Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 19:51   #8
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Szafran żył chwilą, dlatego też ważniejszym było dla niego wzbudzenie zainteresowania wśród swoich słuchaczy, niż obecność na jakimś mało istotnym apelu, który przecież nie mógł wnieść nic ciekawego do jego barwnego życia.
Pląsał więc swoimi zgrabnymi palcami po strunach lutni, od czasu do czasu puszczając oko do któregoś ze słuchaczy lub uśmiechając się zawadiacko.
W końcu jednak melodia ustała, a Szafran spojrzał po swoich wiernych słuchaczach-degeneratach. Rozsiadł się wygodniej.
- Znałem kiedyś pewną piękną kobietę - zaczął teatralnym tonem, jakby właśnie występował przed wielką publiką. - Zawarłem jej tragiczną historię w pieśni, którą chciałbym was uraczyć. Uprzedzam jednak, że jest to pieśń raczej smutna.
Po tych słowach znów chwycił za lutnię i zaczął wygrywać melancholijną melodię, by po chwili dołączyć do tego również swój śpiew.

Lady Moraine, Sylvia Moraine
Rudowłosa czarodziejka
Wierzba płacząca, tam, gdzie brzeg
zielonym okiem zerka.

Wśród wzgórz zielonych, gdzie czarny las
żyła ta czarownica
W świetle księżyca i blasku gwiazd
zioła zbiera i znika
Dawno nie widział już czarny las
jak śpiewa o słońca wschodzie
Bo ona kiedy dnieje blask
w źródlanej przegląda się wodzie

Pełnia księżyca, raz na jakiś czas
uwalnia czary elfie
na uroczysku nieziemski blask
mrok gęsty jak grzywa Kelpie
minęło chyba już ze sto lat
od tamtej nocy pamiętnej
gdy obdarzony czarem driad
uwiódł elf czarodziejkę

Aeriador z Seelie, książę Sidhe
tak się w Moraine zauroczył
że kiedy chciała odrzucić go
sypnął jej proszkiem w oczy
a taki jest pyłu faerie czar
że gdy się ze łzą zmiesza
w serce się wedrze, rozpali żar
spokoju nie zazna dusza

Lecz elfia miłość – mgnienie barw
na skrzydłach u motyla
Aeriador z Seelie, piękny elf
nad inna urok rozpyla
lecz nie znał on tej potęgi złej
co Sylvii sercem miota
“Niech cię dopadnie, ach! w chwili tej
jak serce niestałe – brzydota”

Do królowej elfów Sidhe
Aeriador przyszedł zgnębiony
“Niech pożałuje dzisiaj ta
przez którą żem tak oszpecony”
A że te Sidhe to mściwy lud
choć Aeriador uleczony
w wierzbę zamienią Sylvię Moraine
co serce miała zranione

Wierzba Moraine, Sylvia Moraine
gdy pełnia na niebie niedługa
zza rudych włosów Sylvia Moraine
zielonym okiem mruga.

