Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 18:21   #79
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Walnęło mocno. Aria słyszała historie jak to wadliwa bateria w komórce potrafiła spowodować wybuch całego telefonu, ale to było o wiele gorsze. Nic dziwnego, bo to wcale nie był jej telefon tylko coś innego.

Przedmiot, który zrobił jej coś. I nie tylko jej. Całe otoczenie ucierpiało a najbardziej biedny Ruku- faku.

Dziewczyna otrząsnęła się z dziwnego transu, w jaki wpadła po dotknięciu czarnego kryształu dopiero wtedy, kiedy zobaczyła jak biedny potworek zaczął krztusić się krwią. Padające drzewo musiało uszkodzić organy wewnętrzne stworzenia. Pomimo tragicznego stanu, w jakim się znajdował stworek zdołał jeszcze wykrztusić słowa, które według niego pewnie były istotne, ale Taranis za wiele z nich nie zrozumiała.

- Wędrowczyni …W Corocz jest klan Zbieraczy. Powiedz, że jebłem… na kraniec … kurwa… I uciekaj… Maska … już wie, że… jesteście…

- O, nie! - Wrzasnęła Aria - trzymaj się Fafiku! Muszę tylko znaleźć jakąś belkę, gałąź czy kij i wyciągnę cię spod tego drzewa.

Dziewczyna zaczęła biegać w kółko szukając czegoś, czym mogłaby podeprzeć zwalony pień drzewa.

- Dam radę, dam radę, na pewno dam radę. Wyciągnę cię stamtąd, wyciągnę, dam radę, zobaczysz. - Bełkotała raczej sama do siebie niż do nieszczęsnego stwora, który i tak najprawdopodobniej nic z tego nie usłyszał.

Drągów nadających się na podpory było sporo i szybko znalazła jeden z nich. Potem przyłożyła go pod pień drzewa, w punkcie podparcia i pchnęła z całych sił. Ku jej zaskoczeniu ogromny pień powędrował w górę bez najmniejszego problemu, wręcz odrzuciła go w bok, jakby był tylko pustą kłodą. Uwalniając stworka z pułapki odsłoniła przy okazji jego pogruchotane nogi. Połamane kości wystawały z ciała pokrytego ciemną jak inkaust krwią przebijając się przez ubranie.

- Czarny … kryształ … uciekaj… Łowca… poczuje… uciekaj…. - Bełkotał coś stwór bez ładu i składu.

- Jesteś w szoku. To normalne w takiej sytuacji. Zaraz, zaraz coś... Jak to było? Co mam robić? Już wiem. Zatamować krwawienie? Unieruchomić? Cholera jasna! Nic nie pamiętam. Trzeba było nie odchodzić tak wcześnie ze skautów i przyłożyć się do nauki pierwszej pomocy. Czekaj, czekaj. Zobaczymy. Najpierw ocenić obrażenia. Czy jest jakiś duży upływ krwi?

Aria przyglądała się stworkowi. Na jej oko to wyglądało bardzo źle. Dziewczyna czuła jak jej serce tłucze się w piersi i wiedziała, że panika nadciąga wielkimi krokami. Żeby ją powstrzymać zaczęła znowu mówić.

- Wygląda nie za dobrze, ale przecież ty nie jesteś człowiekiem, więc może masz inny metabolizm, wytrzymałość, inaczej się leczysz i się okaże, że dla ciebie takie coś to nic wielkiego. Prawda? - Zapytała z nadzieją w głosie.

W tym samym czasie przeszukiwała już swój plecak w poszukiwaniu apteczki. Wprawdzie jej apteczka składała się w głównej mierze ze zwykłych plastrów, plastrów na odciski, kremów łagodzących poparzenia słoneczne i leków na biegunkę, ale były tam też ze dwa bandaże i opaski uciskowe. Aria wydobyła w końcu upragniony pakunek.

Tylko, że jej podręczna apteczka była jakaś inna. Znalazła w niej a i owszem normalne bandaże, ale miejsce plastrów zajęły ziołowe kompresy, tabletki zamieniono na sproszkowane zioła, a maści zastąpiono inaczej pachnącymi mazidłami, nożyczki jednak pozostały normalne.

