Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 16:50   #28
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Lily czasami widziała takie duety. Głównie w kontekście komediowym. Taki przeskok wydawał się dziwnym, ale...szybko znalazła dla niego wytłumaczenie. Jeśli wychodziła z założenia że Wujaszek Ben był jakąś formą wampira, istoty potencjalnie jeśli nie nieśmiertelnej, to przynajmniej długowiecznej, to pewnie doskwierała mu nuda. Rutyna. Jak to nazwali Snoa…? Banalność? Jeśli młody sam nie był jakimś wampirem, albo "wampiroczymś", to była w stanie zrozumieć, czemu Wujek Ben tolerowałby kogoś takiego. Kogoś, kto ma na tyle respektu by go nie rozjuszyć, ale też nie na tyle, by być posłusznym psem. Ktoś, kto łamie schematy, nieprzewidywalny. Wnoszący do wieczności trochę kontrolowanej różnorodności. Potrafiła to zrozumieć, intelektualnie i logicznie. Oczywiście, taka kontrolowana różnorodność której można było zakręcić kurek w każdej chwili była kłamstwem, ale to było dobre kłamstwo. Mniej więcej takie, jak strach podczas horrorów które można było w każdej chwili wyłączyć. Chyba. Bazowała na tym, co zaobserwowała podczas seansów u innych. Czasami musiała sobie pomagać w rozumieniu rzeczy które powinny być bliskie sercu i żołądkowi, rozumem i oczami.

- Wybacz, Wujaszku Benie. Niepotrzebnie założyłam to, co najgorsze. To równie nieostrożne, co bezwarunkowy optymizm. Zimna wojna…
Wszyscy się śmiali z tego zwrotu. Ona też. Ale głównie dlatego, że nadal liczyła, że uda jej się wyciągnąć od Snoa jakąś kulę "ognistego" lodu w zamian za trochę intensywnych doznań. Wujaszek też bawił się bardzo zwrotem złapać oddech. No cóż, pewnie dla niego była to równie interesująca i zabawna abstrakcja, co dla niej straszne filmy. Coś niedotykalnego i odległego. Musiałaby mu się przyjrzeć...czy jego oddychanie jest prawdziwe? Jest fałszywe? Czy w ogóle jest? Prawdopodobnie będzie musiała dodać “poszukiwanie śladów wampiryzmu” do swojego standardowego protokołu pierwszego spojrzenia na nowo poznanych...osobników. Bo niekoniecznie już ludzi. Jej świat nagle stał się taki wielki!
Ale niezależnie jak bardzo poszerzyły się jej horyzonty, jak wiele nowych wspaniałych krain i doznań odkryła, pewne rzeczy pozostawały niezmienne; przemoc, chrzęst łamanych kości i zapach prochu strzelniczego.Czyli świat jej profesji.
- Poproszę... Avalon. Ładny mazak.
Powinna się w nim odnaleźć, prędzej czy później, całkiem nieźle.

- Dzięki. Mój ulubiony - odpowiedział chłopak naprzeciw i z trzaskiem otworzył folder.
- Avalon to nowa firma w mieście. Pojawiła się niespełna dwa tygodnie temu. Za sznurki ciągnie Jules McGrath. Syn starego Edwina. O ile o tym pierwszym mogłaś nie słyszeć, to o tym drugim powinnaś. Był dosyć znany zanim wybrałaś się popływać. Z naciskiem na “był”.
Faktycznie, znała pana MCGrath’a. Pocieszny starszy mężczyzna w pozytywnym nastawieniem do życia i chęcią pomocy ludziom mniej szczęśliwym. Pomimo dużego kapitału i wpływów w mieście Edwin nigdy nie robił interesów z jej rodziną. Przynajmniej nie interesów zakładających wyrzucenie kogoś z dziesiątego piętra lub zrobienie remanentu przy pomocy czyjejś twarzy. Lily spotkała go dwa razy - w obydwu przypadkach miało to miejsce na noworocznych balach charytatywnych, gdzie figurowała w roli ochrony. Jules też przewinął się przez jej spektrum zainteresowania. Stanowił całkowite przeciwieństwo ojca. Pijak, lekkoduch, prowokator awantur. Każdy weekend spędzał z inną panną (bądź chłopakiem), a jego policyjna kartoteka mierzyła się nie kartkami, a metrami. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie mignął jej gdy odprowadzała dziewczyny po gorączce sobotniej nocy... ale z drugiej strony, nie, raczej nie. Wyglądał na typa który zamiast żartobliwego całusa i napiwku za stanikiem, zostawiał im na pamiątkę siniaka pod okiem. A ona nie korzystała z przybytków, które przyjmowały takich klientów z zasady, dla zasady; jej Rodzina nie tolerowała takich zachowań. Ktoś taki nie miał wystarczająco samokontroli żeby zapanować nad sobą, a co dopiero nad organizacją przestępczą.

- Co, wątpliwy kandydat? To Ci chodzi po głowie? - zapytał studiująco kawalarz.
Lily nic mu nie odpowiedziała, będąc zbyt zajętą skanowaniem swojej pamięci w poszukiwaniu potencjalnie przydatnych poszlak i wskazówek na temat tego pana. Tworząc mu już dossier i mentalny profil, zgodnie z procedurami, które jej wtłoczono. Jej skoncentrowane milczenie pozostawiało swobodę interpretacji dla kawalarza.
- Też tak myślałem. Kiedy zacząłem zbierać materiały na temat Julesa, od razu nakręciłem sobie standardowy film - starszy odwalił młodszego, bo tatuś zaczął przykręcać kurek i łypać spode łba na wybryki synalka. Coś w ten deseń. Otóż nic z tej parafii. Obczaj to - w tym momencie podsunął Lily zdjęcie przedstawiające zdemolowany pokój hotelowy. Telewizor zabity przez krzesło, podziurawione łóżko, potrzaskane lustro i wygięta barierka balkonowa.
- Młody przyćpał jak należy, podczas fazy wyskoczył za planszę i wylądował siedem pięter niżej, na dachu czyjegoś Camaro. Trafił do szpitala, był w stanie krytycznym. Ojciec, gdy się o tym dowiedział, dostał zawału z wylewem. Paramedycy wynieśli go nogami do przodu pół godziny później. A jeśli chodzi o naszego skoczka... doszedł do siebie. Nadal nie ściągnęli z niego wszystkich bandaży i podróżuje wszędzie na wózku inwalidzkim, ale jak na kogoś, kto jedną nogą był po tamtej stronie jest nader żwawy. No i zaradny - ostatnie wypowiedziane przez pana ochroniarza zdanie mogło z powodzeniem kandydować do tytułu niedopowiedzenia miesiąca. Zarówno mówiący i słuchaczka zdawali sobie z tego sprawę.

Cała przyśpiewka brzmiała jak naprawdę szczęśliwe zrządzenie losu. Jak…
- To trochę jak z tych opowieści, gdzie jakiś dżin oferuje ci jedno życzenie, a potem spełnia je w jakiś okrutny, pokręcony sposób. Niezły sposób na sięgnięcie po to, co pewnie w jego głowie od dawna mu się należało i się marnowało.
Takie spostrzeżenia zaczynały dla niej powoli przechodzić do porządku dziennego.
- A, Wishmaster! Dobre filmidło. Aktor, który grał dżina pasował do roli jak rękawiczka. Miał styl i uśmiech samego diabła. Szkoda, że nigdy nie pamiętam jego nazwiska...
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 10-01-2017 o 18:41.
Highlander jest offline