Potem zamilkł i zamyślił się, pozwalając również reszcie zanurzyć się w krótkiej refleksji. Tak też uczynili, przetwarzając znaczenie pieśni we wspólnej ciszy, dopóki bard nie poczuł czegoś mokrego, a zaraz potem usłyszał równie mokre zaciągnięcie nosem. Obok niego znowu była blondwłosa piękność, która wyjrzała zza jego rękawa i przez chwilę patrzyła się załzawionymi oczami, by wreszcie zrozumieć, jak musiało to wyglądać.
- Ja nie... tylko wytarłam oczy... - zrobiła się czerwona jak burak.
- Piękna pieśń - odezwał się mężczyzna w dużym, słomianym kapeluszu, który zakrywał cieniem prawie całą jego twarz, dopóki nie podniósł głowy. - Można by ją utopić w trzęsawisku. Nawet elfy wiele się nie różnią od tych z puszczy, po prostu nie potrafią odpuścić...
Szafran, trochę zniesmaczony zachowaniem blondynki, odsunął od niej swoją rękę, podejrzliwie przyglądając się przez chwilę rękawowi. Potem przeniósł wzrok na mężczyznę w słomkowym kapeluszu.
- Elfy to dumne stworzenia, które nie przyjmują porażki, do tego niezwykle piękne. - Szafran rozmarzył się na moment. - Poza tym są bardziej wyrafinowane w swoich działaniach, niż zwykli, prości ludzie. Nie wystarczyłoby im utopienie biednej Sylvii w trzęsawisku. Umarłaby i nie miałaby już czego żałować. A tak, zamieniona w wierzbę, ma całą wieczność na smutek i żal po swoich czynach.
Szafran znów spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się pocieszająco.
- Otrzyj swoje łzy, bo choć pięknie rozświetlają twoje różowe policzki, to zaraz napuchniesz i nie będzie już co podziwiać - powiedział pół żartem, a pół serio.
Zawstydzona dziewczyna odsunęła się od Szafrana, chowając twarz tym razem już za swoim rękawem. Przetarła oczy i zawiesiła wzrok na ziemię pod stopami. Zaczęła kopać mały kamyk swoją drobną stópką w sandałku.
- Niepoprawny romantyk, tak się zachłysnął widokiem, że aż nie zauważył faktów - skwitował uśmiechnięty kapelusznik.
Zdjął z głowy nakrycie, ujawniając pełnię swojego chudego lica, zapadniętych policzków, swoich szarych, podkrążonych oczu i zmierzwionych włosów koloru równie słomianego, co kapelusz.
- Miałem na myśli Trzęsawisko Łez, to miejsce na północy wybrzeża. Wiele opowieści o nim słyszałem i ta pieśń by pasowała jak ulał. Może na dnie tam wierzba rośnie i tak zawodzi?
- Zaraz i ty odlecisz - parsknęła ruda kobieta, która przez cały czas wylegiwała się na stercie beczek. - Zagraj coś jeszcze, tylko weselszego. - zaproponowała, nie ruszając się z miejsca, nawet nie zwracając bezpośrednio do barda, a jedynie patrząc w niebo.
Szafran zamyślił się nad słowami chudego mężczyzny o włosach koloru jego słomianego kapelusza. To prawda, słowa piosenki idealnie pasowały do tego miejsca, choć Szafran po raz pierwszy o nim słyszał. Trochę go zaciekawiło czy faktycznie mógł znaleźć tam ową płaczącą wierzbę, choć bardzo w to powątpiewał, bo prawdziwa Sylvia miała się całkiem dobrze, choć jej serce rzeczywiście zostało złamane przez pewnego przystojnego barda o szmaragdowych oczach.
- Coś weselszego się wam marzy, hę? - zapytał w końcu Szafran, kiedy powrócił myślami do miejsca, w którym siedział i jego publiki. - Niech więc będzie, wszystko dla mych wspaniałych słuchaczy! - zaanonsował teatralnym tonem i zaczął wygrywać wesołą i nawet trochę skoczną melodię na swojej lutni, a do tego dołączył całkiem zabawny tekst piosenki.

Od kiedy sięgam myślą
Marzyłem zawsze by
Elficką mieć urodę
I stąd w mych oczach łzy
Niziołkiem wszakże jestem
I to nie zmieni się
I wcale nie pomaga
Że matka śpiewa że:

Tak dobrze być niziołkiem
I w norce mieszkać swej
Uprawiać sobie rzepę
I gulasz robić z niej
Jak dobrze być niziołkiem
Spokojne życie wieść
I martwić się tylko tym
Aby dobrze zjeść

Czas mija a ja marzę
I złość ogarnia mnie
Wszak chciałbym być elfem
Jak jedwab włosy mieć
Niziołkiem jednak jestem
Na stopach czeszę sierść
I wcale nie pomaga
Brata mego pieśń

Że dobrze być niziołkiem
I z norki prysnąć raz
Przeżyć swą przygodę
W elfiej puszczy póki czas
Jak dobrze być niziołkiem
I w elfce durzyć się
I zawsze mieć na oku
To co kręci mnie

Pół-elfka, która do tej pory zajmowała się przez większość czasu cichą rozmową, zachichotała, jednak nie z powodu treści piosenki, a niziołka, który był dotychczas jej rozmówcą i przy drugim refrenie, zaczął pogwizdywać, jakby znał melodię. Niziołek natychmiast przestał, gdy doszła go reakcja dziewczyny i wstał zawstydzony, ale ona nie dała mu spokoju, biorąc go w skoczny tan. Czerwony jak burak, podrygiwał, trzymany za ręce przez pół-elfkę. Wyglądało to niemal tak, jakby bawiła się bezwiedną lalką.

Czas mija – ja poznaję
Dziewczynę – taki los
We wszystkim mnie wyręcza
Gdy narzeczeństwa czas
Lecz gdyśmy się pobrali
Na pole zagnała mnie
I wcale nie pomaga
Podśpiewując że

Tak dobrze być niziołkiem
I mężulka miłego mieć
Co pierze i gotuje
I łóżko grzeje też
Tak dobrze być niziołkiem
W fotelu miękkim tkwić
Czytając dobrą książkę
Fajeczkę sobie ćmić

Tu miarka się przebrała
Jak osa chodzę zły
Wywijam mokrą ścierką
Jak trzeba po łbie dam
I wtedy mnie olśniło
Być elfem – to nie sen
I z piosenki mojej matki
Morał wyciągam ten

Że dobrze być niziołkiem
I żyć ze dwieście lat
I z wioski się nie ruszać
Być z rolą za pan brat
Jak dobrze być niziołkiem
I w norce swojej tkwić
Wszak żona moja nie jest elfką
– nie będzie wiecznie żyć.