- Co to?! Ktoś mi graty podmienił? – Zaskoczona Aria przeglądała swoją odmienioną apteczkę - Zresztą nieważne. Najważniejsze, że mam bandaż.

Dziewczyna ze średnią wprawą zabrała się za bandażowanie jak jej się wydawało najpoważniejszych ran stworzenia.

- Będzie dobrze. Zobaczysz. - Powtarzała ciągle z uporem maniaka.

- Pójdziemy do tej twojej miejscowości i wezwiemy pomoc. Musisz mi tylko pokazać, w którym to kierunku.

Dłonie Arii poruszały się tak, jakby żyły własnym życiem. Bandaż zwijał się nadspodziewanie zwinnie i skutecznie. Dociskał rany, powstrzymywał cieknącą krew o dziwnej barwie. Ze zdumieniem ujrzała, że pod jej skórą lśnią maleńkie znaczki. Zawijasy, esy-floresy cieniutkie jak pismo wyrysowane wyjątkowo drobnym rapidografem. Dłonie zaczynały ją swędzieć, jakby zaatakowała ją jakaś paskudna alergia, lecz poza tym czuła jeszcze, że jej skóra jest dziwnie ciepła, jakby wewnątrz, w mięśniach i palcach ktoś rozpalał jej drobne płomyczki.

Aria starała się skupić na wykonywanym zadaniu, w przeciwnym razie zaczęłaby drapać swędzące dłonie, a na to nie było czasu. Wiedziała o tym, poza tym stworek mówił żeby się spieszyć. Tyle, że dziewczyna nie wiedziała, o co dokładnie mu chodziło. Fakt, że musiała szybko udzielić pierwszej pomocy był jasny, ale on twierdził, że powinna uciekać. Dlaczego? Czy chodziło o ten kryształ, który ktoś jej podrzucił? Właściciel weźmie ją za złodziejkę i wymierzy karę? Powinna zabrać kryształ żeby go zwrócić czy lepiej go tutaj zostawić? I co z Faflukiem? Pobiec do wspomnianego przez niego miasta po pomoc czy spróbować go tam dostarczyć. Aria przypomniała sobie moment podnoszenia drzewa. Lekkość, z jaką przerzuciła wielki pień zaskoczyła ją. Jej wyczyn sugerował, iż dobrze wyciągnęła pierwsze wnioski. Tutaj było inaczej. Takie rzeczy jak siła, ciężar nie działały w normalny sposób. To musiała być próba. Ktoś poddawał ją próbie. Nieistotne było jak coś zrobi, ale czy to zrobi.

Skończyła. Zabandażowała rannego najlepiej jak potrafiła. Schowała rzeczy do plecaka, zarzuciła bagaż z powrotem na plecy i ponownie uklękła przy Raku- faku.

Delikatnie dotknęła dłonią paskudnej twarzy.

- Hej! Obudź się. Żyjesz? Musisz się obudzić. Nie wiem, dokąd pójść po pomoc. Hej, Faf-faku. Hej.

Dłonie przestały świecić. A stwór nie odpowiadał. Stracił przytomność lub umarł. Nie wiedziała. A ją, dla odmiany rozbolała głowa.

- Nie no nie mogę cię tak zostawić samego. I co z tym kryształem?

Aria wzięła głęboki wdech próbując skupić myśli. Ból głowy jej w tym nie pomagał.

W końcu złapała leżący w trawie kryształ przez materiał bluzki i wcisnęła go do bocznej kieszeni plecaka.

Tym razem nic się nie wydarzyło. Kamień wydawał się spokojny, chociaż nadal coś w nim migotało, przelewało się i błyskało.

Kiedy uporała się z kryształem przykucnęła przy nieprzytomnym albo martwym stworku. Wsunęła ręce pod ciało stworzenia.

- No to sprawdzimy moją teorię - powiedziała prostując nogi.

Wstała bez najmniejszego wysiłku, prawie w ogóle nie odczuwając dodatkowego balastu. Ruszyła na poszukiwanie miasta Corocz.
 
Ravanesh jest offline