - powiedział Remi w nagłym przypływie dobrego humoru. Dobrzy byli z nich kompani, chociaż może sprawnością nie mogli się teraz pochwalić.
- Brzmi dobrze. Zobaczymy co z drogą - zwrócił się do Bruna.
- Przepraszam panowie, ale teraz muszę porozmawiać z Hoe. Przygotujcie się do dalszej drogi - Remi kiwnął im krótko głową i zaczął rozglądać się za rzeźniczką.

Hoe stała oparta obok wozu i nabijała właśnie muszkiet. Nie była ostatnio zbyt rozmowna, a jej celem stała się ochrona młodego Zdzicha. Obok niej siedział właśnie ów młodzieniec i zabezpieczał patrony przed zamoknięciem.
Remi bezzwłocznie udał się w ich stronę.
- Właśnie cię szukałem - powiedział Martin do towarzysza orczycy. - Bruno i Patric potrzebują pomocy. Mógłbyś się tym zająć ? - bartnik poważnie popatrzył na chłopca. W rozmowie z rzeczniczką będzie musiał poruszyć także jego temat i nie chciał, żeby ten się o tym dowiedział zbyt szybko.
- Jasne! - Ochoczo wykrzyknął Zdzich i zerwał się na nogi - W zasadzie, to już skończyłem z tymi patronami, pani Hoe.
I pobiegł. Widać było, że czuł się tu dobrze, a wyprawa była dla niego nie lada wydarzeniem.
Remi badawczo popatrzył na orczycę.
-Bruno zaproponował rozbicie obozu nad rozlewiskiem. Jeśli zwiad potwierdzi, że jest tam bezpiecznie to tak zrobimy - powiedział.
- Myślę, że Zdzich i gnolle mogliby zostać w obozie - dodał Martin po chwili.
- To dobry plan, Remi. Myślę, że ja będę też w odwodzie. Jakbyście wpadli w tarapaty. Co ty na to? - Hoe odłożyła muszkiet - Będą miała oko na was i na tyły. Powinniśmy zresztą po zwiadzie się wszyscy zebrać i zaplanować co dalej.
Martin uśmiechnął się. Niby on podejmował tu wszystkie decyzję, ale akceptacja Hoeth była dla niego ważna. Chociaż wolałby mieć ją w ataku, to rozumiał, że nie można posłać wszystkich sił na czoło.
- Brzmi dobrze. Nie będę ci więcej zawracał głowy. Quentin i Rab pewnie niedługo wrócą i trzeba przygotować się do drogi - Remi postał jeszcze chwilę po czym kiwnął głową orczycy. Powinien sprawdzić co porabiają pozostali.

***

Niebo nadal było zachmurzone i wisiało ciężko nad lasem. Quentin bezszelestnie wyłonił się z krzaków, a z nim podążała topornie “Rab”. Szybko znaleźli się u dowódcy wyprawy z meldunkiem. Lub czymś podobnym.
- Droga jest w miarę bezpieczna. Przez najbliższe 10 minut, czyli do jeziora, mniej więcej, droga jest szeroka, dzika i nieco błotnista - Opowiadał krasnolud, a zebrany tłum kilku towarzyszy go słuchał.
- Dalej już trzeba pieszo. 1km po gęstym lesie. Są pułapki, ale udało się niektóre oznaczyć - Zwiadowca pokazywał na mapie gdzie, co i jak - Podeszliśmy na odległość około 200m od niewielkiego wzgórza, które jest rzadko porośnięte drzewami.
- W sumie takie łysawe…- uzupełniła informacje ‘Rab’
- No - Przytaknął Quentin - Stoi tam chatka i jakieś gospodarcze budynki. Bałagan generalnie. Pasie się wół w okolicy i nikt go nie pilnuje, choć ktoś tam łazi. Słychać było wrzaski jakieś.
- Dalej już mogli nas zauważyć - Skomentowała orczyca i dodała - Łyso jest i nie ma za czym się schować. Tak więc słabe jest podejście.
Martin pokiwał głową słysząc te informacje.
- Dobrze się spisaliście - pochwalił zwiadowców, po czym odwrócił się do całej grupy pościgowej. Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się co powiedzieć lub chciał po prostu skupić na sobie uwagę słuchaczy.

- Rozbijemy obóz nad jeziorem - oświadczył głośno. - W ten sposób będziemy mieli możliwość wycofania się, gdyby coś poszło nie tak. Część grupy zostanie w obozowisku. Ufortyfikują obóz, gdybyśmy musieli się bronić - bartnik przerwał na chwilę, by wszyscy przetrawili te informacje.
- Druga grupa -podjął - ruszy do tego gospodarstwa. To trochę dziwne miejsce do zamieszkania. Możliwe, że to jakiś wolny duch wybrał życie z dala od cywilizacji. Ale bardziej prawdopodobne jest to, że jesteśmy niemal u celu.
- W drodze do jeziora nie powinniśmy mieć problemów, ale lepiej być ostrożnym - dorzucił przypominając sobie dzikoświnię. - Dlatego Rab pójdziesz przodem. Znasz drogę. Szykujcie się ! Za dziesięć minut ruszamy.
Zebrani milicjanci kiwnęli głowami i każdy ruszył by się przygotować.
- Jakiego rodzaju są te pułapki ? - Remi zaczepił jeszcze krasnoluda, kiedy wszyscy rzucili się do wozów.
- Nic skomplikowanego. Przykryte doły, wnyki, potykacze. Nie sądzę by było tego tam więcej. - odpowiedział Quentin.
Remi pokiwał z namysłem głową. Pewnie poświęcą na to trochę czasu, ale raczej dadzą sobie z tym radę.
- Dzięki - mruknął do zbieracza.
Zaraz zresztą tamten musiał się oddalić, aby zająć miejsce wśród pokrzykującej gromady na wozach. Remiemu także nie pozostawało nic innego do zrobienia i wkrótce uspokojona już drużyna pościgowa ruszyła w drogę ku miejscu na nowy obóz.
 
__________________
Hmmm?
Kostka jest offline