Szafran zakończył swoją piosenkę z uśmiechem i spojrzał po swojej publice.
- Piosenki tej nauczył mnie pewien zacny niziołek, którego dawno temu poznałem na swojej drodze - poinformował, odkładając ostrożnie instrument obok siebie, jak gdyby był niemowlęciem.
Zgromadzenie było zachwycone i opłaciło muzyka brawami. Weselsza atmosfera udzieliła się nawet osobom, które dotychczas tylko z daleka podsłuchiwały, co też działo się w kąciku Szafrana. Chyba jedyną osobą, która nie zaklaskała, była ruda, wciąż gnijąca na beczkach.
- Brawa zasłużone, taka nuta pośród przygnębienia jak balsam na samo serce - podsumował kapelusznik.
W tle widowni tego przedstawienia znalazła się jednak jeszcze jedna osoba, która nie wyrażała jawnego entuzjazmu owym przedstawieniem. Nie dlatego, że się nie podobało, ale podczas wielu lat pobierania nauk w zakonie Poszukiwaczy Skruchy i Odkupienia, Albin nauczył się nie przejawiać krzty emocji niezależnie od sytuacji. Miało to zapewne na celu jeszcze większe podbudowanie złej sławy krążącej wokół jego zakonu.
Niemniej, kiedy bard zakończył swą grę, Kat spokojnie przedarł się przez mały tłum i stanął z nim oko w oko.
- Piękna pieśń - powiedział to w tak bezbarwny sposób, że Szafran nie mógł być pewien, czy Kat mówi poważnie, czy właśnie się z niego nabija. Zaraz jednak Albin omiótł spojrzeniem pozostałych zebranych i zmienił temat. - W ciągu godziny wyrusza zwiad na zachód. Każdy, kto ma choć trochę odwagi i chęci może dołączyć. Jednak z pewnością przydałby się również ktoś, kto przez swoje życie miał okazję zdobyć nieco doświadczenie podczas różnych przygód i podróży.
Wraz z ostatnimi słowami spojrzenie Kata ponownie padło na Szafrana. Przez ostatnie dni Albin siedział raczej na uboczu, jednak nawet do jego uszu doszły opowieści o owym bardzie. Ktoś taki mógł się przydać w jego drużynie. O ile oczywiście plotki o nim były prawdziwe.
Szafran przez chwilę zastanawiał się nad słowami mężczyzny, jednocześnie wpatrując się w niego badawczo. Cóż, skoro został postawiony przed taką sytuacją, nie mógł odmówić! Jeszcze ucierpiałaby na tym jego duma i reputacja, jaką zdążył sobie wyrobić wśród tych wszystkich niedobitków obozujących w Bastionie.
Uśmiechnął się zawadiacko do Albina, po czym wyprostował się i zgrabnym ruchem wskoczył na jedną ze skrzyń. Teatralnie ukłonił się, zdejmując kapelusz z głowy.
- A zatem! - zaczął, ponownie się prostując i patrząc na wszystkich z góry. - Ja, bard Szafran, wyruszam na kolejną przygodę, mając nadzieję, że powrócę z nowymi pieśniami, sławiąc niezwyciężonych bohaterów!
Nie pokazał ani trochę, jak bardzo nie w smak mu było ruszanie swojego zgrabnego tyłka z w miarę bezpiecznego obozu. Chwycił za to za swoją lutnię i plecak z całym dobytkiem i zaraz stanął u boku Albina.
- Za piętnaście minut przy zachodniej palisadzie. Weź ze sobą najważniejszy sprzęt i prowiant - rzekł zwięźle Kat, po czym spojrzał na pozostałych. - To się tyczy każdego chętnego.
Nie marnując więcej czasu, Albin odwrócił się niespiesznie i opuścił zbiorowisko. Miał nadzieję, że nie będzie później żałował zwerbowania barda.
Szafran natomiast ukłonił się pięknie zebranym słuchaczom, puścił oko do wciąż pięknej blondynki, a do mężczyzny w kapeluszu skinął głową. Reszcie posłał szelmowski uśmieszek i ruszył na miejsce zbiórki.
- Tona parującego gówna... - powiedziała ruda, kiedy oddalił się Albin i Szafran.
- Co proszę? - zdziwiła się pół-elfka.
Inni też nie byli zachwyceni rubaszną uwagą.
- Przecież to jest bzdura. - Wreszcie podniosła się z drewnianego łoża, ukazując wszystkim swoje pospolite lico, kanciastą szczękę i silną sylwetkę. - Nie zrozumcie mnie źle, mnie też się podoba, jak sobie brzdęka, ale wyjść tam i dać się zabić? Popatrzcie na niego, te przechwałki to pic, toż to pizda nie facet.

Tekst obu piosenek autorstwa Basi Karlik.


 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 15-01-2017 o 20:14.
Pan Elf jest offline